Patokracja.
W dyskusjach na temat możliwych systemów politycznych - najczęściej w kontekście zastąpienia demokracji - od czasu do czasu zdarza się trafić na cytowane przez ludzi stwierdzenie Winstona Churchilla: "Demokracja to najgorszy system, ale nie wymyślono nic lepszego". Jest to prawda, jednak nawet najlepsza możliwa diagnoza z posiadanych, jeśli nie jest dobra to nie jest skuteczna. Z kolei to co nie jest skuteczne należy wymienić. Jednak to nie tekst o tym jaki konkretnie system należałoby wprowadzić, a o powodach promowania przez demokrację różnego rodzaju patologii.
Przedstawicieli wybiera się, ale na tym "władza ludy" się kończy, bo potem polityka zaczyna żyć własnym życiem. Jest to wręcz demokracja fasadowa, a nie jakiekolwiek rządy. Lepszy rozwiązaniem byłaby demokracja bezpośrednia, bo dająca ludziom realną władzę. Potem nasi wybrani przedstawiciele - którzy przez większość czasu sami sobie rzepkę skrobią - budzą się, kiedy przychodzi do wyborów. Czego oni wtedy nie obiecują... Dlaczego w okresie wyborów składają obietnice bez pokrycia? Ponieważ praca w strukturach rządowych i w polityce jest dochodowa i ciężko tutaj mówić o jakiejkolwiek regulacji, kiedy władzę mają osoby przyspawane do stołków; szef w firmie może obniżyć pensję pracownikowi, a który karp będzie głosował za Wigilią (czyt. jaki poseł sam sobie obniży pensję bez oporów)? Brakuje mechanizów zdolnych złamać tego typu interesy rządzących, and którymi kontrola jest tylko jedna - wybieralność. Do tego fakt wybieralności zmusza do gry o popularność. Stąd też podczas efektownych wypadków próby pokazania jakim się jest dobrym człowiekiem i wydawanie pieniędzy rządowych rodzinom ofiar wypadków, które to pieniądze idą z naszych podatków. Dodam także, że przecież w standardowym, cichym wypadku rodzina ofiary tego typu bonusów nie dostaje. Co się potem dzieje? Ludzie się przyzwyczajają. Politycy się przyzwyczajają i takie zachowania stają się normą. Nikt niczego nie zmienia, a skoro system patogenny pozostaje ten sam to i rządy robią powtórkę z rozrywki. Ludzie wymieniają rząd na inny, który z kolei robi to samo. Czyż to nie jest wyjaśnienie dla socjologicznego problemu, że ludzie rozczarowani poprzednimi rządami cały czas wybierają inną partię i skaczą z kwiatka na kwiatek? (Socjologowie uważają nas naród za nieprzewidywalny.) Z kolei, skoro żadna partia nie wygrała jeszcze dwa razy z rzędu, to nie ma planów długofalowych, bo rząd żyje od wyboru do wyboru i nie zakłada, że będzie mógł swoją politykę kontynuować. Znowu wychodzi na powierzchnię kwestia przyzwyczajenia. Ponadto wspomiana gra pod publikę, która wybiera, każe unikać trudnych decyzji, decyzji mogących nam wszystkim w przyszłości być bardzo na rękę, bo obrażony lud wybierze kogo innego, więc lepiej go nie drażnić i odkładać rozwiązania trudnych problemów w nieskończoność. A potem słyszy się, że bez drastycznych zmian coś za chwilę nie wytrzyma. Jak ma wytrzymać, skoro ze względu na krótkowzroczny lud nie wprowadza się dobrych rozwiązań? Nie mówię już o chorych rozwiązaniach systemowych, które są wynikiem braku kontaktu polityków z rzeczywistością. Choćby sposób zdobywania prawa jazdy - tworzy się prawo, którego potem, po zdobyciu prawa jazdy, nikt nie przestrzega i jest to tajemnicą poliszynela. A może nawet nie jest tajemnicą?
Jakie byłoby ewentualnie rozwiązanie problemu nieciągłych - a przez nie prowadzących jednolitej, wieloletniej polityki - rządów, braku kontroli nad rządzącymi, braku realnej władzy ludu, nieekonomicznych decyzji i chorego prawa? Należałoby zmodyfikować lub całkiem zmienić system, bo obecna demokracja od około dwudziestu jeden lat się nie sprawdza.
9 komentarzy
Rekomendowane komentarze