Skocz do zawartości

Knockersa Blog

  • wpisy
    312
  • komentarzy
    2083
  • wyświetleń
    221104

Pisać każdy może :mróz lufy:


Knockers

412 wyświetleń

- ? kolejny mroźny i deszczowy, listopadowy wieczór. Pozdrawiamy drogowców, jacy z was masochiści! Tu Rockture. Nadajemy to, co chcemy! Teraz zupełnie świeży kawałek?

Po oświetlonym magazynie roztoczył się hałas jakiegoś trash ?metalowego kawałka w zupełności zagłuszając odgłos deszczu bębniącego w żelazną blachę dachu. Na prześle obok radioodbiornika siedział strażnik. Cherlak około trzydziestki z ostrzyżonymi włosami w brudnym, granatowym uniformie.

Wtem żarówka nad jego głową eksplodowała, a jej okruchy spadły na podłogę. Z nią zaczęły pękać kolejne, aż cały magazyn obtuliła ciemność.

- Hej, co kur... jest?!- zdenerwował się strażnik- Co z tym światłem?

Wyjął komórkę i jej mętnym światłem oświetlił sobie stół. Od razu zobaczył radio. Złapał za korbkę od głośności i zaczął nią kręcić. Muzyka jednakże, zamiast niknąć stała się głośniejsza. Przerażony szarpnął ręką i niechcący przewrócił radio i komórkę, która to z impetem rozbiło się o podłogę.

- Kur?!

Poczuł chłód lufy pistoletu na swojej skroni. Przeraził się. Nie wiedział, co robić. Krzyczeć?- Zginie. Wyrywać się?- Zginie? Zachować spokój? Tak? To najlepsze, co może zrobić. Czuł pewny ucisk w okolicach klatki piersiowej. Miał na sobie chłodny, pachnący miętową gumą do żucia oddech.

- Rozkład dyżurów w bazie na piątek. Najlepsze pozycje snajperskie, wasze najgorzej ochraniane miejsca? Migiem.

- Ale ja nie wiem? Ja jestem tu tylko strażnikiem. Strażnikiem? Ja jestem tu tylko. Nigdzie indziej. Przysięgam. Na Boga. Kur...

- To się dowiesz?

Napastnik przesunął do siebie rękę i tarcza zegarka od Oscara Emila błysnęła w ciemności.

- ? za dziesięć minut. Żadnych sztuczek. Migiem, albo to będzie twoja ostatnia audycja, jakiej słuchasz.

- Ale ja serio nie dam rady. Kur... Nie jestem Jezusem.

- To nim zostań. Dziewięć minut?- głos zimny, zdecydowany. Zdawał się pochodzić od osoby o stoickim spokoju, wyrafinowanej i bezwzględnej nie pierwszy raz biorącej udział w podobnej operacji.

- Zobaczę, co da się zrobić?

- Zaraz skończy nam się kolejny mroźny, listopadowy wieczór. Pozdrawiamy drogowców, jacy z was masochiści! Tu Rockture. Nadajemy to, co chcemy! Teraz zupełnie świeży kawałek?

W magazynie rozbrzmiał singiel promujący nową płytę Dragona. Mętne światło gołej żarówki padło na mężczyznę w czarnym, mocno przylegającym do ciała kombinezonie. Przechodził przez otwarte okno, po czym zwinnie, niedosłyszalnie zeskoczył na podłogę. Szedł potem w pochylonej pozycji. Bardzo powoli.

- Jestem na miejscu. Ktoś tu jest. Gra głośna muzyka. Zagłuszy mnie. Nie powinno być problemów.

Mówiąc to żuł mocnego orbita. Niektórzy mają w zwyczaju żuć gumę, aby nadać sobie odwagi. Widać był jednym z nich. Mimo pozornego spokoju światło ukazywało pot spływający z jego czoła.

- Wolę nie ryzykować. Detonuję źródła światła.

Wyciągnął małe, w wyglądzie przypominające starą komórkę urządzono. Wystukał jego kot pin i ustawił wzrost mocy elektrycznej o silnym natężeniu. Sam zadziwił się, jak szybko wszystkie żarówki, jedna po drugiej rozbiły się od przesytu dostarczanej doń mocy. Schował urządzenie. Boże, błogosław technologię.

- Hej, co kur... jest?!- usłyszał piskliwy głos strażnika- Co z tym światłem?

Mężczyzna zaczął iść w jego stronę. Nie musiał włączać żadnych latarek, czy innych noktowizorów. Orientował się w ciemności.

Tuż przed nim strażnik oświetlając sobie komórką próbował wyciszyć radioodbiornik. Pokręcił jednakże za nie tą korbkę i radio, a za nim komórka roztrzaskały się o ziemię.

- Kur?!

Mężczyzna szybko wyciągnął pistolet kalibru 9 milimetrów. Jego lufę przystawił do skroni strażnika. Wolną ręką złapał go tak, żeby nie mógł się wyrywać, nogą zaś podkręcił nogę strażnika tak, że jakby puścił, to strażnik zaliczyłby upadek. Przychylił się w jego stronę.

- Rozkład dyżurów w bazie na piątek. Najlepsze pozycje snajperskie, wasze najgorzej ochraniane miejsca? Migiem.

Silił się na pewny siebie, bezwzględny ton. Do perfekcji opanował modulację głosu. Musiał. W jego fachu jest to wymagane.

- Ale ja nie wiem? Ja jestem tu tylko strażnikiem. Strażnikiem? Ja jestem tu tylko. Nigdzie indziej. Przysięgam. Na Boga. Kur...

Niemal, że czół niepokój i zdezorientowanie strażnika. Jako człowiek współczuł mu. Jako żołnierz gotowy byłby go zabić, jeśli tylko otrzymałby takowy rozkaz. Musiał być uległy zasadom. W jego fachu jest to wymagane.

- To się dowiesz?

Tylko taka odpowiedź przyszła mu na myśl. Nonszalancko sprawdził godzinę za swoim Oscarze Emilu. Była to jego jedyna pamiątka po ojcu, cenił sobie bezpieczeństwo tego zegarka. Służył mu wiernie przez lata i żołnierz pragnął utrzymania się tego stanu rzeczy.

- ? za dziesięć minut. Żadnych sztuczek. Migiem, albo to będzie twoja ostatnia audycja, jakiej słuchasz.

Musiał. Po prostu musiał nadać grozy do swojej wypowiedzi. Nie mógł być miękki. To zmniejszało dystans między nim, a strażnikiem. Musiał wzbudzić respekt w tym szczerbatym cherlaku. Zachowanie dystansu. W jego fachu jest to wymagane.

- Ale ja serio nie dam rady. Kur... Nie jestem Jezusem.

Czuł, że strażnik mówi to przez łzy. Chciał go uspokoić, podnieść na duchu? Naprawdę nie jest złym człowiekiem! On to robi dla większego dobra.

- To nim zostań. Dziewięć minut?

Podniósł ton głosu. Chyba to wystarczyło, bo strażnik odparł ? Zobaczę, co da się zrobić?. Odpowiedź wymijającą, acz wskazującą, że stan rzeczy powinien ulec zmianie. Wcisnął w rękę strażnika świstek z mailem, pod jaki dostarczyć ma informację. Strażnik schował świstek do tylniej kieszeni spodni.

- Nie martwcie się! Po co wam antydepresanty? Jesień się kończy! Niedługo zima. Będziecie brodzić tonach śniegu, wpieprzać się w psie gów.no i wydacie tysiące na prezenty dla ludzi, którzy obmawiają was za plecami. Ponad to znów zostaniecie sami w sylwestra. Ale nie martwcie się! Będzie fajnie! Zaraz skończy nam się kolejny mroźny, listopadowy wieczór. Pozdrawiamy drogowców, jacy z was masochiści! Tu Rockture. Nadajemy to, co chcemy! Teraz zupełnie świeży kawałek?

Z pokoju syna rozbrzmiał trash- metalowy kawałek.

- Cisza nocna jest! Wyłącz to!

Muzyka ucichła. Ojciec pracował. Nie wolno było przeszkadzać mu w pracy. Był człowiekiem bardzo zapracowanym i żądającym dyscypliny. W jego domu wszystko musiało grać, jak w zegarku i lśnić. Odkąd zabrakło pani domu o porządek dbała córka. Radziła sobie z tym nadzwyczaj dobrze, jak na niespełna szesnastolatkę. Odkąd zabrakło mamy miała jeszcze mniej wolności, niż wcześniej. Gotowała, prała, sprzątała. Brata ciągle nie było w domu, a zapracowany ojciec ani myślał o zatrudnieniu pokojówki. Mogła sobie więc popatrzeć, jak koleżanka umawia się z jej ulubionym chłopakiem przez myte okno? Nie chciała być kopciuszkiem, ale szanowała to, co mówił ojciec. Był dla niej wzorem. Zawsze czuwał nad nią, otaczał ją troską. W swojej surowości zawsze pozostawał sprawiedliwy. Czuły. Był ojcem z rodzaju takich, których doceni się dopiero na ich łożu śmierci, gdy w ostatnim tchnieniu mówić będą, jak bardzo kochają swoje dzieci.

Ojciec pracował. Tej nocy wyjątkowo intensywnie. Miał dostać dane na temat piątkowej misji. Najlepsza pozycja snajperska, najgorzej osłaniane rejony i inne tego typu sprawy. Misja miała się odbyć w dobrze ochranianym budynku. Wykradnięcie pewnych istotnych danych i podłożenie ładunków wybuchowych i systemu namierzającego do samochodu celu. Celem był poważany, bułgarski biznesmen- Florian Dimitrow. Dzięki informatorowi ojciec wiedział, gdzie Florian się wybiera. Zamierza doprowadzić do transakcji z rosyjską mafią. W grę wchodzą wielkie pieniądze. Samochód wybuchnie najprawdopodobniej na którymś z podziemnych parkingów i zmiecie z powierzchni ziemi Dimitrowa i mafijnych cyngli. Prosty w swojej złożoności plan. Takie lubił najbardziej.

- Jestem na miejscu. Ktoś tu jest. Gra głośna muzyka. Zagłuszy mnie. Nie powinno być problemów.

Słowa zwiadowcy rozległy się po gabinecie. Facet za biurkiem uśmiechnął się. Wszystko idzie jak w zegarku.

- Wolę nie ryzykować. Detonuję źródła światła.

Jak w zegarku?

Rozbłyskana łuna z monitora oświetlała twarz mężczyzny. Miał gdzieś około pięćdziesiątki. Schludna fryzura z przedziałkiem, spod którego nie wychodził ani jeden włos, na nosie zmontowane na żyłce okulary do czytania. Pod krawatem. Jego wygląd cechowały dwie charakterystyczne cechy. Raz oczy- z lekka wyłupiaste, świdrujące zielone śledzące tekst w jakimś portalu informacyjnym. Dwa gruba blizna przechodząca przez skos twarzy od skroni po dolną część policzka. Bardzo zniekształcało to jego wielce symetryczny wygląd.

- Masz nową wiadomość!

Facet naprowadził kursor na ikonkę zamkniętej koperty i kliknął. Rozświetliła się skrzynka odbiorcza, rzecz jasna nie z tych komercyjnych. Wybrał pierwszą od góry wiadomość.

Nie było wiele treści. Większą część wiadomości zajmowała dokładna mapa z wyszczególnionymi najlepszymi pozycjami snajperskimi, droga wejścia i ewakuacji i tym podobne. Zadowolony zapisał wiadomość.

- To było Suckgroes z piosenką ?Draw the blood?. Przygnębiająca ballada, co? Szczególnie, że dzisiaj rocznica śmierci ich basisty. Roy, pamiętamy o tobie, stary! Nie martwcie się! Po co wam antydepresanty? Jesień się kończy! Niedługo zima. Będziecie brodzić tonach śniegu, wpieprzać się w psie gówn.no i wydacie tysiące na prezenty dla ludzi, którzy obmawiają was za plecami. Ponad to znów zostaniecie sami w sylwestra. Ale nie martwcie się! Będzie fajnie! Zaraz skończy nam się kolejny mroźny, listopadowy wieczór. Pozdrawiamy drogowców, jacy z was masochiści!

- Masochiści? Kurde, kto wymyśla te teksty? Jedźcie autem przez dwa kraje w ulewie, jak jesteście tacy mądrzy!

-Tu Rockture. Nadajemy to, co chcemy! Teraz zupełnie świeży kawałek?

Stary mercedes sunął ze sporą prędkością skąpaną w deszczu autostradą na gumowym, świeżo nałożonym asfalcie z radiem ustawionym na pełną głośność. Kierowca- mężczyzna około trzydziestki odebrał telefon.

- Johnson, słucham...

- Dzień dobry z tej strony biuro AD, mam przyjemność z panem Bradleyem Johnsonem?

Młody, delikatny kobiecy głos szumiał w słuchawce kierowcy.

- Przecież się przedstawiłem...

- Pamięta pan o spotkaniu?

- Tak, jestem w drodze.

- Doskonale. Kiedy się pana spodziewać?

Spojrzał na sportowe Casio.

- Około dwudziestej trzeciej, może kwadrans później.

- Doskonale. Po tym, co wydarzy się w piątek major na nowo zbuduje potężny oddział. To również pana zasługa, do zobaczenia.

_____________

Nie wiem, czy to rozciągnę. Po prostu chciałem pobawić się konwencjami i wypróbować ciekawy w pisaniu motyw narracyjny. No wiecie... Cała akcja dzieje się w tym samym momencie, widzimy ją z jednej perspektywy.

8 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Oto linki do pozostałych opowiadań zamieszczanych ba blogu: poślizg żniwa życia

Jak już mówiłem to nie jest specjalnie dopracowane. To tylko taka moja zabawa konwencją pisana przez parę minut ;)

lżejsze mi właśnie nie wychodzą, stąd ich raczej nie piszę

Link do komentarza

Czytelności opowiadaniu dodałyby wyraźniejsze przerwy - chociażby klasyczne "********************************". Ogólnie czytało się ok, ale co tu dużo mówić, nie ma tu jeszcze punktu kulminacyjnego (podejrzewam, że takowym byłby ten cały "Florian", skoro to tylko opowiadanie). Kurde, sam myślałem, żeby znowu spróbować pisać opowiadania, ale na blogu wątpię, żeby się komukolwiek chciało czytać, a jakiegoś dobrego forum na opowiadania fantasy (takie niegdyś pisałem) nie kojarzę.

Link do komentarza

Popytaj ludzi z Qfantu, oni mi swojego czasu polecili kilka niezłych for internetowych o tej tematyce, gdzie jeden gburek nieźle zgnoił moją wesołą twórczość (swoją drogą początek kompletnej (sic!) powieści)

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...