Skocz do zawartości

Knockersa Blog

  • wpisy
    312
  • komentarzy
    2083
  • wyświetleń
    221103

Pisać każdy może :Cel Umbry:


Knockers

199 wyświetleń

Zabawne uczucie leżeć sobie na dachu z okiem przyłożonym do lunety karabinu snajperskiego i czekać. Wiem, wiem, niema co się niecierpliwić. Zaraz wyjdzie z budynku i zmierzać będzie w kierunku parkingu. Tam pocisk przeszyje jego mózg, po czym rozpuści się. Strzelę akurat wtedy, gdy cel pochyli się nad drzwiami samochodu. Ciało zjedzie poń na ziemię, a nim ktoś je zauważy ja podążać już będę w stronę centrali.

Nie mogę ryzykować? Nie mogę pozwolić sobie na szwank misji, ani tym bardziej na rozpoznanie broni, z jakiej oddam strzał. Godzina siedemnasta trzydzieści pięć. Powinien już wyjść? Około kwadrans temu? Ok., może po prostu coś go zatrzymało w pracy, różnie rzeczy się zdarzają? Niefortunna sytuacja? Nie mogę nawet podnieść wzroku, a nuż przeoczę cel. Jestem profesjonalistą. Prędzej skoczę z tego pieprzonego dachu, niż narażę misję na niepowodzenie. Z każdą kolejną minutą coraz więcej potu gromadzi się na moim czole. Ręka już dawno ścierpła mi na karabinie. Wciąż patrzyłem przez lunetę na drzwi wejściowe drugie oko mając zamknięte. Wokół oka również czułem ból, luneta uciskała, mocno przywierając do ciała. Godzina siedemnasta czterdzieści osiem. Drzwi otworzyły się. Wyszła z nich kobieta w granatowym żakiecie. To nie był cel. Ten nieoczekiwanie wyszedł za nią. Tego nie było w planach? Razem szli w stronę parkingu. Cel otworzył drzwi kobiecie i ta weszła na miejsce koło kierowcy. Teraz cel. Okrążył samochód, pochylił się?

Co robić? Będę miał świadka? Kurde? Tego NIEBYŁO W PLANACH! Cel to cel, muszę dojść do jego realizacji. Za wszelką cenę. Choćby nie wiem co. Powiedziane było, że nikt nie może widzieć, jak życie uchodzi z mojego celu. Nikt nie zobaczy. Zabiję ich oboje. Jest tylko jeden problem- czy jeden pocisk zdoła przebić się przez głowę celu, aby wdrążyć się w zapewne kuloodporną szybę chroniącą kobietę, w której głowie pocisk zakończyć ma swoją drogę? Nie mogę ryzy? Jak to nie mogę? Muszę zaryzykować! Kobieta nie powinna stanowić problemu. Oczywiście, o ile przeżyje.

Poderwałem tkwiący na spuście palec. Pocisk wyleciał z lufy. Wbił się wprost w głowę celu. Ten zsunął się po samochodzie na ziemie. Przybliżyłem widok w lornetce do granic możliwości. Z tego, co widziałem kobieta była martwa. Siedziała ze zwieszoną głową przylegającą do zamkniętej szuflady samochodowej.

Wykręciłem lufę i lornetkę. Wszystko zapakowałem do walizki. To był jakiś nowy, minimalistyczny model karabinu snajperskiego. Jaki?- Nie wiem. Nie znam się. Całość zajmowała naprawdę bardzo mało i bez trudu zmieściła się w ciasnej, niemal płaskiej walizeczce. Z kieszeni wyciągnąłem telefon.- napisz wiadomość- wiadomość tekstowa- Udalo sie- wyślij? Skórzane rękawiczki schowałem do tylnej kieszeni marynarki wyciągając zeń uprzednio przeciwsłoneczne lenonki . Nałożyłem je. Wstałem i skierowałem się ku zejściu z dachu.

Niepostrzeżenie wszedłem na korytarz, stamtąd windą na dół. Wyszedłem mijając zabieganych urzędników. W pobliżu stał mój samochód. Otworzyłem go, wchodząc słyszałem ryk syreny. Głośniki radia samochodowego ustawiłem na cały regulator, a włączyłem najbardziej wieśniacką, najbardziej skomercjalizowaną stację puszczającą hity z dyskotek. Uchyliłem okno i w tej kakofonii odjechałem.

- Jak to?- zdziwił się Rowesvar- snajper na dachu budynku naprzeciwko? Skąd to niby wiecie?

- Nad twoim życiem czuwa jeden z najlepszych zespołów ochroniarskich. Nie myśl, że przeoczylibyśmy snajpera?

- A dałoby się go jakoś?- Rowesvar splótł palce w namiot i uśmiechnął się lekko.

- Moglibyśmy go zastrzelić, ale nie sądzę, że nie zauważyłby, że ktoś w niego mierzy? To zawodowiec. Tak samo, jak my. Z resztą każdy by to zauważył.

- No dobra, ale czy wiadomo, na kogo?

- Na kogo poluje?- ochroniarz uśmiechnął się- Poluje na pana. W budynku niema więcej ważnych osób. Może chodzić wyłącznie o pana.

- To co robimy?

- Kiedy jedzie pan do domu?

- Około pół do szóstej? Jak zawsze?

- Dziś ktoś pana zastąpi?

- Kto niby?

- Pana sobowtór.

- Mój?

Do gabinetu wszedł mężczyzna niemal taki sam, jak Rowesvar. Poważnie otyły, łysiejący facet pod wąsem w siwym, pasiastym garniturze.

- Dzień dobry, moje nazwisko Rodwood.

Facet ukłonił się lekko i zdjął okulary z nosa Rowesvara. Nałożył je i przycisnął do nosa kciukiem.

- Niebywałe?

- Rodwood pojedzie dzisiaj do domu zamiast pana. Spokojnie, nikt nie zorientuje się, że on, to nie on? Znaczy się on, to nie pan? Panie Rowesvar, proszę oddać kluczyki.

Rowesvar bez słowa dał kluczyki z brelokiem Skody. Jak przez mgłę widział swojego sobowtóra i barczystego ochroniarza.

- Hej, a czemu on pojedzie do mojego domu?

- Trasę zna. To najrozsądniejsze rozwiązanie- odparł ochroniarz, a Rodwood pokiwał głową.

- No ale czemu? Czemu nie ja?

- Nie chcemy, żeby panu się coś stało, prawda?- uśmiechnął się ochroniarz- Przecież tamten snajper z dachu czyha na pańskie życie?

- No ale później? No wie pan, obiadek czeka?

- Obiadek zaczeka, chyba w chwili zagrożenia życia nie będzie się pan złościł na pieczeń z mikrofalówki?

Ochroniarz, a za nim Rodwood parsknęli śmiechem.

- To co, Rodwood, idziesz?

Sobowtór kiwnął głową i już złapał za klamkę, gdy Rowesvar złapał go i przygwoździł do ściany.

- Nie, nie pójdziesz! Przecież ten snajper cię zabije! Zabije, bo będzie myślał, że ty to ja!

- On wykonuje moje polecenia!- krzyknął ochroniarz.

Ochroniarz odrzucił Rowesvara kurczowo trzymającego się swojego sobowtóra. Sobowtór spoglądał to na jednego, to na drugiego pana z zakłopotaniem na twarzy.

- A ty wykonujesz moje polecenia. To JA cię wynająłem!- wściekł się Rowesvar.

- Słuchaj mały. Powinieneś klęczeć pode mną jak tania suka i dziękować mi, że ratuje ci ten twój tłusty tyłek, panie Rowesvar. Nie wykonuję pana rozkazów.

- Ochrona!- krzyknął Rowesvar- ochrona!

- Nie wierzę!- zawołał ochroniarz śmiejąc się ironicznie- wołasz ochronę, ochronę! Przecież to JA jestem twoim ochroniarzem? Co, mam się sam uderzyć? Bawi cię sado- maso?

Rowesvar patrzył z przerażeniem to na ochroniarza, to na swojego sobowtóra.

- A ty co tak stoisz?- zapytał ochroniarz- do dzieła Rodwood, do dzieła?

- Hej, Rowesvar!- zawołała kobieta w granatowym żakiecie. Była bardzo zadbana, ani jeden włosek nie wystawał z ciasno spiętego koka, a ubranie miała bardzo schludne i dopasowane do jej figury. Makijażem starała się zakryć zmarszczki.

- Hej- odpowiedział niepewnie Rodwood- jak tam?

- A jak ma być? Rozmawialiśmy chwilę temu, Rowesvar? W twoim gabinecie? Miałeś podwieźć mnie do domu?

- Ach tak- odparł szybko zdenerwowany sobowtór- pamiętam, jasne?

Myślał teraz, jak spławić kobietę. Oboje podążali w stronę wyjścia.

- Tylko? No, śpieszę się do domu? Czeka na mnie? obiad. Tak, obiad.

- Do domu?

Kobieta zatrzymała się z wyrazem zdziwienia na twarzy.

- A ja? A co ze mną? Już nie pamiętasz, co robiliśmy przed lunchem?

- Jasne, że pamiętam- powiedział Rodwood siląc się na pewny ton.

- No właśnie? Gdy robiłam ci dobrze mówiłeś, że tylko ja jestem dla ciebie ważna.

No dobra? Tego Rodwood najmniej się spodziewał. Widać niezłe ziółko z tego Rowesvara?

- No właśnie. Jesteś. Dlatego nie powinienem brać cię ze sobą.- Rodwood sam nie widział, kiedy z jego ust wypłynęły te słowa. Chyba postąpił najlepiej, jak mógł.

- Dziwnie się zachowujesz? Co ci jest?- zapytała się kobieta.

- Nic. Kompletnie nic.

Poszli dalej. Najpierw kobieta, za nią Rodwood. Kierowali się w stronę parkingu. Rodwood otworzył drzwi kobiecie, po czym obszedł samochód, by otworzyć je ze swojej strony. Nim kluczyk znalazł się w zamku fragmenty jego mózgu rozbryzgały się na szybie, która to pękła z impetem, a on sam zsunął się po samochodzie za ziemię. Kobieta tkwiła chwile w dziwacznej pozie, udając ofiarę celnego strzału. Następnie wyszła z samochodu, wzięła klucze z ziemi i odjechała, pozostawiając w samopas to, co pozostało po Rodwoodzie.

Gdy oddaliła się na parę przecznic od miejsca zdarzenia zaparkowała. Złapała się za włosy i pociągnęła je przed siebie. To była peruka. Za nią kobieta miała ścięte na jeża, czarne włosy. Następnie złapała się za górną część czoła i ściągnęła z twarzy idealnie przylegającą, sylikonową maskę. Później delikatnie wyjęła z oczu soczewki. Cały ten zdjęty asortyment schowała w szufladce. Następnie ściągnęła żakiet ukazując koszulę napinającą się mocno na jej niedużych, sterczących piersiach. Nałożyła na nią czarną, skórzaną kurtkę.

Umbra , tak nazywa się organizacja, do której należę. Zrzeszenie najlepszych płatnych zabójców na świecie. Co prawda jestem tam tylko szarym człowieczkiem, jakich tak wiele, ale sama obecność tamtym gronie jest niejakim przywilejem. Budzę się jako najnudniejszy człowiek na ziemi, słucham zażaleń mojej żony i lamentów moich dzieci. Jem nazbyt ściętą jajecznicę na tłustym, kalorycznym bekonie, wszystko popijam rozpuszczalną lurą reklamowaną w telewizji, a więc bardzo dobrą i jadę do pracy. Starym ciemnozielonym Audi. Udaję, ciągle muszę udawać. Przed wszystkimi. Przed bliskimi i sąsiadami udaję nudnego krawaciarza na usługach ogromnej korporacji. Przed mocodawcami udaję osobę bezkompromisową i pewną siebie. Przed sobą udaję dobrego człowieka, którym na pewno nie jestem. Ciągłe zabijanie ludzi nie mieści się w ramach dobroci. Tak, mam wyrzuty sumienia. Wciąż mam przed oczami swoje ofiary, na rękach czuję ich krew? Czy jakbym dostał od Boga kolejną szansę na życie robiłbym coś innego? Byłbym lekarzem, prawnikiem, logistą? Nie sądzę. Pomimo moralnych rozterek uważam, że to, co robię ma sens.

________________

Zabawy konwencją ciąg dalszy. To wyżej jest starsze, niż wpis poprzedni. Właściwie o tym zapomniałem, jednakże widząc powiązania pomiędzy fabułami obu utworów zdecydowałem się to wrzucić. Na pewno opowiadanie powyżej ma w sobie więcej akcji, niż poprzednie, a więc czytanie powinno być znacznie strawniejsze. Może i w prozie powyżej nie wspiąłem się na wyżyny moich ambicji i umiejętności, ale przeczytać można. Normalny wpis, jaki zamieszczę po niedzieli jest już szkicem, także miejcie się na baczności, jeśliście zainteresowani. Aha, nie mogę zrobić akapitu...

8 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Nie zmniejszę czcionki, taka mi odpowiada.

Co do banałów... Jak już poniżej tekstu wspomniałem to nie jest szczyt moich literackich możliwości, tylko jakieś głupie opowiadanko. Co do sobowtóra... Jak wiele o nim wiesz? ;)

Link do komentarza

Nie, po prostu jest takie jakby .. niedopowiedzenie, więc snuje "Co by było gdyby..". Znam ficzera. Już nawet ustawiłem jako domyślne ustawienie na twoim blogu :P. Po prostu to taka rada-wujka-mrozu.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...