Skocz do zawartości

Blog. Taki do czytania

  • wpisy
    7
  • komentarzy
    13
  • wyświetleń
    2294

Drzemka cz. 1


Killim

274 wyświetleń

Pierwsza część mojego dłuższego projektu, na pomysł wpadłem słuchając tego:

http://www.youtube.com/watch?v=qGufUYd_Bdk

Otwarłem oczy. Wstałem. Pomieszczenie w którym się znajdowałem zdawało się być bardzo małe. Podłoga, sufit, ściany były białe. Dotknąłem jednej ze ścian. Moja ręka nie napotkała jednak oporu. Zaczęła powoli wnikać w ścianę. Lekko zdezorientowany oparłem się całym ciałem o ścianę. Po kilku sekundach ściana zniknęła a przede mną ciągnął się...no właśnie, co? Niby tunel, ale zbudowany z zbudowany z tkanki. Tkanka ta pulsowała. ?Tu się narodziłem? - pomyślałem. Nie wiedzieć czemu, ta z pozoru absurdalna myśl wydawała mi się prawdziwa. Przede mną była jedynie ciemność. Widziałem może na trzy metry.

Przeszedłem kilka kroków. Na podłodze zobaczyłem sztylet. Zdobiony, wykonany z jakiegoś czerwonego tworzywa. Wydał się okropnie znajomy. Po chwili uświadomiłem sobie, że kiedyś go użyłem. Obudziło się we mnie jakieś wspomnienie. Kompletnie nie pasujące do mojego szarego życia pracownika korporacji.

Wbijam nóż w szyję jakiegoś starszego człowieka. Mówię:

-To nic osobistego.

Po chwili pojawiają się strażnicy, słudzy mężczyzny. Twarze są pokryte szczeciną. Ogony zakończone są czymś ostrym, w rękach dzierżą włócznie. Zbliżają się ostrożnie do mnie. Uśmiecham się lekko i podnoszę rękę. Biała energia powoli wydostaje się z mojej ręki. Istoty zaczynają uciekać. Na próżno. Energia, uformowana już w liny, łapie je za szyję i dusi. Stworzenia wydają z siebie przerażający bulgot. Przechodzę po ich wielkich ciałach.

Otrząsnąłem się z wizji. Sztylet zniknął. Szedłem ?korytarzem? dalej. Ujrzałem na ścianie coś w rodzaju płaskorzeźby. Kończyła ona tunel. Wielkie, wyłupiaste oczy wpatrywały się we mnie. Nos był nieproporcjonalnie mały. Usta powoli rozwierały się. Wypełzł z nich wąż. Niezwykle długi. Powoli mnie oplatał, a ja nic nie mogłem zrobić. Wbił we mnie zęby. Nie poczułem jednak bólu. Euforia zaczęła mnie wypełniać. Marzyłem wręcz o tym, by zostać ugryziony jeszcze raz.

Poczułem, że powoli tracę grunt pod nogami. Po chwili jednak odzyskałem go. Siedziałem na krześle. Przede mną siedziała kobieta. Czarne włosy, małe usta, piękne brązowe oczy. Wpatrywałem się w nią jak w obrazek. Pojąłem szybko, że była mi kiedyś bliska.

-Przejdźmy do sedna ? odezwała się ciut chrypiącym, nieprzyjemnym głosem.

-O co tu w... - nie dokończyłem, ponieważ przerwała mi.

-Gdy wróci pamięć, nasz ulubiony zdrajco, dowiesz się wszystkiego. Nie przerywaj ? powiedziała widząc, że otwieram usta.

Wstała, przeszła się po nicości, w której przebywaliśmy (zauważyłem, że była dosyć niska, ubrana w jaskrawą togę). W końcu wyrwała się z zamyślenia i odezwała:

-Jesteś nam potrzebny. Celet już rozpoczął przewrót. I nie powoła się na pewno na to, że kiedyś mu pomagałeś, gdy przyjdą po ciebie jego wysłannicy. Choć zbytnio nie lubimy cię w naszym, a więc i twoim świecie, to jesteś jednak dosyć potężny. I dlatego za jakiś czas odzyskasz moc i wrócisz do nas.

-Po co mam wam pomagać, skoro mam u was z nieznanych mi powodów status zdrajcy?

-Bo widzę jak tęsknisz za czymś więcej. Widzę, jak wyglądasz za okno wiedząc, że jest znacznie więcej niż tylko Ziemia. Skończy się twoja banicja. Już długo nie jestem w stanie utrzymywać tego wymiaru. Na razie Rada zadecydowała o zwróceniu ci części mocy. Resztę otrzymasz, jeśli uznamy to za stosowne. Bo musisz się bronić.

Obudziłem się. Sen wydawał się okrutnie prawdziwy. Spojrzałem na dłoń, w którą zostałem ugryziony. Ślad po zębach był widoczny. Wiedziałem już, że nie jestem Markiem Luntarczykiem jak sądziłem przez ostatnie kilka lat, a Hegiem Naretem ? zwanym także Burzycielem. Była czwarta. Zmęczony dziwnym ?snem? zaparzyłem sobie kawy. Usłyszałem za drzwiami wejściowymi do mojego mieszkania rozmowę:

-Prawdopodobnie nic nie pamięta i nie jest zagrożeniem, ale uważajcie. - powiedział ktoś lekko syczącym głosem.

-Tak mistrzu ? odpowiedziało całkowicie beznamiętnie kilka osób.

Podniosłem natychmiast nóż z blatu. Drzwi akurat wtedy zostały wyważone. Rzuciłem nożem w ich kierunku po czym rzuciłem się w kierunku mojej sypialni. Wyjrzałem przez okno. Z dziesiątego piętra nie opłacało się raczej skakać. Słyszałem kroki za sobą. Przywarłem do ściany i wyjrzałem. Kilku łysych, jednakowych mężczyzn w brązowych marynarkach zbliżało się powoli do sypialni. Każdy z nich miał rewolwer. ?Więc czas sprawdzić, jak wiele umiem? - stwierdziłem w myślach. Skupiłem się i wyobraziłem sobie dla ułatwienia jedną z moich sztandarowych technik. Białe niby kolce z podłogi przeszyły dwóch z moich antagonistów. Miałem nadzieję, że załatwię wszystkich. Zostało jeszcze dwóch, którzy oddali strzały w moim kierunku. Przeturlałem się w bok. Wbiegli do pomieszczenia. Jeden podniósł broń na wysokość mojej głowy, ale jedną ręką chwyciłem go za dłoń i trzasnąłem nią o ścianę, a drugą uderzyłem w mostek. Chrzęst sugerował, że udało mi się go złamać. Drugi strzelił na oślep. Zadrasnął me biodro. Rzuciłem pokonanym we wroga. Ten przewrócił się pod masą ?kolegi?. Zacisnąłem dłoń w pięść. Obydwaj zwymiotowali krwią i umarli. Wziąłem ich broń. Nie zaglądając do magazynka znałem ilość pocisków ? trzy w każdym. Jakkolwiek było to dziwne, nie miałem czasu na rozmyślania. W moim kierunku powoli kroczył przywódca tych klonów. Łuskowata skóra, troje oczu, drobna budowa. Niezbyt sympatyczny wygląd. Od razu skojarzyłem imię stwora ? Katep. Kiedyś był mi podległy. Mruknął:

-A pomyśleć, że kiedyś byłem na twoje każde skinienie.

Z rąk wysunęły się pazury. Wystrzeliłem w niego wszystkie pociski. Wytworzył tarczę czerwonej energii. Pociski odbijały się od niej.

-Tak łatwo nie da się mnie pozbyć.

-Więc będzie boleśnie, jak chcesz ? odpowiedziałem zadziwiająco spokojnie.

Katep rzucił się w moim kierunku. Pchnął najpierw w brzuch. Odskoczyłem i wyprowadziłem kopnięcie w kolano. Wróg jedynie podniósł nogą, po czym spuścił ją na mój goleń. Straciłem równowagę. Pazurzasty jegomość ciął mnie w twarz, ale chwyciłem go za nadgarstek i podniosłem jego rękę do góry. Odzyskałem równowagę i uderzyłem z kolana w brzuch wroga. Ten zgiął się. Poprawiłem więc drugim w kolanem w jego głowę i wypuściłem z dłoni małą kulkę. Ta zetknęła się z jaszczurką i odepchnęła ją na kilkanaście metrów. Właściwie to odrzuciła, bo Katep wylądował na ścianie. Szybko jednak doszedł do siebie i rzekł:

-Nie doceniałem cię.

-Mało mnie interesuje ? wyrzuciłem z siebie i powtórzyłem moją sztuczkę, której użyłem na pierwszych łysych. Z tą różnicą, że kolce wyszły ze ściany. Katep padł bez życia.

3 komentarze


Rekomendowane komentarze

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...