Skocz do zawartości

Taki lepszy Uncharted, czyli Rise of the Tomb Raider


fanthomas212

2100 wyświetleń

Aż do premiery zrebootowanego Tomb Raidera nie byłem fanem przygód panny Croft, żenskiej wersji Indiany Jonesa z piersiami w rozmiarze XXL. W końcu jednak przyszedł ten dzień, gdy skuszony krwawymi trailerami i przykuwającą oko grafiką oraz ładną buzią głównej bohaterki trafiłem do tropikalnego raju dla kanibali i innych dziwolągów. Jak się okazało mroczniejszy klimat i zwrot w kierunku unchartedowej widowiskowości był strzałem w dziesiątkę. Taki był Tomb Raider, a jak sprawy aię mają z kontynuacją?
Początkowo piałem z zachwytu, nie mogąc oderwać się od gry. Co prawda rzucających się w oczy nowości raczej nie uświadczyłem. Całość wygląda tak jak poprzedniczka, z podobnie rozłożonymi akcentami. Od czasu do czasu Lara widowiskowo ginie na dziesiątki różnych sposobów, powracają wspinaczki, balansowanie nad przepaściami, huśtanie na linach, skradanie się, strzelaniny, zagadki i dynamiczne sekwencje, w których dzieje się dużo i głośno. W jedynkę (tę nową) grałem już jakiś czas temu, ale mam wrażenie, że fabuła była tam lepsza, a klimat horroru bardziej mi podpasował. Rise of TR to bardziej klasyczna przygodowa konwencja, niestety z nadmiernym patosem i schematami. Historia kompletnie do mnie nie trafiła, brakowało jej chyba świeżości poprzedniczki, a drugie wejście do tej samej rzeki nie zawsze jest przyjemne.
Jako większy fan skradania niż strzelania, cieszyłem się z możliwości przejścia wielu etapów możliwie jak najciszej i ciekawego patentu z oznaczaniem innymi kolorami przeciwników, którzy widzą się nawzajem. Strzela się średnio, dlatego skradanie wygrywa, aczkolwiek wymiany ognia też bywają emocjonujące. Szkoda tylko, że rodzajów przeciwników jest tak mało. Sekwencje platformowe i zagadki środowiskowe również wypadają całkiem nieźle, aczkolwiek im bliżej końca, tym bardziej byłem znużony formułą rozgrywki. Chyba źródełko nowości w tej części wyschło zdecydowanie za szybko. Do grafiki się na pewno nie przyczepię, choć jeśli chodzi o lokacje wolałbym większe zróznicowanie. Niestety Syberia przegrywa z tropikami. Śnieg, śnieg i dla odmiany trochę więcej śniegu. Za to końcowa lokacja, czyli miasto pod lodem zdecydowanie nadrabia zaległości w temacie epickości.
Podsumowując niestety gra podobała mi się mniej od Tomb Raidera w wersji zrebootowanej, natomiast wciąż milion razy bardziej niż stare odsłony serii. Przede mną jeszcze Shadow of Tomb Raider i... No właśnie, co dalej?
Ocena 7,5/10

 

2 komentarze


Rekomendowane komentarze

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...