Najlepsza Ekranizacja Gry Komputerowej
Temat już kiedyś przeze mnie podejmowany, wraca ze zdwojoną siłą!
Ekranizacje gier komputerowych.
Od dawna trwają próby przeniesienia na srebrny ekran bohatera jakiejś megapopularnej gry komputerowej w sposób taki, by podbił serca fanów i zyskał dla obu marek kolejne zera na kontach.
Od dawna są to próby cokolwiek średnio udane.
Pamiętacie Mario Bros.? Bob Hoskins jako dzielny hydraulik - został ci on z przesympatycznej platformówki wciągnięty w upiorny świat podziemi, gdzie maszyny zmieniały ludzi w jaszczuropodobne monstra, a król Koopa był nieco hitlerjugendowskim biznesmenem o przerośniętej ambicji. Oglądałem to jako dziecko kochające skakać wąsaczem po platformach i naskakiwać Goompasom na te ich łebki.
I nie dooglądałem, przerażony wizją jaką sprezentował reżyser. I nie miałem ochoty oglądać później.
Tomb Raider? Angelina Jolie jest fajna, nie da się ukryć (chociaż te stopy! Yuck!). Daniel Craig - mogę go oglądać w ilościach hurtowych, chociaż pałęta się po tym filmie nie bardzo wiedząc, co ma robić (jak kiedyś zdradził w wywiadzie, było to dla niego zupełnie nowe przeżycie - granie w filmie zupełnie bez scenariusza). Ale fabuła? Ta nigdy w TR nie była jakoś szczególnie porywająca, ot taka sobie dla odwrócenia choć na chwilę uwagi gracza od wirtualnych pośladków (wtedy jeszcze sześciennych) głównej bohaterki. Na PC sprawdzało się znakomicie, jednak na ekranie? Nuda, śmiech, groteska.
A'propos groteski - jedynym filmem, który wyczuł go w swoim pierwowzorze był Mortal Kombat. Pierwszy, rzecz jasna. Serio - gra była groteskowa, śmieszna, umowna do bólu. I Paul Anderson wyczuł to, skoro jego film też taki jest. Jedyne naprawdę przyjemne przejście z PC do kina. Niestety, sequel był robiony przez idiotów, którzy całą "fabułę" MK wzięli na serio...
Co dalej? O, mój ulubieniec, najbardziej ponury a zarazem fascynujący bohater gier komputerowych - 47 (czyt. Hitman). Tutaj, odwrotnie niż w MK, z fabuły gier - dającej ogromne pole do popisu dla zdolnego scenarzysty - zrobiono sieczkę dla nastolatków. Wiele problemów poruszanych w fabule gry (w tym te mocno na czasie - inżynieria genetyczna i ew. konsekwencje jej złego wykorzystania, oczywiście podane w odpowiednim stężeniu sci - fi, lecz ze smakiem) zostało w ogóle pominiętych, zastąpionych naiwną historyjką o niby-to-nieuchwytnym płatnym zabójcy, który pręży się jak Paweł Deląg i mało sam ze strachu nie umrze przed lustrem, taką ma straszną minę. Żałość, panie.
Co robić? Gdy komputerowe i film nigdy się chyba nie pogodzą - robione są przez zupełnie inaczej myślących ludzi dla zupełnie różnych odbiorców, i to, co zaserwowane w grze nie wygląda idiotycznie, na ekranie takim właśnie się staje. Ciężka prawda to, lecz mężnie należy ją przyjąć.
Ale jest światełko na końcu tego tunelu! Zrobiono jedną, idealną ekranizację.
Jaką, zapytacie? Dla mnie, do dziś niedoścignionym wzorem pozostaje...
Oby więcej takich tytułów!
Krzych
10 komentarzy
Rekomendowane komentarze