Bank X jest do bani
W życiu większości ludzi nadchodzi moment, kiedy idą prosić o możliwość podpisania cyrografu, na mocy którego zaprzedadzą siebie i swoje dzieci bankowi na wiele lat w zamian za możliwość kupienia kilku metrów w miejscu, w którym dupami szczekają nie tylko psy, ale również koty, krowy, ptaki (*) i pani Jadzia z góry (jeśli za głośno włączysz coś, co nie jest składanką Połomskiego), a internet dostarczany jest dwa razy w tygodniu dżonką.
Scyzoryk, Scyzoryk - tak na mnie wołają
Ja również doszedłem do wniosku, że chciałbym wreszcie wstawić sobie sofę i konsolę do własnego mieszkania i budzić waleniem w perkusję do Guitar Hero własną panią Jadzię.
Zatłukłem więc skarbonkę i doszedłem do wniosku, że stać mnie akurat na to, żeby zatankować samochód i pojechać na rozmowę do banku. W swojej naiwności pierwsze kroki skierowałem do tego, którego klientem jestem od ok. 10 lat. "Będą ze mną rozmawiać inaczej, niż z jakimś młotkiem prosto z ulicy", wmawiałem sobie, rozjeżdżając po drodze matki z dziećmi na rękach. "W końcu jestem stałym klientem, na rachunek u nich wpływa co miesiąc moja wypłata". Pewny siebie siadłem przed jakąś panią Kasią/Basią/Krysią/Stasią i powiedziałem ile (oraz na co) bym chciał. Scenka, która nastąpiła później, godna byłaby kart "Paragrafu 22" Hellera (gdyby tylko autor miał aż taką wyobraźnię).
Pani zapytała mnie o nazwę dewelopera i otrzymawszy odpowiedź wklepała ją do komputera. (**)
- Ma pan zdolność i moglibyśmy udzielić panu kredytu, ale jest pewien warunek - zaczęła, splatając łapki na blacie.
- Jaki? - wykazałem uprzejme zainteresowanie.
- Musi pan dostarczyć akt przekazania własności mieszkania - odparła z uśmiechem.
- Słucham? - nie kryłem zdziwienia.
- Niestety w przypadku tego dewelopera konieczne jest dostarczenie aktu własności mieszkania. Takie zabezpieczenie dla banku - wyjaśniła.
- Ale poza tym wszyscy są tu u was zdrowi? - wyraziłem delikatnie zaniepokojenie.
Tym, którzy jeszcze nie pokumali, co było absurdalnego w tej scence, współczuję i wyjaśniam - akt własności uzyskuje się po zakupie mieszkania. A żeby je kupić, trzeba za nie zapłacić.
PO &^#% MIAŁBYM BRAĆ KREDYT NA MIESZKANIE, KTÓRE JUŻ KUPIŁEM, CYMBAŁY?!
Ja rozumiem, że trzęsiecie portkami i po tym, jak pomogliście wywindować ceny nieruchomości do absurdalnego poziomu (wciskając kredyt hipoteczny każdemu, kto wszedł do banku schować się przed ulewą), zaczęliście kontrolować swoje altruistyczne odruchy dzielenia się pieniędzmi z bliźnimi. Ale nie róbcie z bliźnich (a właściwie ze mnie, bo z resztą tzw. bliźnich róbcie sobie co chcecie) debili, zapodając im tak absurdalnie głupie gadki. Wystarczy zwykłe "w tym przypadku nie możemy udzielić kredytu".
Rozumiem jeszcze jakieś machlojki mające na celu zdezorientowanie matematycznego kretyna, który mdleje z wysiłku, próbując dodać na kalkulatorze dwie duże (dwucyfrowe) liczby (procenty liczył raz w życiu i wszyscy dookoła poczuli wtedy okrutny smród), albo analfabetę, który nie kuma, co czyta w umowie (obawiam się, że to spora część społeczeństwa) - bo Stefan (***) stworzył frajerów po to, żeby można ich było doić. Zagadkowa pozostaje jednak dla mnie taka bezinteresowna głupota. Chyba że to oryginalne poczucie humoru, ale raczej nie, bo coś, co mnie nie bawi, obiektywnie jest nieśmieszne.
Mam już przebiegły sposób na zniszczenie tego banku (nie chce mi się czekać, aż zadziała prawo doboru naturalnego i jednostki nieprzystosowane lub szkodliwe zostaną wyeliminowane). Ponieważ inne banki na wyścigi zgłosiły chęć zniewolenia mnie umową kredytową, przeniosę się ze swoim kontem do tego, któremu ostatecznie dałem się zniewolić. Potem wezmę jakiś drugi etat na nocną zmianę. Na przykład w prosektorium - ze względu na spokojne towarzystwo, które nie przerywa i nie wypisuje durnot w necie. Załatwię też sobie tłumaczenia na weekendy i korepetycje, na których będę wyjaśniał pięknym panienkom z dobrych domów, że mówienie "I has book" po 5 latach nauki angielskiego jest oznaką intelektualnego zeza i głębokiej pogardy dla pieniędzy rodziców, którzy wierząc w swoją latorośl wykładają własną krwawicę na kursy i nejtiwspikerów.
Teraz oczywiście trzy razy napiszesz, że też lubisz "Dzień świra".
Wiadomość z ostatniej chwili: NIKOGO TO NIE OBCHODZI!
Wszystko po to, by na rachunek w tym banku co miesiąc nie wpływało jak najwięcej moich pieniędzy. Skru ju gajs, ajm goin hołm, a swój kredyt wsadźcie sobie na procent w Danny'ego DeVito (****) .
(*) Zastanawiasz się, jak ptak może szczekać dupą? To proste, głupku:
Ty, patrz - szczeknął!!!!!
(**) Joł! Jak widać w rymowaniu też jestem najlepszy. Powiedzmy sobie szczerze - czy ktokolwiek jest zaskoczony? Może kiedyś poświęcę tę godzinkę na polepienie beatów na kompie i nagranie bestsellerowej płyty hip-hopowej. Łał, znowu joł!
(***) Koncepcja Stefana wprowadzona została w TYM kozackim wpisie. Doucz się.
(****) Tak, geniuszu, to wskazówka, o jaki bank chodzi. D-uh.
60 komentarzy
Rekomendowane komentarze