No future?
Dziś skończyłem czytać Body of Glass autorstwa Marge Piercy, a parę tygodni temu przeczytałem Woman on the Edge of Time tejże samej. Obie książki przedstawiają niezależne od siebie, lecz podobne i nie do końca wesołe, wizje przeszłości. W obu ekstrapolacjach ludzkość w ten czy inny sposób wyniszczyła siebie atomowo, pestycydowo lub/oraz fanatycznie. W jednej mamy historię golema z przyszłości z golemem z szesnastowiecznej Pragi w tle, a w drugiej poznajemy historię Meksykanki w średnim wieku, która trafia do szpitala psychiatrycznego i zaczyna mieć iście ciekawe 'wizje'. W obu światach doszło do swoistego podziału świata na wielkie korporacje groteskowo wyzyskujące świat i same siebie oraz na niewielkie enklawy, które korzystając z technologicznego dorobku próbują znaleźć sobie miejsce lub aktywnie walczą...
'Cause no one would like to admit
That there is a city underground
Where people live everyday
Off the waste and decay
Off the discards of their fellow man
Dlaczego w ogóle wspominam o autorce, której z forum nikt raczej nie zna, bo na polski jej powieści tłumaczone nie były? Nie, nie - nie po to, żeby ktoś się zdziwił. Robię to w ramach przyczynku do dyskusji o wizjach przyszłości. Każdy czytelnik, który od SF (i nie tylko) nie stroi, czy też kinoman na pewno widział już setki takich wizji. Zniszczone światy, elektroniczne owce, utopijne miasta z mrocznymi podstawami, eksploracja wszechświata... Człowiek w zasadzie od zawsze próbował zaglądać w przyszłość i przewidywać lub planować idealne społeczeństwa i światy. Dziś jednak chyba mamy mało wiary w człowieka - czy ktoś jest w stanie wymienić jakieś wizje, w których czeka nas przyszłość raczej dobra? Na dodatek najbardziej trafiają do nas wizje katastrofalne - z megamiastami, wytrutą przyrodą i różnymi formami degeneracji.
Wondering what tomorrow might bring
Last night I dreamed
A cold blue light was shining down on me
I screamed myself awake
Thought I must be dying
Thought I must be dying
Dlaczego tak jest? Czy rzeczywiście sami sobie, jako ludzkość, nie dajemy większych szans na coś pozytywnego? Czy nie da się w naszych czasach dojrzeć zalążków czegoś dobrego? A czy ktoś czytał Najazd z przeszłości Jamesa P. Hogana? Może w przyszłości leży jakaś szansa na przemianę? Tyle tu punktów wartych poruszenia i przedyskutowania, że boję się, że nikt się nie odezwie...
Na dodatek można tu poruszyć inną ważną kwestię - czy wizje takie mają jakąkolwiek wartość poza rozrywkowo-estetyczną? Wystarczy sobie przypomnieć ile było wspaniałych lub strasznych wizji dla XXI wieku, żeby poddać w wątpliwość trafność jakichkolwiek przewidywań. Proste ekstrapolacje są bardzo podatne na porażkę, gdyż wystarczy jeden nieprzewidziany element, a wszystko może potoczyć się w zupełnie innym kierunku. Dzisiejszy, wykładniczy, świat pędzi do przodu w takim tempie, że trudno przewidzieć, która gałąź nauki zmieni ludzkość, która może doprowadzić do jej zagłady, a która zbawienia. Dziś martwimy się źródłami energii, a jutro burza słoneczna może nam zmienić oblicze świata.
A co Wy na to? Jak stoicie z wiarą w Ludzkość? Czy w ogóle ma sens snucie takie wizji, czy trzeba po prostu robić swoje?
Sister Miriam Godwinson
"The Blessed Struggle"
13 komentarzy
Rekomendowane komentarze