Skocz do zawartości

Sesja Exalted


Turambar

Polecane posty

Imponujące. Ta machina musi być naprawdę bardzo, bardzo stara, a ciągle w zasadzie działa. Całe szczęście, że udało się przechwycić plany i teraz nie wygotuje nam wnętrzności. Za to mamy jeszcze dwa blade, odziane w czerń i żądne krwi zmartwienia. Jeśli to oni za wszystkim nie stoją, a tych dwóch zabitych wcześniej nie było jednymi z nich, to ja nie jestem Namaszczony.

- Ej, ty, nowy! - Tajemniczy sojusznik chyba się zorientuje, że chodzi właśnie o niego. - Nie wiem, co tu robisz, ale najwyraźniej mamy tych samych wrogów, a nam właśnie zabrakło kogoś twojej kasty. Ja biorę tą z Ognikami, a reszta niech robi co chce.

Ten odziany w upiorną zbroję kloc i wielka machina to cele akurat dla Arvina, nie odbiorę mu tej przyjemności, choć ciekawie walczyłoby się z takim oponentem. Jednak kobieta z ognistą bronią również zapowiada się ciekawie. Widziałem, co Roygle potrafi zrobić jednym strzałem, z bandytów zostawały tylko zwęglone kości. Najważniejsze, to zmniejszyć dystans... Schylam się, głaszczę Kamayo, która do tej pory kręciła się gdzieś w okolicy, przekazuję jej prawie niewidocznym gestem i znaczącym spojrzeniem, co ma zrobić, po czym wyrywam do przodu. Starając się unikać wszelkich ewentualnych ataków wskakuję na wysokie rusztowanie po czym wspinam się po nim do góry tak szybko, jak potrafię. Blisko szczytu zatrzymuję się i chwytam skrzynię pełną gruzu, wykorzystując całą swoją siłę wyrzucam go w powietrze, a sekundą po tym wyskakuję za nim. Wszystko dzieje się jakby w zwolnionym tempie, kamienie mkną w powietrzu obracając się dookoła, ułożone w dziwne konstelacje. Wykorzystując swój pęd obracam się wokół własnej osi i potężnym kopniakiem posyłam jeden z nich w kierunku kobiety, chwilę potem drugi i trzeci. Wykorzystuję przy tym całą swoją szybkość i refleks. Wiruję dziko, postać lśniąca złotym znamieniem, a każdy wyrzucony kamień zdaje się również połyskiwać mocą, jeszcze niedawno zwykłą skała, a teraz broń w rękach Wybrańca Słońca*. Nie zwracam uwagę na ból w rękach i zdartą od uderzeń skórę. W końcu przelatuję przez spadające kamienie, ale oznacza to tylko tyle, że zamiast skał wyrzucam na przeciwnika własną broń obleczoną Esencją**. Do tego kiedy jej uwaga jest skupiona całkowicie na mnie, Kamayo postara się zajść ją od tyłu i zaatakować z zaskoczenia. Dopadnę ją, nie ważne czy dzięki posłanej z góry nawałnicy skał, metalu i Esencji, czy przy pomocy swojej towarzyszki. Dopadnę ją.

-------------------

* Pierwsza Doskonałość Rzutu za 4 motki, to się chyba liczy jako atak improwizowaną bronią miotaną.

** Iron Raptor Technique za 2 motki, dodatkowo korzystam z możliwości danej przez Dual Wielding Mastery i ataki z obu broni traktuję jak jeden. Jeśli MG uzna, że za IRT bronią z obu rąk trzeba zapłacić podwójnie czy coś, to niech tak się stanie ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 183
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

- Witajcie Otchłańcy! - krzyknąłem w ich stronę. - Dziękuję za tak wspaniałomyślne podanie się na tacy! Szykujcie się na śmierć, plugawcy!

Mój gniew był słuszny. Na własne oczy widziałem jak deszcz głazów pozbawiał życia niczemu winnych, pracujących tutaj niewolniczo śmiertelnym a teraz sprawcy ich cierpienia stoją przede mną pewni i butni, że posiadając starożytną i potężną maszynę zdołają nas pokonać. Niedoczekanie!, huknąłem w myślach czując powoli jak ciało i umysł rozgrzewane są Esencją, jak pędzące uczucia obmyślają plan ataku. Gdyby teraz samotnie stał przeciw tej trójce to niemal z pewnością mógłbym rzec, iż w najbliższych chwilach skończę martwy, ale Stwórca się do mnie uśmiechnął przysyłając sojuszników.

- Zrozumiałem! - odkrzyknąłem Słonecznemu. - Zajmę się władczynią marionetek! - po czym ruszyłem na bok starając się uniknąć ewentualnych ataków i mając nadzieję, że reszta Słonecznych wystarczająco długo zajmie berserkera i kobietę abym mógł wykonać swoją część. Co prawda jarzyłem się teraz niczym świeczka w nocy, ale wierzyłem, że moja zwinność i szybkość zapewni mi zwycięstwo.

Mknąc teraz w falującym, białym stroju poczułem jak nagromadzona Esencja rozpaczliwie szuka ujścia. Pozwoliłem jej niemal natychmiast czując jak w mięśnie wstępują nowe siły a nogi raczej nie biegną tylko fruną nad ziemią tylko od czasu do czasu jej dotykając*. Wybiłem się z impetem z ziemi zostawiając po sobie tuman kurzu, jeszcze raz, kolejny... coraz wyżej chcąc błyskawicznie dobić do szczytu wykopalisk a konkretniej w jedno miejsce gdzie już niestabilnie kiwał się żuraw... mój pomost ku maszynie gotów zawalić się w każdym momencie. Nie mogłem się spóźnić.

W końcu słysząc odgłosy walki za plecami - a mając wrażenie jakby trwała wieki choć naprawdę zaczęła się przed chwilą - niemal wskoczyłem na dźwig i pomknąłem jak błyskawica do przodu wybijając się z okrzykiem. Jeśli wszystko dobrze pójdzie leciałem teraz wprost na Warstridera czując smagające podmuchy wiatru po twarzy. Nieznający się na walce powiedziałby, że atak z powietrza odsłania walczącego na ataki oponenta, ale najwyżej ten ktoś nie brał pod uwagi faktu, że można rzucić się na potężną, ale i ciężką maszynę, która w jednej chwili nie może obrócić się o kilkadziesiąt stopni w bok albo w górę. Wszystko rozbijało się o refleks. Nawet nie zarejestrowałem jak po moim wyczynie żuraw za mną zawalił się w dół wykopalisk. Teraz liczyło się tylko ramię maszyny zbliżające się dynamicznie z każdą sekundą. Musiałem użyć wszystkiego, nawet wbić swój sztylet głęboko w jego konstrukcję aby nie spaść.

Jeżeli wszystko do tej pory się udało zostało mi tylko, albo aż - w zależności jak na to spojrzeć -, dobiec do władczyni marionetek i zakończyć jej plugawy żywot. Pomimo tego, że kontrolowała maszynę nie mogłem założyć, że jest całkowicie otwarta na moje ataki, bo byłby to możliwie ostatni błąd w moim życiu. Musiałem także uważać aby nie dać się strącić z maszyny. Tylko przez moment w mej głowie eksplodowała kawalkada myśli nim w jednej chwili znalazłem się przy postaci a Mroczne Żądło po raz kolejny poszło w tango zostawiając wiele srebrzystych szlaków w powietrzu. Nawet jeżeli nie zakończę walki w jednym ataku to i tak powinienem sprawić iż przeciwniczka będzie musiała skupić się całkowicie na jednym problemie. Na mnie. Uśmiechnąłem się złowrogo,

- Jesteś moja.

*chciałbym aktywować kombosa, ale wcześniej nie wypisanego w karcie... mianowicie Second Athletics..., Lighting Speed, One weapon, two blows a na koniec Seven Shadow Evasion ;), nawet nie liczę ile całość mnie kosztuje poza motkami, ale skoro to boss fight to można zaszaleć ;], natomiast sprawdziłem i każdy jest combo-OK

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Jedno spojrzenie na naszych oponentów starczyło, by wykluczyć wszelkie możliwości negocjacji. Wojownik z młotem wyraźnie nie jest w nastroju na dyskusje biorąc pod uwagę, że nie może mówić, ten drugi ma pod sobą wielką machinę bojową, a kobieta na pewno nie ustąpi, póki jest pewna zwycięstwa, a jej towarzysze ciągle żyją. Pozostaje tylko walka. Niech i tak będzie. Za to, co zrobili tym ludziom, zasłużyli na taki los.

Nie jestem wojownikiem. Nie potrafię biegać po ścianach, rzucać głazami i machać bronią większą ode mnie. Ale na pewno nie będę tu tak stał i patrzył, jak moi przyjaciele narażają swe życie, by ukarać nikczemników. Z wyciągniętym mieczem biegnę w kierunku kobiety z ognikami. Dochado i jego pantera powinni odwrócić jej uwagę i pozwolić mi bezpiecznie skrócić dystans, ale w razie czego wspomagam się esencją, by uniknąć ataków.*

---------------------------------------------------------

*Pierwsza doskonałość uniku na trzy motki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widząc, że nowo przybyły Słoneczny rzucił się w kierunku maszyny a Arvin wybrał na przeciwnika jedną z kobiet zwróciłem swój topór w kierunku wojownika.

- Stań do walki, świński ryju! - krzyknąłem drwiąco, jednocześnie opuszczając przyłbicę hełmu - Masz na tyle odwagi, by ruszyć w moim kierunku ten spasły krowi zad, psi pomiocie? A może masz w tej śmiesznej zbroi takie pokłady g***a, że ciężko ci się ruszać? Spokojnie, twoje zmartwienia o to, którą kozę wydymać skończą się dziś, ze ściętą głową nie będziesz miał nad czym się zastanawiać.

Roześmiałem się drwiąco, po czym zakręciłem młynek toporem, czekając na atak berserkera. Jeśli ruszy w moim kierunku i wykona atak będę już na niego czekał, wykorzystując potęgę Słońca Niezwyciężonego, by drwić z jego starań*. W momencie, kiedy nadarzy się okazja uderzam toporem w lukę w jego obronie, wkładając w to całą siłę. Z poważniejszymi atakami zaczekam, muszę przekonać się, na co go stać. W wypadku, gdyby Otchłannik nie odważył się zaatakować ruszam w jego kierunku, atakując napełniwszy uprzednio broń Esencją**.

* Heavenly Guardian Defence

** Hungry Tiger Strike

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

Dochado rzucił się w kierunku przeciwniczki, po drodze chwytając i ciskając w jej kierunku trzy kamienie pobłogosławione Esencją Słonecznego [1]. Cel jednak nie miał zamiaru stać w miejscu, gładko uchylając się przed pierwszym atakiem, bez wysiłku przeskakując ponad drugim... dopiero trzeci trafił kobietę, nie wyrządzając jej jednak żadnej szkody [2]. Kontratak nadszedł szybko - Namaszczona zawirowała, kierując się impetem ostatniego pocisku, jej dwa ogniki wypaliły jednocześnie, ich ogień płonący żywą nienawiścią, skierowaną przeciwko Dochado [3]. Zaskoczony ich celnością i szybkością, Słoneczny nie miał czasu, aby usunąć się im z drogi. Płomień jednak nie ogarnął Namaszczonego, jedynie jego cień błysnął w furii ognia [4]. Rakshad tymczasem mknął w powietrzu ku wielkiej maszynie niczym błyskawica zostawiając za sobą wirujące promienie słońca [5], gdy dosięgnął go szpon Warstridera. Zaatakowany Solar niespodziewanie rozmył się w powietrzu na ułamek chwili, po czym kontynuował swój ruch [6], bez najmniejszego szwanku, teraz biegnąc po ramieniu gigantycznej maszyny.

W innej części krateru rozpoczęło się starcie dwóch olbrzymów zakutych w ciężkie, płytowe zbroje. Pierwszy zaatakował berserker, wkładając w atak swój morderczy instynkt [7]. Arvin sparował atak wykonując jedynie nieznaczny ruch toporem, czując w sobie niebiańską siłę [8], po czym wyprowadził własny atak, pełen furii dzikiego zwierzęta, który jednak ześlizgnął się po pancerzu Otchłańca nie wyrządzając mu żadnej krzywdy [9]. Wojownicy cofnęli się o krok, unikając spadających między nich kawałków połamanego żurawia.

Korzystając z okazji Kamayo zdołała podkraść się do strzelczyni w chaosie bitwy, wykonując potężny, podwójny atak z zaskoczenia swoimi pazurami. Dowodząc nieludzkiej zwinności, nawet teraz przeciwniczka zdołała uniknąć jeden z nich, zaś drugi jedynie drasnął cel [10].

Kolejne ciosy nadeszły z drugiej strony - sztylety Dochado leciały równocześnie do celu, kierowane jego wolą... lecz spudłowały. [11]

Widząc, że jest celem dla większej ilości wrogów, odziana w czerń kobieta błyskawicznie odrzuciła rozładowane ogniki, natychmiast wyciągając kolejną ich parę z - zdawałoby się, pustych - zakamarków szat [12]. W tej chwili nadszedł atak Ariona, celne i niewątpliwie bardzo bolesne cięcie przez tułów [13].

_____________

[1]Flurry - dash/attack, w ramach popisu i broni improwizowanej częstość ataku miotanymi kamieniami zwiększyła się do 3, rzut na szybką wspinaczkę/skok/itd. poszedł znakomicie (5 sukcesów). Wybaczcie, ale jednoczesne dobiegnięcie, posłanie kamieni, skok, wyciągnięcie broni i jej rzucenie to trochę za dużo jak na jeden flurry.

[2]Pula kości ataku 12, wyniki 6 4 7 przeciwko dodge dv 6,5,4, w związku z czym pierwsze dwa nie trafiają; damage głazu 6 (broń+siła) + 3 (celność) bashing vs soak 5; zero sukcesów na obrażeniach.

[3]1st archery excellency 4 motki + Splinter Of The Void

[4]Seven Shadows Evasion ratuje życie kosztem sześciu motek, z ognikami nie ma żartów (Dochado były martwy...)

[5]tamto kombo nie może istnieć, bo wspiera dwie różne akcje (ruch i atak). Tutaj weszło kombo athletics+lightning speed, kosztem 7 motek i jednego punktu siły woli. Popis da +1 do uników, a kombos - jak to kombos w walce - widoczny i pokazowy.

[6]Seven Shadows i tu uratowało postać; kolejne trzy motki wypalone

[7]Savage Shade Style

[8]Heavenly Guardian Defense (macie szczęście z tymi skazami), a chwilę później - Hungry Tiger Strike

[9]sukcesy w ataku wypadły zaledwie trzy przeciwko parry 3, a więc atak odparty

[10]1 i 3 sukcesy przeciwko 2 i 1 dodge (atak z zaskoczenia), 1 sukces w obrażeniach daje 1 lethal damage, zapełniając kratkę -0

[11]pech w kościach - w puli 10 pojawiły się jedynie 2 sukcesy, co nie dało rady przeciwko dodge 4

[12]Doom Drawn and Imminent

[13]6 w ataku przeciw 4 w obronie, 4 kości obrażeń, dwa sukcesy. Przeciwnik ma zapełnione obie kratki -1, co daje karę -2 do rzutów

___________

Deklarujcie ilość ataków w seriach! Sztylety Dochado i Rakshada, jak również miecz Ariona mogą wykonać serię do trzech ataków, topór Arvina może ciąć dwukrotnie. Każde dodatkowe cięcie zmniejsza obronę wroga o 1, narzuca jednak karę do obrony atakującego, dlatego tym razem każdy atakował tylko jednokrotnie, chyba, że deklarował inaczej.

Kolejność akcji w najbliższej przyszłości: Rakshad - Warstrider - dowódczyni/barbarzyńca/Kamayo - Dochado/Arvin - Arion

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mało brakowało. Te plujące ogniem cudactwa naprawdę mogą mi zajść za skórę, ale nie mają chyba zbyt dużego zasięgu, płomienie szybko się rozpraszają. Do tego Kamayo i Arionowi udało się ją zranić. Daję swojej podopiecznej szybki znak, aby skorzystała z okazji, kiedy przeciwnik zbiera się po otrzymanym ciosie i zaatakowała jeszcze raz, najlepiej synchronizując swoją akcję z Arionem. Ten powinien być na tyle mądry, że wykorzysta jej i moją obecność na swoją korzyść. Sam natychmiast odskakuję tak, żeby mieć wroga na skraju zasięgu swoich pocisków, cały czas będąc gotowym na ewentualny unik. Następnie wyszukuję luki w obronie i natychmiastowo rzucam dwa wzmocnione Esencją noże.

-------------------

Flurry biegu i dwóch ataków wzmocnionych Pierwszą Doskonałością (nie jestem pewien, czy wzmacnia tylko jeden atak, czy wszystkie, ale jakby co, to preferowałbym wszystkie) za dwie motki. Gdyby wcześniej zaatakowała, to Shadow Over Water.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwsza część załatwiona, dostałem się na Warstridera, teraz zostało załatwić tylko jego użytkownika. Tylko albo aż, zależy jak na to spojrzeć i z jaką ostrożnością do tego podejść, pomyślałem nie przerywając biegu po ramieniu maszyny najszybciej jak się dało i próbując wyostrzyć zmysły do granic możliwości przed jakimś niespodziewanym atakiem. Sol jeden wiedział do czego byli zdolni, ale sądząc po odgłosach walki poniżej szykowała się długa oraz zażarta batalia. Miałem tylko nadzieję, że wszyscy postronni, którzy przeżyli uciekną stąd jak najdalej. Z tą myślą skoczyłem do przodu czując raz jeszcze jak Esencja rozgrzewa całe moje ciało a wraz ze świetlistą aurą strój zmienił barwę na białą*. Otchłańcy chcieli walki to ją dostaną i nie zamierzałem umrzeć dopóki ostatni z nich nie padnie. Już za chwilę zobaczymy co potrafi władczyni marionetek, pomyślałem wzmacniając uścisk na Żądle i ruszyłem do ataku.

---

*aktywuję kombosa zatwierdzonego w karcie: First melee... + Peony... + Seven shadows

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciągle żyję i nawet udało mi się ją zranić, więc idzie mi lepiej niż sądziłem. Pytanie jednak, czy tak pozostanie. Na chwilę przed tym, jak dosięgnął jej mój miecz, wyciągnęła kolejną parę ogników, załadowanych i gotowych do strzału, a widziałem, co te rzeczy mogą zrobić z człowiekiem. Namaszczony czy nie, nie chcę zostać trafionym przez to coś. Tyle dobrego, że pantera odwraca jej uwagę, a i sam Dochado się nie ociąga. Kogo by nie zaatakowała, odsłoni swoje plecy na czyjś cios. Trzeba wykorzystać tę sytuację ile się da.

Spodziewając się kontrataku napełniam swoje ciało esencją.* Następnie znowu uderzam, tym razem znacznie pewniej i bardziej zawzięcie.**

-------------------------------------------

*Seven Shadow Evasion gdyby mnie zaatakowała.

**Seria trzech ataków mieczem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Czuję w żyłach buzującą adrenalinę, wokół mnie rozświetla się symbol Słońca Niezwyciężonego, potężny Biały Wilk kieruje swoją paszczę w stronę pomiotu zła. Zaczynam wykonywać młynki toporem, coraz szybsze i szersze, w pewnym momencie jest on tylko jasną, rozmazaną smugą światła. W chwili, kiedy znajdzie się nad moją głową ruszam w stronę przeciwnika, tnąc potężnie znad głowy, po czym nadludzkim wysiłkiem poprawiam morderczym cięciem z dołu. Krzycząc dziko wzmacniam w tym momencie broń za pomocą Esencji, starając się zaskoczyć przeciwnika i tnę trzeci już raz z półobrotu *. Jeśli to przeciwnik zaatakuje pierwszy staram się uniknąć jego ciosów, w razie poważniejszego niebezpieczeństwa korzystam z mocy Sol Invictus **.

* One Weapon, Two Blows

** Heavenly Guardian Defense

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Rakshad

Namaszczony Słońca zapłonął jeszcze jaśniej mocą Sol Invictus i wyprowadził trzy niezrównane ataki [1]. Ku jego zaskoczeniu jednak wszystkie trzy pchnięcia przeszły przez jeźdźca, nie czyniąc mu (jej?) żadnej szkody [2]. Niemal niedostrzegalnie [3] dłoń pilota drgnęła, podrywając szpon maszyny do niemal niemożliwego ruchu. Rakshadowi udało się uniknąć cios, lecz musiał ratować się saltem na ramię maszyny [4]. Wroga postać westchnęła niemal niedosłyszalnie...

Arion, Dochado

Dwa kolejne ogniki zostały błyskawicznie wymierzone i wypalone w Kamayo i Dochado. Dochado znów zdołał ominąć strugę ognia o ułamek sekundy, lecz Kamayo nie miała tyle szczęścia i odturlała się w bok rycząc boleśnie, okrutnie poparzona[6]. Rozgniewany Dochado w mgnieniu oka dobiegł do przeciwniczki i bezlitośnie rozpruł, czy raczej pokroił ją na kawałki[7]. Zwłoki niemal natychmiast rozsypały się w proch...

Arvin

Berserker zawarczał, tworząc bez wysiłku morderczy wir stali. Trzy kolejne, potężne ciosy młotem zostały wymierzone jeden po drugim w Arvina, lecz ten uniknął dwóch i bez wysiłku wziął na topór trzeci, uśmiechając się z wyraźną kpiną, a następnie wyprowadzając własny, potrójny cios toporem. Dwa cięcia zdołały przebić się przez pancerz olbrzyma, nie wywołując jednak na nim żadnego wrażenia [8].

Sytuacja:

Rakshad na ramieniu Warstridera, zarówno on, jak i pilot bez ran, Arvin wymienia ciosy z wrogiem bez poważniejszych - póki co - skutków, Kamayo ciężko (poziom -4) ranna, Dochado i Arion mają dobry kawałek do najbliższego wroga.

_______

Odpis odtwarzany z pamięci ze względu na perfidię dostawcy prądu.

[1] Dobrze by było, gdybyś jeszcze określił, ile motek wydajesz na zaklęcia :V. Przyjąłem największe możliwe wartości, Rakshadowi zostaje 18 motek esencji, a on sam płonie Esencją niczym pochodnia (i będzie się palił jeszcze przez parę tygodni)

[2]Flickering Wisp Technique

[3]pięć sukcesów na ukrycie ruchu przeciw pięciu na spostrzegawczość

[4]pięć sukcesów na niemożliwy ruch i pięć w ataku przeciw dodge w okolicach 9

[5]Doom Drawn and Imminent

[6]10 (tak!) sukcesów w ataku na Dochado, Seven Shadow ratuje; Kamayo jest na poziomie -4, czyli niemal martwa

[7]sukcesów w ataku było tyle, że gdyby przeciwniczka była w pełni sił, i tak by nie przeżyła

[8]udane ataki +4 i +4, po 1 damage przedostaje się przez soak, wróg nadal jest na poziomie 0

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrze, ostrożność nigdy mnie nie zabiła... tak samo jak instynkt, pomyślałem analizując każdą chwilę tej krótkiej wymiany ataków próbując dojrzeć luki w obronie przeciwnika. Wiedziałem już, że stosuje identyczną technikę unikania ciosów, na którą na razie nie miałem jak odpowiedzieć co rodziło pytanie w jaki sposób atakować dalej. Włożyć całą moc w jeden, ostateczny atak? Nie, i tak spróbuje go uniknąć i ma sporą szansę na sukces. Bitwa na wytrzymałość? Sensowny pomysł, ale ryzykowny jeżeli nie mam kompletnie pojęcia o jej możliwościach. Co prawda mogłem założyć, że kontrolowanie tej antycznej maszyny wymaga ogromnego nakładu siły, ale...z daleka było widać, ze to ja zużyłem więcej Esencji a w pojedynku z takim rodzajem oponenta nie mogłem jej wyczerpać przed końcem bitwy. Oznaczałoby to moją śmierć, pomyślałem z przekąsem. Wyglądało na to, że kiedy spotykasz przeciwnika na podobnym poziomie musisz liczyć na szczęście...albo sprawiedliwy osąd z niebios.

Uśmiechnąłem się drapieżnie ruszając kolejny raz do ataku po ramieniu maszyny mknąc niczym wiatr. Pierwszy atak, jeżeli się powiedzie, zmusi "władczynię marionetek" do ponownego niebywałego uniku, ale w końcu nie może stawać się powietrzem w nieskończoność i wtedy wyprowadzę drugie cięcie, dodatkowo wzmocnione Esencją*.

---

*1 motka na One weapon... (tak, chciałbym wzmocnić tylko ten drugi atak ;)), gdyby szedł na mnie śmiertelnie niebezpieczny atak i nie miałbym jak go normalnie uniknąć wtedy Seven shadows (3 motki)... ofc nie w kombosie

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Spluwam obrzydzony na powoli rozwiewające się prochy tego czegoś. Jednak kiedy przyszło co do czego i już do niej podbiegłem, wcale nie była taka mocna. Zasłużyła sobie na to, szczególnie po tym, co zrobiła z Kamayo. Podchodzę szybko do swojej towarzyszki, szepcząc coś uspokajająco i sprawdzając jej rany. Wydają się być poważne, ale jeśli będzie się teraz trzymać z dala od walki i otrzyma po wszystkim pomoc, to powinno się zagoić. Nie mogę jej niestety poświęcić w tej chwili tyle uwagi ile bym chciał, ciągle mamy wielką machinę i ryczącego wojownika za plecami. Pewnym gestem kategorycznie zabraniam jej się zbliżać, po czym zaczynam biec w stronę ciągle walczącej reszty drużyny. Po drodze sprawdzam ile jeszcze zostało mi noży oraz shurikenów, ale powinno starczyć. Kiedy w końcu zbliżę się na odpowiednią odległość i wyczuję sytuację, sięgnę po wszystko co mam i wyrzucę to w stronę wielkiego berserkera. Nie jest to jednak zwykły desperacki atak. Każde ostrze jest idealnie wymierzone i jakby obdarzone swoją wolą. Omiotą wojownika i natychmiast polecą dalej po niesamowitym łuku w stronę pilota machiny, a na końcu trafią z powrotem w moje dłonie. Mam nadzieję, że uda mi się dzięki temu wspomóc zarówno Arvina, jak i Rakshasa.

---------------------

Po prostu włączam kombosa i wykonuję wir trzech ataków stronę berserkera. Każdy atak wzmacniam Pierwszą Doskonałością za dwa okruchy, każdy przekierowuję WFoK na pilota warstridera, każdy zawracam do siebie. Motek powinno mi jeszcze starczyć, ewentualnie zrezygnuję z Call the Blade.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiedziałem, że Dochado jest dobry w tym co robi, ale i tak zostałem zaskoczony tym, jak szybko rozprawił się z przeciwniczką. Pokroił ją na drobne kawałki tak szybko i gwałtownie, że ledwo pojąłem, co się właściwie stało.

Został nam tylko berserker z młotem większym ode mnie oraz Warstrider. Pięknie. Z dwojga złego wybieram tego pierwszego. Przez chwilę mam niemiłe wrażenie, że w tej walce będę bardziej przeszkadzał niż pomagał, ale szybko odpędzam te myśli. Nie zostałem Namaszczonym dlatego, że bałem się przeciwstawić komuś potężniejszemu ode mnie. I chociaż pole bitwy jest inne, nic to nie zmienia. Kimkolwiek ten ktoś jest, razem możemy go pokonać.

-----------------------------------------

Seria trzech ataków mieczem, Seven Shadow w razie ataku (choć w to akurat wątpię, widząc jak jestem na końcu kolejki).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

...jeden po drugim namaszczeni Otchłani padali...

...gdy opadł kurz, dzieci Słońca spojrzały po sobie...

...Słońce wyprowadziło niewolników z dołu rozpaczy...

...a potem nie było już nikogo...

* * *

Sytuacja w mieście Arrea była już całkiem opanowana, gdy wyruszyła zeń ekspedycja kierowana przez Lady Cynis Misę. Ekspedycja ta miała na celu spenetrowanie i spacyfikowanie potencjalnego siedliska szajki bandyckiej odpowiedzialnej za ostatnie niepokoje - Cynis Misa prowadziła ją osobiście ze względu na mnóstwo pogłosek, jakimi obrosła cała sprawa - niektóre z nich wspominały nawet o obecności Solarów i "naocznych świadkach".

Na miejscu nie znaleziono żadnych dowodów na działalność Słonecznych, przy okazji ukręcając łeb plotkom o obecności gigantycznych, starożytnych maszyn wojennych. Fakt, w zmrożonym zimą kraterze znajdowały się jakieś stare, na wpół zniszczone ruiny, ale nie było w nich nic specjalnie potężnego ani wielkiego - służyły one raczej za siedzibę, niż miejsce poszukiwań.

Semon nigdy nie był w kłopocie - bogowie odzyskują esencję dzięki wiarze, a tej nigdy mu nie brakowało. Kilka dni po wizycie tajemniczej piątki sytuacja w regionie wróciła do normy.

Przez parę następnych lat po pustkowiach Północy wałęsała się banda, a raczej armia barbarzyńców. Co dziwne, bardziej niż grabieżą i mordowaniem zainteresowana była tępieniem wszelkich przejawów działalności Czarownego Ludu. Parę osób, które wyszło cało ze spotkania z nią, rozpowiadało, jakoby barbarzyńcom dowodził potężny mąż z krajów południa, zakuty w ciężki pancerz i dzierżący żelazny topór, a wraz z nim trzymał się inny mężczyzna, któremu towarzyszył orzeł, a - co ważniejsze - trzymający pod swoją wodzą gigantyczną marionetkę z pradawnych metali. I jakkolwiek wieści o armii zanikły dość niespodziewanie, to przez wiele późniejszych dziesięcioleci wpływ Czarownego Ludu na ziemie lodu był praktycznie niedostrzegalny, zaś wieści o parze męża z toporem i maga pojawiały się i później w najróżniejszych miejscach.

Arion Kalachu zdobył wielką sławę jako nieustępliwy, lecz pozbawiony nienawiści prokurator i choć w czasie swojej wieloletniej kariery rozdrażnił wiele grup przestępczych, niezliczone zamachy na jego życie uległy niepowodzeniu, w niemałej części dzięki obecności ochroniarza-towarzysza imieniem Dochado. Po kilkudziesięciu latach działalności Arion zniknął z towarzyszem bez śladu, by pojawić się w zupełnie innej części świata i kontynuować swoją działalność. Chociaż może to był jego syn, albo wnuk...

Losy Mai i Rakshada są owiane tajemnicą, jakkolwiek łatwo można wysnuć wnioski co do ich działalności.

Szóstka ponownie spotkała się sto lat później, ale to już zupełnie inna historia...

Koniec
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 years later...

Btptcer.jpg

Cesarstwo pozbawione swej władczyni. Groźba wojny domowej realniejsza z każdym mijającym dniem. Czarowny Lud nękający granice Stworzenia. Władcy Śmierci, Nienarodzeni, demony czające się w mrokach... W rozpadającym się świecie trzeba nadziei. I obrońców.

Oto ich historia...

* * *

Tak jak zazwyczaj bywa w tym świecie wszystko zaczęło się od niejasnych wizji i snów... I przeczucia. Że kiedyś mieliście swoje Kręgi, własnych, Namaszczonych towarzyszy, takich jak wy choć z innych Kast wędrujących po Stworzeniu i gotowych na zmierzenie się z wyzwaniami jakie oferował. To było dawno temu, w innym życiu. Teraz jednak czuliście samotność, sugestię jakby już nigdy nie mieli okazji działać wspólnie. Coś się stało. Nieznane zagrożenie odebrało wam wasze Kręgi. Nie wiedzieliście czy sny prowadzą was w kierunku odpowiedzi, ale mimo to podążaliście za zostawianymi przez nie drogowskazami... czasami przez długi czas, z bardzo dalekich stron. W końcu spotkaliście się w niewielkim miasteczku Lorwald, w pobliżu Wielkiej Wschodniej Drogi, jakieś kilkadziesiąt mil na południe od Szarych Wodospadów (*1).

Dwóch Słonecznych, Księżycowy i Gwiezdny. Cokolwiek mogliście czuć przy spotkaniu i zapatrywaniu się na ewentualną współpracę nie mieliście wątpliwości, że spotkaliście waszych nowych towarzyszy. Czy i jak wasza współpraca będzie się układać pozostaje innym pytaniem...

Tymczasem sam Lorwald wydawał się miejscem jakich wiele, chwilowo bezpieczną przystanią dla może nawet i pół tysiąca dusz, którą mógłbym zmieść jeden atak Czarownego Ludu. Ścisłe centrum składające się z kilkunastu ciaśniej zbudowanych domostw było otoczone drewnianą palisadą, natomiast cała reszta, rozrzucona na większym terenie mogła liczyć na patrole lokalnej, nielicznej, słabo uzbrojonej i wyszkolonej milicji. Sądząc po ilości pól uprawnych większość ludzi żyła z farmerstwa. Istniała jeszcze szansa, że są chronieni przez jedno ze Stu Królestw, ale na razie nie zagłębialiście się w meandry lokalnej sytuacji, także politycznej. Na razie obozowaliście wraz z kompanią Farlana w pewnej odległości od miasteczka. Mieszkańcy trzymali się od was z daleka. Nie wydają się wrodzy, w każdym razie jeszcze nie, ale paru z nich spoglądało na waszą grupkę z niepewnością... i może strachem.

* * *

Wszyscy -> Niech każdy z was przedstawi jedną plotkę, historię, opowieść bądź innego rodzaju informację dotyczącą obecnej sytuacji w bliższych bądź dalszych okolicach, o której mogliście w jakiś sposób się dowiedzieć albo usłyszeć (*2).

---

1 - w oryginale: Greyfalls City (wolicie, w miarę jak się da, oryginalne nazwy czy jednak bawić się z tłumaczeniem?)

2 - TUTAJ macie mapę całego Stworzenia i co ważniejsze miejsca; co do plotek itd. zostawiam wam dowolność - czy chcecie "wprowadzić" plagę nieumarłych czy hordę barbarzyńców itd., ja się dostosuję biggrin_prosty.gif

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Farlan

Pod Lorwald byłem pierwszym z grupy. Rozłożyłem obóz wraz z kompanią, wysłałem zwiadowców i czekałem. Minęło kilka dni, aż w końcu przybyła reszta. Pierwsza była ona, jak zwykle. Gdy wjechała między namioty, wspomnienia z pierwszego życia uderzyły mnie z całą siłą. Lata chwały, miłości i pokoju. Tak, z czasem pojawiły się u nich, w tym u niej, wady. Jednak świat żył w harmonii. Ale wtedy zdradzili nas Smoczy. Świat się odmienił, a z nim nasze relacje. To należało do przeszłości i pomimo istniejącej więzi, nasze obecne wcielenia miały za sobą inną historię. Nasze spotkanie przebiegło w milczeniu i przyniosło ból obu stronom.

Lustruję wzrokiem nowych towarzyszy. O ile nie mam nic do Słonecznych, tak obecność tej Gwiezdnej mnie niepokoi. Bardzo. Spoglądam na mapę Stworzenia rozłożoną na prostym drewnianym stole i zastanawiam się, jak zacząć naradę.

Z opresji wybawia mnie adiutant, który wchodzi na chwilę do namiotu, przekazując mi szeptem najnowsze wieści i czekając na rozkazy.

- Rozumiem. Przygotuj Kompanię do wymarszu za jakąś godzinę. Nie. Za pół godziny.

Po wyjściu żołnierza wskazuję palcem miejsce na mapie, kilkanaście mil na południe od nas, a następnie na Greyfalls.

- Przed chwilą przez miasto przejechał jeździec na spienionym koniu, kierujący się na północ. Był przerażony i wrzeszczał coś o człowieku, który potrafi zmieniać się w wilka i terroryzuje wioskę na południe od nas. Wiecie chyba, co to oznacza. W Greyfalls stacjonuje garnizon Smoczych, ponadto znajduje się Świątynia Zakonu Nieskalanego*. Spodziewam się, że będą chcieli coś zrobić ze świeżo namaszczonym Księżycowym. Nie wiem jak wy, ale ja chcę ich powstrzymać- kończę.

Na szczęście mam już plan, ale komplikuje go obecność Gwiezdnej... Najprościej byłoby odstawić szczeniaka do dziczy, spotykając po drodze ekipę poszukiwawczą ze Srebrnego Paktu, ale tego nie mogę przy niej zrobić. Wychodzi na to, że będę musiał odciągnąć Gon na własną rękę, dając czas moim pobratymcom na zabranie "nowego", to standardowa taktyka. Dobrze, że też potrafię zamienić się w wilka, ułatwi to sprawę.

---

*Immaculate Order, nie jestem pewien polskiego tłumaczenia na razie

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lorwald, zabita dechami dziura. Przestraszeni mieszkańcy, pola uprawne i Smocza Krew za miedzą. Nic tu nie ma, a jednak... Wieści się roznoszą. Ponoć na północy wschód od Greyfalls w ziemi coś znaleziono. Nie wiem dokładnie co, ale postawię swoją zbroję, że skarb z zamierzchłych czasów. Może broń, może regalia jakiegoś władcy, bez różnicy. Zawsze to jakiś cel. Przy odrobinie szczęścia Lorwald będzie tylko przystankiem. Oby niezbyt długim...

Przybyłam do obozu wcześnie rano, nie zatrzymywałam się w nocy na odpoczynek. Był porządnie ustawiony, a wartownicy natychmiast mnie zauważyli, ale nie robili problemów. Ja nie robiłam problemów im. To był dziwny dzień. Cały czas coś mnie dręczyło, spacerowałam pomiędzy namiotami, wpatrywałam się w żołnierzy i czułam... czułam, że to nie pierwszy raz. Już to kiedyś robiłam. W innym miejscu, innym czasie. Tak dawno temu. A potem z namiotu wyjrzał on, skierował na mnie te swoje zwierzęce oczy i przez chwilę przypomniałam sobie ciągnący się kilometrami obóz, ogromną armię, moją armię. I niego, ale tylko przez chwilę. Żadne z nas nie wiedziało, co robić. Nie zrobiliśmy więc nic.

- Miejmy nadzieję, że ten wilczek da sobie radę, zanim przyjdziemy uratować mu tyłek. I że wieści się nie rozniosą. Bo wiecie, mam tu jeszcze coś do załatwienia. Nie chce mi się jedną ręką odgrzebywać ruin, a drugą walczyć z cesarskim legionem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już dawno nie przeżyłam tak długiej i męczącej podróży. W końcu jednak po kilku godzinach jazdy, przerwanych tylko na krótką chwilę przez rozmowę z napotkanymi ludźmi. Zdobyłam dzięki temu kilka informacji dotyczących tego rejonu, a także dowiedziałam się o jakimś bogaczu chwilowo zamieszkującym w Greyfalls i planującym skromną uroczystość z jakiejś fantastycznej okazji. Może warto by się tam wkręcić? Raczej rzadko widuje się takie rzeczy w takich miejscach. Okazja musi być naprawdę wyjątkowa. Zresztą byłoby to odpowiednie miejsce, by dowiedzieć się kilku przydatnych informacji, które będę mogła później wykorzystać.

Po dotarciu do obozu obok Lorwald, niespecjalnie interesującej miejscowości, uświadomiłam sobie, że mimo wszystko mogę być tu nie do końca mile widziana. Nie doświadczyłam niby żadnych problemów, ale dosięga mnie poczucie, że jestem ciągle obserwowana. Miło będzie to w przyszłości zmienić. Niestety nie ma ani chwili wolnej i już chwilę później rozpoczyna się jakaś narada. Zdaje się, że właśnie poznałam moich nowych towarzyszy. Zobaczymy, czy coś z tego wyjdzie. Sądząc jednak po tym jak zlustrował mnie wzrokiem mogą być problemy z przekonaniem przynajmniej części z nich do mojej osoby. Wysłuchałam co on i mówiąca po nim Słoneczna mieli do przekazania.

- Zacznę od tego iż wiem, że moja obecność nie wszystkim może pasować - kieruję wzrok ku Farlanowi - Mam jednak nadzieję, że uda nam się odnaleźć wspólny język. - rozglądam się dookoła i kontynuuję - Mogę wam pomóc, ale liczę na podjęcie rozsądnych kroków. Gdyby zaszła potrzeba mogę służyć swoimi umiejętnościami, by np. załagodzić pewne spory wynikłe w wyniku naszych działań, mam nadzieję iż wiecie o co chodzi. Gdy skończymy, postaram się również zasięgnąć języka wśród moich nowych znajomych - przerywam na chwilę lekko się uśmiechając - Może dowiem się czegoś interesującego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wspomnienia z mojego poprzedniego wcielenia prześladowały mnie od zawsze, ale jakiś czas temu zrobiły się nieznośnie intensywne. Ostatecznie jednak wyszło mi to na dobre. Lorwald nie jest specjalnie interesującym miejscem, ale właśnie tutaj spotkałem moich nowych towarzyszy. Wygląda na to, że w najbliższym czasie będę miał ręce pełne roboty. Każdy zdaje się mieć swój własny cel do wykonania w tych stronach. Nie dziwi mnie to, biorąc pod uwagę, że wszyscy jesteśmy Namaszczonymi. Sam nie zjawiłem się tutaj tylko z powodu wizji.

Doszły moich uszu pogłoski, że po wioskach w okolicach Szarych Wodospadów krąży podejrzany człowiek, który podaje się za wędrownego mędrca i zatruwa umysły rolników swoimi słowami. Plotki nie są zgodne, co dokładnie głosi, ale ponoć wielu młodych i podatnych na sugestie podążyło za nim. Niektórzy przepadają bez wieści. Inni wracają, niby pełni skruchy i przeklinający swój moment słabości, ale w ich wioskach zaczyna dochodzić do niepokojących wydarzeń. Sprawa nie jest jeszcze dość poważna, by Zakon się nią zainteresował. Nie widzę powodu, by nie rozwiązać sytuacji, zanim do tego dojdzie.

- Wygląda na to, że już na początku naszej znajomości musimy rozstrzygnąć konflikt interesów. Tak, ja również mam swoje własne sprawy do załatwienia w tej okolicy. One jednak mogą poczekać, w przeciwieństwie do naszego nieszczęsnego wilka. Jednakże twoja uwaga jest słuszna, Teyo. Ściągnięcie na siebie uwagi Smoczych przebywających w mieście znacznie utrudniłoby nam życie. Będziemy musieli to sprytnie rozegrać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wskazuję nożem na miejsce gdzieś w na północ od Greyfalls.

- Mam pewien plan, lecz wymaga on podziału naszej grupy. Powinniśmy później spotkać się w tej okolicy. Moi ludzie znają odpowiednie sygnały i mają rozkazy na wypadek mojej nieobecności przez więcej niż dwa tygodnie.

Mówiąc to wstaję i zaczynam chodzić po namiocie, zbierając sprzęt. Lina, tobołek z chlebem i bukłak na wodę, kolczuga oraz drobniejszy ekwipunek niezbędny w dziczy.

- Teyo, moja droga, przejmujesz tymczasowo dowodzenie nad "Orłami", powinnaś sobie poradzić, mój zastępca będzie służyć ci radą. Zrób, co masz zrobić i czekaj na mój powrót z resztą. Nynd oraz Gwiezdna powinni tobie towarzyszyć.

Nie dodałem, że za grosz nie ufam tej ostatniej. Spojrzałem krytycznie na sporych rozmiarów daiklawę i po chwili zastanowienia do pasa przypiąłem pochwę z szablą, a na plecy zarzuciłem miecz.

- Pojedziecie traktem na północ, w pewnym momencie powinniście na chwilę zjechać ze szlaku, znaleźć jakiś zagajnik czy coś i dać Gonowi się minąć. Najważniejszy jest czas i skrytość- kontynuowałem, sprawdzając naciąg cięciwy łuku i dobierając najlepsze strzały do kołczana.- Biorąc pod uwagę te czynniki oraz kogo mamy ratować, wyruszę sam, z lekkim ekwipunkiem. Będę najszybciej. Na skrzydłach orła- dokończyłem z uśmiechem, wsuwając do pochwy na pasie nóż.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nigdy o to nie prosiłam - W moim głosie słychać źle skrywaną złość.

Co on sobie myśli? Nagle mam brać na SIEBIE odpowiedzialność za JEGO ludzi? Podczas kiedy on wybywa nie wiadomo gdzie? Wydaje mu się, że tego oczekuję?

- Skoro już podjąłeś za mnie decyzję, to zatrzymamy się tutaj. - Wskazuję na miejsce, w którym powinny znajdować się ruiny. - Twoi ludzie pomogą mi zabezpieczyć to miejsce. Możliwe, że miejscowi się tam kręcą. To w zasadzie dość prawdopodobne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dawniej taka nie była. Była spokojniejsza i rozważniejsza. Ale świat był inny, podobnie jak jej te życie. Boję się spytać, co przeżyła przy Namaszczeniu. Kobiety...

- Znam tuzin dowódców, którzy daliby sobie ręce uciąć za taką kompanię- mówię z uśmiechem.- Poza tym, wyprawa ze Słoneczną kasty Świtu jest mniej niebezpieczna niż narażanie się bandzie doświadczonych Smoczych. Wiem, że to ogromna odpowiedzialność, ale jakby doszło do najgorszego, moi chłopcy dadzą sobie radę. Powodzenia.

Wyjdę z namiotu, przekażę rozkazy i udam się do lasu. Tam zamienię się w orła i ruszę na południe.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Farlan -> Choć twój lot na południe nie trwa zbyt długo to masz przynajmniej kilka chwil aby przemyśleć słowa wypowiedziane przez Gwiezdną (*1). Do jakichkolwiek wniosków doszedłeś to jakiś czas później znalazłeś się na miejscu i już z daleka mogłeś dostrzec kilka snopów dymu unoszących się w okolicach i nad - jak się okazało - niewielkim miastem a nie wioską na jakieś kilka tysięcy dusz. Może nawet znajduje się tam porządna karczma i zacne trunki, jakiś zacny burdel dla strudzonych wędrowców, bazar, drewniane mury - bo z tego co zauważyłeś okolica raczej cierpi na niedobór kamienia jako budulca - oraz pewnie jeszcze coś co mogłeś dostrzec z powietrza. Opisz trochę dokładniej to miasto - nazwa również by się przydała -, jego najbliższe okolice też by się przydały, określ skalę dotychczasowych zniszczeń i odpowiedz czy widzisz w na horyzoncie możliwe, zbliżające się zagrożenie do miasta?

Przyglądając się dalej sytuacji z coraz większym zdziwieniem dochodzisz do wniosku, że ten cały jeździec, od którego wyszła informacja pomylił się nie tylko w kwestii wielkości tego miejsca... Oto bowiem dostrzegasz, że to miejsce musiało być niedawno ofiarą jakiegoś ataku, który udało im się odeprzeć. Poza murami są właśnie układane i najpewniej szykowane do spalenia co najmniej dwie kupki ciał, gdzieniegdzie widać ślady walki, może nawet ktoś dogasza ostatni pożar i tak dalej. Oprócz kręcącej się straży dostrzegasz także formujące się zgrupowanie ludzi na głównym placu a pośród nich... Księżycowy! Nie masz żadnej wątpliwości. Faktycznie młody, wyglądający jakby brał udział w jakieś walce i przemawiający wojowniczym tonem, wspominał coś o byciu ich obrońcą...

* * *

Tymczasem reszta z was po jakimś czasie, zupełnie nieniepokojona przez Smoczych, którzy chyba nie wysłali nawet kogokolwiek z miasta, dociera w pobliże ruin, o których słyszeliście...

Teyo -> Tak jak przewidywałaś ktoś już kręcił się przy albo nawet w samych ruinach. Nie wyglądali ci jednak na miejscowych a na pewno nie sprawiali wrażenia i raczej nie byli cesarskim oddziałem (*2). Kogo dostrzegasz i czy go rozpoznajesz?

Elena -> Opisz jak wygląda ogólnie teren dookoła was oraz, co ważniejsze, jak ukształtowany jest przy ruinach - czy jest bardziej płaski czy górzysty, jest jakiś lasek czy coś w tym rodzaju...

Nynd -> Dla ciebie mam pytanie nie do końca związane z sytuacją obecną. Chodzi mi o twoją mansę i uczniów. Co poleciłeś im przed twoim wybyciem? Od razu także druga sprawa, wydaje mi się, że można teraz dookreślić położenie twojej mansy. Jak daleko stąd i w jakim kierunku się znajduje?

---

1 - Charyzma + Obycie: 9, 6, 6, 4, 8, 10, 4 (zarówno poziom trudności jak i liczba sukcesów wynosi cztery, więc rzut się raczej udał; jak na wynik ustosunkuje się twoja postać brylant zostawiam tobie)

2 - Percepcja + Czujność: 9, 8, 2, 8, 6 (sukces +1)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Podróż w okolice ruin minęła właściwie bez najmniejszych problemów. Przynajmniej dla mnie... Była zupełnie nieniepokojona, więc mogłam odrobinę się zrelaksować i przyjrzeć otaczającej nas przestrzeni. Zielone, zalane kwiatami polany, będące niemal wszędzie grupy drzew i najróżniejsze zwierzęta. Idylla, można rzec. Nieliczne pagórki pełne roślin sprawiały tylko jeszcze piękniejsze wrażenie. Jednak w samym otoczeniu ruin zachodzi pewna zmiana. Mniej wyrazistej i pięknej roślinności, więcej suchych patyków, drzew, nawet trawa ma inny kolor... Wyraźnie widać, że działo się tu coś niedobrego i miejsce to nie może wrócić do swojego ładu. Jak zawsze, potrzeba na to czasu i spokoju, a o nie nawet w takim miejscu trudno. Świadczy o tym właśnie nasza obecność. Płaskie, niepofalowane żadnymi fałdami ukształtowanie terenu sprawia, że każdy kto się tu znajduje jest na widoku i uchronić go mogą chyba tylko ślepota innych lub własne zaklęcia. Ja mam tylko to szczęście, że mnie obcy później nie pamiętają. Przynajmniej przeważnie.

- Smutno tu. Co teraz? - pytam Teyo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W trakcie drogi moje myśli zwracają się z powrotem do mojej mansy i uczniów, którzy się nią opiekują. Znajduje się ona w obszarze między Żółtą Rzeką a Rzeką Chciwości*, a więc dość daleko na zachód. Zastanawiam się, jak radzą sobie moi pupile. Przed moim odejściem zostawiłem im dość intensywny reżim treningowy. Przedtem ich nauka ograniczała się głównie do medytacji, ale w tej chwili powinni uczyć się zdolności, które posłużą im do załagodzenia zniszczeń wyrządzonych w tym czasie zamętu: sztuk walki, wyrobu talizmanów chroniących przed stworzeniami ciemności, medycyny i innych praktycznych umiejętności. Jest ich zaledwie pięciu, ale gdy do nich wrócę, powinni być zdolni do podążenia za mną na kolejną podróż.

Gdy docieramy na miejsce, czekam na to, co powie Teyo. Ona jest tu dowódcą. Moja wiedza jest rozległa, ale raczej nie obejmuje przewodzenia wojskom.

---------------------------

*w oryginale Yellow River i Avarice River

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...