Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

Dwarf Fortress RPG - dyskusje

Polecane posty

0OPTZSV.jpg

Regulamin:

1. Bawimy się dobrze

2. Nie wkurzamy MG

3. ... ani moderatorów

4. Nie podtrzymywanie klimatu DF w każdym poście będzie równoznaczne ze złamaniem wszystkich punktów tego regulaminu.

Skoro formalności mamy za sobą to czas na rzeczy ciekawe. Po pierwsze primo jak będziemy grali. Gra będzie ogólnie storytellingiem z częstymi przeskokami czasu i możliwie krótkimi scenkami rodzajowymi "z życia dorfów" (czasem dłuższymi jak akurat przyjdą święta i trzeba będzie opisać związane z tym rozdawanie goblinite'u) Z upływem czasu ściśle powiązany jest pierwszy z dwóch elementów mechaniki - projekty. Gracze będą mieli jako podwładnych bandę wiecznie pijanych nierobów z depresją dwarfów. Ich zadaniem będzie !!FUN!! utrzymanie fortecy rozsądnie długi czas. Czyli choć miesiąc. Ale wracając... Gracze będą zlecali dorfom projekty do wykonania, które będą zabierały określony czas. "Określony" w sensie wedle mojego widzimisię i co akurat mi będzie pasowało do fabuły - więc kończy wam się alkohol? Cóż, wasza bimbrownica właśnie wczoraj wybuchła bo niedoświadczony kretyn ją obsługiwał... A wasz główny brewer od dwóch tygodni bez przerwy imprezuje z okazji urodzin swojego kota. Może za miesiąc skończy.

Druga rzecz to zapasy. Będę niezbyt ściśle (czyt. na oko) pilnował ile czego zostało. Oczywiście, jako że dorfowe społeczeństwo jest mocno socjalistyczne to będziemy żyli w gospodarce niedoborów ;]

Dorfy będą też miały część statów z gry - umiejętności zawodowe:

Dabbling, Novice, Adequate, Competent, Skilled, Proficient, Talented, Adept, Expert, Professional, Accomplished, Great, Master, High Master, Grand Master, Legendary

Ponadto mogą mieć jakieś tam tagi w stylu "quick to anger", "weak" itp.

Co do tworzenia postaci. Ustalcie między sobą kto gra jaką rolę. Przypominam, że dostępne to:

- Expedition leader (Negotiator/Consoler)

- Military Commander (Leader/dowolny skill broni)

- Economist (Records Keeper/Appraiser)

- Manager (Organizer/Pacifier)

Jak już wspominałem każdy będzie miał nieco inny główny cel i konkretne zadania, z których musi się wywiązywać. Zaczynacie ze skillami na poziomie "Dabbling" i dziesięcioma (10) punktami do rozdania (1 pkt = wzrost w skillu o jeden poziom) W nawiasach podałem dwa skille, z których musicie wybrać jeden na poziomie minimum Skilled. Resztę punkcików rozrzucacie jak chcecie. Napiszcie też kilka słów o standardowych rzeczach - imię, wygląd, ulubiony trunek, inne ulubione przedmioty... Ponadto wybierzcie dwa atrybuty (czyli cechy jak siła, zręczność, socjal itp.) które macie podwyższone i jeden słaby.

Wreszcie stwórzcie krótką historię postaci, która odpowie na 3 z poniżej zaproponowanych pytań. Proponuję nie starać się wepchać wszystkiego do jednej sceny, tylko pokazać kilka oddzielnych ;)

1. Czemu twój dwarf wybrał taką, a nie inną drugorzędną profesję (nie chodzi o waszą rolę w fortecy, tylko o skilla/skille, na które wydaliście pozostałe wam punkty)?

2. Czym naraziłeś się królowi, że wykopuje cię z wygodnej stolicy na tak głębokie za...rzecze?

3. Kogo twój dwarf najbardziej szanuje (NPC)?

4. Jak twój dwarf zachowuje się na imprezach?

5. Jak wyglądała pierwsza randka twojego dwarfa?

6. W jakich okolicznościach twój dwarf omal nie stracił życia?

7. Twój dwarf jest znany z przegrania wyjątkowo kretyńskiego zakładu. O co chodziło?

8. W jakich okolicznościach twój dwarf stracił coś cennego?

Ostrzegam jednak, że to dopiero pierwsza runda tworzenia postaci. I nim na dobre zaczniemy grać trzeba będzie ustalić jeszcze kilka szczegółów :D

Bardzo polecam też korzystanie z dwarf fortress wiki. W tej chwili szczególnie powinny interesować was hasła skill i attribute ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, mi został tylko Ex Leader więc jego wezmę. Użeranie się z "noblami" może być ciekawe.

Miło będzie też zakończyć sesję darciem się "POCIĄGNĄĆ ZA DŹWIGNIE!"

PS

Głosuje za wzięciem parki kotów.

A żeby było realistycznie zamiast spadku FPSów będzie miauczenie.

Dużo miauczenia.

c

c c

c C c

c c

c

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jedna karta właśnie podchodzi do lądowania! Nie jest to może coś wyjątkowo udanego, ale starałem się wrzucić chociaż kilka czerstwych niczym stwardniała bagietka żartów biggrin_prosty.gif

0txLrmv.png

Imię: Rudolf McYolof

Wygląd: Jak widać na załączonym obrazku zapewne wyrytym na jakieś wyjątkowo serowej i słonej ścianie ma wyjątkowo bujne owłosienie. Stercząca pionowo czupryna nie raz i nie dwa służyła jako wabik na strzały wyjątkowo wrednych elfów albo, co bardziej prawdopodobne, kolejnej grupki goblinów. Natomiast broda nadaje się doskonale jako środek - chociażby - przywracający krnąbrnych żołnierzy do porządku. Po co podnosić rękę skoro można majestatycznie zamachnąć się czymś innym? Uśmiech na jego twarzy pojawia się zazwyczaj po wypiciu odpowiednich trunków w niewłaściwej ilości. Obrazu dopełnia niewielki brzuszek, który służy jako wygodne wytłumaczenie dlaczego Rudolf średnio daje radę w pancerzu...

Charakter: Są krasnoludy, które piją i są takie, które... cóż, piją więcej. Jeżeli zapytać Rudolfa jaki jest jego ulubiony trunek odpowie, że mocny. Dla niego nie liczy się kolor, walory smakowe albo konsystencja tylko czysta moc urzędowa aby, przykładowo, podziemia nie wydawały się wcale takie ciemne a potwory nie tak straszne jak w rzeczywistości. Alkohol ma walić bez zahamowań i rozgrzewać do czerwoności, ma przytępiać strach i zachęcać do boju. Do pełni szczęścia potrzeba mu pełnego kufla w jednej łapie, topora w drugiej, zielonych stworków przed sobą, które mógłby pociąć oraz bandą równie pijanych i chętnych do boju towarzyszy, bo w końcu żyje się tylko raz! Jest nieprzejednanym wrogiem i pała szczerą nienawiścią do słoni oraz... borsuków. Pytania czym dokładnie te małe ssaki wzbudziły jego gniew zbywa milczeniem. Albo rękoczynami jeśli pytający jest uparty.

Historia:

* * *

- Ile razy mam powtarzać?! To nie zaszarżowałem na słonia ze śledziem tylko on na mnie...

- Miał śledzia?

- Nie, on nie miał śledzia! Nie jest ważne czy miał czy nie miał, ale poszatkowałbym go na kawałki gdybym miał swój topór! A nie, że jakiś zakochany w kotach jełop...

- Może nawałnica kotów bardziej by wam pomogła?

- Koty nie mają znaczenia! Tylko ten gobliński pomiot umysłowy, na wyprawę, zamiast zabrać ze sobą skrzynie z ekwipunkiem taszczył pudło pełne kociego jedzenia w tym właśnie śledzi...

- Ah...

- Nie "achować" mnie, buce. Wyobrażacie sobie co czułem czując nagle, że w łapie zamiast krasnoludzkiej stali trzymam w łapie jedzenie dla zwierząt a na mnie szarżuje właśnie wściekłe, tonowe bydle, które zadowoli się niczym innym jak moją krwią?

- Strach?

- Nie na serowych bogów! Poczułem się trzeźwy! Przez głowę parowało mi wszystko co wypiłem przez ostatnie lata a było tego dużo... wystarczyła chwila abym wpadł do jakiegoś rowu i wyrżnął łbem w coś twardego.

- I? Przeżyłeś?

- Nie do stu tysięcy beczek słonego wina! Tak naprawdę tam umarłem a nasza rozmowa to tylko halucynacje z waszego niedożywienia. - westchnięcie: - Bestia ruszyła dalej. Może dane mi będzie wyrównać rachunek.

* * *

Drugi tydzień picia. Może trzeci. Każdy już dawno przestał liczyć. Okazja? Hmmm, chyba jakaś była...

Ćwiartka imprezowiczów leci porozwalana przy albo na ścianach w połowie goła, przyozdobiona kwiatkami albo innymi rysunkami. Połowa nadal dzielnie walczy wlewając w siebie kolejne hektolitry trunków wszelakich. Wszyscy są zbyt zapruci aby pomyśleć, że składzik barmana już dawno został opróżniony a to co podawał w kuflach smakowało coraz bardziej jak golibńskie szczyny a nie prawdziwy alkohol. Jednakże ostatni człowiek, który spokojnie robił za całą ćwiartkę podtrzymywał imprezę na duchu.

Jedyny ocalały stół pośrodku pomieszczenia. Na nim wywijający dzikie tańce, już tylko w połowie ubrany, Rudolf. A w rękach jego dwa płonące borsuki, które chwilę potem wbiły się z impetem w sufit... Chwilę potem oberwał, nie krzesłem, bo nawet te się nie zachowały, przeterminowaną, twardszą od stali pajdą chleba...

* * *

Pewnego dnia w okolicy pojawił się ktoś nowy. Krasnolud o bladej cerze, w postrzępionych ubraniach, nadpalonej czuprynie i gębie, która od tygodnia nie widziała alkoholu. Mówił niestworzone rzeczy, niesamowite historie o przeklętej fortecy. O inwazji słoni jaka nękała miejsce przez długi czas. O potokach magmy witających każdego niechcianego przybysza. I wreszcie o pewnym płonącym szaleńcu, który zdołał zatłuc kilku innych krasnoludów nim sam padł spalony niemalże do kości a wszelkie życie opuściło niegdyś wspaniały dom brodatych. Thorgrim, bo tak zwał się ocalały, nie miał zamiaru dowodzić swej historii za wszelką cenę ani tym bardziej wracać skąd przybył, w każdym razie nie teraz, ale... ale...

Rudolf nie potrzebował niczego więcej i słuchał go zafascynowany. Marzyło mu się, że kiedyś ruszy do boju wspólnie z tym niemalże nieumarłym weteranem. Skoro nawet płonący szaleniec nie był w stanie go zatrzymać w siedlisku zmarłych to co mogło?

Skille:

- leader - skilled (4)

- fighter - competent (3)

- axeman - adequate (2)

- miner - novice (1)

Atrybuty:

- siła i empatia (silniejsze)

- zdolności analityczne (analytical ability; słabszy)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja karta:

Nil Ralusal była ostatnio szczęśliwa. Ostatnio nawrzeszczała na kogoś. Ostatnio pomarudziła komuś, kto sprawuje władzę.

Jest córką Rala Ralusala i Dugan Tedtezad. Wierzy w w Akrul, boginię śmierci, kotów i sera.

Ma dwadzieścia dwa lata, urodziła się piątego Malachitu roku 228.

Jest dość niska i chuda (jak na krasnoluda). Jest mało muskularna. Jej lekko szeroko rozstawione oczy są duże. Jej nos jest trochę spiczasty. Jej zęby mają przerwę. Jej uszy są niewielkie. Jej włosy są związane w warkocz. Jej włosy są jasne. Jej skóra ma kolor miodu. Jej oczy są fiołkowe.

Nil Ralusal lubi skorupy żółwi, onyks, piórodrzewo, szafy, miecze, puszyste wamblery za ich puszystość i jaskiniowe krokodyle za ich łuski. Jeśli ma taką możliwość to lubi spożywać truskawki, mięso z orłów i małże. Bardzo nie lubi much.

Ma silną wolę i potrafi się skupić, ale ma mało cierpliwości.

Jest bardzo asertywna i szczera. Potrzebuje alkoholu, żeby wytrzymać w pracy. Trochę marudzi, jeśli ma pracować na dworze.

Wytrzymała, niska istota lubiąca alkohol i przemysł.

Umiejętności:

Skilled Organizer, Skilled Pacifier, Adequate Stonecrafter.

Historia:

- Ruszajcie swoje tłuste tyłki, bando leni!

Część krasnoludów zareagowała i zaczęła cichcem wymykać się z sali. Reszta jednak imprezowała radośnie dalej - już dwudziesty dzień.

Nil podejrzewała, że jej głos jest po prostu za cichy, żeby przebić się przez rozmowy, śpiewy i muzykę.

Musiała coś z tym zrobić.

- ...Za co?

Warsztat rzeźbiarza wyglądał, jakby przeszedł przez niego huragan - wszystkie narzędzia leżały w nieładzie. Do każdej płaskiej powierzchni przyczepione były niewielkie kawałki papirusu, całe pokryte rysunkami głazów i kamieni szlachetnych.

Wszystko wskazywało na to, że Thobowi, głównemu kamienarzowi wreszcie zdarzyło się TO.

Nil miała tego dość. Naprawdę potrzebowała czegoś, żeby trochę zapanować nad tymi darmozjadami.

Wszystko wyglądało na to, że będzie musiała wziąć sprawy w swoje ręce i sama zrobić ten róg..

***

Szeryf Domu pod Górą łypał ponuro na Nil.

- Jeśli dobrze zrozumiałem, uderzyłaś baronową Urgot w głowę kamiennym rogiem.

- Tak, ser.

Krasnolud westchnął lekko.

- ...Dlaczego?

Nil zawahała się chwilę.

- Kazała wszystkim po raz drugi zrobić dwadzieścia kamiennych, miniaturowych kuźni.

- Nie dyskutuje się z rozkazami szlachty! To baronowa!

- I co z tego?

***

DUUUUN!

Impreza rozkręciła się na dobre. W głównej sali spotkań Domu pod górą słychać było śpiewy, szczęk kufli i co chwilę....

DUUUUN!

Nil siedziała na głowie pominka płonącego Argsta wielkiego, który podobno kiedyś zabił pięć goblinów, stojąc w ogniu. W jednej ręce trzymała kufel, w drugim kamienny, najeżony kolcami z onyksu róg. Co chwilę na zmianę łykała trochę piwa i dęła w instrument. Na dole, u stóp pomnika ktoś jeszcze przygrywał na bębenkach, a ktoś jeszcze inny śpiewał bardzo nieprzyzwoitą piosenkę o dźwigniach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam za "drobne" opóźnienie. Jednak dawno nie robiłem karty postaci w formie pisemnej i trochę wyszło mi to bokiem. wink_prosty.gif

Imię:

Dunmor Ochreonyx

Wygląd:

Niski (jak to krasnolud) i gruby (równie zaskakujące w przypadku krasnoluda). Na głowie przeważnie ma hełm z rogami (krążą plotki, że w tych rogach coś jest schowane, ale nikt nie wie co), a pod nim rozwichrzoną, śnieżnobiałą czuprynę, typową dla geniuszy i świrów (trudno powiedzieć do której grupy należy zaliczyć naszego bohatera). Ma długą brodę (również w nieładzie, bo kto by przywiązywał wagę do takich rzeczy). Zazwyczaj ubrany w tunikę, jeśli musi wyjść na zewnątrz, to dodatkowo zakłada kaftan skórzany. Nikt nie wie ile ma lat, najpewniej dużo, ale wydaje się, że sam niespecjalnie to pamięta, a przynajmniej się tym nie chwali.

Charakter:

Postać inteligentna i szczera (czasem aż za bardzo). Potrafi być wredny i złośliwy. Jak każdy krasnolud kocha alkohol i złoto, ale ceni sobie również kamienie szlachetne. Jest materialistą i nie lubi stworzeń, które chcą go pozbawić podstawowych dóbr (czyli alkoholu i złota) i dlatego bardzo dba o to, by obracać wszystkim z zyskiem. Jest bardzo systematyczny i prowadzi bardzo dokładne spisy dóbr doczesnych, choć niestety brakuje mu cierpliwości przez co jego notatki bywają trochę chaotyczne (on się w nich orientuje, inni miewają z tym problemy). Inne krasnoludy uważają, że jest świrem i pewnie coś w tym jest, w końcu nikt normalny nie stawiałby rzędów niezrozumiałych znaczków nad dobrą bitkę.

W wolnych chwilach lubi sobie pokopać w poszukiwaniu ciekawych minerałów, które następnie obrabia (niespecjalnie mu to wychodzi, ale komu by to przeszkadzało?).

Historia:

Dzik obracał się na rożnie, wypełniając aromatem całą halę. Alkohol lał się strumieniami. Nieczęsto zdarzają się tak bogate imprezy w podziemiach, ale od czasu do czasu trzeba się rozerwać (w sensie przenośnym oczywiście, choć kto wie jak to się jeszcze potoczy). Pomiędzy masywnymi stołami uwijałą się gospodyni (choć równie dobrz mógł to być gospodarz, u krasnoludów nigdy nie wiadomo). Od czasu do czasu w ogólnym gwarze można było usłyszeć głośnieszy krzyk któregoś z ucztujących. Ogólnie była to typowa impreza krasnoludów, na której było dużo picia, jedzenia, picia, niesmacznych żartów oraz picia. W samym kącie sali wokół krasnoluda o brodzie białej niczym śnieg zebrało się kilku słuchaczy.

- Moi mili, jeśli spodziewacie się historii o bohaterach walczących ze smokami, pełnej zwrotów akcji, to niestety, ale źle trafiliście. Czegóż bowiem można się spodziewać po krasnoludzie, który niemal całe swoje życie spędził wpatrując się w księgi rachunkowe, który może i ma szeroką bliznę na twarzy, ale nie zdobył jej w uczciwej walce? O nie, nasz bohater nigdy nie rwał się do bitki. Żaden z niego wojownik, jako górnik też się nigdy nie sprawdził. W skrócie d***, a nie krasnolud. Nasz bohater zasłynął jednak swoim niewyparzonym jęzorem.

Krasnolud pociągnął z gąsiorka i wrócił do opowieści.

- Razu pewnego zjawił się na dworze królewskim znany jubiler - Tristan Red-Topaz. Przedstawił on królowi swoje ostatnie dzieło - przepiękny złoty diadem, wysadzany diamentami. Władcy od razu spodobało się to dzieło sztuki, więc chciał je nabyć. Mistrz zarządał jednak sobie za to ceny, która wydała się królowi "trochę wygórowana". - powiedział to tak, że było słychać opadające cudzysłowy - Król poprosił więc o wycenę jednego ze swoich krasnoludów, a wybranym krasnalem był nasz bohater - Dunmor Ochreonyx.

Krasnolud ponownie pociągnął z gąsiora i gdy spostrzegł, że już niewiele zostało, zawołał o więcej trunku:

- Dawać tu więcej piwa Wy ***** (tu padają słowa, które nie nadają się do publikacji).

Gdy narrator zaspokoił swe potrzeby wrócił do historii.

- Dunmar uważnie obejrzał diadem i niewiele myśląc stwierdził, że to jest niewiele warty, kiczowaty chłam. Oczywiście uraziło to artystę i wywiązała się kłótnia. Po krótkim czasie artysta tako rzekł "Skoro uważasz, że ten diadem jest g*** wart, to sam zrób coś lepszego". Dunmar oczywiście nic nie wiedział o jubilerstwie, obróbce kryształów, ale uniósł się dumą i się zgodził, co więcej postawił 10 beczek krasnoludzkiego spirytusu na to, że mu się uda. Następnie pobrał szybki kurs picia, znaczy się obróbki kryształów u znajomego jubilera i przystąpił do dzieła. Jak wyglądały efekty, chyba można się domyślić. Efekt mógłby się spodobać ślepemu, o ile ten wcześniej uwaliłby się w trupa, ale Dunmar niezrażony niczym przedstawił owoc swojej pracy. Pewnie skończyłoby się to w wiadomy sposób, gdyby nie to, że Tristan, gdy tylko zobaczył wytwór naszego "mistrza" ze śmiechu zadławił się kością kurczaka, którego nieopatrznie akurat jadł. Ponieważ jednak nie było porówania, to przyznano pośmiertne zwycięstwo w zakładzie mistrzowi Tristanowi.

Bard (jak na krasnoludzkie warunki) dopił trunek i legł.

***

Kilka godzin później narrator się obudził, beknął donośnie, co zwróciło uwagę kilku walających się obok krasnoludów, więc musiało to być naprwadę urodziwe beknięcie. Zabrał flaszkę leżącemu obok krasnalowi, wypił do dna i otrzeźwiał. Ponownie zebrała się wokół niego garstka słuchaczy, więc wrócił do opowiadania.

- Na czym to ja... A tak, już pamiętam. Innego razu nasz bohater postanowił założyć rodzinę. Jak to na krasnoluda przystało chyżo wziął się więc do dzieła. Jak przystało na krasnoluda upił się i wyruszył na łowy. Upatrzył sobie ofiarę, dał w pysk i zaprosił ją na randkę. Wieczorem wystroił się odświętnie, czyli założył hełm, przyjął standardową w takim przypadku dawkę wspomagaczy i wyruszył. Podarował wybrance własnoręcznie obrobiony kryształ - ponownie nie było się czym chwalić, ale tłumaczył sobie, że to dar z serca i takie tam. Wtedy zaczęło się jednak robić niezręcznie. Po krótkiej rozmowie okazało się, że wybranka jest tak naprawdę wybrankiem, tylko trochę nieśmiałym. To dzieci powinno Was nauczyć, że najpierw należy się jednak spytać o płeć wybranka, bo pozory potrafią mylić.

***

W tym samym czasie, parę stolików dalej odbywała się nie do końca typowa zabawa. Dorfy rzucały kośćmi, po czym musiały wypić tyle kielichów, ile im wypadło. Ten kto wytrzyma najdłużej, ten wygrywa. Na zewnątrz powoli już zaczynało świtać, więc nie dziwota, że więcej wolnego miejsca było na stole, niż pod stołem. W walce pozostało trzech krasnoludów, w tym i Dunmor. Właściwie to byli na etapie, na którym wypadały już tylko parzyste wyniki, choć niektórych pewnie mogło dziwić, że na kości sześciennej wypadło dwanaście, ale gdy krasnolud się dobrze bawi, to postrzega pewne rzeczy nieco inaczej. Po kilku seriach zabawa się zakończyła - Dunmor wygrał, po czym chwilę później sam legł.

Nazajutrz nasz bohater został wezwany do króla. Król postanowił mu przydzielić nowe, ambitne zadanie - zadbać o finanse nowej, obiecującej fortecy. Co bardziej złośliwy dopatrzyliby się pewnego związku z zawodami picia, które odbyły się parę godzin wcześniej, a w których król zajął drugie miejsce. Ponieważ jednak nie jesteśmy podejrzliwi, ani złośliwi i kochamy naszego Króla - oby żył wiecznie, to my nie widzimy żadnego związku pomiędzy tymi dwoma faktami.

Skille

Appraiser: 4 (skilled)

Record keeper: 4 (skilled)

Gem cutter: 1 (novice)

Gem setter: 1 (novice)

Atrybuty:

Analytical ability

Memory

Patience

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...