Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

UchiaKaike

Gra na instrumentach muzycznych

Polecane posty

Cześć wszystkim ponownie! "Krótka" przerwa w pisaniu na FA była, ale co tam: wrócić zawsze można.

Więc wracam. Zacznę od szczypty przechwałek, wszak nie mogę się powstrzymać od wspomnienia o wygranej całkiem prestiżowego (choć szkolnego, ale przed całą szkołą - kilkaset osób - i z silną, bardzo silną konkurencją) konkursu. Mojej. Co ważniejsze - na klasyku; grałem własne opracowanie Anya'i Deep Purple, własne opracowanie Ojca Chrzestnego (ale nie tego "slashowego", tylko wersję oryginalną) i Romansę e-moll, a wszystko przyprawione improwizacją stuprocentową, to jest tworzoną naprawdę w "czasie rzeczywistym".

Wybaczcie ten nieskromny wstęp, ale po prostu nie mogłem się powstrzymać.

Ale to nie wszystko, o czym chciałem wspomnieć - niedawno spędziłem mnóstwo czasu na pałętaniu się po muzycznych i ogrywaniu elektryków... Kurczę, gra się genialnie! Inna sprawa, że im więcej z nimi obcuję, tym bardziej czuję, jak strasznie prosto gra się na nich w stosunku do klasyków - w zasadzie można włączyć największy przester, "zapuścić" jakieś fajne ustawienie EQ i dźwięk będzie tworzył się sam. Dalej uważam, że to troszkę pójście na łatwiznę... Ale to nic nie zmienia! Brzmi to świetnie, a gra się cudownie. Dalej klasyka kocham nad życie, ale zacząłem i elektryki kochać nad życie.

Najbardziej z ogrywanych zapamiętałem jakiegoś Ibaneza, o intrygująco ciemnym brzmieniu i fenomenalnym dwustronnym mostku tremolo. Ale chciałem się bardziej dopytać o piecyki - bardzo spasował mi Roland Cube 20XL, a co Wy o nim sądzicie? Jak wypada w konfrontacji z podobnymi cenowo VOXem Pathfinderem 15R czy Fenderem Frontmanem 25R (obydwa mają chyba już reverb sprężynowy)? Moje ostatnie doświadczenia z Fenderem Mustangiem każą wątpić w Frontmana, ale zapytać zawsze warto. Chciałbym też za jakiś czas obydwa z nieogranych pieców ograć, ale na razie ciężko mi je znaleźć.

A, właśnie - ostatnio też powiększył się zakres gatunków, które gram. Bywa już i metal (ach, to Dream Theater!), i ostrzejszy hard rock, ale nie porzuciłem oczywiście rocka czy klasyki i muzyki filmowej. Zastanawiam się jednak, czy wobec tego polubienia nawet mocnego przesteru Pathfinder ew. nadal by się nadał na piec dla mnie (wolałbym ograć, ale znaleźć, jak już wspominałem, to cud, więc muszę szukać informacji u Was)?

Jeszcze jedno mi się przypomniało - co sądzicie o patencie rozdzielanych cewek, który wydaje mi się czymś cudownym? Czy takie rozdzielone humbuckery to pełnoprawne single i czy w miarę zagłębiania się w gitarę nie okażą one słabości?

Kurczę, śmiało mogę uznać, że gitary to teraz - i zapewne już na zawsze - moja pasja. Mam wrażenie, że udało mi się uczynić postępy, i to dość zauważalne, w ciągu kilku ostatnich miesięcy. Ewentualne kupno elektryka pewnie tylko tę pasję powiększy...

Właśnie. Wesołych Świąt wszystkim!

Pozdrawiam,

Bylon

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze jedno mi się przypomniało - co sądzicie o patencie rozdzielanych cewek, który wydaje mi się czymś cudownym? Czy takie rozdzielone humbuckery to pełnoprawne single i czy w miarę zagłębiania się w gitarę nie okażą one słabości?

Nie wiem jak to jest w przypadku naprawdę dobrych przystawek z wysokiej półki, ale w tańszych gitarach (np. moim starym Corcie X5) rozdzielone hamburgery nie stają się pełnoprawnymi singlami. Brzmią przyzwoicie, do grania w domu na małym piecyku, ale "szklistego" cleanu raczej nie da się uzyskać.

Co do Rolanda Cube'a XL20 - to naprawdę świetny piec. Sam mam XL15, gdyż uznałem, że do domu nie potrzebuję mocniejszego, a "symulacja akustyka" mi zbędna skoro takowego mam i mogę powiedzieć, że to naprawdę znakomite piece w stosunku cena/jakość.

BTW gratuluję wygrania konkursu, z poprzednim zespołem zajęliśmy drugie miejsce w miejskim konkursie talentów (na szczęście zespół już nie istnieje) - takie coś naprawdę motywuje do pracy :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też mógłbym się pochwalić, ale nie ma po prostu czyn :trollface: .

Na gitarze (klasyk) gram bodajże od października. Wyrobiłem sobie trochę szybkości i rytmiki. Obecnie uczę się akordów, znam już prawie wszystkie z grupy A. Zamierzam kupić sobie basa i grać na basie, ale to nie oznacza, że zostawię "normalną" gitarę w spokoju. Po nauce akordów zamierzam zgłebiać się w dalszą teorię : skale itd. Do dwóch gitar. Chciałbym w przyszłości komponować utwory do basa i do elektryka (Harris!!!).

No i oczywiście granie ze słuchu. I tak czuję wyraźną poprawę (wiem mniej więcej na ile gitar grany jest utwór), ale to za mało jak na satanistycznego kapłana grającego na basie :trollface: .

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Raxus - świetnie, że grasz. Zobaczysz, że im więcej czasu będziesz temu poświęcać, tym więcej będzie Ci to dawać satysfakcji. A sukcesy na sto procent przyjdą już niebawem, wystarczy, że będziesz ćwiczył i absolutnie się nie zniechęcał.

A w możliwości gitary klasycznej nie wątp - 80% gitarzystów elektrycznych albo tych, którzy na elektryka przejść chcą, nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wielki potencjał drzemie w tym instrumencie. Najlepszym przykładem Rodrigo y Gabriela i... Milos. Skrócona wersja z nagraniem

. Obowiązkiem każdego gitarzysty jest to "obczaić" - tremolo (to prawdziwe, klasyczne) w pełnej krasie i geniusz, jaki można wydobyć z gitary klasycznej.

Iskier - masz rację, to barrrrrrdzo motywuje! Dzięki za gratulacje. Czemu 'na szczęście' zespół nie istnieje?

Ja sam gram już siódmy rok, ale największe postępy uczyniłem właśnie ostatnimi. Ten rok przyniósł mi znaczne doszlifowanie techniki, pozdro dla mojego epickiego nowego nauczyciela, która wcześniej w kwestii ustawienia rąk mocno kulała (na klasyku jest to cholernie ważne), umiejętność kostkowania z nadgarstka (i to zabójczo szybko - piszę zabójczo nie dla przechwalania się, a dlatego, że zauważyłem, iż pogląd dotyczący tego, jak szybkie jest szybkie kostkowanie wśród większości gitarzystów odbiega dość znacznie - w dół - od mojego poglądu tej sprawy dotyczącego), nauczenie się wreszcie względnie fajnie improwizować... Zabawne, że to wszystko nie byłoby możliwe, gdyby nie roczny odpoczynek od nauki z nauczycielem. Przez ten odpoczynek w pewnym momencie rozbudziło się we mnie takie pragnienie grania, które nie wygasło, i - miejmy nadzieję - nie wygaśnie, do teraz, że zacząłem ćwiczyć znacznie więcej niż wcześniej, ale przede wszystkim dodawać do grania serce - a to chyba najważniejsze.

Smutno mi się robi, kiedy widzę wielu gitarzystów grających tylko i wyłącznie dla szpanu; albo takich, którzy tak zapatrzyli się w siebie, że od wielu lat nie uczynili żadnych postępów. To chyba najgorszy ze scenariuszy... Mam szczerą nadzieję, że taki zbytni samozachwyt (nie mylić z satysfakcją z grania) mnie, ani nikogo z nas, nie spotka.

Tak BTW, niedawno tylko się utrwaliłem w przekonaniu (także za sprawą wspominanego na wstępie Milosa), że osoba grająca na klasyku jest w stanie wspaniale zagrać na elektryku, a nawet najlepszy samouk "elektryczny", w typie Slasha (o takich wirtuozach jak Petrucci nie wspominam, to co innego), na gitarze klasycznej czegoś niezwykłego wyczarować w stanie nie będzie. Choćby takie tremolo - kto z gitarzystów elektrycznych posiada tak wyćwiczone palce prawej ręki?

Jeszcze jedno - takie tremolo to moje marzenie. Zaciekawił mnie nim mój nowy nauczyciel i do teraz jestem nim [tremolem, nie nauczycielem, spokojnie] oczarowany. Obym dożył dnia, kiedy będę w stanie zagrać takie Tarrega Recuerdos De La Alhambra - tym większą niepewnością napawa mnie takie rozdwajanie zainteresowań, tzn. kupowanie elektryka. Ale chyba pokusa jest zbyt wielka. ^^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Iskier - masz rację, to barrrrrrdzo motywuje! Dzięki za gratulacje. Czemu 'na szczęście' zespół nie istnieje?

Bo zapowiadał się całkiem nieźle, a typ muzyki, który graliśmy nie bardzo mi odpowiadał (no, ale to nie ja byłem liderem zespołu) - choć sam też układałem partie naszych utworów - i skłoniło mnie to do odejścia i próby stworzenia projektu na własną rękę (thrashowego). Może to samolubne i bardzo egoistyczne, ale gdyby chłopaki po moim odejściu osiągnęli coś więcej to gryzłbym się niesamowicie, że straciłem ogromną szansę.

Ja sam gram już siódmy rok, ale największe postępy uczyniłem właśnie ostatnimi.

Oho, ja gram dwa lata, ale uważam, że jak na tak krótki czas to gram całkiem nieźle :)

umiejętność kostkowania z nadgarstka (i to zabójczo szybko - piszę zabójczo nie dla przechwalania się, a dlatego, że zauważyłem, iż pogląd dotyczący tego, jak szybkie jest szybkie kostkowanie wśród większości gitarzystów odbiega dość znacznie - w dół - od mojego poglądu tej sprawy dotyczącego)

Wydaje mi się, ze kostkuję dość szybko... Może to nie prędkość samego szatana, ale do tego typu muzyki, który chcę grać w zupełności wystarczy :)

Smutno mi się robi, kiedy widzę wielu gitarzystów grających tylko i wyłącznie dla szpanu; albo takich, którzy tak zapatrzyli się w siebie, że od wielu lat nie uczynili żadnych postępów. To chyba najgorszy ze scenariuszy...

Podchodzisz do grania bardzo emocjonalnie, ale nie każdy tak musi do tego podchodzić. Kocham muzykę i uwielbiam ją grać/tworzyć, ale nie ukrywam, że największą radość sprawia mi stanie na scenie, kiedy to wiele par ludzkich oczu przychodzi tylko po to (często przy tym płacąc za bilet!), by zobaczyć jak grasz. To jest coś pięknego, meritum życia muzyka jak dla mnie. Kiedy ludzie Cię znają i w pierwszym rzędzie trzymają płyty Twojego zespołu...

Kompletnie nie jara mnie muzyka grana na gitarach klasycznych i nie wyobrażam sobie, że mógłbym taką grać, więc skupiam się na tych technikach, które będą mi potrzebne w moim gatunku - nie oszukujmy się, nie da się opanować wszystkiego.

Widzisz, mnie śmieszy takie emocjonalne podchodzenie do sprawy i np. nie rozumiem jak można pieścić swoją gitarę i pielęgnować, traktować wręcz z nabożną czcią (znam takich gitarzystów!). Dla mnie to jest chore, owszem o gitarę trzeba dbać, czyścić etc. ale bez przesady. To samo tyczy się ogólnie twórczości muzycznej... Po prostu byłbym w stanie napisać balladę i tekst o miłości siedząc na kiblu :)

Tak BTW, niedawno tylko się utrwaliłem w przekonaniu (także za sprawą wspominanego na wstępie Milosa), że osoba grająca na klasyku jest w stanie wspaniale zagrać na elektryku, a nawet najlepszy samouk "elektryczny", w typie Slasha (o takich wirtuozach jak Petrucci nie wspominam, to co innego), na gitarze klasycznej czegoś niezwykłego wyczarować w stanie nie będzie. Choćby takie tremolo - kto z gitarzystów elektrycznych posiada tak wyćwiczone palce prawej ręki?

Nie wiem, ale po co to komu? Jeśli ktoś chce grać taką muzykę i sprawia mu to przyjemność - proszę bardzo, niech się rozwija w tym kierunku. Nie każdy chce opanować wszystkie możliwe techniki i zagrywki. Oni po prostu poszli w kierunku tej muzyki, która im bardziej odpowiada i skupili się na doskonaleniu swojego skilla właśnie w tym stylu. Doskonale ich rozumiem, bo mam to samo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem jak wy, ale ja wszystko ćwiczę sam*. Nie cierpię, gdy ktoś mi mówi co robię źle, lub co mam robić. Teraz sam doskonale wiem, co muszę w mojej grze poprawić (siłę małego palca oraz to %$^&%$&$ kostkowanie - wole palcowanie). Korzystam tylko z kilku portali (chords.pl, gitaradlapoczatkujacych.pl) oraz ćwiczeń MAGneta.

Gitarę basową wybrałem z kilku powodów, w które wtajemniczę Was za kilka lat :trollface: .

* - no cóż, gdyby uczyła mnie jakaś młodsza i ponętna koleżanka, miałbym podwójną motywację :trollface:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Iskrze (aż se pozwoliłem odmienić nicka, hoho!) - nie zrozumiałeś mnie trochę. Nie mówiłem w żadnym razie o graniu na scenie i cieszeniu się z tłumów, które przyszły na występ i błagają o bis, czy kohort fanek mdlejących z zachwytu ( ^^ ), bo i mnie sprawia to największą radochę (z naciskiem na ostatni ze scenariuszy) i świetnie rozumiem ludzi, dla których jest to ważny element gitarowego stylu życia. Chodziło mi o czyste szpanerstwo, czyli o ludzi, których podstawowe założenie gry na gitarze brzmi "patrz, jaką mam gitarę, patrz, umiem cisnąć solo na głowie, patrz, mam sprzęt za osiem tysiaków, więc na pewno jestem jak profesjonalny gitarzysta, obczaj jaki ze mnie metal, bo znam dwie solówki Metaliki". Krótko mówiąc o uczenie się grać i granie - słabe, bo takim graniem nic się z umiejętności nie wykształci - tylko i wyłącznie po to, żeby szpanować.

Inną rzeczą jest występowanie - to jest nagroda! Nagrodą jest to, że ludzie się patrzą na Ciebie i szepczą między sobą "łooo, jak tego łahłaha właczył, to jak Kerk Hamet ciśnie". To jest olbrzymia nagroda za pracę i wspaniały element gitarzysty, który nie zaczynał grać tylko po to, żeby coś takiego usłyszeć - znów nie chcę być źle zrozumiany, więc dodam: ogólna moja opinia jest taka, że trzeba grać także dla siebie i własnej satysfakcji, której dużym i ważnym źródłem mogą być koncerty i publika. Mam nadzieję, że teraz wyraziłem się sensownie.

Wbrew temu, co piszesz, wcale nie prezentuję aż tak emocjonalnego stosunku do grania. W pewnym stopniu - tak. Tylko że ten pewien stopień to nie żadne wspominane przez Ciebie chorobliwe dbanie o gitarę (zawsze przy jakimś większym odprysku czy zarysowaniu jestem smutny, leciutko, przez godzinę, po czym myślę - gitara idealna to gitara bez duszy! I się przyzwyczajam) czy granie tylko dla przyjemności w domu. Lubię szpanować, lubię występować.

I wcale nie jestem standardowym typem gitarzysty klasycznego - najbardziej lubię na klasyku grać melodie, które uchodzą za... niemożliwe do zagrania na klasyku. To mi sprawia największą satysfakcję, a choć wiadomo, że brzmienia metalowych czy hard rockowych kawałków nie będą brzmieć idealnie (choć są sposoby na coś w rodzaju przesteru na klasyku, ale to moje tajemnice "zawodowe"), to fajnie jest zobaczyć opadające szczeny tych wiernych od początku elektrykom, kiedy na klasyku gram jakiś kawałek, którego oni nie są w stanie "wyciągnąć" na elektryku. Highway Star na przykład (choć ono jeszcze nie jest takie trudne).

Już nie mówiąc o tym, że lubię muzykę też dość niestandardową, i mimo instrumentu podstawowego zwanego klasykiem, duszę mam raczej rockmana - nie jestem w stanie grać tylko z nut, bez przerwy, robiąc przy tym mnóstwo wprawek na palce. Kocham improwizację, kocham granie ze słuchu, kocham szybsze czy ostrzejsze kawałki, co czyni mnie dość niestandardowym - i to w sobie, przyznam nieskromnie, lubię.

Stąd też chęć rozpoczęcia intensywniejszej gry na elektryku, a miłą rzeczą jest to, że dzięki dość solidnej przeszłości - trwającej przeszłości, bo nie chcę absolutnie tej gitary opuszczać - na klasyku nie zaczynam od zera. Acz na razie to troszkę marzenia, bo mimo zebranej kasy na dość porządne początkowo sprzęcicho, Rodzice mają wątpliwości co do ilości miejsca (i tak pokój mam ostro zagracony), które takie sprzęcicho zakosi i ilości hałasu, jaką da w zamian. Jakoś dam radę. ^^

W każdym razie cieszyłbym się, gdybyście nie traktowali mnie jako gitarzystę tylko "uczuciowego", oraz tylko klasycznego. Mocno odbiegam, takie przynajmniej mam wrażenie, od dwóch ww. typów muzyka (tja... muzyka! Marzenie! Do muzyka to mi jeszcze wiele brakuje, co najwyżej muzyk-brzdąkacz-amator).

A co do zespołu, to dobrze, że grasz w zgodzie z tym, co grać lubisz - jesteś thraszowiec, to graj thrash i nie przejmuj się. Nie przejmuj się nawet, jeśli zdarzyłoby się, że zespół, z którego wystąpiłeś sukces by odniósł. Sądzę, że mimo wszystko najważniejsze jest granie tego, co się czuje - i tu, racja, mam coś z tych gitarzystów emocjonalnych. No ale jaki sens zgarniać kupę kasy i zwoływać tłumy na koncerty, skoro grałoby się coś, co przeczy ukochanemu gatunkowi? Dla mnie jednak niewielki.

Raxusie - czy jesteś pewien, że to tak dobrze ćwiczyć samemu? W żadnym razie nie próbuję Cię od tego odwieźć, bo - jasna sprawa - nie jest to nic złego, jednak nie nastawiaj się na to, iż nauczysz się granie prawdziwie technicznego sam. Na to nie ma dużych szans, jasne, i takie przypadki się zdarzały, ale to raczej przypadki wybitne - nie ukrywajmy, że nie mając mentora bardzo łatwo popełnić w trakcie nauki jakichś błąd, a w technice gitarowej niestety mamy ten mankament, że kiedy się do czegoś przyzwyczaimy, bardzo trudno się odzwyczaić. I ten błąd może się za Tobą ciągnąć przez całe życie.

Dlatego też może warto się nad jakimś nauczycielem - czy też, jak to napisałeś, ponętną nauczycielką ( ^^ ), zastanowić? Na własnym przykładzie widzę, że rok nietechnicznego grania (tyle właśnie u mnie trwała przerwa od treningów z nauczycielem, i choć bardzo dużo mi ona dała, to technika się faktycznie znacznie pogorszyła, dzięki Bogu, że już jest znów dobrze) po pięciu latach grania technicznego wystarcza, aby trwale sobie zniszczyć technikę. I to w stopniu takim, że - znów mój własny przykład - gdyby nie powrót do nauki z mentorem, raz jeszcze Bogu dzięki!, choć dość luźnej, już w żadnym stopniu bym się nie rozwinął na gitarze klasycznej, a na elektrycznej grałbym znacznie, znacznie słabiej, tak miałbym spaczone ustawienie obu rąk.

Nie nalegam (zresztą nie mam takiego prawa), ale namawiam - może warto się jednak zastanowić?

Pozdrawiam,

Bylon

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Bylon - Ja również gratuluję wygranej, i cieszę się że ponownie pojawiłeś się na forum. Tchnąłeś w ten temat trochę życia, bo od dłuższego czasu nic się tutaj nie dzieje, jedynie jakieś pytania, a tu pojawiasz się Ty, z czymś innym, i wszystko krenci sie jak czeba.

Raxusie - czy jesteś pewien, że to tak dobrze ćwiczyć samemu? ...

Zgadzam się z Bylonem, gra z nauczycielem daje lepsze wyniki, że tak to ujmę. Uczę się samodzielnie, i uczę się o wiele za mało, niż to co mógłbym robić. Poprostu nie mam motywacji, jakoś nie chce mi się brać gitarki i uczyć czegoś nowego. Więc moja nauka wychodzi tak, że powiedzmy dwa razy w miesiącu biorę gitarkę do ręki w celu nauki czegoś nowego, uczę się tego w mniej niż 2 dni, i tak się kończy. Wracam do ogrywania tego, co już potrafię. Nauczycielem przez krótki czas był mój ojciec, ale on jest basistą i na gitarze potrafi zagrać jakieś tam akordy i jakieś tam teoretyczne pierdy i skończyło się szybko - już przy skalach - "wszystko masz w necie". No więc od tej pory uczę się samemu, i powiem wam, lepiej gdy ktoś cię kontroluje, wtedy go zapytasz - czy gram to napewno dobrze?

Co oczywiście nie znaczy, że gdy uczysz się na własną rękę to napewno będziesz gitarowym ułomem, lecz nie ma kto cię przycisnąć do nauki, przez co nie wykorzystujesz 100% tego, co mógłbyś.

A teraz pytanko, z kategorii Thrash - Wake Up Dead - czy między riffem, to co jest tu grane to Dave'owskie Spider Chordsy?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie, chciałbym się uczyć z nauczycielem, ale mam kilka problemów :

-brak $$$

-brak czasu (powtórzenia przed egzaminem dają popalić)

-mieszkam na wsi i nie znam nikogo, kto gra dobrze na gitarze

-nikt z rodziny mieszkającej blisko (max. 10 km.) nie gra na gitarze

Jestem zmuszony do uczenia się samemu. Gdy kupię basa, będzie trochę lepiej - zamierzam kupić sobie jakąś książkę do nauki. Staram się sam kontrolować, wiem mniej więcej jak powinny być ułożone palce itd.

dwa razy w miesiącu biorę gitarkę do ręki w celu nauki czegoś nowego, uczę się tego w mniej niż 2 dni, i tak się kończy

Ja staram się uczyć co 2 dni. Codziennie jednak robię sobie ćwiczenia na rozciąganie palców.

BTW.

Znalazłem świetnego basa na początek, jednak sprzedawca mieszka zbyt daleko i w grę wchodzi tylko odbiór osobisty. Fender Bass. Jak ktoś mieszka w okolicach Lwówka Śląskiego, to niech kupuje :trollface: .

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A co do zespołu, to dobrze, że grasz w zgodzie z tym, co grać lubisz - jesteś thraszowiec, to graj thrash i nie przejmuj się. Nie przejmuj się nawet, jeśli zdarzyłoby się, że zespół, z którego wystąpiłeś sukces by odniósł. Sądzę, że mimo wszystko najważniejsze jest granie tego, co się czuje - i tu, racja, mam coś z tych gitarzystów emocjonalnych. No ale jaki sens zgarniać kupę kasy i zwoływać tłumy na koncerty, skoro grałoby się coś, co przeczy ukochanemu gatunkowi? Dla mnie jednak niewielki.

Jasne, masz rację i też tak uważam, jednak jest jedno "ale"... Z zespołu, który już coś osiągnął o wiele łatwiej jest wybić się z kolejnym projektem. Po pierwsze ludzie już Cię kojarzą, po drugie jesteś tym, który odszedł z >>tu wstaw nazwę zespołu<<, by założyć własny zespół. Postawiłbym w zakładzie cały swój gitarowy sprzęt, że ]V[egadet]-[ nie osiągnęłoby takiego pułapu popularności, gdyby nie wcześniejszy romans Dave'a z Metą :)

Zgadzam się z Bylonem, gra z nauczycielem daje lepsze wyniki, że tak to ujmę.

Zależy. To naprawdę zależy. Z pewnością daje lepsze wyniki w technice gry (szczególnie gdy nauczyciel ogarnięty), ale potrafi też skutecznie zniechęcać, bo nie zawsze gramy to, co grać byśmy chcieli (i ta frustracja gdy dodatkowo nam to nie wychodzi). Ja gdy poszedłem do szkoły muzycznej na pierwszą (na szczęście darmową, więc nie wyrzuciłem kasy w błoto) lekcje w wieku 18-nastu lat, to usłyszałem, że po pierwsze jestem za stary, a po drugie mam za krótkie palce i nie powinienem grać na gitarze tylko na skrzypcach. No to się wziąłem, powiedziałem im co o nich myślę i poszedłem... I kto miał rację? Oczywiście ja, bo jak już pisałem uważam, ze przez te dwa lata mój skill rozwinął się bardzo.

Uczę się samodzielnie, i uczę się o wiele za mało, niż to co mógłbym robić. Poprostu nie mam motywacji, jakoś nie chce mi się brać gitarki i uczyć czegoś nowego. Więc moja nauka wychodzi tak, że powiedzmy dwa razy w miesiącu biorę gitarkę do ręki w celu nauki czegoś nowego, uczę się tego w mniej niż 2 dni, i tak się kończy.

To już jest Twój problem siedzący w Twojej głowie. Szczerze wątpię, że pomógłby tu jakiś nauczyciel, przecież nikt nikogo nie będzie do czegoś zmuszać - sam musisz odnaleźć w sobie motywację i chęć gry. Ja też często nie mam pomysłu na to, czego teraz się nauczyć i wtedy staram się grać covery i swoje aranżacje znanych już mi utworów (wszyscy pamiętaj jak tu wrzucałem My Heart Will Go On, prawda?)

A teraz pytanko, z kategorii Thrash - Wake Up Dead - czy między riffem, to co jest tu grane to Dave'owskie Spider Chordsy?

Choć jestem wielkim fanem MegaDave'a i jest on jedną z niewielu moich inspiracji, to niestety nie znam odpowiedzi na to pytanie... Od początku staram się wypracować własny styl, więc nigdy nie zagłębiałem się w techniczne aspekty gry innych gitarzystów.

I na koniec dla zwiększenia Twojej motywacji nagranie (które już pewnie słyszałeś): http://speedy.sh/MNHdV/My-Heart-Will-Go-On.mp3 (jak ktoś chce to, oczywista rzecz, mam jeszcze taby do tej naszej aranżacji w gp5)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

BTW.

Znalazłem świetnego basa na początek, jednak sprzedawca mieszka zbyt daleko i w grę wchodzi tylko odbiór osobisty. Fender Bass. Jak ktoś mieszka w okolicach Lwówka Śląskiego, to niech kupuje .

Czy ja wiem czy świetnego. Nie wiem czy zauważyłeś, ale na allegro i tablica.pl pojawia się wiele gitar po atrakcyjnych cenach, które są poprostu lutniczymi KOPIAMI. To samo jest z tą. Jest taki koleś który handluje na lewo i prawo Gibsonami za 1600 zł, np. sygnatury Slasha albo Zakka Wylde. Nie wiem jak z ich jakością, ale jakoś nie przekonuje mnie posiadanie gitary nieznanego pochodzenia tylko dlatego że ktoś dokleił na główkę logo Fender, Gibson, Jackson, Dean, Richa czy czego tam jeszcze i odpowiednio ją wyprofilował.

I na koniec, może dla zwiększenia Twojej motywacji nagranie: http://speedy.sh/XEXTJ/Your-God-is-a-fake.mp3

To..to twoje? :D Jestem pod wrażeniem, kawał solidnych riffów. Grałeś to z zespołem czy to podkładzik? Sam póki co nie zrobiłem jeszcze kawałka, a co dopiero w takich klimatach... muszę się kiedyś przełamać :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Hefpiot - dzięki. Mam nadzieję, że znowu powróci tematowi gitarowemu (no bo nie oszukujmy się, perkusistów czy zawodowych muzyków klasycznych próżno tu szukać) dawna chwała - jeszcze pamiętam czasy, kiedy dziennie pojawiało się po kilka próśb o poradę w zakupie sprzętu za x złotych, dla x gatunku, i jak się wszyscy wkurzaliście (ja wtedy pojęcia o elektrykach nie miałem, więc się nie wtrącałem ^^) że za dużo tego i naradzaliście, że FAQ by trza trzasnąć.

Co do nauczyciela, to nie chodzi mi nawet o motywację, bo tu nauczyciel często wiele nie pomoże, tylko o granie techniczne, bo często zawiłości techniczne są... zawiłe. Przykładowo, kiedy opracowywałem solo przewodnie z Anya'i Purple'i (nie będę ukrywał, że całe to intro i solo opracowane w 100% przeze mnie, ze słuchu, to w zasadzie jedna z moich największych dum i niemałe osiągnięcie, że aż to tak nieskromnie określę), nigdy nie przyszłoby mi do głowy poprawne technicznie ustawienie palców (był to czas, kiedy to dopiero co powróciłem do nauki z nauczycielem), a wprost oczywiste wydawało się inne. Nauczyciel poprawił, i teraz z kolei nie wyobrażam sobie innego niż to poprawne ustawienia - zwłaszcza, że tamto, choć pozornie różniące się bardzo nieznacznie, praktycznie blokowało szybkie granie.

I do takich właśnie zawiłości praktycznie konieczny jest nauczyciel, bo nie będąc muzykiem zawodowym, albo kimś po prostu doświadczonym, jest najzwyklej w świecie bardzo ciężko zorientować się, jak to z tym czy tym powinno być, a "intuicja muzyczna" szczególnie na początku jest zupełnie niewykształcona, przez co podpowiada błędne rzeczy. A to, jak już wspominałem, prosta droga do upadku, tak samo, jak usiłowanie grania Stairway to Heaven po dwóch tygodniach nauki (a niestety i takie osoby)...

Zwłaszcza, że dzięki dobremu nauczycielowi nawet przy niewielkich ilościach ćwiczenia możemy dojść do bardzo porządnego poziomu. Mam czasem wrażenie, że uratowało mnie jako gitarzystę to, że zaczynałem naukę jako osoba bardzo młoda, przez co ani nie znałem się jakoś specjalnie na rocku, ani nie miałem nie wiadomo jakiej inicjatywy, ani szalonego zapału (wiadomo, ten niestety czasem wygasa - kurczę, jak dobrze, że mój się odrodził zwielokrotniony). Przez to też ćwiczyłem mało, strasznie mało - po dwa razy w tygodniu, po kilkanaście minut. Ale cztery lata takiej nauki, z genialnym muzykiem i genialnym pedagogiem o genialnym podejściu wykształciły mnie na tyle, że kiedy zapał się odrodził i zaczęły się ostre ćwiczenia z prawdziwego zdarzenia, które też ważne, coś już miałem, miałem jakichś wstęp. No i teraz jakoś to idzie, chyba mogę na podstawie opinii innych uznać się za ponadprzeciętnego gitarzystę-amatora, jak na ten wiek (sam się nie zamierzam oceniać, bo to byłby kolejny ze sposobów do gitarowej trumny, IMHO).

W każdym razie sądzę, że warto sobie załatwić dobrego nauczyciela. A jak do tego jeszcze macie potrzebę, ochotę i wógle ćwiczyć dość dużo, kilka (najlepiej siedem) dni w tygodniu, po kilka godzin dziennie (a czasem w łikendy to i po osiem - paluszki później trochę bolą, ale satysfakcja jest, polecam!), to Wam się to zwróci. Gwarantuję!

Pozdrawiam,

Bylon

Edit. Teraz dopiero zauważyłem, że zrobił się duży i nieprzyjemny problem polegający na wysłaniu się trzech postów w jednym. Poprawiłem i w imieniu FA przepraszam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hejka panowie:D

Widzę,że w wigilię postów przybywa tyle co przez tydzień, więc i ja się tu dopiszę z własnym problemem.

Jak niektórzy może pamiętają, od około 3 mies. gram (powiedziane na wyrost) na Washburnie Wl14.Na razie niestety uczę się sam. dopiero w okolicach lutego/kwietnia będę szukał nauczyciela;/ Umiem zagrać wszystkie piosenki z "gitaradlapoczatkujacych.pl", ostatnio gram gitarę rytmiczną z The Day that never comes metallici, kolędy itp itd. Granie pojedynczych dźwięków wychodzi mi bardzo dobrze. Z racji mojego gustu muzycznego (thrash, rock) chciałem wziąć się za Smells like a teen spirit. No i tu jest problem. Potrafię bez problemy łapać te power chordy, ale żaden cholera jasna nie brzmi tak jak powinien! Gitara nastrojona prawidłowo. Chciałbym grać metalowe utwory, ale z racji tego,że większość jest oparta na akordach, mam z nimi problem. Łapię, atakuję struny i robię fejspalm z powodu tego co usłyszałem...

Nie wiem co robię źle. Może ktoś z Was ma jakiś pomysł? Bardzo by mi to pomogło!

Przepraszam za ogólny chaos mojej wypowiedzi:D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To..to twoje? :D Jestem pod wrażeniem, kawał solidnych riffów. Grałeś to z zespołem czy to podkładzik? Sam póki co nie zrobiłem jeszcze kawałka, a co dopiero w takich klimatach... muszę się kiedyś przełamać :)

Haha, kurcze, najpierw źle zauploadowałem plik i wyszedł na jaw nie ten co miał i nie zdążyłem zmienić jak widzę (teraz jest inny link, zajrzyjcie)... xD

Bez zespołu (ale to nie mój utwór), perkusja to automat, chwilowo nie mam kapeli, bo chyba mam zbyt duże wymagania co do muzyków... Zresztą w październiku i tak wyjeżdżam na stałe z tego miasta, więc... Będę szukać chętnych do bandu w mieście wiele większym.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Automat powiadasz... brzmi całkiem dobrze. Jakim programem to zrobiłeś? Szczerze mówiąc to też chciałbym coś nagrać, a jak możesz tak sobie cały zespół "sztucznie" stworzyć ( no może poza wokalistą ) to czemu by się tym nie pobawić?

@Dani14 - może chwytasz je zbyt nerwowo, przez co każdą strunę ciągniesz w dół i robisz takiego czordsowego benda, który brzmi w tym przypadku fałszywie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witojże! Ja z innej beki. Egoistycznie o moim Deanie. Kasiurka powoli zbiera się na wymarzone wiosło, jedno było w zasięgu, ale zbyt poobijane się okazało, lakier schodził aż. Tak więc, kumpel mojego mamy, który gra na elektryku 20 lat, pograł na tym mojej Zemście. Po pograniu odpiął jeszcze i pograł z dechy. Powiedział mi, bym sobie przyszykował 300 zł i za tę kasę mogę kupić cały używany set pikapów, że niby wtedy gitara będzie brzmiała o wiele lepiej. Tłumaczy to tym, że niby moje drewno bardzo dobrze rezonuje. Była wzmianka o Merlinie HellFire pod most i używkach Alnico (lub jakiś tam P90) pod gryf. Ale czy zmiana przetworników jakkolwiek mi się opłaci? Faktycznie będzie się czuło różnicę? Tak się zastanawiam, czy Dina nie zostawić, bo przyszłe wiosło będzie wyposażone w Flojda. Tak wiec, może mi ktoś doradzić? Mój nauczyciel od muzy z gimnazjum też mówi mi, bym sobie nowy set sprawił, bo niby tak dobrze brzmi decha, ale żeby to tylko nie było zwykłe gadanie "speców".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak masz fundusze to wymieniaj. Ja mam to samo ze swoją gitarką. Kosztowała 500zł, i osprzęt jest jak najbardziej do (_!_) ale decha brzmi bardzo dobrze, jakby wymienić pickupy i mostek, to może służyć jeszcze naprawdę długo, i co najważniejsze, służyć dobrze. P90 pod twoje preferencje...no czy ja wiem. Dla siebie bym nie brał P90, bo co jak co, ale to jednak singiel. Kup jakieś 2 Humby od Seymoura, DiMarzio, albo coś tańszego i \m/

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No ale wiesz :) Ja ostatnio trochę bardziej cleanuję, zdałoby się mieć coś miłego pod gryfem a koło mostka szatana. Jeśli się nie mylę to P-90 jest singlem w obudowie hambuckera. No i właśnie muszę się zastanowić jaki set wybrać. Czy w ogóle coś wybrać. No bo jeśli starsi stażem ocenili, że warto zmienić pickupy to coś znaczy. Pod mostek to jest dyskusja nad Merlinami (np. Hellfire) i używanym SH6. Ciekawe, jak to brzmi, bo jedynie miałem doczynienia z EMG, ale to i tak na innym wiośle niż moje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie widzę sensu w wymianie pickupów w gitarze, jeśli niedługo chcesz ją wymieniać. Merliny to podobno świetne pickupy i w innym wypadku bym po nie pewnie sięgnął, ale tak to imo szkoda kasy.

]V[egadet]-[ nie osiągnęłoby takiego pułapu popularności, gdyby nie wcześniejszy romans Dave'a z Metą :)

Wątpię. Megadeth odniósł sukces dlatego, że wydał jedne z najlepszych metalowych płyt, które są absolutnie genialne. Wątpię, że pomogły mu przeżycia z Metalliki, to że w ogóle został pominięty we wkładce Kill'em All. Gdy Meta odniosła wielki sukces Dave'a już tam nie było, prawda, że od początku Metallika odnosiła duże sukcesy w USA (czy tam w danym stanie), ale co mogło to pomóc popularności Dave'a? Szczególnie, że to teoretycznie nie on był liderem. Wątpie, również że po Killing is my Business ludzie mówili "o, to ten gościu co grał w Metallice!!111onejeden"

Z pewnością daje lepsze wyniki w technice gry (szczególnie gdy nauczyciel ogarnięty), ale potrafi też skutecznie zniechęcać, bo nie zawsze gramy to, co grać byśmy chcieli (i ta frustracja gdy dodatkowo nam to nie wychodzi).

Ktoś kto zniechęca nie nazwałbym nauczycielem. Idziesz na lekcje, nauczyciel ci mówi, że dzisiaj nauczy cię tego i tego, ale tobie np. to nie pasuje to mówisz mu to i tyle. Gdzie jest problem? Zresztą grając na gitarze tak czy siak nie ma wielu rzeczy, które się nie przydadzą. Podaj przykład czego ty np. nie chcesz grać z nauczycielem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No ale nie wiem, czy Deana sprzedawać będę. Bo nowe wiosło ma mieć Flojda, Deana by się zestroiło na jakiś inny strój. Bo gdybym sprzedał teraz Deana to w zasadzie już na wiosnę(może i wcześniej) bym łaził po gryfie nowego (fajnego) wiosła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...