Skocz do zawartości

Rysia

Forumowicze
  • Zawartość

    426
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wpisy blogu napisane przez Rysia

  1. Rysia
    ... to nie mam o czym pisać.
    No bo nie będę urządzać tutaj słitaśnego blogasssska, z wpisami, jak to spędziłam dzisiejszy dzień (malowałam dach lakierem, ciekawe?) albo co właśnie robi mój pupilek (żre jakiegoś badyla, a teraz wcina paluszka, pocieszne stworzonko). Mogę się pochwalić, że staram się jakoś wykorzystać te wakacje i robię prawko.
    No, ale nie o tym chciałam.
    Narysiowałam, to się z Wami podzielę
    (stadia powstawania tego obrazka znajdziecie na Walizeczce)

    A wczoraj byłam w kinie na
    . Cudowne! Ryczałam tak, że nie nadążałam z wycieraniem policzków.
  2. Rysia
    Hej, dzisiaj będzie chwila na reklamę i żebry...
    W dniu dzisiejszym, tj. 21 maj, ruszyło głosowanie w akcji STYPENDIUM Z WYBORU. Polega to na tym, że studenci składają tam swoje aplikacje o fundusze na jakąś konkretną rzecz, a otrzymują je ci, którym uda się zebrać najwięcej głosów.
    Dlatego liczy się każdy głos!
    Ja również złożyłam tam swoją aplikację, marzy mi się kurs rysunku oraz sprzęt do grafiki cyfrowej (tablet), żeby być lepszą w tym, co kocham robić.
    Może kiedyś, w przyszłości, to właśnie ja zaprojektuję postaci do "Wiedźmina 4" albo "Avatara 2", może natkniecie się na moje komiksy gdzieś w księgarni albo założę własne studio graficzne...
    Jednak bez tego stypendium będzie mi o wiele trudniej to osiągnąć.
    TUTAJ jest moja aplikacja wraz z filmikiem motywującym do klikania w ten uroczy guziczek z napisem "oddaj głos".
    Żeby głosować, najpierw trzeba kliknąć na górze "zaloguj się przez facebook". A jak już klikniecie, to wyślijcie to dalej!
    Niestety, głosować da się tylko przez facebooka... Jednak, jeżeli go macie, to zapraszam do WYDARZENIA zapraszajcie swoich znajomych i w ogóle...


    Z góry dziękuję!
    No, to tyl żebrania.
  3. Rysia
    Wiem, wiem, elfy i dziewczyny mogą się znudzić... A Młody (mój 2 lata starszy brat) nalegał, żebym w końcu też Bjórna narysowała... więc jest i nasz Niedźwiedź, świeżo wyjęty spod piórka.
    ((osobiście najbardziej podoba mi się krew i Szpon ))
    ((Coś mi się burzy ładowanie tu obrazka, więc żeby zobaczyć Bjórna musicie przespacerować się na Walizeczkę ))
    Z uśmiechem do wszystkich włochatych niewysokich!

  4. Rysia
    Sesja (hehe- jedna zerówka i pokazy prac) zaliczona, indeks w dziekanacie - a przynajmniej u starościny, średnia 4,25... więc... WOLNE!!! 2,5 tygodnia rysowania i snowboardu!!! I pewnie wielu innych różnych rzeczy...
    Ale nie o tym chciałam, nie będę Was zanudzać narzekaniem na niemożliwie spóźniających się profesorów i zajęcia, na których uczę się mniej niż w domu.
    Narysowałam i mi się podoba!
    Mam wolne, to wieczór pogarbiłam się nad tabletem i wypociłam takie TE. ((:

    Miłego oglądania, mam nadzieję, że Wam też się spodoba.
  5. Rysia
    Po miesiącu nołlajfienia, wykańczania i dopieszczania prac na przeglądy i zaliczenia w końcu... koniec. Powiem Wam, że po pierwszym roku nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę miała taki zap... zawał roboty na tych studiach.
    No, ale zjechałam do domu, kupiłam dwa Ciufjuniory i powoli wracam do życia.


    (Maluchy mam od piątku, a zrobiłam im już chyba milion zdjęć...)
    Pracami studyjnymi nie ma co się chwalić, ale z chęcią pokażę, jaki filmik udało mi się sklecić na multimedia: Ramzes na schodach.
    Na inne zajęcia musiałam napisać esej o czymś związanym z komputerem. Po długiej walce z wymyśleniem tematu, w końcu padło na gry komputerowe. No i lałam wodę przez jakieś 2-3 strony, straszna udręka. Jak ktoś chce, to może się z tym pomęczyć też, proszę bardzo:
    "Plusy i minusy gier komputerowych - czyli wpływ elektronicznej rozrywki na rozwój młodzieży szkolnej"
    (Buziaki dla Feanora za ten tytuł!)
    Jestem graczem. Od kiedy tylko pamiętam w moim życiu był komputer i gry. Począwszy od prostych zabaw w zbieranie kryształków przez smoczka Crocka, poprzez odkrywanie nowych poziomów w "Prince of Persia", buszowanie po starożytnych grobowcach Larą Croft aż do moralnych wyborów w "Wiedźminie" bądź "Skyrim". A kiedy sama nie grałam, to patrzyłam, jak robi to mój brat, szturchałam go, podpowiadając, gdzie może teraz pójść, albo wypytywałam o fabułę rozgrywki.
    Przeszukując internet można sie spotkać z terminem "ludologia", o którym Wikipedia mówi: "dziedzina humanistyki zajmująca się systematycznym badaniem gier z perspektywy ekonomicznej, estetycznej, narratologicznej, kulturoznawczej, socjologicznej i psychologicznej. Ludologia jest szczególnie związana z badaniem gier wideo i gier komputerowych, bo w tej formie u schyłku XX wieku gry osiągnęły wysoki poziom komplikacji i stały się nowym medium, odgrywającym rolę społeczną podobną do telewizji, kina czy literatury.". Zagłębiając się w temat znalazłam informacje o Polskim Towarzystwie Badania Gier, zrzeszającym naukowców i studentów zajmujących się problematyką gier, głównie fabularnych (RPG) oraz komputerowych. Zatem gry komputerowe nie są już tylko niszową rozrywką, zamkniętą w czterech ścianach własnego domu, jak niektórym się wciąż wydaje. Graczy jest coraz więcej i zaczynają się otwierać na świat, wychodzić do ludzi niezwiązanych z tematem.
    Rodzajów gier jest tyle, że na samo ich wymienienie z chociaż minimalnym opisem musiałbym poświęcić osobny esej. Dlatego skupię się tutaj na tym, co sama znam najlepiej, czyli na komputerowych grach fabularnych, w skrócie cRPG (ang. computer Role Playing Game).
    RPG to jeden z najpopularniejszych gatunków gier na świecie. Polega na tym, że wcielamy się w bohatera, którego umiejętności są określone liczbowo (tzw. statystyki), podróżujemy po świecie i realizujemy różnego rodzaju zadania. Przeważnie nie robimy tego w samotności tylko z grupą innych graczy, którzy się wcielają w swoje postaci, a świat, w którym się znajdujemy jest wykreowany prze osobę prowadzącą, tak zwanego Mistrza Gry. Można stwierdzić, że jest to coś w rodzaju teatru improwizacji, w którym Gracze mierzą się z wyznaczonymi przez Mistrza Gry problemami.
    CRPG jest wzorowane na tradycyjnym RPG, z tymi wyjątkami, że nie ma Mistrza Gry - świat jest wykreowany i zwizualizowany przez twórców, a drużyna z którą podróżujemy zwykle jest prowadzona przez komputer. Piszę "zwykle", ponieważ w MMO RPG, czyli komputerowych grach fabularnych rozgrywanych przez internet można realizować zadania razem z innymi ludźmi, którzy mogą znajdować się nawet na innym kontynencie.
    Po tym nieco przydługawym wstępie przejdę do puenty.
    Minusy grania na komputerze na pewno każdy może wymienić; swojego czasu bywało głośno w mediach o uzależnionych nastolatkach, wzroście agresji i tego typu uogólnienia. Nie do końca się z tym zgadzam, ponieważ każda forma rozrywki może stać się w końcu uzależnieniem, jeżeli się nie ma nad nią kontroli. Po prostu gry komputerowe są stosunkowo nowe na tle innych zabaw, na jakie zwykle młodzież poświęca swój czas, więc rodzice często nie wiedzą, jak powinni reagować, gdy dziecko zaczyna spędzać zbyt wiele czasu przed komputerem. Zwrócę również uwagę na często spotykane zjawisko, jakim jest kupowanie swoim podopiecznym gier niedostosowanych do ich wieku. Krew i przemoc będzie miała mniejszy wpływ na osobę dorosłą, niż na nastoletnie dziecko, któremu dopiero kształtują się wartości, a w ten sposób przyzwyczaja się do okrucieństwa, najczęściej zadawanego wrogom z własnych rąk. Wprawdzie od 2009 r. w Polsce zostały oficjalnie wprowadzone oznaczenia PEGI (Pan European Game Information, pol Ogólnoeuropejski System Klasyfikacji Gier), jednak nie każdy producent się do nich stosuje, ponieważ nie są one obowiązkowe. PEGI jest zbiorem symboli pojawiających się na opakowaniach gier i informujących, co się w nich znajduje (min. 'Przemoc', 'Strach', 'Seks', 'Używki' itp) oraz określających minimalny wiek gracza. Niestety wielu dorosłych nie zdaje sobie sprawy z istnienia tych oznaczeń i bezmyślnie kupują dzieciom to, czego sobie zażyczą.
    Zawężając temat do gier cRPG uważam, że najpowszechniejszym problemem jest odcięcie się od rzeczywistości, zatracenie w nierealnym świecie. Młodzież często szuka jakiejś odskoczni, niekiedy sięgając po różne używki, innym razem zamykając się w swoim pokoju i całe dnie spędzając na plądrowaniu lochów czy ratowaniu świata. Może się to stać niebezpieczne, kiedy zaczną tracić chęć na kontakt ze swoimi rówieśnikami uważając ich za mało interesujących. W skrajnych przypadkach mogą nie chcieć wychodzić z domu bądź pokoju, zaniedbując tym samym swoje obowiązki takie jak nauka, szkoła albo pomoc rodzicom.
    Jeśli zaś chodzi o bardziej fizycznie zauważalne minusy, to jest ich wiele. Całe dnie spędzone przed monitorem stanowczo pogarszają wzrok młodych osób oraz stan ich kręgosłupa. Tracą oni poczucie czasu i dopiero, gdy wyłączą grę zdają sobie sprawę, ile innych, bardziej pożytecznych rzeczy mogli by zrobić w tym czasie. Brak ruchu może doprowadzić do problemów z wagą i zdrowiem. Nastolatek może przestać dbać o własne ciało poświęcając się całkowicie wykreowanemu przez siebie alter ego z gry. Dużym minusem są również wydatki- żeby w coś zagrać trzeba najpierw to kupić, dobre gry nie są tanie, a niektóre wymagają nawet miesięcznych opłat. Trzeba mieć również odpowiedni sprzęt, żeby 'uciągnął' nowości. Do tego dochodzi jeszcze rachunek za prąd...
    Po tym fragmencie można odnieść wrażenie, że gry komputerowe mają tylko złe strony oraz negatywny wpływ na młodych ludzi, co oczywiście nie jest prawdą. Wszystko ma swoje wady i zalety, więc teraz chciałabym się skupić na tych drugich.
    Istnieje wiele gier edukacyjnych, dzięki którym młodzież może w ciekawy sposób dowiedzieć się wiele na temat świata. Nic tak dobrze nie utrwala wiadomości, jak przeżycie ich na własnej skórze prowadząc bohatera podczas II wojny światowej, albo podróżując po świecie. Wielokrotne próby pokonania następnych, coraz trudniejszych poziomów czy rozwiązywania skomplikowanych zagadek uczy dziecko radzenia sobie z frustracją, nabierają wytrwałości w podejmowanych działaniach. Szukanie innych wyjść z sytuacji rozwija kreatywność. Wiele gier wymaga skomplikowanych akcji, które wzmacniają refleks.
    Jest to również możliwość twórczego rozwoju. Wiele cRPGów ma dołączony program do budowania nowych poziomów w grze, więc każdy, kto chce, może spróbować wymyślić kilka zadań, zbudować jakiś loch i poustawiać przeciwników, a później zaprosić kolegów, do przejścia swojego dzieła.
    Gry komputerowe są również świetnym sposobem na nauczenie się innego języka. Wielu graczy przyznaje, że w ten właśnie sposób pogłębiają swoją znajomość angielskiego. Za to w MMO RPG, gdzie przeważnie mamy możliwość kontaktowanie się z ludźmi z całego świata, możemy przetestować, czy nasze zdolności lingwistyczne choć na minimalnym poziomie umożliwiają nam porozumienie się z obcokrajowcem. Jest to bardzo ciekawe doświadczenie, sama spędziłam wiele godzin biegając moją nieumarłą czarownicą po Azeroth'cie (World of Warcraft) razem z ludźmi z Kanady, Czech albo Niemiec.
    Prowadząc swojego bohatera w nierealnym świecie dziecko może doświadczyć wiele rzeczy, których w rzeczywistości nigdy by nie było w stanie. Jest to ciekawa forma oderwania się od codziennych spraw i problemów, przez tą krótką chwilę można się stać herosem, który ratuje świat przed smokami, najeźdźcami z kosmosu albo wrogą armią. Uważam, że jest to o wiele bardziej kreatywna forma rozrywki niż oglądanie telewizji, ponieważ mamy wpływ, na to, co się dzieje. Filmy są już zakończoną opowieścią, którą można tylko chłonąć, a w cRPG trzeba dać coś od siebie, żeby można było odkryć dalsze części fabuły, musimy się wysilić, żeby przejść trudniejsze fragmenty.
    Zatem gry komputerowe, tak samo, jak prawie wszystko na tym świecie, mogą być dobre lub złe, zależnie od tego, jak ich będziemy używać. Brak kontroli rodziców nad tym w co i jak długo grają ich pociechy może mieć w skrajnych przypadkach fatalne skutki. Jednak odpowiedzialna i umiarkowana zabawa na komputerze jest przyjemnym sposobem na spędzanie wolnego czasu, a przy okazji można się nauczyć wielu przydatnych rzeczy. Uważam więc, że nie można wrzucić gier komputerowych do jednego worka z napisem "złe" lub "dobre", ponieważ nie mają one z góry narzuconego przeznaczenia, są tylko możliwością.
    Nie uważam tego za jakiś majstersztyk, zwykłe lanie wody na wpisik w indeksie.
    Ale jak już tyle się opisałam to czuję dziką potrzebę podzielenia się z ludziami bardziej w temacie niż moje artyści.
    Enjoy!
  6. Rysia
    Chyba trochę mnie tu nie było, ale co będę się tłumaczyć - sesja, wakacje, wiadomo.
    Ostatnio nawet byłam na zjeździe forumowiczów we Wrocławiu na 5 dni- ale, niestety, nie mogę o tym mówić... chociaż i tak można wszystko przeczytać w temacie Zjazdy. )
    Co do poniższego posta to nie, nie udało mi się uzyskać tego stypendium, ba, miałam tyle głosów, że mogłam co najwyżej mu z daleka pomachać. Stanowczo mam za mało znajomych na fejsie, fatalna sprawa.
    Generalnie mogę się pochwalić, że zaliczyłam pierwszy rok moich kochanych studiów ze średnią 4,4, w tym chyba ze wszystkich praktycznych (rysunek, malarstwo, rzeźba, grafika) miałam 5, indeks już od miesiąca wygodnie spoczywa w dziekanacie, normalnie żyć nie umierać. Chyba się nawet za niedługo szarpnę i wrzucę gdzieś w internet parę moich prac z zajęć, a co!
    Póki co zapraszam na moją kochaną WALIZECZKĘ, gdzie przez ten czas pojawiło się parę nowych bazgrołów.
  7. Rysia
    Jestem w CDA!

    Nu, to tyle tej radości.
    Tak popatrzyłam na tego bloga... Miałam pisać tu naszej sesji, Ziemie Bestii, a daaaawno nic nie dodałam nowego o naszych przygodach. Na swoją obronę mam tylko to, że ostatnio to ja, Rysia, mam dużo przygód i brak mi czasu na pisanie. Dlatego wygrzebałam z czeluści dysku D tekst o Elleani, wspominałam tu kiedyś, że coś takiego mam.




    Elleani zwana Amanodel

    Chcesz posłuchać? Dobra, chodź ze mną. Nie, nie daleko, możemy usiąść pod tym drzewem. Gdybym tylko miała możliwości mojego ojca pewnie i ono przyłączyło by się do rozmowy?
    Ale jeżeli mam ci o sobie opowiedzieć chyba muszę zacząć od samego początku, a to było bardzo dawno temu- przynajmniej dla tak krótko żyjących stworzeń jak ty.
    Ogień i Woda
    Góry, lasy, rwące strumienie i polany pełne kwiatów. Nie zamieszkane przez nikogo, zachowane przez stulecia w dziewiczym stanie. Na szczytach górskich hulał ciepły wiatr, między ciemnymi pniami drzew przemykały sarny, jelenie i dzikie konie, gdzieś w zielonych koronach świergotały kolorowe ptaki, a w gęstych krzakach czaiły się drapieżniki czekające tylko na dobrą okazję.
    Tamtą okolicę właśnie wybrała sobie moja matka, Liy, młoda i przepiękna nimfa. Była gotowa całe życie poświęcić naturze, chciała chronić tamtejsze lasy i zwierzęta przed wszelkimi humanoidami, którzy w jej oczach byli tylko i wyłącznie mordercami i niszczycielami wszystkiego, co piękne.
    To była ogromna dolina otoczona łańcuchem górskim. Moja matka wiedziała, że nimfy zwykle wybierają dla siebie niewielkie obszary, ale ona miała ambicje. Chciała ochronić wszystko, co tylko mogła w obrębie tych gór.
    Udawało jej się to przez dziesiątki lat, ale kiedy przez Południowy Wąwóz przedarła się chorda uciekających przed czymś orków nie była w stanie sobie z nimi wszystkimi poradzić. Wycinali drzewa, zabijali zwierzęta, zaczęli zakładać osady, zepsuli całą południową Dolinę. Ryzykowała życie zbliżając się do nich. Nie chciała ich zabijać, starała się ich przepędzić, wystraszyć. Nie udawało jej się to. Zdołowana i rozżalona dała się złapać w pułapkę. Byłaby zginęła gdy by nie?
    W pogoń za tą chordą orków wyruszyła grupa elfów, był wśród nich potężny druid, Movlis Nailo. Tak, mój ojciec. Już się pewnie domyślasz, co się stało?
    Elfy od dawna szpiegowały orków z ukrycia, żeby uderzyć w słaby punkt, ale kiedy porwali Liy, Movlis nie mógł pozwolić na śmierć tak niewinnej i pięknej istoty. Zwierzęta i drzewa słuchały go i wykonywały jego rozkazy, moce przyrody, żywioły? On sam mógł wybić w pień wszystkie te orki, lecz nie przybyli tu, by ich pozabijać, tylko odebrać swoją własność- jakiś potężny artefakt, nigdy nie dowiedziałam się co to było. Ale gdy stało się jasne, że bez walki się nie obejdzie, bo do wyboru albo orki albo natura, którą orkowie zabijali, Movlis nawet się nie zastanawiał. Nie, nie zabił ich wszystkich, cenił wszelkie życie, nawet tak plugawe, jak orkowe, udało mu się przegnać większość. Ale Liy, moja matka, tak go zachwyciła swoją odwagą i oddaniem naturze, że nie mógł już powrócić razem z resztą elfów. Przyrzekł Liy chronić Dolinę z równą zaciętością, co ona. Przyrzekł jej też miłość równą jego miłości do natury. A ona? Onieśmieliło ją oddanie druida. Podobno na początku przez miesiące nie dawała mu odpowiedzi, pozwoliła mu się błąkać po lasach, umykała przed nim jak łasica przed lisem. Ale w końcu, przy blasku księżyca?
    A potem ja przyszłam na świat.
    Rzecz niespotykana, by nimfa miała dziecko z elfem. Ale stało się, rodzice mówili, że jestem ich darem od Matki Natury. Że jestem wyjątkowa.

    Szczęśliwe Dni
    To było kilkadziesiąt wiosen mojego życia. Może pięćdziesiąt kilka? Nie wiem dokładnie. Kiedy beztrosko biegałam szczytami górskimi, skakałam po drzewach albo uczyłam się utrzymać się na grzbiecie jelenia czas nie miał dla mnie znaczenia. Pamiętam, że zwierzęta, które niestety nie żyją długo, przychodziły na świat i umierały. Często moi najlepsi przyjaciele, jak łasica Lyn, zostawali zjedzeni przez innych moich przyjaciół, w tym przypadku przez niedźwiedzia Wrana. Tak, nadawałam im wszystkim imienia. Kochałam je, ale nie mogłam poradzić nic na naturalny bieg spraw. Każdy kiedyś umiera, niektórzy zjedzeni, niektórzy z choroby, inny mogą zachłysnąć się swoim posiłkiem. Tak, wtedy straciłam dwoje przyjaciół, nie wiedziałam, jeszcze jak pomóc Wranowi, a Liy była za daleko.
    Matka uczyła mnie wszystkiego, co umiała, co wiedziała o zwierzętach, o przyrodzie. Często spędzałyśmy razem czas pomagając rannym lub chorym mieszkańcom Doliny.
    Ojciec przekazywał mi tylko tą wiedzę, którą mógł nie zdradzając sekretów druidów. Na początku każdej wiosny brał mnie w podróż, mawiał, że powinnam poznać trochę świata. Uwielbiałam te wycieczki, bo w końcu ile można siedzieć w jednej Dolinie, kiedy tam, za górami czeka cały świat?! On sam, jako potężny druid musiał pojawiać się na zgromadzeniach organizacji- nic mi wtedy więcej o tym nie mówił. Zostawiał mnie wtedy na kilka tygodni w elfich wioskach ukrytych gdzieś w lasach. Tam zwykle mieszkałam u Najstarszego, tak, byłam tym bardzo wyróżniona. Uczył mnie czytać, pisać, elfich ballad i legend. Po kilku takich podróżach sama już czytałam grube książki, chłonęłam opowiadania i wiedzę. Byłam tak strasznie ciekawa tego, co jest dalej, jakie ciekawe stworzenia, rośliny, wielkie pustynie, których nigdy nie widziałam kryje ten ogromny świat.
    W czasie jednego pobytu w elfiej wiosce, gdzieś na skraju lasu, poznałam Hiana, wysokiego, przystojnego elfa z zielonymi oczami i czarnymi włosami spiętymi w kuca. Wiedziałam, że jestem niezwykle piękna jak na elfkę- nie zdradzałam nikomu, że moja matka jest nimfą, ale jemu nie spodobała się tylko moja piękna buzia. Rozmawialiśmy całymi nocami spacerując po lesie- nie będę wspominać, że Najstarszy tamtej wioski wyrywał sobie siwe włosy z głowy, kiedy nie wracałam na noc do domu. Ale wracając do Hiana. Był prawdziwym podróżnikiem, zwiedził chyba cały Odkryty Świat, aż do Wielkich Gór. Opowiadał mi o tym a ja słuchałam z wielkimi oczami ze zdziwienia, że ktoś może żyć tak swobodnie i beztrosko. Hian zarabiał na życie opowiadając historie, śpiewając po karczmach- wtedy dowiedziałam się czym właściwie są ?karczmy?, handlując między ludźmi czy elfami z różnych stron świata, ale też potrafił świetnie walczyć dwoma mieczami- często się popisywał przede mną robiąc jakieś piruety albo salta z mieczami. Był tak wszechstronny, że czułam się jak nic przy nim. Byłam po prostu ładna, ale to już zasługa mojej mamy. I wiedziałam dużo o zwierzętach, roślinach i przyrodzie? Ale nie chciałam przesiedzieć całego życia w jednym miejscu.
    Następnej wiosny wyruszyłam z nim w podróż. Rodzice początkowo oponowali, ale w końcu stwierdzili, że może w ten sposób znajdę to, czego szukam.

    Wielka Podróż
    Wtedy już miałam koło sześćdziesięciu wiosen, byłam młoda i ciekawa świata. I nie żałuję tego. Całym sercem nie żałuję tych dziecięciu lat w podróży, brodzenia w błocie po kolana, żeby wypchnąć wóz z dziury; dziesiątek potarganych kurtek przez jeżyny albo dzikie zwierzęta, które nie były dla mnie tak wyrozumiałe, jak te w Dolinie; tych startych podeszew i oparzonych stóp od gorącego piasku. Hian ciągnął mnie w najdalsze krańce świata, starał się, żeby nic mi przypadkiem nie umknęło. W ogóle w czasie tej podróży pierwszy raz zobaczyłam ludzi! I inne rasy, mieszkaliśmy u krasnoludów, gnomów, niziołków.
    Przez jeden rok Hian był wynajęty przez jakiegoś ludzkiego króla, żeby odkrył, co się kryje w zatopionych niedaleko brzegu morza ruinach. W tym czasie ja uczyłam się u miejscowej Zielarki, wymieniałyśmy się naszą wiedzą o leczeniu, roślinach i ich zastosowaniu.
    Innym razem, kiedy nasz wóz spadł w przepaść, a my ledwo uszliśmy z życiem, walczyliśmy o przetrwanie w gęstej i pełnej różnych dziwnych zwierząt dżungli.
    Mój kompan podróży nadał mi nawet drugie imię: Amanodel, czyli księżycowy kwiat. Mówił, że to dlatego, bo w blasku księżyca wyglądam najpiękniej.
    W wolnym czasie Hian uczył mnie walczyć, mawiał, że samą przecudowną urodą nie przetrwam w tak okrutnym świecie. Miecza za nic nie chciałam dzierżyć dlatego ja zawsze chodziłam z kijkiem- miałam mnóstwo czasu, gdy jechaliśmy jakimiś spokojnymi szlakami, żeby go pięknie ozdobić ornamentami podpatrzonymi w elfich księgach. Hian pokazywał mi różne sztuczki, jak przechytrzyć przeciwnika albo jak zrobić fikołka z kijkiem w rękach. Bardzo szybko to wszystko łapałam, po latach biegania i skakania po lesie byłam bardzo sprawna fizycznie.
    Tak, tak, wiem, dlaczego tak na mnie patrzysz. Zakochałam się w nim. Już nawet przed podróżą. Nie byłam wtedy pewna, czy on we mnie też. Byliśmy jak najlepsi przyjaciele. A on nic po sobie nie zdradzał.
    A ja wciąż czułam się jak nikt przy nim, nie potrafiłam nic wyjątkowego, nic specjalnego, czym mogłabym go zachwycić. To on mi pokazywał świat, opowiadał o zwierzętach i roślinach, których nie znałam, poznawał mnie z ludźmi, którzy mogli mnie czegoś nauczyć. On umiał pięknie śpiewać, grać na lutni, flecie i dudach, potrafił świetnie walczyć- nie raz obronił nas przed napadami gnoli, orków, goblinów i innych maszkaronów. A ja? Ja miałam dar do zwierząt, ale i tak nie wszystkich. Pocieszałam się też tym, że gdy ktoś go poharatał to beze mnie i moich zielarsko-leczniczych zdolności pewnie szybko by umarł. Ale chciałam czegoś więcej. Chciałam być kimś.
    Po powrocie do Doliny Hian mieszkał z nami przez pewien czas, ale musiał zająć się towarem, który przywieźliśmy z dalekich stron. Obiecał, że się za niedługo spotkamy.
    Latem po naszym powrocie ojciec wziął mnie na długą rozmową. Zaczął od słów ?Uważam, że jesteś już gotowa, żebym ci to powiedział??. Bo byłam małolatem jak na elfie kategorie, ale ojciec twierdził, że jestem bardzo dojrzała i że ta podróż mnie zmieniła. Chciał, żebym została d r u i d k ą. Od dawna, chyba nawet od początku o tym myślał, uważał, że mam potencjał, uczył mnie o naturze z myślą, że kiedyś wykorzystam praktycznie tą wiedzę.
    Początkowo byłam zaskoczona. Niewiele wiedziałam o tej organizacji, ojciec zawsze traktował mnie, jakbym była niegodna o niej czegokolwiek słyszeć, ale teraz wiem, że przysięgał nikomu niczego nie zdradzać. Jednak zaraz po szoku przyszło olśnienie. W końcu miałam szansę być kimś! Może Hian mnie dostrzeże, może uda mi się komuś naprawdę pomóc, może sama będę wystarczająco potężna, żeby chronić lasy i piękne gaje? Tak. Wiedziałam, że do tego jestem stworzona, że zwierzęta wyjątkowo mnie szanują, że zawsze wiem, jaka będzie pogoda, że wyczuwam z daleka kwitnące drzewa. Że to wszystko nie jest przypadkowe, Matka Natura chciała od początku, żebym stanęła w szeregach jej obrońców.
    Wtedy ojciec pierwszy raz opowiedział mi o swoich kilku druidycznych misjach. Byłam taka szczęśliwa.
    Myślałam: ?Tak, rodzice mieli rację, że jestem wyjątkowa. Będę wielką druidką? Będę miała misje? Poznam CAAAAŁY świat.?

    To jest mniej więcej połowa. Nie chcę na raz wrzucać za dużo tekstu.
    Mam nadzieję, że się spodoba. Wiem, że jest strasznie skrócone, że mogłabym rozwinąć... ale to tylko 'historia postaci', nie chciałam, żeby wyszła cała epopeja na 20 stron.
    Ryś na wakacjach.

    A jak już wspomniałam o tych przygodach Rysi... W piątek jedziemy na Chorwację. A konkretniej: Luki, Bjórn, kuzyn i ja. Golfem 3- bez klimy, miejsca w sam raz dla 2 osób i bagaży. A ja jestem głównym organizatorem, już prawie zaplanowałam trasę. Tak ogólnie: szykują się zarąbiste 2 tygodnie.
    Co do Tatr.
    Więcej informacji pod numerem: 0 700...
  8. Rysia
    Moi drodzy Forumowicze.
    Zabieram się za komiks o mojej Elleani, bohaterce z sesji RPG, i jak zwykle nie mogę się zdecydować na konkretną technikę...
    Zastanawiam się nad tymi czterema. Pomożecie mi zdecydować? Która Wam się najbardziej podoba? Pisak, tusz, farby czy farby i pisak?

    I mały gratis: mój ostatni komiks(projekt na grafikę) )
  9. Rysia
    Czyli gry terenowe, zwane inaczej LARPami (live action role-playing). Tak dla odmiany, żeby nie popaść w monotonię pisania tylko o Ziemiach Bestii (sesja).
    Rysia-Barbarzyńca
    Ja o nich pierwszy raz usłyszałam ponad 2 lata temu, na rajdzie w Beskid Sądecki. Zaczęło się od niewinnej rozmowy z kumplem o Tolkienie, a skończyło na dwóch dniach gadania o LARPach i sesjach RPG. Zajawiło mnie to niesamowicie- aż skakałam z podekscytowania gdy dowiedziałam się, że ludzie odgrywają na żywo sesje rpg (tak w skrócie można opisać larpy). A jak zobaczyłam w internecie, jak fajnie się przebierają, jak odgrywają...
    Zaraz zebrałam ekipę i zagraliśmy własnego larpa w lesie niedaleko...
    Bjórn- wersja MŁOT, bo Bjórn zwykle ma wielgachny topór
    LARP Rysi nr. 1 (przebrania byle jakie, głównie moro; broń zrobiona na kolanie, aż prosiła o pomstę do nieba)
    Było nas sześcioro, jeden wymyślił fabułę (heh, a poza tym był w mojej drużynie i nie mógł nam pomagać przy zagadkach). Podzieliliśmy się na 2 drużyny, śmiesznie wyszło, że grało w końcu trzech 'tanków' na trzech 'rołdżów'. Każda z drużyn dostała od Luka (ten od fabuły, a osobiście mój chłopak) zapieczętowany list i się rozeszliśmy. Jak byliśmy wystarczająco daleko to Luke dał znak- coś się chyba zadarł czy zahukał, i otworzyliśmy nasze instrukcje... Już nie pamiętam, o co tam chodziło, jakieś itemy były po krzokach porozrzucane, a pod drzewami znajdywaliśmy wiadomości gdzie dalej szukać. Ale to w sumie nie było tak ważne, jak kilka epickich akcji, jakie tam odegraliśmy.
    Akcja pierwsza: ZASADZKA. Byłam w tej drużynie rołdżów, więc cały czas tarzaliśmy się po ściółce i skradaliśmy się pod krzakami. W końcu, chyba po tym, jak wypatrzyliśmy, że nasi przeciwnicy znaleźli item, zaplanowaliśmy na nich zasadzkę. Nie ciężko było ich wyśledzić, nawet nie starali się chować. Chłopaki sie zaczaili za drzewami koło polnej dróżki, a ja zostawiłam mój miecz koło nich i na paluszkach zakradłam się do 'tanków'. Okazja była idealna: szli we trójkę obok siebie, plecami do mnie... Napięłam procę (byłam takim niby hunterem, miałam bezpieczne pociski- plastelina w otulinie) i chybiłam... Mój pocisk przeleciał zaraz koło Bjórna (tak, ten sam, co na sesji. To jest człowiek, który gdziekolwiek by grał, zawsze jest krasnoludem Bjórnem z toporem, więc jak spotkacie na wowie, w allodach albo na jakimś konwencie "Bjórna", to prawdopodobnie on. Poza tym ma prawie 190cm wzrostu, posturę krasnoluda i brodę. No, i to mój brat). I tenże Bjórn odwrócił się, zobaczył mnie i rzucił się do szaleńczej, krasnoludziej szarży z dzikim rykiem i wielkim toporem w rękach. Tutaj muszę dodać, że ja sama jestem niewielka, a poza tym nie miałam przy sobie miecza, tylko tą mizerną procę, której nawet bym nie zdążyła napiąć... I słuchajcie, tak szybko, jak wtedy to nawet na WFach nie biegam. Aż się kurzyło. Z tym rozpędem doleciałam do naszej zasadzki i rzuciłam się za stary pieniek z boku drogi (akurat było z górki, ukryłam się). Tankowie dolecieli za mną, wtedy moje chłopaki wypadli zza drzew i rozpoczęła się rzeź. Nasze bronie to były kijki oplecione 1 albo 2 warstwami otuliny, ma-sa-kra. Widziałam zza pniaka, jak Piotr (rołdż z mojej drużyny) zakosił item i spieprzył gdzieś, a za nim biegł tank z dzikim okrzykiem: "CHODŹ TU, SKRU******* I WALCZ ZE MNĄ!!!!!". Luke padł zaraz na początku, ale wstał (śmierć polegała na padnięciu i doliczeniu do 120, potem można było wstać normalnie z pełnym życiem), dobiegł do mnie z moim mieczem i razem rzuciliśmy się Bjórna, ja tak napier... niczałam moim mieczem, że się złamał. Ale Bjórn w końcu padł, a my nogi za pas gdzieś daaaaleko, żeby trzeci tank nas nie dopadł. Niedługo potem Piotr nas znalazł.
    Akcja druga: ZASADZKA nr2. Tym razem w wąskim przejściu pomiędzy drzewami rozpięliśmy linę. Ja znowu byłam przynętą, ale nie pamiętam za bardzo, jak to się potoczyło. Walczyliśmy, padaliśmy, walczyliśmy i uciekaliśmy. Było fajnie.
    Akcja trzecia: TYMBARK?? Gdzieś w krzakach zostawiłam pełniutką butelkę tymbarka, chyba pół godziny błądziliśmy po lesie szukając jej.
    Akcja czwarta: PORWANIE. Tankowie gdzieś siedzieli, zakradliśmy się do nich i wywiązała się walka. Luke wyprowadził dwóch tanków gdzieś w las, a ja z Piotrem zaciukaliśmy trzeciego, związaliśmy i zatargaliśmy na pagórek. Nie pamiętam, czy chcieliśmy czegoś w zamian, czy tylko dla funu to zrobiliśmy... Ale jednej akcji nigdy nie zapomnę: (byłam pod tym pagórkiem, więc miałam fajny widok) tanka obwiązaliśmy tylko w talii, że nie mógł ruszać rękami, ale wyrwał nam się i spieprzał, a za nim Luke z wyciągniętymi rękami i okrzykiem pedofila: "no chodź do mnie!".
    LARP Rysi nr. 2
    Te same wakacje, co powyższy larp, ekipa powiększona o 3 osoby, w tym dwie płci żeńskiej. Więc zrobiliśmy 3 drużyny, każdej szefem była jedna z dziewczyn. I też każda z nas wymyślała następnej drużynie zadania. Tutaj już posiedzieliśmy nad mechaniką jeden wieczór, więc było bardziej dopracowane, były czary- wiecie, błyskawica, leczenie i takie tam. I każda z drużyn miała do podziału określoną ilość życia. Graliśmy w innym lesie, też było fajnie, chociaż nie pamiętam żadnych tak epickich akcji, jak powyżej. Walczyliśmy, uciekaliśmy, wykonywaliśmy zadania.
    LAPR Rysi nr. 3
    Fabuła nieskomplikowana, mojej myśli: drużyna śmiałków ma zabić banshee (czyli mnie) w lesie. Żeby to zrobić musieli zdobyć srebrny sztylet, którego pilnowały dwa duchy krasnoludów z łańcuchami- krowiakami (Bjórn i Krzyś- MG Ziemi Bestii). Poza tym po lesie błąkała się jeszcze para nieumarłych...
    Rola banshee (miałam mieć jeszcze wilkołaka za ochroniarza, ale Luke nie dojechał) bardzo mi się spodobała. Ubrana byłam w potarganą, zgniłozieloną sukienkę, czarne, potargane rajtuzki, czarna peleryna... do tego czarne tipsy, twarz pomaziana czarną kredkę, zaszopione włosy... Istny koszmar senny. Na terenie gry włóczyłam się od duchów do truposzczaków wyjąc co jakiś czas jak prawdziwe banshee albo wybuchając złowieszczym śmiechem. Dwóch śmiałków w końcu spróbowało ze mną zadrzeć, ale nie mieli dobrego sztyletu (zamieszanie się porobiło, bo duchy powiedziały, że może być ten, który im dali, a nie ten, co się umawialiśmy) więc nie padłam tylko wyjąc radośnie ich pozabijałam.
    Poza tym byłam na dwóch Orkonach- to największy konwent gier terenowych w Polsce. Ale to historie na kiedy indziej.

    A tak na boku, to wybrałam się dziś z Lukim nad wodę, ale w połowie drogi deszcz nas złapał. Zawróciliśmy i zatrzymaliśmy się gdzieś na polnej drodze- lubimy tak czasem pozwiedzać na dziko (miałam mapę i krzyczałam, że tam chcę zobaczyć ). I co odkryliśmy! Zaraz nad Dunajcem (taka rzeka, co do Wisły wpada) było pole namiotowe, a obok tak epickie miejsce, że zaraz wymyśliliśmy, żeby tam jakiegoś larpa urządzić. Świetne po prostu, w krzakach na 2-3m były wycięte szerokie ścieżki, jak w starych grach rpg. Jedne prowadziły zaraz koło urwiska nad rzeką, inne gdzieś koło pól, gdzieś w lesie... Poza tym wypalone w drewnie tabliczki- drogowskazy, rozwidlenia dróg... aż się prosi, żeby tam posadzić NPCów z jakimiś questami. Cudne, w tygodniu chyba pojedziemy tam z namiotem, żeby lepiej zbadać teren. :)
  10. Rysia
    A nad tym to już męczę się od września.
    W sensie, że wtedy zaczęłam, po kilku tygodniach coś pokolorowałam, a wczoraj dopieściłam.

    Maja, boje kochane bonsai.
  11. Rysia
    Hej, wrzuciłam tą kolorową Elleani z poprzedniego posta na taki jednodniowy konkurs, w którym generalnie chodzi o klikanie pod rysunkiem czy udostępnianie na fb (można też wysyłać sms, ale to kosztuje <3zł), przez co dodają mi się punkty i może coś wygram. Więc taka wielka prośba, jakbyście tam mogli wejść i kliknąć... Z góry dzięki! )
  12. Rysia
    Mój najnowszy rysunek Elleani, w sukni balowej.

    Mam nadzieję, że przez długi weekend, czyli teraz, uda mi się coś fajnego naszkrobać... Marzy mi się dłuższy komiks z El, ale jakoś ciągle o tym zapominam.
  13. Rysia
    No i w końcu chwila czasu, żeby coś napisać. Skoro blogi mają być pamiętnikami to tym razem coś nie coś od siebie.

    Miałam 3 dni śląskiego wesela! Wesele, poprawiny i poprawiny poprawin. Wypiłam i wybawiłam się za wszystkie miesiące nauki do matury i na egzaminy! Wróciłam z siniakami, obdartym kolanem (a jak! Jeżeli ktoś ma zaliczyć glebę, to będę ja! Ale nie, nie tylko raz... ) i zmasakrowanymi stopami przez 'ładne buciki". Ale było jak z Disneya- bo akurat kuzyn i jego (już) żona prowadzą chór gospel... jak w musicalu.

    Fencer i Jill, Orkon 2011
    A jutro wybieram się ze znajomymi na... grę terenową, powiedzmy. Bo nie nazwę tego larpem, gdyż nijak tam nie ma fabuły, będziemy tylko biegać po lesie i krzakach, napier***** się bezpieczniakami i zabierać sobie fanty. Generalnie będzie nas sześcioro, trzy klasy do wyboru (standardowo): mag, wojownik i łotr, a mechanikę sama przed chwilą wymyślałam. Gra polega na tym, że dzielimy się na dwuosobowe drużyny i każdy ma fanty. Ta drużyna, która skończy grę mając najwięcej fantów wygrywa. Zobaczymy jak to się wszystko sprawdzi w praktyce, bo większość było wymyślone 'na spontanie' przed momentem. Jak będzie fajnie to na pewno napiszę!
    Beskid Sądecki 2009
    W poniedziałek ruszam z przyjaciółką w Tatry, taki nasz babski wypad. Mój pierwszy w Tatry jako takie- nie nad Morskie Oko. Mam nadzieję, że pogoda się uda, sprawdzałam i niby ma być ładnie, ale góry to góry.
    Moje postanowienie na wakacje: od jutra będę wstawać o 8 rano.

  14. Rysia
    Kilka, można powiedzieć, kwiatków z sesji:
    1. Faust: Jak w ogóle rozmnażają się nimfy?
    Elleani: Jak to jak...? Nie wiesz?
    F: No, bo przecież nie ma nimfów, żeby mogli z tymi nimfami... Więc jak to jest, że te nimfy się rodzą? Przecież to same kobiety!
    E: Ee... (ja: wielkie oczy na Mistrza)
    M: Eeeeee...
    W końcu, po grubszych rozmyślaniach wspólnie doszliśmy do wniosku, że istoty baśniowe się krzyżują ze sobą.
    Chociaż w sumie... W podręczniku do DnD ed.3.5 z baśniowych męskich jest tylko chochlik (wielkość dłoni) i satyr. To w takim razie, jak rozmnaża się satyr...?
    2. Ja: Mistrzu, czy El ma miesiączkę? Bo w sumie, to nie jest dorosłą elfką, ma mniej jak sto lat, a teoretycznie elfy wtedy zyskują dorosłość, a jeszcze jako nimfa żyje dłużej. A jak ma, co jak często? Bo w sumie, jak elfy i nimfy żyją kilka razy dłużej od ludzi, to powinna mieć kilka razy rzadziej.
    F: Taa, i ciąża trwa kilka lat, prawda?
    M: (face palm) Aguś, proszę, to jak z tym rozmnażaniem nimf...
    3. Sesja nocna, siedzimy już parę godzin, na zegarze dochodzi 3.
    Zawsze zdarzają się pewne dygresje od sesji, teraz też: rozmowa zeszła na "Assasisn's Creed 3" i gry ogólnie. Po dłuższej chwili głośnej i podekscytowanej rozmowy chłopaków ja krzyczę: 'DEKORUM'- skądś zapożyczone, w sensie: wracać do roli. Po kilku 'dobra, gramy, gramy' zapadła kompletna cisza. Wszyscy patrzyliśmy się w metę z polami i nikt nic nie mówił.
    Ja skończyłam kilkuminutowym lolem.

    4. Elleani: Zmieniam się w niedźwiedzia, podnoszę ten wózek (jesteśmy w kopalni krasnoludów) i przenoszę na szyny...
    (a teraz wyobraźcie sobie niedźwiedzia, który bierze na łapy ciężki wagonik, staje na tylnych nogach i idzie przed siebie).
    5. Kolejna głęboka rozkmina: czy wózki lepiej pchać czy ciągnąć? Bo chcieliśmy zaprzęgnąć Bjórna do wózków, żeby je ciągnął, ale Mistrz powiedział, że lepiej je pchać. Na co ja i Faust, że husky przecież ciągną sanie. A Bjórn: Czyli jak by mogły pchać, to by pchały? A ja sobie wyobraziłam taki zaprzęg husky stojących za saniami na tylnych łapach, trzymających się a'la konga i pchających sanie...
    6. Tekst z dzisiejszej sesji. Bjórn został sam z goblinem, któremu, można powiedzieć, pomogliśmy.
    B: A więc jesteś goblinem...?

    Tyle sobie na razie przypominam. I każde z tych rozmyślań wciąż przyprawia mnie o łezki w oczach (ze śmiechu rzecz jasna).
    Jest i Bjórn.
    Jutro (czyli wtorek) postaram się wrzucić dalszy ciąg relacji z sesji.
  15. Rysia
    Naprawdę coś mnie z tymi kolorami ostatnio męczy...
    Tym razem pokolorowałam stary rysunek tego, jak z bratem wyobrażaliśmy sobie przemianę w wilkołaka na LAPRie. Pamiętam, że mieliśmy z tego niezły ubaw.

  16. Rysia
    Wrzuciłam na moją Walizeczkęnowy rysunek, oczywiście inspirowany sesją. )
    Nie będę się na jego temat rozpisywać, bo właśnie rysuję komiks o tych przygodach (mam nadzieję, że go skończę jeszcze w tej dekadzie) i nie chciałabym potencjalnym Czytelnikom nie znającym jeszcze losów El zdradzać zakończenia zbyt wcześnie... (chyba że już to kiedyś zrobiłam i zapomniałam? ).
    W każdym razie miłego oglądania.
  17. Rysia
    Generalnie notka ma być krótka.
    Zrobiłam małą modernizację mojej Walizeczki i chciałam się pochwalić oraz poprosić o opinię, czy jest lepiej, gorzej, bardziej czytelnie itp.



    DREWNIANA WALIZECZKA






    A jak się podoba moja nowa maskotka?

    Miłego!
  18. Rysia
    Internetu jak nie miałam, tak nie mam.
    We wtorek będzie.
    A Galeria Krakowska stała się dla mnie trzecim domem...
    Niedawno przeszperałam moje stosy makulatury i wygrzebałam sposób, w jaki z Zuzią w gimnazjum/liceum zabiłyśmy nudę na lekcjach:




    Mam nadzieję, że da się przeczytać.
  19. Rysia
    Co tu wiele pisać...

    Każdy chyba czasem gdzieś ucieka, ja się po prostu nie mogę powstrzymać, żeby tego nie wizualizować.
    Na dziś nie mam żadnych przemyśleń. W końcu zabrałam się za porządne czytanie CDA- od deski do deski, i cieszy mnie to.
×
×
  • Utwórz nowe...