Skocz do zawartości

StyxD

Forumowicze
  • Zawartość

    80
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez StyxD

  1. Napisane 19.04... a przysiągłbym, że jeszcze zeszłym tygodniu ten post był niewidoczny. Co to ma być? Spoko, jest dobrze - nie było wymuszonego romansu oraz gwałtu. No nie wiem... pomijając częstotliwość publikowania rozdziałów, która mocno utrudnia zapamiętanie takich szczegółów, oczekiwanie że czytelnik tak ma zrobić, to właśnie to co skrytykowałem. Przeczytam jeszcze po wszystkim całość, jak zwykle, ale wątpię żebym zmienił zdanie. Może jakbyś przynajmniej rysowaną mapkę dał... Poniekąd rozumiem cię. Ale czemu tak mała wiara w opisy? Porządny, jeden- czy dwuakapitowy opis "dotychczasowej" akcji i spokojnie możesz wytworzyć wrażenie, że wszystko idzie jak w zegarku, bez tworzenia kilku scen o tym samym, w których nic się nie dzieje. No, oczywiście że wolą. Nie bez powodu "obyś żył w ciekawych czasach" jest złorzeczeniem. Ale jednak opowiadania się pisze o ciekawych rzeczach. To czemu jego mikrofon nie jest podobnie skonstruowany, a hełm uszczelniony? Niedopatrzenie techniczne? A nie prościej po prostu "nie ingerując w nią", w sensie w komunikację? I już? Czemu mieliby opory przed wznieceniem alarmu, jeśli mieliby podejrzenia że coś im grozi? Już po napisaniu tego komentarza takiej mniej więcej odpowiedzi się spodziewałem, bo była jedyną sensowną. Rozumiem. Ależ ja nie krzyczę na ciebie. Chciałbym tylko, żeby CDA przestało schodzić na psy!
  2. Jeśli mam być szczery, ten fragment w ogóle mi się nie podobał. Wręcz przypomniał mi wszystko, czego nie znoszę w "Military SF". Powiem wprost: jakieś siedemdziesiąt koma czterdzieści sześć procent tego rozdziału to wyprany z wszelkich emocji, mechaniczny opis strzałek poruszających się po mapce bazy. Inna rzecz, że mapki nie mamy: więc albo ignorujemy wszystkie opisy (bo bez kontekstu pełnego obrazu bazy nie da się na ich podstawie nic wywnioskować ani wyobrazić), albo naprawdę oczekujesz, że czytelnicy będą siedzieć nad tym opowiadaniem i rysować własne mapki na podstawie strzępów informacji, które podajesz. Kuriozum. Druga rzecz, o której wspomniał poniekąd Martius: tu nic się tak naprawdę nie dzieje, a narrator z fetyszystyczną pieczołowitością oddaje każdy krok i każde szczeknięcie przez komunikator członków różnych oddziałów - nawet jeśli nie mają absolutnie żadnego znaczenia dla fabuły. Bardziej szczegółowo: Poza fragmentem z oddziałem zajmującym się sabotażem komunikacji, i może ewentualnie marines pod koniec, cały ten rozdział jest zbędny. Ot, żołnierze idą, zabijają, idą dalej, przechodzą za róg, wzywają wsparcie snajperskie, idą dalej... wszystko to jest mniej więcej tak interesujące, i opisane z takim polotem, jak poranna wyprawa po bułki. Prawdę mówiąc, na twoim miejscu zacząłbym pisać rozdział w miejscu, w którym zaczynają się dziać rzeczy. Czyli na przykład żołnierze napotykają jakiś opór, coś idzie nie po myśli, czy chociażby jest ryzyko, że coś może się nie powieść. Tak jak we fragmencie w centrum komunikacyjnym. I poświęciłbym wtedy może akapit na podsumowanie tego co się stało (że doszli tu, wyeliminowali to, każda drużyna zajmuje się aktualnie tym a tym), i przeszedł do opisu w momencie jakiejkolwiek akcji. Bo jestem przeświadczony, że nic, żaden opis z tego rozdziału, nie będzie miał znaczenia dla kolejnego - poza może końcowym rozmieszczeniem drużyn. To chyba najgorszy fragment twojej twórczości, jaki kiedykolwiek zamieściłeś, czuję się autentycznie rozczarowany. Starcia w kosmosie i na froncie potrafisz uczynić emocjonującymi. Co się stało? Może się czepiam, ale co z tak prozaicznymi rzeczami, jak ślady na ziemi? Raczej "było by". Ale najlepiej po prostu bym to słowo wywalił, bo z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu przechodzisz tu w tryb przypuszczający. No i w sumie po co tu fabryczka wyposażenia? Prościej dostarczyć półprodukty, niż gotowy sprzęt? A nadchodzących komunikatów do Raffarda nie słyszał? Jaką bazę danych? Tak wiem, czepiam się jako ktoś kto się zna, ale... skąd tu baza danych nagle? No właśnie, to jest jedna z tych rzeczy, na które narzekam: Nie mamy jak sobie wyobrazić, zza jakiego rogu wychodzą, bo nawet nie wiemy, czy są wewnątrz czy na zewnątrz. No... powtórzenie. Czy to tożsame z ogłoszeniem alarmu, którego tak się obawiają? Czy to "masz to" to jest jakiś anglicyzm, czy co? Nawet nie jestem pewien. Jaki ma sens używanie tu procentów? Czemu nie mówić "trzy na dwanaście"? Cóż... jak wspomniałem w mailu, ten engine forum nie chce porządnie działać na mojej przeglądarce / moim systemie. I nie mogę nawet wyedytować tego posta, żeby pozbyć się tych dziwnych pustych linii. Ups?
  3. Uch, no dobrze, wierzę ci. Ciekawe czy zwyczajowo Blizzard zgapił to z czegoś innego. Sęk w tym, że protossi też potrzebowali czegoś poza słońcem - już nie pamiętam do końca czego.Ale jak mówię - problemem nie jest każda pojedyncza z tych rzeczy, tylko ich kulminacja. Więc nawet jeśli każdą po kolei uzasadnisz, to wciąż... No tak... wciąż mam wrażenie, że brzmi nieco lepiej w wersji łacińskiej, bo "człowieczeństwo" to jakby też stan bycia człowiekiem... a humanem nie jest po polsku nikt, więc "humanitaryzm" odnosi się jedynie do idei. To prawda, ale spójrz na to z punktu widzenia ewolucji. Populacja, w której rodzi się znacznie więcej samców niż samic, miała by sens tylko wtedy, gdyby samce bardzo szybko się nawzajem wyrzynały, tak by pozostała garstka mogła spłodzić następne pokolenie. To mogłoby przyspieszyć selekcję genów - aczkolwiek to by była bardzo kosztowna i ryzykowna strategia, nie wiem czy na dłuższą metę opłacalna.No ale u Auvelian tak nie ma, bo gdyby samce usuwały konkurentów do rozrodu, to prędzej czy później liczba by się wyrównała do 50%/50%, bo Auvelianie nie rozmnażają się tak szybko. Tymczasem populacja, która wolno się rozmnaża *i* w której rodzi się większa liczba samców, nie ma najmniejszego sensu. Urodzeń jest mało, więc populacja jest narażona na wymarcie - a większość urodzeń to samce, więc populacja jest jeszcze bardziej narażona na wymarcie, bo wystarczy że szlag trafi te kilka samic. Na dodatek, z punktu widzenia ewolucji te samce są po nic - większość nie będzie miała szansy przekazać swoich genów. Takie coś po prostu by nie zaszło w naturze. Poza tym... to trochę lamerskie. Masz tyle możliwości uzasadnienia małej płodności Auvelian, ale postanowiłeś zrobić "jest mało samic BO TAK". Przyznam, że mierzi mnie to dużo bardziej niż podobieństwo do protossów, bo to ma faktyczny wpływ na rzeczy. I to jeszcze u ciebie, który tak narzeka na "chciejstwo". A co do innych możliwości, dwie rzeczy które od razu przyszły mi do głowy: - Stary, dobry, powolny cykl rozrodczy. Mogą po prostu, na przykład, być płodni raz na X lat. Da się to jakoś wytłumaczyć ich zdolnościami psionicznymi, myślę. - Starożytni namajstrowali coś przy nich, żeby było więcej samców. Bo tacy są wredni. A to ciekawe, bo jak podobieństw do protossów byłem w stanie wytworzyć listę taką, jaką widziałeś, to do Eldarów nie widzę niczego.Inna rzecz, że i protossi i Eldarowie to oba zrzynki elfów, więc jest tu spore nałożenie... Owszem, protossi nie tłumią swoich mocy, ale ich nowo wyłoniona władza zaprowadziła de facto kontrolę nad destrukcyjnymi mocami swojej rasy - tak jak zrobiło to Avn'Khor, chociaż w inny sposób. Dobra, pomyliły mi się słowa. Jednak wciąż nie widzę praktycznej różnicy. Jeśli nie poprzez kastowość, to jak niby się wykształciło tyle różnych warstw społecznych? Które są na dodatek tak pieczołowicie wyenumerowane?Społeczeństwo kastowe implikuje klasy. To naturalny rozwój, zwłaszcza w teokracji. Ba, ostatnio to się Khalą za bardzo nie zajmują. Ale to żaden argument. Mają to w backstory więc jest.Auvelianom też zresztą ta opieka do [beeep] wychodzi. Małe wesołe strzelające plastry naziemne chciałyby się nie zgodzić.To, że Blizzard nazwał to bez sensu, nie znaczy że przestaje być kanoniczne. Uch... nie chciałem ci zarzucać kłamstwa, ale zdaje się, że to de facto zrobiłem.Raczej chodziło mi o to, że nie zauważasz tych wszystkich podobieństw, które dla mnie są oczywiste. Tym bardziej mnie to irytowało, bo jak mówiłem, większość z nich była czysto kosmetyczna i można było bez większych problemów zrobić to inaczej, ale... Też to, że wypiszesz mi wszystkie różnice między Auvelianami i Protossami (a jest ich niemało), nie znaczy że przestaną być podobni w tym, gdzie to widzę. Ale tak jak się spodziewałem, to sprzeczanie się nie ma sensu. Nie przekonamy się i już. Nawet jeśli wierzę, że nie kopiujesz protossów, to i tak nie znaczy, że przestanę dostrzegać podobieństwa. Czy to była kontynuacja tej sprawy z banem, o której rozmawialiśmy jakiś czas temu (nie powiedziałbym, że niedawno, ale może...)? Właściwie to nie. Gdyby nie broń fotonowa, konklawe, ostrza psionicne... pewnie po tym wszystkim też bym miał skojarzenia, ale ostatecznie pewnie nie przekroczyłyby tego progu, kiedy nie wytrzymałem.A co do Kirin-Toru jako "konklawe magów" - Blizzard najwyraźniej uwielbia to słowa, bo poza Starcraftem nigdzie w fikcji się z nim nie spotkałem.
  4. Naprawdę? Ichni bóg wojny nawet zaleca integrację ze sprzymierzonymi rasami na poziomie osobistym?
  5. Hej, nigdy nie powiedziałem, że ta pochwała jest już nieaktualna. Ale tak jak jest teraz, to nie wiadomo, czy "uważają się" odnosi się do ogułu Auvelian, czy do tych paru którzy pamiętają starożytne czasy. Doprawdy? Jest gdzieś o tym, że Szarzy nie jedzą zwykłego pokarmu? Bo bodajże pamiętam tylko o Protossach było, że żywią się fotosyntezą, czy coś (dlatego nie mają ust w ogóle). Ale "humanitaryzm" brzmi mniej... biologicznie? No właśnie o to ostatnie mi chodziło - jeśli wliczasz klony w tę kalkulację "populacji Auvelian", to oczywiście kobiet będzie wiele mniej.Jeśli nie, to właściwie nie widzę powodu, żeby było ich mniej. To raczej samce byłyby mniej potrzebne powoli rozmnażającej się rasie, bo ich jedyną rolą z biologicznego punktu widzenia jest przyspieszenie procesu ewolucyjnego przez zwiększenie presji. A jeśli takiej presji nie ma, to jeden samiec może na spokojnie kilka-kilkanaście samic obsłużyć. Widzisz... problemem nie jest każdy z tych pomysłów. Problemem są one wszystkie.Oczywiście rozumiem, że Starcraft nie jest jakąś szczególnie oryginalną grą (Blizzard zawsze był pod tym względem do [beeep], od pierwszej linijkii historii Warcrafta) i że wiele podobnych pomysłów pojawiało się tu i ówdzie... ale jak tworzysz rasę, która: - Została "wychowana" przez Starożytnych. - Po odejściu tychże wpadła w wielką wojnę domową, która zdruzgotała ich imperium - Rządzi nimi hierarchia wyłoniona po tejże wojnie, która głosi ścisłą kontrolę nad psionicznymi mocami swojej rasy. - No właśnie, rasa ma szerokie moce psioniczne. - A ich kapłańska władza nazywa się "konklawe". - Mają społeczeństwo kastowe. - Uważają, że ich rolą jest "opieka" nad młodszymi rasami, dla ich własnego dobra. - Na ich wyposażenie składają się miedzy innymi broń fotonowa, "ostrza psioniczne", okręty oparte w dużej mierze na przenoszeniu myśliwców, generowane pola maskujące, sprzęt wrażliwy na EMP... ...to wiedz, że coś się dzieje. Każdy z tych pomysłów to tylko pomysł, ale WSZYSTKIE NARAZ? I będziesz mi wmawiał, że nie kopiujesz protossów? To nie brzmi przekonująco, mówiąc szczerze. Tym bardziej mnie to dziwi, bo Auvelianie wcale nie są aż tacy do protossów podobni. Mógłbyś powyrzucać spokojnie parę takich niewiele w sumie znaczących szczegółów i mieć rasę, która protossów nie przypomina wcale. Ale trzymasz się kurczowo tych pomysłów, utrzymując że nie mają nic wspólnego ze Starcraftem. Przyznam, że tego nie rozumiem.
  6. Ich poczucie misji zawierało robienie PRu Sorevianom? Bo rozumiem, że mogli tak postąpić z pobudek humanitarnych - ale poczucie misji?
  7. Mam przeczucie, że mnie po tym komentarzu mnie znielubisz... ale co poradzę? Czuję, że muszę się powtarzać. Przed tym przydałby się nowy akapit. Kolejna rzecz podwędzona od protossów bez wyraźnego powodu, choć pewnie temu zaprzeczysz. Czy na pewno "człowieczeństwo" to tutaj dobre słowo, skoro Auvelianie nie są człowiekami. Z ciekawości: czemu? Co powodowało Mae'vis? "zostało" Mam dziwne wrażenie, że "okazało się jasne" to swego rodzaju tautologia (bo jak powiem pleonazm to się czepisz), nie mówiąc o tym, że nikt takiej formy nie stosuje. Z ciekawości: a jak już używają, to kiedy? Dlaczego? Czy ta kalkulacja wlicza klony? Z kim, skoro Auvelianie zdają się być w stanie wojny z większością innych ras? A może tylko się zdają? To dlaczego nazywa się "fotonową" a nie "hiperlaserową", czy jakoś? Protossi, that's why.Powinienem jeszcze gwoli formalności pomarudzić przy "nosicielach", ale niech tam.
  8. Jak dla mnie, to wtedy by brzmiało całkiem neutralnie. Ale pewnie uznasz, że w takim razie jestem dziwny... To jedna sprawa. A czy nie było... no, żadnych logistycznych minusów tej życzliwości? Bo to faktycznie była dość niecodzienna sytuacja, ale pewnie były bardziej praktyczne powody, dla których to nie zdarzało się częściej, niż "nie wszyscy Sorievianie byli aż tak mili". To mi nagle przypomniałeś to: https://youtu.be/-NZidTnSoLI Może to kwestia tego jak to sobie wyobrażałem, ale myślałem, że łatwiej jest schować coś co może przylegać do ciała, jak broń, niż takie większe klockowate generatory... chyba, że to takie małe cosie jakby walkie-talkie...
  9. Ok, trochę za długo mi zajęło przeczytanie tego, ale już nadrabiam! Pierwsza sprawa: czy mówiłem już, jaki zgrzyt powoduje to, że "przypadkiem" jedna z formacji Sorevian nazywa się "Marina", podczas gdy ludzie mają "Marines"? Mam wrażenie, że już mówiłem. I że znowu mi powiesz, że sobie ubzdurałem coś, i oczywiście te nazwy są uzasadnione i wcale nie są oczywistą zrzynką innego terminu (jak "egzekutor" czy "konklawe")... cóż, nie ma sensu wracać do tej dyskusji. Niemniej, odnotowuję: to jest zgrzyt. Czytając historię Jaworskiego miałem mieszane uczucia. Z jednej strony, myślę że mimo wszystko jest ciekawym ukazaniem tej części relacji ludzko-jaszczurzych. Może nieco ogólnym, ale nie ma na więcej miejsca w tamtym czasie. Z drugiej strony... mam wrażenie, że trochę przecukrzyłeś. Nie traktowanie cywilów jak balastu (bo po prawdzie: są nim), jedzenie razem z nimi w jednym gronie... wydaje mi się, że to dalece przekracza to, jak zazwyczaj żołnierze traktują cywili, nawet jeśli starają się być dla nich mili. Nadzwyczajne okoliczności wymagają wyjaśnienia - a tu nie ma żadnego, poza tym, że jaszczury są takie idealne. A niwelatory też niewidoczne... jakoś?
  10. Cóż, gdybym wymyślał rasę, to bym się zastanawiał, are Auvelianie są twoi, więc nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą...
  11. To znaczy, że Hansen jest bratem formacji? "Terranin Hansen nie zna nawet formacji, do której należy jej brat" Jak inaczej należy to czytać? Nie tylko. Chodzi mi tu bardziej o całokształt, ale jednak to "pan" rzuca się najbardziej w oczy. Ma też ogólnie efekt tego, że Auvelianie brzmią bardzo podobnie do ludzi. Po angielsku byłoby to pewnie mniej widoczne, bo "you" jest bardziej neutralne. Może fajnie by jednak było, by obca rasa miała nieco inną etykietę od tej ludzi.
  12. Scena z wchodzeniem do umysłu jeńca była za to całkiem w porządku. To chyba jedyny moment, kiedy Auvelianie zdają się w jakikolwiek sposób... stanowiący zagrożenie. Poza tym, zastanawiała mnie scena, w której Aer'imuel opisuje dokładnie, co Egon'thier o nim myśli. Czy Egonowi tak kiepsko idzie ukrywanie uczuć, czy Aer jest aż tak utalentowany w ich wyczuwaniu?
  13. Mam nieco mieszane uczucia odnośnie tego fragmentu, a przede wszystkim zaczynam odczuwać, jakby mnie mierził mnie sposób wypowiedzi Auvelian. Ale po kolei. "Gestia" to nie synonim "kompetencji". Terranin Hansen jest kobietą? Powtórzenie. Combo powtórzenie!Ja rozumiem, że Auvelianie powinni być zimni i opanowani, ale ich dialogi są jedynie... sztywne. Ja rozumiem, opanowanie, ale scena dialogu Aer'imuela z jeńcem jest dość... poniżająca dla niego. Najpierw przymila się do niego per "pozwoli pan" i "wkrótce się pożegnamy", potem... żali się jeńcowi, że przełożeni nie poważają jego opinii? To już trochę żenada. Poza tym... sposób wypowiadania się Auvelian nie przydaje im godności czy powagi. Właściwie, to brzmią, jakby ich armia składała się z urzędników, z tym ich koszmarnym per "pan" do wszystkich i wszystkiego. I to nie jest zbyt klimatyczne, bo w ogóle nie czuć, żeby to byli obcy o odmiennej od ludzi kulturze. Tylko... urzędnicy.
  14. Ale co mają do tego nauki starożytnych?O ile w naukach auvelian (Avn'kor, dobrze pamiętam?) nie zawierają się elementy traktujące o świecie nadprzyrodzonym, nieobserwowalnym empirycznie (z uwzględnieniem psioniki), to nie jest to żadna religia, co najwyżej filozofia moralna. Kiedy tak to opisujesz, to brzmi to bardziej jak Armia Czerwona, niż zergowie. Jacy by Sivt nie byli, każdy indywidualną osobą, co już ich degraduje z bycia zergami.
  15. To może zostawiłbyś po prostu "ostrze"? Ale też buddyzm zawiera w sobie wiele nadprzyrodzonych tez, jak choćby ta o reinkarnacji. I choć buddyści nie czczą żadnych bóstw, to nie znaczy, że w nie nie wierzą. Niektóre odłamy buddyzmu wytworzyły bardzo rozbudowaną mitologię. Nie mówiąc już o tym, jakie sztuczki dokonywał sam Budda Sidharta w podaniach. Nie neguję, że konklawe ma też pierwszorzędne znaczenie.No cóż, w takim razie muszę po prostu przyjąć, że się nie zgadzamy. W sumie, nie ma to dla mnie znaczenia: mnie to nie rusza, jako stałego czytelnika, a jeśli posądzenia o podobieństwa do Starcrafta się nie obawiasz, to cóż ci powiem... to dobrze. A ja się wciąż dziwię, że Xizarianie ci zergów przypominają, nie Ildianie. I tak, może wzorowałeś się na rasie z gry, w którą prawie nikt nie grał, ale jak się patrzy na taktykę Ildian (a opowiadanie są skoncentrowane na wojnie), to 100% zergowie. A Xizarianie, z tego co pamiętam, nie.
  16. Wiesz co? "bio-ostrze" nie wydaje mi się takim złym pomysłem. Na pewno nie jest gorsze, niż słowo "bioniczne", którego i tak używasz tylko dlatego, że zawiera w sobie cząstkę "bio" - to można już użyć jej wprost.Zresztą, nie powiedziałbym, że samo "ostrze" byłoby tu nieodpowiednie. W końcu nie była to część ciała, która wyewoluowała naturalnie, tylko została stworzona sztucznie przez bioinżynierów. Hej, mówimy to o różnych rzeczach. Nie mam problemów z wyobrażeniem sobie Sorevianina (czy Sorevianki), poza tym byłem przeciwny wyjaśnianiu, czyli w gruncie rzeczy przemyśleniom postaci na temat widzianej Sorevianki, nie samemu opisowi. Tutaj zaś nie potrafię sobie wyobrazić, jak ta scena wygląda. Um, owady i bezkręgowce też mają centralny układ nerwowy. Nawet taka głupia dżdżownica go ma.Z tego co wiem, to prawdziwy układ nerwowy bez centralnego mózgu mają rozgwiazdy. O innych zwierzętach (nie licząc oczywiście pierwotniaków) nie słyszałem. Może jeszcze meduzy... Wciąż, nie ma w tym nic mistycznego ani religijnego. Co najwyżej można to uznać za filozofię życia. Wspomniałem o tym dalej w moim poprzednim komentarzu - "konklawe" użyte w takim kontekście bardziej przypomina starcraftowy twór, niż katolicki oryginał. Ależ ja nie mówię, że masz zmienić całkowicie charakterystykę tych ras. Co prawda, w zestawieniu ze sobą ciężko, żeby się z nimi nie kojarzyli (no i powiedz szczerze: inspirowałeś się nimi?), ale ostatecznie dość ich wyróżnia, żeby mogli być odrębnymi tworami. Ale już np. używanie określenia "konklawe" zdaje się nie służyć niczemu, tylko zwiększaniu podobieństwa do Starcrafta. Zwłaszcza, że jest wiele nie gorszych, a mniej "obciążonych" alternatyw.To tak, jakby Ildianie skonstruowali nadrzędne AI kontrolujące ich potwory i przypadkiem nazwali je "Overmind"... no proszę. I nie wiem, co mają do tego Xizaranie - w ogóle nie są podobni do zergów. Zergi zresztą nie są insektoidami. Jak wytłumaczę asymetryczność spowodowaną przez inne rasy? Gdybym miał polecieć po teorii spiskowej, to powiedziałbym tak: wziąłeś jako bazę trzy rasy ze Starcrafta i dołożyłeś jaszczury, bo lubisz jaszczury. Poza tą czwórką są inne rasy, ale ewidentnie są na boku - przynajmniej biorąc pod uwagę sumaryczny czas antenowy w twoich opowiadaniach. Przynajmniej na ten moment tak to wygląda - może ze wzrostem ich ilości różnice by się niwelowały. Nie mówię, że twoje uniwersum jest kalką tego ze Starcrafta, ale wygląda na zainspirowane, z względnie wysokim prawdopodobieństwem. A to akurat słyszałem, ale nie rozumiem, jaki jest związek.Co do kwestii Starcraft-WH40K moje stanowisko jest takie: - GW oraz fani są salty, że nie mogli zastrzec nazwy "Space Marine", toteż każdy kosmiczny piechur w klockowatej zbroi jest z miejsca podejrzany. - Zergowie być może są zerżnięcie od tyranidów. Być może nie. W końcu "plaga robaków z kosmosu" to dość popularny archetyp, a ja byłem wtedy zbyt młody, by móc to ocenić. Sytuacja twojego uniwersum jest natomiast taka, że ze wszystkich archetypów wybrałeś akurat te, które pojawiają się w Starcrafcie. Podejrzane. A co tu dużo mówić? Śmiejący się Batman to rzecz jak z horroru, i chyba pasuje do Zhacka.
  17. No więc tak.Po pierwsze, używasz złego znaczenia słowa "bionika". Oznacza ono technologię odwzorowującą byty występujące w naturze, nie technologię wykonaną z mięsa. Np. główny bohater gry "bionic commando" miał sztucznie wykonaną rękę, ale była ona zrobiona z metalu. Po drugie, "ożywione ostrze" niewiele tak naprawdę mówi - jedyne co mogę sobie wyobrazić, to jakiś taki przerośnięty byt przypominający ząb. Sorry, ale odpowiedź "ramię" mnie nie satysfakcjonuje. Chodzi o ostrze wysuwane z przedramienia? A'la Wolverine, czy może nieco wyżej? A może z wysokości łokcia? Z ramienia (ang. shoulder)? A więc chodzi o dosłowne odwrócenie się... w kontekście wojskowości, "osłona pleców" kojarzy mi się raczej z ariergardą, czy czymś takim, albo osłoną ogniową. Wręcz przeciwnie. W naszej kulturze zabijanie postaci żeńskich dla dramatu generalnie jest częściej stosowane, niż zabijanie postaci męskich, właśnie ze względu na powszechne seksistowskie stereotypy. Hmm, no dobra, moja wina. O śmierci Dheona naprawdę zapomniałem (musisz odświeżyć te swoje stare opowiadania, żebym mógł je przeczytać jeszcze raz!) Tu nie chodzi o jakąś zdolność do rozumowania, czy wyższych odruchów, tylko po prostu o koordynację ciała.Wciąż, mam wrażenie, że "z rozproszonym" brzmi bardziej kozacko, niż "bez centralnego", co z kolei brzmi jakby im czegoś brakowało... No jest dobre, ale powtórzenia to zła forma! Prawdę mówiąc, najwyższa kasta Auvelian nazywa się kapłanami, ale tak nie za bardzo wyznają jakąś religię, tylko pewną filozofię (w której zresztą niewiele jest duchowości).Ale nie to jest głównym problemem. Głównym problemem jest to, że protossi byli pierwsi. W mailu się szerzej wypowiem, co myślę o podobieństwu Auvelian i protossów (oraz Ildian i zergów), bo już tam zacząłem temat, ale może warto pokrótce... Każde zestawienie ludzi z "biologiczną" rasą oraz "starożytną psioniczną" rasą będzie wywoływało skojarzenia ze Starcraftem. I nic tu nie da mówienie, że to niesprawiedliwe, bezpodstawne, że wcale nie są podobne... będą się kojarzyć, i już. A stosowanie nazwy "konklawe", podczas gdy mógłbyś użyć praktycznie jakiegokolwiek innego słowa, wręcz wymyślonego (tak, jak pieczołowicie wymyślasz nazwy na przykład na jednostki czasu), zakrawa na celowe działanie. Pomijając już, że twoje konklawe jest bardziej podobne protossowemu konklawe, niż temu z naszego świata (które nie jest organem stałym).
  18. Tak jak zazwyczaj ostatnio narzekam, tak ten fragment naprawdę mi się podobał. Widać, że budowanie charakteru postaci całkiem się sprawdza, choć nie obeszło się tutaj bez paru klisz. Niemniej, mam wrażenie, że teraz nieco więcej wiem o Perrinie, Matsonie, i wiedziałbym o Zhacku, gdybym nie znał wcześniej jego historii. Czemu mówisz, jakoby czas na publikację był zły? Jakby to powiedzieć... bardzo często używasz w całej tej scenie z virinerami pojęcia "bioniczne ostrze", jakby było to jakieś ścisłe pojęcie, którego znaczenia nie wyjaśniasz. No i wypadałoby też wspomnieć, skąd się mu to ostrze wysuwa. A w tej sytuacji przydałoby się wiedzieć, jak wysokie / masywne są virinery względem naszych humanoidów. W jaki sposób osłaniali jej plecy, skoro ona również była na pierwszej linii? Czemu nagle z wielkiej. No i literówka w nazwie własnej... chyba, że to byli amerykański Rangerzy. Hmm... mam mały problem z tą sceną. Przede wszystkim z tego powodu, że jest taką kliszą z horrorów / slasherów. Potwór "niespodziewanie" rozcina kogoś od tyłu, potem jest mnóstwo krzyku, krwi i flaków... Może jestem nadwrażliwy z powodu potencjalnej "filmowości" twoich opowiadań, ale coś tu zdecydowanie jest nie tak. Bo ciężko mi sobie wyobrazić sobie tę scenę bez litrów sztucznej krwi wszędzie. Bestia się rzucił... No dobra, przyznaj się - ile sorevianek zabiłeś dla dramatycznego efektu? Bo w sumie to daje nam trzy, przynajmniej w nowszych opowiadaniach (starszych raczej nie przypomnę sobie).Samo w sobie to nic złego, ale... mam nadzieję, że nie stanie się trendem, bo wtedy to będzie niepokojące. Czy data jak z Drugiej Wojny jest celowa? No i ja bym tu dał "z rozproszonym" zamiast "bez centralnego", bo sam w sobie brak centralnego układu to raczej domena prymitywnych istot, nie bardziej zaawansowanych. Ale co go śmieszy? Bo nie załapałem. Serio trzeba dodawać to "e-", bo inaczej będzie za mało futurystycznie? Przecież dokładny format nie jest tu istotny, wystarszy, że będzie powiedziane że to książka. No teraz to brzmi zupełnie jak coś ze Starcrafta. Nie, naprawdę... jaki sens ma tu "z nich dwóch"? Jeśli już się to stosuje, to do pokazania kontrastu między postaciami, a trzymanie łącza to nie cecha postaci... Jaki jest sens przypominać, że Matson był tego świadkiem, skoro on sam był jednym z głównych uczestników tej sceny, która zresztą była sceną dokładnie poprzednią - czytelnicy raczej nie zapomną tak szybko... Podobnie jak "bioniczne ostrze", ewidentnie powtarzasz frazę o odzyskiwaniu rezonu. ...ale Auvelianie nie przypominają wcale protossów, naprawdę. Na twojego maila odpowiem z pewnym opóźnieniem, bo muszę zająć się jeszcze paroma sprawami dzisiaj i jutro.
  19. Nie no, miałem na myśli nie ich, tylko ich myślenie, że Terranie i Sorevianie mają oczywiście wszystkie dane o ich wewnętrznych operacjach i logistyce. No to pozostaje mi jedynie pokiwać z politowaniem głową nad kolejnym zrypanym "oficjalnym" tłumaczeniem angielskiego pojęcia.
  20. No... ja mówiłem o tym, że nie wszystkie detale muszą być wyjaśnione, ty zaś mówiłeś (tak zrozumiałem), że opisujesz je za każdym razem, bo nie masz jakiegoś bardziej znanego dzieła, do którego mógłbyś czytelnika odesłać. Moja pozycja jest taka, że powinno się dać przeczytać opowiadanie bez znajomości tych detali.
  21. Ok, źle się wyraziłem, chodziło mi o kontrwywiad. Chodzi mi konkretnie o "wziernik przezierny". Jaki inny mógłby być? Miałby blokować wzrok noszącego?
  22. No niby tak, ale... no, musisz mi to tłumaczyć, w samym opowiadaniu nie ma uczucia, że ta groźba wisi. I naprawdę będziesz wtedy wszystkich odsyłał tam? Nie jest tak, że opowiadanie powinno być zamkniętą całością?
  23. Cóż... ja w ogóle nie załapałem, że ten brak łączności miał wywoływać napięcie (co może być winą mojej nieuwagi), albo się to jakoś uabstrakcyjniło przez te narzekania marines. A sytuacja z pacjentem tak szybko się ustabilizowała, że ciężko było ją uznać za wzbudzającą emocje. Wystarczy zagwarantować, że przy każdych noszach będzie ze dwóch Terran, i pojedynczy zombiak nie ma żadnego znaczenia. Tylko że na dobrą sprawę ten rozdział nie zawiera za bardzo niczego. Tylko ekspozycja Sareny posuwa fabułę do przodu. Pytanie, po jakim "zaistnieniu" uznasz, że już możesz przestać tłumaczyć wszystko czytelnikom za każdym razem? I że będziesz mógł już odesłać czytelników do swoich poprzednich dzieł?Moim zdaniem robisz błędne założenie, że czytelnik powinien znać twoje uniwersum. Powinien znać tylko tyle, ile jest konieczne do zrozumienia opowiadania. Mój prywatny gust jest taki, że cenię takie opowiadania, gdzie opisy odpowiadają punktowi widzenia bohaterów. Wtedy można się wczuć w przedstawiany świat, a nie mieć z kolei wrażenia, że siedzi się przed dziełem zbyt chętnego autora, który chce wszystko jak najdokładniej pokazać. Spójrzmy na tę sytuację z Sareną, chociażby. Jak dla mnie, spokojnie mógłbyś wspomnieć w scenie z Sawickim i Sareną: 1) że z pewnymi kłopotami rozpoznał ją jako samicę, 2) że odrzuciła kołdrę i siadła przed nim naga i nikogo to nie ruszyło. KONIEC. W ten sposób komunikujesz, że 1) obie płcie są u jaszczurów podobne; nie potrzeba się rozpisywać o męskich głosach, podobnych posturach, itd. bo to nie ma znaczenia, 2) z jakiegoś powodu nikt nie widzi nic niestosownego w nagich jaszczurach. To wystarczy. Jeśli jakiś czytelnik potem spyta, czy w takim razie Sorevianki nie mają cycków, to już kwestia jego interpretacji. Bo kiedy zaczynasz się tłumaczyć z tego, jak to Sorevianki nie są kobiece, albo jak to nie mają zewnętrznych narządów płciowych, to nie mówisz tego w kontekście bohaterów opowiadania, tylko ordynarnie uprawiasz ekspozycję wprost do czytelnika. Bo taki Sawicki, nawet jeśli nie widział nigdy Sorevianki żadnej, to powinien o tych dwóch faktach wiedzieć, zatem nie powinny go dziwić, zatem ten akapit przemyśleń należy wywalić. A w kontekście tego drugiego powtórzenia: nie ma żadnego znaczenia dla opowiadania, która soreviańska ranga odpowiada której terrańskiej, jeśli tylko jasne jest, kto jest nad kim. Wyjaśnianie struktury zostaw może na coś innego, niż krótkie opowiadanie nijak nie związane z oficerstwem. Więc jeśli się nie zagłębiasz, to nie ładuj go tam, gdzie jest niepotrzebny. Owszem, takie indywidua są, ale ty nie rozwijasz ani ich, ani tego wątku, więc pozostaje nam tylko zasygnalizowany motyw który widzieliśmy w tysiącach innych historii (racism's bad, mmmkay?). Akurat o czas, racz zauważyć, nie narzekałem, bo to akurat miało znaczenie dla fabuły... To ja bym zamienił "jako poprzedni" na "za nim", czy coś... Odpiszę w e-mailu.
  24. Ten rozdział całkiem mi się podobał, zwłaszcza fragment w którym Auvelianie próbują dojść do planu ludzi, którzy my, jako czytelnicy, znaliśmy od początku. Choć trochę smutne jest, jak mało Aer?imuel wierzy we własny wywiad. Nie wiem, może to tylko moje subiektywne wrażenie, ale ten opis zdaje się być niezamierzenie śmieszny. Jakby rakieta chowała się za drzewami i nagle postanowiła zaskoczyć wszystkich ujawniając się i wybuchając. Czy naprawdę konieczne jest mówienie, że przez wziernik da cię coś zobaczyć? To się chyba rozumie tak jakby samo przez się. Powtórzenie.
  25. Hmm, jak by to delikatnie powiedzieć... Dość długo zajęło mi czytanie tego fragmentu, a to niestety chyba głównie dlatego, że fragment jest... raczej nudny. Może byłoby mi prościej, gdyby przeczytał jeszcze raz początek i pamiętał kto jest kim, ale nawet poza tym opisy akcji tutaj są takie dość nijakie. Tak bardzo koncentrujesz się na logistyce, kto gdzie stoi, że w ogóle nie ma żadnego napięcia w czasie walki. Pomijając już fakt, że "ciężko uzbrojona banda masakruję hordę bezmózgich zombie" jest sytuacją, w której ciężko o emocje; w pierwszym rozdziale jakoś lepiej ci to wyszło, bo zombiaki zdawały się stanowić jakieś zagrożenie. Tutaj... właściwie nic się nie dzieje ważnego, jedyny fragment, który mnie zainteresował, to opowiadanie Sorevian o tym, co się wydarzyło. Poza tym, wszystko można byłoby streścić jako "i doszli do hangaru". No i... plus za nawiązanie do Mass Effecta? (Sarena...) Ok... mimo wszystko jestem zdania, ze przychodzi taki czas, że należy sobie powiedzieć "dość". Czy zamierzasz to powtarzać za każdym razem w każdym opowiadaniu, w którym pojawi się jakakolwiek Sorevianka? Chyba "porusza nimi", bo mówimy o sile, a póki co nikt nie ma przesłanek do wnioskowania, ile jest wrogich bytów. Sam jestem temu często winien, więc może nie powinienem się czepiać... ale gwoli dążenie do doskonałości się czepię: anglicyzm. I znowu, czy w prawie każdym opowiadaniu musimy przerabiać ten schemat, że ktoś Sorevian lubi, a ktoś mniej? Zwłaszcza, że motywacje postaci są w takich przypadkach na ogół kropka w kropkę identyczne (pomijając Richtera, ale to zamierzchła przeszłość uniwersum). I znowu: zamierzasz bez końca wstawiać takie tłumaczące wstawki? Znaczy, wpadł na jaszczura, który wcześniej niósł te nosze, które teraz niósł on? Powtarzasz się! Już wcześniej opisywałeś ten nóż! I w tym momencie, biorąc pod uwagę ilość informacji, które machinalnie powtarzasz znów i znów, straciłem cierpliwość. Osłonił, czy odsłonił?
×
×
  • Utwórz nowe...