Skocz do zawartości

Soaps

Akademia CD-Action [GAMMA]
  • Zawartość

    1996
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    10

Wpisy blogu napisane przez Soaps

  1. Soaps
    by Prometheus
    To już dziesiąty przegląd moi kochani. Prawda, że szybko minęło? Z tej okazji przygotowałem dla was mały specjal. Mam nadzieję, iż się wam spodoba i nikt nie obrazi się na mnie, że to czy tamto. Pamiętajcie tekst ma przede wszystkim wywołać uśmiech na waszych twarzach, więc tradycyjnie: miłej lektury!


    ---

    Dawno, dawno temu w odległej krainie zwanej Internetem istniała karczma. Znajdowała się ona w sporym miasteczku CD ? Action (dopiero potem na drogowskazie dopisano PL informujące podróżujących w te strony o języku w jakim porozumiewa się większość tutejszych). Wszyscy czuli się tu dobrze. Byli specjaliści od newsów, wykrzykujący co dzień cóż to nowego się w krainie Internet dzieje, była surowa acz sprawiedliwa milicja karająca za wszelakie występki (najwięcej w lochach zamykano piratów ponieważ chcieli plądrować co się da).
    Wracając do karczmy: jak na swoje realia rezydowała nad wyraz dobrze, a klientela nie dawała chwili wytchnienia nawet przez moment. Chociaż wszyscy znali jej pełna nazwę, nie wiadomo dlaczego, zawsze nazywali ją po swojemu. Najwięcej osób mówiło chyba ef a, ale o to można się sprzeczać. Było to miejsce gdzie prowadzono dyskusje na tematy wszelakie. Każdy mógł coś powiedzieć, zachowując się oczywiście godnie wobec innych.
    Można by zatem rzec, iż w krainie owej żyło się dobrze nad wyraz, a mieszkańcom nie brakło nigdy niczego. Tak jednak nie było. Nad całym miastem, na wzgórzu nazwanym Szczyt Tumiwisizmu [odgłos pioruna] mieszkał smok przedstawiający się wszystkim jako Interius. Był on złym władcą i nie interesowało go coraz bardziej rozwijające się miasto. Wolał zjadać owce i porywać dziewice niż zajmować się własnymi ziemiami.
    Niestety nie można było nic zrobić. Smok wiedział, iż mieszkańcy darzą go pogardą i bardzo denerwował się gdy przypominano mu o tym. Lekceważąca postawa Interiusa sprawiała, że do karczmy przychodziło coraz mniej ludzi. I coraz mniej z nich wchodziło do pokoju gdzie każdy mógł wygłosić swą opinię na dowolny temat (zachowując rzecz jasna granice dobrego smaku). Pokój ten, będący integralną częścią FA nazwano blogi.
    Mimo problemów, legenda mówiła, iż nad karczmą czuwa dobry duch. Ktoś dzięki komu cały czas się ona rozwija, zamiast stać w miejscu. On też, jako jeden z nielicznych, mógł rozmawiać ze złym smoczyskiem.
    Pewnego razu atmosfera na blogach była bardzo nudnawa. Wszyscy ziewali i mało komu chciało się wygłaszać swe prawdy. Wtedy nagle ktoś wszedł. Wzroki zgromadzonych powędrowały ku niemu. Przedstawił się jako Xerber. Stwierdził, że w powietrzu unosi się nuda ponieważ w karczmie brakuje muzyki. Podszedł do barmana i wręczył mu pewien zapisek. Ten dobrze wiedział co z nim zrobić.
    Wszyscy nagle ożyli, jak gdyby wstąpiła w nich całkowicie nowa energia (może była to zasługa dobrego ducha z braku pomysłu nazywanego przez wszystkich Ghost?).
    Potem na scenę (każdy kto chciał coś wygłosić musiał się na nią udać czekając oczywiście aż poprzednia osoba skończy) wkroczył mężczyzna, a przedstawił się jako Otton. Wspominał on pewien film, a w zasadzie animację. Niestety niewiele osób na widowni wiedziało o co właściwie chodzi. Więc kontynuował. Zanim zszedł ze sceny zachęcił jeszcze raz wszystkich aby jednak zapoznali się z filmem Walc z Baszirem i z powrotem siadł przy swoim stoliku.
    Gdzieś bardziej obok zewnętrznej strony karczmy siedział nano360. Nie było widać dokładnie, ale chyba znów grał w Railworks. Nieważne. Nie wszyscy go tutaj znali, lecz bardziej zadomowieni wiedzieli: chłopak zna się na tym o czym mówi. Podniósł się ze skrzypiącego krzesła i idąc w kierunku sceny rozdał wszystkim ulotki z migającym logo SCS Software, tekstem przeplatającym się z obrazkami wszelakich maszyn jeżdżących jak i swoim podpisem widniejącym nad tym wszystkim. Zanim publika zdołała odetchnąć po przeczytaniu obszernych ulotek (chociaż nazywać je tak, to trochę krzywdzące) wygłosił masę newsów ze świata, nie zgadniecie, Railworks. Podobno nawet miastowy newsman był pod wrażeniem.
    Zanim poprzedni mówca zajął swoje miejsce, poderwał się Rorschach i poprosił zgromadzonych o minutę ciszy. Większość wiedziała o co chodzi: opowiedział on o dwóch doskonałych trenerach, którzy przysłużyli się w gigantycznym stopniu do zbudowania legendy Manchesteru United. Mianowicie o Sir Mattcie Busby'm i Sir Alexie Fergusonie. Wielu to poruszyło, przez co masowo zaczęły znikać serwetki.
    Wiedział: czas na niego. Podniósł się i zaczął maszerować. Przypominało to wojsko. Wtem voda22 polecił wszystkim pierwsze anime jakie w życiu obejrzał, Girls und Panzer, i wrócił do stolika.
    Nie siedział tylko stał. Na palcach miał kluczyki (spekulanci mówili, że od McLarena P1), kręcił nimi z niecierpliwością czekając na swoją kolej. I wreszcie stało się: lubro, w karczmie znany przede wszystkim z wielkiej wiedzy o samochodówkach, stanął przed wszystkimi. Tym razem zaczął opowiadać o Forzy Motorsport 5, chyba tak to szło. Wymieniał co mu się w niej podoba, co nie i ogółem potoku słów nie było końca. Niestety wiedział, iż w karczmie są jeszcze inni. Toteż wrócił w to samo miejsce z jakiego wcześniej wyruszył ku scenie.
    Można było spekulować czy publika nie najadła się jeszcze samochodówkami, ale mimo to w wiadome miejsce powędrował SyntheticAvenger. Uspokoił, że tym razem chodzi o samochodówkę inną niż wszystkie (no dobra, kilka podobnych się znajdzie) gdzie zamiast wyprzedzić przeciwnika można go po prostu... rozwalić. Fani Burnouta już mieli zacząć klaskać gdy dowiedzieli się, iż chodzi o FlatOut 2. Mimo to kilka osób i tak klaskało.
    Nagle w pomieszczeniu zapanowała głucha cisza. Światła zgasły, a wszyscy poczuli chłód. Na szczęście po prostu oświetleniowiec niechcący wyłączył klimatyzację, a gdy próbował to naprawić zgasły światła. Cóż, taka praca. Poza tym te przypadkowe zdarzenia utworzyły świetny klimat dla mężczyzny przedstawiającego się jako GutekHolubek. Gdy przypomniał wszystkim o pierwszym F.E.A.R. gęsia skórka potrafiła szczypnąć tu i tam...
    Wtedy nadleciał smok. Nikt go nie widział, ale każdy czuł jego obecność. Siedział tuż przy oknie znajdującym się na dachu FA. Przyglądał się wszystkim mówiącym. Nigdy wcześniej się to nie zdarzyło. Jego zainteresowanie miastem było znikome dlaczego więc postanowił teraz coś zmienić? A może po prostu wszyscy bawili się zbyt dobrze aby im nie przeszkodzić? W każdym bądź razie był. I patrzył. Póki robił tylko to można zawsze założyć, że nie ma złych zamiarów. Atmosfera była za to już zgoła inna, niż przed momentem.
    CorniC i bielik42 wstali równocześnie. Oboje chcieli przemawiać w tym samym czasie więc postawili na kompromis: niech alfabet wybierze. Tym samym drugi z nich powędrował ku scenie i opowiedział o komiksie nazwanym Dworzec centralny. Wyraźnie mu się podobał, ale cały czas zaznaczał: tylko dla koneserów. Mimo to zapewne nie brakowało i takich na widowni.
    Zgodnie z umową po nim wszedł CorniC również mając na ustach przeczytany komiks. Było to dzieło jakie nie tylko go zaintrygowało, lecz także skłoniło do zachęcenia innych by też rozglądali się za nim tu i ówdzie. Na końcu przemowy padł tylko tytuł DMZ Strefa Wojny.
    Następny wstał Iselor. Stanął, zerknął na widownię i podziałał na wspomnienia. Wszyscy z rozmarzeniem wspominali chwile jakie spędzili w Icewind Dale II i myślami wracali do starych czasów. No, może nie wszyscy bo nie każdy miał okazję zagrać. Mimo to, taki osobnik natychmiast powinien to nadrobić.
    Smoczysko wyraźnie się niecierpliwiło, jak gdyby wypatrywało rychłego końca przemówień i mogło wygłosić własne. Tak to przynajmniej wyglądało, w rzeczywistości pewnie zrobiło mu się trochę niewygodnie od siedzenia na dachu.
    Bazil w tym samym momencie właśnie zasuwał za sobą krzesło i targał w ręku kilka kartek. Zdecydowanie więcej niż jego poprzednicy. Ci którzy pomyśleli właśnie, że chodzi o kompendium zgadli. Reszta nie dostanie lizaków. Wracając: pierwsze pytanie jakie padło to: czy słyszeliście o rasie Terran? Następne było zdanie wypowiedziane zdecydowanie lekko ironicznym głosem: no jasne, że tak. Tylko jeszcze o tym nie wiecie! Wszyscy słuchali uważnie i z zaciekawieniem aż do samego końca.
    Sergi gdy już doszedł do sceny postanowił wygłosić swą opinię na temat pewnej gry, mianowicie Papo and Yo. Słysząc to wszyscy spojrzeli po sobie przypominając sobie niskie oceny jakie gra dostała w prasie. Mimo to, może jednak warto się nią bliżej zainteresować?
    Na samym końcu tej jakże długiej obrady na scenę wszedł Demonir i przeczytał wszystkim koncepcję scenariusza własnego autorstwa. Wiecie Ojciec Mateusz, te sprawy. Każdy niejednokrotnie uśmiechnął się słuchając tego co autor miał do powiedzenia. Oprócz smoka. On się nie uśmiechał.
    Nagle wszystko zaczęło się trząść. Było to tak mocne i intensywne, iż dużo osób dosłownie pospadała z krzeseł. Interius rozłożył skrzydła i zionął ogniem prosto na dach karczmy. Po czynie tym zaryczał tak głośno, że wszystkie okna (łącznie z tym w dachu) popękały i rozsypały się na podłogę. Nagle nastała cisza. Gad zmierzył wzrokiem wszystkich zgromadzonych i rzekł: słabe te wasze blogi, tak jak myślałem, niewarte mojego czasu.
    Wtedy ktoś wstał na równe nogi i powiedział: ja tak nie uważam!
    Wnet wszyscy ożywili się, skierowali spojrzenia ku smoczysku i zawtórowali: ja także!!!
    Chędoż się!
    Wtem poderwał się Interius i odleciał na swoje wzgórze. Może to zasługa dobrego ducha?
    PS. Zaznaczono fragmenty, które na główną okazały się nieodpowiednie - otton
  2. Soaps
    by Prometheus
    Panie i panowie (obcych form życia nie stwierdziłem), tydzień minął szybko, a w następny czeka nas jubileuszowy (każda okazja do świętowania jest dobra) dziesiąty przegląd. Z tej okazji postaram się oczywiście przygotować dla was coś nowego. Dzisiaj natomiast też nudno być nie powinno, więc bez zbędnych ceregieli czas rozpocząć na dobre. Miłej lektury!
    Zaczniemy od wpisu autorstwa użytkownika Sergi (wiem, wiem...) traktujący o Gran Turismo 6. To znaczy tak można wywnioskować po tytule. W rzeczywistości autor z przekorą i humorem pokazał, iż krótkie wpisy mogą być dobre (chyba, że ja czegoś nie załapałem, a to wszystko było na poważnie). Wbijać tutaj.
    O ile wyżej mieliśmy do czynienia głównie z humorem, lubro dorzucił na ten temat też coś od siebie. Tym razem na poważnie. Czyli, praktycznie jak co tydzień, fani growej motoryzacji mają co czytać. Wszystkich oprócz miłośników serii Forza Motorsport, odsyłam tu.
    Dobrze, odchodzimy od samochodówek, ale zostajemy przy grach. Otton napisał dla was recenzję Anomaly 2 więc jeśli zastanawiacie się nad kupnem to wiecie co robić. A jeśli nie wiecie to może ten link pomoże wam w dowiedzeniu się.
    Ale wredny ten voda22. Nie dość, że narobił mi smaka aby (znowu!) odświeżyć sobie wszystkie Tomb Raidery to w dodatku rozmarzyłem się o Larze i przez to spaliłem sobie obiad. I śniadanie. I kolację. Dobra nieważne, wiem co was tak naprawdę interesuje (i nie mam tu na myśli klaty Lary...), więc wchodzić tutaj.
    Tu nano360 podzielił się z nami wrażeniami (nie czuję jak rymuję) z najnowszego dodatku do Railworks. Tematyka jest dosyć niszowa, nie będę ukrywał, ale naprawdę warto poczytać i gorąco do tego zachęcam!
    Pod tym adresem Usharn opisuje nam jak element losowy wpływa na gry planszowe i gdzie (w jakich planszówkach) został on najlepiej zaimplementowany.
    Graliście może Psychonauts? Jeżeli nie (...to musicie natychmiast zagrać przede wszystkim!!!) przekona was może wpis użytkownika bielik42 opisujący cyrki jakie zaszły podczas grania w nią (załapaliście grę słów?). Wszystko to, tutaj. Oprócz tego autor zrecenzował też komiks o przygodach Kapitana Ameryki pod tytułem Zimowy Żołnierz. Fani herosów (w tym ja) nie powinni być zawiedzeni i kliknąć tu.
    Użytkownik Bazil bardzo obszernie rozpisał się o wymyślonej przez siebie rasie nazwanej Sorevianami. Autor naprawdę wszystko świetnie obmyślił i warto docenić jego wysiłki. Mam nadzieję, iż tak uczynicie i wejdziecie tu.
    Może i recenzje na blogach nie są przesadnie popularne, ale uważam, iż wiele z nich pomaga wyrobić sobie opinię na temat tej czy innej gry. Podobnie sądzi pewnie crouschynca która zrecenzowała dla was The Dark Eye: Klątwa Wron. Zainteresowanych zapraszam pod ten adres.
    Na koniec znów wpis dla miłośników Marvela czyli recenzja Avengers: Impas (tak zgadliście, kolejne wydanie Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela) napisana przez użytkownika CorniC. Peleryny założone? No to wlatywać tutaj.
    Dobrze, na dziś to tyle. My widzimy się za tydzień w tym samym miejscu. Goodbye everybody!
  3. Soaps
    by Prometheus
    Skoro piątek to chyba już nie muszę się wam zapowiadać, co nie? A nawet jeżeli tak, witam was serdecznie po raz kolejny. Wiem, że wpis stosunkowo późno, ale ważne, że jest punktualnie jak zawsze w ten dzień tygodnia. Do mojego wstępowego ględzenia tez pewnie już przywykliście więc miłej lektury i łzawiących oczu!
    Zaczniemy od wpisu użytkownika GutekHolubek, który bardzo obszernie rozpisał się o tytule jaki wszystkim którzy jeszcze nie mieli okazji go poznać ze wszech miar polecam czyli o The Elder Scrolls IV: Oblivion. Wszystko czego więcej potrzebujecie znajdziecie tu.
    Następny jest Otton, serwujący nam, jak co tydzień, kolejne filmowe wspomnienia. Tym razem na tapecie film Nietykalni czyli gangsterka pełną gębą. Wpis znajdziecie tutaj.
    DarthMetalus przygotował coś dla fanów literatury Fantasy (wiem, ten gatunek ma pewnie z milion podgatunków i podgatunków podgatunków, ale to nie czas ani miejsce aby je tu przytaczać) czyli reckę książki Niewidoczni Akademicy autorstwa Terry?ego Pratchetta. Szukajcie jej w tym miejscu.
    Tutaj przeczytacie recenzję autorstwa użytkownika CorniC traktującą o przygodach Kapitana Ameryki o jakich niedawno mogliśmy przeczytać przy okazji Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela.
    O Bioshock: Infinite wciąż nie przestaje się mówić. Jednym gra bardzo się podobała (i ja należę do tej grupy) innym nie bardzo. Poruszenie natomiast wywołał felieton z najnowszego CDA na ten właśnie temat. Użytkownik BigDaddy postanowił o tym skrobnąć co nieco i chyba ujął wszystko co (nie tylko) mi leżało na wątrobie. Wszystko nakreślicie sobie tu.
    Dalej mamy wpis Abyssa czyli krótkie zapytanie: czy Sam Fisher wciąż potrafi się skradać czy tylko strzelać? Odpowiedź być może znajdziecie tu.
    Zastanawialiście się kiedyś czy samochodówki są rzeczywiście gatunkiem potrzebującym otwartego świata? Bo lubro uważa, że nie. Dlaczego? Tego możecie się dowiedzieć z jego wpisu znajdującego się tutaj.
    Tutaj LaserGhost o gierce Spear Resurrection stworzonej na engine Wolfenstein 3D. Chociaż miejscami jest strasznie trudna warto się z nią zapoznać. Ja to uczyniłem i nie żałuję.
    Pod tym adresem znajdziecie wpis użytkownika Sergi w którym to opisał on ostatnio obejrzane przez siebie filmy. Jeżeli nie mieliście okazji zobaczyć jeszcze żadnego z nich polecam nadrobić zaległości.
    Użytkownik Dawid2207 rozpisał się za to konkretnie o filmie animowanym Batman: Returns. Powiem tylko: dla fanów Mrocznego Rycerza rarytas. Wpis jest tutaj.
    Znacie to uczucie gdy znajdujecie grę, która tak idealnie trafia w wasze gusta, iż nie możecie się oderwać? Bo nano360 zna dzięki grze Rise of Flight. Może z wami będzie podobnie? W wyrobieniu sobie opinii na pewno pomoże wam ten wpis.
    Mieliście okazję poznać taką perełkę jak Sanitarium? Gierka w ogóle się nie zestarzała i wciąż warto ją poznać. Jeśli dla was to wciąż za mało polecam wpis bielika42 traktujący o tym właśnie tytule. Jest on tu.
    Na koniec konjel o książce Ołowiany świt otwierającej cała serię literatury z uniwersum Stalkera (błagam nie narzekajcie, że nie ma tych cholernych kropek?). Wpis znajdziecie tutaj.
    Na ten piątek to tyle. Widzimy się za tydzień w tym samym miejscu!
  4. Soaps
    by Prometheus
    Dobra skoro już i tak marnujecie swój cenny czas siedząc bezczynnie przed komputerami (wiem jestem zabawny jak choroba weneryczna) to mam dla was piątkowy przegląd tego co się wyrabiało na blogach przez ostatni tydzień (a tak na marginesie zaczęło się głosowanie na wpis kwietnia, a znajdziecie je pod tym adresem). Let?s go!
    Zaczniemy od wpisu Abyssa w którym przyjrzał się on bliżej gierce Thomas Was Alone. Czego można oczekiwać od tytułu, którego głównym bohaterem jest prostokąt? Oczywiście pozostawiam do własnej interpretacji. Tekst jaki może wam w niej pomóc jest tutaj.
    Jak co tydzień (okazjonalnie co dwa tygodnie) lubro z kolejną porcją newsów ze świata growej motoryzacji. Wielbiciele wyścigówek co w niejednym aucie już zasiadali, proszę zaparkować tu. I uważajcie na pieszych.
    Następny w kolejce jest wpis usera CorniC z kolejną porcyjką tekstu dla wielbicieli komiksów. Tym razem na tapecie chyba mój ulubiony mutant z szajki X-Menów ? Wolverine! Wpis znajdziecie tutaj.
    Zostając jeszcze przy komiksach tu znajdziecie reckę autorstwa użytkownika bielik42, trzecich już przygód Człowieka Pająka jakie pojawiły się w Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. Oprócz tego autor opisał także ciekawą mapę z dodatku do oryginalnego Painkillera, a mianowicie Battle Out of Hell. Ci co nie mieli nigdy okazji zagrać (jak i ci, którzy chcą trochę powspominać) są proszeni pod ten adres.
    Tutaj Otton tradycyjnie z kolejną częścią filmowych wspomnień. Tym razem na tapecie film Zapaśnik czyli super popularna rozrywka w trochę mroczniejszych szatach. Polecam obejrzeć szczególnie tym, którzy myślą, iż wrestling może uprawiać każdy byle głupek.
    Wiecie co? Lubię zombie. Gry, filmy czy inne źródła naszej codziennej rozrywki eksponują je nazbyt chętnie, ale mimo to wciąż są nieprawdopodobnie popularne. Niby nic w tym dziwnego, gnijące żywe trupy mają jakiś swój wewnętrzny urok (i bardziej interesuje ich to co masz w głowie, a nie na zewnątrz...). Może wasza wiedza o nich jeszcze się poszerzy gdy przeczytacie wpis użytkownika Sergi, pod tym linkiem. Móóóóóóózg!
    Graliście już w Dustforce? Nie? Jeżeli los nie pozwolił zagrać wam w tą przesympatyczną grę i wciąż nic nie przekonało was do zakupu może zrobi to wpis użytkownika Rankin traktujący o tej właśnie grze. Znajdziecie go tu jakby co.
    A tutaj z kolei (załapaliście grę słów?) wpis, którego autorem jest nano360 dla miłośników pociągów wszelakich (żeby nie było, mówiąc pociąg mam na myśli maszynę jeżdżąca po torach...). Nie muszę robić ankiet aby wiedzieć, iż na forum zbyt dużo ich nie ma, ale... może jakiś się znajdzie. Myślmy pozytywnie.
    I znów wpis dla lubiących samochodówki (znajdziecie go tu) czyli recenzja WRC 2: FIA World Rally Championship napisana przez użytkownika SyntheticAvenger (tak na marginesie: wiem jak bardzo lubicie gdy przed waszymi nickami piszę użytkownika, ale jest to mój sprytny sposób na pominięcie odmiany tychże przez osoby, bo nie wszyscy mogą sobie tego życzyć).
    Na koniec Darth Metalus z kolejną porcją newsów z nerdowskiego świata. Jego wpis znajdziecie tu (część z poprzedniego tygodnia jest natomiast tutaj).
    Jednocześnie przypominam o trwającym głosowaniu na wpis kwietnia. No to na dziś to tyle. Narka ziomki!
  5. Soaps
    by Prometheus
    Kolejny tydzień mija bezpowrotnie, a na horyzoncie już widać kolejny przegląd blogów. Nie wiem jakie zajęcia planujecie sobie na ten weekend, ale jeśli jednym z nich jest czytanie to? nie no bądźmy poważni. Mimo wszystko w nadziei, iż to jednak nie był żart życzę wam miłej lektury i spokojnej końcówki tygodnia!
    Niedziela jest powszechnie uważana za dzień święty i wolny od pracy. Powinno się w tym czasie (jeśliś się uważa za chrześcijanina oczywiście) pójść do kościoła i spędzić czas z rodziną. Przynajmniej w teorii. Jak jest naprawdę przeczytacie we wpisie autorstwa użytkownika Demonir, który z typowym dla siebie humorem opisuje jak świętowanie pierwszego dnia tygodnia wygląda w praktyce tutaj.
    Następny w kolejce jest wpis, którego autorem jest Lord Nargogh, a traktuje on o piekielnie dobrym soundtracku z pierwszych dwóch części Diablo.Jeżeli diabelnie pali was aby ujrzeć go na swoje własne oczy i usłyszeć na własne uszy to powinniście kliknąć tu.
    DLC, jak wszyscy je kochamy i wręcz zabijamy się aby wychodziły one do każdej nowej gry. Tak przynajmniej chyba myślą twórcy Tomb Raidera, którzy idą za ciosem i uszczęśliwiają nas nowymi strojami dla Lary. Za drobną opłatą oczywiście. O tym i nie tylko voda22 tu. Dajcie mi warkocza i szorty to może dostaniecie moje pieniądze...
    Dobrze moi młodzi padawani. Moc naprowadziła mnie na wpis, którego autorem jest CorniC, a jest on o komiksie w uniwersum Star Wars. Wszystkich, którzy czujecie midichloriany i uważacie się za fanów komiksów klikajcie tutaj!
    Z czym kojarzy wam się typowy bohater gry RPG? Oczywiście rycerz w lśniącej zbroi z wiernym rumakiem u boku. A co powiedzielibyście na obsadzenie w takiej roli zwykłego ucznia tak jak w grze Persona 4? O niej właśnie, Klekostan tutaj.
    Ktoś mnie ciągnie w dół. Czuję, lecz nie widzę. Nie boję się. Już przez to przeszedłem. Czyli kolejne filmowe wspomnienia, których autorem jest Otton. Tym razem bierze na tapetę film Życie Carlita. Wpis znajdziecie tutaj.
    I kolejna propozycja dla fanów muzyki wszelakiej autorstwa użytkownika deerka. Mógłbym tu walnąć jakimś sucharem, pofilozofować, ale i tak wiem, że lepiej odsłuchać samemu. Więc mnie pozostaje tylko odesłać tu.
    Tu lubro konfrontuje swoją opinię na temat Raceroom z tą z najnowszego CD-Action. No cóż powiedzmy, że nie jest on do końca zgodny z tym co napisano w CDA...
    Abyss przyjrzał się z kolei firmie, która niedługo może stać się bardzo poważnym rywalem EA! Szkoda tylko, iż w kategorii koncernu, który uwielbia wkurzać swoich klientów i co rusz zaskakuje coraz to głupszymi pomysłami. Ludzie, poznajcie Capcom tutaj!
    Na koniec prolog opowiadania pod tytułem Gdy upada moneta autorstwa użytkownika Kordgorn. Wiem jak bardzo wszyscy lubicie czytać długie teksty bez obrazków, ale naprawdę warto. Wbijać tutaj!
    No to chyba tyle, widzimy się za tydzień łobuzy!
  6. Soaps
    by Prometheus
    Jak co tydzień, tak i teraz nie mogłem was zawieść, więc skleciłem kolejny przegląd tego co się w ostatnim tygodniu wyrabiało na blogach. Nie przedłużając zbytnio (no chyba, że bardzo lubicie długie wstępy...) tradycyjnie życzę wam miłej lektury!
    Zaczniemy od lubro, który jak co tydzień zebrał się i zaserwował nam porcję newsów ze świata motoryzacji. Przeczytamy między innymi sporo o GRID 2, Forzy Horizon, i Racing... Lubiących podniecający dźwięk silnika odsyłam tutaj.
    Znacie takie pojęcie jak gamifikacja? Pokrótce znaczy ono wykorzystanie mechanizmów z gier komputerowych (takich jak levelowanie, osiągnięcia i tym podobne) w prawdziwym życiu. Powstało wiele aplikacji opartych na tym systemie, a o jednej z nich Kiicek wypowiedział się obszernie na swoim blogu. Zainteresowanych (całą resztę też) odsyłam tu.
    Życie. Takie kruche. Dla każdego znaczy co innego (nie czuję jak rymuję). Jednakże... dobra, dobra. Filozof ze mnie żaden, ale już z deerka całkiem niezły. Tutaj natomiast znajdziecie jego wpis traktujący z grubsza o szeroko pojętym wszechświecie.
    Wiem jak wszyscy lubicie czytać recenzję. Szczególnie gier, które wyszły już dosyć dawno. Mimo to powinniście zainteresować się recką autorstwa użytkownika SyntheticAvenger opisującą grę Euro Truck Simulator 2. Wpis znajdziecie pod tym adresem.
    Chyba każdy miał kiedyś okazję pobawić się w piaskownicy. Jedni wspominają to dobrze, jako jasny punkt dzieciństwa. Inni pamiętają tylko ziarenka piasku między zębami. W każdym razie dzisiaj zamiast bawić się szpadelkami gramy w sandboxy. Na swoim blogu Rankin nieźle się o nich rozpisał. Zobaczcie sami tu.
    Ciekawe czy gdybym napisał cały ten tekst po japońsku to ktokolwiek by go zrozumiał (oczywiście bez używania Google tłumacza). A tak bardziej serio Xerber serwuje kolejną reckę dla sympatyków (nie powstrzymam się...) chińskich porno-bajek. Mianowicie The Princess Mononoke. Zainteresowanych odsyłam tu.
    Czy gdybyście kiedyś przypadkiem zobaczyli Kubusia Puchatka mówiącego bardzo świński dowcip zdziwilibyście się? To zdziwicie się jeszcze bardziej gdy przeczytacie wpis użytkownika c0r znajdujący się tutaj. Czego ciekawego możecie się w nim dowiedzieć. Może i zabrakło Puchatka, ale...
    Tutaj voda22 o moim ukochanym Mass Effect 3 (pewnie większość uzna to za trolling, ale mówię całkiem serio...) czyli kolejna porcja kwintesencji wyborów dokonanych podczas przygody z tą serią. A czy ty już grałeś?
    Kolejna recenzja, tym razem gry X-Men Legends II: Rise of Apocalypse napisana przez usera CorniC. Co w niej więc takiego niezwykłego? Została napisana przez pasjonata komiksów. I to powinno wam wystarczyć aby natychmiast kliknąć w ten link i przeczytać wpis (no bo czym mam was jeszcze leniuchy zachęcać?).
    Na koniec Otton, który oprócz tradycyjnie filmowych wspomnień (na tapecie tym razem genialny film Jonathana Demme?a, Milczenie Owiec), które znajdziecie tu, rozpisał się trochę o growych postaciach jakie mogliśmy poznać (tudzież przypomnieć sobie) w minionym roku. Tekst znajduje się tutaj.
    Mógłbym tu teraz zarzucić jakimś sucharem, ale zamiast tego żegnam się z wami (poza tym to nie na moje zęby) i widzimy się za tydzień!
  7. Soaps
    by Prometheus
    Hello everyone. Nie wiem czy też u was leje za oknem, ale jeśli tak to uważam, że właśnie nadszedł najlepszy czas na czytanie wpisów (chociaż możecie robić miliard innych rzeczy? i tak czytajcie). Jeżeli natomiast świeci u was słoneczko, ptaszki ćwierkają, a wesołe dzieci grają w klasy (brrrrrrrrr?) to? albo nie jesteście w Polsce albo wyłączcie telewizję i wszystko wróci do normy.
    Zaczniemy od bardzo dobrej recenzji autorstwa użytkownika FireStorm traktującej o grze Władca Pierścieni: Wojna na Północy (swoją drogą ostatnio poczciwe uniwersum Tolkiena jest bardzo popularne na blogach). Autor tradycyjnie opisuje w niej wrażenia z tej niezbyt dobrze przyjętej gry uzupełniając wszystko własną opinią (przeceny w Biedronce rządzą!).Tekst znajdziecie tutaj.
    Następny jest voda22, który robi mi duże kuku, bo przez niego mam bardzo wielką ochotę ponownie przejść całą trylogię od nowa (o rany, ile to już). Czyli po prostu kolejna część wpisów o wyborach dokonanych podczas Grania w Mass Effect. Zainteresowanych odsyłam tutaj.
    Jaki jest wasz ulubiony film wojenny? Mój chyba Transformers, ale brałem też pod uwagę Pearl Harbor?chyba nie wzięliście tego poważnie. Szeregowiec Ryan. Bez dwóch zdań. O nim w jedenastej już odsłonie filmowych wspomnień, Otton tutaj.
    Wiem, że nieprzyzwoicie wielu z was lubi chińskie porno-bajki. Ja akurat nie znoszę (ale błagam nie palcie mnie na stosie bo mam rodzinę i dzieci w Simsach...), ale nie przeszkodziło mi to w przeczytaniu wpisu Abyssa w którym opisuje on, niech wam będzie, thriller psychologiczny pod tytułem Pałkarz. Zainteresowani dawać tu.
    Ale ten film jest fajny! Te efekty, fabuła? nie jest do niczego. Ci aktorzy, to zakończenie?nie chyba jednak jest całkiem OK. Też macie czasem rozdwojenie jaźni? Nie? O kurde. Mniejsza o to, pod tym adresem znajdziecie wpis w którym użytkownik Rorschach próbuje ocenić ten sam obraz jako dobry i zły. Wiem, cienko to wytłumaczyłem. I tak przeczytajcie.
    CorniC po raz kolejny nie zawodzi fanów komiksów z FA i wrzuca recenzję komiksu pod tytułem: Avengers Disassembled. Kolejny raz zapraszam miłośników superbohaterów i cała resztę po prostu lubiącą komiksy. Wpis znajdziecie tu.
    Po raz osiemnasty już lubro z newsami świata growej motoryzacji. Na tapecie między innymi: Need for Speed: Most Wanted, GRID 2, Forza Horizon, Project CARS... i to wcale nie wszystko, więc mam nadzieję iż klikniecie tutaj.
    W przypadku tego wpisu mam ochotę zacytować autora, mianowicie bielika42: Polecam, ponieważ ten film potrafi dać do myślenia, a tego nigdy nie za wiele... A mowa jest oczywiście o genialnym filmie Mechaniczna Pomarańcza Stanleya Kubricka.
    Tutaj FaceDancer o legendzie RTS-ów jaką bez wątpienia jest Starcraft. Chociaż większość z nas na pewno w niego grała to warto przypomnieć sobie za co go pokochaliśmy.
    A na koniec wszystko co lubimy najbardziej (dobra może powiedzmy, że ja) zamknięte w jednej porcji newsów autorstwa użytkownika DarthMetalus. Nerdzi wszystkich światów łączcie się! I wbijajcie tu.
    Dobrze ptaszyny wy moje na dziś to tyle, widzimy się za tydzień!
  8. Soaps
    by Prometheus
    Witam was wszystkich po raz kolejny. W tym tygodniu nie mieliśmy aż takiej nawałnicy jak w poprzednim (ominął cię poprzedni przegląd? Wstydź się i wchodź tutaj), ale i tak jak zwykle będzie co czytać. Mam coś dla fanów gier, filmów? Co ja wam będę mówił sami sprawdźcie. Miłej lektury!
    Zanim zaczniemy nawołuję do spełnienia patriotycznego obowiązku bywalców naszej (to jest, forumowiczów) blogosfery jakim jest zagłosowanie na wpis marca. W wyborze swojego głosu możecie się oczywiście (oprócz pamięci) przeglądami z poprzednich tygodni. Głosowanie odbywa się tu.
    Zaczniemy od wpisu Dantego1997 dla fanów brzdęków rozmaitych. W swoim wpisie, który znajdziecie pod tym adresem opisuje on dziesięć utworów ze starych gier wartych waszego cennego czasu. A jeżeli styczności z nimi wcześniej żadnej nie mieliście to tym bardziej zachęcam do kliknięcia w odnośnik. Słuchawki w dłonie i niech mózg utonie, jak mówią (w zasadzie tylko ja).
    Następne w kolejności jest opowiadanie autorstwa zero1zero3, które wszystkim serdecznie polecam. Wiem, że nie wszystkim chce czytać się ścianę czystego tekstu, ale naprawdę warto. Pokażcie tym Japończykom, iż Polacy też od czytania nie stronią (albo chociaż udawajcie, że czytacie jak popatrzą). Wpis znajdziecie tutaj.
    Będąc jeszcze przy osobach zdecydowanie czytać lubiących, polecam kolejną (już trzecią) część opowiadania pod tytułem Dzicz autorstwa Knighta Martiusa. Wszystko to tutaj. A jeśli naprawdę jesteście oporni to chociaż obiecajcie mi, że spróbujecie. I kupicie dla mnie nowe auto bo trochę obciach jeździć Bugatti.
    Następny w kolejce jest CorniC, który rozpisał się obszernie o komiksach wartych mojej i waszej uwagi. Bierze on na tapetę zarówno DC i Marvela, ale nie tylko. Wielbiciele obcisłych rajtuzów (oczywiście żartuję, bardzo lubię komiksy) mogą wbijać tu.
    Jesteście fanami baseballu? Kto odpowiedział twierdząco niech podniesie rękę? nikt, serio? A nie ktoś tam majaczy daleko za wszystkimi? aha, nie jesteście z Polski. Tak bardziej serio, tu znajdziecie wpis, którego autorem jest FaceDancer, a opowiada o tym jak drużyna Boston Red Sox radziła sobie bez pomocy ich asa. Herman Babe Ruth zwany też Bambino mocno przysłużył się tej drużynie i warto o nim (jak i samym zespole) poczytać.
    Tutaj znajdziecie recenzję hiszpańskiego thrillera pod tytułem Mama autorstwa mrfe. Sam jeszcze filmu nie widziałem, lecz wpis zachęcił mnie aby taki stan rzeczy zmienić. Może wyciągniecie podobne wnioski?
    Wiecie jak najpierw miał wyglądać Splinter Cell: Conviction? Żadnych gadżetów, zapuszczony bohater i dużo skradania. Mimo że niektórym taki koncept nie przypadł do gustu to mogliśmy dostać wreszcie Splintera w którym trzeba się, no nie wiem, skradać?! O tym i nie tylko Abyss tutaj.
    Tu natomiast lubro o trzech rodzajach użytkowników iRacing. Najwyraźniej hejt i niezbyt godne pochwały zachowania rozprzestrzeniają się w Internecie jak plaga.
    Tu Otton z kolejną częścią filmowych wspomnień. Tym razem możecie przeczytać obszerny tekst o filmie Operacja Argo. Jeżeli jeszcze go nie oglądaliście to od siebie, polecam.
    Czekacie na World of Warplanes? No wiecie samoloty, batalie i rozległe niebo pełne graczy czyhających na was. Jeśli tak to zachęcam do przeczytania wpisu użytkownika voda22 w którym opisuje on swoje wrażenia z bety tejże produkcji. Tekst jest tutaj.
    Na koniec LaserGhost niezbyt pochlebnie o przygotówce z końcówki lat dziewięćdziesiątych, a mianowicie Hopkins FBI. Dla wielbicieli retro, tekst skarb. Znajdziecie go tu.
    Więc macie co czytać i żegnam się z wami. Do następnego piątku!
  9. Soaps
    Crystal Dynamics długo myślało nad tym jak zacząć przygodę z Larą na nowo. Jak dodać wystarczająco dużo świeżości aby zainteresować rzesze nowych graczy? I co zrobić żeby starzy wyjadacze nie prychali na naszą grę z pogardą. Tak myśleli, myśleli, myśleli? i w końcu wymyślili. Trzeba użyć łuku i czekana.
    Czy Lara była już w takim kryzysie by musieć ją restartować to już temat na szerszą dyskusję. Wyraźnie jednak przemiana z superbohaterki w zaradną dziewuchę wyszła jej na dobre. Nowa panna Croft naprawdę jest bardzo wiarygodna i autentycznie chcemy pomóc jej wydostać się z wyspy. Chociaż od pierwszych zapowiedzi tytułu (wydrukowanych słowem survival) niewiele zostało, to w zamian dostaliśmy grę akcji, doskonałą w każdym calu. Naughty Dog będzie się musiało mocno natrudzić aby przebić to w nowym Uncharted. Crystal Dynamics zapewniło nam miszmasz wszystkiego co dobre w dzisiejszych grach dając jednocześnie mnóstwo własnej inwencji. Nie obraziłbym się przy okazji gdyby rebooty innych marek były równie wysokojakościowe.






    Elementy wspinaczkowe, jak przystało na Tomb Raidera, są wykonane znakomicie

    Nie zdziwicie się pewnie jak powiem, że od pierwszych zapowiedzi z niecierpliwością czekałem na tą grę. Gdy wreszcie wyszła niestety brakło mi funduszy. Ten czas kiedy wszyscy się w nią zagrywali, a ja nie mogłem był dla mnie długi i bolesny, ale oto jestem. Z uśmiechem od ucha do ucha. Nasza historia zaczyna się gdy grupa badawcza wraz z całą załogą pada ofiarą tonącego podczas sztormu statku. Jeszcze zanim jest nam dane zobaczyć kto przeżył katastrofę zostajemy porwani. Akcja pędzi na połamanie karku już od samego początku, a dalej nie zwalnia nawet na chwilę. Momentami dzieje się tak dużo, że nawet Nathan Drake miałby problem za tym wszystkim nadążyć. Ale od początku. Całą naszą wędrówkę po wyspie dominuje jeden cel: ucieczka. Oczywiście jak to często bywa sprawy się komplikują, a nasza w tym głowa aby to wszystko ogarnąć.
    Historia nie jest przesadnie mocną stroną gry. Ot mamy wyspę i jej tajemnice. W żadnym wypadku nie jest ona zła, ale wiele rzeczy można było w niej rozwiązać lepiej. Choćby rozwijając trochę wątki licznych postaci pobocznych. Gdyby gracz trochę lepiej znał ich historię, pewnie dużo łatwiej byłoby mu zrozumieć, dlaczego postępują tak, a nie inaczej (poza tym gracz, bardziej by się z nimi zżył). Niektóre wątki można było rozwiązać dużo lepiej (żeby niczego nie zdradzać wspomnę tylko o doktorze Whitmanie). Mamy niby jakieś tam wstawki fabularne, które tłumaczą to i owo, ale na dłuższą metę niewiele z nich wynika. Czyli po krótce nie psując wam zabawy, historia jest taka sobie. Przyjemna w odbiorze, ale do bólu przewidywalna (chociaż przyznam, jest parę fajnych zwrotów akcji).






    Gra nie stroni od mocnych scen, ale nie są one wrzucone na siłę

    O wiele ważniejszy niż niuanse fabularne jest sam gameplay. A jaki jest? Znakomity! Mechanika strzelania jest świetna. Bronie mają moc i gdy trzymasz w ręku strzelbę to po prostu czujesz, że trzymasz w ręku strzelbę. Generalnie mógłbym tu trochę psioczyć na małe zróżnicowanie wrogów, ale ostatecznie każda gra ma teraz tendencje do zalewania nas armią klonów, więc sobie daruję. Oprócz wybuchowej zabawy w stylu Rambo w większośći przypadków możemy eliminować wrogów po cichu. I tu miałbym lekkie zastrzeżenia. Wrogowie jak zwykle zachowują się głupio. Często stają wprost przed ścianą, aby gracz mógł wybiec i wpić im czekan w plecy. Gdy natomiast już nas wykryją dostają pajęczych zmysłów i zawsze wiedzą dokładnie gdzie jesteśmy. Poza tym, mimo że skradanie jak zwykle (mimo tego co przed chwilą napisałem) daje kupę radochy, czasem po prostu łatwiej jest wziąć karabin i powystrzelać wszystkich jak kaczki. Wraz z postępami w grze możemy ulepszać tak naszą podopieczną jak i sprzęt, który nosi przy sobie. Bronie palne dostają między innymi większe magazynki, zaczynają zadawać poważniejsze obrażenia i ogółem zyskują na funkcjonalność. Oprócz trzech rodzajów broni palnej mamy przy sobie także łuk (który oprócz walki służy między innymi do wystrzelania lin po jakich możemy się przemieszczać) oraz czekan. Oprócz wspinaczki, możemy go później używać, jako broni do walki wręcz.


    Lokacje są wykonane na najwyższym możliwym poziomie

    Mniej więcej tak wygląda walka w nowym Tomb Raiderze, ale jak wiedzą nawet niezapoznani z serią nie ona jest tu najważniejsza. O wiele ważniejsze jest tutaj zwiedzanie świata. Gdy eksplorujemy gra rozwija skrzydła jeszcze bardziej niż podczas licznych starć. Po pierwsze mamy tu kupę znajdziek różnej maści. Dzienniki, grobowce, skarby. Nic nie jest potraktowane po macoszemu. O nowym znalezisku Lara powie wam kilka ciekawostek, a dodatkowo na każdym znalezionym skarbie możemy doszukać się różnych szczegółów, jakie uzupełniają naszą wiedzę o danym przedmiocie. Wspomniałem wcześniej o grobowcach, które były niegdyś nieodłącznym elementem każdego Tomb Raidera. Jak prezentują się w najnowszej odsłonie? Po pierwsze ich zwiedzanie jest całkowicie opcjonalne. Możemy do nich wejść, ale i całkowicie je zignorować. Kiedy już zdecydujemy się jednak grobowiec zwiedzić, zwykle wygląda to tak: najpierw musimy rozpracować prosty mechanizm, co zawsze sprowadza się do krótkiego wyzwania zręcznościowego w którym kluczowe jest zgranie wszystkiego ze sobą w czasie. Mimo to warto plądrować co się da, bo za każdą znalezioną rzecz dostajemy punkty XP za, które ulepszamy potem naszą podopieczną. Fani w pełni otwartych światów będą pewnie narzekać na to, że wyspa została podzielona na sporych rozmiarów ?sektory? po, których możemy swobodnie się przemieszczać. Mnie takie rozwiązanie odpowiada, bo pewnie bez niego często bym się gubił.



    Grafika jest świetna, ale pełnię możliwości pokazuje dopiero na PC

    Strona audio-wizualna gry to absolutny majstersztyk. Muzyka, chociaż nienachalna doskonale wpasowuje się wydarzenia na ekranie. Słucha się jej z przyjemnością i mógłbym włączyć ją także poza grą (zainteresowanych odsyłam do odsłuchania soundtracku na youtube). Głosy postaci w angielskiej wersji są znakomite, Camila Luddington w roli Lary wypadła świetnie, reszta aktorów także się spisała. Jeżeli chodzi o polską wersję to zbytnia teatralność i niekiedy koszmarne aktorstwo szybko przekonały mnie, że lepiej grać wyłącznie z polskimi napisami. Nie jest tragicznie, ale co z tego skoro mamy do wyboru dużo lepsze oryginalne głosy (w tym miejscu współczuję właścicielom Xboxów 360, bo oni takiego wyboru nie mają)? Grafika jest piękna. Widziałem zarówno wersję konsolową jak i PC-tową i powiem wam tak: widać, iż komputery były platformą docelową. Oprócz tego, że grafika na PC jest ostrzejsza (ale to norma) to mamy jeszcze genialnie wyglądającego TressFX (wierzcie mi lub nie, ale robi on ogromną różnicę niestety nacieszą się nim tylko właściciele kart AMD z obsługą DirectX 11) i lepsze efekty cząsteczkowe. Twórcy pieczołowicie pokazują nam każdą porażkę, więc nie raz jesteśmy świadkami krwawych animacji. I chociaż gra posiada wiele mocnych scen to pasują one do całej reszty i nie są wrzucone na siłę.






    Nowa Lara jest piękna, zaradna, twarda i jeszcze raz piękna. Czego chcieć więcej?

    Niestety nie wszystko stoi na najwyższym poziomie. Pierwsza część gry ma dużo źle wyważonych i strasznie wkurzających QTE. Naprawdę nie wiem, co to za moda by je wprowadzać (rozumiem, że takie sceny wyglądają bardziej epicko, ale rola gracza jest w nich ograniczona do absolutnego minimum), ale mam nadzieję, iż ten trend trochę ustąpi (słowem wyjaśnienia w takich np. slasherach spisują się znakomicie). I chociaż taka mała rzecz nie wpływa na odbiór całej gry to potrafi napsuć krwi.
    Finalnie gra spisała się lepiej niż dobrze. Naprawdę nowy Tomb Raider ma wszystko, czego można wymagać od wysokobudżetowych tytułów tego typu i daje jeszcze więcej od samego siebie. Co najlepsze cały czas podtrzymuje klimat starych gier z tej serii. Starzy wyjadacze (w tym ja) będą więc równie zadowoleni co całkowicie nowi gracze. Chociaż na niektóre rozwiązania można kręcić nosem gra jest bez względu na wszystko warta zakupu. Jeśli miałbym wystawić jej jakąkolwiek ocenę prawdopodobnie byłaby ona maksymalna.


    ------------------------------------------------------------
    W multi jeszcze nie grałem, jeśli uznam, że jest tego warte napiszę o nim osobny tekst.

  10. Soaps
    by Prometheus

    Witajcie potencjalni bywalcy naszej blogosfery. Kolejny raz serwuję wam porcję tego co się z grubsza przez ten tydzień działo na blogach, podlane własnym sosem. Wasze wpisy są tak różnorodne, że ciężko będzie narzekać na nudę. Jesteście już wkurzeni? No to zaczynamy?
    Rozpoczniemy od recenzji komiksu o najbardziej popularnym młotkowym z uniwersum Marvela. Tak zgadliście, chodzi o Thora. Autor CorniC (słyszących o nim po raz pierwszy fanów herosów w rajtuzach zachęcam do przejrzenia też jego innych wpisów) opisuje w nim najważniejsze aspekty komiksu (fabuła, wizualia, dodatki) jednocześnie precyzując czy warto wysupłać cztery dyszki na to dzieło. Wpis znajdziecie tutaj.
    Fani growej motoryzacji mogą się uśmiechnąć bo tutaj mamy kolejną już porcyjkę newsów z tego właśnie świata napisaną przez lubro. Przeczytacie między innymi o Polyphony Digital (twórcach będącego exclusivem na PS3 Gran Turismo 5), CARS, GRID 2 czy Forzy Motorsport 4.
    Następny w kolejce jest FaceDancer, który wziął się za ostatniego filmowego Władcę Pierścieni (Powrót Króla) i przyrównał go do tegoż samego okresu w książce. Wbrew pozorom, nie słodził. Sam wpis znajdziecie tutaj (pozostałe dwa wpisy z serii: Drużyna Pierścienia ? tu i Dwie Wieże ? tu).
    Tu użytkownik BigDaddy w iście berlinowskim stylu rozpisał się gardliwie o współczesnych recenzjach, mediach growych czy durnej skali ocen. Wszystkich lubiących rzetelne narzekanie odsyłam do przeczytania.
    Pod tym adresem, Rorschach naskrobał kolejny wpis o tajemnicach Ameryki. Lubiącym tego typu klimaty szczerze polecam. A reszta? Warto przeczytać, może dowiecie się czegoś nowego?
    Kto mnie zna wie jak bardzo uwielbiam Mass Effecta. Jedną z jego kluczowych kwestii były wybory stawiane przed graczem podczas rozgrywki. Nasz poczciwy voda22 napisał wpis w jakim nakreśla po krótce jak wspomniane wybory wyglądały u niego. Wszystko to znajdziecie tutaj.
    Jak wiadomo niedawno na PC został wydany genialny Brütal Legend Tima Schafera. Ci co jeszcze nie grali, a poważnie zastanawiają się nad kupnem powinni przeczytać recenzję autorstwa FireStorma, a znajduje się ona pod tym linkiem.
    Każdego czasem wkurza telewizja. Jedni to zignorują, bo każda stacja musi z czegoś wyżyć. Inni wyleją swoje żale np. na forum i będzie im względnie lepiej. Jeszcze inni napiszą w swoim stylu wpis luźno związany z tematyką z którego i tak wynika co trzeba. Jedną z takich osób jest Demonir, a jego wpis znajdziecie tutaj.
    Tu znajduje się recka, której autorem jest emqi, a traktuje ona o modzie do Half-Life?a 2, który z kolei zahacza wyraźnie o opowieść znanego wszystkim mistrza grozy H.P. Lovercrafta (a jeśli nieznanego to wygooglujcie sobie?). Tutaj z kolei inny mod, Triage skupiający się na bardziej tradycyjnych sprawach?
    Oglądaliście już Pokłosie Władysława Pasikowskiego? Wiecie już jakie tematy porusza? Może chcielibyście się dowiedzieć? W takim razie musicie przeczytać wpis użytkownika ganfrod. Tutaj.
    Tutaj mamy kolejną propozycję dla gorących fanów komiksów, czyli recenzję zeszytu z serii Wielka Kolekcja Komiksów Marvela. Autor bielik42 nakreśla nam w niej z grubsza to, czy historia Hulka jest warta opróżnienia portfela.
    To już się staje piątkową tradycją, ale tutaj znajdziecie dziewiątą już porcję filmowych wspomnień napisanych przez Ottona. Tym razem przyjrzał się filmowi Zielona Mila z Tomem Hanksem w roli głównej.
    A skoro już o tradycji mowa tutaj Iselor opisał kolejne perełki jakie każdy szanujący się gracz znać powinien (i znowu: o zagraniu już nie mówiąc).
    Tu znajdziecie ostatnią już recenzję komiksu, autorstwa DarthaMetalusa. Opisuje on w niej album zawierający trzy zeszyty Białego Orła. Wpis znajdziecie tutaj.
    I na koniec w świątecznej atmosferze użytkownik Reizen tutaj o swoich przemyśleniach dotyczących Wielkiego Piątku.
    A mnie pozostaje tylko życzyć wesołych świąt i zakrzyknąć: byle do piątku!
  11. Soaps
    Witajcie moi drodzy. Tęskniliście czy nie, mam dla was kolejny piątkowy przegląd blogów. Dobrych tekstów pojawia się naprawdę dużo i aż żal byłoby ich nie przeczytać. Mamy trochę o filmach, trochę o grach, czyli nie powinniście się nudzić. Dobra, bo zaczynam ględzić od rzeczy, jedziemy.
    Bez wątpienia Burnout wrył się w pamięć wielu graczy. Studio Criterion trafiło idealnie w gusta graczy, którzy oprócz samego ścigania lubią jeszcze często i gęsto giąć blachę. Niestety twórcy ową markę porzucili i dali światu Need for Speed Hot Pursit. Chociaż zdania co do jego jakości były podzielone (narzekano między innymi na zbyt zręcznościowy model jazdy), sprzedał się wystarczająco dobrze aby zagwarantować Criterionowi opiekę nad całą marką Need for Speed.
    Jakie jest ich najnowsze dzieło pewnie większość z was już z grubsza wie. Krótko mówiąc, bez entuzjazmu. Ale czy zrobiono cokolwiek by poprawić taki stan rzeczy? Tak, trochę zrobiono. O tym lubro tutaj.
    Otton przygotował dla was kolejne dwie części filmowych wspomnień. Tutaj przeczytacie o uwielbianym przez wielu dramacie wojennym wyreżyserowanym przez samego Ridleya Scotta - Helikopter w ogniu (dla niezaznajomionych z filmem: na ekranie nie odnotowano żadnego plucia kwasem ani akcji dziejącej się w kosmosie, dziękujemy za uwagę). Tutaj natomiast obraz Sergia Leone, czyli gangsterska opowieść w najlepszym wydaniu. Film na motywach powieści autorstwa Harrego Greya.
    Będąc wciąż przy filmach tutaj macie wpis autorstwa bielika42 traktujący o ponadczasowym dziele ze Schwarzeneggerem w roli głównej. Tak zgadliście, chodzi właśnie o Pamięć Absolutną (chociaż wiem, iż większości na myśl przyszedł pewien film wyreżyserowany przez Jamesa Camerona...). Na marginesie: niedawno mieliśmy okazję obejrzeć całkiem niezły reboot owego dzieła. Gwiazdę Terminatora zastępuje w nim Colin Farrell, czerwona planeta zamienia się w fikcyjne miasto przyszłości.
    Tu znajdziecie wpis o legendzie kina, wielbionej i czczonej przez wiele kultur (wiem przesadzam, ale i tak wiem, że go lubicie). Na scenę wkracza Brudny Harry. Wbrew pozorom autor - Grimmash zamiast przybliżyć nam z grubsza film z Clintem Eastwoodem postanowił pójść trochę innym tropem. Pisze nie tylko o niewydanej grze z tym antybohaterem w roli głównej, ale pokusił się nawet o porównanie go z... Batmanem!
    Tomb Raider: Legenda jest przez wielu uważany za najlepszą grę z cyklu (chociaż pewnie wraz z najnowszą częścią, która przypomnijmy, jest rebootem serii wiele osób swoje zdanie zmieni). Czy w tej części przygody panny Croft są wystarczająco dobre, aby tak je wychwalać? Macie już wyrobione zdanie? A może jeszcze nie graliście? Jeżeli tak to zachęcam do przeczytania wpisu GutkaHolubka, który to znajdziecie pod tym adresem (moje zdanie na temat serii chyba wszyscy znają?).
    Wiele jest gier, którym nigdy nie było dane ujrzeć oślepiającego blasku światła dziennego. Ambicje okazują się niewystarczające i cały projekt bierze w łeb. W swoim wpisie LaserGhost skupia się na siedmiu niewydanym tytułom na konsolę Nintendo. Wszystko to znajdziecie tutaj.
    Graliście już w nową grę twórców Shanka, Klei Enterteinment? Nie? Może po przeczytaniu wpisu, którego autorem jest Abyss (i który znajdziecie tutaj) jednak zmienicie zdanie? A może po prostu nie lubicie skradanek? No cóż, na to już nic nie poradzę?
    Na sam koniec Iselor o perełce, jakiej chyba żadnemu fanowi cRPG nie muszę przedstawiać. Mianowicie, Wizardy 8 (jeżeli nigdy wcześniej nie słyszałeś o tej grze, o zagraniu już nie mówiąc to... arghh). Wpis znajdziecie w tym miejscu.
    No, to chyba z grubsza tyle. Wyczekujcie (mam nadzieję, z niecierpliwością) kolejnego piątku i kolejnego przeglądu.
  12. Soaps
    Po wyczerpujących głosowaniach, jakie odbyły się wśród dyrektoriatu blogosfery wybrano wreszcie osobę, która będzie się zajmować przeglądami blogów (które przypomnijmy, były kiedyś nieodłączną częścią każdego piątku). Tak się jakoś złożyło, że wypadło na mnie więc serwuję wam porcyjkę blogowego przeglądu tygodnia. Następnych spodziewajcie się oczywiście co piątek.




    Zaczniemy od bardzo obszernego wpisu, którego autorem jest FaceDancer. Autor postanowił kolejny raz porównać (jest to drugi wpis z serii, pierwszy znajdziecie tutaj) książkowego Władcę Pierścieni z jego adaptacją filmową wyreżyserowaną przez Petera Jacksona. Wszystko jest oczywiście uzupełnione własną opinią na temat tak filmu jak i książkowego oryginału. Wpis znajdziecie tutaj.
    Nie macie za bardzo w co grać? Siedzicie znudzeni przed komputerem szukając czegoś co przykuje waszą uwagę? A może szukacie gierki flashowej jaka wreszcie przyczepi was do monitora? Jeżeli chociaż na jedno z pytań odpowiedziałeś twierdząco (jeśli na żadne to też) koniecznie zainteresuj się wpisem Kiicka o gierce Super House of Dead Ninjas. Pewnie gdyby nie jego wpis, nigdy bym jej nie odnalazł, a tak, proszę. Zainteresowani? Odsyłam tutaj.
    Halo, halo, słyszy mnie ktoś? Wiadomość do fanów samochodówek wszelakich. Użytkownik lubro wrzucił na swojego bloga kolejną porcję newsów ze świata growej motoryzacji. Przeczytacie między o MotoGP 13, kolejnej części WRC (chociaż uściślając, jest to raczej spin-off), Assetto Corsa, GRID 2 i RaceRoom Racing Experience. Ale co będę wam mówił wbijajcie tutaj.
    Niestety, co wiedzą także (coraz bardziej nieliczni) tutejsi recenzenci, ta forma wpisów nie cieszy się zbyt dużą popularnością. A szkoda, bo wiele osób naprawdę musi popracować żeby coś takiego dla was sklecić. Jedną z nich jest Enigmato, który napisał naprawdę dobrą recenzję Botaniculi. Jeśli rozważałeś kupno tej właśnie gry zajrzyj koniecznie tutaj.
    I kolejna dobra recenzja tym razem napisana przez usera GutekHolubek, a na tapecie Heroes of Might and Magic V. Polecam ją szczególnie tym, którzy z serią jeszcze w ogóle nie mieli do czynienia (nie śmiać się, są tacy), a chcieliby spróbować. Warto przeczytać i docenić ciężką pracę autora (jak zawsze zresztą). Wszystko to tu.
    Jak wszyscy wtajemniczeni wiedzą użytkownik voda22 zamknął się w pokoju podłączył pod kroplówkę i gra namiętnie w nowego Tomb Raidera. Na szczęście nie zapomniał o naszej poczciwej blogosferze i wrzucił obszerny wpis traktujący między innymi o brutalności nowego dzieła Crystal Dynamics i jego zakończeniu. Jeśli wciąż nie wydaje wam się oczywiste, iż nowego TR-a trzeba kupić odsyłam tu.
    Ach, stare dobre czasy. Ten krótki frazes jest niejednokrotnie powtarzany przez wiele osób tęskniących za owymi ?starymi czasami?. Powinni się oni zainteresować wpisem Iselora, w którym mierzy się z nad wyraz trudnym zadaniem. Porównaniem czasów współczesnych z tymi mniej współczesnymi. Jak wyglądało granie kiedyś? I czy naprawdę tak wiele się zmieniło? Wszystko to tutaj.
    Silent Hill 2. Gra legenda. Jeden z najlepszych wirtualnych horrorów, jakie w ogóle powstały (na chwilę obecną ten gatunek jest rozwijany bardziej przez gry niezależne niż poważnych producentów). Podziwiam Klekotsana, postanowił zmierzyć się z legendą tu.
    Pamiętacie jak pisałem, że recenzje nie cieszą się tutaj największą popularnością? Miałem wtedy na myśli głównie recenzje gier. Jak jest z tymi filmowymi? Niestety podobnie. Mimo to odsyłam do genialnego tekstu użytkownika ganfrod o filmie ?Nietykalni?. Jeśli go jeszcze nie oglądaliście, a zastanawiacie się czy warto to klikajcie tutaj.
    Uwielbiam książkowe horrory. Jednym z moich ulubionych autorów lektur tegoż gatunku jest H.P. Lovercraft (tych co nie wiedzą kto to ogarniam złowieszczym spojrzeniem i odsyłam do ulubionego wujka nas wszystkich). Może wy także zastanawiacie się nad rozpoczęciem przygody z tym autorem? Jeżeli tak to koniecznie przeczytajcie wpis bielika42, o jednym z jego największych dzieł (które jest de facto zbiorem opowiadań) jakim jest ?Zew Cthulhu?. Zainteresowani, wchodźcie tu.
    Na koniec jeszcze szósta porcyjka filmowych wspomnień autorstwa Ottona czyli Kaczor Donald, swastyki, Hitler i inne takie (jeśli zacząłeś właśnie chorobliwie szukać linka do tegoż wpisu jest on tu).
    To tyle ode mnie, następny przegląd, jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli pojawi się za tydzień w piątek. To do miłego i co tam jeszcze chcecie.
  13. Soaps
    Powiedzcie mi, jakie macie zainteresowania? Na pewno jest ich sporo. A teraz, czy wasi znajomi mają podobne? Tak? Też interesują się grami, filmami, rysowaniem, [tu wstaw miliard swoich zainteresowań] i co ci tam jeszcze do głowy wpadnie? Jeśli na wszystkie pytania odpowiedziałeś twierdząco to gratuluję, masz zarąbistych znajomych. Chciałbym takich.
    Nie, nie jestem jakimś wampirem żyjącym w jaskini, bez kolegów i koleżanek. Ale z iloma mogę naprawdę porozmawiać o moich zainteresowaniach? Czuje się czasem jak odludek. Całe towarzystwo pali, pije i ćpa na potęgę (i to już w gimnazjum, co później?), a ja jakoś tak odcięty od tego wszystkiego. Nie rajcuje mnie to, a takie zabawy ciągną do siebie chyba z siłą niedojedzonego pięciolatka. Wolę zamiast włóczyć się do wieczora po mieście w sumie bez żadnego celu, usiąść i poczytać dobrą książkę (oczywiście dla niektórych jest to szok i trudno im to przełknąć). Na imprezy nie chodzę. Dlaczego? Bo to dla mnie żadna przyjemność pójść na balangę gdzie wszyscy idą w jednym celu. Tak zgadliście, alkohol (tak wiem, wszystko jest dla ludzi, ale gdy towarzyszy temu umiar). Może jestem nienormalny, ale tak mam. Gry. Znam dużo ludzi, którzy tak jak ja lubią tą formę rozrywki (chociaż nawet tutaj wszyscy oprócz mnie grają w LoL-a, nie wątpię, iż gra jest dobra, ale mnie w ogóle nie wciągnęła). Nawet czasami znajduję z nimi wspólny język. Rozmowa zwykle kończy się moim zapytaniem ?to może pogramy sobie na multi? i odpowiedzią drugiej strony ?nie, niestety mam pirata?. Szkoda stary, wiązałem z tobą spore nadzieje.
    Wielu z was powie na pewno, że powinienem szukać nowych znajomości, aż w końcu znajdę właściwą. Wiem, że nie ma ludzi idealnych ani takich, którzy kropka w kropkę będą tacy jak ja. To nie jest tak. Czuję się po prostu odcięty od rówieśników. Używki mam zasadniczo gdzieś, hip-hopu puszczanego na okrągło z okolic kieszeni nie lubię, imprez jak już pisałem także, nie przeglądam codziennie Kwejka, nie przesiaduję godzinami na Facebooku (oczywiście, gdy nie jestem na mieście z kumplami), nie dostaję samych szmat w szkole i nie mówię, że w przyszłości zostanę żulem (wiem tragedia, ale to wszystko jest niekiedy moją szkolną rzeczywistością). Nie zamierzam tutaj nikogo umoralniać, ponieważ to prywatna sprawa każdego jak żyje i co robi. Nic mi do tego. Tylko dlaczego trzeba powielać od sibie najgorsze cechy, pozostawiając te dobre w uśpieniu.
    I jak tu dziwić się stereotypom?



    To po prostu trochę smutne. Smutne, że współczesna młodzież rozprzestrzenia niepotrzebne stereotypy (przez co potem wszyscy są traktowani jednakowo). Czasami grając w jakąś sieciówkę ludzie potrafią być bardziej ?ogarnięci? niż moi znajomi. Wsio ryba sieciówki, na tym forum można znaleźć masę fajnych ludzi z którymi da się mile pokonwersować. Kultura, uprzejmość, inteligentne wypowiedzi. Bez tych składowych ciężko poważnie podyskutować w moim przypadku.
    Nie będę też owijał niepotrzebnie w bawełnę. Gimnazjum po prostu, najzwyczajniej w świecie mnie zmęczyło. Wiem, iż tam gdzie pójdę dalej może wcale nie być lepiej (wielu powie, że dużo gorzej), a za X lat pewnie będę tęsknił za tymi idiotyzmami, lecz na chwilę obecną mam dość. Dość patrzenia na wulgarnych, chamowatych ludzi bez ambicji. Może tylko takich udają w celu zapewnienia sobie tak zwanego ?lansu?? Ale skoro tak, to jak mam traktować kogoś takiego poważnie? Dobrowolnie robić z siebie głupka w oczach innych? Naprawdę nie można inaczej?
    Narzekam, narzekam i narzekać będę, bo nie mogę znieść tego, że niedane mi jest obcować na codzień z ludźmi, którzy nie wstydzą się swojej inteligencji (bo bez wątpienia niektórzy ją posiadają). A jak to zrzędzenie odnosi się do gier? Nikt z ludzi, których znam (forum się nie liczy ^^) nie interesuje się grami w takim stopniu jak ja. W ogóle to nie wiem czy niektórzy w ogóle się czymś interesują, a ci będący niegdyś znani przeze mnie ze swojej błyskotliwości i tego, że naprawdę dobrze mi się z nimi mówiło, zgłupieli w momencie przyjścia do gimnazjum.
    Współczesna moda



    Najprościej mówiąc, chyba modne jest teraz uwstecznić się. Ile może przetrwać takie proszenie się o nieszczęścia? Wiem, iż takim wpisem nie przemówię nikomu do rozsądku, ale jeśli chociaż 0,00001 ludzi, zerknąwszy na moje słowa zmądrzeje i się nawróci, to było warto.
    Ale co będę się oszukiwał. Dużo osób uzna moje ględzenie za głupoty i zapomni o tym nazajutrz. Inni powiedzą, że po prostu mam problem i zamiast się użalać nad sobą i innymi powinienem wyjść na miasto i zapalić sobie papierosa z kolegami. Generalnie to byłoby najprostsze rozwiązanie. Tylko, że nie zawsze ?najprostsze?, znaczy ?najlepsze?. Mógłbym tak wymieniać w nieskończoność, ale chyba nie do końca o to tutaj chodzi. Po krótce: żałuję, że mało znam osób, z jakimi mogę porozmawiać o zainteresowaniach. Nie myślcie też, iż nie próbowałem o nich rozmawiać także z tymi, którzy wolą do końca życia grać głupków przed samymi sobą.
    Mówią, że nikt nie jest wyjątkiem, więc pewnie nie jestem jedyną osobą, która tak ma. Może ma tak też ktoś z was? Nie bierzcie mnie też za kogoś bez znajomych, co tylko by czytał i siedział przed kompem, bo tak nie jest. Po prostu uważam, że przeczytanie dobrej historii stoi dużo wyżej niż zapicie się do nieprzytomności na imprezie czy ćpanie z kumplami.
    Chciało by się rzec ?gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść?.
  14. Soaps
    Hmmm, poszukiwania Osamy Bin Ladena, terroryzm. Tematy dosyć świeże, nie zgodzicie się? Ale co nowego można pokazać, skoro historia jest przewidywalna? Znowu piękną, bohaterską Amerykę? To ja chyba podziękuję. Tak właśnie myślałem przed pójściem na ten film. Grubo się myliłem.
    Mocną scenę mamy już na początku. Przed oczyma mamy czarny obraz, a w tle słychać nagranie z 11 września. Mimo że na ekranie nic nie ma to rozpaczliwe krzyki ludzi wiedzących, iż nie ma dla nich ratunku, wywołują ciarki na plecach. Potem przenosimy się do Pakistanu, ale akcja ani na chwilę nie zwalnia. Film doskonale stopniuje napięcie, dzięki czemu nie wiesz czy w następnej scenie coś wybuchnie, ktoś zginie czy po prostu nic się nie stanie. Jak wiemy wszystko obraca się wokół poszukiwań Osamy Bin Ladena. Co oczywiste, drogę do niego trzeba sobie zrobić samemu. Nie przebierając przy tym w środkach. Jeśli obawiacie się, że dostaniecie kolejną bajeczkę o ratowaniu świata przed złymi terrorystami, to wiedzcie, iż możecie spać spokojnie, nie ma tutaj zbyt dużo patosu (może nawet wcale). Jest za to torturowanie więźniów w celu pozyskania kolejnych strzępków informacji, dochodzenie, domysły, kolejne ataki terrorystyczne i tak dalej. Pieczę nad całymi poszukiwaniami sprawuje Maya (grana przez Jessicę Chastain), która jest przy okazji główną bohaterką. I tutaj bym na chwilę przystanął. Mimo, że aktorka urodziła się w siedemdziesiątym siódmym wygląda strasznie młodo i mnie osobiście kłuła w oczy. Nie twierdzę, iż źle gra, bo większość scen wypadła dobrze, ale jej ?groźność? czy natłok przekleństw już autentycznie przeszkadzały i nie pozwalały się z nią zżyć. W każdym bądź razie mnie, chętnie poznam też wasze opinie.
    Z czasem nieporadna z początku dziewczyna zaczyna być jedyną osobą, która faktycznie skupia się na głównym celu poszukiwań. Amerykanie raczej się nie pierniczą i swoich informatorów z łapanki nie traktują zbyt pobłażliwie. Nie ma co spekulować, traktują ich po prostu gorzej niż zwierzęta (scenarzyści nawet nawiązują do tego w jednej ze scen). Pomijając już całe jojczenie władz USA na ten film, nie wygląda to zbyt dobrze. Cóż cel uświęca środki, jak mówią.



    O ile reżyserka nie zasłynęła w przeszłości niczym szczególnym (może poza The Hurt Locker z Jeremym Rennerem, który zagrał niedawno Sokole Oko w Avengers), to widać, że takie filmy ma obcykane. Obraz wywołuje w widzu żywe emocje i zaspokaja przy tym (w pełni uzasadnioną) rządzę akcji. Może i nie jest ona zbyt spektakularna, bo nie uświadczymy tutaj strzelanin co pięć sekund, ale to co jest w zupełności wystarcza. Takie sceny nadrabiają swoją intensywnością. Na drugim planie ujrzymy między innymi Jasona Clarke?a (co ciekawe spotyka się z wspomnianą już Jessicą Chastain na planie po raz drugi, wcześniej grali razem w filmie Texas: Pola Śmierci z gwiazdą Avatara, Samem Worthingtonem w roli głównej), Joela Edgertona (między innymi Królestwo Zwierząt, Coś, Wojownik) czy Marka Stronga (całkiem niedawno mogliśmy zobaczyć go w filmie John Carter). Aktorzy raczej nie wspinają się na wyżyny, ale jest dobrze. Niestety nie ma tutaj specjalnie zapadających w pamięć postaci. Dlaczego? Ponieważ reżyserka postanowiła skupić się przede wszystkim na opowiedzeniu głównego wątku nie zawracając sobie i nam głowy lepszym przedstawieniem bohaterów. Trochę szkoda, ale trudno nie wszystkim jest to potrzebne, zwłaszcza zważając na fakt, że historia jest opowiedziana tak znakomicie.
    "


    Obraz wywołuje w widzu żywe emocje i zaspokaja przy tym (w pełni uzasadnioną) żądzę akcji

    Nawet w tak dobrym i dopracowanym filmie znalazło się jednak parę elementów, jakie niezbyt mnie zachwyciły. Po pierwsze, niepotrzebne rozdzielenie filmu na części. Pojawiające w pewnych odstępach czasu plansze tytułujące z grubsza to, co się będzie teraz w filmie działo, nie są raczej przeze mnie lubiane. Rozumiem, że przeskoki akcji/czasu były konieczne, ale może niekoniecznie w tej formie. Druga rzecz, trochę szkoda, iż tak malutko dowiadujemy się o motywach działań głównych antagonistów. Przecież śledztwo trwało 12 lat, to chyba można by nad nimi trochę pospekulować? Parę tego typu refleksji raczej by nie zaszkodziło. Następna rzecz, w pewnym momencie filmu mamy wrażenie, że USA nie robi NIC, aby popchnąć poszukiwania do przodu. Kłótnie i inne takie duperele. Groźny terrorysta na wolności, a CIA zajmuje się ochrzanianiem swoich pracowników? Mimo wszystko, w obliczu faktu, że raczej każdy film swoje nieścisłości ma, mogę parę zgrzytów wybaczyć. Szczególnie w obliczu tak dobrze opowiedzianej historii (wiem powtarzam się, ale wszystko jest naprawdę dobrze wyreżyserowane).



    Dochodzimy w końcu do momentu kulminacyjnego, czyli spotkania z samym Osamą. Cóż tutaj mam jeden problem, bo z tego co wynika z filmu, Amerykanie wybierając się na misję, nawet zbyt dobrze nie wiedzieli czy zastaną swój cel, a gdy wreszcie docierają na miejsce zachowują się jakby od dawna wiedzieli, kogo się tam spodziewać. Nie zrozumcie mnie źle, bo pomijając ten babol końcówka jest świetna. Odpowiednio gromadzi emocje, jakie narastały przez cały film i naprawdę budzi ciekawość, chociaż zakończenie większość osób zna. Chyba to nie będzie spojler jak napiszę, że jest nim śmierć samego Bin Ladena, kilku członków jego rodziny i wspólników. Czy scenarzyści pokazali to prawidłowo? Tak, wszystko wygląda dobrze i mógłbym uwierzyć, iż prawdziwa operacja została przeprowadzona podobnie. Jest wszystko, co trzeba: noktowizory, broń z tłumikami, wysadzanie drzwi, obserwujący wszystko z góry snajper i żądni krwi żołnierze. Może i nie wiem jak takie coś przebiega w realu, ale na filmie wygląda OK. Zwykle po śmierci głównego złego, w większości filmów nie ma już nic ciekawego, ewentualnie jakiś monolog czy coś i lecą napisy. Cóż tutaj była kolejna rzecz, która mi się nie podobała. Nie znoszę, gdy film na końcu raczy mnie jakimiś krótkimi notkami, nawet jeśli to dokument (oczywiście ten film to nie jest dokument), chociaż jedna szczególna notka odnośnie głównej bohaterki nieźle mną wstrząsnęła. Nie zdradzę, obejrzyjcie.
    "


    Trochę szkoda, ale trudno nie wszystkim jest to potrzebne, zwłaszcza zważając na fakt, że historia jest opowiedziana tak znakomicie.

    Ten film jest bez wątpienia świetny. Myślę, że spodoba się nawet osobom, które tą historię znają na pamięć. Nie przesadza z patosem, wywołuje żywe emocje i ma satysfakcjonujące zakończenie (w sumie, nie mógł się za bardzo skończyć inaczej?). Jest nawet polski akcent, wywołujący miły uśmiech na buzi (chociaż pewnie nie wszystkim?). Raczej te kilka baboli, które wspomniałem nie wpływa zbytnio na odbiór. Zdecydowanie Polecam!
  15. Soaps
    Co będę owijał w bawełnę. Zazwyczaj, nie oglądam zażarcie komediodramatów, a do kina staram się chodzić tylko na naprawdę wartościowe filmy. Czy można takowym nazwać ten? Cóż, jestem? pozytywny.
    Film Davida O. Russela (swoją drogą, nie zasłynął wcześniej w komediodramatach, wyreżyserował między innymi Fightera z Mark Wahlbergiem i Christianem Balem) opowiada o młodym mężczyźnie imieniem Patrick, który przyłapując swoją żonę na zdradzie, prawie zabija jej kochanka, przeżywa traumę i tym samym trafia do szpitala psychiatrycznego. Gdy wreszcie układa sobie wszystko w głowie i doktor uznaje, iż czuje się względnie lepiej może wreszcie wyjść z psychiatryka i wrócić do domu. Przy układaniu swojego nowego życia rzutuje mu prosty cel: odzyskać swoją żonę Nikki, do której to, ma zakaz zbliżania. Zaczyna systematycznie biegać, czytać i oczywiście wciąż regularnie chodzi na terapię. Podczas niezbyt szczęśliwej kolacji u kumpla spotyka Tiffany (w tej roli zobaczymy Jennifer Lawrence, niektórzy mogą kojarzyć ją z roli Mystique w najnowszych X-Menach czy Igrzyskach Śmierci), która jest równie szurnięta (jeśli nie bardziej) jak on sam.
    Mamy zatem załamanego głównego bohatera, depresję, łykanie tabletek, kłótnie rodzinne, wahania nastrojów, czyli ogółem niezbyt szczęśliwe skutki choroby psychicznej i raczej małą chęć zawierania nowych znajomości. Jak na złość Pata cały czas napastuje Tiffany, która usilnie szuka sobie przyjaciela. Nie zamierzam się tu o wątku romantycznym nazbyt rozpisywać, ale wiedzcie, że jest poprowadzony nad wyraz dobrze (powiedziałbym nawet, że o wiele lepiej niż w nie jednym filmie skupionym głównie na miłostkach głównego bohatera), potrafi rozbawić jak i zasmucić. Spodobało mi się także to, że nie był on tak nachalny i głupawy jak w niektórych kasowych filmach (często wygląda to mniej więcej tak: bohater znajduje dziewczynę, znają się kilka dni, pocałunek, koniec filmu), a był przede wszystkim wiarygodny.



    Początkowo zachowujący dystans bohater w końcu zaczyna rozumieć (z małą pomocą psychologa), że jego jedyną drogą do Nikki jest właśnie szurnięta znajoma, która po śmierci męża także została wylana z pracy (nie powiem wam za co, sami zobaczycie?). Postanawia napisać dla byłej żony list i przekazać go właśnie Tiffany. Tyle tylko, że ona też dobry wujek nie jest i żąda czegoś w zamian. W tym wypadku, partnera do tańca.
    Ten film ma takie coś, iż mimo że kolejne sceny bywają przewidywalne, a zakończenie też niespodzianką nie jest, ogląda się go z zaciekawieniem. Na pewno sporą cegiełkę dokłada do tego dobra obsada i ponowne wystąpienie duetu Bradley Cooper i Robert De Niro (wcześniej grali razem w filmie Jestem Bogiem, swoją drogą polecam obejrzeć) jak i wspomniana już Jennifer Lawrence czy Jacki Weaver (ja pamiętam ją głównie z filmu Królestwo zwierząt). Szczerze mówiąc zdziwił mnie trochę wybór do głównej roli aktora znanego widzom pewnie głównie z obu części Kac Vegas, ale moje obawy jak się okazało były bezpodstawne. Gra aktorska jest po prostu wyśmienita, główne i drugoplanowe postacie grają świetnie i są bardzo wiarygodne. Bradley niejednokrotnie potrafi rozśmieszyć swoją szczerością (do bólu), ale sceny napadów szału czy smutku, również wypadły znakomicie (chociaż trochę ich mało). Ponarzekałbym tutaj trochę na bohaterów z trzeciego planu. Niestety, dosyć wyraźnie odstają od reszty. Z drugiej strony, nie jest to całkowicie wina aktorów, bo o ile reżyser potrafi nam dobrze przedstawić rodziców głównego bohatera, to jego przyjaciół, znajomych czy rodzeństwa, już niekoniecznie. Nie dość, iż wchodzą one na ekran zdecydowanie za późno to niespecjalnie czuć żeby bohatera coś z nimi łączyło. To niestety dość spory minus, postacie poboczne zdecydowanie można było wykorzystać lepiej.
    "


    Trochę ponarzekałem, parę rzeczy można było rozwiązać lepiej, ale ogółem jestem zadowolony.

    Nie muszę chyba mówić, że nad całym filmem cały czas wisi widmo ostatecznej konfrontacji byłej żony Pata, jak i jego samego. Cóż, wątek miał potencjał żeby zakończyć film mocną woltą, ale chyba reżyser nie bardzo miał pomysł jak to wykorzystać. Niby mamy to spotkanie po latach, ale uwierzcie raczej nie będziecie tym usatysfakcjonowani. W każdym bądź razie ja nie byłem, a film miał predyspozycję, aby także tą rzecz rozwiązać dużo lepiej. Szkoda, że tak mało dowiadujemy się o przeszłości Patricka (na sequel raczej bym nie liczył). Moglibyśmy przecież zobaczyć jak jego małżeństwo pomału się rozpadało doprowadzając w końcu do tragicznego końca. Na pewno jeszcze bardziej ułatwiłoby to zżycie się z głównym bohaterem filmu i dużo wniosło. Muszę za to przyznać, iż bohaterów łatwo polubić, bo jak wcześniej pisałem, są bardzo wiarygodni.



    Film nieraz wywołuje w widzu empatię, może nawet lekkie wzruszenie, czyli dość dobrze działa na nasze emocje. Bez wątpienia jest to też jeden z jego największych atutów. Nie tylko sprawia przyjemność z oglądania i działa na uczucia, ale równie umiejętnie potrafi wprawić w refleksję. Patrick nie raz zarzuci jakąś złotą myślą, a fabuła skupia się w równym stopniu na przyjaźni Patricka i Tiffany, jak i byciu pozytywnie nastawionym do życia.
    Cóż dochodzimy wreszcie do zwieńczenia, które jest? takie sobie. Przede wszystkim jest maksymalnie przewidywalne. Nie chcę zdradzać zbyt dużo, ale za bardzo nie ma czego. Sądziłem, że scenarzyści przywalą na koniec z całą mocą, przez co film będę pamiętał latami. Tak się nie stało i dostaliśmy typowe, przewidywalne zakończenie, które nie ma nic wspólnego ze słowem dramat plus obowiązkowy monolog głównego bohatera zaraz przed napisami. Może nie powinienem na to narzekać, bo pewnie większości osób, które chodzą do kina przede wszystkim żeby się rozerwać to się spodoba. No trudno, nie jestem zwolennikiem przewidywalnych zakończeń i uważam, że ten film zasługiwał na coś lepszego. Film pozostawia w ustach słodki smak, a liczyłem na trochę goryczy.
    "


    Film pozostawia w ustach słodki smak, a liczyłem na trochę goryczy.

    Trochę ponarzekałem, parę rzeczy można było rozwiązać lepiej, ale ogółem jestem zadowolony. Najbardziej bałem się tego, że David O. Russel złapał się szczerze mówiąc bardzo oklepanej historii (chociaż Fighter też oryginalnością nie grzeszył, a oglądałem go z zaciekawieniem) i tego, że nie da rady dodać do niej zbyt dużo od siebie. A tak dostałem bardzo, bardzo dobry, inteligentny film, któremu jednak do ideału trochę zabrakło. Pewnie wiele osób po lekturze tego tekstu już wyciągnęła wnioski czy film jest dla nich czy też nie, ale od siebie dodam tylko: polecam!
  16. Soaps
    ?Soaps A tu macie takiego logosa co sobie skleciłem

    Halo, halo, pamięta mnie ktoś jeszcze ?
    No, więc błąkałem się po tym forum, błąkałem aż w końcu zaświtało. Nie powiem, że całkiem zarzuciłem blogowanie na tej stronie, bo to nieprawda, ale w porównaniu z niegdysiejszą regularnością nowych wpisów jest kiepsko. Mam nadzieję, już niedługo. Przeglądałem inne strony oferujące blogowanie, ale im dalej w las tym bardziej chciałem wrócić na stare śmieci. Oczywiście one robiły wszystko bym chciał zostać na dłużej, oferując mi multum opcji edycji, zaawansowane ustawienia wyglądu itp. Nie wiem czy takie udogodnienia pojawią się kiedyś tutaj, być może. Do czego zmierzam? Spodziewajcie się regularnych nowych wpisów zaraz po feriach (ja mam jeszcze tydzień wolnego).
    Oczywiście niczego nie obiecuję, ale naprawdę postaram się, aby wyszło jak najlepiej. W międzyczasie założyłem też stronę mojego bloga na Facebooku (nie znoszę Fb, ale nie zmieni to faktu, że to prawie najczęściej odwiedzana strona na świecie) i wasze ?lubienia? na pewno bardzo by mnie dodatkowo zmotywowały, nikogo do niczego nie namawiam jest to tylko mała prośba skierowana głównie do znajomych z forum. Jakie wpisy mam w przygotowaniu nie zdradzę, lecz żyje szczerą nadzieją, iż będziecie mieli, co czytać. I na co ponarzekać of corse. To do miłego i co tam jeszcze chcecie.
    [EDIT] Niżej macie jeszcze jednego logosa, który lepszy?




    Jeszcze się taki nie urodził co by wszystkim dogodził
    Ja spróbuję



  17. Soaps
    Dziękujemy wszystkim za udział w naszym konkursiku i za opinie co do tekstu. Chociaż chciałbym żeby było inaczej, zwycięzca może być tylko jeden. Więc who?
    Wieśka 2 Edycję Rozszerzoną w wersji elektronicznej otrzymuje DoxtraduS. Po więcej info zwycięzcę odsyłam na PW do użytkowniczki JollyRoger, która tą nagrodę ufundowała.
    A oto jego praca:
    Czym są dla mnie gry? Oczywiście formą rozrywki, choć nie tylko. Czasami gram tylko dlatego, aby się rozerwać, oderwać od codzienności. Jak już wyżej wspomniano gry to tylko gry, mają bawić. Oczywiście się z tym zgadzam, dla mnie jednak niektóre tytuły są czymś więcej. Odnoszę wrażenie, że zbytnio pominęliście fabułę. To ona jest dla mnie przeważnie najważniejsza. Ile to już razy wracałem do produkcji, które poza genialną historią nie mają niemalże niczego do zaoferowania? Starsze tytuły odpychają grafiką, mechanizmy wydają się już niemalże niegrywalne, a ja ciągle do nich wracam. Po prostu są gry, które mają bogatszą warstwę fabularną niż niejedna książka. Są opowieści, które wprost uwielbiam przeżywać po raz kolejny. Nie mówiąc już nawet o tym, że powstają już regularnie książki na podstawie gier właśnie. I choć odbiłem się na przykład od fabuły takiego Skyrima, to do Icewind Dale, Planescape, Świątynię Pierwotnego Zła czy Mass Effecta wracam po dziś dzień.
    Nie można też jednak zapomnieć o multiplayerze. Granie ze znajomymi sprawia mi masę frajdy, mogę na przykład grać z kuzynami zza granicy. Poprzez wirtualną rozrywkę kontaktuję się z kumplami, często nie ma ich na GG, FB, telefonu nie odbiorą, a na takim LoL?u od razu ci odpiszą. No i w ten sposób możemy też między sobą rywalizować, nie tylko na boisku piłkarskim, ale też pocinając w poszczególne tytuły.
    No i na koniec coś, co w grach zacząłem zauważać dopiero od niedawna. Mianowicie dialogi mówione przez osoby podkładające głos. Odkąd zajmuję się recytacją zauważyłem, że wsłuchuję się nie tylko w sens słów, ale także w ich dźwięk, modulację barwy głosu. Czasem nawet łapię się na tym, że specjalnie zawalam jakiś etap w grze, tylko po to, aby jeszcze raz wysłuchać genialnego dialogu dwójki bohaterów.
    Tak więc gry są dla mnie formą rozrywki, z której jednak lubię czerpać maksimum przyjemności. Zwykłe granie często mi nie wystarcza, uwielbiam zagłębiać się w fabułę, maksować lvl do maksimum. Szczerze mówiąc nie wyobrażam też sobie lepszego odstresowywacza.
    Gratulacje!
  18. Soaps
    Dwa punkty widzenia i obszerna tematycznie dyskusja. Tak się jakoś złożyło, że spiknęliśmy się z Jolly i postanowiliśmy napisać dla was wspólny artykuł. Jak sami widzicie wyszedł z tego dość obszerny tekst, ale mam nadzieję, iż to was nie zrazi i dotrwacie do końca. Oczywiście zachęcamy was do tego abyście przedyskutowali tematy poruszone w tekście. Artykuł wymagał naprawdę sporo zachodu, zwłaszcza jeśli jedyny kontakt to actionowe PW i mamy nadzieję, że się wam spodoba. Warto na wstępie podziękować Markowi Lencowi za współpracę oraz wspomnieć o konkursie, gdzie na właściciela czeka Wiedźmin 2 ER. Dobra, dość wstępnego ględzenia, miłej lektury
    #1. Czy multiplayer jest skażony dyskryminacją?
    Soaps: Dyskryminacją? Cóż, zależy o jakiej mówimy. Jeżeli o rasowej, to raczej nie. Nikt nie rozmyśla czy po drugiej stronie ekranu siedzi biały, czarny czy żółty przedstawiciel rasy Homo Sapiens. A tak serio, zatwardziali multiplayerowcy są bardzo skorzy do dyskryminowania innych, o wiele słabszych niż oni graczy. Szczególnie, gdy ci składają się na bolesną porażkę całej drużyny. Ale nie zawsze jest to w 100% złe.
    Gdy grałem w FPS-y wszelakie (oczywiście po sieci), to nie raz i nie dwa, nasz skład przegrywał przez głupie błędy niezorientowanych towarzyszy broni. Denerwowało to zarówno mnie, jak i wszystkich innych, więc w takim przypadku dopuszczam leciutką dyskryminację (lecz tylko na poziomie koleżeńskiej rady, a nie wyzywania kogoś od n00bów). Co innego kiedy jakaś osoba słabo gra, ale stara się to nadrobić przykładowo współpracując z drużyną - rzucając amunicję pod nogi czy lecząc poległych wojaków. Taki osobnik także o wiele szybciej nauczy się sprawnie grać (druga sprawa, że współpraca drużyn przy grze w sieci powinna być normą). Niestety jest jeszcze drugi rodzaj dyskryminacji na który często natknąłem się i ja sam, mianowicie: płciowa.
    Dawniej grając meczyk w Call of Duty 4: Modern Warfare w drużynie przeciwnej znalazła się dziewczyna (w każdym bądź razie, tak napisała na chacie), co nie umknęło uwadze innych grających (jak mniemam, głównie płci męskiej). Najwyraźniej ciężko było komuś ogarnąć, iż dziewczyna świetnie sobie radzi i jest lepsza od niektórych facetów. Natłok wyzwisk, arogancji, a także przerostu ego (tudzież czego innego) niektórych osobników skutecznie zniechęcił pannę do dalszej gry. Tyle tylko, że mnie również. Przenieśliśmy się na inny serwer (tym razem zagraniczny), gdzie równie szybko zorientowano się jakiej płci jest jeden z członków teamu, ale dla odmiany, nikogo to nie zdziwiło. Niedawno podobna sytuacja przytrafiła się mi podczas gry w drugiego Black Opsa.



    JollyRoger: Zgadzam się co do twojej opinii na temat tego, jak para cycków niektórym potrafi zawadzać (nie wiedzieć czemu - zazdrość? ).
    Osobiście jednak trącił mnie sam fakt "gnębienia" nowych - bo nazwę rzecz po imieniu. Wielką entuzjastką multi nigdy nie byłam, jednakże miałam okazję pograć (chociaż to wyraz użyty nad wyrost), w co poniektóre tytuły MMORPG. I nie powiem, że były to mile spędzone chwile.
    Bo już pominę sam fakt kilkugodzinnego męczenia myszki w bezcelowym "przynieś,podaj, pozamiataj". Problem - za każdym razem, gdy w moim przeogromnym szczęściu spotkałam graczy uważanych za "bosów", okazywali oni przeogromną empatię i zrozumienie dla kogoś, kto nie przykłada zbyt wielkiej uwagi do wymowy słówka "noob".
    Ja nie wiem, czy osoby takie zdają sobie sprawę, że w realu (pojęcie abstrakcja dla co poniektórych), większość w miarę normalnych ludzi posiada przyjaciół nie będących składnią pikseli.
    Może ja jestem nie z tej planety - może trafiłam do innego wymiaru, ale myślę, że logicznym jest, iż Rzym nie od razu zbudowano. Dlaczego więc jakiś chłopczyna, tudzież "mężczyzna" uważa za punkt honoru by być wrzodem na dupie innych? Naprawdę tak zależy im na tym tytule?
    Bo zdawać by się mogło, że ktoś poświęcający tyle godzin, dni, miesięcy na zdobywaniu posłuchu powinien w istocie dbać o swoją reputację. Tymczasem, pierwsze co większość "wszechmogących" robi na sam widok kogoś niezorientowanego - to skuteczne smaganie newbiego wiązką niezbyt wykwintnych i inteligentnych wyrazów, które z szacunkiem niewiele mają wspólnego.
    I ja się pytam - kto tu jest noobem?



    #2. Czy twoja rodzina, znajomi pochwalają to, że grasz? Może usiłują ci to wybić z głowy?
    JollyRoger: Wiadomo, że zawsze się powód do narzekania znajdzie - jako, że i wszystkich nie można zadowolić w 100%. Myślę więc, iż takie sytuacje mogły/zdarzyły się każdemu, kto lubuje się w takiej formie spędzania wolnego czasu. Głównym problemem jednakże nie jest sam fakt grania (o tym za chwilę), a to CO to granie zastępuje.
    Cały ambaras w tym, iż jeżeli gry zapełniają czas, który winien być przeznaczony na naukę/pracę, to faktycznie rodzina może mieć zastrzeżenia - i w większości przypadków je ma. A tak na prawdę taką prokrastynacją - czy jak kto woli wiecznym odkładaniem rzeczy do zrobienia na później - szkodzimy przede wszystkim sami sobie. Bo niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie pluł sobie w twarz za to, że przez chwilę zapomnienia ma na głowie stos roboty, która odrzuca na samą wzmiankę/widok.
    Oczywiście zdarzają się też komentarze typu "Gry są złe", aczkolwiek człowiek w miarę inteligentny powinien zrozumieć, iż na tym padole nic idealnego nie ma, a każda rzecz (lub prawie - nie generalizujmy) ma swoje wady i zalety. Dlatego ktoś mogący się pochwalić mianem homo sapiens, zawsze znajdzie jakieś plusy - w każdej nawet najbardziej prostej, lecz sprawiającej przyjemność produkcji. Osobiście mogę poświadczyć chociażby na własnym przykładzie, iż gdyby nie co poniektóre tytuły - nigdy nie byłabym w stanie np. polubić historii, czy też nauczyć się grać na gitarze.
    Gry zawierają bowiem w sobie ten cudowny pierwiastek świata nierealnego - w którym tak na prawdę jedynym ogranicznikiem jest nasza wyobraźnia. Dlatego mają tak wielką siłę nośną i jednocześnie niszczącą - co czyni z nich bardzo ambiwalentną dziedzinę artyzmu.
    Dlatego warto wziąć sobie do serca, iż wszystko jest dla ludzi, ale w granicach.



    Soaps: U mnie sytuacja wygląda zgoła inaczej. Nigdy nie widziałem w grach czegoś niszczącego. Od zawsze dopatrywałem się w nich głębi, ukrytego przekazu. Podczas, gdy niektórzy traktują to jako prostą rozrywkę, ja doszukuje się czegoś więcej. I głównie dlatego ludzie z mojego otoczenia całkowicie wyłączają myślenie nad tym co na ten temat mówię. No, może czasem zdobędą się na jakieś ogólniki typu marnujesz sobie życie i tak dalej, ale zazwyczaj nawet nie chcą wdawać się w dyskusje. Najwyraźniej temat nie jest tego godzien.
    Nikt z najbliższego mi otoczenia nie popiera i popierać nie zamierza tego, że gram. Powiedziałbym nawet, iż niektórzy co wredniejsi osobnicy szukają wymyślnych sposobów na zniechęcanie mnie do tej formy rozrywki (czy czego tam). A ja? Uparty niczym osioł wciąż obstaję przy swoim - zobaczymy co z tego wyniknie. Niby łatwiej byłoby ulec i przemilczeć docinki pod swoim adresem, ale ci co idą na łatwiznę wcale nie mają łatwiej. Skłamałbym mówiąc, iż nic mnie to nie obchodzi jaki to ludzie mają na mnie pogląd, bo trochę jednak tak nie jest. Ciężko być pewnym swojego zdania jak wszyscy usiłują ci je wybić z głowy, ale jakoś dam radę.



    #3. Gra nadal tylko grą? Czy urealnienie rozgrywki ma szansę stać się czymś kluczowym w przyszłości?
    Soaps: Szczerze mówiąc, nie bardzo bym tego chciał. Jeżeli urealniamy rozgrywkę poprzez staranniejsze napisanie fabuły i postaci to OK, wtedy możemy mieć miłe wrażenie, iż bohaterowie danego tytułu mogliby istnieć w prawdziwym świecie (oczywiście w granicach rozsądku). Tyle tylko, że gry można urealniać w jeszcze inny sposób, zmieniając całkowicie nasze przyzwyczajenia.
    Ruchliwy celownik, śmierć od jednej kuli, ograniczona amunicja. Wtedy dopiero z czystym sercem orzec można o realistyczności. Ile jest takich tytułów? Niewiele i tak powinno pozostać. Prawdziwe życie jest w gruncie rzeczy zatrważająco nudne i nie ma sensu przenosić tego w wirtualny świat. Pewne umowności, choćbyśmy bardzo chcieli to zmienić, będą się pojawiać zawsze w mniejszych lub większych ilościach, bo gry mają nam zapewnić odskocznię od rzeczywistości, nie jej wierne odwzorowanie. Czy więc twórcy zdecydują nagle, że chcą iść pod prąd? Nie sądzę. Jeśli producenci już zechcą nam zapewnić realistyczne doznania - to niech zapewnią je w sferach scenariusza, dialogów i fabuły, a mechanizmy zostawią w spokoju.
    Z drugiej strony pewnym tytułom do twarzy z takimi praktykami. Szkoda, iż są to dzieła w których nawet się tego nie zauważa - jak na przykład Heavy Rain. Więc czy realizm może stać się czymś kluczowym w rozgrywce? Raczej nie, ale zawsze wyjątki się znajdą (a jeśli na siebie zarobią to kto wie?).
    JollyRoger: Tu się również co do niektórych punktów zgodzę. Należy zauważyć, że w wielu dzisiejszych grach świat fabularny został tak dalece zaprojektowany, iż momentami sztywne rozgraniczenie sfery emocjonalnej na tą realną, a tą wirtualną jest naprawdę ciężkie. Wartości te albowiem potrafią się łączyć i wzajemnie przenikać z tak wielkim natężeniem, że w istocie gracze niekiedy przywiązują większą wagę do postaci, które zostały stworzone na potrzeby jakiejś produkcji. Tak, że w istocie rzeczywistość staje się tak na prawdę "second lifem".
    Dlatego powstaje tutaj pytanie - czy właśnie poprzez takie urealnienie rozgrywki, tak by w jak największym stopniu przypominała ona to co widzimy na co dzień, ludzie nie stają się powoli więźniami własnego umysłu?
    Odpowiedź - tak i nie zarazem. Ludzie albowiem nie potrzebują ani realistycznych faktorów, ani pięknej grafiki, czy fabuły, która chwyta za serce i każde pchać historię do przodu. Gry - jakie by one nie były - są jedynie substytutem świata realnego i na zawsze nim pozostaną. Zostały stworzone jako napęd dla ludzkiej wyobraźni i to właśnie ona definiuje, czy dana produkcja do nas przemawia czy też nie. Gry są zatem ucieczką od niedoskonałości świata realnego. I to właśnie nierzeczywistość gier komputerowych sprawia, że ten eskapizm ma jakiś sens.
    Dlatego mimo, iż w przyszłości opcja realistycznej rozgrywki jest możliwa do zaimplementowania w bardzo dużym stopniu (Rocksmith chociażby) - to jednakże, tak jak już wcześniej wspomniałeś - przesadny realizm byłby istną walką z wiatrakami - którymi w tym wypadku są potencjalni nabywcy.



    #4. Czy dystrybucja cyfrowa zastąpi nośnik fizyczny?
    Soaps: Wielka szkoda, że to w tak małym stopniu zależy od nas. Dystrybucja cyfrowa staje się coraz powszechniejsza i stety niestety, pomalutku wypiera tą pudełkową. Co ja osobiście o tym myślę? Jestem pełny pesymizmu. Jeżeli pudełka całkowicie poznikałyby z półek sklepowych, a my kupowalibyśmy wszystko przez Internet, to gdzie schowałaby się radość rozpakowania nowej gry? Nie wiem jak u was, ale dla mnie rozfoliowanie świeżutkiego zakupu to wręcz rytuał. Uwielbiam stawiać nowe tytuły na półce (według własnej chronologii), a obok gadżety z nimi związane i potem oglądać taką kolekcję z końca pokoju. Cudowne uczucie, tym bardziej szkoda, że niknie przy dystrybucji cyfrowej. Bo biblioteczka gier ze Steama już nie zapiera dechu w piersiach, co najwyżej wywołuje lekki uśmiech.
    Patrząc trochę bardziej realnie na to wszystko, to chyba jednak nie mamy się czego (na razie?) bać. Chociaż cyfrowe kupowanie już na stałe weszło w nasza grową egzystencję, to póki chętnie korzystamy z tradycyjnych pudełek, developerzy z nich nie zrezygnują.
    A jeśli zrezygnują? Niewątpliwie, wywołałoby to we mnie smutek, ale wszystko kiedyś się zmienia. Jeśli cyfrowa dystrybucja ma całkowicie wyprzeć tą tradycyjną musimy poczekać jeszcze co najmniej kilka lat. Po cichu mam nadzieję, że trochę więcej.



    JollyRoger: A ja tam protestuję. I chociaż w życiu nigdy nic nie wiadomo, to jednakże teoria zastąpienia nośników fizycznych przez cyfrowe jest co najmniej dekadencka.
    Bo to trochę jak z tymi książkami. Niby żyjemy w erze e-booków, audiobooków i czego tam jeszcze dusza zapragnie. Niby książki miały odejść do lamusa, bo są archaiczne. Jednakże zarówno jedna jak i druga forma przekazywania słowa pisanego ma swe wady oraz zalety. Są na tym świecie ludzie wyczekujący przyjemnego ciężaru w dłoni, czy też zapachu jeszcze świeżych stron. I wątpię, czy gdyby któregoś dnia ktoś nagle ogłosił, iż era książek jest przeżytkiem - ci ludzie byliby z tego zadowoleni.
    To samo tyczy się dystrybucji. Nie ulega wątpliwości, iż przykładowy Steam to bardzo nowoczesny i przydatny wynalazek. Jednakże jak już wspomniałeś - nie ma tutaj tego swoistego pierwiastka "wyczekiwania" - polegającego na dorwaniu się do pudełka, wyczuciu faktury krążka czy też nerwowym spoglądaniu na postęp instalacji i finalnym momencie indywidualnej inicjacji gracza z przedstawionym światem, gdzie znika rzeczywistość a pojawia się cyberprzestrzeń wyobraźni.
    Wątpię, czy dystrybucja cyfrowa jest w stanie nam to zapewnić. Bo wielu graczy metodę "znajdź, ściągnij, zagraj, zapomnij" ma już wyćwiczoną na innych, niezbyt legalnych serwisach. I w większości wypadków tak na prawdę nie jest wcale ciężko stwierdzić, którą z dwóch identycznych wersji gry ktoś postanowi wybrać, jeżeli za jedną każą sobie płacić...
    A może i cała ta ceremonialność związana z wersjami materialnych różnych produktów - w tym gier, jest w istocie trochę infantylna. Ale czy to nie jest czasem tak, że ludzie starają się na siłę dorosnąć - a kiedy już tacy są, pragną ponownie zasmakować dzieciństwa?
    I dopóki znajdzie się grupa gotowa to potwierdzić, dopóty swoisty "old school" przetrwa.



    #5. Ostatnio dużo mówi się o ocenach. Czy są one rzeczywiście niezbędne do zdecydowania czy gra jest dobra?
    JollyRoger: Oczywiście, że nie. Oceny stanowią coś arbitralnego/umownego i za zadanie mają jedynie wyznaczać standard danej produkcji. Jednakże nigdy, żadna nota nie jest całkowicie obiektywna. Każdy człowiek jest inny, każdy z nas ma inne DNA, odciski palców czy wzór tęczówki - dlatego też niczym dziwnym jest, iż również opinii mamy całe multum i nie zawsze są podobne. W tym temacie nic nowego się nie wymyśli, jednakże warto przypomnieć o pewnym istotnym fakcie.
    Mianowicie - sugerowanie się pojedynczą oceną jest ogromnym błędem, nawet jeśli jest ona wysoka i redakcja poleca daną produkcję jako pretendenta do gry roku. Ba, nawet poprzez skonfrontowanie jej wobec jakiejś średniej wyciągniętej z całej puli recenzji - jak w przypadku serwisu Metacritic, nie jesteśmy tak na prawdę w stanie danej produkcji lepiej ocenić. Pomijam już fakt wszelakich manipulacji notą końcową, bo i to się zdarza - ale pamiętajmy, iż absolutnie każda nota, komentarz czy też zdanie na jakiś temat jest całkowicie indywidualną kwestią.
    Fakt, jeżeli przeważające grono ludzi twierdzi, iż daną produkcję powinniśmy omijać szerokim łukiem - to istotnie coś może być na rzeczy. Z dodatkiem pewnego "ale". Bo to co dla twojego kolegi może być powodem do nadmiernego pietyzmu - dla ciebie może się okazać zwykłym niewypałem. Dlatego warto znaleźć złoty środek i samemu wyrobić sobie opinię.
    Soaps: To oczywiste, że ocena nigdy nie będzie całkowicie adekwatna do tego co tytuł sobą reprezentuje. Każdy ma inny gust i raczej nie powinno się tego podważać. Czy to znaczy, iż oceny w ogóle nie są potrzebne? Cóż, jeżeli ktoś pobieżnie przegląda artykuły i zerka jedynie na notę końcową, plusy, minusy itd. to albo jest leniem albo nie ma czasu. Mimo to, po przeczytaniu opinii recenzenta o danej grze lubię zerknąć na ocenę finalną. Fajnie podsumowuje ona cały tekst.
    Nie da się ukryć - nieważne jak będziemy się starać, przyzwyczailiśmy się do metryczek. Każdy ma swoją skalę poza którą nie kupi nic. Czy to jest złe? Może nie tyle złe co niesprawiedliwe. Czasami potrafię przychylnym okiem zerknąć nawet na tytuł ze słabymi ocenami. Po prostu z tekstu wiem, że gra może mi się całkiem spodobać, a jeśli dodatkowo tak się stanie to jestem usatysfakcjonowany. Generalnie nie powinniśmy wiecznie naciskać i prosić o szczegółowe, liczbowe skale bo to przez nas potem wynikają durne sytuacje.
    Nie trzeba nawet zbyt daleko szukać: akcje obniżania ocen na Metacritic, deklaracje twórców o chęci przyjęcia pracownika z przynajmniej jedną grą ocenioną przez wspomniany serwis na 85% i tak dalej. Gdyby ludzie ciągle nie wymagali od wszystkich recenzentów cyferek, to takich kuriozów pewnie by nie było.
    Lubimy oceny, ale sami nie lubimy być oceniani. Paradoks.



    #6: Polonizacje to wciąż gorący temat, a w szczególności dubbing. Powinno być go coraz więcej, mniej, czy wcale?
    JollyRoger: Niewątpliwie w przypadku graczy jest to co najmniej temat sporny, albowiem to, czy taka polonizacja jest potrzebna to sprawa stricte indywidualna (a co nią nie jest?). Głównie chodzi o dwa elementy - nasz poziom lingwistyczny i przyjemność z rozgrywki.
    Obecnie cała branża elektroniczna praktycznie opiera się na języku angielskim, i chcąc nie chcąc wymusza jego znajomość chociaż na poziomie podstawowym - co nie jest niczym ekstrawaganckim, biorąc pod uwagę, że jest to przedmiot obowiązkowy na maturze. Jednakże nie trzeba być filozofem, by zauważyć, że wszelkie gry używają angielszczyzny bez zastanawiania się nad tym, czy jakiś cudzoziemiec sobie z prezentowanym słownictwem poradzi. I tutaj dochodzimy do rozwidlenia.
    Bo są ludzie, którzy poprzez rozgrywkę nie mają na celu nauki języka, tylko przyjemne zmarnowanie czasu. Dlatego zazwyczaj, nie chcąc się głowić nad tym "co miał na myśli autor" - wybierają zazwyczaj dubbing i napisy. Co do pierwszego - to sprawa jakości polonizacji przez podstawionych aktorów jest również zależna od gustu - jedni ogłoszą wersję PL profanacją, inni nie zwrócą zbytnio uwagi. Jest jeszcze druga opcja - czyli napisy. I są one o tyle ambiwalentne, iż z jednej strony mamy okazję przesłuchać oryginalną odpowiedź, a z drugiej mamy od razu ją przetłumaczoną. Tylko niech rękę podniesie ten, kto nie był poirytowany czytaniem PL napisów podczas pełnej akcji walce.
    Useless.
    Ale jak już wspomniałam - to głównie przez wzgląd na naukę języka decydujemy się na taką, a nie inną wersję gry. Są ambitni ludzie, którzy wszelkie polonizacje traktują z uśmiechem politowania, chłonąc jak najwięcej nowej - choćby na początku niezrozumiałej wiedzy. Bo nie ma lepszej metody na naukę czegoś, jak po prostu obcowanie w danym temacie.
    Jako jednak, że żyjemy w świece przeciwieństw - polonizacja, jeżeli możliwa - powinna być dostępna.
    Jednakże, jedynie jako możliwa do wyboru - a nie coś odgórnie narzuconego.



    Soaps: Dla mnie polska wersja dubbingu to żaden problem, może sobie być i tak w 99% przypadków nie będę z niej korzystał. Więc gdzie leży cały powód sporu? Schody zaczynają się wówczas, gdy nie dostajemy wyboru rodzaju lokalizacji, będąc tym samym zmuszonymi wybrać niekoniecznie to, co byśmy chcieli.
    Zdecydowanie jestem zwolennikiem napisów, a Amerykanin mówiący łamaną polszczyzną nie jest dla mnie niczym przyjemnym. Słysząc informacje o tym, iż jakaś gra dostanie same napisy, bez dubbingu (nie przeszkadza mi także, grać z oryginalnymi głosami) powinienem być w pełni usatysfakcjonowany. Ale nie jestem. Niby wszystko wychodzi na moją korzyść, a mimo to potrafię zrozumieć złość tych, którzy oczekiwali polskich głosów. Bo to ta sama sytuacja, gdy developerzy zdecydują się zmusić kogoś preferującego napisy do korzystania z dubbingu.
    Drodzy producenci, jeśli wasza gra ma do zaoferowania dubbing i napisy z oryginalnymi głosami, to dajcie nam do cholery wybrać któryś z wariantów, zamiast wmuszać nam na siłę jeden z nich.
    Przyrównałbym tą sytuację do małego niejadka. Można mu przez lata siłą wmuszać jedzenie, albo poczekać aż strasznie zgłodnieje i sam zacznie wołać o jedzenie. Generalnie druga metoda wydaje się bardziej efektywna. Dlaczego zatem, większość rodziców decyduje się na tą pierwszą? Jasne mają wtedy gwarancję, że bachor łaskawie coś zje zanim oni się zestarzeją, ale przecież do końca życia przez rodziców karmiony nie będzie. Z drugiej strony tłumaczenia o powolnym czytaniu czy słabej znajomości angielskiego (teraz znajomość tego języka jest bardzo wskazana), to raczej słabe argumenty.
    Czyli podsumowując, nie mam nic do polskiego dubbingu, jeżeli nie muszę go słuchać. Ale gdy twórcy wymuszają na mnie taką wątpliwą przyjemność, to już nie ma przebacz.



    #7. Wybory moralne w grach i związane z nimi wyrzuty sumienia. Czy czynnik psychologiczny wpływa na podejmowane decyzje?
    Soaps: Większość osób zawsze zanim podejmie ważną decyzję zastanowi się kilkakrotnie. Przeanalizuje wszystkie możliwości, korzyści i straty wynikające z niej. Ale czasem coś pójdzie nie tak i plany biorą w łeb. Co wtedy robię ja? Zaczynam od początku, każdy mój wybór musi być trafny, inaczej restart. Tak mam i myślę, że nie tylko ja. Są momenty w grach, które po prostu nie da się "przejść" - je się przeżywa całym ciałem. Od gęsiej skórki błądzącej leniwie po naszych plecach, po drżenie nadgarstków z narastających nerwów.
    Niektórym do szczęścia wystarczy pukawka i tabun wrogów do ubicia. Inni wymagają emocji i wyborów moralnych pełną gębą - a na nie bezprecedensowo wpływa nasza psychika. Raczej nie zastanawiamy się nocami dlaczego zabiliśmy tamtego biedaka, który do nas strzelał i dziesięć pierdylionów jego kumpli, ale kiedy na przykład zginie nasz towarzysz albo towarzyszka? To już potrafi nas ruszyć (nie wszystkich, ale jednak) [pozdrawiam fanów Lydii - dop. JR]. Ważnym czynnikiem jest tu także immersja czyli nieodłączna składowa gier.
    Bez wątpienia mamy krew na rękach, ale walczymy w słusznej sprawie nieprawdaż? Problem leży w tym, iż każdy uważa swoją sprawę za słuszną. A czy taka rzeczywiście jest? Tu na pierwszy plan wysuwa się czynnik psychologiczny i podpowiada nam właściwą odpowiedź.



    JollyRoger: (przyjmuje pozycję filozofa) To zależy od samej gry i człowieka. Na ogól mamy tendencję do odzwierciedlania naszych typowych zachowań i przenoszenie ich w cyberprzestrzeń. Dlatego lubimy po raz n-ty ratować świat przed zagładą, gdyż w większości wypadków możemy u siebie wyróżnić kompleks Mesjasza. I naprawdę nie jest niczym wyjątkowym spotkać ludzi proszących o porady w stylu: "Czy nie dało się uratować xxx?", bądź "A co się stanie jeżeli wybiorę to drugie? Czy będzie to miało wpływ na xxx?".
    Jeżeli ktoś podąża drogą "renegata", to najczęściej ma to związek z chęcią sprawdzenia, jak potoczyłaby się historia, gdybyśmy w istocie byli tym "złym". Oczywiście są na świecie diabły wcielone - i ci ludzie również nie mają problemu z wyborem . Jednakże jak już wspomniałam większość z nas w istocie jest bardziej ciekawska, niźli niepoprawna dla zasady. Dlatego robimy sobie sejwy "na wypadek gdyby", albo tuż przed podjęciem decyzji sprawdzamy od razu jakie konsekwencje na nas czyhają.
    Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie by zostać "paragade"- chyba, że ktoś trąci mainstreamem. A tak na poważnie - zawsze znajdzie się jakaś sytuacja, którą chcielibyśmy rozwiązać zupełnie inaczej niż mogłoby to wynikać z dotychczasowego przebiegu rozgrywki. Taka swoista infuzja afektu - czyli informacja zabarwiona emocjonalnie wpływa na zmianę naszej decyzji/ postępowania. Osobiście nie zapomnę tej satysfakcji podczas ME3 i pamiętnej wizyty u Cerberusa (+prescenka ), gdzież to ma zemsta za śmierć przyjaciela dokonała się w pełni - powodując festival tańczących flaków Kai Lenga na posadzce. Piękne.



    #8 Co sprawia, że gra jest wyjątkowa?
    Soaps: Jedno z trudniejszych pytań, jakie można zadać graczowi. Dlaczego? Ponieważ każdy oczekuje czegoś innego. Czy to źle? Wręcz przeciwnie, dzięki temu nie mamy na rynku wylewu bliźniaczo podobnych tytu... dobra, żartowałem. Mógłbym znów napisać, iż oczekuję, aby gra była dopracowana, zapadała w pamięć, zmuszała do dylematów, ale najbardziej pragnę by była wyjątkowa.
    Wiecie, gdy czasami (rzadko) gram w jakiś naprawdę świetny tytuł, mam takie miłe wrażenie, że został on stworzony dla mnie. Dla mnie i tylko dla mnie. Po prostu tak idealnie trafia w moje gusta, iż nie mogę się oprzeć temu wrażeniu. Jeśli miałbym ocenić którąś z takich gier to pewnie nie wahałbym się zbyt długo przed wystawieniem kilku dyszek. Gorzej, gdy jakaś produkcja mnie oszukuje i to perfidnie. Udaje, iż jest dobra, kłamie w żywe oczy, iż została dla mnie wręcz stworzona, by potem sprawić, że w ogóle nie chce mi się na nią patrzeć. Drugie najgorsze uczucie w życiu gracza. Ale czyż nie uczucia jakie potrafią wywołać stanowią o ich wyjątkowości?



    JollyRoger: Ogólnie rzecz ujmując wyróżnić możemy kilka rodzajów "wyjątkowości". Są gry rewolucyjne - wprowadzające innowacyjny faktor, który stosowany jest przy następujących produkcjach. Gry te wyznaczają standardy "nowoczesności" rozgrywki w danym zakresie. Niejednokrotnie są to mało znane tytuły. Dwa - genialne fabularnie - powodujące psychologiczne zastoje przy wyborach, wielokrotne sprawdzanie możliwych opcji i ich konsekwencji. Wynik ciężkiej pracy scenarzystów. Dalej - świetne techniczne - dopracowane graficznie, skryptowo. Powodujące "łał" przy pierwszych minutach rozgrywki. I finalnie - hybrydy - czyli produkcje łączące elementy każdej z wymienionych wcześniej kategorii. Perełki wobec innych.
    I zgodnie z tym co powiedział mój przedmówca - dla każdego z nas może to być zupełnie inna kategoria. Ważne jednak jest to, iż właśnie dzięki takiemu zróżnicowaniu opinii i gustów mamy wiele interesujących produkcji, którym warto poświęcić uwagę.



    #9: Czego oczekujemy od next-genowych tytułów?
    JollyRoger: Tego, żeby grafika została odstawiona troszeczkę na bok. Wystarczająco, aby jej miejsce zajął faktor, który jest lekceważony prawie w każdym przypadku - a mianowicie historia. Jak już wspomniałam w odpowiedzi na poprzednie pytanie - cała ta otoczka jest niczym lukier na pączku. Może być naprawdę fikuśny i bajerancki, ale to wszystko na nic, jeżeli nadzienie nam nie będzie smakowało.
    Niech twórcy zatem kreują piękne lokacje i głowią się nad ciekawymi dodatkami - ale przede wszystkim niechaj uraczą wszystkich historią, która nas w ten świat wciągnie bez końca. Bo nie raz i nie dwa życie pokazywało, jak coś niezbyt wykwintnego, a z pomysłem na siebie stawało się blockbusterem - podczas gdy wysokobudżetowe tytuły AAA okazywały się zwykłym niewypałem. Oczywiście pomijam tutaj kwestię płatnych DLC, bo to już nie wymaga żadnego komentarza...
    Więcej inwencji zatem - a reszta będzie udanym uzupełnieniem.



    Soaps: Również mnie to bardzo smuci. Ja rozumiem, że to ważne, ale jeśli tylko gdzieś zahaczy się temat o next-genach pierwszym co przychodzi do głowy, jest grafika. Co jeszcze gorsze, twórcy skupiają się głównie wokół tego zagadnienia. Jasne, oczekujemy, iż ruszy ona wreszcie porządnie do przodu i zafunduje opad szczęki, nie ma w tym nic dziwnego. Powiedzcie mi tylko, czy to właśnie jest sprawa pierwszorzędna? Ja osobiście chciałbym przykładowo zobaczyć nareszcie tytuł AAA, gdzie walczyłoby ze sobą nawet 1000 graczy jednocześnie (dziś 1000, to rekord growej księgi rekordów Guinnessa). Czy nowe silniki nam to zagwarantują? Nie wiem, wiem tylko tyle, że będą miażdżyć grafą.
    Może by w końcu wyeliminować niewidzialne ściany? Poprawić detekcję kolizji? Lepiej łączyć ze sobą Motion Capture i mimikę postaci? Przecież technologia, która stoi za danymi tytułami też jest bardzo ważna. Tyle różnych rzeczy można jeszcze poprawić.
    Mógłbym tak gdybać w nieskończoność, ale póki co to zwyczajne czarnowidztwo. Myślę, że twórcy doskonale wiedzą, iż sama grafika nie uciągnie całego tytułu i, że gracze oczekują nie tylko jej. A skoro większość z nas uważa element wideo za najważniejszy, to i developerzy wolą zaspokajać większości, nie mniejszości. Jeśli nic, co dzisiaj jest dobre nie zostanie zepsute, możemy spać spokojnie.



    #10 Czym są dla ciebie gry?
    JollyRoger: Najprostsze pytania są najtrudniejsze. Zatem pozwól czytelniku na słówko.
    Rzeczywistość jest... szara. Ot, brudno-szara poświata przesiąka wszystko i wszystkich - nawet jeżeli nieźle udaje się to nam czasami zamaskować. Dobrzy z nas aktorzy, prawda? Lecz, za każdym razem, gdy zwątpisz - a wiedz, że to jedyna droga, by odkryć prawdę - za każdym razem, gdy jak młotem uderzy cię niepewność, czy aby na pewno to co robisz jest właściwe - miej na uwadze jeden istotny szczegół.
    Bo zacznijmy od tego że wszyscy umrzemy. Może za 10 lat, może już dzisiaj. Ale zawsze na pewno i zawsze ostatecznie. I zapytaj się sam drogi czytelniku - czy gdybyś niefortunnie przechodząc przez pasy wyzionąć miał ducha - czy nie żałowałbyś tej twojej rzeczywistości?
    Bo ja trochę tak. A czasami nawet i bardzo.
    Dlatego gry, które stanowią nic innego jak czystą sztukę są tak ważnym faktorem. Bo nie są prawdziwe. Ani trochę. Nigdy. Ta czysta opowiastka, która sączy się nieraz godzinami przez neurony to jedynie wymysł wyobraźni. Mojej i twojej - i każdego po kolei. Każdego, kto odważy się zatopić w tym świecie. Bo jest on magiczny. Niekiedy działa mocniej niż narkotyk, niekiedy rozczarowuje swą formą. Ale tylko tutaj masz okazję wczytać sejwa, gdy uznasz, że - hay - można to było zrobić lepiej!
    Tylko w tej nieistniejącej cyberprzestrzeni, opartej na milionach skryptów na każdą okazję, możesz być kim chcesz i kiedy chcesz. Człowiekiem o tysiącu twarzach. W rzeczywistości masz tylko jedną. I w rzeczywistości czasu nie cofniesz.
    Dlatego pomyśl sobie, ale tak szczerze - co TY chcesz w życiu robić. I nie stąpaj po tym padole zbyt twardo, bo zwariujesz. Rozrzuć trochę koloru na tę szarość świata codziennego. Zatop się czasami w świecie wyobraźni - bo to niestety prawda, że w życiu piękne są tylko chwile.
    I znajdź swój złoty środek - tak by twe stopy lekko unosiły się nad ziemią, pozwalając wyobraźni szybować w przestworzach. Tak, byś lewitował nad tą szarością. I tak, że gdy już przyjdzie twój czas - nie ujrzysz GAME OVER, a jedynie długą listę achievementów.
    Czego sobie i wam życzę.
    Soaps: Na to pytanie chyba nie da się odpowiedzieć bez dogłębnych filozofii co już zresztą pokazała panna Jolly powyżej. Nasze życie jest dobitnie nudne. Codzienna rutyna zabija nas równie skutecznie, co narkotyki czy AH1N1. Nic więc dziwnego, że na sposoby wszelakie szukamy ucieczki od tej całej nudy. A jak wiadomo wszem i wobec, jednym z takich sposobów jest wirtualna rozrywka.
    Niby mówi się, że człowiek to istota rozumna, ale gdyby mógł żyć zaspokajając tylko swoje psychiczne i fizjologiczne potrzeby to pewnie by tak żył. Co mają do tego gry? Dają nam bardzo duże pokłady satysfakcji (jedna z najważniejszych potrzeb psychicznych) stosunkowo małym kosztem. Czyli tak jak lubimy.
    Nieustannie męczę tezę jakoby gaming jest czymś więcej niż zwyczajną rozrywką, jakich wiele na tym świecie. Przecież najlepsze tytuły mają fabułę, głębię, wywołują emocje. Ale choćbym miał najbardziej niepodważalne argumenty na świecie, to nie ukryję prawdy. A jest nią fakt, iż gry na samym początku swego istnienia były tylko prostacką rozrywką. Wiem, że nie powinienem tak mówić, ale to prawda. Patrzyliśmy na brzęczącą gromadkę pikseli, czasem sami, czasami z kolegą i sprawiało nam to masę radochy. I tu wkrada się magia.
    Bo gry bez wątpienia są na swój sposób magiczne (i wcale nie myślę tu o Wonderbooku od Sony), jednocześnie obdarowując nas tym mistycznym pierwiastkiem. Wiem, że prawdopodobnie brzmię teraz jak nawiedzony zakonnik (dla co poniektórych satanista?), ale tak jak rzekłem, tak jest w istocie. Dobra, bo już chyba za daleko wychodzę z tymi filozofiami.
    Nie próbujmy zrozumieć, czym są dla nas gry, bo to nie ma sensu. Po prostu w niewyjaśniony sposób chcemy w nie grać i tak pozostanie. Na wieki wieków (amena nie będzie bo wakacjuje na Alasce).


    ------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Spodobało wam się? Nie? Piszcie w komentarzach, a możecie liczyć na ciąg dalszy w przyszłości. [dość niefortunna gramatycznie ta wypowiedź, ale co tam - niech się męczą - dop. JR]
    I jeszcze mały (albo dosyć spory) bonusik. Osoba która najciekawiej (wykażcie się inwencją twórczą!) odpowie na dziesiąte pytanie otrzyma klucz do pobrania gry Wiedźmin 2: Zabójcy Królów Wersja Rozszerzona. Na odpowiedzi czekamy do następnej niedzieli, wyniki ogłosimy w piątek. Fundatorem nagrody jest hojna panna JollyRoger.
    [Konto posiada również kilka innych pozycji - m. in. "Teen Agent", czy "Beneath a Steel Sky". Dodam, iż wiesiek ma dość ciekawą gamę dodatków - w tym sesję Triss. Fotograficzną. Nie żebym oglądała! - dop. JR]
  19. Soaps
    2012




    Cóż, chociaż słychać wiele głosów sprzeciwu wobec tego stwierdzenia, ten rok był wyjątkowo udany. Na pewno dużo bardziej udany niż mierny pod tym względem 2011. Przy nim 2012 wręcz rozkwita. Co równie ważne ów rok nie obfitował w zbyt spektakularne porażki, nie miał też swojego wyraźnego faworyta (w 2010 od razu wiadomo było, że zwycięży Red Dead od Rockstara, a w 2011 Skyrim).
    Nie spodziewajcie się, że będę się tu bawił w jakieś zagmatwane kategorie, ponieważ nie gram we wszystkie gry wszystkich gatunków, skupię się w głównej mierze na najlepszych grach tego roku ogólnie (według mojej skromnej osoby, oczywiście), wymieniając przy tym jakie tytuły brałem pod uwagę.
    Miłym zaskoczeniem było dla mnie, że wiele gier które spisałem w tym roku zawczasu na straty, jednak się wybroniło i pokazało iż nie mam racji (nie liczyłem ani na nowego Silent Hilla, który ukazał się całkiem udany, ani na drugą część Prototype?a, a ta zapewniła mi jakby na przekór masę dobrej zabawy), oby ten trend zadowalania (hy hy) trwał nadal. Pierwszą grą jaka znalazła się w tym roku na mojej półce było przereklamowane Syndicate. Pozytywnie nastawiony najnowszym Deus Exem nastawiłem się na masę walki, wszczepy i dobrą zabawę. I dostałem walkę, wszczepy? ale nie dostałem dobrej zabawy. Rozczarowałem się lecz nie na tyle by tytuł trafił do tegorocznych rozczarowań (te były słownie, trzy, ale o tym później). Po odsprzedaniu niechlubnej kontynuacji wielkich strategii miałem przyjemność zagrać we dwie perełki z Kraju Kwitnącej Wiśni, mianowicie Asura?s Wrath i Catherine. Ten pierwszy chociaż napakowany QTE i japońską przesadą (na którą de facto jestem uczulony) sprawił mi całą masę frajdy (i pomyśleć, że nastawiłem się na klona God of War?). Co w takim razie z Catherine? Tu również wiało japońskością bardzo mocno, czasem porywiście, ale w obliczu genialnej historii jaką dostałem w zamian jestem gotów dużo wybaczyć.



    Zaprzestałem na jakiś czas kupowania bo z niecierpliwością wyczekiwałem premiery mojej najbardziej (wtedy) wyczekiwanej gry. Tak zgadliście, chodzi o Mass Effect 3. Tyle dobrych słów o owej grze rzekłem iż tu powiem tylko skrótowo: giera po prostu wymiata! Pal licho zakończenie, niekonsekwencje w scenariuszu, problemy techniczne, DLC, pójścia na łatwiznę (przepraszam za wyliczankę, ale jednak trochę tego było?), skoro to co ma sobą do zaoferowania ME 3 autentycznie wgniata w fotel. Nie tylko przeszedłem go cztery razy, ale nakłonił mnie także do ponownego zapoznania się z całą trylogią, a co najmniej miesiąc po premierze jeszcze o nim myślałem i marzyłem o następnej części. Dziś już jest inaczej bo od marca cały hype Mass Effecta zdążył ustąpić, ale ja wciąż nie zapomniałem jak doskonałą był grą.
    Trochę czasu minęło zanim się z nim zapoznałem, ale po zagraniu nie żałowałem żadnej wydanej na niego złotówki. W ogóle przeze mnie nie oczekiwany, spisany na straty, jak diabeł z pudełka wyskoczył Heller ze swoją grą i pozamiatał. Mowa oczywiście o wspomnianym już drugim Prototypie. Po bardzo nierównej pierwszej części twórcy ostro przypakowali i wzięli się do roboty. W efekcie powstała gra która była bardzo dobra, ale wydawca skupiony na pakowaniu kasy w CoDa nie zauważył jej potencjału, a co za tym idzie, nie chciał jej przesadnie reklamować, więc słabo się sprzedała (czego by nie mówić, tym biznesem rządzi reklama). Równie co historia wirusa w Nowym Yorku zaskoczyła mnie Dragon?s Dogma Capcomu, bo jak na studio nie specjalizujące się w takich grach spisało się bardzo dobrze. Wielka szkoda, że nie mogę tego powiedzieć o dwóch tegorocznych Residentach. Z Operation Raccoon City nie wiązałem żadnych nadziei i tak jak przewidywałem był klapą na całego, ale szóstka jak dla mnie to też klapa. Gdzie horror ja się pytam? Residentach zawsze kochałem to, że potrafią przestraszyć, a tutaj znalazłem tylko kilka nieudolnych prób wywołania stanu lekkiego niepokoju. O wiele bardziej potrafił przestraszyć mnie niezależny Slender. No i mamy pierwsze tegoroczne rozczarowanie. Aha, przepraszam był wcześniej jeszcze Risen 2 który w ogóle nie przypadł mi do gustu i w którym z wielkim zapałem szukałem duszy starych Gothiców. Niestety nie znalazłem, a to co dostałem nie było w żaden sposób satysfakcjonujące.




    Wiecie co wam powiem? Lubię slashery . To wciskanie na zmianę dwóch przycisków w akompaniamencie rozrywanych kolejnymi cięciami wrogów ma jakiś swój wewnętrzny urok. Nie dziw więc, że Darksiders II przypadł mi do gustu. Z wielkim bólem czytałem także o tym iż trzecia część się nie ukaże przez słabą sprzedaż tytułu. Bez wątpienia gra zasługująca na miano AAA. Równie pozytywnie nastawiły mnie do siebie Spec Ops: The Line (głównie dojrzałą opowieścią) i Diablo III (niestety pozytywne nastawienie to za małe wymagania od gry takich legendarnych twórców więc nie omieszkam obwieścić iż to kolejne rozczarowanie). Z wielką przyjemnością ukończyłem kolejny rozdział Assassin?s Creeda (w żadnym wypadku jednak nie uważam go za składankę, bo prawdziwym assassino jest w tym roku Corvo z Dishonored), jednak odczułem już lekkie zmęczenie materiału pomimo całkowicie nowych realiów. Obiecałem sobie, miałem tego nie robić, ale zakupiłem nową część Call of Duty. I jak zwykle bardzo mi się podoba (zwłaszcza iż każdy jej element jest dopracowany do cna czego nie można powiedzieć o zbyt wielu tytułach). Szczególnie zaskoczył mnie single (po Multi dostałem to czego się spodziewałem, ale też w najbardziej przystępnej formie jakiej tylko mogło wystąpić) i to wcale nie iluzorycznymi wyborami tylko dojrzałą opowieścią (no dobra, mamy 6 zakończeń, ale wybory są czasem powstawiane w kompletnie niepotrzebne miejsca, a tam gdzie być powinny, ich nie ma). Końcówka roku w moim przypadku to już litania zachwytów nowym Borderlands (dlaczego nie kupiłem go wcześniej!), Hitmanem, Fifą i Far Cry?em 3. Warto też nadmienić, że nie wymieniłem wszystkich tytułów w które grałem tylko te co mi pierwsze do głowy przyszły.
    Nadszedł więc czas na podsumowanie:
    Najlepsze gry tegoż roku według Soapsa:

    Mass Effect 3
    Far Cry 3
    Hitman: Absolution
    Dishonored

    Cóż, wybór był niesamowicie trudny, ale jakiegoś dokonać trzeba. Na dwóch ostatnich miejscach znalazły się doskonałe skradanki co mnie bardzo cieszy, a urzekły mnie tym iż pozwalają wykończyć wrogów na wiele wymyślnych sposobów. Na miejscu drugim Far Cry 3 którego niedawno miałem przyjemność ukończyć i który wręcz mnie oczarował swoją szaloną historią, must have dla fanów otwartych światów! A Mass Effect 3? Chyba już od początku roku, zanim jeszcze wyszedł, wiedziałem, że będzie moją grą roku. Jestem fanem serii, a trzecia część jest jej doskonałym ukoronowaniem. Nic dodać, nic ująć. Za czołówką (mówię to bo nie wymieniłem ich wyżej) dumnie wisi Batman z Arkham Asylum i stoi Master Chief z najnowszego Halo.
    W takim zestawieniu nie może zabraknąć też listy rozczarowań, więc dla tych którym nie chce się tego (być może, ponownie) szukać w tekście:
    Resident Evil 6 ? gdzie horror?!
    Risen 2: Mroczne Wody ? bo po prostu nie przypadł mi do gustu, nie czuć w nim już Gothica
    Diablo III ? czyli szlachectwo jednak zobowiązuje

    W tym roku grałem również w dużą liczbę gier niezależnych i zamierzam im sporządzić osobne podsumowanie. Bo porównywanie takich gier z tytułami AAA mija się celem. Więc:
    The Walking Dead
    Hotline Miami
    The Journey
    Slender

    Zaskakiwać może szczególnie pierwsze miejsce bo ja sam do niedawna nie wiedziałem, że i studio Tellate i ich gry są niezależne (w innym przypadku być może znalazło by się w podsumowaniu wyżej). Dalej jest już psychodeliczna gra której klimat można kroić nożem (taki gęsty!), szczególnie gdy po raz setny próbujemy przejść jeden etap, a rozpikselowane ludki padają w morzu krwi, dowód na to iż gry też są sztuką i kolejny dowód, tym razem na słabość mojego pęcherza?


    Co w 2013?


    W 2013 czekam przede wszystkim na nowe konsole i prawdziwie next-genowe gry (i nie chodzi mi tylko o grafikę). Oprócz tego: Beyond: Two Souls, The Last of Us, Bioshock Infinite i przede wszystkim GTA V (nie obraziłbym się także za Wieśka 3 ).


    Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku!

  20. Soaps
    Dobre pytanie na początek. Czy da się uniknąć reklam jeśliś się nie jest ni głuchym ni ślepym? Telewizja, billboardy, Internet gazety. Reklamy są po prostu wszędzie. Zakładam iż gdyby istniała możliwość wciśnięcia ich do naszej głowy to pewnie przed snem zamiast swoich myśli widzielibyśmy idiotkę zachwalającą Domestos. Jak to się ma do gier?
    Jeśli jakaś gra jest dobra to porządna reklama na pewno bardzo jej pomoże, a jeśli słaba to chociaż twórcy ugrają swoje na pre-orderach. Nieważne jaki reklamowany produkt jest w rzeczywistości, tobie ma się wydawać wyborem najlepszym z możliwych. Marketing to niełatwa sprawa, nie dość, że trzeba być pomysłowym i kreatywnym to kieszenie powinny być wypchane banknotami. A jeśli dość banknotów, a kogoś z pomyślunkiem zabraknie, to zawsze można go dokupić, nie? Wszyscy już zapewne wiecie o ?sukcesie? najnowszej odsłony Medal of Honor. Był nowatorski multi (w zamyśle panów odpowiedzialnych za prezentacje gry, w praktyce ostra zżyna z Call of Duty), potężny silnik, a mianowicie Frostbite 2 (kolejna gra utwierdza mnie w przekonaniu iż ów silnik bardzo słabo radzi sobie z konsolami obecnej generacji) i oczywiście najbardziej rozdmuchana rzecz z tych wszystkich czyli udział naszego, rodzimego GROM-u. Wszystko szło tak pięknie, fanboye EA i Activision znów, jak rok temu, skakali sobie do gardeł, liczba pre-orderów powiększała się z dnia na dzień, a włodarze EA zacierali ręce na świeżą porcję gotówki po premierze. Chyba wszyscy wiemy jak to się skończyło (swoją drogą myślę, że nawet EA poniekąd wiedziało jak małe szanse ma nowy Medal w starciu najnowszym Black Opsem), oceny oscylujące wokół piątek i szóstek mówią same za siebie. Przynajmniej trochę tych zamówień przedpremierowych było. Piwo dla marketingowca?



    Oczywistym dla wszystkich stało się iż jedynym asem w rękawie panów z Danger Close były rodzime siły specjalne. Na co stawiają inni? Chyba wszyscy zainteresowani pamiętają jak swego czasu, Sony wielokrotnie chciało nas zachęcić do kupna swojej konsoli. Martwe kozły, dzieci, trzeci? hm? kciuk i tym podobne ?perełki?. Ludzie się burzyli, czuli zniesmaczeni, ale te całe niby kontrowersje genialnie sprawdziły się w praniu. O reklamach produktów (głównie o tych przeznaczonych do grania) japońskiej firmy mówiło się nawet tam gdzie nikt nie słyszał o Playstation! Skoro to się sprawdziło, Sony wymyślało kolejne pokręcone reklamy, a machina nie przestawała zataczać okręgów. Dopiero nowsze wynalazki owej firmy dostały reklamy, które można by nazwać normalnymi. Trzeba nadmienić iż nie tylko Japończycy mieli pokręcone pomysły na promocję. Przy okazji premiery Red Faction: Guerrilla można było ,w wybranych miastach, przy pomocy młota (podstawowej broni bohatera gry) rozładować emocje i? rozwalić nim auto. W zamian dostawaliśmy darmową kopię gry, a kolejka ciągnęła się jak głodny wąż. Prawda, że genialne? Sieć zalewana jest także mnóstwem filmików nawiązujących (zwykle, dość luźno) do promowanych przez siebie gier, a zważając na to iż większość raczej nie nadaje się do telewizji (są przede wszystkim za długie i często obierają tematykę mającą wywołać na widzu konkretne odczucia), znajduje na YouTubie drugi dom.
    Mimo to, nawet oglądając różne programy możemy natknąć się na reklamy gier wideo, co jest też dobrym znakiem, wskazującym na coraz bardziej rosnącą popularność tej formy rozrywki. Bardziej uważni dostrzegli pewnie i na tym polu utarte schematy po których panowie od promocji z lubością podążają. Stopniowe udostępnianie coraz dłuższych fragmentów rozgrywki (zaczynając oczywiście od zwykłego trailera), chwytliwa muzyczka w tle, czy tradycja, że wyścigówki muszą reklamować roznegliżowane modelki (chociaż akurat to mi nie przeszkadza?). Najlepszym przykładem będzie tu Need for Speed w którego reklamach wystąpiła między innymi? Iga Wyrwał.



    Popularne są też formy reklamy ingerujące bezpośrednio w nasze codzienne życie (cokolwiek to znaczy). Grasz sobie spokojnie w grę, aż tu nagle dowiadujesz się iż została porwana twoja dziewczyna. Po chwili namysłu kto byłby do tego zdolny, uświadamiasz sobie, że masz za mało czasu na takie przemyślenia i ruszasz w pościg za porywaczem. Ale zanim wyruszysz pamiętaj: nie wszystko jest takie jakie się może z początku wydawać i? nie zapomnij zabrać latarki. Po tym jak dowiadujesz się, że sprawcą całego zamieszania jest Duch Mroku w końcu go pokonujesz i odzyskujesz swoją dziewczynę. Barbarzyńsko uproszczony opis fabuły Alana Wake?a? Nie, raczej jego reklama. Albo akcja promująca Dead Space?a 2 zatytułowana ?twoja matka nie lubi Dead Space? będąca po prostu serią filmików ukazujących rzekomo matki graczy krzywiące się na widok gameplaya wyrwanego wprost z tworu Visceral Games. Czy rzeczywiście tego typu kurioza są wyrane z życia codziennego? Może nie do końca, ale na pewno jakoś urozmaicają nam oczekiwanie na tytuł.
    Została nam jeszcze tylko jedna kwestia. Mianowicie: jak dużo pieniędzy wydają developerzy żebyśmy wszędzie gdzie spojrzymy widzieli ich logosy? Czy jest to sprawa drugorzędna czy naprawdę w tym przypadku, nie ma zahamowań? Powiem tak: gry Indie, chociaż są niekiedy świetne i bardzo dobrze się sprzedają, nie mają drogich reklam. Może jakieś wzmianki się znajdą, ale w większości przypadków o takich grach dowiadujemy się przy okazji premiery i recenzji w prasie growej. Dlaczego tak jest? Ponieważ gry niezależne tworzą zwykle małe studia nie mające zbyt wiele pieniędzy na samą grę, a co dopiero na reklamę (fakt faktem i to może niedługo się zmienić za sprawą stron takich jak Kickstarter). Co dzieje się więc jeśli wydawcy mają wystarczająco dużo pieniędzy na promocję? Wtedy już, jak pisałem, nie ma zahamowań. Jeśli jest taka potrzeba producenci potrafią wpakować w reklamy dużo więcej niż wynosi budżet promowanych przez nie gier. Wiecie ile wynosił budżet Modern Warfare 2? 50 milionów. Za to na marketing Activision wydało dwa razy tyle. Podobnie rozrzutni byli twórcy Battlefielda 3 o którym przed premierą większość wiedziała tyle iż mogli by napisać całkiem szczegółową recenzję. Szkoda, że nikt nie wiedział, że gra nie jest aż takim objawieniem jak wszystkim się wydaje (i znów solidny marketing zrobił swoje). Czy takie podejście jest słuszne? Mogę z całą pewnością powiedzieć, nie. Jeśli twórcy sądzą (i jest to prawdą*), że ich gra jest dobra i odniesie sukces to nie trzeba pakować wagonów dolarów w promocję, oceny branży zrobią swoje. Takie podejście ma większy sens kiedy gra to średniak i potrzebuje dobrej reklamy. A jeśli po prostu jest słaba? Cóż fuszerki raczej nawet najlepsza reklama świata nie uratuje.


    *Trzeba też pamiętać, że niezależnie od mitów wciskanych nam przez wydawców wszyscy zamieszani w sprzedaż gry doskonale znają jej jakość bo przeprowadzają ku temu tak zwane ?testy jakości?.
  21. Soaps
    Lubicie to prawda? Zapach zgniłego, ludzkiego mięcha o poranku to coś co pozytywnie nastraja na cały dzień. Tu bryzgnie krew, tam odpadnie kończyna, a my usłyszymy tylko coś w rodzaju ?grrrrrroakkk?. Całkowicie zmasakrowane zwłoki spokojnie sobie stygną, a my kontynuujemy masakrę. ?Kosi, kosi łapki? podśpiewujemy sobie pod nosem. No co? Przecież to jest zombie on i tak już nie żyje. Albo ja albo on, prosta kalkulacja. Wiecie dlaczego tytułów z żywymi trupami wciąż przybywa? Bo rzucamy się na nie jak na mózg. Wiem, banał.



    Pewnie wszyscy obeznani w temacie wiedzą skąd tak naprawdę wywodzi się sam termin ?zombie?. Nie, nie oznacza on wcale umarlaka który chce was pożreć tylko osobę zniewoloną umysłowo, nieświadomie wykonującą czyjeś polecenia. Czyli bez zbędnych dedukcji, na przykład przyćpany ziomek co mu kumple powiedzieli, że jak wypije do dna Domestos to zacznie latać jak wrona. Przyglądając się nieco dokładniej wierzeniom Voodoo (występującym głównie na Haiti) możemy się dowiedzieć iż najważniejsi i najsilniejsi kapłani, po śmierci jakiegokolwiek człowieka mogą sprawić iż powstanie on z grobu. Taka bezmyślna kukła miałaby rzekomo być wykorzystywana do prac w roli czy na polu, szczególnie zważając na fakt, że ani nie umrze z głodu ani się nie zmęczy, czyli chcąc nie chcąc, pracownik idealny.
    Istnieje tam także przeświadczenie jakoby umarlak który zje bardzo słoną potrawę szybko orientuje się, że jakiś szalony kapłan wmówił mu iż wciąż żyje i wraca spokojnie do trumienki. Nie są to wcale jakieś puste żarty opowiadane turystom aby zarobić. Nieraz co bardziej wierzące w powstawanie z martwych, rodziny każą porąbać ciało zmarłego na kawałki aby ten po śmierci nie był zdolny zmartwychwstać. Nie chcę tu też wysuwać teorii spiskowych, ale najczęściej tamtejsi ludzie uznawani przez wszystkich za truposzy to zwykli niewolnicy nafaszerowani środkami odurzającymi i przez to niezdolnymi do racjonalnego myślenia. Jako zombie na Haiti określa się także duchy wstępujące w kapłanów by przejąć nad nimi kontrolę, które dla bezpieczeństwa, zawczasu zamyka się w specjalnych urnach. Skoro tak mniej więcej wygląda sprawa truposzy to komu zawdzięczamy kojarzenie terminu ?zombie? z chcącymi nas pożreć umarlakami? Oczywiście, George?owi Romero i jego pamiętnej ?Nocy żywych trupów?. Od tamtego filmu schemat na stałe zapisał się w naszej kulturze, a temat zainteresował chyba wszystkie możliwe środowiska rozrywkowe. W tym także, co pewne, producentów gier.




    Wróćmy więc może do myśli przewodniej: dlaczego tak bardzo lubimy urządzać sobie rzeź gnijących ciał? Każdy z nas, graczy ma w sobie takie małe gówienko które ja nazwę sobie ?umoralniacz?. Owe coś siedzi sobie w nas i spokojnie przygląda się temu co wyczyniamy w wirtualnych światach. Bacznie przygląda się temu w jaką grę gramy i przede wszystkim czy jest liniowa. Jeśli mamy do wyboru dwie ścieżki, a mianowicie dobro i zło, umoralniacz stara się robić tak, abyśmy w miarę jak najczęściej podejmowali dobre decyzje. U niektórych jest on tak słaby, że nawet go nie odczuwają. Ciężko wam czasem być w grach złym do szpiku kości? Zawdzięczacie to właśnie waszemu strażniczkowi moralnemu. Głupie prawda? I w dodatku nie na temat. Pozornie. W końcu każda istota jaką zabijamy grając, w pewnym sensie nie powinna ginąć skoro jesteśmy tymi dobrymi, a takich istot ginie z naszych rąk miliardy i chociaż tego nie odczuwamy, umoralniacz nie jest z tego zadowolony. A jak to się ma do zombie? Nie zabijamy ich bo i tak są martwe, nie robimy tego dla zabawy (to znaczy tak to sobie tłumaczymy?) tylko aby przetrwać, nie masakrujemy ich zwłok bo i tak już są zmasakrowane. Łapiecie? Gdy bierzemy do rąk piłę, na plecy zakładamy katanę, a w kieszeni mamy nóż i gra każe nam użyć tych narzędzi do zmasakrowania żywego człowieka to bez wątpienia jest to straszna gra. Lecz jeśli tych samych przyrządów użyjemy do eksterminacji umarlaków to już normalka bo oni i tak nie żyją. Albo my albo oni, prosta kalkulacja.




    Oczywiście na tytuły z zombie w roli głównej nie rzucamy się z powodu jakiegoś tam umoralniacza. Prawda jest taka iż eksterminacja żywych trupów na wszelakie sposoby (a jeśli do dyspozycji mamy jeszcze kooperację?) sprawia nielichą satysfakcję. Mogą nas brać za psycholi, ale to czysta prawda. Nic nie da nam takiej radości jak celnie rzucony granat lądujący po środeczku hordy truposzy. Chwila czekania i bum! Humor od razu nam się poprawia, a stres jakby ulatuje. Dead Rising, Resident Evil, Left 4 Dead, Dead Island i wiele, wiele innych tytułów to przecież przyjemność sama w sobie. Nie wiem, szczerze mówiąc, jak wytłumaczyć to zjawisko, ale po prostu tak jest i nie da się temu zaprzeczyć. Nieważne czy walczymy wręcz czy strzelamy. Sprawia nam to frajdę. A może to coś innego? Może lubimy czuć na własnej skórze rosnące z każdą chwilą zagrożenie. Czuć się wyobcowani, zdani tylko na siebie. Nikt nam nie przeszkodzi i nikt nie będzie lepszy od nas. Przecież każdy potrafi ukatrupić paru zombiaków, co z tego, że więcej ode mnie. Też bym tak umiał nawet bez zbytniego wysiłku.
    Nie wiem, ale fakt faktem fascynacja tematem żywych trupów to, jak już napisałem, nie tylko domena gier komputerowych, występują one w wielu filmach, serialach, książkach, komiksach itd. Przez takie ciągłe powtarzanie utartego schematu gdyby ktoś kazał nam napisać krótką opowiastkę o umarlakach nie napisalibyśmy, że uciekliśmy, nie napisalibyśmy jak bardzo nas przestraszyło spotkanie z taką istotą. Tylko coś typu ?wyciągnąłem shotguna z szafy, szybko załadowałem amunicję i poodstrzeliwałem przeciwnikom wszystko co tylko można było odstrzelić?. Tak jesteśmy przyzwyczajeni i najwyraźniej najmądrzejszą rzeczą jaką moglibyśmy zrobić walcząc z hordą to zacząć atakować. Nic nie poradzimy, tak się przyjęło i tak pewnie zostanie, a my możemy tylko patrzeć jak nadchodzą kolejne po kolejnych gry, książki, filmy i DLC z umarlakami w rolach głównych. Czy to dobrze czy źle pozostawiam wam do oceny, ale bez wątpienia masakrowanie zombiaków to coś co gracze lubią najbardziej.
  22. Soaps
    Znacie to pewnie jak własną kieszeń. Wy, gracze.
    Myszka może szwankować w różnych momentach. Podczas rozgrywki, w menu, po meczu, ale jeśli nawala ona już w czasie najeżdżania na ikonkę gry wiedz, że coś się dzieje.
    Najpierw przygotowania, przedbiegi. Dobór zawodników, stylu gry i miejsca w którym wszystko się rozpocznie. Solidna, nieprzerwana growa rutyna, czy coś. Mikrofonu nie posiadam więc oszczędzę moim współtowarzyszom monologów rodem z Max Payne?a, szkoda. Klawiatura na szczęście ma się dobrze więc kompulsywnego komentowania meczu w przerwach po tym jak mnie ?uwalą? już sobie nie daruję. Nie tylko ty masz klawiaturę, pomyślałem.
    Magiczny napis oddzielający nas od błogiego zanurzenia się w rozgrywce pojawia się na ekranie. Klasyczny ?Loading? ozdabia jakiś jaskrawy, kolorowy screen i powoli zapełniający się paseczek postępu. Paseczek dobiegł do końca jeszcze tylko burzenie mistycznej bariery pomiędzy światem ludzi i graczy, gra staje się gotowa, a wraz z nią, gracz.
    [CHAT]
    KompErsian6778: wygrajmy ten zakichany mecz!!!!111
    [ZAMKINIJ OKNO CHATU]
    Pomijając bezsens powyższej wiadomości, gość ma dużo racji. Ruszyliśmy, na ekranie rozpoczął się ?najszybszy wywoływacz epilepsji na świecie?, mecz, bitwa. Radzę sobie nieźle, towarzysze okazują się też niczego sobie (ech ta moja skromność) więc nic tylko skupić się nad ekranem przede mną, ech jak dobrze, że nie jestem optymistą. Wrogowie padają jak muchy, my przedzieramy się przez nich jak głodny lis przez kury i ogółem wszyściuteńko idzie gładko.
    Altair88878PL: Jeszcze nigdy nie czułem się taki mocny!
    mortimer: czy my gramy z jakimiś n00bami??
    L9847ju4: hahhhaha no dawajcie cieniasy nudzę się!11!
    [ZAMKNIJ OKNO CHATU]
    Wynik naszej drużyny powiększał się z każdą sekundą o gargantuiczne liczby równocześnie pompując w nas coraz to większą satysfakcję. Przeciwnicy bluzgali na nas z taką samą pasją jak my ich ubijaliśmy jednego za drugim. Ci bardziej nerwowi po prostu opuszczali rozgrywkę by na ich miejsce wpuścić kolejne mięso armatnie.
    Vgetta90: im więcej tym lepiej, mycha płonie!
    [ZAMKNIJ OKNO CHATU]
    Trafił w sedno chłopak. I nie chodzi mi o liczbę przeciwników.
    To był niewątpliwie bardzo emocjonujące 15 minut i po prostu wiedziałem iż po meczu moje statystyki skoczą w górę jak nigdy dotąd. Nie żebym był jakimś cieniasem, to po prostu ten mecz nastrajał tak pozytywnie (ech ta moja skromność).
    W końcu na ekranie zrobiło się dosyć spokojnie, a wrogowie przestali nacierać jak szaleni. Swoista chwila spacerku w stronę głównej bazy wroga i wytchnienia. Oczywiście pozwoliło to też wykorzystać okienko chatu do ciekawszej rozmowy niż serenada wojennych okrzyków i naigrywań z przeciwników.
    mortimer: nie sądzicie iż to trochę dziwne? Nasi ?przeciwnicy? (czytaj? mięso armatnie) rośli przed oczyma jak grzyby po deszczu, a tu cisza?
    KompErsian6778: /mortimer już nie przesadzaj z tym ?mięsem armatnim? tobie panie profesjonalny nigdy nie zdarzyło się trafić do słabszego teamu albo po prostu mieć gorszy dzień?
    mortimer: nie, ale tobie najwyraźniej tak, że użalasz się tutaj zamiast uważać z kim grasz
    ja: panowie, skupcie się na grze, proszę, dziękuję
    [ZAMKNIJ OKNO CHATU]
    Po drodze skosiliśmy jeszcze kilka niedobitków i powolnym (powtarzam: powolnym) krokiem zbliżaliśmy się do celu. Pewni siebie, swoich umiejętności i oczywiście, wygranej. Jeden z bardziej rozgarniętych (i skupionych na grze, a nie na sobie) towarzyszy trafnie zauważył iż do drużyny przeciwnej dołączyło kilku całkiem wysokich rangą graczy. Nie żeby ostudziło to nasze morale czy zapał do waliki, szczególnie iż wydusił z siebie tylko anemiczne ?mamy przesrane?, a reszta panów kłóciła się między sobą.
    Stało się, wiedziałem, że pasmo zwycięstwa i chwały zawsze prędzej czy później musi zostać zachwiane. Przy bazie przeciwnika czekała na nas całkiem sprytnie (w sensie strategicznym) zastawiona zasadzka, a naładowani zemstą rywale z pomocą nowych nabytków wreszcie sprawiła (a raczej niestety sprawiła) iż przestaliśmy być bezgranicznie pewni siebie i zwątpiliśmy w zwycięstwo. Walka była długa. Pierwszy odpadł mortimer zalewając przy okazji okienko chatu kilkoma niecenzuralnymi epitetami. Drugi odpadłem ja bo chyba za bardzo chciałem pokazać jaki ze mnie hardcore? to znaczy, pewnie grali na cheatach (ech ta moja skromność). Po tej niechlubnej porażce u stóp celu przedarcie się przez obronę przeciwnika po raz drugi było dużo trudniejsze niż poprzednim razem, tu bez wątpienia trzeba było nie pojedynczych jednostek, tylko zespołu. Szkoda, że byliśmy tym pierwszym.
    Altair88878PL: ludzie zacznijcie działać zespołowo! Po tym wszystkim nie dam sobie odebrać zwycięstwa! Oni teraz nabrali wody w usta, sprawmy, że się utopią!
    L9847ju4: dobrze gadasz ziomek, zagrajmy w to jeszcze raz, razem.
    [ZAMKNIJ OKNO CHATU]
    Cóż tak jak na filmach, po krótkiej chwili smutku i zwątpienia nadchodzi czas na zwycięstwo dobra (czytaj: mnie) nad złem. Prawda? Tak! To zescalenie całego zespołu było właśnie tym czego nam było trzeba, zastrzykiem świeżej energii. Stanęliśmy na wysokości zadania i czekała nas ostatnia bitwa, o wszystko. Zadecydowano iż ja odegram w niej najbardziej znaczącą rolę. Dlaczego? Ponieważ cały czas koncentrowałem się przede wszystkim na meczu nie na chatcie, chociaż na samym początku deklarowałem całkiem inaczej. Dumny z siebie stanąłem naprzeciw wrogom ruszyłem i?
    ?i nic, stoję w miejscu, nie poruszam się. Wrogowie już mnie biją, a moje nieudolne próby ratowania się klawiaturą kończą się tragicznie. Dlaczego teraz??? Proszę zadziałaj ty nędzny złomie! I nic.
    Obelgi pod moim adresem sypią się lawinowo, ale ja nieustępliwie jestem dobrej myśli, uratujcie mnie, damy radę, razem. Tak!!! Dobrze wam idzie przeciwnicy giną! Zwycięstwo na wyciągnięcie ręki!
    [jeszcze tego pożałujesz, myszko kochana]
    Wiecie przecież, że ten tekst nie skończy się dobrze, ale tak bezlitosny czyn jak wywalenie mnie z serwera przez co zdobyte punkty poszły się walić to czyn niewybaczalny. Nie dla mych towarzyszy, tylko dla ciebie, myszko. I chociaż mój zespół wygrał, ja przegrałem.




  23. Soaps
    Jakoż dawno mnie tu nie było czuję patriotyczny obowiązek wytłumaczenia się z takiego stanu rzeczy. Fachowo (lub nie) nazwałbym ten okres jako ?chorobowy? bo okrutny wirus rozłożył mnie na czynniki pierwsze i naprawdę nie miałem siły mrugać (bo taki ze mnie biedny miś), ale jak to ze mną bywa jestem już cały zdrów i zdatny do pisania.
    Poczynając od poniedziałku spodziewajcie się co najmniej jednego wpisu tygodniowo przeważnie o tematyce growej (tylko żeby było jasne niczego nie obiecuję i małe odstępstwa zdarzyć się mogą), co nie oznacza iż tylko o takiej. Wielce zadowolony byłbym także gdybyście napisali mi co wy chcielibyście zobaczyć na moim oficjalnym blogu oprócz tego co dotychczas. Dobra dosyć paplaniny czas brać się za skrobanie (tzn. już czas)!*


    _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

    *jak pewnie się domyśliliście na tym blogu będą zamieszczane wszystkie wpisy ogłoszeniowo informacyjne aby niepotrzebnie nie zaśmiecać tego drugiego.
  24. Soaps
    Hurrrra! Koniec z abonamentem! Zaczyna się era darmowych gier o wysokiej jakości, właśnie tego nam było trzeba. Mam tak mało czasu i tak duży wybór. Co by tu wybrać? Może to? Dobra myślę iż będzie ok, zwłaszcza że legalnie i za darmo. Super, gra zainstalowana i po przydługim patchowaniu wreszcie gotowa do odpalenia. Już nie mogę się doczekać!




    Miłe złego początki
    Odpalam, pierwsze co rzuca mi się w oczy to bardzo mało subtelnie umieszczony dom aukcyjny. Wchodzę z ciekawości i oniemiałem. Żądają ode mnie prawdziwych pieniędzy za coś co poza grą nie przyda mi się właściwie na nic! Nie no, sekundka przecież było napisane jak byk ?za darmo?, coś tu musi być nie tak. Ej co to za drobny dru? mikropłatności. Zmora dzisiejszych tytułów ?za darmo? jakimi ostatnio jesteśmy obdarowywani ze wszystkich stron. I zawsze to samo tłumaczenie typu ?opłaty będą dobrowolne i nie dadzą płacącym przewagi nad darmozjadami, są całkowicie opcjonalne, naprawdę!?. Skoro nie dają nam żadnej przewagi to potencjalnie są nic nie warte. Skoro są nic nie warte to nikt nie uiści płatności za bezwartościową rzecz. Skoro nikt nie skorzysta z mikropłatności to po co w ogóle się w nie bawić z klientami? I tu tkwi kruczek. Jeżeli mamy do czynienia z grą w pełni darmową (najczęściej MMO) i posiada ona system ?dobrowolnych opłat? to możemy być całkowicie pewni iż ten ?płacący? zawsze będzie także tym ?znaczącym? i to wcale nie jest dziwne.
    Dziwne jest natomiast to, że ludzie wciąż i znowu nabierają się na kity jakie na bezczela wciskają nam developerzy. Jakie dobrowolne opłaty ja się pytam?! Skoro ktoś decyduje się płacić za produkt który normalnie i legalnie ma w pełni za darmo to prawie zawsze równa się to z tym iż ma potencjalny zysk z takiego interesu. Jasne twórcy mogą powiedzieć, że ludzie płacący to po prostu osoby które chcą jakoś wspomóc twórców i swoją ukochaną grę, ale błagam was dobra wola wyginęła już dawno temu a jej truchło równie dawno się rozłożyło. Trzeba nam wszak pamiętać taki malutki paradoks z którego wynika iż w sytuacji gdzie nie płacimy producentom za grę w którą wpakowali kupę kasy zdajemy się na ich łaskę. Nie możemy tym samym narzekać na forach jaki to świat jest zabugowany, nie możemy psioczyć na zbyt dużą ilość ?grindu? i nie możemy także niczego od twórców żądać ani wymagać (przykładowo patcha). Dlaczego? Bo wszystko mamy za darmo, a jak mówi stare przysłowie ?darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby?, które tu dodatkowo jest bardzo brutalnie wykorzystywane. Jasne nikt nam zrobienia powyżej opisanych rzeczy zabronić nie może, ale jaki cel naszego trudzenia się by twórcy łaskawie wydali patcha skoro zostanie to podsumowane ogólnym rozbawieniem lub całkowitym zignorowaniem? Żaden, słownie żaden.
    Po swojemu




    Będąc bardzo zajadłymi i upartymi możemy oczywiście wszystkie te płatne pierdółki zignorować, ale prędzej czy później przychodzi kryzysowy moment. Co dokładnie? Mianowicie jesteśmy zmuszani do podjęcia decyzji: albo gramy na upartego dzień i noc powoli dążąc do sukcesu lub wykładamy na stół realną kasiorę i przyspieszamy ten proces dziesięciokrotnie z pogardą patrząc na darmozjadów (jest jeszcze opcja ukryta czyli wywalenie gry z dysku). No dobra, może lekko przesadziłem lecz uwierzcie że w ogólnym rozrachunku wygląda to bardzo podobnie. Ponarzekałem, ale przecież na rynku można wciąż (zaczynam sądzić iż już bardzo niedługo) znaleźć wysokiej klasy MMO z abonamentem. Oczywiście, uiszczanie comiesięcznie wcale niemałych opłat trochę boli, ale chyba lepiej drogą ?płacę i wymagam? niż ?nie płacę i producent ma mnie w dupie?, prawda? Tyle tylko iż tutaj jesteśmy świadkami dokładnie tej samej sytuacji! Chociaż bez wątpienia to tytuły nie wymagające subskrypcji są bardziej łase na portfele graczy to produkcje abonamentowe niewiele im ustępują.
    Jedyną różnicą jest to, że gdy płacimy abonament mamy jeszcze jakąś gwarancję bezstresowego dojścia do maksymalnego poziomu nie korzystając z ?uszczęśliwiaczy?. Tyle tylko iż w takim na przykład World of Warcraft także znajdziemy sklepik w którym możemy zostawić sporo realnej gotówki, a jakby tego było mało na półkach sklepowych znajdziemy masę drogich dodatków. Chociaż może się wydawać że poza tym całym złem jakie tu opisałem produkcje MMO to wciągająca i angażująca rozgrywka, to czas otworzyć oczy i popatrzeć co dzieje się poza wzrokiem włodarzy wielkich korporacji. Tu dopiero jest wesoło! Wiecie ile plus minus zapłacimy za dziesięć tysięcy złota do WoWa? Czterdzieści złotych. A wiecie ile zabulimy za pięć razy tyle? Sto sześćdziesiąt złotych. Wymaksowana postać to już wydatek rzędu 250 złotych. Za tyle pieniędzy moglibyśmy mieć nie tylko ze dwie nowe gry, ale także załatwioną sprawę abonamentu na kilka miesięcy. I powiedzcie mi: skoro dostajemy już na starcie super hiper postać, kupujemy jeszcze grę, kartę pre-paid plus okazjonalnie jakiś dodatek to jaką mamy przyjemność z grania? Gdzie uczucie satysfakcji z wielu godzin spędzonych na pielęgnowaniu naszego podopiecznego by w końcu mógł stanąć w szranki z najlepszymi? A przede wszystkim gdzie podziała się niebagatelna suma jaką jeszcze przed minutą mieliśmy w portfelu? Ulotniła się tak szybko jak nasza chęć grania wymasowaną do granic postacią.
    Jeszcze morał i możesz iść do domu



    Z tej fali zniewag i niechęci wynika iż gry MMO to tylko typowe wyciągacze kasy klientów i gracze w ogóle nie powinni się nimi interesować. Dlaczego więc są tak popularne? Ponieważ pod tą górą niekonsekwencji wymieszanej z czasem wręcz chamską chciwością twórców kryją się naprawdę fajne gry. Oferują nam dużo contentu, zawsze znajdziemy w nich chętnych do wspólnej zabawy (nawet najbardziej podupadające MMO zwykle kończą żywot z ponad milionem graczy), oraz mamy duży wybór tematyczny od typowych mangowych fantasy (Tera) aż po Science Fiction (Star Wars: The Old Republec). Rozumiem iż w dużym stopniu przeczę samemu sobie bo najpierw narzekam i wytykam nawet najbardziej podstawowe potknięcia, a potem te produkcje chwalę. Wynika to z tego, że po prostu obarczyłbym sumienie gdybym nie oddał sprawiedliwości tytułom które w życiu skradły mi masę czasu. Wiele ludzi nie rozumie istoty MMO i nie chce mieć z nimi do czynienia. Po części można się z nimi zgodzić bo jak już człowiek wsiąknie to długo nie oderwie się od ekranu, ale właśnie to jak wiele czasu potrafią nam skraść takie gry pokazuje prawdziwą ich klasę. Co jednocześnie staje się ich największa zaleta jak i największą wadą.
  25. Soaps
    Jak bardzo odcinamy się od świata gdy odpalamy ulubioną grę? Jest to dla nas zwyczajna rozrywka czy ?coś więcej?? Immersja jest znanym i kochanym przez was zjawiskiem? A może zawracaniem głowy? I ostatnie pytanie, najważniejsze. Czy emocje takie jak przywiązanie do swoich towarzyszy lub ?scalenie? się z prowadzoną przez siebie postacią to zjawisko często u was występujące?



    Tak, tak wiem nie plujcie jadem, trochę zagmatwałem na wstępie i nie bardzo wiadomo o co mi właściwie chodzi. Żeby trochę ułatwić wam zrozumienie późniejszego bełkotu zapytam wprost (wiem obiecałem, że pytane na końcu wstępu będzie ostatnie, ale najwyraźniej jestem kłamcą), poczuliście coś kiedyś do zlepka wielokątów oglądanego na ekranie? Nie musi to być zaraz miłość (wiem jak to brzmi, ale ostrzegałem) tylko choćby iskierka niepozwalająca na przykład zginąć jakiejś bohaterce (albo bohaterowi). Pewnie pamiętacie jeszcze tekst Adziora do którego się tu trochę odwołam.
    Napisał on tam o pewnym jegomościu który podczas namiętnego grania w Skyrima nawiązał swoistą emocjonalną więź ze swoją towarzyszką Lydią, a po jej śmierci urządził jej nawet pogrzeb z prawdziwego zdarzenia. Nie wiem czy to śmieszne, tragiczne czy może jest po prostu nasileniem tego co sami niejednokrotnie przeżyliśmy, przeżyjemy i pewnie jeszcze długo przeżywać będziemy. Wiele osób na różnych forach opisuje swoje przywiązanie do przykładowo, postaci z uniwersum Mass Effect tłumacząc taki stan rzeczy genialną robotą scenarzystów. Opisują swoje odczucia co do romansów z postaciami, nawiązanych przyjaźniach itd. Nie powiecie mi chyba iż nigdy czegoś podobnego nie odczuliście. Ja tak i jak każdy, na swój sposób, na swoich warunkach?
    TBOSM*: Rozśmieszasz mnie! Żebyście widzieli co on wyprawiał na krześle podczas misji samobójczej z Mass Effecta 2. Siedzenie półdupkiem na krześle, ściskanie pada z całych sił i wojenne okrzyki można jeszcze zrzucić na te chrupki co wcześniej skonsumował, ale niecenzuralne okrzyki idące w stronę rozjuszonych wrogów i chodzenie przez tydzień oniemiałym (bez przesady! ? dop. Ja) już ciężko wyjaśnić.
    Romansowanie z przedstawicielkami płci pięknej to coś od czego chyba jeszcze nigdy nie mogłem się powstrzymać o ile gra dawała mi w tym temacie szerokie pole do popisu. Dość powiedzieć iż po tym jak mój ukochany komputerek ?wessał? mi sejwa z ME 1 i 2 przechodziłem je od początku dwa dni przed premierą trójki by zobaczyć króciutkie scenki pokazujące jak mój heros ?przykolegowuje się? do Tali. A mógłbym przecież zobaczyć je na YouTube! Nie, to by było za proste, nie będę oglądał jak ktoś inny przeżywa coś co mam przeżyć JA, bo to właśnie ja teraz gram i koniec. Odchodząc trochę od i tak już ostatnio za dużo eksploatowanego Mass Effecta wspomnę o rodzimym Wiedźminie 2 który wręcz zmiażdżył mnie tym co zaoferował. Poharcowałeś z Triss Merigold? To nic, nikt ci przecież nie zakaże zmienić zdania czy z nudów przepuścić trochę kasy w ?domu uciech?.
    Zdajesz sobie pewnie sprawę iż w tym momencie bardzo (za bardzo) naginasz definicję słowa ?trochę??
    Innymi słowy: jeden romans nie przekreśla nam opcji ?skoku w bok?, a jeśli dodatkowo z tego przywileju postanowimy skorzystać to odczujemy tego późniejsze konsekwencję. Czyli, przymykając oko na to i na to, jak w życiu. Inna sytuacja, gram sobie w Dragon Age II. Pamiętając iż ?padanie? naszych towarzyszy to chleb powszedni tej gry dostałem swoistej furii gdy pewien templariusz brutalnymi ciosami w plecy powalił moją Isabel. Zapomniałem, że dookoła toczy się walka, a reszta towarzyszy też nie jest nieśmiertelna, chciałem tylko jednego. Zatłuc tego cholernego templariusza i zobaczyć jak w kałuży krwi pada na glebę. Wtedy odczułem wewnętrzny spokój i? sam w kałuży krwi padłem na glebę, ale co tam, zemsta jest zemsta.
    Tzn. twój wewnętrzny mściciel/psychopata został zaspokojony?




    Odczucie towarzyszące nam podczas rozgrywki jakie wyżej opisałem to, jak już nieraz zostało powiedziane, po prostu dobra robota panów scenarzystów (chociaż niebywałe brawa w większości przypadków należą się także oryginalnym dubbingowcom), ale czy jest to reguła? Nie! Wystarczy iż dana postać po prostu nam towarzyszy, a bez wątpienia się do niej przywiążemy. Idealnym przykładem w moim przypadku będzie tu jeszcze całkiem świeża Dragon?s Dogma. Jako, że z reguły gram przedstawicielami płci męskiej, postanowiłem iż kompan na którego wygląd mam wpływ będzie ciemnoskórą Elfką z bliznami i długim łukiem.
    I chociaż w dużej części było to spowodowane tym iż moją towarzyszkę kształtowałem tak by była godna stać u mojego boku, a wieśniacy patrzyli na nią z zazdrością i wywalonym jęzorem to? przywiązałem się. I do niej (nazwałem ją Eli?ana pasowało mi jak ulał jako imię dla elfki) i do rudego facia który kroczył tuż za nią uzdrawiając naszą dwójkę w krytycznych momentach i ogółem do całej towarzyszącej mi karawany. Wiecie dlaczego? Bo byli ze mną na dobre i na złe. Nawet jak kilka razy przeze mnie zginęli. Nawet jak zrzucałem ich z przepaści by potem jako rycerz w lśniącej zbroi epicko pobiec na ratunek. Po prostu tak się stało nie miałem na to wpływu (oczywiście na przywiązanie, a nie na wspomnianą ?przygodę z klifem? jak ją roboczo nazwałem?).
    Tak tłumacz się tłumacz, zdemaskowali cię. Wiedzą już, że nie śpisz w trumnie, nie jesz ludzkiego mięsa i nie jesteś z kamienia tylko z ciebie wrażliwa istotka jest (szczególnie gdy z bananem na ustach masakrowałem cywili na moskiewskim lotnisku, co nie?! ? dop. Ja). Ale chyba wtedy grałeś w Call of Duty, prawda?!
    Nie wiem czy jestem jakimś ewenementem czy po prostu łatwo ulegamy temu co serwują nam utalentowani scenarzyści. Może to zwykła kolej rzeczy. Bo w końcu jednym z częstych argumentów podczas niezbyt przyjemnej rozmowy o temacie ?dlaczemu grasz?? jest ?a dlatemu bo na tę kilka godzin chcę oderwać się od rzeczywistości i zapomnieć o bożym świecie?. A jak wy do tego podchodzicie? Czy czując coś głębokiego do wirtualnej postaci czujecie się trochę dziwnie i raczej wolicie się z tym kryć? A jak wasze otoczenie reaguje na ten swoisty? hmmm, romans z telewizorem?
    No już nie przesadzaj. Przecież to tylko niewinny flirt!
    *TBOSM ? czyli "Ta Bardziej Otwarta Strona Mnie", w sensie ta mniej skryta (?).
×
×
  • Utwórz nowe...