Skocz do zawartości

sleeskee

Hall of FAme
  • Zawartość

    1662
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wpisy blogu napisane przez sleeskee

  1. sleeskee
    Sytuacja dosłownie sprzed godzinki. Dzwoni do naszego sklepu internetowego jegomość, jak to na odległość bywa o bliżej nieokreślonym wieku, z intencją zasięgnięcia informacji. Po odmowie wysłania mu produktu za pobraniem (nie obsługujemy, kwestia techniczna), w skrócie zarysował ryzyko płacenia z góry, stwierdzając iż "już wie jakiego typu" jest to sklep, po czym pośpiesznie się rozłączył. Pomijając fakt, iż przy rozmowie w cztery oczy za zarzut robienia przekrętów (bo tak to zabrzmiało na żywo) dostałby po twarzy strofującym liściem, to sama teza uznawania przesyłek pobraniowych za najbezpieczniejsze jest wszechpanującym mitem.
    Jak działa wysyłka za pobraniem? Za zamówiony towar pieniądz przekazujemy listonoszowi Poczty Polskiej przy odbieraniu przesyłki. Jest jednak jedno ale - paczkę otrzymamy dopiero, gdy za nią zapłacimy, nie wcześniej. Co więcej - nawet jeśli przytrzymamy listonosza aby przy nim zajrzeć do środka to nic nam to nie da. Jeżeli zamiast telefonu otrzymamy pospolitego ziemniaka (z dwoma odrostami) to listonosz nam kasy nie zwróci, paczki nie zabierze - w końcu skąd ma wiedzieć czy sobie żeśmy pyrka czy cegły nie zamówili. Odmową poczta chroni się także przed zarzutami otwierania paczek, ryzykiem zagubienia zawartości itp. Zaświadczeniem stwierdzenia zawartości pracownik poczty także nas nie uraczy - nie mają oni takiego obowiązku. Wisienką na torcie jest oczywiście fakt, iż przesyłka taka więcej kosztuje bo transportowiec wykonuje dwie usługi (dostarczenie paczki kupującemu + dostarczenie pieniędzy sprzedającemu). W rezultacie zostajemy z naszym cennym warzywem, świstkiem urzędowym PP i lżejszą kieszenią.
    Mowa oczywiście o Poczcie Polskiej, bo kurierzy dadzą nam przynajmniej na życzenie papierek potwierdzający co jest w środku. O ile będziemy w stanie ich przekonać by poczekali, bo pracy to oni mają nadmiar i wyjeździć swoje muszą.
    Jedynym plusem płacenia przy odbiorze jest sytuacja, że jeśli oszust nam w ogóle paczki nie wyśle to pieniędzy nie dostanie, podczas gdy przy płatności z góry kasa wędruje na jego konto. Jednak skoro już ktoś nastawia się na proceder naciągania ludzi to co go powstrzyma przed wysłaniem nam tego ziemniaka za pobraniem?
    Jak więc bezpiecznie płacić? Tylko z góry przelewem. Przy wpłacie na konto otrzymujemy, czy to z naszego banku, czy to z Poczty Polskiej, potwierdzenie przelania kwoty. Co najważniejsze - mamy na nim numer konta naszego odbiorcy, a te w naszym kraju są zakładane na weryfikowane osoby. Przy przesyłce za pobraniem na kwitku odbioru figuruje jedynie imię i nazwisko, których to właściciel niekoniecznie musi później rezydować pod wskazanym adresem (hotel, schronisko). Mając za sobą banki jako gwarant posiadania historii prowadzenia kont przez obu kontrahentów możemy spokojnie te pieniądze sprzedawcy wysłać. W razie podejrzenia wyłudzenia i zgłoszenia sprawy na Policję bank będzie mógł sprawdzić na kogo pierwotnie rachunek został założony, jakie adresy były aktualizowane oraz gdzie korespondencja była kierowana. Dołóżmy do tego googlowanie treści: sklepy internetowe po REGONie, osoby prywatne po danych i adresach itp. Obejście tego wszystkiego dla pospolitego internetowego oszusta jest olbrzymim wyzwaniem.
    Sens przesyłki pobraniowej szybko wygasa - kiedyś dostęp do obsługi konta bankowego był trudniejszy, dziś do wykonania przelewu wystarczy telefon, komputer z dostępem do sieci czy chociażby urząd pocztowy. Jest to archaiczna metoda płatności, która niepotrzebnie komplikuje dopięcie transakcji obu stronom. System obrotu towarowego posiada wiele innych skuteczniejszych metod zabezpieczania się przed bycia oszukanym. Transakcje internetowe działają i tak na zasadzie wzajemnego zaufania, a więc jeżeli ktoś w każdym sprzedawcy widzi potencjalnego złodzieja to niech lepiej kupuje goodsy na lokalnym straganie.
    PS Dzwoniący jegomość interesował się produktem wartym 25 zł.
  2. sleeskee
    Nie tak dawno, bo w Dzień Dziecka, telewizornia uraczyła kidsy Wojowniczymi Żółwiami Ninja w wersji CGI z 2007 roku. Jako że gołowąsym będąc maniakalnie wszystko co powiązane z tym tematem wręcz pochłaniałem, chcąc nieco połechtać przyjemnością nostalgiczne komórki, niczym nieskrępowany klapnąłem przed odbiornikiem żądny rozrywki.
    TMNT okazało się w rezultacie pomimo deczko drętwego, jak to zwykle w Polsce bywa, dubbingu całkiem przyjemnym doświadczeniem z jednym zastrzeżeniem - coś mało walk było jak na nindżasowe klimaty. Generalnie sprawnie sklecona opowiastka z oparciem o całkiem nowych antagonistów (acz brak Shreddera jednak ciężko strawić...), elegancko zanimowana i z rozmachem promowana - gdybym był ze dwie dekady młodszy to pewnie widzianoby mnie w siódmym niebie.
    Skoro już dałem się ponieść wspominaniu tchnęło mnie by poszperać w prywatnym archiwum i ku mej uciesze odnalazłem stare dobre kasety VHS, zarówno z kreskówkami jak i dwoma filmami aktorskimi. O tyle cenne to eksponaty, że oryginalne, co w tamtych czasach było, delikatnie ujmując, powodem do pukania się w czółko u zazdrośników. Gdy kręcono pierwszy live action movie połowa fandomu z podniety puszczała zewsząd płyny, druga część dała się ponieść już na seansie. Efekty specjalne, sprowadzające się głównie do gumofilcowych wdzianek tytułowych Skorupiaków, szokowały ówcześnie swym realistycznym i szczegółowym wykonaniem. Ba, nawet po dziś dzień wygląda to lepiej niż smok w swojskim Wiedźminie Całość w lekkim, niezwykle humorzastym stylu idealnie odwzorowanym przez Partners in Kryme w klipie nakręcającym całą koniunkturę filmową.
    Gdy sprawnie zamontowana antena satelitarna złapała Sky One przerzuciłem się z pasją na blok kreskówkowy Fun Factory z Jace and the Wheeled Warriors oraz przede wszystkim Transformers na czele. Temu drugiemu uniwersum jestem wierny prawie 20 lat, po dziś dzień. Acz to temat na inny wpis
    A jak to było u was ze wczesnym oglądaniem? Jakie filmy i kreskówki was za młodu kręciły?

    Youtube Video -> Oryginalne wideo
  3. sleeskee
    Siema dziabągi. Trochę czasu głowiłem się nad tematem przewodnim tego bloga, a że nie mam w zwyczaju wylewać żali dnia codziennego publicznie postanowiłem sięgnąć po coś bardziej radosnego - wspominanie!
    Niepodważalnym atutem najlepszych gier jest ich ponadczasowość. Czy nie zdaża Wam się porzucić na moment najświeższe produkcje by po kryjomu wyciągnąć z czeluści dysku twardego (dla hardkorowców: odkurzyć dyskietki 3,5'') i oddać się rozkoszy przemyśleń powiązanych nierzadko z początkami naszego grywania? Przypomijcie sobie Wasz pierwszy sprzęt domowy do grania, pierwszą gierę jaka Was pochłonęła bezlitośnie oraz szereg ciągnących się za tym wyrzeczeń - nic, poza cycem w garści, nie jest w stanie przebić uczucia błogości, jaką ciągnie za sobą nostalgia. Paradoksalnie ten stuff ma więcej magii w sobie niż moglibyśmy sobie wyobrazić, a ich szitowość staje się dodatkowym wyzwaniem windującym poziom trudności. A przecież na samym graniu się przygoda nie kończy!
    Dajcie znać jak postrzegacie zagadnienie nostalgii komputerowej, w którą stronę warto z wpisami pójść, o czym warto podyskutować. Co więcej - dzielcie się własnymi wrażeniami, chwalcie pierwszym sprzętem i gierami którymi zaczynaliście swą przygodę z wirtualną rozrywką. Komentarze będą wytyczną dalszej drogi rozwojowej tego bloga.
    Zachęcam wszystkich do lektury artykułu:
    - Ogień Oldschoola wiecznie żywy!
    Peace!
×
×
  • Utwórz nowe...