"ps i te sprawy nie wchodzą w grę."
Pozwólcie że zacytuję Zorzin'a. Cytat pochodzi z jego bloga gdzie przedstawił kilka swoich fotek.
Panmyster zasugerował że autor powinien przysiedzieć trochę nad fotkami w jakimś photoshopie czy innym gimpie.
Na to Zorzin:
"panmyster- ps i te sprawy nie wchodzą w grę. Jak dla mnie to nie ma sensu, bo z największego gniota można zrobić cudo. Mi chodzi o przedstawienie zdjęć takim, jakie zostało zrobione."
Twardziel prawda?
Szkoda tylko że cholernie niekonsekwentny.
Dlaczego?
Ano dlatego że robiąc zdjęcia aparatem cyfrowym JUŻ zdecydował się na obróbkę fotki jakimś programem graficznym. Gorzej - nie przedstawia rzeczywistości tak jaką była, tylko właśnie przetworzoną.
Kiedy to zrobił? W momencie gdy nacisnął spust na swoim aparacie.
Prześledźmy jak to się stało:
Był rok 2009, Białobrzegi koło Augustowa. Zorzin przedzierając się przez chaszcze śledził lot ważki. Cierpliwie czekał... i czekał... i czekał.
Gdy wreszcie owad usiadł na kłosie, Zorzin poderwał aparat do oka. Krótka jak mgnienie chwila na złapanie ostrości wykadrowanie i strzał.
a teraz włączamy Matrix mode zwolnijmy na chwilę i zobaczmy co dokładnie się stało
promienie słońca padały na ważkę. Odbita od owada wiązka fotonów poleciała w kierunku aparatu Zorzina. Fotony wpadły do obiektywu. Przebijały się przez kolejne warstwy soczewek. Aż nareszcie większość z nich, ale nie wszystkie, padły na matrycę. Wzbudzone fotoreceptory wysłały sygnały elektryczne do procesora aparatu. A procesor używając OPROGRAMOWANIA GRAFICZNEGO które jakiś mały Japończyk wcisnął do W80 przetworzył impulsy elektryczne na ślicznego jpg.
Matrix mode OFF
Tak więc Zorzin użył programu graficznego, tyle że nieświadomie. A co najgorsze o tym jaka ma być fota zadecydował nie on sam a właśnie ten mały Japończyk który oprogramował zorzinowego Sony.
Tak więc gdyby Zorzin usiadł teraz do PS czy Gimpa, miałby szansę pokazać nam to co widział naprawdę. A to lekko poprawiając kontast, a to zmieniając balans bieli, a to regulując nasycenie konkretnych kolorów.
A tak zobaczyliśmy świat jaki wyobraża sobie pewien mały anonimowy Japończyk.
I na koniec proponuję mały skok w przeszłość. Uwaga... Lecimy....
wzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzziuuu...
Mamy rok 1970. W Osiedlowym Domu Kultury, zdolny fotoamator Pan Z. prezentuje swoje zdjęcia. Ściany klubokawiarni obwieszone są pięknymi zimowymi kwiatami, zdjęciami owadów.
Zwiedzający chodzą od jednego do drugiego wzdychając. Jeden z gości, nazwijmy go Panem P zagaduje Autora:
-Panie Z, świetne foty. A tak z ciekawości długo siedział pan w ciemni przy wywoływaniu?
Na to Pan Z:
-Ciemnia i te sprawy nie wchodzą w grę. Jak dla mnie to nie ma sensu, bo z największego gniota można zrobić cudo. Mi chodzi o przedstawienie zdjęć takim, jakie zostało zrobione. Oddałem je do wywołania u naszego osiedlowego fotografa.
BRZMI ABSURDALNIE PRAWDA? [ o ile czytający jeszcze pamiętają co to ciemnia fotograficzna;)
wzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzziuuuuu....
i jesteśmy znowu w 2010r. Pewne rzeczy się zmieniły. Np to że fotografowie analogowi mieli ciemnię, dzisiaj fotografowie cyfrowi mają photoshopa
i tak na koniec Zorzin: z gniota w żadnym PSie nie zrobisz dobrej foty. Uwierz.
8 komentarzy
Rekomendowane komentarze