Równouprawnienie, czyli kolejny wpis o tym samym
Kierując się swym instynktem stadnym dołączam do P_aula, Dracii, t3trisa et al. piszących o feminizmie, równouprawnieniu, patrioryzmie i w ogóle wszystkim na czym świat stoi. Dziwi mnie trochę osamotnienie Dracii w jej poglądach, ale o tym zaraz. Z wielom stwierdzeniami Pana P czy t3trisa jest w stanie się zgodzić, ale też uważam, że wytykając różne absurdy postulatów feministek, patriotów czy kogo tam jeszcze zapominają o problemach, które jednak istnieją.
Paradoksem jest to, że głośno krzyczące organizacje feministyczne/homoseksulane/whatever najczęściej wyrządzają więcej szkody samej sprawie niż jej przeciwnicy. Często takie głosy prowadzą o wyolbrzymienia problemów czy też rozciągania ich do absurdu. Podobnie jest z poprawnością polityczną, która w zdroworozsądkowym wydaniu mogłaby być dobra dla poziomu dyskusji, a stała się potworkiem pełnym idiotyzmów. Moim zdaniem podobnie dzieje się teraz z walczącymi o różnorakie równouprawnienia. I o ile nie można zapominać o zasługach sufrażystek oraz ich następczyć w walce o prawo do głosowania oraz wielu innych efektach ich walki, to teraz robi się nam nieco karykaturalnie. Ciężko powiedzieć ile jest w tym winy samych feministek, ale upraszczania i wypaczania ich poglądów. Nie wiem. Wiem za to jakie są efekty.
A efekty są dworakie - niektórzy widzą Polskę (czy też inne kraje) jako piekło na ziemi dla ambitnych kobiet i odważnych homoseksulistów/ek, a także Żydów, Afroamerykanów i innych uciśnionych. Dobrego się dla nich nie dzieje, Polak jest zły. Mężczyzna jeszcze gorszy. Wszelkie nierówności są wyolbrzymiane, a wszelka krytyka uważana za zamach na świętość. Drugim efektem jest powiązany ściśle z pierwszym - jest to jego zaprzeczenie. Dochodzi do obśmiewania środowisk równouprawnieniowych, a co za tym idzie do obśmiewania wszystkich spraw, o które toczy się walka. Nie muszę chyba mówić, że i tak jest źle, i tak niedobrze. A najbardziej tracę na tym osoby, które naprawdę chcą zrobić coś dobrego.
Bzdurą jest uważanie, że totalne równouprawnienie jest możliwe. Nie bardzo więc rozumiem ciągle wracanie do argumentów biologicznych - żadna zdroworozsądkowa osoba nie będzie zaprzeczała różnicom biologicznym, więc i ciągłe o nich przypominanie jest dla mnie zupełnie chybionym argumentem. Wynikającym chyba z braku argumentów. Tak - kobieta i mężczyzna są różni. Inna sprawa, że coraz więcej badań dowodzi, że w wielu kwestiach wcale aż tak różni nie są - zwłaszcza, jeśli chodzi o różnice umysłowe. Ale bzdurą jest też zupełne pomijanie problemu. Mały cytat:
Badań takich i liczb jest o wiele więcej - jak ktoś chce, to mogę poszukać. Albo poprosić Renee o pomoc. Można tu teraz próbować tłumaczyć te rozbieżności, ale prawie 30% to już bardzo duża różnica. Szklany sufit istnieje i bardzo często trudno jest go kobietom rozbić. Kobiety są ciągle przypisane do najniżej opłacanych zawodów...
Ale, ale - nie samymi kobietami człowiek żyje. To, co piszę odnosi się w dużej mierze do wielu innych problemów. W pewnych kwestiach poszkodowani są mężczyźni, poszkodowane może być całe społeczeństwo, które musi płacić za emerytury różnych leni. Wytykajmy bzdury, obśmiewajmy absurdy, koniecznie! Ale nie kończym tylko na tym...
A tak dla rozluźnienia sprawa równouprawnienia pewnej mało docenianej grupy zawodowej:
10 komentarzy
Rekomendowane komentarze