Skocz do zawartości

A idź pan w pyry

  • wpisy
    345
  • komentarzy
    4878
  • wyświetleń
    461697

Spływ, że czapki z głów


Qbuś

344 wyświetleń

Dziś premierę swą będzie miała kategoria-antynomia. Antynomia czego? Ano kategorii tytułowo-narzekalnej, czyli 'a idź pan w pyry'. Jak więc nietrudno się domyśleć kategoria ta będzie wyciągana na wierzch, gdy będę chciał coś polecić, pochwalić, pogłaskać lub też w inny sposób się pochwalić, że miałem z tym czymś okazję obcować.

p4080020.jpg

Tym razem miałem okazję obcować (ponownie) z rzeką Wel. Zorganizowany cztery lata temu spływ był pierwszym z organizowanych prywatnie spływów bożocielnych. Zaczęło się właśnie od Weli, następnie była Drwęca, Wda, Brda i znów Wel. Powrót na Wel był dość znaczący, gdyż jest to chyba najtrudniejsza z tych rzek, a pierwszy spływ wielu zapadł w pamięć. Trzeba było sporo się namachać, przenosić, przeciągać przez drzewa, rozpędem pokonywać drzewa, a także pokonać piekiełko, czyli parokilometrowy odcinek o charakterze górskim niemalże. Teraz chcieliśmy sprawdzić, czy rzeczywiście było tak wesoło, czy to tylko kwestia tego, że był to dla większości pierwszy spływ.

wel160.jpg

Tym razem na miejsce startu przybyliśmy w środowy wieczór, więc zaczęło się od ogniskowo-śpiewnego zmierzchu. Prognozy nie zapowiadały zbyt ciekawych warunków, ale czwartek słońcem nas powitał. Z czwartku na piątek się nieco popsuła aura, lecz w trakcie dnia ciężkiego wiosłowania po jeziorach słońce wróciło. Niestety... Spływ zakończył się przedwcześnie - w sobotę rano zaczęło padać i padać przestać nie chciało, zapadła więc decyzja o powrocie. Nie dane więc było mi znów zmierzyć się piekiełkiem oraz podziwiać kilkunastometrowych skarp leśnych. Ale i tak było bardzo dobrze. Rzeka meandruje w wielu miejscach dość mocno, wijąc się w tę i we w tę, przez pola, lasy. Czasem bywa bardzo wąska, co pozwala poczuć się dość blisko 'tego wszystkiego'. Na dodatek jest to rzeka nie aż tak często uczęszczana (choć akurat w dłuższe weekendy ktoś tam zawsze bywa) i płynąca przez tereny mało ludne, więc nie ma za bardzo syfu, sporo jest poprzewracanych drzew i dużo spokoju.

Trzeba tak od czasu do czasu uciec zupełnie od biurowego krzesła, poczuć mięśnie przez siedem godzin machania wiosłem i nacieszyć się mokrym tyłkiem. Może to ostatnie niekonicznie, ale soczysta zieleń, kaczeńce, lilie wodne i gęste lasy już tak. Polecam każdemu, kto chce się nieco zmęczyć na niekoniecznie łatwym szlaku. A za rok następna rzeka!

Howgh!

6 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Nigdy nie byłem fanem wychodzenia z domu, choć ostatnio wychodzę na spacery z psem i to nawet całkiem długie, ale tu chyba nie o to chodzi.

Znaczy tak w ogóle wychodzenia z domu? I wyjazdów? I podróży? I wojaży? 'Tu' znaczy w Twoim wychodzeniu czy moim spływie?

Link do komentarza

W ogóle wychodzenia z domu, w okresach zimowych narobię sobie zapasów wszelakich, a że pracuję w przydomowym warsztacie, to i kilka dni z rzędu w ogóle nie muszę na zewnątrz wychodzić.

Wyjazdów/podróży/etc. serdecznie nienawidzę, podczas ostatniego noclegu poza domem stwierdziłem, że dłużej nie wytrzymam i wróciłem ze zjazdu (studia w Krakowie) dzień wcześniej ;p

"Tu" - miałem na myśli twój spływ, gdyż w trakcie pisania komentarza uznałem, że pisanie o wychodzeniu z psem ma się umiarkowanie do czerpania radości z podróży, ze spływu i obcowania z naturą - w zestawieniu z rutyną codziennej monotonnej pracy, czyli ogólnie tego, co IMO chciałeś swoim wpisem przekazać.

Link do komentarza
Mmm, spływy kajakarskie :D

Wel to dopływ Drwęcy, więc całkiem blisko. Solo? Całą Drwęcę solo czy może był to wypad dniowy?

MSaint --> I ma, i nie ma. Ja sam bardzo lubię prowadzić domowy tryb życia - czytelniczo, komputerowo, filmowo osiadły. Nie mam nic przeciwko, ale czasem po prostu odczuwam potrzebę wyrwania się gdzieś 'w dzicz'. I to nie tylko w weekendy urlopowo od pracy, ale po prostu. Zawsze lubiłem iść gdzieś sobie pochodzić, samemu lub nie. Posiedzieć bezczynnie nad rzeką i rozmyślać o tym lub tamtym. Taki ze mnie epizodyczny eskapista.

Link do komentarza

Tylko dniowy - chociaż teraz jak z ojcem zmontowaliśmy własny kajak (biorąc wymiary z tanio nabytego, bo całkiem zdezelowanego) to może i dłużej niż dzień będziemy pływać :)

O ile nie zatoniemy po pięciu minutach ;)

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...