Skocz do zawartości
  • wpisy
    56
  • komentarzy
    355
  • wyświetleń
    34481

Powieść: Zjednoczenie ? prolog


Knight Martius

882 wyświetleń

Chyba nie ma co dłużej zwlekać.

Zgodnie z tym, co mieliście okazję czytać w poprzednim wpisie (albo i nie), pragnę zaprezentować Wam powieść z gatunku przygodowej fantasy, trzeci utwór wchodzący w skład ?Cyklu smoczego rycerza?: ?Zjednoczenie?. A przynajmniej prolog tegoż.

Powiem tak za kulisami, że miałem duży problem z napisaniem tego. Całość musiałem przeprawiać chyba sześć albo siedem razy (gdzie ?przeprawiać? znaczy też ?napisać od nowa?), a i teraz nie mam pewności, czy tego tekstu nie będę musiał znowu jakkolwiek poprawiać. Liczę więc na Wasze komentarze.

Standardowo też zapraszam do odwiedzenia bloga ?Eskapizm stosowany?, gdzie kolejne rozdziały mam zamiar zamieszczać najwcześniej w całej sieci, a także do polubienia fanpage?a tego bloga na FB (link w bloku w prawym górnym rogu).

Następny rozdział ukaże się w okolicach świąt.

Miłej lektury!

* * *

Zjednoczenie

Na niebie zbierały się ciemne chmury. Tłum mieszczan oraz chłopów, uzbrojonych w widły, łuczywa i w co jeszcze nawinęło się pod rękę, zmierzał niestrudzenie przez las. Za nic mieli słońce, które powoli już uciekało za horyzont.

? Na pewno go tam widziałeś? ? zapytał jeden mieszczanin innego.

? Ani chybi!

Idrinus, również trzymający pochodnię, dociekał, dokąd to wszystko zaprowadzi.

Zaczęła padać mżawka; krople spływały po koronach drzew prosto na ludzi. Było jednak wiadomo, że taki deszcz ich nie powstrzyma.

Śnieżynka zarżała nerwowo.

? Spokojnie, moja droga ? rzekł Idrinus, schyliwszy się.

Chwycił zawieszony u szyi amulet, czując, jak drży. Rzeczywiście, zaświecił się, inna sprawa, iż nie po raz pierwszy. Miał kształt złotego koła, gdzie nałożone były na siebie dwa rubinowe krzyże: jeden z ramionami prostymi, drugi z ukośnymi.

Idrinus wiedział. Cel znajdował się blisko.

Tłum wychodził na szczere pole. Każdy po kolei widział, jak przed nim rozpościera się góra, sięgająca niemalże ku niebu. U jej stóp płynęła wartko rzeczka, a w oddali dało się słyszeć szum wodospadu. Wszyscy się zebrali, unosząc co chwila broń i wydając kakofonię dźwięków.

? To tutaj? ? ktoś zapytał.

? Ano! Sam żem widział, jak poczwara leciała mniej więcej stąd!

? Ale jak się tam dostaniemy? ? padła wątpliwość ze strony co najmniej kilku osób. Przynajmniej tyle Idrinus zdołał wydobyć z hałasu.

? Tam! Tam coś jest!

Wszyscy jak na zawołanie odwrócili się w stronę źródła krzyku. Jak się okazało, co niektórzy obeszli częściowo górę i znaleźli niedaleko w skale wybrzuszenie, które dawało się naruszyć. Nigdzie indziej nie było widać wejścia.

? Trzeba będzie odsunąć to jakoś! ? zawołał jeden z tłumu.

? No to działamy! Na trzy!

Kilka osób przyłożyło dłonie do wybrzuszenia, po czym próbowało je pchnąć, policzywszy do umówionej liczby. Uczynili to samo jeszcze kilka razy, nim głaz przetoczył się do środka.

? No! Idziemy! ? ktoś krzyknął.

? Czekajcie, waszmościowie! ? zawołał Idrinus, podjeżdżając do wejścia.

Tłum wydawał pomruki, które dało się rozumieć jako: ?Na co??. Jeździec uniósł ręce, żeby uspokoić słuchaczy.

? Nie możemy być pewni, czy ów stwór ukrywa się wewnątrz tej majestatycznej góry. O ile waszmościowie wyrażą zgodę, z przyjemnością wejdę samotnie, by to sprawdzić.

? A kim ty jesteś, coby nam rozkazywać?! ? ryknął jeden z chłopów. ? Z drogi nam, jużci my tam wejdziemy!

Ludzie krzyknęli z aprobatą.

? Zdaję sobie sprawę, iż kierują wami silne emocje ? przekonywał wciąż Idrinus. ? Lecz nadal nalegam, abyście pozwolili najpierw mnie udać się na poszukiwania. Jeśli znajdę poczwarę, solennie obiecuję, że wydam ją wam, a wy, waszmościowie, uczynicie z nią, co uznacie za stosowne. A jeżeli nie uda mi się wrócić, póki słońce nie znajdzie? wówczas możecie wejść, uznawszy mnie za zabitego. Jednak nie wcześniej.

Zapadła cisza, sporadycznie przerywana pojedynczymi, nic nieznaczącymi głosami. Dopiero po chwili ktoś odezwał się głośniej:

? A pozwólmy mości rycerzowi najpierw to sprawdzić! A nuż bestii tam nie ma i tylko marnujemy czas?

Ruszyło jak lawina ? kolejni wyrażali aprobatę dla pomysłu Idrinusa. Widać było jednak, że niektórzy przystali nań niechętnie.

? I co, będziemy tu sterczeć jak te kołki? ? ktoś nagle zawołał.

? No! Wchodzimy wszyscy, i mości rycerzowi nic do tego!

Rycerz westchnął.

? Bestia to pewnie straszliwa. Gdy się z nią zetkniecie, wnet możecie zostać obarczeni klątwą.

Słysząc to, chłopi jakby się cofnęli. Podobnie jak część mieszczan. ?Część? jednak nie znaczyła ?wszyscy?.

? A w cholerę z klątwą! ? krzyknął ktoś niższy, z rudą brodą zawiązaną w zabawnie wyglądające warkocze, jadący na karym kucu. Krasnolud. ? Idziemy! Nie będziemy czasu marnotrawić!

Obok niego dosiadał gniadego wierzchowca inny krępy osobnik, z bujną blond czupryną, który milczał. Wielu ludzi głośno poparło sugestię tamtego.

Zrezygnowany jeździec zszedł ze Śnieżynki. Klacz prychnęła, jakby nie podobała się jej ta koncepcja.

? W porządku, wszak powstrzymać was nie mogę! Lecz pozwólcie, iż udam się pierwszy!

Rycerz wszedł do środka.

Jak do tego doszło? Idrinus ? zakuty w pełną zbroję płytową ? stwierdziłby, że zupełnym przypadkiem. To zbieg okoliczności bowiem zadecydował o tym, iż rycerz napotkał tłum, który pragnął tylko śmierci bestii grasującej w okolicach. Również przez zbieg okoliczności dołączył doń, gdyż tak się złożyło, że zmierzał w tę samą stronę. Przy okazji więc pytał ludzi o potwora. ?Duży bydlak postury ludzkiej i o proweniencji smoczej? ? rzekł jeden z mieszczan. ?I zbroję nosił? ? dodał inny. Jeszcze chłopi mówili, iż poczwara ta swego czasu spaliła im ładną część zboża. Ogólnie mieszkańcy chcieli stworowi, co to ich nęka, odpłacić pięknym za nadobne.

Ale dzięki temu przynajmniej Idrinus wiedział, że obrał właściwy kierunek. Usłyszawszy o tej bestii, podjął podróż z dalekich stron, byle tylko do niej dotrzeć. Najlepiej jako pierwszy.

Tymczasem, trzymając zapaloną pochodnię, szedł po ciemnej i chłodnej jaskini. Słyszał za sobą okrzyki ludzi, którzy rozdzielali się, a następnie podążali różnymi jej korytarzami. Niektórzy, rzecz jasna, udali się za rycerzem. On zaś musiał na to przystać, czy mu się taki stan rzeczy podobał, czy nie.

Amulet ponownie błysnął. Idrinus czuł się niepewny, ale teraz jakby mniej. Wiedział, że się nie zgubi. Jednak wśród ludzi od razu rozległy się pomruki.

Trochę czasu minęło, a przedmiot u szyi rycerza zaświecił bardziej. Idrinusa coraz silniej uderzał zapach siarki. W końcu, po nieznośnie długim chodzie, dotarł do legowiska.

Nikogo w nim nie było. Amulet nagle przestał błyszczeć.

Duża, urządzona na planie koła jaskinia zdawała się zamieszkała. Na ziemi znajdował się szeroki, oszlifowany na wierzchu kamień, zwierzęce kości oraz chrust. Przy ścianie zatknięte były łuczywa, obecnie niezapalone. Idrinus rozejrzał się jeszcze raz, mrugnął intensywnie. Może oczy go myliły? Ale nie, tu naprawdę nikogo nie było.

?Nic nie rozumiem? ? pomyślał rycerz. ?Dlaczego amulet mnie tutaj przyprowadził? To niemożliwe, jakżeby mógł się pomylić??.

Pozostali wtargnęli do środka, mijając Idrinusa. Rozglądali się po legowisku, kopali stosy, lustrowali ściany. Jakby nie chcieli uwierzyć, że przybyli tutaj na próżno.

Rycerz zauważył też krasnoludów, których widział przed wejściem do wnętrza góry. Odnosił wrażenie, iż co jakiś czas na niego spoglądali.

Gdy znów obrzucił siedlisko wzrokiem, dostrzegł coś wygrawerowanego na ścianie. Podszedł bliżej, mijając dwóch zszokowanych chłopów. Wyobrażone tam było gadzie oko przedzielone od góry mieczem.

Z niedowierzania nie mógł oderwać wzroku. W tym momencie amulet zaświecił ponownie.

Ten symbol.

?To byłoby zbyt proste?? ? pomyślał Idrinus z goryczą.

? I co? Coś ciekawego? ? rzekł krasnolud z rudą brodą, podchodząc do rycerza. Ten nie odpowiedział.

Krępy osobnik przyjrzał się rysunkowi. Poczuł obrzydzenie, po jego minie dało się rozpoznać pogardę.

? A co to za g***o? ? Krasnolud splunął na gadzie oko.

Idrinus aż zesztywniał, szybko się jednak opanował. I tak nikt by tego nie zauważył.

? Horin, kultury trochę ? skarcił drugi krępy osobnik pobratymca. ? Potwór potworem, ale?

? Właśnie, potwór potworem. Więc nie wiem, co cię to obchodzi.

? Trzeba szukać dalej! ? rzekł wreszcie jeden z ludzi. W tym czasie do legowiska przybywali kolejni.

? Waszmościowie! ? zawołał Idrinus. Jaskinia zadudniła od jego donośnego głosu. ? Sądzę, że skoro stwora nie ma tutaj, znaczy to, iż przebywa on gdzie indziej!

Rozległy się gniewne okrzyki i jęki zawodu.

? No to gdzie on jest?! ? zapytał ktoś.

? Tego nie wiem. Muszę udać się w dalszą podróż i to odkryć.

? Pójdziemy z mości rycerzem!

Wielu odezwało się, aprobując pomysł.

? Nie zgadzam się ? odparł Idrinus. ? Macie własne problemy. Rodziny, ziemię, pracę. Pragnę wyruszyć samotnie. A teraz chciałbym, byście mnie przepuścili, waszmościowie.

Rycerz przeszedł przez zbierający się tłum, nie czekając na reakcję. Ludzie zresztą rozstąpili się instynktownie, czując choć część respektu wobec członka wyższej warstwy społecznej. Czym prędzej skierował się w stronę wyjścia.

Idrinus pozbył się tłumu, a przynajmniej taką żywił nadzieję. Cieszył się, że mimo wszystko wyszło tak, jak sobie zaplanował. Wiedział, że musi działać szybko, lecz pocieszał się myślą, iż nic już nie mogło stanąć na drodze temu, by wypełnił misję.

? Niech go licho porwie. Mogliśmy go zatrzymać ? stwierdził Horin, kiedy już obaj z Gunnarem jechali na kucach.

? I co by ci to dało? Rycerz chce upolować bestię, normalna historia.

? A mnie się to wcale a wcale nie podoba. Koniecznie chciał wejść sam, jeszcze coś mu się świeciło na szyi?

? Tak, też to zauważyłem ­? odparł Gunnar. ? Znaczy? Sam nie wiem, co o tym myśleć.

? A o czym niby chciałbyś myśleć, co? Pośledzić go trzeba, dopaść nawet. Może coś wie.

? Nawet jeśli, i tak zrobiliśmy, co mieliśmy. Ale w sumie, bracie? coś w tym jest. Pojedziemy traktem i jak los da, to wypatrzymy, dokąd jedzie. Tylko dużo czasu nad tym nie spędzimy, bo trzeba wracać.

Horin namyślał się chwilę, aż odpowiedział:

? Psiakrew? No nic. Może faktycznie przy okazji powiemy, komu trzeba.

4 komentarze


Rekomendowane komentarze

No więc ten tego... krótkie to. Rozumiem, że wstęp, ale... przydałoby się nieco więcej informacji. Niemniej, jestem zaintrygowany, chcę znać ciąg dalszy.

Na niebie zbierały się ciemne chmury.

Ty to chyba zwyczajnie nie masz pomysłów na pierwsze zdania...

Tłum mieszczan oraz chłopów, uzbrojonych w widły, łuczywa i w co jeszcze nawinęło się pod rękę, zmierzał niestrudzenie przez las.

Łuczywo jakoś mi się nie widzi jako rodzaj uzbrojenia - a to sugeruje to zdanie. Wypadałoby to jakoś rozdzielić, dodać do zasobu uzbrojenia jeszcze ze dwa cepy czy prymitywne formy oręża dla efektu (np. "widły, kosy, sierpy i co jeszcze nawinęło się pod rękę"), a o tych łuczywach wspomnieć osobno, że oświetlali sobie nimi drogę.

? Na pewno go tam widziałeś? ? zapytał jeden mieszczanin innego.

Tak na marginesie... to w końcu byli mieszczanie, czy wieśniacy? Skoro mówimy o pseudośredniowiecznym świecie, jest to zasadnicza różnica. Wiadomo, że ci goście uprawiali zboże, do tego przyszli tutaj z cepami w łapach - jak nic chłopi. A tu nagle ni z gruchy ni z pietruchy pojawia się ten "mieszczanin".

Miał kształt złotego koła, gdzie nałożone były na siebie dwa rubinowe krzyże: jeden z ramionami prostymi, drugi z ukośnymi.

Znaczy... miał tak naprawdę kształt róży wiatrów?

? Czekajcie, waszmościowie! ? zawołał Idrinus, podjeżdżając do wejścia.

Tłum wydawał pomruki, które dało się rozumieć jako: ?Na co??. Jeździec uniósł ręce, żeby uspokoić słuchaczy.

? Nie możemy być pewni, czy ów stwór ukrywa się wewnątrz tej majestatycznej góry. O ile waszmościowie wyrażą zgodę, z przyjemnością wejdę samotnie, by to sprawdzić.

? A kim ty jesteś, coby nam rozkazywać?! ? ryknął jeden z chłopów. ? Z drogi nam, jużci my tam wejdziemy!

OK, to jest naprawdę jakiś dziwny rycerz i dziwni wieśniacy (mieszczanie?). Nie umiem sobie wyobrazić rycerza - czyli, jak by nie patrzeć, szlachcica - zwracającego się per "waszmościowie" do zwykłych kmieci. Natomiast kmiecie ze swojej strony są zdecydowanie nazbyt śmiali. W rzeczywistym świecie żaden chłop nie odważyłby się pyskować rycerzowi, zwłaszcza z mieczem i w pełnej zbroi. Nie mówiąc już o tym, że za podobne zachowanie paniczyk mógłby rozkazać z kmieci pasy drzeć.

Jeśli znajdę poczwarę, solennie obiecuję

W tym momencie jeden z kmieci najprawdopodobniej rzuciłby coś w stylu "sola... solem... solenmn... k***a, co?" tongue_prosty.gif

Słysząc to, chłopi jakby się cofnęli. Podobnie jak część mieszczan.

Naprawdę, nie widzisz tutaj sprzeczności? Tak jak mówiłem - albo chłopi, albo mieszczanie. Nie obydwa naraz.

Zrezygnowany jeździec zszedł ze Śnieżynki. Klacz prychnęła, jakby nie podobała się jej ta koncepcja.

Znaczy, nie spodobała jej się ta koncepcja, że z niej zszedł?

?Duży bydlak postury ludzkiej i o proweniencji smoczej?

"Prawo... prowne... prownien... k***a, co?".

No, chyba że to faktycznie mieszczanie i jest wśród nich człek oczytany... pytanie tylko - co w takim razie robią mieszczanie w gospodarstwach rolnych?

Idrinus czuł się niepewny

Raczej "niepewnie".

Rozglądali się po legowisku, kopali stosy

Stosy czego?

Gdy znów obrzucił siedlisko wzrokiem, dostrzegł coś wygrawerowanego na ścianie. Podszedł bliżej, mijając dwóch zszokowanych chłopów. Wyobrażone tam było gadzie oko przedzielone od góry mieczem.

(hej, Genisivare było pierwsze!)

Pytanie kontrolne - skąd się w ogóle ten symbol wziął? W jakim celu Kalderan go wygrawerował, z nudów?

Rycerz przeszedł przez zbierający się tłum, nie czekając na reakcję. Ludzie zresztą rozstąpili się instynktownie, czując choć część respektu wobec członka wyższej warstwy społecznej.

Szkoda, że dopiero teraz... Ja zdążyłem już naliczyć całkiem sporo kandydatów do chłosty...

Powinienem to jakoś podsumować, ale jak mówiłem - ten tekst jest zbyt krótki i zbyt mało na razie mówi, żeby można było wyciągać co do niego jakieś wnioski.

  • Upvote 1
Link do komentarza

Dzięki za błyskawiczny komentarz. smile_prosty.gif Miałem więc rację, że nadal jesteś zainteresowany śledzeniem tego, co piszę.

Ty to chyba zwyczajnie nie masz pomysłów na pierwsze zdania...

Po czym wnosisz? A przede wszystkim nie bardzo rozumiem, co w tym konkretnym zdaniu jest nie tak.

Tak na marginesie... to w końcu byli mieszczanie, czy wieśniacy?

Toć już w drugim zdaniu piszę o mieszczanach oraz chłopach. wink_prosty.gif Odnosząc się jednak do ogółu zarzutów na ten temat - czy dobrze rozumiem, że przy okazji powinienem wyjaśnić, jak jedni z drugimi się zetknęli? Albo w ogóle dać tu tylko chłopów? Bo w sumie nigdy nie opisywałem, co takiego Kalderan* "zrobił" także mieszczanom (choć akurat to wydaje mi się oczywiste, biorąc pod uwagę treść takiego "Smoczego rycerza").

*Mam wrażenie, że to, iż chodzi tu o Kalderana, nie jest wcale spoilerem...

Znaczy... miał tak naprawdę kształt róży wiatrów?

Jeśli się nad tym zastanowić, to tak, przy czym nie ma tam, rzecz jasna, oznaczeń poszczególnych kierunków świata (zaznaczę tylko, że na początku napisałem, iż krzyże są na tym kole zaledwie "wyobrażone", co chyba delikatnie rozmija się z tym, co jest podane teraz). Opisując ten amulet, nie miałem na uwadze róży kompasowej, ale taki wygląd i tak zostawię; powiem nawet, że w tej sytuacji jeszcze bardziej mi się on podoba.

OK, to jest naprawdę jakiś dziwny rycerz i dziwni wieśniacy (mieszczanie?). Nie umiem sobie wyobrazić rycerza - czyli, jak by nie patrzeć, szlachcica - zwracającego się per "waszmościowie" do zwykłych kmieci. Natomiast kmiecie ze swojej strony są zdecydowanie nazbyt śmiali. W rzeczywistym świecie żaden chłop nie odważyłby się pyskować rycerzowi, zwłaszcza z mieczem i w pełnej zbroi. Nie mówiąc już o tym, że za podobne zachowanie paniczyk mógłby rozkazać z kmieci pasy drzeć.

Ujmę to tak - w poprzedniej wersji tego prologu zrobiłem tak, że wprawdzie chłopi i mieszczanie się stawiali, ale ostatecznie zgodzili się, żeby Idrinus wszedł do środka sam. Wtedy ktoś zwrócił mi uwagę, że za szybko mu zaufali i że niby nie chcieli tracić przez to czasu, ale po wyjściu rycerza i tak sami się udali do jaskini (co sam z perspektywy czasu uważam za absurd). To zmieniłem.

Rozumiem argumentację, ale mimo to spróbuję obronić swoją wersję. Przede wszystkim przedstawieni chłopi i mieszczanie nie mieli prawa znać Idrinusa (vide stwierdzenie, że ten przyjechał z dalekich stron), a do tego nawet nie mogli go rozpoznać, bo ten cały czas chodzi w pełnej zbroi płytowej. I pomimo tego, że "bestia" męczy mieszkańców od dłuższego czasu, tak iż ostatecznie postanawiają zebrać się oraz samemu wymierzyć sprawiedliwość, nagle pojawia się ktoś taki, kto nagle im mówi: "Zaczekajcie, najpierw sam to sprawdzę". Niezależnie od konsekwencji, na ich miejscu też bym nie był zadowolony (i przypuszczalnie również wyrażałbym to głośno, w końcu w kupie siła). A "waszmościów" tłumaczyłbym tym, że Idrinus chciał jakoś zdobyć przychylność tłumu.

W tym momencie jeden z kmieci najprawdopodobniej rzuciłby coś w stylu "sola... solem... solenmn... k***a, co?" tongue_prosty.gif

Kradnę! (Wykorzystam, jak wezmę się za kolejne poprawki).

Znaczy, nie spodobała jej się ta koncepcja, że z niej zszedł?

Chodziło o koncepcję, żeby Idrinus wszedł do środka jaskini przed wszystkimi (i przy okazji zostawił Śnieżynkę samą), ale w sumie faktycznie nie napisałem tego jasno...

Stosy czego?

No, zwierzęcych kości i chrustu.

(hej, Genisivare było pierwsze!)

Pytanie kontrolne - skąd się w ogóle ten symbol wziął? W jakim celu Kalderan go wygrawerował, z nudów?

To kiedy mam się przygotowywać do procesu za naruszenie praw autorskich? wink_prosty.gif

A symbol wziął się z powodu czystej nostalgii ze strony Kalderana oraz tego, że smoczy rycerz nie chce zapomnieć, jak wygląda (bo jest dla niego ważny itd.). Wystarczy?

Powinienem to jakoś podsumować, ale jak mówiłem - ten tekst jest zbyt krótki i zbyt mało na razie mówi, żeby można było wyciągać co do niego jakieś wnioski.

Myślę, że nie ma co się spodziewać kokosów raptem po wstępie. Już w rozdziale pierwszym przejdziemy do "właściwej" akcji (choć do wątku Idrinusa jeszcze w toku opowieści powrócimy).

Link do komentarza

Po czym wnosisz? A przede wszystkim nie bardzo rozumiem, co w tym konkretnym zdaniu jest nie tak.

Po prostu odnoszę wrażenie, że jeśli już piszesz opowiadanie, to zaczynasz je przeważnie od jakiegoś spostrzeżenia odnośnie pogody, krajobrazu lub czegoś w ten deseń. Brzmi to po prostu banalnie. Godzi się przy tym rzec, iż zdanie otwierające utwór ma wbrew pozorom niemałe znaczenie. Są osoby, które potrafią ocenić całą książkę po pierwszym przeczytanym zdaniu. Jeżeli jest naprawdę dobre, to istnieje spore prawdopodobieństwo, że reszta będzie równie dobra. Jeżeli jest kiepskie, nie warto po dany utwór sięgać. Zdania przeciętne nie pozwalają prorokować. Czyli jeśli chcesz na samym wstępie zanęcić potencjalnego czytelnika do lektury, pisanie czegoś o porze dnia czy też ładnej (lub brzydkiej) pogodzie to kiepski pomysł. Bądź kreatywny!

Toć już w drugim zdaniu piszę o mieszczanach oraz chłopach.

Toć już mówiłem - skoro są tam jacyś mieszczanie, to co robią w czymś, co jest ewidentnie wsią? Pola, zboże, uprawa roli - ewidentnie sioło, nie żadne miasto. Można co prawda wspomnieć o istnieniu czegoś takiego, jak podgrodzie, ale... w dalszym ciągu pozostaje pytanie, co by mieszczan obchodziły sprawy kmieci?

Rozumiem argumentację, ale mimo to spróbuję obronić swoją wersję. Przede wszystkim przedstawieni chłopi i mieszczanie nie mieli prawa znać Idrinusa (vide stwierdzenie, że ten przyjechał z dalekich stron), a do tego nawet nie mogli go rozpoznać, bo ten cały czas chodzi w pełnej zbroi płytowej

Co z tego, że go nie znają, skoro chodzi właśnie w pełnej zbroi płytowej, z mieczem i na rumaku? Kto to miałby być, jeśli nie rycerz, a zatem szlachcic? To, że nie znają jego imienia ani pochodzenia, nie ma w tej sytuacji znaczenia.

I pomimo tego, że "bestia" męczy mieszkańców od dłuższego czasu, tak iż ostatecznie postanawiają zebrać się oraz samemu wymierzyć sprawiedliwość, nagle pojawia się ktoś taki, kto nagle im mówi: "Zaczekajcie, najpierw sam to sprawdzę". Niezależnie od konsekwencji, na ich miejscu też bym nie był zadowolony (i przypuszczalnie również wyrażałbym to głośno, w końcu w kupie siła).

Podejrzewam, że jeśli chodzi o niezadowolenie, to kmiecie bardzo często je odczuwali - szczególnie jeżeli szlachta ich uciskała. A jednak nie zdobyliby się (pomimo swojej liczebności) na otwarty sprzeciw, z wiadomych powodów. Nie zależało im na chłoście, że już nie wspomnę o surowszych karach.

A "waszmościów" tłumaczyłbym tym, że Idrinus chciał jakoś zdobyć przychylność tłumu.

A nie pasowałoby o wiele bardziej coś w stylu "dobrzy ludzie"? "Waszmościowie" jednoznacznie wskazuje na szlachetnie urodzonych, a chłopi zdecydowanie kimś takim nie są. Tłum prędzej by uznał, że gość albo spadł z księżyca, albo w sposób oczywisty próbuje im się przypochlebić.

To kiedy mam się przygotowywać do procesu za naruszenie praw autorskich?

Jeśli kiedyś "zatrademarkuję" godło Genisivare, to może...

Choć możesz się pocieszać, że w ich przypadku smocze oko jest "nadziane" na sztylet, a nie na miecz. I jest jeszcze kropla krwi spływająca z klingi, a tutaj nie ma o niej mowy. Masz więc argumenty na ewentualną rozprawę :P.

A symbol wziął się z powodu czystej nostalgii ze strony Kalderana oraz tego, że smoczy rycerz nie chce zapomnieć, jak wygląda (bo jest dla niego ważny itd.). Wystarczy?

Hmmm... no, nie wiem. Mnie się cała sytuacja kojarzy z jednym questem z trzeciego Wiedźmina (tym z trollem bawiącym się w wojsko).

  • Upvote 1
Link do komentarza

Nie wiem, czy wszystko zrozumiałem prawidłowo, ale jeśli znowu odłożę pisanie komentarza na później, to to "później" może oznaczać nawet święta...

Po prostu odnoszę wrażenie, że jeśli już piszesz opowiadanie, to zaczynasz je przeważnie od jakiegoś spostrzeżenia odnośnie pogody, krajobrazu lub czegoś w ten deseń. (...)

Najsampierw muszę powiedzieć, że faktycznie wystąpiła u mnie jakaś klisza z takimi zdaniami. ;) Aczkolwiek nie mam pewności, czy to konkretne faktycznie jest takie złe, bo raz, że innym pomysłem na sensowne rozpoczęcie byłoby "Idrinus zrobił to a to" (co IMO byłoby jeszcze bardziej trywialne), a dwa - kwestia zasad pisarskich. Zdaję sobie sprawę, że pierwsze zdanie jest istotne i że niektórzy już po nim oceniają powieść, ale moim zdaniem nie mniej istotny jest początek w ogóle. Chodzi o to, że już wtedy powinno się coś dziać, i to coś, co częściowo pokaże protagonistę, a nie może być przy tym długaśnych bloków tekstu z opisem świata, "retrospekcją" (tj. opisem tego, jak doszło do danej sytuacji) czy - wzorem niektórych pozytywistów - opisami przyrody. U mnie natomiast wprawdzie występuje "opis przyrody", ale przedstawiony jednym krótkim zdaniem. Bo uważam, że w scenerię też trzeba jakoś czytelnika wprowadzić, ale również nie należy się nad tym rozwodzić.

Choć - przy następnych utworach rzeczywiście spróbuję pobawić się tym odważniej...

Toć już mówiłem - skoro są tam jacyś mieszczanie, to co robią w czymś, co jest ewidentnie wsią? Pola, zboże, uprawa roli - ewidentnie sioło, nie żadne miasto. Można co prawda wspomnieć o istnieniu czegoś takiego, jak podgrodzie, ale... w dalszym ciągu pozostaje pytanie, co by mieszczan obchodziły sprawy kmieci?

Czyli las to też wieś?

Powyższe pytanie pewnie będzie uznane za głupie, i słusznie. Odnoszę jednak wrażenie, że albo moja wiedza na temat średniowiecza nadal jest zbyt miałka, albo analizujesz mój tekst na podstawie własnych wyobrażeń, a nie tego, co napisałem.

Nie wiem, czy pamiętasz "Smoczego rycerza", ale pisałem tam, że Kalderan w trakcie podróży natrafił na osadę wiejską, wokół której rzeczywiście znajdowały się pola uprawne. Nawet przy założeniu, że rozciągają się one nie wiadomo dokąd, to nie zmienia tego, iż górę smoczego rycerza otacza głównie las (jest przy tym jakiś odkryty trakt, choć tego już faktycznie nigdy nie opisywałem). Chłopi więc siłą rzeczy musieli te pola opuścić, żeby udać się do kryjówki "potwora". Obecność mieszczan zresztą też nie wydaje mi się taka niewiarygodna, ponieważ w "Przyjacielu" pisałem o mieście Pekat, z którego pochodzi Gabriel. I nie, sprawy chłopów nie mogą ich obchodzić. Obchodzić ich może co najwyżej Kalderan, który im też "bruździ" (do wyjaśnienia?), więc chcą go ukatrupić. Przy okazji mogli spotkać po drodze tych kmieci.

Rzeczywiście zastanawiam się, czy się przy tym upierać, ale chyba potrzebowałbym najpierw szerszej perspektywy. I nie żebym koniecznie nie chciał przyznać Ci racji, ale proszę o więcej zaufania do mnie jako autora. To, że opisuję coś inaczej, niż się prezentuje w świecie rzeczywistym, nie znaczy z miejsca, że jest to błąd.

Co z tego, że go nie znają, skoro chodzi właśnie w pełnej zbroi płytowej, z mieczem i na rumaku? Kto to miałby być, jeśli nie rycerz, a zatem szlachcic? To, że nie znają jego imienia ani pochodzenia, nie ma w tej sytuacji znaczenia.

To więc też chwilowo zostawię, coby inni mogli to ocenić, jak będę zamieszczał "Zjednoczenie" także w innych miejscach.

"Waszmościów" natomiast mogę zmienić na "dobrych ludzi", szczególnie że jeden z beta-czytelników zalecał, abym uważał ze stylizacją.

Choć możesz się pocieszać, że w ich przypadku smocze oko jest "nadziane" na sztylet, a nie na miecz. I jest jeszcze kropla krwi spływająca z klingi, a tutaj nie ma o niej mowy. Masz więc argumenty na ewentualną rozprawę :P.

A zatem możemy mówić zaledwie o inspiracji, a nie o plagiacie. =D

Hmmm... no, nie wiem. Mnie się cała sytuacja kojarzy z jednym questem z trzeciego Wiedźmina (tym z trollem bawiącym się w wojsko).

Zalinkuj albo opisz, co się tam działo, bo w trylogię wiedźmińską mam zamiar dopiero zagrać (i do trójki na pewno długo nie dojdę ;]). Nie rozumiem bowiem skojarzenia.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...