Doba bez prądu
Błysk, huk, błysk, huk, błysk...
Pobudka o 5 nad ranem bo burza, przy okazji zjadłem. Prądu nie ma, trochę w telefonie baterii i całą baterię w laptopie.
Pobudka, kolejne. O normalnej porze. Okolica wyzamiatana, drzewa leżą, OSP i PSP jeździ. Problemy cywilizacyjne w postaci braku Internetu i energii elektrycznej nie są bardzo upierdliwe... Z wyjątkiem.
Z wyjątkiem rekrutacji na studia, ale to udało sie rozwiązać.
Objechałem okolice na rowerze, drogi zamknięta, wiszący, w poprzek drogi, kabel niskiego napięcia połaskotał mnie po głowie. Telefon na pogotowie energetyczne. Po 5 minutach słuchania monotonnego "Proszę czekać na połączenie z konsultantem" zostałem rozłączony. Ponowna próba, nawet nie usłyszałem magicznego zaklęcia, od razu rozłącza. Kwestie żywności też nie są probleme, gazu nie wyłączyli, a zapałka to mała, przydatna rzecz. Ładowanie telefonu z laptopa to pomyłka, tak wiadomo, nie o to chodzi w kablu USB. Wieczór spędziłem w jedynym lokalu w okolicy, który miał prąd. W knajpie przekrój wszystkich okolcznych wsi.
Zmierzch.
Laptop po 3-4 godzinach pracy i łądowania telefonu już się nie włącza. Świeczki i folia aluminiowa robią robotę. A jak nie wiadomo co robić to czytanie książki przy świecach robi się potrójnie ciekawsze. 23, pora spać. Przeczytanych stron: 130.
Ranek zaczyna się nadspodziewanie cicho. Nie buczy lodówka, pompa ciepłej wody też nie mruczy. Ale nagle wszystko ożywa. Wraca prąd, wraca życie w okolicy. Takie uzależnienie cywilizacyjne. Straszne. A co jeśli prądu miałoby nie być tydzień? Oszalejemy i zdziczejemy. Znów wieje, syrena w OSP zawyła... A w niektórych miejscach prądu nie ma już dwie doby. Rzekłem.
16 komentarzy
Rekomendowane komentarze