Riggan Thomson, niegdyś wielka gwiazda wcielająca się w postać superbohatera zwanego Birdmanem, dziś walczy o swoje imię i godność aktora. Pisząc, reżyserując i grając w sztuce teatralnej Raymonda Carvera, Riggan chce zostawić po sobie coś więcej poza superprodukcjami z lat ?90. Jak to często bywa zadanie zaczyna go przerastać, musi znaleźć nowego aktora i poradzić sobie z nieprzychylnym głosem najważniejszego krytyka w mieście.
Nie podoba mi się fakt, że polscy ?znawcy? jako główną zaletę gry Keatona w filmie ? może nie zaletę, a wartość ? uważają jego rozprawienie się ze swoim wizerunkiem, ze swoją przeszłością jako aktora itp. Ta rola jest według mnie czymś więcej. Owszem, spore znaczenie ma Batman, który przecierał szlak późniejszym filmom superhero. Do tego stopnia, że teraz patrząc na Downey?a Jr. zarówno bohater jak i aktor mogą mu pozazdrościć ? aspekt gry aktorskiej jest wiarygodniejszy. Postać Riggana chce coś osiągnąć, pozostawić po sobie, chce być kochanym, gdy jako aktor i reżyser w swojej brodwayowskiej sztuce zastanawia się nad tym, czym jest miłość, on sam zmaga się z tym problem. Jest rozwiedziony, jego córka Sam wraca z odwyku (Emma Stone), a aktualna dziewczyna oświadcza, iż jest w ciąży (Andrea Riseborough), musi dogodzić nowo zatrudnionej gwiazdce, Mike?owi (Edward Norton), a on sam jest postrzegany przez pryzmat jednej roli z lat ?90. To, że był to wielki hit podpowiada nam sam bohater, jego ego przemawia do niego głosem Birdmana i jest wiecznie niezadowolone z prowadzonego przez niego życia, z tego co obaj teraz robią i pragnie wrócić przed kamerę, nakręcić kolejny sequel. Zatem przeszłość Michaela nie jest głównym (jedynym) determinantem jego roli, ego nim jest. Ego jest tyranem, który odciąga go od szczęścia, takiego dyktatora ma niemal każdy. Birdman jak Ikar potrafi latać. Dlatego nie razi to, iż Thomson odlatuje wysoko ponad ludzkie troski, wolny od problemów, zgiełku i krytyki. Uważając się za kogoś, kto jest ponad społeczeństwem ostatecznie spada na samo dno, sparza się własnym mniemaniem o wielkości jak bohater z mitu.
Pod względem zdjęć produkcja jest dziełem rzadko dziś spotykanym. Kamera jest blisko aktorów, jest w środku akcji zupełnie jakby była jedną z postaci. Wynika to z ograniczonej, zamkniętej przestrzeni teatru, w którym dzieje się większość akcji. Jest tam tak ciasno, że ekipa nie mogła nakręcić jednej ze scen dialogowych z bohaterami siedzącymi na krzesłach, dlatego Keaton pojawia się w jednej z nich leżąc na ladzie- co sprawiło, że tamta scena autentycznie jest ciekawsza. Gra aktorska i praca kamery są podyktowane lokacją zdjęć i w organiczny sposób przekładają się na prawdziwy taniec składający się z bardzo długich ujęć. Ten sposób kręcenia nie pozostawia dużego wyboru w trakcie montażu. Choreografia jest nie tyle fantastyczna, co zrozumiała, gdyż reżyser postanowił opowiedzieć historię poprzez sztukę Raymonda Carvera. Sztuka ta jest powodem, dla którego możemy doświadczyć tego filmu, dla którego Riggan pracuje, dla którego pracuje ekipa oraz aktorzy. To dzięki niej reżyser, I?árritu miał wymówkę, by opowiedzieć fascynującą, wielowarstwową historię. Ryzyko artystyczne podjęte pod względem sposobu opowiadania historii poprzez długie ujęcia w klaustrofobicznej przestrzeni wyzwala emocje aktorów, widoczne z bliska. Przypomina trochę reality show w świecie teatru, ukazuje kulisy itp. Film staje się sztuką opowiadającą o sztuce bez bycia w praktyce sztuką, bo jak mówi pewien mędrzec rzecz jest tym, czym jest, a nie tym co jest o niej mówione.
Poza tym film otwiera dyskusję na temat rządzących ostatnio Hollywoodem superhero movies. Sam projekt można powiedzieć jest kinem superbohaterskim bez bycia takim w praktyce. Produkcje o herosach w maskach i pelerynach coraz częściej starają się być głębokie, ale przecież w porządku jest to, że są jakie są, a są rozrywką. Gdy protagonista udziela wywiadów chce mówić o czymś poważniejszym, ale ciągle słyszy od rozmówców wzmianki o Birdmanie (scena pokazuje ten aspekt produkcji superhero), zostaje wówczas sprowadzony na ziemię, że być może nie robi tu nic wielkiego. Jego ego staje się silniejsze. Głos samej postaci człowieka ptaka jest fascynujący, wywołuje we mnie jawne skojarzenie z głosem Bale?a jako Batmana oczywiście ten głos jest bardziej subtelny, a to co mówi (same okropieństwa) z kolei przywołuje mi na myśl Jokera. Może to wypaczenie wywołane moimi zainteresowaniami, ale Keaton dokonał czegoś, czego nikt wcześniej nie zrobił, czego ja się nie spodziewałem wcale, połączył przeciwieństwa - dobro i zło w jedno, Batmana i Jokera. Wtrącenia o Robercie Jr., Jeremy?m Rennerze, członku Avengers, jedna ze scen akcji, sam bohater ze swoim alter ego i niespodziewany Spider-Man na ulicy są środkami nie tyle powierzchownych wtrąceń, lecz przypomnień dla głównego bohatera, tego kim był, jego dawnych dni sławy. Stanowią udrękę, drogę do super realizmu i omamów jeszcze bardziej wzmacniających ciemną stronę duszy aktora. Także próbując odnaleźć szczęście poprzez miłość w sztuce, równocześnie szuka jej dla siebie prywatnie.
Ten film jest wielowarstwowy, to dramat ukazujący wolność artystyczną w klaustrofobicznej przestrzeni, emocje aktorów widziane są z bliska, warsztatowo nie można znaleźć w filmie sekundy fałszu. Alejandro poza wspomnianymi wyżej kwestiami porusza wewnętrzny konflikt aktorów pracujących w USA, Broadway vs Hollywood. Postrzeganie zamierzeń reżysera ukazującego nowojorski świat teatru, jako rozdźwięk między aktorami a celebrytami jest mylne. Aktor w roli superbohatera nie staje się automatycznie celebrytą. Tutaj chodzi o dwie rasy jednego gatunku, dwa typy aktora ? komercyjnego z filmów i ambitnego z teatru. Teatr sam w sobie brzmi ambitnie i dramatycznie, podczas gdy kino pokonuje granice państw i dzięki temu zarabia. Prawda i ułuda stają się koleżankami, płyną nieprzerwanie, zlewając się jedną całość za sprawą nieprzerwanych ujęć, zupełnie jakby cięcia przestały istnieć. Riggan doświadcza rzeczy prawdziwych i stworzonych w swoim umyśle. Shiner przez całe życie gra, tylko na scenie jest szczery. Bohaterowie są autentyczni, a kamera zaprasza widza do ich poznania. Właściwe tempo i inscenizacja wciągają bez reszty. Ścieżka dźwiękowa zaopatrzona w perkusję staje na wysokości zadania... to zabawne, że dwa najlepsze według mnie filmy roku polegają na perkusji, oba wykorzystują ją inaczej ? w Whiplash perkusja jest częścią fabuły, bohaterem perkusista.
Michael Keaton jak wcześniej Robert Downey Jr., powraca w glorii i chwale zakładając i nie zakładając kostium. Jest odważny, obnaża się fizycznie i mentalnie przed widzami, dlatego nie wyobrażam sobie, żeby mógł nie dostać w tym roku Oskara od Akademii. Obraz otwiera dyskusję na temat kina superbohaterskiego, sam zresztą jest filmem superbohaterskim bez superbohatera i filmem ambitnym z superbohaterem, jest sztuką w filmie i filmem w sztuce. Świat ambitnego kina aktorskiego (dramatu z prawdziwego zdarzenia) miesza się z komercyjnym postrzeganiem kina. Alejandro González I?árritu stworzył coś zupełnie nowego, odwołując się do innych ruchomych obrazów odnalazł odskocznię od fizycznych ograniczeń na planie, kamerę uczynił bohaterem i nieskrępowanie rozliczył się ze swoim własnym ego. Ta produkcja, choć osobista dla reżysera i aktora w głównej roli traktuje o wielu, większych niż ich życie sprawach. Dlatego uważam, że dobrem zawartym w tym projekcie można, by obdzielić kilka innych, a to zawsze jest całkiem niezłą wskazówką do rozpoznania nadzwyczaj fenomenalnego i inspirującego kina.
6 Comments
Recommended Comments