Lords of the Fallen
O parowaniu ciosów wiem tyle co słoń. Zatem gra nie da się przejść na chama i rekomendację CD-Action na okładce płyty uznaję za naciągactwo pasożytnicze, mogłem zawsze kupić coś lepszego.
Zatem zamiast recenzji gry w którą grałem jako pierwszy na świecie, niszczę mózgi.
O płocie co to chciał być czaszką.
Piękny bo długi i prosty to tyle co trzeba mieć by być dobrym płotem. O szpiczasto ciosanych sztachetach ze świeżego drewna. Taki pachnący jak młodzieniec w zalotach, równie odważnie broniący swego dziewictwa za majtem jak tego co płot chowa za płotem.
Potem był tylko płotem. Nawet po dziesięciu latach nic się nie zmieniło, dalej był płotem. Czasami myślał o sobie jak o ogrodzeniu, w snach był zasieką i powstrzymywał wrogie wojska.
Istnienie zwane płotem nie niosło za sobą boskiej chwały ani nie nagradzało przygodą, zatem postanowił zostać czaszką.
Niewiele mu do tego brakowało wiatr ze słońcem zrobiły swoje, wybielając sztachety wysuszyły je przy tym nadając twardość dobrej mordoklepki poimprezowej. Lecz nie w ambicjach płotu było pozostać na wieki uznanym łamaczem przegród nosowych z wbitym gwoździem pomiędzy oczodołami.
On pragnął być czaszką. Ludzka czaszką, zwierzęcą czaszką obojętnie.
Zatem gdy złożono go na stosie pod skwierczącym niczym procesor heretykiem, usłyszał wśród skręcających powietrze przeraźliwych krzyków: " z prochu powstałeś w proch się obrócisz"
I zanim popioły zmieszane z kośćmi porwał wiatr, zaszumiał do pól które przez lata otaczał opieką. Odrodzony z matki ziemi ja tu jeszcze powrócę wrócę.
A mógł zostać trumną.
Pasikonikiem.
Piętka chleba.
2 komentarze
Rekomendowane komentarze