Valiant Hearts: The Great War
Valiant Hearts: The Great War
Nie minęły dwa miesiące od premiery "Child of Light", a na warsztat wziąłem kolejny tytuł stworzony dzięki Ubi Framework. Czy jest lepszy od poprzedniej gry? Czy można je ot tak porównywać? Czy w ogóle coś poza silnikiem je łączy?
Podobieństwa są jeszcze dwa - to też platformówka i też jest "rysunkowa". Reszta to już zupełnie inna bajka.
Valiant Hearts zostało osadzone w czasie pierwszej wojny światowej. I już samo to jest ciekawe - w grach jeśli mowa o wojnie, z niewiadomych powodów dominuje WWII. Po części dlatego Wielka Wojna* pozostaje wciąż tematyką nieco egzotyczną (mimo że de facto jej zasięg był mniejszy niż Drugiej).
W jej przededniu poznajemy Karla, Niemca mieszkającego we Francji, który z powodu zbliżającego się konfliktu zostaje deportowany i jest zmuszony zostawić swoją żonę i dziecko. Potem zostaje wcielony do wojska i musi walczyć przeciw krajowi, który był jego domem. Ale Karl nie jest główną postacią gry - kierujemy czterema osobami (i psem), a ich losy rysują nam obraz Wielkiej Wojny.
Perypetie bohaterów symbolizują sytuacje różnych nacji i ludzi biorących w taki lub inny sposób udział w wojnie. Sama fabuła nie jest bardzo głęboka, ale poplątana i momentami aż trudno uwierzyć, że została oparta na faktach.
Valiant Hearts to prosta platformówka, w której dodano kilka innych mechanizmów. Przez większość czasu idziemy w prawo, podnosząc przedmioty i rozwiązując zagadki. Przedmioty są dwóch typów - niektóre elementy potrzebne są by przejść dalej (trochę na modłę przygodówek point&click), inne to znajdźki nakreślające tło. Zresztą każdy z rozdziałów gry, związany z jakimś ważnym wydarzeniem (bitwa o Ypres, Verdun, etc.), a gracze mogą obejrzeć zdjęcia z epoki opatrzone krótkimi opisami. Nasi bohaterzy unikają więc ognia karabinów maszynowych, rzucają butelkami wina w przełączniki i rozkazują psu. Czworonożny przyjaciel nie daje się bowiem kierować bezpośrednio, ale przytrzymując 'Alt' można mu wskazać jakiś cel, z którym może wykonać odpowiednią akcję - odwrócić uwagę strażnika, przynieść brakujący element albo wyciągnąć rannego z dymu. Bohaterzy nie mają też wielu umiejętności - nie można skakać, bije się tu bardzo rzadko, a jednocześnie można trzymać tylko jeden obiekt. Na osłodę jeden z bohaterów potrafi bardzo dobrze kopać, a inny (inna) może w określonych miejscach leczyć rannych, czemu towarzyszy minigierka rytmiczna. Przyjdzie nam też przez chwilę pokierować czołgiem (w prawo i w lewo) i ostrzałem (raz, a koncept jest zacny, przydałoby się więcej takich fragmentów). Jedyną wyrwą w tej wędrówce w prawo (co ma sens, jeśli idziemy z Francji do Niemiec, ale przy wędrówce w drugą stronę też idziemy w prawo) są etapy, gdy jedziemy samochodem. Kamera jest wtedy ustawiona przed pojazdem, a naszym zadaniem jest unikanie spadających bomb i przeszkód pojawiających się na drodze. Przeszkadzajki pojawiają się - co trochę nie pasuje do tematyki gry - w rytm muzyki. Bomby walą więc w takt marsylianki, a wozy pancerne wyskakują do 'Valkirii'. Nie jest to jednak duży dysonans, można to nawet postrzegać jako dobrą przeciwwagę dla ciężkiego klimatu reszty.
Poza tym drobnym zgrzytem oprawa audio stoi na wysokim poziomie. Muzyka jest świetnie dobrana - przygrywa orkiestra, mamy odpowiednią dynamikę podczas bitew i nieco patosu podczas stosownych fragmentów. Nie jest to zbyt wojskowe ani sztampowo-filharmoniczno-patetyczne, jak to czasami się zdarza. Głos lektora jest ciężki i poważny, a mamrotanie postaci (każdej z odpowiednim akcentem i w stosownym języku) dodaje smaczku.
Graficznie to oszczędność ocierająca się o minimalizm. Wszystko jest tutaj ręcznie rysowanymi sprite'ami w komiksowym stylu. Assety są generalnie dobrej jakości, tylko momentami widać nierówną rozdzielczość albo rozmycia. Na szczęście nie jest to bardzo dokuczliwe. Cutscenki i gameplay są bardzo spójne stylistycznie, a animacje wypadają dobrze. Kolorystyka i kompozycja bardzo dobrze podkreśla (albo wręcz określa) charakter każdego z rozdziałów. Forma jest więc prawie indyczna, ale nikt nie powinien być zaskoczony.
Pewnym zaskoczeniem jest za to długość gry - wystarczyła mi na cztery wieczory. Pod koniec widać pewne zmęczenie materiału, jakby twórcy nie wiedzieli czym wypełnić etapy oddzielające ostatnie rozdziały historii. W innej grze należałoby zmienić ułożenie gierek (mniej leczenia, więcej kierowania maszynami) i/lub zmodyfikować historię. I ekipa z Ubisoft Montpelier pewnie doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale ze względu na historyczne zacięcie nie można było nic z tym zrobić. Dlatego wybaczam. Co mnie natomiast drażni, to zakończenie gry: historia wszystkich bohaterów w taki lub inny sposób dobiegła końca (i zakończenie jest ok), ale jeden z nich ma znowu ochotę na wojaczkę i marzy mu się sequel.Amerykanin Eddie zaciąga się do francuskiego wojska żeby pomścić ukochaną, doprowadza do zdegradowania zabójcy żony (co jest ponoć gorsze dla owego Niemca od śmierci), po czym patrzy z tęsknotą na łodzie podwodne. Otwarta furtka jest tu boleśnie widoczna. Fabularnie jest to bez sensu, a odcinanie kuponów od takiego tytułu** budzi niesmak.
Ostatecznie to jednak bardzo dobry tytuł. Specyficzny, zrobiony z wprawą, dający kilka okazji do uśmiechu, wzruszeń i zadumy. Gra idzie trochę pod prąd, wybiera karkołomne rozwiązania, ale nie popada w skrajność. Jedyne, co można grze zarzucić to to nieszczęsne zakończenie i fakt, że nie jest nowym PoPem
* - Do wybuchu drugiej wojny światowej pierwszą nazywano po prostu Wielką Wojną ze względu na liczbę ofiar.
** - Twórcy mówili o osobistej motywacji do stworzenia gry ze względu na przodków, którzy sami doświadczyli dramatu wojny.
5 komentarzy
Rekomendowane komentarze