Skocz do zawartości

Blog (prawie)kulturalny

  • wpisy
    69
  • komentarzy
    565
  • wyświetleń
    89891

All You Need Is Kill (recenzyja)


Demonir

889 wyświetleń

na-skraju-jutra-b-iext24955432.jpg

Fani efektownej lub efekciarskiej rozwałki mają ostatnio swój czas. Nowi X-Meni, Godzilla, a także Na skraju jutra powodują, że kinomani lubujący się w efektach specjalnych mają po co chodzić do kina. Jak się ma to jednak do książki? To oczywiste, gdyby nie ekranizacja ze znanymi aktorami, powieść najpewniej nigdy by do nas nie trafiła.

Machina reklamowa wydawnictwa spowodowała, że na okładce mamy odtwórców głównych ról filmu, a i tytuł z oryginalnego All You Need Is Kill, zmieniono na popularniejszy Na skraju jutra. Zabieg czysto promocyjny, bo Emilly Blunt i Tom Cruise pod względem wyglądu mają się nijak do ich postaci z pierwowzoru z 2004 roku. Zresztą, już po trailerach widać, że adaptacja samą treścią będzie odbiegać od książki, co jest zrozumiałe, bo przecież przenoszenie na inne medium rządzi się swoimi prawami.

W książce natomiast, głównym bohaterem jest Japończyk Keiji Kiriya, walczący w Zjednoczonych Siłach Obrony, które mają za zadanie bronić ludzkość przed atakami obcych- Mimów. Szybko napotka on drugą najważniejszą postać- straszą sierżant Ritę Vrataski, zwaną Stalową Suką, należącą do elitarnych Sił Specjalnych USA, sama będąc żywą legendą tej wojny i ukochaną maszynką propagandową wuja Sama. Aby ułatwić piechocie walkę wynaleziono bojowe, automatyczne kombinezony. Protagonista jednak nie ma szczęścia i już w pierwszej swojej prawdziwej walce o jedną z japońskich wysp ginie i wpada w pętle czasu, która każe mu powtarzać w kółko te same sekwencje wydarzeń, niezmiennie doprowadzając do kolejnego zgonu.

Jeżeli na film nie mam jakiegoś strasznego parcia, najpewniej obejrzę go nieco później, to w powieści podobał mi się koncept, w rzeczy samej jest on bardzo ciekawy. Wojna ludzkości z mimami jest opisana ciekawie. Autor ucieka od monotonii za pomocą retrospekcji i nie wpada w zastawioną przez samego siebie pułapkę opisywania ciągle tego samego wydarzenia. Każda następna próba Keijiego* jest inna, a on sam uczy się na błędach. Odkrywa nowe metody walki, taktykę, która pomoże mu przeżyć dłużej i być może doprowadzi do sukcesu. Nie trudno odszukać w tym pewnego ducha gier video. Zresztą, sam autor przyznaje się do tego w posłowiu, a nie musiałby tego robić, bo każdemu kto spędził chociaż chwilę przy jakimś frustrującym levelu w grze doskonale czuje to odwołanie. Im dalej w las tym dowiemy się więcej o innych postaciach, o Mimach i co właściwie doprowadziło do sytuacji młodego żołnierza i, oczywiście, co może go z niej wyciągnąć.

Ból sprawia końcówka, nie tyle jej fabularne wykonanie, a jak została technicznie napisana. Atmosfera zamiast się zagęszczać została zaprzepaszczona, nie wiem czy przez tłumaczenie, ale faktem jest, że wszystko siada, przez dziwne dialogi, czy samego narratora nie potrafiącego odwzorować lub choćby nakierować czytelnika na właściwy tor. Ten sam człowiek, który tak satysfakcjonując prowadził nasz na przestrzeni wielu stron pokazując tajniki walki i uzbrojenia, ugina się pod ciężarem wcale nie wielce skomplikowanych emocji czy niespecjalnie odkrywczej dramaturgi.

Właśnie ostatecznie rozwiązanie fabuły psuje odbiór książki. Czyta się szybko, ale po ostatniej stronie nie czuje się nic, jakby została skończona za szybko, w odpowiednim miejscu, ale zbyt wcześnie do tego doszło. Szkoda bo wyszło dobrze, a mogło być o wiele lepiej, jakby Hiroshi Sakurazaka naobiecywał, a na koniec dał tylko cień wzbudzonych oczekiwań.

*- czy jakkolwiek się to odmienia

10 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Starałem się wyłapać wszystko. Dziwne, myślałem, że tekst leży w szufladzie wystarczająco długo, żebym mógł wyłapywać większość błędów. Bóg mnie nienawidzi.

Link do komentarza

Autor ucieka od monotonii dzięki za pomocą retrospekcji nie wpada w zastawioną przez samego siebie pułapkę opisywania ciągle tego samego wydarzenia.

Ej no. Miałeś poprawić to zdanie, a nie je popsuć bardziej :P.

  • Upvote 2
Link do komentarza
To oczywiste, gdyby nie ekranizacja ze znanymi aktorami, powieść najpewniej nigdy by do nas nie trafiła.

Jedna dobra rzecz, jaką zrobił film. Chociaż doceniłbym wydanie bez plakatu na okładce.

Po połowie jestem w stanie stwierdzić, że książka jest całkiem niezłą. Żadne wybitne dzieło, ale do poczytania. Jedno, co mnie bije w oczy to dialogi, strasznie "sterylne". Mam takie dziwne wrażenie, że tłumaczowi zabrakło "ostrza" przy nich.

Poza tym widać, że to japońska książka. Ta jedna scena, kiedy bohater wpada na kucharkę i wywraca jej wózek z ziemniakami - "Oho, czyli czytam scenariusz anime."

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...