Podążając za... Quentinem Tarantino - Spryt stewardessy ("Jackie Brown")
Jackie Brown
Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności jakiś czas temu popełniłem recenzję tego filmu, więc jeśli już mieliście (nie)przyjemność czytania jej, to możecie ją spokojnie pominąć, bowiem zdania o tym filmie nie zmieniłem ani trochę.
?Jackie Brown? jest prawdopodobnie najmniej głośnym filmem Quentina Tarantino. Po latach wzbudzania filmowych kontrowersji reżyser serwuje nam adaptację książki. Czyżby po ?Pulp Fiction? Tarantino nie miał już pomysłów na oryginalny scenariusz? Nic bardziej mylnego ? i w tym filmie obserwujemy pastisz i groteskę, wprost wylewające się z ekranu hektolitrami. Tylko jakby krwi jest mniej?
Jackie Brown (Pam Grier) to czarnoskóra stewardesa podrzędnych linii lotniczych Ameryka-Meksyk, ma kryminalną przeszłość, więc nie może liczyć na robotę w lepszych warunkach. Aby nieco sobie dorobić postanawia współpracować z wpływowym handlarzem broni ? Ordellem Robbie (Samuel L. Jackson). Równocześnie z jej historią obserwujemy plany i działania wspomnianego handlarza, jego wspólnika Louisa (Robert De Niro) i kochanki Melanie (Bridget Fonda). Do połączenia obu wątków dochodzi, gdy Ordell postanawia nielegalnie sprowadzić z Meksyku własne ?zaskórniaki? (bagatela pół miliona dolców), a w całą akcję wplątuje się nasza stewardesa, podkochujący się w niej poręczyciel Max Cherry (Robert Foster) oraz dwóch gliniarzy, śledzących poczynania kobiety ? Ray Nickolet (Michael Keaton) i Mark Dargus (Michael Bowen). W ostateczności otrzymujemy historię pełną przekrętów i zabawy w kotka i myszkę z policją. Zwycięzcą zostaje ten, kto zgarnia całą pulę.
Tak więc w fabule niewiele jest kontrowersji. Znajdziemy tu już oklepane narkotyki, przemyt, morderstwa i wymuszenia. Dodatkowo podziwiamy miałkie umiejętności amerykańskiej policji. Stwierdziłbym, że takich produkcji było już wiele, ale tą wyróżnia sam reżyser. Quentin Tarantino nie nakręcił bowiem książki od deski do deski, nie ? on opowieść podrasował. Otrzymujemy więc charakterystyczne postacie, mocne, ostre dialogi i pomysłowe punkty zwrotne fabuły. O dziwo scena łóżkowa (tak typowa dla filmów tarantinowskich) jest nachalna, jakby wymuszona i raczej ważka, w odróżnieniu do poprzednich produkcji. Choć? i w tym zabiegu można odnaleźć pewną prawidłowość.
Jak to zwykle w filmach tego pana bywa, obserwujemy ciekawy miks gatunkowy z wyolbrzymieniem na pozycji dominującej. Tak więc główny zły ? Ordell ? jest zimny, dwulicowy i bezpretensjonalny. Dla własnej korzyści nie zawaha się zabić byłych współpracowników. Jednocześnie potrafi mówić gładko, przekonywująco i zabawnie. Jego przeciwieństwem jest Louis, który przez czas trwania filmu daje się poznać jako osoba raczej bierna, niewiele wnosząca do akcji. Nie potrafi też wziąć spraw w swoje ręce i w momentach krytycznych działa impulsywnie. Słaba płeć jest albo wyjątkowo silna, sprytna i stanowcza (Jackie), albo apatyczna, bezczelna i ?wyluzowana? (Melanie). Otrzymujemy prawdziwy karnawał charakterów, nikt tu nie jest identyczny, każdy wyróżnia się pewną cechą, co oczywiście jest wielką zaletą, ponieważ postacie stają się w naszych oczach bardziej realne.
Kolejnym plusem jest warstwa dźwiękowa, tworzona na ?gorąco? (tzn. reżyser nie zamawiał skomponowania ścieżki dźwiękowej, tylko sam dobrał pasujące utwory z muzyki popularnej). I choć jest tu kilka miłych akcentów (zespół ?Delfonics?), to raczej całościowo nie zapada w pamięć jak muzyka z ?Pulp Fiction?. Za zdjęcia odpowiada Guillermo Navarro, odpowiedzialny za zdjęcia do ?Labiryntu Fauna? chociażby, co potwierdza, że kadry są fachowo zrobione, kilka razy nawet artystycznie się wyróżniają, włączając w to słynne ujęcie ?z bagażnika?.
Gra aktorska nie pozostawia obojętnym. Poza świetną rolą Jacksona (który ma tu długie włosy i kozią bródkę!) oraz pani Grier, wypada wspomnieć o zabawnym De Niro i rozwydrzonej Bridget Fonda. Wielkim plusem jest też rola Michaela Keatona (burtonowski Batman oraz Beatlejuice), który gra z werwą i impulsem. Jeśli miałbym wskazać kogoś słabszego, to niewątpliwie nadmieniłbym mało ekspresywną grę Roberta Fostera. Jakoś mnie nie przekonał, a z jego twarzy praktycznie nie schodzi mina politowania/rozbawienia.
Na zakończenie chciałbym zauważyć, że filmy Quentina Tarantino, od wydania ?Wściekłych psów? ,są traktowane z pewną dozą pobłażliwości. Reżyser niczym rozlatany dzieciak miesza wszystko, co mu przyjdzie do głowy, tworzy groteskę, całość przyprawia elementami gore, jest bezpretensjonalny i dumny. Nie są to jednak wady ? powstałe w ten sposób filmy odznaczają się młodzieżową werwą i cynizmem staruszka, takie połączenie działa zabójczo, zarówno na widzów, jak i na aktorów. Film polecam, choć na arcydzieło nie ma się co nastawiać.
Zwiastun
4 komentarze
Rekomendowane komentarze