Kiedy wreszcie nowy film spod znaku Smoczych kul się zjawił byłem niezwykle podekscytowany. Tym gorzej dla mnie, gdy początkowo produkcja nie spełniała moich oczekiwań. I owszem za drugim podejściem początek nie był już taki słaby ? pojąłem, że trochę od DBZ odwyknąłem, a przecież ten początek jest jak najbardziej w stylu Toriyamy.
Historia dzieje się między 517 a 518 chapterem mangi, po pokonaniu Buu, ale przed time skipem i co najważniejsze nie jest żadnym spin-offem tylko oficjalną historią w samym sercu uniwersum Dragon Balla. Inaczej mówiąc należy do głównego kanonu. Tym razem mistrz Akira postanowił bliżej przedstawić tajemniczy świat bogów! Rzecz jasna niebotycznie nam (fanom) przy tym namieszał, ale do rzeczy.
Bóg destrukcji Bills budzi się po długim 39 letnim śnie. Tylko dla niego to była zwykła drzemka. Zdaje sobie sprawę, że gdy spał Frieza zniszczył planetę Vegetę. Nie wiedział jednak, iż jego ?znajomy? (Bills sam mówi o zabiciu Friezy przy pierwszym następnym spotkaniu z nim) został pokonany przez Goku. Dowiadując się o tym Bóg spieszy na spotkanie z naszym bohaterem tłumacząc, iż miał sen o Bogu Super Saiyanie, z którym chce się zmierzyć. Tymczasem na Ziemi Bulma obchodzi urodziny. Co z tego wyniknie przekonajcie się sami! Warto!
Poziom animacji jest adekwatny do tego z czym ją kojarzymy. DBZ nie strzela fajerwerkami na prawo i lewo ? starsi wyjadacze wiedzą o czym mówię. Najważniejsze, że, kiedy na ekranie dzieją się istotne rzeczy animatorzy postarali się je dopieścić. A co najważniejsze przyłożyli się bardzo do finałowej walki. Co się z tym wszystkim wiąże? Zamiast dopieszczać każdy kadr płynnością mamy parę znanych z anime schematycznych obrazków. Dobrze znana kreska z końcowych odcinków anime i chapterów mangi przywołuje sentymentalne uczucia, nie niszczy jej wcale drobny lifting. Najlepiej prezentuje się chyba nowa postać w serii ? Bills (to dziwne skrzyżowanie króliczych cech z kocimi). Do tego jak się na niego patrzy można łatwo sobie go skojarzyć z jakimś egipskim bóstwem. Ta postać oraz osoba jego pomocnika idealnie pasują do świata Toriyamy. Co jest tylko i wyłącznie jego zasługą.
W widowisku wykorzystano podczas walk trochę CGI nie na tyle dużo, by widz mógł do nich przywyknąć, ale wystarczająco wiele, by widza zachwycić. Wiele razy walki nie są animowane tak jak bym sobie tego życzył. Może miałem zbyt wygórowane oczekiwania. Jednakże pojedynki między bohaterami w uniwersum Akiry nigdy tak na dobrą sprawę słabe nie są, przecież to pod wieloma względami były pojedynki budujące grunt pod dzisiejszy stan rzeczy. Finałowe starcie daje ostro po garach i wynagradza drobne niedoskonałości. Animatorzy musieli się strasznie napracować, by wyglądała tak jak wygląda. Starcie zaczyna się na posiadłości Bulmy, potem przenosi się do miasta, do lasu, do pustkowi z dinozaurami, nad morze i wreszcie z wnętrzy naszej planety do jej orbity, gdzie Saiyanin jeszcze może przetrwać.
Jak to w Dragon Ballu bywa udało się do produkcji przemycić sporo humoru. Może trochę już wyrosłem ze zboczonych żartów Genialnego Żółwia, bo humor przynajmniej początkowo wydaje mi się być nietrafiony. Twórcy chyba oprzytomnieli w porę i kazali Vegecie śpiewać i tańczyć. Jeśli tego się po tej postaci nie spodziewaliście to poczekajcie na samo zakończenie . Reasumując gagi i żarty sytuacyjne nie zawodzą (duży wkład w to mają nowe czarne charaktery). Fani znajdą tu coś dla siebie.
Skoro omówiliśmy już dwa zawsze bardzo ważne elementy w projektach Dragon Balla (humor i walki) przejdźmy dalej. Nowy DBZ nie jest długi a, mimo to ogląda się go jakby miał bite dwie godziny. Na ekranie często dużo się dzieje, co w znacznej mierze jest zasługą dwóch nowych postaci, które ciężko ocenić dotychczasową miarą złych osobowości występujących w obrazach kinowych tej zacnej serii. Ciężko jest przewidzieć co zrobią nie wiadomo czego można się po nich spodziewać. Jedna rzecz jest jednak pewna obaj są niesamowicie silni.
Toriyama mam nadzieję, że wiedział co robi włączając do fabuły coś takiego jak Bóg destrukcji albo Bóg Super Saiyan. Poprzedni specjał spod znaku smoczych kul również miał w sobie wartość dodatnią w postaci brata Vegety. Dodając te puzzle tworzy się ciekawa układanka dająca solidne podstawy do myślenia o dalszym ciągu i wznowieniu jednego z kultowych anime. Strasznie nam Akira Toriyama namotał tym filmem pozostawiając po nim mnóstwo pytań i możliwości. Rzekłbym, że pozostawił zdecydowanie za dużo pytań i zbyt mało odpowiedzi. W czym właśnie upatruję ewentualnego dalszego ciągu serii.
Przeczytałem wiele głosów zawodu i krytyki związanych z nową odsłoną przygód Goku. W większości się z nimi nie zgadzam, ale jestem w stanie przyznać, że coś jest nie tak. Może to już nie ten sam DBZ? Może Akira jest jak Lucas i się zwyczajnie zużył? A teraz zwyczajnie dobija stworzony przez siebie świat! Jakby na to nie spojrzeć produkcja obowiązkowa dla każdego wyjadacza, który pobeczał się niegdyś, kiedy Goku niby to zginął wraz z planetą Nameck po pojedynku z Friezą. Najjaśniejszy punkt tego 14 obrazu z DBZ w tytule to zdecydowanie niebanalny czarny charakter. Pomimo paru drobnych wad, które jednak nie rzutują na odbiór całości nowy Dragon Ball to tona zabawy otwierająca przed mistrzem Akirą szansę na wznowienie serii.
5 komentarzy
Rekomendowane komentarze