Witam ponownie na moim blogu, jeśli to czytasz.
Dziś z rana przeczytałem artykuł pt. "Sandboksowy chaos" autorstwa Piotrka66. Tekst ogólnie spodobał mi się, jednakże mam do niego kilka uwag.
Tak, jestem fanbojem i nic z tym nie zrobicie
[media=]
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to idea sandboksu w GTA. O tej grze wiele można mówić - że jest kontrowersyjna, narusza tematy tabu, wywołuje skrajne emocje, od miłości do nienawiści - lecz z pewnością nie to, że jest sandboksem. Dlaczego? Otóż dlatego, że gracz NIE MA tam wpływu na to, co stanie się z miastem. Będzie istniało tak, jak przewidzieli je twórcy. Zrobiłeś rozpierduchę w centrum Los Santos, zabijając dwa tysiące ludzi, niszcząc setki pojazdów policyjnych, potem zasypałeś granatami szpital i sierociniec? Sorry - wystarczy, że jakimś sposobem pozbędziesz się pościgu i załatwione. Nikt nie będzie o tym trąbił w całym państwie, nie będziesz wyzywany na ulicy. Po prostu wszyscy o tym zapomną. Szpital i sierociniec dalej będą stały, tak jak były, i możesz przez nie przejść - nikt ci nic nie zrobi, bo AI i kod gry zwyczajnie zapomniały, że coś takiego się stało. Po prostu główna linia fabularna będzie się dalej toczyć jak gdyby nigdy nic. Wolność jest podyktowana tym, by otworzyć miasto, a gra nie nudziła się po paru godzinach. Tak naprawdę gracz nie ma żadnego wpływu na to, co się stanie, a hasło "Sandboks" jest sprytnie podawane, by zwiększyć wyniki sprzedaży. Tutaj mówię - nie mam nic do serii GTA, uważam, że jest to jedyna w swoim rodzaju gra (Saints Row jest zupełnie inne), lecz stawianie jej na równi z innymi sandboksami jest w stosunku do nich nie fair.
Dalej. Seria The Elder Scrolls.
Tak, tutaj również mamy duży wpływ. Możemy wymordować wioski, ukraść bogactwa, uciekać pogoni, zyskiwać chwałę. Przyznam, nie grałem w żadną z tych gier - RPG po prostu mnie nie jara. Nie wiem jak tu jest z konsekwencją czynów gracza, lecz kilkakrotnie widziałem na gameplay'ach youtube, jak gracz najpierw okrada dom, a następnie ucieka. Zero reakcji. Zabiłeś kurczaka? Miej się na baczności, połowa armii królewskiej jest na twojej głowie.
O "wolności" w AC nawet nie będę pisał.
Sandboks z definicji jest to gra, w której działania gracza tworzą określony wpływ na przebieg dalszej rozrywki. Jeśli niszczysz, powiedzmy, zbiornik z wodą - w okolicy zaczyna jej brakować, a władze są zmuszone wysłać baniakowozy. Jeśli zniszczysz samolot na lotnisku, jest to ogłoszone jako atak terrorystyczny, a twoja postać jest poszukiwana w całym świecie gry, i z pewnością szybko zostanie złapana. Najlepszym, jak dla mnie, przykładem sandboksu są "papierowe" RPGi, w których to ty, grupka przyjaciół i podręcznik z mechanizmami gry tworzą świat, wpływają na jego istnienie i sprawiają, że dzieje się tak, a nie inaczej. Wiem, że (jak dotąd) w grach komputerowych nie jest to możliwe, gdyż zajęło by to niewyobrażalne przestrzenie na dyskach twardych i lata, by utworzyć taką grę. Jednakże przywoływanie GTA i komputerowych RPG jako przykład sanboksów jest co najmniej dziwne.
Gdy uważa się te gry za sandboksy, nic dziwnego, że powstaje chaos. Jak inaczej wytłumaczyć to, że gracz stara się zwrócić na siebie uwagę, a jedyne, co osiągnie, to rosnące gwiazdki pościgu? To NIE SĄ sanboksy.
Następny przykład, Europa Universalis. Tej serii grałem we wszystkie części z wyjątkiem czwórki (brak pieniędzy) i muszę przyznać, że mnie urzekła. Możliwość samodzielnego kształtowania świata, wpływania na decyzje możnych, mordowania i zajmowania państw, wszystko to sprawiło, że jest to jedna z moich ulubionych gier, w które kiedykolwiek grałem. Tutaj sandboks jest bardzo dobrze widzialny. Powiedzmy, że grasz polską i mamy rok 1453. Początek rozrywki w podstawowej wersji EU3. Zebrałeś wojsko i wypowiedziałeś wojnę Zakonowi Krzyżackiemu. Niedobrze - miał on podpisany sojusz z Danią i Pomorzem Zachodnim, które wchodzą ci od zachodu na tereny państwa. Jednocześnie przegrywasz walkę pod Gdańskiem i tracisz armię, a Zakon wchodzi od północy. Kończy się na tym, że tracisz trzy prowincje, i zamiast polepszyć swoją sytuację, tylko ją pogorszyłeś. Jednakże na inflantach Litwa (z którą masz zawartą unię personalną) zajmuje wiele terytoriów Krzyżaków, znacznie pogarszając ich gospodarkę, zmuszając ich do zmniejszenia liczebności armii. Drogi Piotrku, TO jest sandboks. Gdzie jedno twoje działanie wywołuje lawinę innych, i nigdy nie wiesz, czy będą one dla ciebie dobre, czy będą ostatnim gwoździem do trumny. Sandboksem nie jest gra gdzie jesteś ograniczony do kilku(nastu) sztywnych reguł i absolutnie nic nie może tego zmienić.
Minecraft. Tak, świetna gra. Wiele godzin spędziłem w niej z przyjaciółmi, podejmując się budowy Twierdzy, która to nigdy nie została ukończona. Setki godzin świetnej zabawy, budowa, crafting, eksploracja. Jest to nietypowy przykład Sandboksu, ponieważ w tym świecie nie ma nic - to ty go budujesz. Czy zbudujesz swoją własnę wioskę pod grę multiplayer, czy zdecydujesz się zbudować gigantyczne katakumby, czy tez zbudujesz replikę Santa Maria w pobliskiej zatoczce - to ty decydujesz, co się stanie. To ty wpływasz na to, jak będzie przebiegać twoja gra. A może zamieszkasz w opuszczonej kopalni? Może by tak zbudować tam bazę, wyczyścić ją z zombie i potworów, i wykopać kilka szybów na powierzchnię? Możliwości są nieograniczone, i to ty na to wszystko wpływasz.
Tak, to musiało nadejść - wszak to jest mój blog. EVE Online.
[fanboy mode on]Zapewne niewielu z was interesuje się tą grą. Jest ona naprawdę wymagająca. Krzywą nauki w EVE i innych MMO zgrabnie pokazuje ta infografika...
Niewielu z was zapewne wie, czym było BoB w EVE ponad cztery lata temu. Band of Brothers. Swego czasu najlepszy sojusz w EVE, zamieszkiwał najbogatsze tereny, a bycie w nim było niesamowicie wielkim przywilejem. Byli oni prawdziwą elitą gry. Najlepsi z najlepszych, toczyli ustawiczną wojnę z Goonswarm. Pewnego dnia jednak, który okazał się być końcem hegemonii BoB... Sojusz ten stracił wszystkie swoje tereny. Co do jednego systemu. Zszokowani gracze nie byli w stanie odnaleźć sojuszu. On po prostu zniknął - dziesięć tysięcy graczy tak o straciło swój dom.
Przed...
I po
Co się stało, zapytacie? Dlaczego sojusz zniknął? Otóż - był tam ktoś, komu nie podobało się dowództwo. Nie chciał dalszego kursu tego sojuszu. Zgłosił się więc do Goonswarmu - i zaproponował współpracę. Kto by na to nie przystał? (notabene była to jedna z najważniejszych osób w BoB) Czwartego lutego zamknął on sojusz, oddając wszystkie tereny w nicość. BoB zniknęło. Stracili swoje stacje, stracili swoją przestrzeń, okręty, przedmioty. Wszystko. Wartość strat to setki miliardów ISK - wedle ówczesnych obliczeń sojusz stracił ponad 150 tysięcy EURO prawdziwej waluty, tylko z powodu decyzji i niezadowolenia jednego gracza...
Co chcę tym przekazać? Że EVE jest sandboksem - tak jak jest nim Minecraft i EU. Z tym, że EVE jest sandboksem, wydaje mi się, ostatecznym. Tutaj nie ma kontroli GMów i developerów. Gracze sami napędzają galaktykę, to oni tworzą wszystko. Statek, którym lecisz, został na 99,9999% wyprodukowany przez innego gracza i twoje ISK powędrowało do niego.[fanboy mode off]
Z pewnością pominąłem wiele wspaniałych gier, które mają prawo nazywać się sandboksami. Nie znam ich wszystkich - nie mam po prostu czasu by je wszystkie poznawać. Na ironię zakrawa fakt, że w artykule pojawia się GTA i The Elder Scrolls, a nie ma w nim Fallouta i Mount'n'Blade. Nie wiem, co było przyczyną takiego pisania, ale jednego jestem pewien - te dwie pierwsze wymienione przeze mnie gry zdecydowanie nie są sandboksami. Sandboks to miejsce, gdzie wpływasz na grę i jej przebieg w ostatecznym rozrachunku.
Dzięki za cierpliwość podczas czytania tego postu... Oraz prawdopodobny flamewar.
29 komentarzy
Rekomendowane komentarze