Skocz do zawartości

Ciche przemyślenia

  • wpisy
    6
  • komentarzy
    54
  • wyświetleń
    5981

Wpis nr 3. O Sandboksie w grach


cichymorderca

1981 wyświetleń

Witam ponownie na moim blogu, jeśli to czytasz.

Dziś z rana przeczytałem artykuł pt. "Sandboksowy chaos" autorstwa Piotrka66. Tekst ogólnie spodobał mi się, jednakże mam do niego kilka uwag.

Tak, jestem fanbojem i nic z tym nie zrobicie biggrin_prosty.gif

[media=]

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to idea sandboksu w GTA. O tej grze wiele można mówić - że jest kontrowersyjna, narusza tematy tabu, wywołuje skrajne emocje, od miłości do nienawiści - lecz z pewnością nie to, że jest sandboksem. Dlaczego? Otóż dlatego, że gracz NIE MA tam wpływu na to, co stanie się z miastem. Będzie istniało tak, jak przewidzieli je twórcy. Zrobiłeś rozpierduchę w centrum Los Santos, zabijając dwa tysiące ludzi, niszcząc setki pojazdów policyjnych, potem zasypałeś granatami szpital i sierociniec? Sorry - wystarczy, że jakimś sposobem pozbędziesz się pościgu i załatwione. Nikt nie będzie o tym trąbił w całym państwie, nie będziesz wyzywany na ulicy. Po prostu wszyscy o tym zapomną. Szpital i sierociniec dalej będą stały, tak jak były, i możesz przez nie przejść - nikt ci nic nie zrobi, bo AI i kod gry zwyczajnie zapomniały, że coś takiego się stało. Po prostu główna linia fabularna będzie się dalej toczyć jak gdyby nigdy nic. Wolność jest podyktowana tym, by otworzyć miasto, a gra nie nudziła się po paru godzinach. Tak naprawdę gracz nie ma żadnego wpływu na to, co się stanie, a hasło "Sandboks" jest sprytnie podawane, by zwiększyć wyniki sprzedaży. Tutaj mówię - nie mam nic do serii GTA, uważam, że jest to jedyna w swoim rodzaju gra (Saints Row jest zupełnie inne), lecz stawianie jej na równi z innymi sandboksami jest w stosunku do nich nie fair.

Dalej. Seria The Elder Scrolls.

Tak, tutaj również mamy duży wpływ. Możemy wymordować wioski, ukraść bogactwa, uciekać pogoni, zyskiwać chwałę. Przyznam, nie grałem w żadną z tych gier - RPG po prostu mnie nie jara. Nie wiem jak tu jest z konsekwencją czynów gracza, lecz kilkakrotnie widziałem na gameplay'ach youtube, jak gracz najpierw okrada dom, a następnie ucieka. Zero reakcji. Zabiłeś kurczaka? Miej się na baczności, połowa armii królewskiej jest na twojej głowie.

O "wolności" w AC nawet nie będę pisał.

Sandboks z definicji jest to gra, w której działania gracza tworzą określony wpływ na przebieg dalszej rozrywki. Jeśli niszczysz, powiedzmy, zbiornik z wodą - w okolicy zaczyna jej brakować, a władze są zmuszone wysłać baniakowozy. Jeśli zniszczysz samolot na lotnisku, jest to ogłoszone jako atak terrorystyczny, a twoja postać jest poszukiwana w całym świecie gry, i z pewnością szybko zostanie złapana. Najlepszym, jak dla mnie, przykładem sandboksu są "papierowe" RPGi, w których to ty, grupka przyjaciół i podręcznik z mechanizmami gry tworzą świat, wpływają na jego istnienie i sprawiają, że dzieje się tak, a nie inaczej. Wiem, że (jak dotąd) w grach komputerowych nie jest to możliwe, gdyż zajęło by to niewyobrażalne przestrzenie na dyskach twardych i lata, by utworzyć taką grę. Jednakże przywoływanie GTA i komputerowych RPG jako przykład sanboksów jest co najmniej dziwne.

Gdy uważa się te gry za sandboksy, nic dziwnego, że powstaje chaos. Jak inaczej wytłumaczyć to, że gracz stara się zwrócić na siebie uwagę, a jedyne, co osiągnie, to rosnące gwiazdki pościgu? To NIE SĄ sanboksy.

Następny przykład, Europa Universalis. Tej serii grałem we wszystkie części z wyjątkiem czwórki (brak pieniędzy) i muszę przyznać, że mnie urzekła. Możliwość samodzielnego kształtowania świata, wpływania na decyzje możnych, mordowania i zajmowania państw, wszystko to sprawiło, że jest to jedna z moich ulubionych gier, w które kiedykolwiek grałem. Tutaj sandboks jest bardzo dobrze widzialny. Powiedzmy, że grasz polską i mamy rok 1453. Początek rozrywki w podstawowej wersji EU3. Zebrałeś wojsko i wypowiedziałeś wojnę Zakonowi Krzyżackiemu. Niedobrze - miał on podpisany sojusz z Danią i Pomorzem Zachodnim, które wchodzą ci od zachodu na tereny państwa. Jednocześnie przegrywasz walkę pod Gdańskiem i tracisz armię, a Zakon wchodzi od północy. Kończy się na tym, że tracisz trzy prowincje, i zamiast polepszyć swoją sytuację, tylko ją pogorszyłeś. Jednakże na inflantach Litwa (z którą masz zawartą unię personalną) zajmuje wiele terytoriów Krzyżaków, znacznie pogarszając ich gospodarkę, zmuszając ich do zmniejszenia liczebności armii. Drogi Piotrku, TO jest sandboks. Gdzie jedno twoje działanie wywołuje lawinę innych, i nigdy nie wiesz, czy będą one dla ciebie dobre, czy będą ostatnim gwoździem do trumny. Sandboksem nie jest gra gdzie jesteś ograniczony do kilku(nastu) sztywnych reguł i absolutnie nic nie może tego zmienić.

Minecraft. Tak, świetna gra. Wiele godzin spędziłem w niej z przyjaciółmi, podejmując się budowy Twierdzy, która to nigdy nie została ukończona. Setki godzin świetnej zabawy, budowa, crafting, eksploracja. Jest to nietypowy przykład Sandboksu, ponieważ w tym świecie nie ma nic - to ty go budujesz. Czy zbudujesz swoją własnę wioskę pod grę multiplayer, czy zdecydujesz się zbudować gigantyczne katakumby, czy tez zbudujesz replikę Santa Maria w pobliskiej zatoczce - to ty decydujesz, co się stanie. To ty wpływasz na to, jak będzie przebiegać twoja gra. A może zamieszkasz w opuszczonej kopalni? Może by tak zbudować tam bazę, wyczyścić ją z zombie i potworów, i wykopać kilka szybów na powierzchnię? Możliwości są nieograniczone, i to ty na to wszystko wpływasz.

Tak, to musiało nadejść - wszak to jest mój blog. EVE Online.

[fanboy mode on]Zapewne niewielu z was interesuje się tą grą. Jest ona naprawdę wymagająca. Krzywą nauki w EVE i innych MMO zgrabnie pokazuje ta infografika...

2335016192_6003c39c4c_z.jpg?zz=1

Niewielu z was zapewne wie, czym było BoB w EVE ponad cztery lata temu. Band of Brothers. Swego czasu najlepszy sojusz w EVE, zamieszkiwał najbogatsze tereny, a bycie w nim było niesamowicie wielkim przywilejem. Byli oni prawdziwą elitą gry. Najlepsi z najlepszych, toczyli ustawiczną wojnę z Goonswarm. Pewnego dnia jednak, który okazał się być końcem hegemonii BoB... Sojusz ten stracił wszystkie swoje tereny. Co do jednego systemu. Zszokowani gracze nie byli w stanie odnaleźć sojuszu. On po prostu zniknął - dziesięć tysięcy graczy tak o straciło swój dom.

20090204.png

Przed...

20090205NoText.png

I po

Co się stało, zapytacie? Dlaczego sojusz zniknął? Otóż - był tam ktoś, komu nie podobało się dowództwo. Nie chciał dalszego kursu tego sojuszu. Zgłosił się więc do Goonswarmu - i zaproponował współpracę. Kto by na to nie przystał? (notabene była to jedna z najważniejszych osób w BoB) Czwartego lutego zamknął on sojusz, oddając wszystkie tereny w nicość. BoB zniknęło. Stracili swoje stacje, stracili swoją przestrzeń, okręty, przedmioty. Wszystko. Wartość strat to setki miliardów ISK - wedle ówczesnych obliczeń sojusz stracił ponad 150 tysięcy EURO prawdziwej waluty, tylko z powodu decyzji i niezadowolenia jednego gracza...

Co chcę tym przekazać? Że EVE jest sandboksem - tak jak jest nim Minecraft i EU. Z tym, że EVE jest sandboksem, wydaje mi się, ostatecznym. Tutaj nie ma kontroli GMów i developerów. Gracze sami napędzają galaktykę, to oni tworzą wszystko. Statek, którym lecisz, został na 99,9999% wyprodukowany przez innego gracza i twoje ISK powędrowało do niego.[fanboy mode off]

Z pewnością pominąłem wiele wspaniałych gier, które mają prawo nazywać się sandboksami. Nie znam ich wszystkich - nie mam po prostu czasu by je wszystkie poznawać. Na ironię zakrawa fakt, że w artykule pojawia się GTA i The Elder Scrolls, a nie ma w nim Fallouta i Mount'n'Blade. Nie wiem, co było przyczyną takiego pisania, ale jednego jestem pewien - te dwie pierwsze wymienione przeze mnie gry zdecydowanie nie są sandboksami. Sandboks to miejsce, gdzie wpływasz na grę i jej przebieg w ostatecznym rozrachunku.

Dzięki za cierpliwość podczas czytania tego postu... Oraz prawdopodobny flamewar.

29 komentarzy


Rekomendowane komentarze



Co do TES nie zgodzę się ,że nie jest sandboksem lecz jak napisałeś że nie grałeś to mogę ci wybaczyć. Mimo to jak nie grałeś to nie powinieneś o tym pisać :D Zacznę od tego że może nie wszystkie części lecz Skyrim do sandboksów się zalicza na 100% możesz zostać wampirem gdzie całe miasta będą na ciebie polować nie będziesz mógł handlować, bezpiecznie sięporuszać a w dzień będziesz słaby. Możesz wstąpić do odpowiedniej gildii i prowadzić wojnę z inną. Jest w Skyrimie wojna o władzę nad tą Krainą i masz wybór albo będziesz po stronie gromowładnych albo trzymasz z cesarskimi i od twojej decyzji zależy kto przejmie władzę. Jeśli kogoś zabijesz i ktoś to widział będziesz ścigany. Jeśli nikt nie widział to kto ma wiedzieć kto dokonał zabójstwa ? Już na początku gry jest opcja wyboru postaci jeśli wybierzesz np. mrocznego elfa na pewno znajdą się osoby które nie chętnie będą z tobą rozmawiać. Zrobisz odpowiednie misje/przysługi dla miasta to też ma to swoje konsekwencje np. miasto patrzy na cb jak na kogoś lepszego, możesz kupić dom, twoje mniejsze zbrodnie zostaną wybaczone lecz tylko w terenie miasta. Mogę tak wymieniać i wymieniać lecz chce jeszcze napisać o czymś innym. Dobrze że napisałeś o AC i GTA masz racje gry mają otwarty świat wiele możliwości ale nie ma to wpływu na dalszą rozgrywkę bo fabuła jest liniowa. Twój wpis jest Bardzo dobry lecz następnym razem jeśli w jakąś grę nie grałeś to o niej nie pisz :D

Link do komentarza

Co do TES nie zgodzę się ,że nie...

Dzięki za krytykę :) Faktycznie, moze z tym TES przesadziłem, jednakże wielokrotnie widziałem grę w nią - nie tylko na gameplayach czy walkthrough. Ze Skyrim miałem bardzo ograniczony kontakt.

Link do komentarza

Zadaniowo TES nie jest otwarty - zadania są te same, rozwiązuje się je tak samo - ale jeżeli chodzi o reakcje otoczenia to nie można mu odmówić bycia sandboksem. Świat żyje i reaguje na poczynania gracza. Trzymam kciuki, żeby ich nastąpna gra była pod tym względem jeszcze lepsza.

Link do komentarza

TES na kradzieże reaguje - raz okradłem karczmę, a jej właścicielka nasłała na mnie najemników. Inna sprawa, że ukradłem ser, a karczmarce nic zrobić nie mogłem po znalezieniu dowodów na to, że to ona wynajęła bandytów.

Link do komentarza
Świat żyje i regauje na poczynania gracza

Chodzi ci o ten moment, kiedy jesteś już arcymagiem i nosisz jego szatę, a ludzie wciąż polecają Ci dołączenie do Akademii w Zimowej Twierdzy? TESy wbrew pozorom reagują na to, co robi gracz, w bardzo małym stopniu.

Link do komentarza
Dlaczego sojusz zniknął? Otóż - był tam ktoś, komu nie podobało się dowództwo.

Co to za gra, w której jakiś jeden kmiotek może zamknąć całą galaktyczną organizację? Rozumiem, gdyby to był jakiś prezydent-zdrajca, który oddał tajne kody, a tak to dziwnie to wygląda. Przynajmniej mnie nie przekonałeś.

  • Upvote 3
Link do komentarza

Cytuj

Dlaczego sojusz zniknął? Otóż - był tam ktoś, komu nie podobało się dowództwo.

Co to za gra, w której jakiś jeden kmiotek może zamknąć całą galaktyczną organizację? Rozumiem, gdyby to był jakiś prezydent-zdrajca, który oddał tajne kody, a tak to dziwnie to wygląda. Przynajmniej mnie nie przekonałeś.

A doczytałeś do końca?

(notabene była to jedna z najważniejszych osób w BoB)

Był to jeden z wicedyrektorów. Ja, jako szeregowy członek korporacji PvE nie mam szans na zniszczenie sojuszu. On mógł to zrobić każdego dnia.

Link do komentarza

Doczytałem. To znaczy, że wystarczy jak znajdzie się jedna osoba w całym managemencie, która włączy "selfdestruct sequence" i już nie ma organizacji? Nie słyszałem o bardziej bzdurnej mechanice.

Link do komentarza

Korporacje i sojusze zbudowane są na zaufaniu. Jeśli CEO sojuszu da prawa konkretnej osobie - jest to największy znak zaufania. W zarządach sojuszów nie siedzą przypadkowe osoby z różnych korporacji, a ludzie, którzy wnieśli największe zasługi do nich. Temu po prostu nie spodobało się prowadzenie - i rozwiązał sojusz korzystając ze swoich praw. Ktoś zdecydował, że skoro odchodzi z korporacji, to zabierze ze sobą swój frachtowiec... I przy okazji 70mld ISK w towarach. To nazywa się sandboks.

Widzisz takie Stain Empire czy Goonswarm trwa właściwie od początku gry... I jakimś cudem się nie rozpadły. Gracze rozumieją mechanikę i wiedzą, że jeśli coś zrobią, dość szybko odejdą z gry - ponieważ cała galaktyka będzie siedzieć na ich głowie.

Link do komentarza

Podejrzewam, że po prostu każdy w zarządzie ma takie same uprawnienia, ale dostać się do zarządu jest bardzo trudno, i raczej nikt się tego nie spodziewał.

Do najwyższej administracji biorą tylko wybitnych dowódców, administratorów czy dyplomatów. Szaraczek nie ma szans na wejście do niego.

Link do komentarza
Temu po prostu nie spodobało się prowadzenie - i rozwiązał sojusz korzystając ze swoich praw. Ktoś zdecydował, że skoro odchodzi z korporacji, to zabierze ze sobą swój frachtowiec... I przy okazji 70mld ISK w towarach. To nazywa się sandboks.

O ile podwędzenie frachtowca z cennym ładunkiem uważam za ciekawe - nie ma to jak kosmiczny zbieg - o tyle możliwość rozwiązania wielkiej organizacji w taki sposób wygląda raczej na słabość systemu. Nie powinno się to opierać tylko i wyłącznie na zaufaniu, przecież jakieś protokoły bezpieczeństwa w ramach mechaniki powinny istnieć, jeżeli sama organizacja zechciałaby je wprowadzić.

Chodzi ci o ten moment, kiedy jesteś już arcymagiem i nosisz jego szatę, a ludzie wciąż polecają Ci dołączenie do Akademii w Zimowej Twierdzy? TESy wbrew pozorom reagują na to, co robi gracz, w bardzo małym stopniu.

Nie pisałem, że wszystko działa tam idealnie, ale jest to kolejny krok w dobrym kierunku. Jak smok atakuje wioskę to straż walczy w jej obronie, ludzie panikują, a po jego zabiciu wszyscy zbierają się przy szkielecie i komentują. Te małe elementy budują klimat.

Ja bym się może skusił na przeceniony EVE Online: Starter Pack, gdyby nie to, że to-to się aktywuje już po kupnie, a tu trzeba by ściągnąć grę/klienta, co przy moim łączu zajęłoby kilka dni + nie wiem jak stoi sprawa z dodatkami (raz wypróbowałem triala przypisanego do czasopisma, dawno temu) i mimo wszystko abonament sprowadza się do circa 63 złotych, co daje jedną nową grę na dwa miesiące. Cóż... Warto się zastanowić.

Link do komentarza

Takie są mechanizmy tej gry. Rozwiązanie sojuszu jest dostępne jedynie dla dyrektora i wicedyrektora - czyli zastępcy CEO. Ten człowiek był tym zastępcą dzięki swoim świetnym wyczynom na PvP. Był zaufany. Stwierdził jednak że mu się to nie podoba, a BoB się psuje (jakby był teraz w Goonswarm, to by się chyba załamał...) i trzeba to skończyć.

Link do komentarza

Ja to rozumiem. Po prostu uważam, że zniknięcie całej organizacji i całej jej infrastruktury decyzją jednego człowieka bez poparcia kogokolwiek jest rozwiązaniem niesłusznym. Przecież te statki, te towary i wyposażenie oraz instalacje nie powinny rozpłynąć się w próźni. Coś takiego to wręcz idealny materiał na wojnę domową między frakcjami węwnątrz danej organizacji, walkę o wyrwanie czegoś dla siebie czy o utrzymanie większości wpływów, etc.

Link do komentarza

Źle mnie zrozumiałeś - sojusz przestał istnieć, jednak wszystko to, co do niego należało (okręty, wyposażenie, moduły, amunicja, plany konstrukcyjne) zostało na stacjach. Tyle że teraz latanie po tych reojnach nie było dla nich bezpieczne gdyż zaroiło się od korporacji, które chciały założyć własny sov (terytorium).

Link do komentarza

Faktycznie, wyciągnąłem błędne wnioski. W takim świetle brzmi to bardzo interesująco. Są jakieś tajne wojny dyplomatów, szpiegów między frakcjami czy próby sterowania rynkami finansowymi?

Link do komentarza

Wojny dyplomatów - być może. Nie wiem, jak to działa na stopniu wielkich sojuszy, wiem jednak, że te łączą się w koalicje, jak CFC, Stain Empire, czy N3 Coalition.

Szpiedzy to rzecz dzienna. U nas w korporacji jest na pewno jeden, ponieważ ostatnio tracimy coraz więcej statków, i to w sytuacji gdy te są świetnie zabezpieczone.

Rynki finansowe... Cóż, popatrz na ten obrazek:

85156

Jest to zmiana ceny jednego z elementów konstrukcyjnych okrętów na przestrzeni roku. Zmiany tworzą spekulanci, tylko po to, by zwiększyć dochód. Wielki wzrost to wejście nowego dodatku, który zmienił zapotrzebowanie na ten konkretny moduł, lecz widać, że po krótkim czasie cena się ustabilizowała i wróciła do poprzedniego stanu. Tutaj handluje się dosłownie wszystkim - i można zarobić na tym miliardy.

Link do komentarza

Mógłbym z jednej strony przyznać tej grze + z uwagi na sposób w jaki organizują się gracze, z drugiej strony kosmos zdominowany przez różne mafie, gdzie pojedynczy gracz nie ma znaczenia, nie brzmi pociągająco.

Link do komentarza

Och, jeden gracz ma znaczenie. Wielkie. Wystarczy, że znajdzie się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie. Może być szpiegiem i doprowadzić do zniszczenia kilka tytanów, może sprawić że łańcuch przemysłowy stanie, bo nie dostarczy planów konstrukcyjnych, może siać propagandę... Setki możliwości. Trzeba tylko się zebrać w sobie i spróbować, a niewielu się na to decyduje. Konsekwencje naprawdę da się odczuć w tej grze.

@Rankin - mowa o grach sandboksowych, nie wyłaniamy najlepszej. Każdy ma inne gusta. Mnie DF odrzuciło interfejsem i topornym sterowaniem. Ciebie odrzuci EVE swoim interfejsem i zawiłością.

Link do komentarza

Przykład EVE i Band of Brothers jak dla mnie świadczy raczej o jakimś błędzie w tej grze.Jedna osoba fakt,może sabotować jakiś sojusz od wewnątrz.Może dogadać się z innym sojuszem i wyłączyć systemy ostrzegabnia,sytemy obronne układów.Dokonać dekoncetracji floty obronnej sojuszu.I po tym wszystkim dać zielone światło na atak innemu sojuszowi.To bym zrozumieć potrafił.Ale wymazanie sojuszu jedym,może dwoma kliknięciami??I do tego w ogóle jest taka opcja dostępna.Czyli wystarczy że woddzu sojuszu zaćpa,popije nawalając się w Batmana i przypadkiem sojusz skasuje będąc w amoku jakimś??Pusty śmiech

Link do komentarza

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...