Reforma edukacji, czyli nie taki diabeł straszny
Początek roku szkolnego już za nami? Pierwszy dzwonek jak co roku zmusił uczniów do powrotu do szarej rzeczywistości. Pierwszy dzwonek, jak zwykle, wywołał także falę narzekań na podstawę programową. Narzekają zarówno uczniowie jak i nauczyciele, niewielu jednak wie, z czym ma w ogóle do czynienia.
Tak zwana ?nowa podstawa programowa? obowiązuje roczniki od 96 (potocznie nazywanego króliczkami doświadczalnymi) wzwyż. Jest to kolejna duża zmiana polskiej oświaty. Tym razem dotyczy ona jednak głównie gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych .
Większość z czytelników tego bloga zapewne wie jak wyglądał proces nauczania przed reformą. W gimnazjum przeciętny uczeń dowiadywał się jak rozmnażają się pantofelki, jakie są właściwości kwasu siarko-wodorowego, gdzie leży Sri-lanka czy jak obliczyć x. Na zakończenie tego okresu edukacji każdy obowiązkowo przystępował do egzaminu podzielonego na dwie części: przyrodniczą i humanistyczną. Łączny wynik z tegoż egzaminu, wraz z osiągniętymi ocenami decydowały do jakiej szkoły ponad gimnazjalnej można było aplikować. W tym oto momencie rozpoczynał się ostatni etap obowiązkowej edukacji[jako ostatni etap edukacji traktuję tutaj LO, technika i zawodówki to trochę inna kwestia o której chętnie podyskutuję innym razem]. Nasz przeciętny uczeń poświęcał około roku (wszystko zależy od przedmiotu i podręcznika), aby ponownie nauczyć się tego, czego nauczył się już w gimnazjum, a następnie dwa lata na rozwinięcie tej wiedzy. Niezależnie od tego jaki kierunek wybrał musiał on powiększać swoją wiedzę ze wszystkich przedmiotów.
A jak wygląda edukacja przeciętnego Kowalskiego po wprowadzeniu w życie reformy oświaty ?? Nauka w gimnazjum niewiele się zmieniła. Uczniowie poznają te same właściwości kwasu siarko-wodorowego oraz gdzie leży dokładnie ta sama Sri-lanka. Ilość materiału, w zależności od przedmiotu, albo nie zmieniła się wcale, albo minimalnie zmalała. Tak samo jak dawniej, nasz uczeń na zakończenie tego etapu edukacji zmuszony jest przystąpić do egzaminu podzielonego tym razem na sześć (opcjonalnie pięć) części: język polski, historia-WOS, matematyka, przedmioty przyrodnicze, język na poziomie podstawowym i język na poziomie rozszerzonym. Podobnie jak dawniej ,o dostaniu się do wymarzonego liceum decydować będą oceny jak i wynik z testu kompetencji.
Formuła testów to pierwsza duża i kontrowersyjna zmiana jaką wprowadziła reforma. Jeszcze zanim ?króliczki doświadczalne? przystąpiły do egzaminu rodzice wraz z nauczycielami podnieśli raban o narażanie ich pupilków na zbędny stres i obwołały szatański egzamin małą maturą. Wielu jednak zapomina, że gdyby naszemu przeciętnemu Kowalskiemu zdarzyło się potknięcie, to czeka na niego koło ratunkowe w postaci dobrych ocen, na które ciężko pracował trzy lata. Taka forma ma przygotować młodego człowieka do przyszłego życia, w którym czeka go wiele egzaminów od których zależała będzie jego dalsza kariera. Sytuację te można porównać do nauki jazdy na rowerze. W pewnym momencie tatuś puszcza kijek zamocowany w ramie roweru i jeśli jego latorośl sobie poradzi to pozwala jej jechać, a jeśli nie to zawsze może z powrotem złapać kijek.
Należałoby zadać sobie jednak pytanie, czy taki system nikogo nie faworyzuje ?? I w tym momencie każdy powinien sobie uświadomić, że każda szkoła jest inna, a nawet wewnątrz szkoły nauczyciele jednego przedmiotu są różni. Żeby lepiej zobrazować sytuację posłużę się przykładem. Pani Nowak na ocenę bardzo dobrą wymaga znajomości stolicy Sri-lanki, natomiast pani Kwiatkowska, na tą samą ocenę, oczekuje od ucznia szybkiego odszukania jej na mapie. W takim przypadku ciężko mówić, że uczeń pani Nowakowej i Kwiatkowskiej zasługują na taką samą liczbę punktów. Podobno istnieją jednakowe wymagania edukacyjne dotyczące wszystkich uczniów, ale nauczyciele jak widać potrafią je interpretować bardzo kreatywnie.
Zaraz, zaraz, ale sama formuła punktowania nie przeszła przecież reformacji! O co w takim razie cały ten hałas wokół egzaminów ?? Chodzi przede wszystkim o ilość. Więcej pisania to więcej stresu dla naszego przeciętnego Kowalskiego. Trudno się spierać z takim argumentowaniem. Warto jednak zauważyć, że więcej testów to dokładniejsze sprawdzenie kompetencji ucznia. Jeszcze za starej podstawy programowej wystarczyło dobrze opanować materiał z matematyki i języka polskiego, aby zdobyć naprawdę dobry wynik. Pytania z historii czy chemii zdarzały się sporadycznie i były raczej zapychaczem, żeby nikt nam nie zarzucił, że nie sprawdzamy wiedzy z pozostałych przedmiotów. Nowa formuła egzaminów sprawdza wiedzę ze wszystkich przedmiotów, co w ostatecznym rozrachunku daje zdecydowanie lepszy obraz poziomu wiedzy ogólnej , a nauczycielom w liceum ułatwia sprawdzenie wiedzy z konkretnego przedmiotu.
Nasz przeciętny Kowalski napisał już testy kompetencji i dostał się do wymarzonego liceum. Pierwszy rok edukacji w nowej szkole to niejako kontynuacja gimnazjum. I tutaj pojawia się kolejny problem bardzo głośno bojkotowany przez nauczycieli. Nowa podstawa programowa zakłada kontynuację, więc automatycznie nie ma w niej miejsca na wtórną naukę materiału z gimnazjum. Zdaniem wielu nauczycieli, jeśli nie wsadzą wiedzy do głowy ucznia osobiście to nie mogą być pewni, że ona się tam znajduje. Tutaj także trudno odmówić logik argumentacji. Mimo wszystko polemizowałbym z zrzucaniem całej winy na program nauczania. Zakładanie z góry, że aby uczeń nauczył się wreszcie jak obliczyć x, należy mu tę wiedzę wbić do głowy co najmniej dwukrotnie mija się z celem. Jeśli nasz przeciętny Kowalski dotarł aż do liceum to znaczy, że opanował już materiał jaki przewidziany był dla gimnazjum.
Usilnie próbuję znaleźć powód dla którego zdaniem nauczycieli stan wiedzy uczniów jest tak beznadziejny. Może to być spowodowane arogancją niektórych nauczycieli (?tylko ja potrafię przekazywać dzieciom wiedzę?). Duży wpływ może mieć na to także wspomniany wyżej problem pani Nowakowej i pani Kwiatkowskiej, który tworzy złudzenie wiedzy niektórych uczniów. Myślę jednak, że problem leży w dużej kwestii także w zwykłej ludzkiej ułomności. Naprawdę ciężko pamiętać szczegół spod obrazka, który był w podręczniku trzy lata temu. Zazwyczaj żeby go sobie przypomnieć wystarczy chwila w domu spędzona na starymi notatkami, nie trzeba się uczyć wszystkiego od nowa.
I tak oto nasz Kowalski dotarł do drugiej klasy liceum i ostatecznie wybrał już profil. Od tego momentu nie będzie miał już możliwości przejścia do innej klasy bez zdawania dodatkowych egzaminów. W tym momencie zaczynają się także największe zmiany jakie wprowadza reforma. Panowie z ministerstwa postanowili wyjść naprzeciw zarzutom o natłoku zbędnej wiedzy i zastąpili przedmioty przyrodnicze przyrodą, a historię i WOS połączyli w jeden przedmiot o bliżej nie określonej nazwie.Jest jednak pewien haczyk. Dajmy na to że nasz Kowalski jako przedmiot rozszerzony wybrał jeden z przedmiotów przyrodniczych, to uczył się on będzie tylko historio-wosu. Sytuacja kiedy wybieramy jako rozszerzenie przedmiot humanistyczny jest lustrzanym odbiciem historii opisanej wyżej. Założeniem tej idei jest proste: mniej wiedzy bezużytecznej, więcej życiowej. Zmiana ta ma też pozwolić uczniom skupić się na przedmiotach, które chcą zdawać na maturze. Wydaje mi się że na papierze brzmi to świetnie, ale mimo tego pojawiają się maruderzy, którzy narzekają na zmiany. Główny argument to zmuszanie młodych ludzi do podjęcia decyzj,i która będzie miała wpływ na całą ich przyszłość zbyt wcześnie. Dawniej moment ten następował wraz z maturą i wyborem zdawanych przedmiotów, teraz ma następować on wraz z wyborem szkoły oraz profilu. Wydaje mi się jednak, że kiedyś trzeba podjąć tą decyzję, a rok w jedną, albo w drugą nie robi wielkiej różnicy.
Ciężko w tym momencie ocenić, na ile zasadne jest utworzenie przyrody i historio-wosu, rocznik 96 dopiero rozpoczyna naukę w drugiej klasie i nie do końca wiadomo jak to będzie. Ta sama sprawa dotyczy matury. Chociaż tutaj jest chyba trochę gorzej bo nikt nic jeszcze nie wie.
W tym momencie mógłbym zakończyć wpis, ale chciałbym poruszyć w nim jeszcze jedną dosyć ważne kwestie. Pierwsza z nich to edukacja w zakresie historii. Mniej-więcej rok temu bardzo głośno było kiedy to historycy protestowali przeciwko nowej podstawie programowej. Ich głównymi argumentami było obcięcie godzin z ich przedmiotu oraz zmniejszenie ilości materiału o historii Polski, zwłaszcza z zakresu Drugiej Wojny Światowej. Żeby lepiej przyjrzeć się sprawie należałoby ponownie porównać jak to było dawniej i jak jest teraz. Jeszcze przed reformą nasz Kowalski w gimnazjum uczył się historii począwszy od starożytnych kultur na obaleniu komunizmu kończąc i w liceum? tak powtarzał dokładnie ten sam materiał. Taki system skutkował tym, że nasz Kowalski dwukrotnie dogłębnie poznawał dzieje Mezopotamii i przy sprzyjających wiatrach dwukrotnie historię Drugiej Wojny Światowej. Dlaczego przy sprzyjających wiatrach ?? Bo ten okres historyczny przypadał na zakończenie edukacji w gimnazjum/liceum, co zazwyczaj skutkowało to tym, że materiał ten przerabiany był albo na szybko, żeby zdążyć przed testami, albo wcale. Po reformie natomiast nasz Kowalski raz poznaje dogłębnie historię Mezopotamii i raz dogłębnie poznaje historię bitwy o Anglię, a następnie realizuje na historii społeczeństwa projekty które jeszcze bardziej pozwalają mu się zagłębić w dany temat (jeden projekt obowiązkowo musi mieć charakter patriotyczny). Jest tak dzięki opisanej kilka akapitów wyżej kontynuacji nauki oraz przemianie historii w historię społeczeństwa. Moim zdaniem rozwiązanie nie jest tak złe, jak przedstawiają to historycy.
Na koniec opowiem trochę o sobie i może dzięki temu wyjaśnię czemu się tak wymądrzam. Otóż jestem siedemnastoletnim (włączcie swoje szare komórki i obliczcie który to rocznik) uczniem liceum ogólnokształcącego na profilu matematyczno-angielsko-fizycznym (kolejność nieprzypadkowa, ale to już temat na inną rozprawę). Niechętnie się do tego przyznaję ale jestem także synem wice-dyrektorki innego liceum ogólnokształcącego. Pisząc powyższą pracę sięgałem do przeżyć własnych oraz moich starszych kolegów, a także do informacji zasięgniętych od mamy która z racji na pełnioną funkcję ma niejako informacje z pierwszej ręki.
Motek
7 komentarzy
Rekomendowane komentarze