Skocz do zawartości

Kąt z felietonem w tle

  • wpisy
    13
  • komentarzy
    37
  • wyświetleń
    12148

Sklepowe dywagacje cz.1


Arahirim

922 wyświetleń

Już od dawien dawna nic nie pojawiało się na moim blogu. Może to i dobrze, bo ani nie należał do najbardziej ciekawych, ani do najchętniej odwiedzanych.

Od niemal roku pracuję w sklepie, bo chęć studiowania i doskonalenia swojej umiejętności pisania zagoniła mnie na Uniwersytet Wrocławski, co przy trybie zaocznym i braku bogatego wujka z Ameryki wymaga stałych nakładów finansowych. Ale do rzeczy.

Gdy nie trudniłem się obsługiwaniem klientów i codzienną walką z tymi mniej przyjemnymi, nie zwracałem uwagi na to, jak wyczerpujące jest prowadzenie sklepu. Gdy wchodziłem do Żabki czy innej Biedronki (pracuję w małym sklepie sieciowym) po prostu wybierałem to, czego potrzebowałem, płaciłem i wychodziłem. Nie zastanawiałem się, kto towar wyłożył, kto go zamówił, dlaczego nie ma akurat tego, co mi potrzeba. Czasem irytowałem się wysokimi cenami, porównując je do innych sklepów. Teraz jednak się to zmieniło, poczyniłem szereg ciekawych obserwacji, które może jeszcze kiedyś przedstawię. Dzisiaj jednak chciałbym przybliżyć Wam, drodzy Czytelnicy, sylwetki typowych klientów. A te prezentują się zacnie, niemal jak archetypy postaci w RPG-ach.

Typ nr 1 - neutralny

Mój ulubiony typ. Wchodzi, kupuje, wychodzi. Żadnej zbędnej gadaniny, pozwala mi skupić się na innych sprawach niż wysłuchiwanie opowieści o ostatniej imprezie albo czerstwych żartów zapożyczonych od szwagra. Nie komentuje cen, nie pyta się o wszystko, nie targuje się. Ma przed sobą jasny cel: zdobyć to, czego potrzebuje. Nie ma? Poszuka gdzie indziej, nie oburzając się, że "przecież JA to kupuję, to WSZYSCY pewnie też, musicie to zamówić".

Typ nr 2 - kolega

Klient, który po pewnym czasie nawiązuje więzi podobne do koleżeńskich. W progu mówi "cześć", pożartuje, popyta, jak zdrówko. Przy tym jednak często nadużywa cierpliwości, rozsnuwając cudowną wizję siebie zwisającego nad kiblem po kolejnej suto zakrapianej libacji. I tak tydzień w tydzień. Na dłuższą metę jest jednak nieszkodliwy i warto poświęcić te 5 minut rozmowy, by zyskać człowieka, u którego można w przyszłości coś załatwić, bo jest budowlańcem/komornikiem/policjantem.

Typ nr 3 - gadatliwy

Uwielbia pieprzyć trzy po trzy, opowiadać o swojej wnuczce, która ostatnio połknęła śrubę i trzeba było jechać na pogotowie, a tam lekarz powiedział, że muszą czekać 3 godziny, przez co poszli do Biedronki i tam w promocji było... - i tak dalej. Po pewnym czasie to bezmyślne nawijanie staje się uciążliwe, gdyż szczególne przypadki mają najwyraźniej słowotok i potrafią stać przy kasie naprawdę długo, co wyklucza jakąkolwiek normalną pracę. Ja rozumiem, że niektórzy po prostu muszą się wygadać, bo nie mają komu, ale - na brodę Merlina - dlaczego akurat w sklepie? Czy nie są od tego psychologowie, czy - ja wiem - księża?

Trzy powyższe sylwetki są akceptowalne dla osób pracujących w sklepie, chociaż czasem uciążliwe, to nadają kolorytu codziennej pracy. Teraz jednak przejdę do tych ciekawszych, mrocznych zakamarków handlu, gdzie walczy się z sobą, by komuś po prostu nie zapewnić szybszej wizyty u protetyka.

Typ nr 4 - babcia

Najpowszechniejsza postać polskich sklepów i ulic. Wszędzie porusza się z wózkiem na zakupy, materiałową torbą lub wiklinowym koszykiem. Jest pewna, że pracownik powinien przywitać ją w progu chlebem i solą, postawić bujany fotel, wręczyć włóczkę i druty a samemu w pocie czoła kompletować jej codzienne zakupy, po zakończeniu których wymagane jest pocałowanie w rączkę, udzielenie 95% rabatu i wręczenie karty Złotego Klienta, która przez miesiąc pozwala brać wszystko za darmo. Przy tym analizuje wszystkie produkty w sklepie, porównując ceny w promieniu 10 kilometrów i zarzekając się, że w Biedronce kupiła cztery razy taniej i że to jest skandal. Przy tym jest ślepa jak kret, do skepu dostała się korzystając z echolokacji, na sali sprzedaży nie widzi ściany chleba, przed którą stoi. Ceny za to widzi znakomicie, przy kasie potrafi zrobić awanturę, bo pod bombonierką za 30 złotych była cenówka na słonecznik za 1,50 zł i ona chce tą bombonierkę kupić za 1,50, bo jak nie, to jesteśmy złodzieje i spekulanci. Na zwrócenie uwagi, że wypadałoby czytać jeszcze, czego cena dotyczy, bo wszystko jest opisane, ma standardową odpowiedź: ja nie widzę, a to powinno leżeć na swoim miejscu. Proponuję więc wprowadzenie w Polsce akcji "Babciu, noś okulary".

Typ nr 5 - piwny furiat

Najczęściej mężczyzna. Wchodzi do sklepu, wlepiając swój mętny wzrok w lodówki ze złocistym trunkiem, szybkim krokiem pokonuje te kilka metrów dzielącego go od ulubionego napoju, chwyta za puszkę, niemal biegnie do kasy, a dowiadując się, że za Kasztelana ma zapłacić 3,35 zł, wpada w szał. "Ale jak?! Za Kasztelana 3,35?! To jest zdzierstwo! Wszędzie kosztuje 2,5! Tak drogo macie, ludzi z ostatniego grosza oskubiecie! Nie kupuję za tyle, pier*olę!". Trudno zrozumieć, że jeśli sklep jest mały, to aby mieć niskie ceny na nabiale, który się szybko psuje, trzeba windować ceny gdzie indziej. A że z piwem jest dużo roboty, to właśnie ono ulega zmianie cen. Zresztą, sieciówki nie aspirują do stania się sklepami monopolowymi.

Typ nr 6 - łowca promocji

Pyta codziennie o promocje. Gazetka pojawia się raz na 3 tygodnie, ale nie - promocja ma być codziennie, najlepiej na piwo i wódę, codziennie inna. A jak nie ma żadnej promocji na sklepie to bieda jest i tyle. Powłócząc nogami typ bierze to, po co przyszedł, wyrażając ubolewanie z powodu braku niższej ceny, płaci i wychodzi.

Typ nr 7 - handlarz/żul

Często spotykany w pobliżu koszy na śmieci, zwykle w otoczeniu butelek i puszek. Przychodzi tylko po piwo lub ewentualnie po jakąś bułkę. Wysypuje wszystkie oszczędności życia na blat, z których ledwo-ledwo udaje się wysupłać 40 groszy, po czym oddaje pierdyliard butelek, by wystarczyło mu na dwa browary. Na pytanie o paragon na te butelki reaguje uśmiechem i kłamie w żywe oczy, że "przecież ja wszystkie u was kupował, no. Codziennie jestem i se piwko strzelę". Czasem, gdy nie ma butelek, targuje się.

- Dobra, kładę 2 złote i jesteśmy kwita.

- Nie, nie jesteśmy kwita. Brakuje Panu jeszcze dwa pięćdziesiąt.

- Dobra, 2 złote i dowód osobisty w zastaw.

-Nie, całość ma Pan zapłacić.

- Ostatnia oferta: 2 złote i przełącznik firmy legart (zapis fonetyczny).

- A na kij mi jakiś przełącznik? Nie ma kasy, nie ma piwa. Do widzenia.

Nie ukrywam, że pomysł na wpis został poczęty po przeczytaniu w CD-Action wspomnień i przemyśleń pracownika sklepu z elektroniką.

Druga część prawdopodobnie wkrótce.

6 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Powinien być jeszcze żul-śmierdziel:

Pijany w trzy dupy, śmierdzący przepoconą padliną i lekko przetrawionym wińskiem (albo dynksem...), nie wiedzący za bardzo gdzie jest i czego chce. Po nieudanej konwersacji w celu dowiedzenia się, czego chce, wpada w furię. Bryzga wszystko śliną i wyzywa.

Przypadek z marketów. "Ulubiony" klient mojej koleżanki, siedzącej na kasie w jednym z marketów. Tym bardziej, że mają przykaz z góry, by być miłym, nawet dla nich.

Link do komentarza

Spokojnie, będzie jeszcze jedna część dotycząca klientów. Nie chciałem zawalić wszystkich ścianą tekstu, bo jeszcze napisaliby "za długie, nie czytałem" (a propos wpisu na głównej stronie CD-Action) :)Mój szef jest bardzo wyrozumiały i doskonale zna mój charakter, więc już nie zwraca uwagi, gdy jakiś klient dostanie zje*kę :)

Link do komentarza

Na podstawie opowieści mojej mamy-farmaceutki, mogę dodać jeszcze parę typów :D

Żul-narkoman - siedzi cały dzień przed apteką i prosi ludzi o kupienie środków na ból głowy. Nie są to jednak jakieś zwykłe "proszki", tylko specjalistyczne leki zawierające w sobie całą masę związków opioidowych.

Gimbazjalista-narkoman - trochę podobny typ, ale sam dokonuje zakupu. Zawsze dokładnie wie czego szukać (Acodin w tabletkach) i w ten sposób moja mama ich rozpoznaje. Jako, że teoretycznie nie może im powiedzieć, że nie sprzeda im w.wym. leku, to odsyła ich tekstem "nie mamy", lub sprzedaje im Acodin w syropie, który jest droższy i zawiera mniej kodeiny :trollface:

"No za taki zakup to..." - przychodzi do apteki i zostawia w kasie dużo kasy*, aby następnie zaatakować tekstem "Bo widzi pani. Mój kuzyn u was ostatnio dużo wydał i dostał jakieś gratisy/rabat. Może ja mógłbym coś dostać?'. Bardzo natrętny typ, który uważa, że wszystko mu się należy. Zazwyczaj zadowala się dopiero po dostaniu kilku próbek kremów spod lady.

Babcia-kasjerka - osoba, która potrafi zatrzymać kolejkę na 5 minut, bo "jej się jeszcze grosik należy". I weź szukaj tego grosika, jak to towar bardziej chodliwy od Rutinoscorbinu!

@EDIT:

*Heh, dopiero zauważyłem te powtórzenie. Niech zostanie, zabawnie wygląda :D

Link do komentarza

To ja a rebours - typy sprzedawców:

neutralny - skasuje wszystko w miarę sprawnie bez większych problemów.

przodownik pracy socjalistycznej - oszczędzanie energii wyssał z mlekiem matki (pewnie półsuślicy), porusza się w tempie żółwia z podagrą, a jego reakcje na bodźce zewnętrzne sugerują, iż został poddany zabiegowi lobotomii. Szczerze mówiąc zdarzyło mi się kilka razy po prostu odłożyć koszyk z towarem i wyjść ze sklepu. Jak widzę, że gość kasuje dwie bułki i mleko przez 15 minut, a przede mną są jeszcze dwie osoby do kasy, to szybciej mi będzie skoczyć do sklepu w sąsiedniej dzielnicy.

dusigrosz - Nawet jeśli rachunek opiewa na 14.99, a Ty mu dajesz piętnaście, to i tak się spyta o drobne. Ba, jeśli powiesz, że nie masz, każe ci wysypać drobne na ladę (w wersji hardkor sam weźmie portfel/portmonetkę i zacznie w niej grzebać) i już za dziesięć minut radośnie wykrzyknie 'a jednak znalazło się'. Żeruje głównie na babciach stojących z drugiej strony barykady lady, które są podatne na takie tricki. Co mówią następni stojący w kolejce nie nadaje się do zacytowania.

Hi-tech - trochę pokrewny z przodownikiem pracy socjalistycznej, gdyż też nic nie robi, ale nie robi w innym stylu i z innych powodów. Sprawia wrażenie strasznie zabieganego, rozmawia przez komórkę lub mazia łapą po tablecie. Do klientów mówi 'przepraszam, szef dzwoni', a do telefonu 'kochana, jaki ja mam tutaj zapierdol'. Mój 'ulubiony' typ sprzedawcy. Nie dość, że wtedy wychodzę, to jeszcze jestem na tyle zdeterminowany, żeby dotrzeć do właściciela sklepu i mu o tym opowiedzieć. I wiem, że przynajmniej jedna taka osoba została zwolniona po mojej interwencji.

gbur i cham - jak z Laskowika 'czego... pan sobie życzy'. Kupię co mam kupić, więcej do tego sklepu nie wejdę.

niedouczony baran - sprzedaje sam nie wie co. Na stoisku stoi chyba tylko po to, żeby ludzie po prostu nie zdejmowali z półek tego, co chcą. Ostatnio wszedłem do sklepu z alkoholami (czyli nie wielobranżowego, więc sprzedawca powinien być zorientowany w asortymencie). Dialog przebiegał tak:

'-dzień dobry, jakie państwo mają wermuty

- co?

-wermuty

- co?

-wermuty

-nie mamy wermutów

(podczas tej wymiany zdań rozglądałem się po sklepie i za plecami sprzedawcy wypatrzyłem jednak coś, co przypominało wermut, więc spytałem się)

- a tam to co?

(odpowiedź)

- nie, to są wina

Szczęka mi opadła, ale dzielnie brnąc wskazałem na półkę z brandy i spytałem się

- a to tam to podpiwek?

i usłyszałem odpowiedź:

- nie, wódka.

Podziękowałem, poszedłem do innego sklepu.

Innym razem byłem świadkiem jak w księgarni na stoisku z płytami gość spytał się czy mają coś z muzyki barokowej, a dziewoja stojąca za ladą z uśmiechem i zapałem odpowiedziała 'oczywiście, polecam Mozarta'.

oszust - bardzo szerokie spekrum sprzedawców. Zrobią wszystko, że by wcisnąć klientowi towar. Jak się klient spyta, czy rzodkiewka jest łagodna, to odpowiedzą, że tak. Jak spyta czy ostra, też potwierdzą. Wiadomo, że klient pierwsze pytanie zadaje zgodnie z tym, co chce kupić. I takich przekrętów jest wiele.

- ten serek jest słodki?

- ja, ja, naturlich.

Albo jak mi ktoś wciska ziemniaki 'janówki'. Nie ma takiej odmiany ziemniaków. Janówka, to zwyczajowa nazwa wczesnych odmian (nazwa wzięła się od święta św. Jana, kiedy zaczynało się wykopywać pierwsze ziemniaki. Pod nazwą 'Janówka' może się kryć równie dobrze ziemniak klasy A (sałatkowy) jak i klasy D, która nadaje się tylko na paszę lub krochmal. A jak już widzę 'janówki' sprzedawane w październiku, to mnie pusty śmiech ogarnia.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...