I nadeszła kolejna część zmagań ludzi z krwiożerczymi demonami, karzącymi kryć się w swych domostwach gdy tylko nadejdzie noc. Co oznacza to dla czytelnika? Kolejny ubytek pieniędzy w portfelu i szybko upływający czas przy lekturze.
Dzielić, kroić! Poszatkować!
Wojna w blasku dnia, podobnie jak Malowany Człowiek i Pustynna Włócznia w naszym kraju pozostała podzielona na dwie części, szumnie zwane księgami. Jedni narzekają, jednak dzięki takiemu zabiegowi możemy przeczytać ten długo oczekiwany ciąg dalszy przygód Naznaczonego i spółki. Podział ten niesie ze sobą pewne problemy, o których jednak później.
Wnusiu, powspominamy.
Wojna... jest bezpośrednią kontynuacja Pustynnej Włóczni i podobnej jak w jej przypadku i w przypadku pierwszej księgi tejże, spora część najnowszej powieści Petera V. Bretta to swoisty powrót do przeszłości- wiele stron zajmuje to co wydarzyło się znacznie wcześniej, przed pierwotną historią zawartą w Malowanym Człowieku. I tym razem jest nam dane poznać historie dojścia do władzy Ahmanna Jardira, tyle, że jest ona drugim planem do tego co spotkało jego przyszłą żonę, Ineverę. Podobnie jak to było wcześniej, czyta się to bardzo dobrze. Poznajemy zwyczaje Krasjan, szczegóły szkolenia tajemniczych dama'ting. Problem tego wątku jest jeden- wcześniejsi czytelnicy dobrze wiedzą jak się wszytko skończy i wszelkie próby budowania napięcia są tyleż bezcelowe co bezskuteczne. Jednak najgorsze jest to, że Inevera skrada spory ułamek objętość księgi pierwszej, którą miał zajmować najważniejszy i tytułowy wątek.
Chodź, pomaluj mój świat...
Nie jest jednak tak, że wszytko i wyłącznie jest skupione na żonie Jardira. Pojawia się oczywiście Arlen Bales, tytułowy bohater Malowanego Człowieka, a za jego obecnością idzie także wątek miłosny. Miał on spory potencjał, bo oto Naznaczony, zwany Wybawicielem, który poświęcił swoje człowieczeństwo na rzecz walki z demonami, spotyka kobietę w przeszłości skrzywdzoną, która swój cel odnalazła dopiero u jego boku w walce z otchłańcami. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że cały potencjał ulatnia się w wyniku kiepskich dialogów między tą parą, podczas których, na przestrzeni jednej strony jesteśmy świadkami tak częstych zmian nastroju, że patrząc na ich częstotliwość, jest to niemal śmieszne. Do tego same kwestie, będące czasami na poziomie telenoweli lub kiepskiego przedstawienia teatralnego. Ten mankament nie występuje tylko w rozmowach między Arlenem a jego narzeczoną, sztuczność wypowiedzi atakuje nas zbyt często, i aż nie jestem wstanie zgadnąć, czy pojawia się to tylko w tym tomie demonicznego cyklu, czy ja kilka lat temu podczas czytania poprzednich tomów nie zwróciłem na to uwagi.
To jak, kroimy?
Jednak poniżej nie mogę wystawić oceny. Bo nie winą autora jest, że cała fabuła została podzielona przez Fabrykę Słów, a księga 1 Wojny w blasku dnia, jako odrębna całość zwyczajnie nie ma sensu. Sama opowieść o walce z otchłańcami, konflikcie Jardiara z Arlenem w ogóle nie jest rozwinięta i w tej kwest nie dowiadujemy się praktycznie niczego nowego. Co najgorsze, chętnym przyjdzie za to zapłacić pewnie coś powyżej ośmiu dych(pierwsza część kosztuje 44zł, a druga pewnie będzie miała zbliżoną cenę). Jeżeli wciąż chcesz kupić tę powieść, to poczekaj na następną księgę i przeczytaj obydwie, jedną po drugiej.
Jak już wspomniałem, oceny nie będzie, bo trudno ocenić powieść po kilku pierwszych rozdziałach, a tak właśnie wyglądałoby ocenienie księgi pierwszej. Z werdyktem wstrzymam się, ale jeżeli autor się w ciągu dalszym nie postarał, to może nie czeka nas rozczarowanie, ale na pewno pewien niedosyt. Bo choć sporo miejsca zajęło wypisanie minusów, to prozę Bretta wciąż czyta się szybko, lekko i przyjemnie.
(9)
8 Comments
Recommended Comments