Skocz do zawartości

Z kultury bez cenz**y

  • wpisy
    89
  • komentarzy
    1673
  • wyświetleń
    144035

Soaps & JollyRoger - Dwie Strony Monety, czyli Gamingowe Rozważania


Soaps

1187 wyświetleń

okladkaartykulu.png

Dwa punkty widzenia i obszerna tematycznie dyskusja. Tak się jakoś złożyło, że spiknęliśmy się z Jolly i postanowiliśmy napisać dla was wspólny artykuł. Jak sami widzicie wyszedł z tego dość obszerny tekst, ale mam nadzieję, iż to was nie zrazi i dotrwacie do końca. Oczywiście zachęcamy was do tego abyście przedyskutowali tematy poruszone w tekście. Artykuł wymagał naprawdę sporo zachodu, zwłaszcza jeśli jedyny kontakt to actionowe PW i mamy nadzieję, że się wam spodoba. Warto na wstępie podziękować Markowi Lencowi za współpracę oraz wspomnieć o konkursie, gdzie na właściciela czeka Wiedźmin 2 ER. Dobra, dość wstępnego ględzenia, miłej lektury

#1. Czy multiplayer jest skażony dyskryminacją?

Soaps: Dyskryminacją? Cóż, zależy o jakiej mówimy. Jeżeli o rasowej, to raczej nie. Nikt nie rozmyśla czy po drugiej stronie ekranu siedzi biały, czarny czy żółty przedstawiciel rasy Homo Sapiens. A tak serio, zatwardziali multiplayerowcy są bardzo skorzy do dyskryminowania innych, o wiele słabszych niż oni graczy. Szczególnie, gdy ci składają się na bolesną porażkę całej drużyny. Ale nie zawsze jest to w 100% złe.

Gdy grałem w FPS-y wszelakie (oczywiście po sieci), to nie raz i nie dwa, nasz skład przegrywał przez głupie błędy niezorientowanych towarzyszy broni. Denerwowało to zarówno mnie, jak i wszystkich innych, więc w takim przypadku dopuszczam leciutką dyskryminację (lecz tylko na poziomie koleżeńskiej rady, a nie wyzywania kogoś od n00bów). Co innego kiedy jakaś osoba słabo gra, ale stara się to nadrobić przykładowo współpracując z drużyną - rzucając amunicję pod nogi czy lecząc poległych wojaków. Taki osobnik także o wiele szybciej nauczy się sprawnie grać (druga sprawa, że współpraca drużyn przy grze w sieci powinna być normą). Niestety jest jeszcze drugi rodzaj dyskryminacji na który często natknąłem się i ja sam, mianowicie: płciowa.

Dawniej grając meczyk w Call of Duty 4: Modern Warfare w drużynie przeciwnej znalazła się dziewczyna (w każdym bądź razie, tak napisała na chacie), co nie umknęło uwadze innych grających (jak mniemam, głównie płci męskiej). Najwyraźniej ciężko było komuś ogarnąć, iż dziewczyna świetnie sobie radzi i jest lepsza od niektórych facetów. Natłok wyzwisk, arogancji, a także przerostu ego (tudzież czego innego) niektórych osobników skutecznie zniechęcił pannę do dalszej gry. Tyle tylko, że mnie również. Przenieśliśmy się na inny serwer (tym razem zagraniczny), gdzie równie szybko zorientowano się jakiej płci jest jeden z członków teamu, ale dla odmiany, nikogo to nie zdziwiło. Niedawno podobna sytuacja przytrafiła się mi podczas gry w drugiego Black Opsa.

85261341.png

JollyRoger: Zgadzam się co do twojej opinii na temat tego, jak para cycków niektórym potrafi zawadzać (nie wiedzieć czemu - zazdrość? wink_prosty.gif).

Osobiście jednak trącił mnie sam fakt "gnębienia" nowych - bo nazwę rzecz po imieniu. Wielką entuzjastką multi nigdy nie byłam, jednakże miałam okazję pograć (chociaż to wyraz użyty nad wyrost), w co poniektóre tytuły MMORPG. I nie powiem, że były to mile spędzone chwile.

Bo już pominę sam fakt kilkugodzinnego męczenia myszki w bezcelowym "przynieś,podaj, pozamiataj". Problem - za każdym razem, gdy w moim przeogromnym szczęściu spotkałam graczy uważanych za "bosów", okazywali oni przeogromną empatię i zrozumienie dla kogoś, kto nie przykłada zbyt wielkiej uwagi do wymowy słówka "noob".

Ja nie wiem, czy osoby takie zdają sobie sprawę, że w realu (pojęcie abstrakcja dla co poniektórych), większość w miarę normalnych ludzi posiada przyjaciół nie będących składnią pikseli.

Może ja jestem nie z tej planety - może trafiłam do innego wymiaru, ale myślę, że logicznym jest, iż Rzym nie od razu zbudowano. Dlaczego więc jakiś chłopczyna, tudzież "mężczyzna" uważa za punkt honoru by być wrzodem na dupie innych? Naprawdę tak zależy im na tym tytule?

Bo zdawać by się mogło, że ktoś poświęcający tyle godzin, dni, miesięcy na zdobywaniu posłuchu powinien w istocie dbać o swoją reputację. Tymczasem, pierwsze co większość "wszechmogących" robi na sam widok kogoś niezorientowanego - to skuteczne smaganie newbiego wiązką niezbyt wykwintnych i inteligentnych wyrazów, które z szacunkiem niewiele mają wspólnego.

I ja się pytam - kto tu jest noobem?

1jr.png

#2. Czy twoja rodzina, znajomi pochwalają to, że grasz? Może usiłują ci to wybić z głowy?

JollyRoger: Wiadomo, że zawsze się powód do narzekania znajdzie - jako, że i wszystkich nie można zadowolić w 100%. Myślę więc, iż takie sytuacje mogły/zdarzyły się każdemu, kto lubuje się w takiej formie spędzania wolnego czasu. Głównym problemem jednakże nie jest sam fakt grania (o tym za chwilę), a to CO to granie zastępuje.

Cały ambaras w tym, iż jeżeli gry zapełniają czas, który winien być przeznaczony na naukę/pracę, to faktycznie rodzina może mieć zastrzeżenia - i w większości przypadków je ma. A tak na prawdę taką prokrastynacją - czy jak kto woli wiecznym odkładaniem rzeczy do zrobienia na później - szkodzimy przede wszystkim sami sobie. Bo niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie pluł sobie w twarz za to, że przez chwilę zapomnienia ma na głowie stos roboty, która odrzuca na samą wzmiankę/widok.

Oczywiście zdarzają się też komentarze typu "Gry są złe", aczkolwiek człowiek w miarę inteligentny powinien zrozumieć, iż na tym padole nic idealnego nie ma, a każda rzecz (lub prawie - nie generalizujmy) ma swoje wady i zalety. Dlatego ktoś mogący się pochwalić mianem homo sapiens, zawsze znajdzie jakieś plusy - w każdej nawet najbardziej prostej, lecz sprawiającej przyjemność produkcji. Osobiście mogę poświadczyć chociażby na własnym przykładzie, iż gdyby nie co poniektóre tytuły - nigdy nie byłabym w stanie np. polubić historii, czy też nauczyć się grać na gitarze.

Gry zawierają bowiem w sobie ten cudowny pierwiastek świata nierealnego - w którym tak na prawdę jedynym ogranicznikiem jest nasza wyobraźnia. Dlatego mają tak wielką siłę nośną i jednocześnie niszczącą - co czyni z nich bardzo ambiwalentną dziedzinę artyzmu.

Dlatego warto wziąć sobie do serca, iż wszystko jest dla ludzi, ale w granicach.

2jr.png

Soaps: U mnie sytuacja wygląda zgoła inaczej. Nigdy nie widziałem w grach czegoś niszczącego. Od zawsze dopatrywałem się w nich głębi, ukrytego przekazu. Podczas, gdy niektórzy traktują to jako prostą rozrywkę, ja doszukuje się czegoś więcej. I głównie dlatego ludzie z mojego otoczenia całkowicie wyłączają myślenie nad tym co na ten temat mówię. No, może czasem zdobędą się na jakieś ogólniki typu marnujesz sobie życie i tak dalej, ale zazwyczaj nawet nie chcą wdawać się w dyskusje. Najwyraźniej temat nie jest tego godzien.

Nikt z najbliższego mi otoczenia nie popiera i popierać nie zamierza tego, że gram. Powiedziałbym nawet, iż niektórzy co wredniejsi osobnicy szukają wymyślnych sposobów na zniechęcanie mnie do tej formy rozrywki (czy czego tam). A ja? Uparty niczym osioł wciąż obstaję przy swoim - zobaczymy co z tego wyniknie. Niby łatwiej byłoby ulec i przemilczeć docinki pod swoim adresem, ale ci co idą na łatwiznę wcale nie mają łatwiej. Skłamałbym mówiąc, iż nic mnie to nie obchodzi jaki to ludzie mają na mnie pogląd, bo trochę jednak tak nie jest. Ciężko być pewnym swojego zdania jak wszyscy usiłują ci je wybić z głowy, ale jakoś dam radę.

48873165.png

#3. Gra nadal tylko grą? Czy urealnienie rozgrywki ma szansę stać się czymś kluczowym w przyszłości?

Soaps: Szczerze mówiąc, nie bardzo bym tego chciał. Jeżeli urealniamy rozgrywkę poprzez staranniejsze napisanie fabuły i postaci to OK, wtedy możemy mieć miłe wrażenie, iż bohaterowie danego tytułu mogliby istnieć w prawdziwym świecie (oczywiście w granicach rozsądku). Tyle tylko, że gry można urealniać w jeszcze inny sposób, zmieniając całkowicie nasze przyzwyczajenia.

Ruchliwy celownik, śmierć od jednej kuli, ograniczona amunicja. Wtedy dopiero z czystym sercem orzec można o realistyczności. Ile jest takich tytułów? Niewiele i tak powinno pozostać. Prawdziwe życie jest w gruncie rzeczy zatrważająco nudne i nie ma sensu przenosić tego w wirtualny świat. Pewne umowności, choćbyśmy bardzo chcieli to zmienić, będą się pojawiać zawsze w mniejszych lub większych ilościach, bo gry mają nam zapewnić odskocznię od rzeczywistości, nie jej wierne odwzorowanie. Czy więc twórcy zdecydują nagle, że chcą iść pod prąd? Nie sądzę. Jeśli producenci już zechcą nam zapewnić realistyczne doznania - to niech zapewnią je w sferach scenariusza, dialogów i fabuły, a mechanizmy zostawią w spokoju.

Z drugiej strony pewnym tytułom do twarzy z takimi praktykami. Szkoda, iż są to dzieła w których nawet się tego nie zauważa - jak na przykład Heavy Rain. Więc czy realizm może stać się czymś kluczowym w rozgrywce? Raczej nie, ale zawsze wyjątki się znajdą (a jeśli na siebie zarobią to kto wie?).

JollyRoger: Tu się również co do niektórych punktów zgodzę. Należy zauważyć, że w wielu dzisiejszych grach świat fabularny został tak dalece zaprojektowany, iż momentami sztywne rozgraniczenie sfery emocjonalnej na tą realną, a tą wirtualną jest naprawdę ciężkie. Wartości te albowiem potrafią się łączyć i wzajemnie przenikać z tak wielkim natężeniem, że w istocie gracze niekiedy przywiązują większą wagę do postaci, które zostały stworzone na potrzeby jakiejś produkcji. Tak, że w istocie rzeczywistość staje się tak na prawdę "second lifem".

Dlatego powstaje tutaj pytanie - czy właśnie poprzez takie urealnienie rozgrywki, tak by w jak największym stopniu przypominała ona to co widzimy na co dzień, ludzie nie stają się powoli więźniami własnego umysłu?

Odpowiedź - tak i nie zarazem. Ludzie albowiem nie potrzebują ani realistycznych faktorów, ani pięknej grafiki, czy fabuły, która chwyta za serce i każde pchać historię do przodu. Gry - jakie by one nie były - są jedynie substytutem świata realnego i na zawsze nim pozostaną. Zostały stworzone jako napęd dla ludzkiej wyobraźni i to właśnie ona definiuje, czy dana produkcja do nas przemawia czy też nie. Gry są zatem ucieczką od niedoskonałości świata realnego. I to właśnie nierzeczywistość gier komputerowych sprawia, że ten eskapizm ma jakiś sens.

Dlatego mimo, iż w przyszłości opcja realistycznej rozgrywki jest możliwa do zaimplementowania w bardzo dużym stopniu (Rocksmith chociażby) - to jednakże, tak jak już wcześniej wspomniałeś - przesadny realizm byłby istną walką z wiatrakami - którymi w tym wypadku są potencjalni nabywcy.

kob.jpg

#4. Czy dystrybucja cyfrowa zastąpi nośnik fizyczny?

Soaps: Wielka szkoda, że to w tak małym stopniu zależy od nas. Dystrybucja cyfrowa staje się coraz powszechniejsza i stety niestety, pomalutku wypiera tą pudełkową. Co ja osobiście o tym myślę? Jestem pełny pesymizmu. Jeżeli pudełka całkowicie poznikałyby z półek sklepowych, a my kupowalibyśmy wszystko przez Internet, to gdzie schowałaby się radość rozpakowania nowej gry? Nie wiem jak u was, ale dla mnie rozfoliowanie świeżutkiego zakupu to wręcz rytuał. Uwielbiam stawiać nowe tytuły na półce (według własnej chronologii), a obok gadżety z nimi związane i potem oglądać taką kolekcję z końca pokoju. Cudowne uczucie, tym bardziej szkoda, że niknie przy dystrybucji cyfrowej. Bo biblioteczka gier ze Steama już nie zapiera dechu w piersiach, co najwyżej wywołuje lekki uśmiech.

Patrząc trochę bardziej realnie na to wszystko, to chyba jednak nie mamy się czego (na razie?) bać. Chociaż cyfrowe kupowanie już na stałe weszło w nasza grową egzystencję, to póki chętnie korzystamy z tradycyjnych pudełek, developerzy z nich nie zrezygnują.

A jeśli zrezygnują? Niewątpliwie, wywołałoby to we mnie smutek, ale wszystko kiedyś się zmienia. Jeśli cyfrowa dystrybucja ma całkowicie wyprzeć tą tradycyjną musimy poczekać jeszcze co najmniej kilka lat. Po cichu mam nadzieję, że trochę więcej.

48901020.png

JollyRoger: A ja tam protestuję. I chociaż w życiu nigdy nic nie wiadomo, to jednakże teoria zastąpienia nośników fizycznych przez cyfrowe jest co najmniej dekadencka.

Bo to trochę jak z tymi książkami. Niby żyjemy w erze e-booków, audiobooków i czego tam jeszcze dusza zapragnie. Niby książki miały odejść do lamusa, bo są archaiczne. Jednakże zarówno jedna jak i druga forma przekazywania słowa pisanego ma swe wady oraz zalety. Są na tym świecie ludzie wyczekujący przyjemnego ciężaru w dłoni, czy też zapachu jeszcze świeżych stron. I wątpię, czy gdyby któregoś dnia ktoś nagle ogłosił, iż era książek jest przeżytkiem - ci ludzie byliby z tego zadowoleni.

To samo tyczy się dystrybucji. Nie ulega wątpliwości, iż przykładowy Steam to bardzo nowoczesny i przydatny wynalazek. Jednakże jak już wspomniałeś - nie ma tutaj tego swoistego pierwiastka "wyczekiwania" - polegającego na dorwaniu się do pudełka, wyczuciu faktury krążka czy też nerwowym spoglądaniu na postęp instalacji i finalnym momencie indywidualnej inicjacji gracza z przedstawionym światem, gdzie znika rzeczywistość a pojawia się cyberprzestrzeń wyobraźni.

Wątpię, czy dystrybucja cyfrowa jest w stanie nam to zapewnić. Bo wielu graczy metodę "znajdź, ściągnij, zagraj, zapomnij" ma już wyćwiczoną na innych, niezbyt legalnych serwisach. I w większości wypadków tak na prawdę nie jest wcale ciężko stwierdzić, którą z dwóch identycznych wersji gry ktoś postanowi wybrać, jeżeli za jedną każą sobie płacić...

A może i cała ta ceremonialność związana z wersjami materialnych różnych produktów - w tym gier, jest w istocie trochę infantylna. Ale czy to nie jest czasem tak, że ludzie starają się na siłę dorosnąć - a kiedy już tacy są, pragną ponownie zasmakować dzieciństwa?

I dopóki znajdzie się grupa gotowa to potwierdzić, dopóty swoisty "old school" przetrwa.

48164991.png

#5. Ostatnio dużo mówi się o ocenach. Czy są one rzeczywiście niezbędne do zdecydowania czy gra jest dobra?

JollyRoger: Oczywiście, że nie. Oceny stanowią coś arbitralnego/umownego i za zadanie mają jedynie wyznaczać standard danej produkcji. Jednakże nigdy, żadna nota nie jest całkowicie obiektywna. Każdy człowiek jest inny, każdy z nas ma inne DNA, odciski palców czy wzór tęczówki - dlatego też niczym dziwnym jest, iż również opinii mamy całe multum i nie zawsze są podobne. W tym temacie nic nowego się nie wymyśli, jednakże warto przypomnieć o pewnym istotnym fakcie.

Mianowicie - sugerowanie się pojedynczą oceną jest ogromnym błędem, nawet jeśli jest ona wysoka i redakcja poleca daną produkcję jako pretendenta do gry roku. Ba, nawet poprzez skonfrontowanie jej wobec jakiejś średniej wyciągniętej z całej puli recenzji - jak w przypadku serwisu Metacritic, nie jesteśmy tak na prawdę w stanie danej produkcji lepiej ocenić. Pomijam już fakt wszelakich manipulacji notą końcową, bo i to się zdarza - ale pamiętajmy, iż absolutnie każda nota, komentarz czy też zdanie na jakiś temat jest całkowicie indywidualną kwestią.

Fakt, jeżeli przeważające grono ludzi twierdzi, iż daną produkcję powinniśmy omijać szerokim łukiem - to istotnie coś może być na rzeczy. Z dodatkiem pewnego "ale". Bo to co dla twojego kolegi może być powodem do nadmiernego pietyzmu - dla ciebie może się okazać zwykłym niewypałem. Dlatego warto znaleźć złoty środek i samemu wyrobić sobie opinię.

Soaps: To oczywiste, że ocena nigdy nie będzie całkowicie adekwatna do tego co tytuł sobą reprezentuje. Każdy ma inny gust i raczej nie powinno się tego podważać. Czy to znaczy, iż oceny w ogóle nie są potrzebne? Cóż, jeżeli ktoś pobieżnie przegląda artykuły i zerka jedynie na notę końcową, plusy, minusy itd. to albo jest leniem albo nie ma czasu. Mimo to, po przeczytaniu opinii recenzenta o danej grze lubię zerknąć na ocenę finalną. Fajnie podsumowuje ona cały tekst.

Nie da się ukryć - nieważne jak będziemy się starać, przyzwyczailiśmy się do metryczek. Każdy ma swoją skalę poza którą nie kupi nic. Czy to jest złe? Może nie tyle złe co niesprawiedliwe. Czasami potrafię przychylnym okiem zerknąć nawet na tytuł ze słabymi ocenami. Po prostu z tekstu wiem, że gra może mi się całkiem spodobać, a jeśli dodatkowo tak się stanie to jestem usatysfakcjonowany. Generalnie nie powinniśmy wiecznie naciskać i prosić o szczegółowe, liczbowe skale bo to przez nas potem wynikają durne sytuacje.

Nie trzeba nawet zbyt daleko szukać: akcje obniżania ocen na Metacritic, deklaracje twórców o chęci przyjęcia pracownika z przynajmniej jedną grą ocenioną przez wspomniany serwis na 85% i tak dalej. Gdyby ludzie ciągle nie wymagali od wszystkich recenzentów cyferek, to takich kuriozów pewnie by nie było.

Lubimy oceny, ale sami nie lubimy być oceniani. Paradoks.

R%25C3%25B3%25C5%25BCne%2Btakie4.gif

#6: Polonizacje to wciąż gorący temat, a w szczególności dubbing. Powinno być go coraz więcej, mniej, czy wcale?

JollyRoger: Niewątpliwie w przypadku graczy jest to co najmniej temat sporny, albowiem to, czy taka polonizacja jest potrzebna to sprawa stricte indywidualna (a co nią nie jest?). Głównie chodzi o dwa elementy - nasz poziom lingwistyczny i przyjemność z rozgrywki.

Obecnie cała branża elektroniczna praktycznie opiera się na języku angielskim, i chcąc nie chcąc wymusza jego znajomość chociaż na poziomie podstawowym - co nie jest niczym ekstrawaganckim, biorąc pod uwagę, że jest to przedmiot obowiązkowy na maturze. Jednakże nie trzeba być filozofem, by zauważyć, że wszelkie gry używają angielszczyzny bez zastanawiania się nad tym, czy jakiś cudzoziemiec sobie z prezentowanym słownictwem poradzi. I tutaj dochodzimy do rozwidlenia.

Bo są ludzie, którzy poprzez rozgrywkę nie mają na celu nauki języka, tylko przyjemne zmarnowanie czasu. Dlatego zazwyczaj, nie chcąc się głowić nad tym "co miał na myśli autor" - wybierają zazwyczaj dubbing i napisy. Co do pierwszego - to sprawa jakości polonizacji przez podstawionych aktorów jest również zależna od gustu - jedni ogłoszą wersję PL profanacją, inni nie zwrócą zbytnio uwagi. Jest jeszcze druga opcja - czyli napisy. I są one o tyle ambiwalentne, iż z jednej strony mamy okazję przesłuchać oryginalną odpowiedź, a z drugiej mamy od razu ją przetłumaczoną. Tylko niech rękę podniesie ten, kto nie był poirytowany czytaniem PL napisów podczas pełnej akcji walce.

Useless.

Ale jak już wspomniałam - to głównie przez wzgląd na naukę języka decydujemy się na taką, a nie inną wersję gry. Są ambitni ludzie, którzy wszelkie polonizacje traktują z uśmiechem politowania, chłonąc jak najwięcej nowej - choćby na początku niezrozumiałej wiedzy. Bo nie ma lepszej metody na naukę czegoś, jak po prostu obcowanie w danym temacie.

Jako jednak, że żyjemy w świece przeciwieństw - polonizacja, jeżeli możliwa - powinna być dostępna.

Jednakże, jedynie jako możliwa do wyboru - a nie coś odgórnie narzuconego.

6jr.png

Soaps: Dla mnie polska wersja dubbingu to żaden problem, może sobie być i tak w 99% przypadków nie będę z niej korzystał. Więc gdzie leży cały powód sporu? Schody zaczynają się wówczas, gdy nie dostajemy wyboru rodzaju lokalizacji, będąc tym samym zmuszonymi wybrać niekoniecznie to, co byśmy chcieli.

Zdecydowanie jestem zwolennikiem napisów, a Amerykanin mówiący łamaną polszczyzną nie jest dla mnie niczym przyjemnym. Słysząc informacje o tym, iż jakaś gra dostanie same napisy, bez dubbingu (nie przeszkadza mi także, grać z oryginalnymi głosami) powinienem być w pełni usatysfakcjonowany. Ale nie jestem. Niby wszystko wychodzi na moją korzyść, a mimo to potrafię zrozumieć złość tych, którzy oczekiwali polskich głosów. Bo to ta sama sytuacja, gdy developerzy zdecydują się zmusić kogoś preferującego napisy do korzystania z dubbingu.

Drodzy producenci, jeśli wasza gra ma do zaoferowania dubbing i napisy z oryginalnymi głosami, to dajcie nam do cholery wybrać któryś z wariantów, zamiast wmuszać nam na siłę jeden z nich.

Przyrównałbym tą sytuację do małego niejadka. Można mu przez lata siłą wmuszać jedzenie, albo poczekać aż strasznie zgłodnieje i sam zacznie wołać o jedzenie. Generalnie druga metoda wydaje się bardziej efektywna. Dlaczego zatem, większość rodziców decyduje się na tą pierwszą? Jasne mają wtedy gwarancję, że bachor łaskawie coś zje zanim oni się zestarzeją, ale przecież do końca życia przez rodziców karmiony nie będzie. Z drugiej strony tłumaczenia o powolnym czytaniu czy słabej znajomości angielskiego (teraz znajomość tego języka jest bardzo wskazana), to raczej słabe argumenty.

Czyli podsumowując, nie mam nic do polskiego dubbingu, jeżeli nie muszę go słuchać. Ale gdy twórcy wymuszają na mnie taką wątpliwą przyjemność, to już nie ma przebacz.

6soaps.png

#7. Wybory moralne w grach i związane z nimi wyrzuty sumienia. Czy czynnik psychologiczny wpływa na podejmowane decyzje?

Soaps: Większość osób zawsze zanim podejmie ważną decyzję zastanowi się kilkakrotnie. Przeanalizuje wszystkie możliwości, korzyści i straty wynikające z niej. Ale czasem coś pójdzie nie tak i plany biorą w łeb. Co wtedy robię ja? Zaczynam od początku, każdy mój wybór musi być trafny, inaczej restart. Tak mam i myślę, że nie tylko ja. Są momenty w grach, które po prostu nie da się "przejść" - je się przeżywa całym ciałem. Od gęsiej skórki błądzącej leniwie po naszych plecach, po drżenie nadgarstków z narastających nerwów.

Niektórym do szczęścia wystarczy pukawka i tabun wrogów do ubicia. Inni wymagają emocji i wyborów moralnych pełną gębą - a na nie bezprecedensowo wpływa nasza psychika. Raczej nie zastanawiamy się nocami dlaczego zabiliśmy tamtego biedaka, który do nas strzelał i dziesięć pierdylionów jego kumpli, ale kiedy na przykład zginie nasz towarzysz albo towarzyszka? To już potrafi nas ruszyć (nie wszystkich, ale jednak) [pozdrawiam fanów Lydii ;)- dop. JR]. Ważnym czynnikiem jest tu także immersja czyli nieodłączna składowa gier.

Bez wątpienia mamy krew na rękach, ale walczymy w słusznej sprawie nieprawdaż? Problem leży w tym, iż każdy uważa swoją sprawę za słuszną. A czy taka rzeczywiście jest? Tu na pierwszy plan wysuwa się czynnik psychologiczny i podpowiada nam właściwą odpowiedź.

7soaps.png

JollyRoger: (przyjmuje pozycję filozofa) To zależy od samej gry i człowieka. Na ogól mamy tendencję do odzwierciedlania naszych typowych zachowań i przenoszenie ich w cyberprzestrzeń. Dlatego lubimy po raz n-ty ratować świat przed zagładą, gdyż w większości wypadków możemy u siebie wyróżnić kompleks Mesjasza. I naprawdę nie jest niczym wyjątkowym spotkać ludzi proszących o porady w stylu: "Czy nie dało się uratować xxx?", bądź "A co się stanie jeżeli wybiorę to drugie? Czy będzie to miało wpływ na xxx?".

Jeżeli ktoś podąża drogą "renegata", to najczęściej ma to związek z chęcią sprawdzenia, jak potoczyłaby się historia, gdybyśmy w istocie byli tym "złym". Oczywiście są na świecie diabły wcielone - i ci ludzie również nie mają problemu z wyborem wink_prosty.gif. Jednakże jak już wspomniałam większość z nas w istocie jest bardziej ciekawska, niźli niepoprawna dla zasady. Dlatego robimy sobie sejwy "na wypadek gdyby", albo tuż przed podjęciem decyzji sprawdzamy od razu jakie konsekwencje na nas czyhają.

Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie by zostać "paragade"- chyba, że ktoś trąci mainstreamem. A tak na poważnie - zawsze znajdzie się jakaś sytuacja, którą chcielibyśmy rozwiązać zupełnie inaczej niż mogłoby to wynikać z dotychczasowego przebiegu rozgrywki. Taka swoista infuzja afektu - czyli informacja zabarwiona emocjonalnie wpływa na zmianę naszej decyzji/ postępowania. Osobiście nie zapomnę tej satysfakcji podczas ME3 i pamiętnej wizyty u Cerberusa (+prescenka wink_prosty.gif ), gdzież to ma zemsta za śmierć przyjaciela dokonała się w pełni - powodując festival tańczących flaków Kai Lenga na posadzce. Piękne.

7jr.png

#8 Co sprawia, że gra jest wyjątkowa?

Soaps: Jedno z trudniejszych pytań, jakie można zadać graczowi. Dlaczego? Ponieważ każdy oczekuje czegoś innego. Czy to źle? Wręcz przeciwnie, dzięki temu nie mamy na rynku wylewu bliźniaczo podobnych tytu... dobra, żartowałem. Mógłbym znów napisać, iż oczekuję, aby gra była dopracowana, zapadała w pamięć, zmuszała do dylematów, ale najbardziej pragnę by była wyjątkowa.

Wiecie, gdy czasami (rzadko) gram w jakiś naprawdę świetny tytuł, mam takie miłe wrażenie, że został on stworzony dla mnie. Dla mnie i tylko dla mnie. Po prostu tak idealnie trafia w moje gusta, iż nie mogę się oprzeć temu wrażeniu. Jeśli miałbym ocenić którąś z takich gier to pewnie nie wahałbym się zbyt długo przed wystawieniem kilku dyszek. Gorzej, gdy jakaś produkcja mnie oszukuje i to perfidnie. Udaje, iż jest dobra, kłamie w żywe oczy, iż została dla mnie wręcz stworzona, by potem sprawić, że w ogóle nie chce mi się na nią patrzeć. Drugie najgorsze uczucie w życiu gracza. Ale czyż nie uczucia jakie potrafią wywołać stanowią o ich wyjątkowości?

8soaps.png

JollyRoger: Ogólnie rzecz ujmując wyróżnić możemy kilka rodzajów "wyjątkowości". Są gry rewolucyjne - wprowadzające innowacyjny faktor, który stosowany jest przy następujących produkcjach. Gry te wyznaczają standardy "nowoczesności" rozgrywki w danym zakresie. Niejednokrotnie są to mało znane tytuły. Dwa - genialne fabularnie - powodujące psychologiczne zastoje przy wyborach, wielokrotne sprawdzanie możliwych opcji i ich konsekwencji. Wynik ciężkiej pracy scenarzystów. Dalej - świetne techniczne - dopracowane graficznie, skryptowo. Powodujące "łał" przy pierwszych minutach rozgrywki. I finalnie - hybrydy - czyli produkcje łączące elementy każdej z wymienionych wcześniej kategorii. Perełki wobec innych.

I zgodnie z tym co powiedział mój przedmówca - dla każdego z nas może to być zupełnie inna kategoria. Ważne jednak jest to, iż właśnie dzięki takiemu zróżnicowaniu opinii i gustów mamy wiele interesujących produkcji, którym warto poświęcić uwagę.

8jr.png

#9: Czego oczekujemy od next-genowych tytułów?

JollyRoger: Tego, żeby grafika została odstawiona troszeczkę na bok. Wystarczająco, aby jej miejsce zajął faktor, który jest lekceważony prawie w każdym przypadku - a mianowicie historia. Jak już wspomniałam w odpowiedzi na poprzednie pytanie - cała ta otoczka jest niczym lukier na pączku. Może być naprawdę fikuśny i bajerancki, ale to wszystko na nic, jeżeli nadzienie nam nie będzie smakowało.

Niech twórcy zatem kreują piękne lokacje i głowią się nad ciekawymi dodatkami - ale przede wszystkim niechaj uraczą wszystkich historią, która nas w ten świat wciągnie bez końca. Bo nie raz i nie dwa życie pokazywało, jak coś niezbyt wykwintnego, a z pomysłem na siebie stawało się blockbusterem - podczas gdy wysokobudżetowe tytuły AAA okazywały się zwykłym niewypałem. Oczywiście pomijam tutaj kwestię płatnych DLC, bo to już nie wymaga żadnego komentarza...

Więcej inwencji zatem - a reszta będzie udanym uzupełnieniem.

Dla%2Bgraczy%2Bczy%2Bkorporacji1.gif

Soaps: Również mnie to bardzo smuci. Ja rozumiem, że to ważne, ale jeśli tylko gdzieś zahaczy się temat o next-genach pierwszym co przychodzi do głowy, jest grafika. Co jeszcze gorsze, twórcy skupiają się głównie wokół tego zagadnienia. Jasne, oczekujemy, iż ruszy ona wreszcie porządnie do przodu i zafunduje opad szczęki, nie ma w tym nic dziwnego. Powiedzcie mi tylko, czy to właśnie jest sprawa pierwszorzędna? Ja osobiście chciałbym przykładowo zobaczyć nareszcie tytuł AAA, gdzie walczyłoby ze sobą nawet 1000 graczy jednocześnie (dziś 1000, to rekord growej księgi rekordów Guinnessa). Czy nowe silniki nam to zagwarantują? Nie wiem, wiem tylko tyle, że będą miażdżyć grafą.

Może by w końcu wyeliminować niewidzialne ściany? Poprawić detekcję kolizji? Lepiej łączyć ze sobą Motion Capture i mimikę postaci? Przecież technologia, która stoi za danymi tytułami też jest bardzo ważna. Tyle różnych rzeczy można jeszcze poprawić.

Mógłbym tak gdybać w nieskończoność, ale póki co to zwyczajne czarnowidztwo. Myślę, że twórcy doskonale wiedzą, iż sama grafika nie uciągnie całego tytułu i, że gracze oczekują nie tylko jej. A skoro większość z nas uważa element wideo za najważniejszy, to i developerzy wolą zaspokajać większości, nie mniejszości. Jeśli nic, co dzisiaj jest dobre nie zostanie zepsute, możemy spać spokojnie.

Wol%25C4%2599%2Bkr%25C3%25B3tkie3.gif

#10 Czym są dla ciebie gry?

JollyRoger: Najprostsze pytania są najtrudniejsze. Zatem pozwól czytelniku na słówko.

Rzeczywistość jest... szara. Ot, brudno-szara poświata przesiąka wszystko i wszystkich - nawet jeżeli nieźle udaje się to nam czasami zamaskować. Dobrzy z nas aktorzy, prawda? Lecz, za każdym razem, gdy zwątpisz - a wiedz, że to jedyna droga, by odkryć prawdę - za każdym razem, gdy jak młotem uderzy cię niepewność, czy aby na pewno to co robisz jest właściwe - miej na uwadze jeden istotny szczegół.

Bo zacznijmy od tego że wszyscy umrzemy. Może za 10 lat, może już dzisiaj. Ale zawsze na pewno i zawsze ostatecznie. I zapytaj się sam drogi czytelniku - czy gdybyś niefortunnie przechodząc przez pasy wyzionąć miał ducha - czy nie żałowałbyś tej twojej rzeczywistości?

Bo ja trochę tak. A czasami nawet i bardzo.

Dlatego gry, które stanowią nic innego jak czystą sztukę są tak ważnym faktorem. Bo nie są prawdziwe. Ani trochę. Nigdy. Ta czysta opowiastka, która sączy się nieraz godzinami przez neurony to jedynie wymysł wyobraźni. Mojej i twojej - i każdego po kolei. Każdego, kto odważy się zatopić w tym świecie. Bo jest on magiczny. Niekiedy działa mocniej niż narkotyk, niekiedy rozczarowuje swą formą. Ale tylko tutaj masz okazję wczytać sejwa, gdy uznasz, że - hay - można to było zrobić lepiej!

Tylko w tej nieistniejącej cyberprzestrzeni, opartej na milionach skryptów na każdą okazję, możesz być kim chcesz i kiedy chcesz. Człowiekiem o tysiącu twarzach. W rzeczywistości masz tylko jedną. I w rzeczywistości czasu nie cofniesz.

Dlatego pomyśl sobie, ale tak szczerze - co TY chcesz w życiu robić. I nie stąpaj po tym padole zbyt twardo, bo zwariujesz. Rozrzuć trochę koloru na tę szarość świata codziennego. Zatop się czasami w świecie wyobraźni - bo to niestety prawda, że w życiu piękne są tylko chwile.

I znajdź swój złoty środek - tak by twe stopy lekko unosiły się nad ziemią, pozwalając wyobraźni szybować w przestworzach. Tak, byś lewitował nad tą szarością. I tak, że gdy już przyjdzie twój czas - nie ujrzysz GAME OVER, a jedynie długą listę achievementów.

Czego sobie i wam życzę.

Soaps: Na to pytanie chyba nie da się odpowiedzieć bez dogłębnych filozofii co już zresztą pokazała panna Jolly powyżej. Nasze życie jest dobitnie nudne. Codzienna rutyna zabija nas równie skutecznie, co narkotyki czy AH1N1. Nic więc dziwnego, że na sposoby wszelakie szukamy ucieczki od tej całej nudy. A jak wiadomo wszem i wobec, jednym z takich sposobów jest wirtualna rozrywka.

Niby mówi się, że człowiek to istota rozumna, ale gdyby mógł żyć zaspokajając tylko swoje psychiczne i fizjologiczne potrzeby to pewnie by tak żył. Co mają do tego gry? Dają nam bardzo duże pokłady satysfakcji (jedna z najważniejszych potrzeb psychicznych) stosunkowo małym kosztem. Czyli tak jak lubimy.

Nieustannie męczę tezę jakoby gaming jest czymś więcej niż zwyczajną rozrywką, jakich wiele na tym świecie. Przecież najlepsze tytuły mają fabułę, głębię, wywołują emocje. Ale choćbym miał najbardziej niepodważalne argumenty na świecie, to nie ukryję prawdy. A jest nią fakt, iż gry na samym początku swego istnienia były tylko prostacką rozrywką. Wiem, że nie powinienem tak mówić, ale to prawda. Patrzyliśmy na brzęczącą gromadkę pikseli, czasem sami, czasami z kolegą i sprawiało nam to masę radochy. I tu wkrada się magia.

Bo gry bez wątpienia są na swój sposób magiczne (i wcale nie myślę tu o Wonderbooku od Sony), jednocześnie obdarowując nas tym mistycznym pierwiastkiem. Wiem, że prawdopodobnie brzmię teraz jak nawiedzony zakonnik (dla co poniektórych satanista?), ale tak jak rzekłem, tak jest w istocie. Dobra, bo już chyba za daleko wychodzę z tymi filozofiami.

Nie próbujmy zrozumieć, czym są dla nas gry, bo to nie ma sensu. Po prostu w niewyjaśniony sposób chcemy w nie grać i tak pozostanie. Na wieki wieków (amena nie będzie bo wakacjuje na Alasce).

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Spodobało wam się? Nie? Piszcie w komentarzach, a możecie liczyć na ciąg dalszy w przyszłości. [dość niefortunna gramatycznie ta wypowiedź, ale co tam - niech się męczą :) - dop. JR]

I jeszcze mały (albo dosyć spory) bonusik. Osoba która najciekawiej (wykażcie się inwencją twórczą!) odpowie na dziesiąte pytanie otrzyma klucz do pobrania gry Wiedźmin 2: Zabójcy Królów Wersja Rozszerzona. Na odpowiedzi czekamy do następnej niedzieli, wyniki ogłosimy w piątek. Fundatorem nagrody jest hojna panna JollyRoger.

[Konto posiada również kilka innych pozycji - m. in. "Teen Agent", czy "Beneath a Steel Sky". Dodam, iż wiesiek ma dość ciekawą gamę dodatków - w tym sesję Triss. Fotograficzną. Nie żebym oglądała! - dop. JR]

13 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Mocno tendencyjny artykuł, z wielu punktów nie wyczytałem nic nowego, z wieloma się nie zgadzam, ale to akurat mniej ważne i nie będę się do tego odnosił. Komentarz Jolly o dyskryminacji jest niezły, Soaps odpowiedział nieco nie na temat, ogólnie to jej odpowiedzi były ciekawsze, bo te Soapsa kojarzą mi się z pewnym "głosem internetu", podejście powierzchowne i mało analityczne (mimo że takie próbuje udawać).

Co do pytania 10...

Mógłbym odpowiedzieć trywialnie że to rozrywka, ale biorąc pod uwagę ilość energii jaką w nie wkładam (o wiele za dużą, swoją drogą) coś byłoby nie tak. Z pewnością najbardziej cenię gry które oferują jakiś rodzaj wolności - wystarczą jej elementy, żeby znacznie zmienić odbiór tytułu względem tych, które jej nie oferują. Prędzej wezmę uznawanego za słabego Far Cry'a 2, który daje dużo możliwości działania niż kolejne docenione i dopieszczone Call of Duty, które sposobem rozgrywki jest bliski rail shooterom. Wolę gry typu 4X niż fabularne, zamknięte strategie - te drugie nie pozwalają zwykle pokonać wroga inaczej, niż hordami czołgów i piechoty, w tych pierwszych często nie trzeba mieć nawet okrętów wojennych. Gry które dają graczowi wolną rękę są dla mnie o wiele bardziej wyraziste niż liniowe, zapamiętuję swoje decyzje nawet jeśli nie ma w nich rozbudowanych systemów dialogów czy moralności - Skyrim jest dla mnie o wiele bardziej ciekawy niż Mass Effect 2, mimo że teoretyczne ten drugi jest przecież mocno zaprojektowany i efektowny, ale to seria TES pozwala się wczuć w świat gry tak, że wczytujesz save'a sprzed trzech godzin, kiedy to Lydia jeszcze żyła (przygoda nie moja, ale udokumentowana ;)) mimo że jej kwestie to mały procent linii dialogowych ważnych postaci z uniwersum Bioware. Reasumując, gry to dla mnie takie produkty, w których mogę decydować w mniejszym bądź (lepiej) większym stopniu na fabułę... chociaż lepszym wyrażeniem byłby świat danej produkcji.

PS: Ambiwalentna dziedzina artyzmu to najlepsze wyrażenie ever :D

Link do komentarza

No popatrz Drangir ze mną jest całkowicie na odwrót. Jolly w niektórych momentach za bardzo zagmatwała i nie mogłem wyczytać o co biega. Soaps pisał prościej, przez co jego odpowiedzi przyjemniej się czytało. Również nie zgadzam się z paroma rzeczamii, ale w takich tekstach to raczej norma. Widać, że oboje mocno się napracowali przy tym tekście i trzeba to docenić. W ogóle ten tekst ani przez chwilę nie zaleciał mi głosem internetu, oboje autorów odpowiedziało tak jak im się podobało. Co do konkursu, to gdyby nie to, że nie mam Steama i talentu brak, może wziąłbym udział ;).

Link do komentarza

No popatrz Drangir ze mną jest całkowicie na odwrót. Jolly w niektórych momentach za bardzo zagmatwała i nie mogłem wyczytać o co biega. Soaps pisał prościej, przez co jego odpowiedzi przyjemniej się czytało. Również nie zgadzam się z paroma rzeczamii, ale w takich tekstach to raczej norma. Widać, że oboje mocno się napracowali przy tym tekście i trzeba to docenić. W ogóle ten tekst ani przez chwilę nie zaleciał mi głosem internetu, oboje autorów odpowiedziało tak jak im się podobało. Co do konkursu, to gdyby nie to, że nie mam Steama i talentu brak, może wziąłbym udział wink_prosty.gif.

Gra nie jest na Steamie, tylko w serwisie gog.com

Link do komentarza

Przyznam się, że chcieliśmy rozbić tekst na dwie części po pięć pytań, ale woleliśmy poeksperymentować. Następnym razem (pod warunkiem, iż taki będzie) rozbijemy tekst na dwie części.

@voda22 z jakiej to było gry... hmmmm... Dead Island :trollface:?

Gdy pisze się pierwszy tekst tego typu tro zawsze występują jakieś trudności. Na błędach każdy się uczy. No i więcej prac na konkurs! Ludzie Wiesiek do wygrania!

Link do komentarza

Pytanie 10?

Czym są dla mnie gry? Normalnym medium służącym do zabawy czy refleksji. Nie mam w zwyczaju dorabiać do wszystkiego jakiejś głębszej filozofii. Gram, bo lubię, bo mnie to wciąga i wiem, że w natłoku gier "Super Żołnierz Strzela 20 reMix" znajdę pozycje dające do myślenia niczym dobry film czy książka. Gry są dla mnie taką samą częścią życia jak dla niektórych oglądanie TV czy naprawianie starych Volkswagenów.

Dla mnie pytanie "Czym są gry" jest deczko pretensjonalne. Dla mnie są formą rozrywki, która najbardziej mnie odpowiada. Dla niektórych jest to rozrywka dziecinna i głupia, ale ja wiem swoje. Takich historii jak w Silent Hillu 2, Okami, Deus Exie czy Pieśni Sayi się zwyczajnie nie zapomina...

Link do komentarza

Cały tekst musiałem zapisać w firefoxowym ''read it later" bo wczoraj jakoś nie miałem siły na tak opasłe teksty. Sama wymiana poglądów fajna, choć jest trochę truizmów i nie ma tam wiele odkrywczego.

Czym są dla mnie gry? Hobby, jedną z ulubionych form rozrywki i czymś co towarzyszy mi odkąd tylko pamiętam i najpewniej będzie jeszcze długo niezależnie od wieku czy opinii.

Ludzie Wiesiek do wygrania!

Zakładać, że ktokolwiek jeszcze go nie posiada po stu promocjach i śmiesznych cenach premierowych :trollface:

Link do komentarza

Pomysł bardzo fajny, czytało się również przyjemnie. Zabrakło mi może nieco większej konfrontacji na argumenty, ale nie zepsuło mi to odbioru całości. Jak chodzi o opinię, to częściej chyba zgadzałem się ze zdaniem Jolly. Jej wypowiedzi wydawały mi się też bardziej barwne. Mimo to Soaps nie odstawał i często powiedział coś mądrego. Ogólnie mówiąc czekam na następną część. Tym razem może dajcie 5 pytań, czyta się dobrze, tylko nieco za długo jak na tego typu tekst. A i rysunki pana Lenca bardzo dobre. ;)

Czym są dla mnie gry? Oczywiście formą rozrywki, choć nie tylko. Czasami gram tylko dlatego, aby się rozerwać, oderwać od codzienności. Jak już wyżej wspomniano gry to tylko gry, mają bawić. Oczywiście się z tym zgadzam, dla mnie jednak niektóre tytuły są czymś więcej. Odnoszę wrażenie, że zbytnio pominęliście fabułę. To ona jest dla mnie przeważnie najważniejsza. Ile to już razy wracałem do produkcji, które poza genialną historią nie mają niemalże niczego do zaoferowania? Starsze tytuły odpychają grafiką, mechanizmy wydają się już niemalże niegrywalne, a ja ciągle do nich wracam. Po prostu są gry, które mają bogatszą warstwę fabularną niż niejedna książka. Są opowieści, które wprost uwielbiam przeżywać po raz kolejny. Nie mówiąc już nawet o tym, że powstają już regularnie książki na podstawie gier właśnie. I choć odbiłem się na przykład od fabuły takiego Skyrima, to do Icewind Dale, Planescape, Świątynię Pierwotnego Zła czy Mass Effecta wracam po dziś dzień.

Nie można też jednak zapomnieć o multiplayerze. Granie ze znajomymi sprawia mi masę frajdy, mogę na przykład grać z kuzynami zza granicy. Poprzez wirtualną rozrywkę kontaktuję się z kumplami, często nie ma ich na GG, FB, telefonu nie odbiorą, a na takim LoL?u od razu ci odpiszą. No i w ten sposób możemy też między sobą rywalizować, nie tylko na boisku piłkarskim, ale też pocinając w poszczególne tytuły.

No i na koniec coś, co w grach zacząłem zauważać dopiero od niedawna. Mianowicie dialogi mówione przez osoby podkładające głos. Odkąd zajmuję się recytacją zauważyłem, że wsłuchuję się nie tylko w sens słów, ale także w ich dźwięk, modulację barwy głosu. Czasem nawet łapię się na tym, że specjalnie zawalam jakiś etap w grze, tylko po to, aby jeszcze raz wysłuchać genialnego dialogu dwójki bohaterów.

Tak więc gry są dla mnie formą rozrywki, z której jednak lubię czerpać maksimum przyjemności. Zwykłe granie często mi nie wystarcza, uwielbiam zagłębiać się w fabułę, maksować lvl do maksimum. Szczerze mówiąc nie wyobrażam też sobie lepszego odstresowywacza.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...