Krwawo i soczyście
Dzisiaj miałem dzień pełen wrażeń. Na pierwszy plan wybija się oddawanie krwi. Sorry Dishonored i nowe okulary, są rzeczy ważne i ważniejsze.
Otóż zacząłem od obfitego śniadania. Dwa jajka sadzone osadzone w dwóch okrągłych brzegach papryki, posypane tartą mozarellą i doprawione świeżo ususzoną bazylią przy akompaniamencie dwóch pajd cieplutkiego, pełnoziarnistego chlebka. Do tego herbata. Ostatnio coraz częściej pijam kawę, ale nie wiedziałem, czy wolno mi ją pić przed oddawaniem krwi.
W szkole zebrał się mały tłumek. Wziąłem deklarację i kreśląc, że na pewno nie mam HIV, nie przebywałem w więzieniu i nie złapałem malarii, zastanawiałem się nad celem przede mną. Boję się krwi. To jedna z niewielu rzeczy, których rzeczywiście się boję. Do grona tychże zaliczyłbym jeszcze strucie z tymi ich okropnymi dziobami wbijającymi się w oczy. W każdym razie w pierwszym akcje prawnej dorosłości, postanowiłem przełamać swój strach, tym samym pomagając jakiejś potrzebującej osobie. Świadomość, że moja krew będzie płynąć w żyłach jakiejś seksownej, poszkodowanej laski napawała mnie dumą. Nawet jeśli biorcą miałby być zaćpany żul, czułbym niebywałą radość, mogąc mu pomóc.
Przeszedłem przez szereg badań. Najpierw bacznie badali mój dowód, jakby chcieli mnie jednak do obywatelskiego aktu nie dopuścić. Na szczęście nie mieli się do czego przyczepić. Potem było najgorsze- naprawdę- nakłuwanie paluszka igiełką. Skoro królewna Śnieżka to przebolała, też dałem radę. W gruncie rzeczy nawet tego nie poczułem. Następnie, w trakcie mierzenia ciśnienia, wyszło, że jestem idealnym dawcą. Juhu! Nie rozumiem zatem, czemu potem puścili dwie kolejki które miały być po mnie, przede mnie. Ghrrr, no nic, poczekałem i zasiadłem do oddawania krwi.
Te fotele bardzo przypominały te z Matrixa. Tak więc nic się nie stało, że nie mam stamtąd zdjęć. Mam od tego Internet, tak to mniej-więcej wyglądało.
Uporczywie starano mi udowodnić, że się denerwuję. A praktycznie wcale się nie denerwowałem. Po prostu chciałem to mieć za sobą, bo miałem dużo rzeczy na głowie na potem. Nie, nie mówię o Dishonored na którego premierę czekam do północy. Zatem dostałem po żyle. To nie było bolesne, ale na pewno nieprzyjemne. Przez patrzące na mnie dziewczęta, starałem się wyglądać jak najbardziej nonszalancko w tej swojej koszulce Supermena. Miałem nie patrzeć na krew spływającą do zbiorniczka, ale nie wytrzymałem. Była bardzo ciemna. Wciąż zaciskałem dłoń w pięść i na powrót odciskałem, by krew spływała ze mnie w słusznym tempie. Po jakichś 5 minutach było po wszystkim. Z krzesła zszedłem rześko, pewnie sięgnąłem po swoje osiem czekolad. Napotkałem pełne wyrzutu spojrzenie pani koordynatorki. Wyciągnąłem zatem jedną z czekolad i wrzuciłem do koszyczka dla domu dziecka, jakiekolwiek miałoby to znaczenie.
Nigdy wcześniej tak szybko nie jadłem czekolady. Całą tabliczkę wtryniłem w parę minut. Mniam! Od razu poczułem się lepiej, ale cały dzień czułem i czuję się osłabiony- szczególnie w obrębie ręki, którą poświęciłem do oddawania krwi. To prawa ręka, if you know what i mean.
Oddawanie krwi polecam ćpunom. Czuć odpływ. Potem, gdy jechałem pociągiem, częstowałem czekoladą cały przedział. Ale nikt nie chciał się poczęstować od niebezpiecznego nieznajomego. Niedługo zacznę wylewać morze krwi maluczkich w oczekiwanej grze komputerowej, dzisiaj oddałem trochę swojej. Równowaga sił zachowana. Myślę, że to fajny sposób na uczczenie premiery ważnego tytułu.
PS: W końcu kupię tę kamerę i zacznę vlogować jak człowiek. Obiecuję sobie, wam nie muszę
31 komentarzy
Rekomendowane komentarze