Rzucam studia, Batmanem zostaje - czyli wrażenia po "Mroczny Rycerz Powstaje"
Ostrzegam już na samym początku. Jestem fanbojem. I to podwójnym. Nie dość, że uważam iż Batman jest najlepszym co zostało stworzone przez amerykańską hamburgerową popkulture, to jeszcze Christopher Nolan jest moim ulubionym reżyserem i chyba nie obejrzałem jeszcze ?złego? filmu w którym ten pan maczał palce. Efekt więc bardzo łatwo przewidzieć, jestem zachwycony ostatnią częścią filmowej trylogii o Batmanie której reżyserem jest właśnie Nolan. Ale zacznijmy od początku.
Wczoraj, wyrywając się na chwile z nawału wakacyjnych zajęć i prac, udałem się do Janek po Warszawą by obejrzeć to dzieło. Grzecznie kupiłem bilet i o godzinie 20.15 zasiadłem na sali kinowej w dość kameralnym towarzystwie. I zaczęło się. Przez 3 godziny przebywałem w komercyjnym raju, gdzie przypomniano mi, że film który ma być blockbusterem, może być głęboką opowieścią o ludzkiej psychice, walce z samym sobą czy chociażby o symbolach. Najnowszy film o Batmanie zaczyna się spokojnie, mija 8 lat od śmierci największego bohatera Gotham Harveya Denta, jego działania w Mrocznym Rycerzu spowodowały, że miasto jest bezpieczne. Zgnuśniało, stało się zbyt pewne siebie, miałkie, pełne ludzkiej głupoty i manieryzmu. Takie jest właśnie Gotham na początku nowego Batmana. Wraz z Dentem znikł również Batman, a Bruce Wayne nie pokazuje się publicznie. Ale już niedługo, bo oto w podmiejskich kanałach czai się niebezpieczeństwo jakiego nikt się nie spodziewa, czai się Bane.
No właśnie. Bane to jeden z największych plusów tego obrazu. Duży facet z maską na twarzy, może i nie bije kreacji Ledgera który w poprzedniej części był świrniętym umalowanym Jokerem, ale łatwo to wytłumaczyć. Bane to zupełnie inna postać. To człowiek wiary, fanatycznego uwielbienia. W co i w kogo wierzy to już kwestia obejrzenia filmu, bo związany jest z tym największy fabularny twist. Co można powiedzieć więcej o Bane? Bezwzględnie zły, zimny i wyrachowany, ubóstwia chaos i w nim widzi szanse na odkupienie. Już od początku jawi nam się jako przywódca, zdolny przekonywać do wszystkiego. Tom Hardy który wcielił się w tą role (no właśnie czy mi się tylko wydaje czy Hardy do tej roli dość dużo przytył?) jest zresztą jedną z większych kontrowersji związanych z obrazem. Niektórzy zarzucają że jego rola polegała na spokojnym wręcz akademickim wygłaszaniu tekstów dobrodusznym głosem za maski i trzymaniu się za szelki. Ja się z tym nie zgodzę. To prawda, że całą twarz tego aktora widzimy tylko przez kilka sekund, jednak Hardy gra oczami. Jego oczy to oczy zwycięscy, zadowolonego anarchisty, zimnego zabójcy, a pod koniec filmu to oczy przestraszonego chłopca i opiekuńczego mężczyzny. Co do głosu? no cóż, nie jest standardowy, ale dla mnie pogłębiło to tylko antagonizm pomiędzy brzmieniem a samą postacią. Nie oszukujmy się Batman tak w kinie jak i w komiksach złoczyńcami stoi.
No właśnie, i tu największy paradoks całej trylogii Nolana. Dlaczego te filmy o Batmanie są aż tak dobre? Odpowiedź jest prosta. Bo nie są o Batmanie. Pierwszy obraz był o Brucie Wayne ? mulitimilarderze którzy stara się przezwyciężyć strach, stać się kimś innym niż jest, kimś więcej. Mroczny Rycerz opowiadał o anatgoniźmie między Dentem ? rycerzem w zbroi a Jokerem ? szaleńcem który chce doprowadzić do upadku rycerza. Trzeci film to film o mieście. Nolanowi udało zrobić się to czego brakowało w poprzednich częściach. Bohaterem jest Gotham City. Istota która zbyt mocno uwierzyła w swoje bezpieczeństwo. Bohater który w momencie zagrożenia musi obudzić się i stanąć do walki. Do wojny o swoją tożsamość. I staje.
[media=]
Poza tym nie da się ukryć, że to bardzo dobry film akcji. Momenty walk i ucieczek to sceny nie tylko dobrze skomponowane i przemyślane. To sceny wyładowane adrenaliną. Wspólne walki Batmana i Catwoman nie tylko cieszą oko ponętnymi kształtami Anne Hataway - która swoją drogą w roli Saleny Kayle poradziła sobie naprawde bardzo dobrze ?ale również wymianami ciosów. Miłe uczucia wywołuje patrzenie na pojazdy Batmana które nadał łączą futurystyczną myśl z aktualnymi możliwościami. Cieszy wprowadzenie takich na pozór niepotrzebnych postaci jak John Blake. Wreszcie zachwyca wątek w studni i poprzedzająca go scena która jest oparta na najlepszej według wielu powieści graficznej z Batmanem w roli głównej.
Czy coś w takim razie nie gra? No cóż żeby wpełni zrozumieć Mroczny Rycerz Powstaje wypadało by znać poprzednie części. Muzyka która miała być jednym z większych atutów, po prostu jest. A ścisłe zakończenie jest? trochę zbyt tendencjonalne i trochę zgrzyta. Jednak nie tyle się wybacza innym filmom.
Kiedy wychodziłem z kina na mojej twarzy wykwitł szeroki uśmiech. Bo oto obejrzałem najlepszy film na podstawie komiksu do tej pory. Dzisiaj targają mną mieszane uczucia. Bo oto z jednej strony chciałbym żeby Nolan dał się przekonać i zrobił kolejnego dorosłego Batmana, a jeśli nie Batmana to jego wersje Robina albo prequel z Catwoman. Z drugiej jednak jestem pewien, że trylogia Mrocznego Rycerza definitywnie się zakończyła, i dostała najlepsze zakończenie jakie mogła dostać. Dorsłe, poważne, brutalne i symboliczne. Niczym w tytule Batman powstał z gruzów poprzednich filmów, i teraz stał się legendą wartą każdej spędzonej z nią sekundy.
A czy wy oglądaliście Mroczny Rycerz Powstaje ? Jakie macie wnisoki? Zgadzacie sie ze mną czy też może wręcz przeciwnie? Zapraszam do komentowania.
4 komentarze
Rekomendowane komentarze