Opowiadanie nie z tej Ziemi: Rozdział 4. "Śmiertelna walka"
- Wie ktoś co to jest za gów*o? Bo coś czuję, że lepiej było tu nie wchodzić. ? powiedział lekko przestraszony mroczny elf.
- Spokojnie mały. Może nas nie zabije. Hahahaha! ? zaśmiał się Duir.
- Tak, ale co to jest!? ? zapytał.
- Nekromanci. Twierdzą ciągle, że idą ku przyszłości. Robią jakieś dziwaczne eksperymenty i tu masz przykład ? krasnolud wskazał na potwora - To gigantyczna, kilkumetrowa, zmutowana salamandra. Zapewne miała być ich bronią. Nałożyli jej pancerz, żeby była prawie niezniszczalna, ale pewnie wymknęła im się spod kontroli. Wsadzili więc potwora do jednego z tych swoich statków zasilanych ich magią i wychrzanili tutaj ? zakończył wojownik.
- A my pewnie będziemy musieli zatłuc to cholerstwo, co? ? rzekł wściekły ork.
- Niekoniecznie. Na razie śpi. Może po prostu poszukamy wyjścia. ? odparł Duir.
- A co jak się obudzi? ? przestraszył się mag.
- Nie wiem. Może machniesz tą swoją gałązką, żeby sobie smacznie spało, zdecydowanie mocniej niż teraz. He? ? rzekł krasnolud.
- Eee? nie wiem czy to dobry pomysł. Taki eksperyment nekromantów jest być może odporny na magię, to może się źle skończyć? - skłamał Gandolf.
- Aha. Proponuję więc zamknąć japy i po cichu stąd uciec. ? powiedział poszukiwacz. Spojrzał na Elfkę.
- Biedactwo ? pomyślał ? trzęsie się cała ze strachu. Może ją pocieszę ? ucieszył się w duchu.
Kochanie, spokojnie nic nam nie będzie. Uciekniemy stąd, tak? ? uśmiechnął się.
D? dobrze ? powiedziała wojowniczka.
Rozglądali się, szukając drogi ucieczki. Poruszali się ciszej niż jakiekolwiek zwierzę. Pomieszczenie było ciemne. Ściany okrywały jakieś dziwaczne, budzące grozę symbole. Z podłogi wystawały liczne kolce. Zamiast projektanta wnętrz zatrudniono najpewniej sadystę samobójcę.
Krasnolud starał się nie wydawać żadnych dźwięków. Jego chód przypominał jednak słonia kroczącego po cienkiej linie, zawieszonej co najmniej dziesięć metrów nad ziemią. Nagle nastąpił na jakiś przełącznik. Rozległ się cichy trzask, a spod miejsca, na którym leżał potwór dobiegły inne, coraz głośniejsze trzaski. Nagle monstrum obudziło się. Otworzyło swoje czerwone ślepia i zaczęło wstawać.
- Chol*ra ? wyszeptał krasnolud.
Płaz wstał i otworzył swą paszczę, z której wydobył się dziwaczny, gniewny wrzask.
- Uciekać!!! ? krzyknął Sailas.
Wszyscy rozbiegli się. Jedynie elfka stała sparaliżowana ze strachu. W jej stronę zmierzał stwór. Teraz, krocząc na czterech nogach, było widać go niemal całkowicie. Kończyny i grzbiet miał obkute w stal, a jego brzuch pokrywała kolczuga z tysięcy żelaznych kulek. Tam gdzie było widać ciało można było ujrzeć czarną oślizgłą skórę, którą pokrywały żółte plamy. Jedna z nich przypominała żelowego misia.
Monstrum było coraz bliżej dziewczyny. Zbliżało się szczerząc kły.
- O nie ty padalcu! ? powiedział krasnolud rzucając w stronę płaza świecący przedmiot.
Rzecz ta wybuchła obok salamandry, ogłuszyła i odrzuciła ją w bok. Później wszyscy dowiedzieli się, że była to laska dynamitu, jedna z ulubionych broni poszukiwacza.
- Ty gównozjadzie! - wrzasnęła elfka nagle przebudzając się, po czym chwyciła łuk i zaczęła strzelać w stronę potwora.
Wszyscy mężczyźni byli pod wrażeniem tego jak wojowniczka siarczyście klęła na potwora i tego jak celnie i szybko strzelała, trafiając idealnie w miejsca niezasłonięte pancerzem.
- Giń popi*****ona gnido!!! ? krzyknęła, naciągając z całej siły cięciwę i trafiając idealnie w oko maszkary.
Płaz zwijał się z bólu, nie opadł jednak z sił. Wywijał swym ogonem rzucając przeróżne przedmioty w stronę bohaterów.
Trzymający się z tyłu Gandolf wyjął zza poły płaszcza coś, co przypominało kości do gry. Rzucił je w stronę potwora. Zdziwił się pozytywnie kiedy zobaczył, że oba przedmioty zamieniły się w wyładowania elektryczne, unieruchamiając na chwilę salamandrę. Uśmiechnął się. Był to jak widać niezamierzony, ale jak najbardziej zadowalający efekt.
Ork wykorzystał moment kiedy płaz był ogłuszony i pobiegł w jego stronę sprintem. Skoczył i uderzył z ogromną siłą swym morgensternem w opancerzony grzbiet bestii. Metal został mocno wgnieciony i osłabiony, maszkara zapewne też to poczuła, gdyż zrzuciła z siebie zielonoskórego wojownika i przygniotła do ziemi swoją kończyną.
Sailas wciąż był trochę przestraszony. Strzelał do potwora z pistoletów, robił to jednak niepewnie. Bał się, że już nigdy nie ujrzy swej żony oraz kraju, z którego pochodzi. Wiedział, że jeśli już ma zginąć to jak bohater. Zmienił więc pistolety na swoje ukochane dwa miecze i pobiegł, aby uratować orka. Kiedy był już blisko stwora, spostrzegł, że ku niemu zbliża się ogon płaza. Uderzony poleciał na ścianę, po czym zemdlał.
Nie lepiej miał się Duir. Ostrzeliwał maszkarę za pomocą strzelby, ale kończyły mu się naboje. Wiedział, że to prawdopodobnie koniec. Potwór był co prawda mocno zraniony, ale jak widać miał jeszcze sporo sił, a oni? Elfce skończyły się strzały, Sailas zemdlał, ork był zbyt poturbowany by długo bojować, a na Gandolfa nie było co liczyć. Krasnolud nie był w stanie sam walczyć, a również się zmęczył. Nagle podeszła do niego łuczniczka.
- Za pewne zginiemy, chciałabym więc poznać imię swojego wybawcy. ? powiedziała.
- Nazywam się Duir, Duir Mertlus ? odparł.
- Triss ? rzekła i podała mu rękę.
Krasnolud był wzburzony. Prawdopodobnie zaraz zginą, a on nie spojrzy tej piękności pod spódniczkę. Nagle spłynęło na niego oświecenie.
- Mam plan. ? rzekł ? Słuchajcie, mój topór obosieczny ma specjalny tryb. Kiedy pociągnę za tę rączkę, oba ostrza zaczynają się obracać, wtedy broń ta zmienia się w coś w stylu piły tarczowej. Te zielony, masz wykrzesać z siebie resztki sił i rzucić mnie w stronę tego cholerstw*a, jasne.
- Spróbuję ? rzekł ork.
- Dobra, łap mnie za nogi ? powiedział Poszukiwacz.
Było to co prawda pewnie upokorzenie, ale cel uświęcał środki. Salamandra w tym czasie próbowała wyjąć strzałę z oka, nieudolnie.
Ork chwycił Duira za nogi. Zaczął się obracać nabierając coraz większej prędkości. Po chwili kręcił się niczym tornado. Rzucił krasnoluda, który poleciał jak pocisk. Potwór nie zdążył nawet zareagować. W jego głowę uderzył topór, wkręcając się w skórę płaza. Duir dosłownie przeleciał przez czaszkę maszkary. Salamandra leżała na ziemi w kałuży krwi, nie miała głowy.
Krasnolud wstał, był cały w czerwonej cieczy. Po chwili podbiegła do niego elfka.
- Mój bohater! ? krzyknęła przyciskając go do siebie, dała mu gorącego całusa w policzek, aby to zrobić musiała się pochylić(Duir jako krasnolud był dosyć niski). Poszukiwacz skorzystał z okazji i zobaczył sporą część jej okazałego biustu.
Pozbierali się i ruszyli w poszukiwaniu wyjścia.
Idąc korytarzem zauważyli zamkniętego w klatce człowieka. Związano mu ręce i nogi, przez co nie mógł się poruszać. Miał białe włosy, glany i czarne spodnie. Jego tors okrywała czerwona koszula i rozpięty długi, czarny płaszcz. Na plecach nosił, co najmniej półtora metrową katanę. Imię jego brzmiało Daven.
- Pomożecie mi? ? spytał?
23 komentarzy
Rekomendowane komentarze