Opowiadanie nie z tej Ziemi: Rozdział 3. "Cień Sailasa"
Wraz z grupą przyjaciół dotarliśmy kilka dni temu do tego zapomnianego przez boga miejsca. W piątkę łatwiej podróżować, przynajmniej jest do kogo gębę otworzyć. Chociaż mroczne elfy są samotnikami, ja jestem inny. Pozwoliłem nawet dołączyć do naszej ekipy leśnemu elfowi.
Pijemy sobie piwo spokojnie w knajpie, aż tu nagle, wpada chojrak i ma się nie wiadomo za kogo. Panoszy się jakby był jakimś władcą. Zdenerwowało mnie to, zwróciłem się więc do Irwina.
-Widzisz tego krasnoluda co tu przed chwilą wszedł?
-Tak Sailas, widzę go.
-Weź mu trochę facjate porysuj.
-Dobrze szefie, gościu zdrowo oberwie.
Irwin podszedł do kurdupla i zaczął z nim gadać. Po chwili zaczęli się pojedynkować. Szczerze powiedziawszy krasnolud nawet nieźle wywijał tym swoim toporkiem. Tłum gapiów oczywiście zainteresował się walką i okrążył walczących, aby podziwiać ich umiejętności. Ja zaś spokojnie siedziałem w kącie sali i popijałem zimne piwko. Po chwili przyglądania się pojedynkowi stwierdziłem, że kunszt krasnoluda wydawał się imponujący. Irwin nie miał szans, próbował jakiegoś podstępu, ale nie wyszło. Dobra, krasnal wygrał, a jego umiejętności w walce zasługiwały na mój szacunek. Krasnolud po tym incydencie wyszedł. Mam nadzieje, że go długo nie zobaczę.
Nagle do karczmy wpadł jakiś gościu i zaczął bredzić, że na zewnątrz zaraz coś się będzie dziać. Tłum wybiegł z izby. Kazałem więc Raselowi wyjść i sprawdzić co dzieje się na zewnątrz. Zdążył ledwo przekroczyć próg, a strzała przebiła jego klatkę piersiową na wylot. Zerwałem się na równe nogi, chwyciłem moje miecze i wybiegłem z sali jak poparzony. Za mną ruszyła moja drużyna, po wyjściu z karczmy zobaczyłem totalny chaos. Ogry, gobliny i wargi co te potwory tu robiły? Nie zastanawiałem się długo i przystąpiłem do walki. Utworzyłem z drużyną formacje bojową. Rozwalaliśmy każdego warga i goblina jaki się tylko nawinął, lecz nasza linia obrony, wykruszała się powoli. Moi ludzie ginęli, a ja nic nie mogłem na to poradzić. Kilka chwil później, wszyscy moi kompani byli martwi. Rozejrzałem się nerwowo po polu bitwy, aby zobaczyć czy ktoś jeszcze oprócz mnie walczy. Ujrzałem paru wojaków równie dobrze mordujących maszkary i nagle zobaczyłem owego krasnoluda z karczmy, ale cóż on wyprawia!? Romansuję z jakąś elfką. Krasnal se normalnie w kulki leci, my tu walczymy, giniemy, a on se babkę podrywa. Byłem zszokowany i zdenerwowany. Krzyknąłem do niego - Te krasnal rusz te... - Ale chyba mnie nie usłyszał. W mordę jak ja nienawidzę krasnoludów. Tak coś mi się zdaję, że ta elfka to, za wysokie progi jak dla niego. Chociaż... kto wie? Całkiem miło się do niego uśmiechała. Wkrótce zostaliśmy okrążeni więc zebraliśmy się w grupę. Walczyliśmy ramię w ramię, nie mieliśmy jednak szans na wygraną. Spojrzałem na krasnoluda, który stał tuż obok mnie. Jak on pięknie w mordę dostał od ogra. Padł nieprzytomny na ziemię.
Będzie go jutro gęba nawalać. Ha, ale on ma od teraz krzywy ryj - pomyślałem. Po chwili do mnie podszedł inny kolos. Pewnie planował mi przywalić, ale ten dziwny mag zaczął pleść jakieś głupoty. Nagle zerwał się silny wiatr, co wystraszyło to całe tałatajstwo. Uciekali tak jakby ich sam diabeł gonił, albo żona wołała na obiad. Ogrza baba -tfu! Cóż za odrażający widok, aby zapomnieć o tej głupocie wpatrywałem się w elfkę.
Nie no ciuchów to ma na sobie mało, ładniutka. Nie no, a moja żona, kurde pewnie już czeka z wałkiem w Shal (miasto rodzinne Sailasa) - pomyślałem. Oderwałem od niej pospiesznie wzrok. Nagle znikąd zaczęło coś spadać. Szybko rozbiegliśmy się w obawie przed tym ,,czymś". Pierdut! Ten przedmiot ostro zarył w ziemie. Po długiej dyskusji te inteligenty postanowiły, że są tu drzwi, które trza otworzyć. Próby zrobienia tego spełzły na niczym, dopiero elfka sobie poradziła. Trzeba przyznać, zrobiło mi się trochę łyso, ale żeby odpokutować niepowodzenie w oczach innych, postanowiłem wejść pierwszy. Ciemno, w środku nic nie było widać. Jedynym dojściem światła do tej ciemnicy, były owe drzwi przez które weszliśmy. Ostatni wchodził Duir, po chwili zaczęło się robić coraz ciemniej. Odwróciłem się, a ten durny skrzat drzwi zamyka. Zanim zdążyłem coś powiedzieć, zapadł komplety mrok. Cień był przyjacielem każdego elfa mego pokroju. Założę się, że co najmniej dwóch moich kompanów, wykorzystało ten mrok aby pomaczać piękną elfkę. Nagle na horyzoncie coś ostro błysnęło.
Światłość, w końcu coś widać. - ucieszyłem się. Znajdowaliśmy się w jakimś dziwnym korytarzu. Ściany były metalowe, pokrywały je jakieś ornamenty. Ponownie odwróciłem się, aby zobaczyć, co koledzy kombinują. Mag głaskał krasnoluda po głowie. Widocznie pomylił go z elfką. Na twarzy Duira widniała radość, miał zamknięte oczy więc nie widział swojego oprawcy. Może myślał, że to elfka go tak pieści. Musiałem przerwać te żałosną sytuacje.
Może małpki przestały by się iskać. - powiedziałem z rozbawieniem w głosie, po czym spojrzałem przed siebie. Moim oczom ukazała się dziwna istota.
Cóż to za monstrum? - dziwiłem się - nigdy czegoś takiego nie widziałem - Chwyciłem nerwowo za broń i niepewnym głosem zapytałem - Wie ktoś co to jest za gów*o? Bo coś czuję, że lepiej było tu nie wchodzić.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Ten rozdział jest widziany z perspektywy Sailasa. Możemy się z niego dowiedzieć miedzy innymi skąd wziął się elf w 1 rozdziale który zaatakował krasnoluda.
5 komentarzy
Rekomendowane komentarze