Skocz do zawartości

Uniwersum Darnerian

  • wpisy
    24
  • komentarzy
    178
  • wyświetleń
    21984

"Wilcze stado" - rozdział szósty


Bazil

655 wyświetleń

Witam.

Znów minęło parę tygodni, a ja w międzyczasie zdołałem pojechać na Mazury i z nich wrócić, przeczytać książki "Gambit" oraz "Sztorm Doskonały", a nawet... coś tam nowego skrobnąć.

Ktoś zatęsknił za Auvelianami?

===========================================================

 

 

- VI -

 

         Aer’imuel był niezadowolony. Męczyła go utrzymująca już od kilku dni sytuacja, której kresu nie było widać. Przez cały ten czas był trawiony przez bezczynność, zmuszony do biernego oczekiwania na decyzję Isal’umavena. Przez cały ten czas nie mógł nawet bliżej zapoznać się z kadrą Arm’imdel, z jaką miał mieć wkrótce do czynienia. Chociaż spotykał się już kilkakrotnie z Khae’avilenem, będącym najstarszym stażem imolien – dowódcą legionu – wciąż nie znał tożsamości innych wysokich rangą oficerów. Ci albo po prostu nie przybyli jeszcze na miejsce, albo z różnych powodów mieli być wkrótce zastąpieni na stanowiskach.

         Nastroju nie poprawiały mu także wieści z frontu – zgodnie z przewidywaniami, Terranie przeszli do generalnej ofensywy, atakując i eliminując kolejne wysunięte bazy oraz posterunki. Na razie ich atak nabierał dopiero tempa, lecz Aer’imuel był już teraz zirytowany, że tacy jak on tkwią bezczynnie, kiedy są potrzebni na polach bitew. Isal’umaven z zimną kalkulacją spisywał stacjonujące tam oddziały na straty, licząc, że wykrwawią one atakujące siły terrańskie oraz zyskają mu czas na przygotowanie odpowiedniego kontr-natarcia. Ze swojej strony, Aer’imuel uważał z kolei takie postępowanie za najzwyklejsze marnotrawstwo.

         Poczuł więc nieznaczne ożywienie, kiedy – tkwiąc bezczynnie w swojej komnacie – odebrał wiadomość poprzez komunikator telepatyczny. Zanim ją jeszcze odtworzył, wyczuł, że pochodzi od Khae’avilena. To mogło oznaczać, że imolien chce go zaprosić na spotkanie.

         -  Armelien Aer’imuel – znajomy głos zabrzmiał w głowie oficera, kiedy dotknął już obiema dłońmi paneli, emitujących przekaz do jego umysłu – Proszę, aby się pan ze mną spotkał, w najbliższym czasie, w mojej kwaterze. Przedstawię panu trzech świeżo przybyłych dowódców legionu. Oczekuję pańskiego przybycia.

         Aer’imuel ożywił się jeszcze bardziej, mając teraz nadzieję, że coś się nareszcie wyklaruje. Jeszcze przed chwilą siedział nieruchomo przy swoim biurku, jak posąg, trwając w stanie lekkiego mentalnego skupienia. Teraz zerwał się na nogi i przemierzył surową, skąpaną w błękitnej poświacie komnatę, bez słowa podążając w stronę drzwi.

         Znalazłszy się na korytarzu, przeszedł kilka kroków, do wejścia komnaty zajmowanej przez Tai’kovesa. Zastępca najwyraźniej wyczuł obecność swojego dowódcy, otworzył bowiem drzwi, zanim Aer’imuel wywołał go za pomocą sygnału dźwiękowego.

         -  Aer? – zapytał, patrząc prosto w ukryte pod maską oblicze armelien.

         -  Tai – odpowiedział przełożony – Przed chwilą dostałem od Khae’avilena wiadomość. Prosił mnie o spotkanie. Przejdziesz się ze mną?

         -  Naturalnie – rzekł Tai’koves, przestępując próg.

         Armelien posłał przyjacielowi pobłażliwy, mentalny uśmiech. Ze względu na podobne pochodzenie, jego zastępca pozostawał w dobrych stosunkach z oficerem Arm’imdel. Podczas gdy Aer’imuel spotykał się z Khae’avilenem wyłącznie służbowo, Tai’koves widywał się z nim o wiele częściej, prowadząc z nim uprzejme konwersacje.

         -  W jakiej sprawie odezwał się imolien tym razem? – zapytał zastępca, również dobrze pamiętając, iż oficer Arm’imdel nigdy nie prosił o spotkanie z Aer’imuelem, nie mając ku temu ważnego powodu.

         -  Wygląda na to, że wreszcie przybyli nowi dowódcy legionów – odrzekł armelien – To oznacza, że cała jednostka jest już w pełnej gotowości. Teraz trzeba tylko czekać, aż kapłan Isal’umaven łaskawie zdecyduje się wydać nam rozkazy.

         -  Widzę, że oczekujesz tego z niecierpliwością – zauważył Tai’koves.

         -  No cóż, nie zrobiłem wiele, aby to ukryć, prawda?

         -  Twoje uczucia są ambiwalentne, Aer – zastępca mentalnie się uśmiechnął – Zaledwie kilka dni temu mówiłeś, że nie uśmiecha ci się uczestnictwo w wielkiej porażce, jaka twoim zdaniem niebawem nastąpi. A teraz nagle zmieniłeś zdanie.

         -  Powiedzmy, że w ciągu tych kilku dni przypomniałem sobie, jak bardzo nie znoszę tkwić bezczynnie… przynajmniej w takiej sytuacji.

         -  Czyż kapłani Avn’khor nie pouczają, że emocje są złym doradcą?

         -  Dlaczegóż miałyby mnie interesować pouczenia tych z Avn’khor? Zresztą, tak czy inaczej trafię na pola bitew, prędzej czy później.

         Dwaj oficerowie, milcząc przez resztę niezbyt długiej drogi, dotarli do znanej im już kwatery Khae’avilena. Bywali tu wcześniej, jednak wtedy wyczuwali tylko samotną obecność imolien. Teraz towarzyszyły mu trzy inne osoby, których nie rozpoznawali.

         Aer’imuel dotknął panelu i nacisnął go delikatnie, sygnałem dźwiękowym przyzywając Khae’avilena. Oficer wkrótce otworzył przybyszom drzwi.

         -  Witam, armelien – rzekł przyjaźnie – Cieszę się, że panowie przybyli tak szybko.

         -  Powiedział pan, że chce się ze mną widzieć niezwłocznie – odparł Aer’imuel.

         -  Naturalnie. Proszę, niech panowie wejdą.

         Wkraczając do komnat Khae’avilena, armelien z trudem powściągał instynktowną, mimowolną nieufność, jaką odczuwał w obecności jego, a także trzech nieznajomych. Od czasu obalenia rządów zakonu Mae’vis, utrzymującego się przy despotycznej władzy dzięki potężnym psionicznym mocom, Auvelianie narzucali sobie znaczące ograniczenia w tej materii. Chociaż nie tłumili w sobie całkowicie odwiecznego daru, jakim była psionika, korzystali zaledwie z ułamka swego ogromnego potencjału. Za całkowicie niedopuszczalne zaś uchodziło stosowanie go jako narzędzia destrukcji. Auvelianie widzieli zbyt wiele cierpienia tym spowodowanego, by pozwolić, aby coś takiego zdarzyło się powtórnie. Był to również jeden ze względów, dla których postawili sobie za cel panowanie nad młodszymi rasami – nie należało dopuścić, aby rozwinęły własne psioniczne zdolności ponad dopuszczalne normy.

         Kwestia takich ograniczeń była jedną z niewielu, w których Aer’imuel zgadzał się z dogmatem Avn’khor. Z trudem więc tolerował istnienie oddziałów Arm’imdel. Stanowiły one nagięcie zasad o nieprzekraczaniu pewnych granic, jeśli chodzi o psionikę. Co prawda nie używali swoich mocy w sposób bezpośredni – jak na przykład terrańscy psychotronicy z Zakonu, bez opamiętania siejący za ich pomocą śmierć i zniszczenie – lecz korzystali ze specjalnego sprzętu. Ich uzbrojenie nie było bronią konwencjonalną – ogniskowało ich własną psioniczną moc. Mieli w związku z tym karabiny, skupiające energię Arm’imdel w potężną wiązkę czystej ciemnej energii, przebijającej nawet bardzo trwałe materiały. Mieli także generatory psionicznych ostrzy, łatwo przecinających najlepsze pancerze. Mimo to, otrzymali zezwolenie do bezpośredniego używania własnej mocy jedynie do obrony własnej – na przykład do wytwarzania tarcz i pól siłowych, oraz blokowania ataków wrogich psioników. Gdyby jakiś Arm’imdel odważył się zaatakować psioniką w sposób bezpośredni, zostałby dyscyplinarnie usunięty z jednostki – chyba że za jego czynem przemawiałyby istotne względy, co jednak było niełatwe do udowodnienia przed sądem wojennym.

         W gruncie rzeczy, Arm’imdel tak czy inaczej nie naruszali zasad, jakie Auvelianie sobie narzucili. Nieznacznie jednak poprawiało to nastrój Aer’imuelowi. Ci wojownicy walczyli na polach bitew o przetrwanie, a ograniczenia nałożone przez dogmat Avn’khor pozostawały tylko i wyłącznie zasadami. Armelien wątpił, aby walczący Arm’imdel w krytycznej chwili dał się zabić tylko dlatego, że bałby się wyrzucenia z jednostki. Jeśli użycie psionicznych mocy w sposób bezpośredni miałoby uratować mu życie, zapewne by to zrobił.

         -  Panowie pozwolą, że przedstawię – rzekł Khae’avilen, wskazując na nieznajomych; ci w tej samej chwili niemal równocześnie poderwali się z krzeseł, ustawionych przy owalnym stole, na których siedzieli – Imolien Khai’noel, imolien Mon’siael oraz imolien Egon’thier.

         Wymieniani oficerowie kłaniali się kolejno Aer’imuelowi, ten zaś za każdym razem odpowiadał własnym ukłonem.

         -  Miło mi wreszcie panów poznać – powiedział, kiedy już poznał ich imiona – Cieszę się, że panowie przybyli. Oczekiwałem tego przydziału z niecierpliwością.

         -  My także, armelien – wyznał Mon’siael – Widzi pan, niektóre z naszych jednostek albo przechodziły uzupełnienia, albo były kompletowane z rozbitych wcześniej oddziałów, o rozwiązaniu których zdecydowano dopiero niedawno. Stąd te przetasowania.

         -  Rozumiem – odrzekł Aer’imuel, zachowując beznamiętność.

         -  Tuszę, że w jednostkach Arm’imdel panuje ostatnimi czasy znaczny nieład? – wtrącił Tai’koves, słabo skrywając rozbawienie.

         -  Ma pan trochę racji – przyznał Khai’noel, również pozwalając, aby każdy wyczuł jego mentalny uśmiech – Ale za to należy winić przede wszystkim Avn’khor.

         Aer’imuel, który wciąż zachowywał beznamiętność, zlustrował trzech przybyszy. Podobnie jak Khae’avilen, dzierżyli rangę imolien – każdy zatem miał pod komendą jeden legion, jednostkę liczącą od pięciu do dziesięciu tysięcy żołnierzy. Musieli zatem należeć do klasy En’emua – lecz w opinii Aer’imuela, ich postawa oraz zachowanie wskazywały, że wywodzą się z niższych warstw społecznych. Przypuszczalnie nie należeli nawet do żadnej z trzech klas Emua – będących auveliańskim odpowiednikiem szlachty – w chwili, gdy wstępowali do jednostek Arm’imdel. Awans społeczny bez wątpienia zapewniła im zaś militarna kariera.

         Aer’imuel z początku przyjął ów fakt z lekkim poczuciem wyższości, lecz wkrótce z trudem zdusił wybuch mentalnego, pogardliwego śmiechu. Bawiła go jego własna hipokryzja. On sam również awansował w społeczeństwie dzięki karierze w armii, a co więcej, pogardzał skrycie tymi, którzy stali w owym społeczeństwie najwyżej. Najwyraźniej dołączenie do Aon’emua upodobniło go do kapłanów Avn’khor bardziej, niż przypuszczał.

         -  Wygląda na to, że każdy z nas ma coś do zarzucenia tym arogantom z góry – rzekł wreszcie, już bardziej swobodnie – Ale niestety, nadal są oni naszymi dowódcami.

         -  Niestety, tak – zgodził się Khae’avilen – A skoro o tym mowa, czy jego ekscelencja udzielał panu jakichś dalszych informacji, armelien?

         -  Nie, imolien – odparł Aer’imuel, pozwalając rozmówcy wyczuć wynikającą z tego faktu, lekką irytację – Wiem tyle, co i pan.

         -  My nie zostaliśmy jak na razie wtajemniczeni – wtrącił Khai’noel – Nawet w jakieś szczątkowe informacje.

         -  Bo i nie ma o czym mówić, prawdę rzekłszy – wyjaśnił Aer’imuel – Mamy zostać przeniesieni do regionu thoraliańskiego i tam działać jako mobilna jednostka zbrojnej odpowiedzi. Z grubsza rzecz biorąc, tam, gdzie zaatakują Terranie, my mamy przeprowadzić kontruderzenie. Na różnych odcinkach frontu będą także działały podobne grupy.

         -  Isal’umaven… to znaczy, Wielki Kapłan Isal’umaven – poprawił się Mon’siael, niezbyt jednak zażenowany swoją pomyłką – chce, żebyśmy powstrzymali generalną ofensywę Terran?

         -  Nie powstrzymali – sprostował armelien – Mamy ich tylko spowolnić, do czasu, aż nie zostanie przygotowana nasza główna kontrofensywa.

         -  Truizmy teraz mówię, ale to będzie karkołomne zadanie – stwierdził Khae’avilen – Jak tylko Terranie zorientują się, kto stoi im na drodze, w krótkim czasie ściągną na nas swoich szturmowców z UOS. Albo, co gorsza, tych parweniuszy z Zakonu.

         -  Myślałem, że wy z Arm’imdel nie obawiacie się rzeczonych parweniuszy – rzekł Aer’imuel – Choć praktykują psionikę, nadal nie dorównują nam ani potęgą, ani potencjałem.

         -  To prawda, ale są zawzięci i wydajnie korzystają z własnych mocy – objaśnił imolien – Trudno się skupić na walce, kiedy trzeba odpierać ich nieustępliwe ataki. A my nie możemy ich nawet unieszkodliwić. Zasady, wie pan.

         -  Tak czy inaczej, zadanie pozostaje zadaniem – oznajmił armelien – Brak informacji od Isal’umavena nie jest nawet zanadto dziwny, skoro wiele zależy tak naprawdę od rozwoju sytuacji, jaki odbywać się będzie na naszych oczach. A także od naszej własnej inicjatywy.

         -  Pańskiej inicjatywy, pozwolę sobie doprecyzować – dodał Khae’avilen – To pan jest naszym dowódcą.

         -  Zechcą panowie zaspokoić moją ciekawość – odezwał się Tai’koves, wyraźnie zwracając do trzech świeżo poznanych oficerów – Domyślam się, że w odróżnieniu ode mnie oraz armelien, nie zaczynali panowie swej wojskowej kariery od rang oficerskich. Co zatem panami powodowało, że zdecydowali się panowie wstąpić do Arm’imdel?

         -  To chyba oczywiste – odparł milczący do tej pory Egon’thier – Zadecydowało o tym w dużej mierze nasze położenie. Ktoś spoza warstw Emua ma znaczne trudności w zdobyciu prestiżowej pozycji. Wszyscy pogardzają pospólstwem. Wojskowa kariera jest przynajmniej względnie prostą drogą ku awansowi społecznemu. Nagle można się zrównać z tymi, którzy dotąd uważali się za lepszych, tylko przez wzgląd na swój tytuł.

         Nie umknęło uwadze Aer’imuela, że o ile do tej pory imolien zachowywał mentalną samokontrolę – wyraźnie staranniej, niż jego towarzysze – o tyle teraz zatracił ją. To pozwoliło dowódcy wychwycić dochodzące od niego uczucie chłodu, wymieszanego z urazą. Armelien zdusił w sobie pierwszą reakcję, nie dając się sprowokować. Najwyraźniej Egon’thier, ze względu na swe pochodzenie, doświadczał w przeszłości dyskryminacji ze strony wyżej postawionych Auvelian – co było powodem jego obecnej niechęci do kapłanów Avn’khor, i najwyraźniej także członków Emua. Zdaniem Aer’imuela, niewykluczone było, że oficerowi doskwierał fakt, iż oddano go pod rozkazy Aon’emua oraz En’emua, nie pochodzących nawet z Arm’imdel. To domniemanie znalazło wkrótce potwierdzenie.

         -  Imolien – powiedział Khae’avilen, wkładając w swój mentalny głos lekką surowość; najwyraźniej i on wychwycił chłód w głosie Egon’thiera – Rozumiem, że decyzja naszych zwierzchników może ci się nie podobać, ale zachowuj się stosownie do swojej rangi oraz obecnego statusu.

         -  Istotnie, mam zastrzeżenia co do tej decyzji – przyznał imolien – Dlaczego ma nami teraz dowodzić ktoś, kto nie jest jednym z nas?

         -  To nie pierwsza taka decyzja Avn’khor – wtrącił Tai’koves, najwyraźniej występując w obronie przełożonego i przyjaciela – Byłoby niewłaściwe, gdyby jej ciężar miał spaść na armelien, który jest jedynie wykonawcą ich woli, tak jak pan.

         Aer’imuel, przesyłając wyłącznie do swego zastępcy uczucie wdzięczności, spróbował wyczuć reakcję Egon’thiera na jego słowa, ale bezskutecznie. Po chwilowym wybuchu emocji, imolien odzyskał samokontrolę.

         -  Jeśli poprawi to panu nastrój – ciągnął Tai’koves – wprawdzie armelien nigdy dotąd nie przewodził siłom Arm’imdel, ale pomimo tego wciąż jest doświadczonym dowódcą. Służę wespół z nim dość długo, aby móc zaświadczyć o jego umiejętnościach. Co więcej, uzyskał awans społeczny dzięki wojskowej karierze, tak jak pan.

         Egon’thier nadal skrywał swe prawdziwe uczucia, więc Aer’imuel nie był co do nich pewien. Wyczuł jednak dochodzący od niego, mentalny przekaz, jakim wyraził szczere przeprosiny za swoje prostactwo. Armelien w podobny sposób dał mu do zrozumienia, że nic nie zaszło.

         -  Skoro pohamowaliśmy już zbędne emocje, może i panowie zaspokoiliby ciekawość naszego gościa? – odezwał się Khae’avilen po ciągnącej się przez kilka chwil ciszy, także w sferze mentalnej.

         -  Z chęcią bym to zrobił, ale nie mam wiele do powiedzenia – rzekł Khai’noel – Trudno racjonalnie uzasadnić moje wstąpienie do Arm’imdel. Wstyd to mówić, ale mógł to być po prostu efekt nastroju chwili – Imolien uśmiechnął się mentalnie, z zakłopotaniem – Wiem za to, że kiedy już przywykłem do swojej nowej roli, postanowiłem pozostać wojownikiem.

         -  Mną zaś kierowała po prostu ciekawość – wyznał Mon’siael – Czy może raczej, lekka pokusa. Coś, co jest zakazane, zawsze ją budzi. Chciałem więc w jakiś sposób z tym obcować i przekonać się na własnej skórze… Co się z tym wiąże.

         Aer’imuel, który do tej pory pozostawał – obok Egon’thiera – najbardziej beznamiętną osobą w towarzystwie, teraz zdradził się, ledwo wyczuwalnie, ze swoimi uczuciami. Był lekko rozbawiony – sam uważał się za wyjątkową jak na Auvelianina osobistość, ze względu na swoją względnie dużą emocjonalność, nieczęsto spotykaną u przedstawicieli swojej rasy. Teraz jednak znalazł się wśród osób, które wykazywały się jeszcze większą wyjątkowością, niż on.

         Raptem uwagę jego oraz pozostałych przykuł sygnał dźwiękowy, dochodzący ich od drzwi. Aer’imuel – podobnie zapewne, jak wszyscy obecni – wyczuł czyjąś obecność na korytarzu. Osobnik ten nie wykazywał oznak psionicznych mocy, musiał być więc klonem, jednym ze strażników z Shilai’rev.

         Khae’avilen niewątpliwie wysłał przybyszowi mentalny przekaz, zapraszając go do środka – żołnierz wszedł bowiem bez zapowiedzi, samodzielnie otwierając drzwi.

         -  Czy zastałem armelien Aer’imuela? – zapytał oficjalnym tonem, składając przepisowy ukłon.

         -  To ja – odezwał się oficer, wstając na nogi.

         -  Wielki Kapłan Isal’umaven posłał po pana – rzekł strażnik tytułem wyjaśnienia – Nie zastałem pana w pańskiej kwaterze, więc polecono mi poszukać w kwaterach pańskiego zastępcy, następnie w kwaterze…

         -  Dobrze już – uciął Aer’imuel – Z czym do mnie przychodzisz, wojowniku?

         -  Wielki Kapłan Isal’umaven wzywa pana do siebie, armelien – odrzekł strażnik – Ma się pan u niego zjawić bezzwłocznie.

         Aer’imuel wyraźnie się ożywił, pozwalając nawet, aby to uczucie zostało łatwo wykryte przez obecnych.

         -  Panowie – oznajmił – Wygląda na to, że coś się zaczyna.

 

To be continued...

1 komentarz


Rekomendowane komentarze

Nie jestem do końca pewien, czy jest tak już w tym rozdziale, czy wcześniej było, tylko dopiero teraz zaczęło mnie mierzić, ale mam do tego kawałka jedno główne zastrzeżenie: brak opisów. Absolutnie nie potrafię sobie wyobrazić ani pomieszczeń, do jakich wstępują Auvelianie (a dałoby to lepszy obraz, kim oni są), ani ich samych. Zastanawiam się, jak mam rozróżnić chociażby tych imolien, skoro muszę zajrzeć do opowiadania jeszcze raz, by przypomnieć sobie ich imiona, a żadnych wskazówek dotyczących wyglądu nie dostałem.

Fabularnie nie mam co oceniać, bo w zasadzie niewiele się tu dzieje - niemniej miło poczytać, że nie wszyscy Auvelianie tutaj są "spięci". ;]

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...