Skocz do zawartości

Uniwersum Darnerian

  • wpisy
    24
  • komentarzy
    178
  • wyświetleń
    21982

''Wilcze stado'' - rozdział siódmy


Bazil

598 wyświetleń

No, pociągnijmy wreszcie dalej to przedsięwzięcie, które mnie samemu zdaje się już pożałowania godne, ze względu na mozolną i średnio owocną pracę.

Przy okazji publikacji tego kawałka miałbym małe pytanie. Jak wiadomo, akcja moich wypocin rozgrywa się w wykreowanym przeze mnie uniwersum - coś niecoś się o nim dowiadują ci, którzy czytają "Wilcze stado". Moi starsi czytelnicy wiedzą już o nim nawet całkiem sporo.

Czy jednak są tacy, którzy miło powitaliby tutaj jakieś skondensowane "kompendium"? A jeśli tak, to w jakiej postaci? Z początku chciałem tu umieścić takie bardzo lakoniczne kompendium ogólne - objaśniające, co mniej więcej jest grane. Ale zarzuciłem ten pomysł, bo to nie miało sensu w sytuacji, gdy na razie żadnego tekstu konkretnego nie wlepiłem. Z kolei na DeviantArt publikuję (dwa już są) kompendia poszczególnych ras - oczywiście, też takie skrócone (kompletny "codex" byłby cholernie długi).

Tymczasem, wracajmy do "wilków"...

==========================================

 

 

- VII -

 

         Panująca w pomieszczeniu cisza zdawała się odzwierciedlać to, co usiłował osiągnąć Zhack w głębi swojej duszy – stłumić wszystkie emocje oraz myśli. Tkwiąc w przysiadzie klęcznym na podłodze, bez odzienia, oddawał się medytacji. Okazało się to jednak niełatwe. Im bardziej starał się odepchnąć co bardziej niepożądane wspomnienia, tym usilniej go nachodziły. Oczy miał zamknięte, lecz i tak przewijały się przed nimi obrazy z przeszłości. Burzyły jego spokój, pobudzając zatartą w pamięci rozpacz.

         W pewnej chwili, chcąc skupić się na tym, co jest tu i teraz, Zhack przywołał widok małego pokoju, w którym się znajdował – niedużej, ograniczonej przestrzeni, rozciągającej się teraz wokół niego.

         To był błąd.

         Z początku normalny wygląd pomieszczenia mieszkalnego, nagle ustąpił w wyobraźni Khesariana obrazowi otaczających go zimnych, metalowych ścian. Wzdrygnął się, jak gdyby przeszedł go lodowaty dreszcz.

         Wraz z tym widokiem, wspomnienia spadły na niego z siłą lawiny. Znów spróbował je odepchnąć, ale, jak gdyby na przekór samemu sobie, zapuścił się w nie jeszcze głębiej. Poczuł się tak, jakby ponownie się tam znalazł, jakby na nowo odczuwał wszystko, co w tamtej chwili głęboko wżarło się w jego umysł i serce.

         Zacisnął mocno szczęki, czując, że traci kontrolę. W chwilę później, obejmując głowę rękami, pochylił się do przodu, aż jego łeb spoczął na podłodze – zupełnie jak wtedy. Wydał z siebie bezgłośny skowyt rozpaczy, dopełniając obrazu tego, co przeżył trzynaście lat temu, wśród owych metalowych ścian.

         Ja wariuję – to było jedyną trzeźwą myślą, na jaką był w stanie w tej chwili się zdobyć. Nawet gdy otworzył oczy, nie widział już wnętrza swojej kwatery, lecz metalową celę więzienną, pozbawioną okien. Czuł się nawet tak samo, jak w tamtej chwili, kiedy wyrwał się już z trwającego kilka godzin odrętwienia i kiedy w pełni dotarła wreszcie do niego świadomość ostatnich wydarzeń.

         Czuł się samotny, opuszczony – nigdy dotąd nie doznał takiego uczucia porzucenia oraz tęskoty. Nigdy nie zaznał takiego bólu i poczucia winy. Nigdy nie poraziła go tak bardzo świadomość tego, co się stało. Tego, co zrobił. Nie potrafił się z tym pogodzić – nie zamierzał nawet. To nie mogło stać się naprawdę, to musiał być koszmarny sen. Chciał się z niego obudzić.

         Po raz pierwszy poczuł, że jest sam, całkiem sam. Wył jak potępieniec, lecz nie potrafił wyrzucić z siebie tego, co nim targało. Powodowany poczuciem bezradności, opadł z sił, a jego głowa znów spoczęła na podłodze. Płakał, nie mogąc się opanować. Próbował coś powiedzieć, ale zamiast tego bełkotał nieskładnie. Rozpacz paliła go – chciał umrzeć.

         -  Hej, Zhack! – usłyszał znajomy głos, lecz zdawał się on dochodzić z oddali – ZHACK!

         Wziął gwałtowny, głęboki wdech i otworzył oczy, momentalnie otrząsając się z koszmarnych wspomnień. Tkwił skulony na podłodze, uciskając głowę rękami, jakby zamierzał uderzyć nią z rozmachem o posadzkę. Oddech miał przyspieszony.

         Nie wstając jeszcze z klęczek, wyprostował się, spoglądając w stronę drzwi. Stała tam Zera, która najwyraźniej weszła do jego kwatery bez zaproszenia – niewykluczone, że zaalarmowały ją wydawane przez niego odgłosy. Na chwilę odpłynął, nie wiedział zatem, co dokładnie robił. Jeszcze przed chwilą czuł się zupełnie tak, jakby cofnął się w czasie, do tamtego dnia. Teraz jednak znów był w pełni świadomy.

         -  Co jest? – zapytał, bezskutecznie starając się teraz sprawiać wrażenie, że nic wartego uwagi się nie wydarzyło.

         -  Widzę, że medytacja tym razem nie poszła ci tak, jak chciałeś – zauważyła Zera, uśmiechając się krzywo.

         -  Dlaczego tak uważasz? – Zhack wciąż próbował grać, mimo że szło mu to naprawdę kiepsko.

         -  Krzyczałeś.

         -  Naprawdę? – zapytał Khesarian po długiej pauzie.

         -  Tak – potwierdziła Idrack – Dosłyszałam imię „Kaim”, więc mam podejrzenia, co się właściwie z tobą stało.

         -  Świetnie – warknął Zhack, teraz nie kryjąc złości i frustracji – Naprawdę świetnie. Pewnie było mnie dobrze słychać?

         -  Jak cholera – Zera uśmiechnęła się złośliwie – Mam już nawet pewną teorię, co będą mówili między sobą ci Te…

         -  Dziękuję, że próbujesz mnie podnieść na duchu – uciął Khesarian z ironią w głosie – Wiesz, niedawno minęło trzynaście lat. Nachodziło mnie to, a ja niestety nie podszedłem do tego dostatecznie subtelnie.

         -  No, wiesz – rzuciła Sorevianka z dezaprobatą – Ty, oswojony od dziesiątków lat z zaem, nie poradziłeś sobie z byle…

         -  To co innego – raz jeszcze przerwał Zhack – Miewam gorsze dni, a poza tym, zmaganie się z tym cholerstwem to nie to samo, co osiąganie skupienia podczas akcji, czy też rutynowych ćwiczeń… Kiedy łatwiej mi znaleźć coś, co odciągnie moją uwagę, że tak powiem.

         -  Jasne – powiedziała Zera takim tonem, jak gdyby Khesarian mówił o najbardziej oczywistej rzeczy pod słońcem – Byłam w pobliżu, bo chciałam zapytać o to spotkanie, które mieliśmy odbyć…

         -  Wszystko w swoim czasie – rzekł Zhack, spoglądając teraz na chronometr z myślą o jeszcze innym spotkaniu; to miało nastąpić już niebawem – Sam muszę jeszcze pójść na spotkanie sztabu operacji, a skoro z medytacji nic nie wyszło, chyba przyjdę wcześniej. Jak wrócę, zobaczę się z wami.

         -  Jak chcesz – Zera wzruszyła ramionami – Wiesz, czy mają chociaż jakiś plan?

         -  Wstępny – Khesarian powoli wstał na równe nogi – Czemu pytasz? I tak w końcu się dowiesz o założeniach planu. Wtedy będziesz mogła go krytykować do woli.

         Idrack pokręciła głową z dezaprobatą.

         -  Ech, Zhack – powiedziała, a złośliwy uśmiech wrócił na jej pysk w pełnej krasie – Ty to mnie jednak wciąż słabo znasz. Mówiłam ci przecież, jeszcze kilka dni temu, że bardzo spokorniałam. Że nigdy nie podważę rozkazów, niezależnie od tego, jakie będą głupie.

         -  Nic nie wspominałaś o ich krytykowaniu – zauważył Zhack, odwracając się od niej i podchodząc do łóżka, na którym spoczywał jego mundur.

         Zera zachichotała.

         -  Tu mnie masz – stwierdziła, przybierając teraz ton osoby przyłapanej na kłamstwie – Powodzenia na spotkaniu.

         -  Jak gdyby było mi potrzebne – odparł Khesarian, ale Sorevianka najpewniej tego nie usłyszała, jako że po swoich ostatnich słowach wycofała się z pokoju, zamykając drzwi.

         Wciąż przygnębiony obudzonymi dopiero co wspomnieniami, Zhack niespiesznie włożył na siebie mundur. Zatracenie w bolesnym obrazie z przeszłości całkowicie go już opuściło, lecz nadal odczuwał głęboki smutek.

         Zaklął ze złością i frustracją, znów starając się skupić przede wszystkim na tym, co działo się tu i teraz. Wrócił myślami do planowanej już od tygodnia operacji. Oficerowie, którym powierzono jej wykonanie – w tym sam Zhack – zdążyli już dokładnie zapoznać się z zebranymi przez wywiad materiałami, a w przeciągu minionych spotkań wielokrotnie wymieniali się sugestiami. Już na podstawie owych sugestii, Khesarian miał wyobrażenie o ogólnych założeniach planu. Wystarczyło w zasadzie połączyć dotychczasowe ustalenia w całość – czego zresztą się spodziewał po dzisiejszym spotkaniu.

         Włożywszy mundur, opuścił swój pokój, zmierzając do kwatery suvore Akodego. Było jeszcze wcześnie, zatem zbliżywszy się w kilka enelitów później do celu, Zhack z lekkim zdziwieniem usłyszał dochodzące go z korytarza głosy dowódcy komandosów OSA oraz terrańskiego majora z Sekcji Gamma – Matsona.

         -  Pewnie się dziwisz, że dopiero teraz o to pytam – dobiegł Khesariana zza rogu głos Akodego – ale czasem takie rzeczy najpóźniej przychodzą do głowy. My możemy strzelać bez niepotrzebnego bałaganu, bo mamy tłumiki. A wy? Jak zamierzacie rozwiązać problemy, jakie stwarza w takich warunkach laser?

         -  Karabiny laserowe funkcjonujące na wysokiej częstotliwości fali – odrzekł człowiek rzeczowym tonem – Poza pasmem widzialnym. Są niezbyt wydajne, ale za to nie widać ich wiązki.

         -  Brzmi nieźle – stwierdził suvore – Przyjąłem, że o wszystkim pomyśleliście, ale chciałem znać szczegóły.

         -  Jasne.

         Zhack przekroczył róg korytarza i z lekkim zaskoczeniem stwierdził, że na korytarzu, oprócz Akodego i Matsona, stoi także kapitan Marines, McReady. Wraz z Khesarianem mieli zatem komplet.

         Na widok nadchodzącego zabójcy Genisivare, Akode uśmiechnął się.

         -  Wygląda na to, że wszyscy przyszliśmy przed czasem – stwierdził z rozbawieniem – Możemy więc chyba wcześniej zacząć. Wejdźmy do mojej kwatery.

         Nikt nie zaprotestował – kiedy obecni wymienili już uprzejmości z Zhackiem, wkrótce zebrali się wewnątrz kwatery suvorego. Ta była przygotowana na spotkanie – na biurku, z dostawionymi doń krzesłami, stał niewielki wyświetlacz holograficzny oraz zestaw nośników danych.

         Wszyscy oficerowie zebrali się przy biurku, nad blatem którego po chwili pojawił się obraz obiektu wojskowego, jaki mieli już niebawem zinfiltrować. Baza, widziana z lotu ptaka, miała z grubsza kształt krzyża, tyle że o bardzo szerokich i krótkich poprzeczkach. W jej górnym „skrzydle”, blisko centrum, znajdowały się kwatery sztabu, oraz usytuowane blisko na wschód od nich centrum dowodzenia, z którym połączone było centrum komunikacji. „Górny”, północny sektor obejmował ponadto kilkadziesiąt budynków, mieszczących kwatery oficerów oraz strażników – większość koszar zajmowała jednak sektor zachodni oraz centralny. Zakłady klonerskie natomiast wypełniały praktycznie całe wschodnie skrzydło, wraz z częścią centrum. Sektor południowy, logistyczny, mieścił sporych rozmiarów magazyny, a także park maszyn. Był tam również główny wjazd do bazy.

         -  Zrobimy dzisiaj podsumowanie tego, o czym gadaliśmy przez cały miniony tydzień – zapowiedział Akode, zgodnie z przewidywaniami Zhacka – i omówimy zarys naszego planu. Na wstępie ustaliliśmy, co do czego wszyscy byliśmy zgodni, że pierwszą fazę właściwej operacji wykonają specjaliści z Sekcji Gamma oraz zabójcy Genisivare. Na samym początku akcji będziemy szczególnie podatni na wykrycie, a wy możecie…

         -  Nie powinniśmy zacząć od początku? – przerwał Matson – Lądowanie i te sprawy?

         -  A o czym tu mówić? – Akode wzruszył ramionami – Uzgodniliśmy, że będziemy maszerować osiemnaście godzin na dobę, z przerwami na zjedzenie podręcznych racji i nocny spoczynek. Przedostanie się do tego kompleksu to nie problem.

         -  O ile nie natkniemy się na jeden z ich patroli.

         -  Cóż, jeśli damy się wykryć na tym etapie, to nie ma o czym mówić – rzekł ponuro suvore – Będziemy zmuszeni przerwać operację. Więc radzę pogadać o czymś bardziej… konstruktywnym.

         -  Jasne, jasne – mruknął Matson – Kontynuuj.

         -  No więc… Wy i zabójcy z Genisivare wejdziecie wtedy, gdy wszystkie ich systemy będą aktywne, jako że macie z nas wszystkich najlepszy do tego sprzęt. Wasze kombinezony są wyposażone w najbardziej zaawansowany osprzęt zakłócający wykrywanie, a poza tym mogą być niewidzialne także w sensie dosłownym.

         -  Czyli moglibyśmy w sumie wykonać całą tę operację sami – stwierdził major z ironią w głosie.

         -  Może i tak – rzekł cierpko Akode – Ale równie możliwe, że będziecie potrzebować naszej pomocy. Jeśli tylko zrobimy coś, co im się nie spodoba, ogłoszą alarm.

         -  Nie możemy nawet zdjąć wartowników – zauważył McReady – Składają raporty co piętnaście minut. Jeżeli załatwimy nawet jednego, nie dostaną od niego takiego raportu, a to od razu wyda im się podejrzane.

         -  Właśnie – zgodził się suvore – Więc musimy przede wszystkim zlikwidować ich system komunikacji. Ale po kolei… Baza jest ogrodzona emiterami barier energetycznych dużej mocy. Można stworzyć wyrwę w perymetrze, niszcząc albo dezaktywując jeden z tych emiterów, ale to spowoduje za dużo bałaganu. Musimy więc zrobić to bardziej subtelnie.

         -  Niwelatory pól – podsunął McReady.

         -  Zgadza się – ponownie przytaknął Akode – Podejdziecie od strony wschodniej północnego sektora, na jednej trzeciej odcinka perymetru. Pierwsze, co musicie zrobić po dostaniu się do środka, to zerwać łączność. Nie możecie po prostu zniszczyć aparatury, bo wywoła to za dużo bałaganu, więc użyjecie zagłuszaczy, które zainstalujecie w ich systemie. Uniemożliwi im to zarówno wezwanie posiłków, jak i komunikację wewnętrzną. Wtedy będziemy mogli zabijać tych wartowników, którzy staną nam na drodze.

         -  Ale wyłączenie komunikacji z pewnością ich zaalarmuje – zauważył Matson – Trzeba opóźnić ich reakcję.

         -  I tak będziemy musieli to zrobić szybko – ciągnął suvore – Zerwiemy łączność zaraz po złożeniu przez wartowników standardowych raportów, aby zyskać jak najwięcej czasu. Kiedy już to zrobimy, zabójcy Genisivare zdejmą strażników na wieżach obserwacyjnych, a Egzekutor wybierze trójkę swoich operatorów, aby zajęli stanowiska snajperskie na trzech z nich. W międzyczasie wkroczą Marines i zabezpieczą teren w okolicy siedziby sztabu, aby pozostali zabójcy mogli bez ryzyka interwencji z zewnątrz wedrzeć się tam i zlikwidować oficerów z naszej listy.

         -  To gdzie my mamy w końcu być? – zapytał Matson.

         -  Od centrum łączności niedaleko do budynku klonerów – odparł Akode – Powinniście zostawić przynajmniej jedną sekcję, aby zadbała, by nikt nie usunął spowodowanej przez nas awarii w łączności. Pozostali niech po cichu wedrą się do zakładów klonerskich i tam podłożą ładunki wybuchowe w pobliżu głównego reaktora. Jest dość duże prawdopodobieństwo, że Auvelianie zbyt późno zorientują się w waszych zamiarach, skoro będziecie niewidzialni, a w tym czasie Marines opanują inną część obozu.

         -  Czyli wy z OSA zajmiecie się centrum logistycznym?

         -  Zrobimy tam drugi wyłom w ogrodzeniu, od strony wschodniej, kiedy już wykonacie fazę pierwszą, to znaczy zerwiecie łączność i oczyścicie teren. Jeśli wybuchnie alarm, postaramy się przy okazji ściągnąć ich uwagę, kiedy będą wzywali posiłki. Nasi snajperzy zdejmą część z nich z ukrycia, poza tym będziemy mieli przynajmniej kilka okazji, aby zająć dogodne pozycje do wciągnięcia ich w zasadzkę. Przy okazji, zyskamy wam trochę czasu do ewakuacji.

         -  Za duże ryzyko – stwierdził major – Spisujesz swój oddział na straty. Czemu nam nie powierzyłeś tej roboty?

         -  Doskonale damy sobie radę – odparł Sorevianin – Ci strażnicy to głównie klony z formacji Shilai’rev, które w dodatku spędzają większość czasu bezczynnie. W porównaniu z nami to kompletni amatorzy. Poza tym, pułkownik Yaron sugerował, że jesteście zbyt cenni, aby powierzać wam najbardziej ryzykowne zadania.

         -  To jeszcze nie oznacza, że trzeba nas traktować jak święte krowy – stwierdził Matson sucho.

         -  Że co? – Akode był zdezorientowany.

         Major westchnął, pojmując natychmiast, że użył idiomu niezrozumiałego dla większości Sorevian.

         -  Miałem na myśli to, że nie musicie się o nas przesadnie obawiać – wyjaśnił z lekkim zniecierpliwieniem – Sami doskonale dalibyśmy sobie z tym radę.

         -  Mimo wszystko, z dwojga złego, nasza śmierć będzie mniej kosztowna – stwierdził Akode z żołnierskim fatalizmem – Nas łatwiej zastąpić, niż was.

         Zhack uważnie obserwował Matsona i nabrał podejrzeń, że przepełnia go teraz urażona duma. Kiedy odwołał się do zaem, wyczuwając emocje Terranina na planie psychicznym, te podejrzenia tylko się potwierdziły. Khesarian ledwo dostrzegalnie pokręcił głową w geście dezaprobaty.

         -  W każdym razie – powiedział wreszcie człowiek – to dopiero wstępny zarys planu. Wszystko może jeszcze ulec zmianie.

         -  Oczywiście – zgodził się Akode – Będziemy go jeszcze dopracowywać.

         Suvore spojrzał na McReady’ego.

         -  Czy coś budzi twoje wątpliwości, kapitanie? – zapytał.

         -  Niespecjalnie – odrzekł Marine – Ale tak jak powiedział major, wasz oddział będzie miał najgorsze zadanie. Może przyjmie pan jedną sekcję od nas albo od tych z Gammy, jako wsparcie?

         -  To niegłupi pomysł – Matson natychmiast poparł swojego pobratymcę – Będzie nas przecież piętnastu. To aż nadto, żeby posłać te cholerne zakłady klonerskie w diabły.

         -  Jak by nie patrzeć, to wy obmyślicie dokładny plan zinfiltrowania tego obiektu – zauważył Akode – Ilu operatorów będziecie do tego potrzebowali, zależy już od was. Jeśli uznacie, że dziesięciu wystarczy, możecie istotnie odesłać pozostałych pięciu do naszej grupy.

         -  Postaram się, żeby było to możliwe.

         Teraz oficer OSA zwrócił się do Zhacka.

         -  Jakieś sugestie, Egzekutorze? – zapytał.

         -  Tylko jedna – odrzekł Khesarian po krótkim namyśle – Wydaje mi się, że mogę dołączyć do moich podwładnych na stanowiskach snajperskich i zająć jeszcze jedną wieżę, a zlikwidowanie ważniejszego personelu w sztabie powierzyć zabójczyni pierwszej klasy Zerze Idrack. To nasz nabytek z Gildii Skrwawionej Dłoni, więc doskonale poradzi sobie z takim zadaniem bez mojej pomocy.

         -  Skoro tak uważasz – mruknął Akode z powątpiewaniem – Zależy nam jednak na czasie. Dwóch zabójców szybciej zamorduje oficerów z naszej listy, niż jeden.

         -  Zapewniam, że to nie zrobi wielkiej różnicy. Zakładamy, że po zneutralizowaniu ich systemu łączności, będziemy mieli trochę mniej, niż jeden alit… to jest, piętnaście minut – Zhack spojrzał po Terranach – zanim zostaną zaalarmowani brakiem komunikacji. Tyle czasu zdecydowanie wystarczy Zerze, aby zlikwidować nasze cele. W międzyczasie pozostałe grupy i tak będą musiały wykonać własne zadania.

         -  Uzgodnimy jeszcze takie kwestie – stwierdził suvore, a następnie kontynuował swój wywód – Najtrudniejsze będzie ewakuowanie się z bazy. Szczególnie że będą mieli wsparcie z powietrza.

         -  Te ich cholerne patrolowce – rzucił McReady – Mają swoje lądowiska tuż koło parku maszyn, między centrum logistycznym a koszarami, prawda?

         -  My się nimi zajmiemy – dodał Akode – Będziemy w pobliżu, więc załatwimy te, które stoją już na miejscach, zatankowane, uzbrojone i gotowe do startu. Zyskamy trochę czasu, zanim przygotują następne.

         -  Nawet bez patrolowców, pościg będzie nam deptał po piętach – zauważył Matson – Nikt chyba dotychczas nie miał pomysłu, jak ich zgubić. Przypominam, że pójdziemy tam i wrócimy stamtąd na piechotę.

         -  Dziękuję, że to zauważyłeś – powiedział suvore w akcie okazjonalnego u siebie sarkazmu wobec człowieka – Najprostsze będzie chyba przygotowanie zaminowanego obszaru, przez który przejdziemy, zwabiając tam pościg. Kiedy będą w odpowiednim miejscu, zdetonujemy ładunki.

         -  To oczywiście zakłada, że pójdą dokładnie naszym śladem – stwierdził Richard – I że nie przyjdzie im do głowy prosty pomysł posłania jakiegoś oddziału inną trasą, z zadaniem odcięcia nam drogi.

         -  Alternatywą byłoby zostawienie przynęty – rzekł ponuro Akode – To znaczy, części naszych żołnierzy, aby ci opóźnili pościg. A na to nie przystanę.

         -  Myślę, że jednak przystaniesz, jeśli nie będziemy mieli innego wyjścia – teraz to w głosie Matsona zabrzmiał sarkazm – Na szczęście, mamy jeszcze trochę czasu, by pomyśleć nad lepszym rozwiązaniem.

         -  To prawda – zgodził się suvore – Przy okazji przypominam, że to, o czym mówimy, to tylko ogólny zarys planu operacji. Wiecie już mniej więcej, co musicie zrobić, zatem w owym czasie powinniście poświęcić uwagę temu, jak dostać się do poszczególnych obiektów.

         -  O nas nie musisz się martwić. Szkoliłem się w operacjach specjalnych i brałem w nich udział, zanim jeszcze dołączyłem do Sekcji Gamma. Dla Marines to normalka.

         -  To dobrze – skwitował Akode – Jeśli nikt nie ma dodatkowych sugestii, przyjmijmy ten wstępny plan i zabierzmy się za opracowywanie szczegółów.

         -  I to jak najszybciej – dodał McReady – Zostały nam tylko dwa tygodnie.

         Zhack nie był tym specjalnie przejęty. Tym razem bowiem jemu oraz jego wojownikom przypadło w udziale nieskomplikowane zadanie. Nie musiał nawet niańczyć Zery ani mówić jej, jak dokładnie ma działać po dostaniu się do wnętrza siedziby wrogiego sztabu – wiedział, że Sorevianka własnoręcznie opracuje plan i wykona go. Wystarczyło dać jej po prostu wolną rękę.

         Najbardziej martwiła go, podobnie jak Akodego, ewakuacja. Będąc już wcześniej oficerem, był kilkakrotnie zmuszony do poświęcania własnych żołnierzy – szczególnie tamtego feralnego dnia, na planecie Sivere, tuż przed wstąpieniem do Genisivare – czego szczerze nienawidził. Ufał, że coś podobnego nigdy się już nie stanie.

 

To be continued...

4 komentarze


Rekomendowane komentarze

Czy jednak są tacy, którzy miło powitaliby tutaj jakieś skondensowane "kompendium"? A jeśli tak, to w jakiej postaci?

Zależy, co właściwie miałoby zawierać. Jedyna rzecz konkretna, jaka przychodzi mi do głowy, a którą nawet chętnie bym ujrzał, to właśnie opisy poszczególnych ras (wiem, pisałeś je przy okazji choćby mojego czytania "Nieba i Piekła", ale umieszczenie ich w jednym miejscu wydaje mi się być całkiem niezłym pomysłem).

Co do nowego rozdziału... Może i aż za bardzo czepiam się drobnych błędów, ale widzę, że Twoja uwaga miejscami się waha. wink_prosty.gif

Będąc już wcześniej oficerem, [Zhack] był kilkakrotnie zmuszony do poświęcania własnych ludzi

Rozumiem, o co tutaj chodzi, ale za każdym razem, gdy to czytam, uśmiecham się w duchu złośliwie. tongue_prosty.gif

Ufał, coś podobnego nigdy się już nie stanie.

Połknąłeś "że".

Ogólnie jednak... podoba się. Zarówno dialog Zhacka z Zerą, jak i wstępne omówienie planu misji (chociaż nie wiem, czy wszystko było dla mnie zrozumiałe - ale skoro będzie on jeszcze korygowany, to chyba nic nie straciłem). Mam tylko nadzieję, że już wkrótce nastąpi przejście do "właściwej" akcji. ;]

Link do komentarza

Zależy, co właściwie miałoby zawierać. Jedyna rzecz konkretna, jaka przychodzi mi do głowy, a którą nawet chętnie bym ujrzał, to właśnie opisy poszczególnych ras

Opisy poszczególnych ras zmieszczone w ramach jednego tekstu (wpisu na blogu) wyglądałyby bardzo lakonicznie. Opisy ras z osobna co prawda również byłyby "skondensowane", ale nie do tego stopnia. Tak wygląda na DA skrócone kompendium terrańskie:

http://bazil3282.deviantart.com/gallery/#/d37cm1i

A tak soreviańskie:

http://bazil3282.deviantart.com/gallery/#/d371hob

Z kolei w przypadku kompendium ogólnego wszystko to byłoby upchnięte, w jeszcze bardziej skondensowanej formie, na kilku stronach.

Mam tylko nadzieję, że już wkrótce nastąpi przejście do "właściwej" akcji. ;]

Bez pośpiechu. W prawdziwych operacjach specjalnych na planowanie (oraz ćwiczenia - na które jednak "wilki" akurat nie będą miały czasu, co zostało powiedziane) poświęca się przecież o wiele więcej czasu, niż na samą akcję. A ja mimo wszystko piszę military SF :P.

Link do komentarza

W sumie jak tak nad tym myślę, to może dobrym pomysłem byłoby poświęcenie pojedynczych wpisów na każdą rasę z osobna w przypadku tych ważniejszych i napisanie tylko jednego zbiorczego dla tych mniej ważnych. W ten sposób i opisałbyś więcej kwestii, które prędzej czy później byłyby dla czytelnika istotne, i nie musiałbyś się bać, że ilość tekstu może odstraszyć ludzi. ;)

No cóż, a ja się trochę niecierpliwię, bo cisza przed burzą jednak już odrobinę trwa (podobnie zresztą jak w dziełku DracoNareda, które też czytam) - no i nadal uważam się za dyletanta wojskowego, więc i o planowaniu nie mam specjalnie pojęcia. ;)

Link do komentarza

Nie ma ras ważniejszych i mniej ważnych. Jest ich sześć (chociaż ostatnio zacząłem myśleć o wprowadzeniu siódmej - ale to już naprawdę w charakterze pomniejszej rasy, pozostającej pod władzą Auvelian) i każda jest jednakowo ważna. Co prawda jedne mają na chwilę obecną lore bardziej bogaty od innych, ale to się z czasem zmieni.

To, co piszę, pod kątem wojskowości trudno uznać za fachowe, ale jest i tak bardziej fachowe od np. Gwiezdnych Wojen.

Zaznaczę jeszcze, że wyrażone powyżej pytanie kierowałem nie tylko do KM.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...