"Istota" - recenzja
Powstało wiele historii o genialnych naukowcach, którzy padali ofiarami własnych ambicji. Najdobitniejszy literacki przykład stanowi klasyka powieści gotyckiej, a mianowicie ?Frankenstein? Mary Shelley. Jak wiadomo, Wiktor Frankenstein marzył o stworzeniu doskonałego człowieka, lecz efektem jego badań było powołanie do życia monstrum. Genialne i jednocześnie szalone umysły ścisłe pojawiają się także w świecie filmu. Poza adaptacjami książki Shelley, światło dzienne ujrzała chociażby ?Mucha? Davida Cronenberga, będąca remake?m produkcji z 1958 r. o tym samym tytule. Seth Brundle, główny bohater owego obrazu pracuje nad maszyną do teleportacji. W pewnym momencie przeprowadza test na samym sobie, w wyniku czego dochodzi do zmieszania jego kodu genetycznego z DNA owada. Przedmiotem własnych eksperymentów postanawia również zostać Sebastian Caine z filmu ?Człowiek widmo? Paula Verhoevena. Jednak o ile Brundle podejmuje ryzyko głównie pod wpływem wzburzenia emocjonalnego, Caine?m kieruje przede wszystkim pycha połączona z buntem wobec przełożonych. Jakie idee przyświecały natomiast Elsie i Clive?owi z ?Istoty?, wyreżyserowanej przez Vincenza Natali, twórcę słynnego ?Cube??
Nieprzypadkowo wymieniłam we wstępie takie, a nie inne tytuły. Wzorem Wiktora Frankensteina, Elsa Kast wraz Clive?m Nicoli bawią się w Boga i dają życie stworzeniu, którego nie można nazwać stuprocentowym człowiekiem. Ponadto historia pary uczonych traktuje o złych skutkach mieszania ludzkiego DNA z innymi organizmami, lecz w przeciwieństwie do ?Muchy?, nie mamy tu do czynienia z dziełem przypadku. Naukowcy świadomie posuwają się za daleko. Podobnie jak bohater ?Człowieka widmo?, postępują tak wbrew zakazom szefostwa. Generalna wymowa obrazu Natali nie odbiega zatem zbytnio od szeregu opowieści o geniuszach, którzy pozwalają sobie na zbyt wiele w imię przyszłościowych, aczkolwiek kontrowersyjnych pomysłów. Elsa i Clive zajmują się bowiem techniką hybrydyzacji w celu odkrycia leku na choroby dziedziczne. Trzeba przyznać, że to zacna idea. Niestety, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, istnieje też druga strona medalu w postaci kwestii moralno-etycznych. Już samo tworzenie dziwacznych zwierzęcych hybryd wzbudza wiele dyskusji, chociaż badania te są oficjalnie przeprowadzane w firmie, gdzie pracują główni bohaterowie. Jednakże dwójka naukowców wyraźnie przekracza narzucone im granice, gnana chęcią dokonania przełomu, a tym samym zdobycia tytułu pionierów w dziedzinie biotechnologii.
Nietrudno zgadnąć, że Elsa i Clive będą musieli stawić czoła poważnym konsekwencjom lekkomyślnej decyzji. Twórcy słusznie nie przedstawiają ich jako niewinnych ofiar. Pewni siebie bohaterowie chcieli rzucić wyzwanie światu, nie zważając na normy etyczno-prawne. Dlatego też scenarzyści przechylają na początku szalę współczucia na korzyść Dren, czyli tytułowej istoty, którą skazano na życie w izolacji od świata. Po pierwsze, nie może ona liczyć na normalną egzystencję z racji wyglądu oraz bycia pół człowiekiem, pół zwierzęciem również pod względem psychologicznym. Po drugie, jej przyjście na świat stanowi pilnie strzeżoną tajemnicę, o której nie wiedzą nawet szefowie pary. Co prawda, traktowana głównie jako przedmiot badań Dren staje się również kimś w rodzaju członka rodziny. Mimo wszystko nie dostaje szansy na normalny rozwój, otoczona przez system zakazów oraz nakazów. W Elsie budzą się instynkty macierzyńskie wobec istoty, lecz nie potrafi należycie się do tego zabrać, co akurat zostało dobrze wytłumaczone przez twórców. Z jednej strony, niechęć kobiety do zakładania normalnej rodziny ma swoje psychologiczne podłoże. Z drugiej natomiast, Dren jest niebezpiecznym drapieżnikiem. Z czasem coraz trudniej więc nad nią zapanować, a jej nieprzewidywalność wzrasta zwłaszcza wtedy, kiedy dojrzewa i osiąga stan podobny do okresu zbuntowanej nastolatki.
Przyznam, że zaciekawił mnie pomysł oprawienia psychologicznego dramatu w ramy fantastyki naukowej. Elementy grozy w początkowej partii filmu nie są nachalne i kreują odpowiedni nastrój, nie odganiając przesłania, jaki niesie ze sobą obraz Vincenza Natali. Dzięki temu twórcom udaje się skłonić widzów do przemyśleń na temat granic nauki oraz relacji międzyludzkich na przykładzie trójkąta ?Elsa-Clive-Dren?, choć sama istota w gruncie rzeczy nie jest w pełni człowiekiem. Ponadto produkcja z powodzeniem stawia popularne w takich historiach pytanie, kogo tak naprawdę wypadałoby nazwać potworem. Niestety, droga obrana przez autorów scenariusza okazała się w pewnym momencie zgubna dla całego filmu. W założeniach twórców miał powstać obraz, który potrafi zaszokować widza. Przyznaję, że udało się zrealizować ten cel. Co zatem poszło źle? Otóż wydaje mi się, iż z upływem czasu scenarzystom po prostu zaczęło brakować pomysłów. W efekcie, im dalej, tym bardziej produkcja zmierza w stronę groteski. W dalszej części ?Istoty? przesadzono według mnie z szokowaniem, a pod koniec niepotrzebnie skręcono w stronę krwawego horroru, osłabiając wcześniejszy pozytywny odbiór historii. Finałowe sceny posiadały wprawdzie pewną logikę, ale można było je zrealizować ze zdecydowanie większym wdziękiem.
Zastrzeżeń nie mam natomiast wobec wizualnej strony filmu. Laboratoryjne tereny skąpane są w chłodnym błękicie, przez co słusznie sprawiają wrażenie sterylnych i nieprzyjaznych pomieszczeń. Więcej żywych barw dominuje z kolei w scenach, rozgrywających się poza miejscem pracy panny Kast i pana Nicoli. Tak jest m.in. w przypadku stodoły, gdzie zamknięto tytułową istotę. Mimo że stworzenie przebywa na ograniczonym terenie, posiada więcej przestrzeni dla siebie, a także widzi jak mało dzieli je od prawdziwego zewnętrznego świata. Wyrazy uznania wzbudza również sposób przedstawienia Dren. We wczesnym etapie rozwoju w ogóle nie przypomina humanoida. Później nabiera więcej ludzkich cech, choć nadal daleko jej będzie do prawdziwego człowieka. Mimo to genetycznej hybrydzie nie można odmówić braku urody, co jest zasługą zatrudnionej do tej roli Delphine Chanéac. Aktora pokazała, że nie tylko ładnie wygląda, ale też dobrze gra. Moim zdaniem wypadła przekonująco w roli delikatnego i zarazem śmiertelnie niebezpiecznego stworzenia. Nie miała przy tym łatwego zadania, gdyż jej bohaterka porozumiewa się z innymi postaciami głównie za pomocą mimiki oraz gestów. Co do wcielających się w parę naukowców Adriena Brody i Sarah Polley, oboje wypadają przyzwoicie, lecz nie stworzyli wybitnych kreacji.
Pomimo wyraźnego przekazu ?Istota? nie należy do łatwych w odbiorze produkcji. Tak jak napisałam wcześniej, film skłania do rozważań na temat trudnych i kontrowersyjnych kwestii. Kilka razy udaje mu się też wstrząsnąć widzem. Jednocześnie, jest to obraz, którego potencjał nie został do końca wykorzystany, a nawet w pewnym sensie zmarnotrawiony. Gdyby scenarzyści zrobili odpowiedni użytek z poruszonej tutaj problematyki, być może otrzymalibyśmy dzieło ocierające się o wybitność. Tak się jednak nie stało. Reasumując, Natali nakręcił film zaledwie niezły, w którym nie zabrakło zarówno bardzo dobrych, jak i kompletnie nietrafionych pomysłów.
Ocena: 6/10
Tytuł polski: Istota
Tytuł oryginalny: Splice
Reżyseria: Vincenzo Natali
Scenariusz: Vincenzo Natali, Antoinette Terry Bryant, Doug Taylor
Obsada: Adrien Brody, Sarah Polley, Delphine Chanéac, David Hewlett
Gatunek: science fiction, dramat, horror
Produkcja: Kanada, Francja, USA
Rok produkcji: 2009
Czas trwania: 104 minuty
8 komentarzy
Rekomendowane komentarze