Przemoc w grach, część II
Jakiś czas temu pisałam o zagrożeniach jakie w grach widzą ich przeciwnicy. Zdaję sobie sprawę, że graczy nie trzeba do tego medium przekonywać, ale myślę, że każdemu miłośnikowi cyberrozrywki przyda się kilka argumentów, dzięki którym będzie mógł odeprzeć falę bezpodstawnych zarzutów, jakimi gry są od lat zalewane. Nie łudzę się, że nagle ludzie zaczną widzieć w grach pełnoprawne medium, a wszelkie oskarżenia będą tylko nielicznymi wyjątkami, ale może wreszcie pojawi się jakaś dyskusja i próba dojścia do porozumienia, zamiast autorytarnego stwierdzenia, że gry są po prostu złe.
Na początek chyba nie będzie zaskoczenia i wielkiego odkrycia, ale okazuje się, że do wielu osób ten argument nadal nie trafia. Myślę o ogólnoeuropejskim systemie klasyfikacji gier PEGI (Pan-European Game Information), który w naszym kraju oficjalnie obowiązuje od września 2009 roku. Od prawie trzech lat każda gra dostępna na polskim rynku musi mieć oznaczenie o wiekowym przedziale odbiorcy. Podkreślam ? to jest obowiązujący przepis, a nie jedynie dobra wola dystrybutorów czy sprzedawców. Przypomnę jeszcze jak wygląda klasyfikacja wiekowa: zielony kwadrat w lewym dolnym rogu okładki to oznaczenie, że gra jest przeznaczona dla dzieci od 3 do 7 lat; pomarańczowy kwadrat określa graczy w wieku od 12 do 16 lat, a czerwony znaczek znajduje się na tytułach, w które można grać po ukończeniu 18 lat. Obecnie nie ma w sklepach pudełka bez oznaczenia PEGI i co z tego wynika? Okazuje się, że niewiele, bo zaledwie kilka dni temu byłam świadkiem jak, mniej więcej, dziesięcioletni chłopiec buszował wśród gier, które zdecydowanie do jego wieku dostosowane nie były. Dzieciaka raczej winić nie należy, bo odpowiedzialność za niego ponoszą rodzice czy opiekunowie, którzy w tym przypadku zawiedli na całej linii. Chłopak wybrał się do sklepu z osobą dorosłą, ale ta zamiast pokazać mu produkcje dla niego odpowiednie, jedynie zachęcała do wybrania sobie jakiegoś tytułu. Obojętnie przesuwała wzrokiem po pudełkach, które dziecko pokazywało, nie zwracając uwagi na oznaczenia wiekowe. A kiedy chłopak nie mógł się zdecydować to opiekunka zaproponowała mu GTA, na co zirytowana pociecha stwierdziła, że przecież to już ma. Nie wiem jak skończyły się te zakupy, ale podejrzewam, że dzieciak otrzymał kolejną, niedostosowaną do jego wieku produkcję. Ocena każdej gry powstaje na podstawie formularza, wypełnianego przez sprzedawcę. System PEGI zawiera około pięćdziesięciu pytań, dotyczących gry; jest aktualizowany i zmieniany. Pod uwagę brane są także spostrzeżenia zgłaszane przez użytkowników. Szkoda, że to praca niemalże bezcelowa skoro i tak mało kto zwraca uwagę na jakieś tam PEGI.
Rodzice często stwierdzają, że nie mają pojęcia w co ich dziecko gra, bo zamyka się w pokoju i siedzi cały dzień przed komputerem. Uważam, że korona by im z głowy nie spadła gdyby, chociaż od czasu do czasu przyłączyli się do gry zamiast tylko krytykować. Na stronie PEGI można znaleźć szereg zaleceń dla rodziców. Powinni z dziećmi grać, rozmawiać o tym, co się dzieje na ekranie monitora lub chociaż przeczytać, o czym dany tytuł jest. Moim zdaniem to nie są wygórowane wymagania, ale większość rodziców woli utyskiwać na medium jako takie zamiast przyjrzeć mu się bliżej. Warto przypomnieć wszystkim wygodnickim opiekunom, że to w ich gestii leży kontrola treści, do jakich dzieci mają dostęp.
Z wspomnianym spędzaniem wolnego czasu przed komputerem bezpośrednio łączy się kolejny zarzut ? gry sprawiają, że ludzie nie nawiązują nowych znajomości, bo alienują się w przysłowiowych czterech ścianach. Dla mnie to jest stwierdzenie zupełnie bezsensu chociażby z tego względu, że wspólna pasja ludzi łączy, a nie dzieli. Gry sieciowe, wszelkie fora i czaty poświęcone temu medium wytwarzają nowe społeczności, w obrębie których tworzą się mniej lub bardziej trwałe znajomości. Użytkownicy dyskutują, wymieniają poglądy i oczywiście razem grają. Podczas trwania Summer Game Party miałam okazję przekonać się, że gracze poznają innych ludzi nie tylko wirtualnie. Ludzie, dzielący wspólne zainteresowania bez problemu rozmawiali ze sobą i żartowali, chociaż widzieli się pierwszy raz w życiu. Wygląda na to, że pogląd o wyobcowaniu, jakie tworzy się poprzez granie to kolejny mit.
Najpoważniejszy zarzut kierowany w stronę gier mówi o tym, że gracz może nabawić się patologicznych skłonności przez zabijanie awatarów lub rozpoczynanie rozgrywki od początku. Dla mnie to kolejny nieprawdziwy argument, bo przecież każdy zdrowy psychicznie człowiek potrafi odróżnić fikcję od rzeczywistości. Już w dzieciństwie uczymy się, co jest prawdą, a co wykreowanym światem. Jeżeli ktokolwiek ma z tym problemy to powinien udać się do specjalisty.
Uważam, że gry rozwijają zdolność logicznego myślenia, kreatywność, wyobraźnię i dostosowane do wieku odbiorcy nie stanowią żadnego zagrożenia. Najwyższy czas żeby zerwać ze stereotypem gracza jako dziwnego, osamotnionego człowieka, którego jedynym towarzyszem jest komputer bądź konsola. Jakie jest wasze zdanie? Znacie inne argumenty, mogące obronić gry przed niesłuszną krytyką?
11 komentarzy
Rekomendowane komentarze