Recenzja - Trine 2
Trine 2
Czasami przestaję grać w jakąś grę, choć nie wiem czemu. Tak właśnie było z Trine, którego olałem po 5 minutach. Przy okazji premiery dwójki postanowiłem - za jej pomocą - przypomnieć sobie co tak mi się w tamtej grze nie podobało.
Tytułowy Trine to obdarzony inteligencją i możliwością poruszania się artefakt, z wyglądu przypominający latającą, arabską lampę. W razie niebezpieczeństwa artefakt budzi trójkę bohaterów, którzy mają bronić królestwa przed tajemniczym zagrożeniem. Tak też następuje w drugiej części i po kolei poznajemy Amadeusa, leniwego czarodzieja w tiarze, który potrafi tworzyć i przenosić przedmioty, Pontiusa, grubego rycerza walczącego mieczem i młotem, oraz Zoyę, złodziejkę szyjącą z łuku i wciągającą się po lince. Po poznaniu każdej postaci z osobna wyruszamy już całą trójką walczyć ze złem.
Ta lampka to właśnie osławiony Trine
Nie znaczy to jednak, że kierujemy trójką bohaterów, bo na ekranie zawsze widnieje tylko jeden protagonista. Zamiast tego nasza postać może się w każdej chwili zmienić w drugą. Zrealizowane jest to przy tym w sposób maksymalizujący nasze możliwości - utworzone przez czarodzieja przedmioty nie znikają, zamrożeni wrogowie nie topnieją, a nasz bohater(ka) nie traci pędu przy zamianie. Takie kombinacje są zresztą kluczem do przejścia większości zagadek i pokonania wrogów w grze.
Bajkowa grafika nie wyklucza dynamicznych cieni w niezłej rozdzielczości
Dodatkowo podczas gry zbieramy kulki i flakony zwiększające nasze doświadczenie. Po zdobyciu poziomu dostajemy skill point, który możemy przyznać jednemu z naszych bohaterów. Każdy z nich bowiem dysponuje prostym drzewkiem (badylem?) rozwoju, w które można inwestować, kupując dodatkowe atrybuty broni lub zwielokrotniając ich działanie. Niestety ten element gry został słabo przemyślany - inwestycja w Amadeusa są bardzo potrzebne (bez nich niektóre zagadki stają się dużo trudniejsze), podczas gdy ulepszenia Zoyi i Pontiusa mają mały wpływ na walkę, a na zagadki praktycznie żaden. System jest za to na tyle elastyczny, że możemy dopakować złodziejkę tak, żeby prowadzić nią każdą bitwę, albo nawet używać do walki Amadeusa, jeśli mamy taki kaprys, a w razie potrzeby zresetować umiejętności.
Jakby co - nie znacie tego ode mnie
No właśnie - zagadki, bo to one są solą tej gry.
Niemal wszystkie zagadki w grze są fizyczne - od prostych równoważni, budowania kładek, poprzez przytrzymywanie przycisków, bujanie huśtawek, ustawianie teleportów, aż do zmian przepływu łatwopalnego gazu i wody. Nie oznacza to oczywiście, że stanowią wyzwanie tylko dla szarych komórek - na ogół oprócz intelektu wymagają jeszcze zwinnych palców.
Wszystko opiera się na zdrowej logice(w końcu to fizyka), bez wydumanych zasad, a jest przy tym na tyle zróżnicowane, że trudno się nimi znudzić.
Podobnie jest z ich poziomem trudności - trudno jest się na nich "zaciąć", a jednocześnie do samego końca musimy kombinować.
Dodatkowym ich atutem jest to, że sporą ich część można przejść na różne sposoby. Jeśli więc standardowy poziom komuś nie wystarcza może zresetować skille i poszukać innego rozwiązania problemu.
Jedna z lepszych scenerii w grze
Trochę gorzej jest z walką - nie jest specjalnie urozmaicona, Pontius nawet bez żadnych bajerów z łatwością siecze wrogów, a pozostali bohaterzy nawet z ulepszeniami średnio się do tego nadają. Słabo przedstawia się też sytuacja "bossów" - nie można ich pokonać samą tylko umiejętnością skakania, blokowania i uników, trzeba na nich po prostu znaleźć sposób.
Można oczywiście kombinować - po zainwestowaniu kilku punktów Zoya staje się całkiem skuteczna, ale nie odkryjemy w tym nowych pokładów gameplayu, to po prostu dobre rozwiązanie dla osób które lubią sobie postrzelać.
Zdarzają się też etapy podwodne
Gra jest więc bajkową platformówką z walką i zagadkami. Czym więc różni się od tego typu flashówek, których zatrzęsienie mamy na newgrounds i armorgames?
Długością i grafiką.
Długością dlatego że starcza spokojnie na kilka wieczorów.
A grafiką dlatego że... jest po prostu śliczna.
Poziomy osadzono w kilku typach lokacji - m.i.n w zamkach, miastach, wsiach, lasach, bagnie i dżungli. A każdy z tych "motywów" został wykonany z równym pietyzmem. Wszystkie modele i dekoracje są ładnie zaprojektowane i zaanimowane, do tego świetnie do siebie pasują (a to wbrew pozorom rzadka sztuka). Są wreszcie intensywne kolory, sprawne operowanie światłem i głębią. Mimo że gra jest w 2D, wszystkie ozdoby wykonano w 3D, co dodatkowo pogłębia klimat.
Kawał grubego bossa
Pochwała należy się również za dźwięk - Fragmenty fabuły czyta miły dla ucha głos starca, a dowcipne kwestie każdego z bohaterów wypowiada inny, dobrze dobrany aktor. Również sample wypadają przekonująco i nie ma wśród nich żadnych "głupotek", które raziłyby uszy.
Nieco gorzej wypada tutaj muzyka. Mamy, owszem, średniowieczne utwory na lirach i fletach, ale nie porażają swoim poziomem, a ich ilość, długość i zróżnicowanie sprawiają że po pewnym czasie wydaje się że słuchamy wciąż jednego i tego samego kawałka. Którego mamy zresztą serdecznie dość.
Tak oto dotarłem do końca i nie mogę grze zarzucić nic, poza ceną (13 Euro to, w moim mniemaniu, trochę dużo jak za taką grę). Wygląda więc na to, że będę musiał jeszcze raz podejść do pierwszego Trine.
5 komentarzy
Rekomendowane komentarze