Co za wstyd? Część II
Powiedziałem A, powiem i B, czyli pora na część drugą radośnie wstydliwego (lub też wstydliwie radosnego) rankingu muzycznego. Poprzednim razem w smutku rozstaliśmy na wspaniałym przykładzie szwedzkiego country-techno. Muzyczka to skoczna, zabawna i idealnie pasująca do tego wpisu. Ciężko będzie początkowi tego wpisu dorównać tamtej końcówce, ale spróbujmy ruszyć z pier... (no - tym, czego szuka pewien Adolf).
Tu siła uderzeniowa łączy się głównie ze stroną tekstową. Jakże wyrafinowany ten tekst:
There's no limit!
No, no, no ,no, no, no, no, no, no, no, no, no
There's no limit!
No i ten hipnotyzujący beat. Swego czasu kaseta 2 Unlimited była wielkim przebojem na każdym wczasach. W podobnej stylistyce (he he) można udać się także w stronę poruszającej Pana Próżnego:
Wystarczy przyjrzeć się poruszającemu fragmentowi tekstu...
longing for a chance to win my heart
with sex and plenty.
... żeby zobaczyć, ile den ma ten utwór <related:
O to prawdziwy Kapitan Jack! Niech chowają się wszelkie Sparrowy i inne Deppy. Ten zespół (?) to dla mnie idealny przykład tego, jakie dziwnostki potrafią czasem odnieść (choćby chwilowy) sukces na rynku muzycznym. Niech i będzie to ograniczony sukces na ograniczonym rynku, ale jeśli niemiecki rynek potrafi zwojować ciemnoskóry wojak śpiewający pozytywnie skoczne przyśpiewki paramilitarne, to chyba każdy może. Zresztą nie jest to jedyny 'wielki czarny człowiek', który szalał na Vivie. Jest też inny pan z oryginalnym i rozbudowanym pseudonimem muzycznym - ten za to był samotny:
Ach, ta samotność <related:
Tym kawałkiem zakończę, gdyż przez niego doszedłem bardzo blisko do granicy ostatecznego obciachu. Muszę teraz dać Waszym skołatanym umysłom odpocząć, bo inaczej wszystkim nam mogłyby żyłki popękać w różnych miejscach. A to dla zdrowia nie jest dobre.
Carlos Ruiz Zafón
Cień Wiatru
8 komentarzy
Rekomendowane komentarze