Czy ktoś powiedział "joga"?
Bo nie mam czasu. Bo nie gram w takie gry. Bo za drogie. Bo w Batmanie są lepsze detale*. Ale gdy Epic udostępnił GTA V za darmo, skończyły mi się wymówki.
Nie no, poczekaj sobie jeszcze z dziesięć lat, może Rockstar zacznie ci płacić za granie.
Refleks szachisty. Odstaw sporty ekstremalne!
Hej, tak się składa, że rozwijam własny biznes i szukam pracowników. Tak tylko mówię.
Gdybym miał określić GTA V jednym słowem, byłoby to bogactwo. W tej grze wszystkiego jest w opór i trochę. Ubrań, broni, samochodów… Wybierać, przebierać. Jeśli masz kasę. Tej prawie nigdy mi nie brakowało, ale nie bawiłem się w nadmierne inwestowanie.
Niemal wszystko jest tutaj maksymalnie dopracowane i daje mnóstwo satysfakcji. Świat pełen jest detali, których próżno szukać w innych produkcjach. Miasto jest żywe i nieustannie coś się w nim dzieje.
No chyba, że wyjedziesz na jakieś zadupie pośrodku niczego. Nie żebym miał coś konkretnego na myśli, o nie…
Przynajmniej nikomu nie wbiłem noża w plecy! Wiodę szczęśliwe życie! Poukładane! UCZCIWIE ZARABIAM NA ŻYCIE! Poza tym, w mojej okolicy NIEUSTANNIE coś się dzieje.
Historia jest ciekawa, a kilka dialogów zapamiętam do końca życia (spotkanie z trenerem tenisa, protohipster!).
NIENAWIDZĘ hipsterów. Brzydzę się nimi.
HAHAHAHAHAHAHAH.
Dziady.
Nie do końca jednak wiem, jakie jest miejsce Franklina w tej historii. Nie da się ukryć, że największe napięcie występuje między Michaelem a Trevorem i mam wrażenie, że Franklin ma tu miejsce głównie z sentymentu do San Andreas. No i może pewnej ważnej decyzji pod sam koniec opowieści.
Kiedy Franklin wybiera między opcjami A, B i C, powinien on z automatu skreślić pierwsze dwie i wybrać Deathwish.
Ej, ale ja chciałem tylko zarobić.
Nie no, nie powiesz mi, że nie bawiłeś się świetnie! A ile się nauczyłeś!
Czy wspominałem, że mamy świra na pokładzie? Poza tym, jeśli mnie pamięć nie myli, to Franklin w pierwszej kolejności wdarł się do mojego domu i ukradł mój wóz.
Hej, taką miałem pracę, dobra?
Mimo ton rzeczy do zrobienia, zawsze wolałem najbardziej misje główne i ewentualnie robienie pytajników. Bohaterowie tych misji byli jednak tak przerysowani i po prostu irytujący, że mniej więcej w połowie chciało mi się rzygać od tej satyry na amerykańskie społeczeństwo.
Świat jest porąbany. Dobrze, że są w nim ludzie tacy jak ja.
Trevor. Chodzący wzór zdrowego umysłu.
Poza tym większość aktywności pobocznych wydaje mi się po prostu… nudna. Gdy miałem do wyboru zrobić napad albo, dajmy na to, grać w tenisa, wybór był dla mnie oczywisty.
Ale, żeby oddać sprawiedliwość, oto większość rzeczy, które można robić (poza zmianą wyglądu bohatera czy auta): wyścigi samochodowe/samolotowe/wodne, granie w tenisa, ćwiczenie jogi…
Czy ktoś powiedział: „joga”?
Ej, nie będę więcej tego słuchał. Jogi dymał moją żonę.
Jak zwykle „ja, ja, ja”.
…Pójście do kina, gra w golfa, polowanie, robienie dostaw samochodem/samolotem, rzucanie rzutkami oraz wizyta w klubie nocnym.
No i można jeszcze pójść na strzelnicę, ale tam mógłbym siedzieć godzinami. Model strzelania jest taki przyjemny. Satysfakcja gwarantowana!
Jeśli wyłączyć chodzenie na strzelnicę, to nie widzę w wirtualnym Los Santos bardziej interesujących rzeczy, niż misje główne. Co prawda jazda samochodem to też frajda sama w sobie, ale ileż można się szlajać.
Zwyczajne życie jest nudne, nie? Ja też odżyłem po powrocie do interesów.
Tia… Możesz stać się chodzącym bublem i popijać drinki z palemką, leżąc na leżaku sam lub z kimś. Możesz też zostać człowiekiem biznesu, jak ja, i uczynić każdą chwilę życia interesującą.
No. Zostanie psycholem to wspaniała opcja.
Grr… Judasz!
Koniec końców, bardzo spodobało mi się GTA V, ale jej rozbudowany świat stanowił dla mnie jedynie tło dla historii.
Ej, ale teraz obrażasz.
A wy? Jakie macie wspomnienia związane z GTA w ogóle?
*Autentyk. Kiedyś tak myślałem. Grubo się myliłem…
Edytowano przez Przemyslav
2 komentarze
Rekomendowane komentarze