Skocz do zawartości

CSBones - sezon drugi


Lord Nargogh

Polecane posty

  • Odpowiedzi 457
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

@up - nie zadawaj głupich pytań... Spox :P Musiałem złapać wenę...

-------------------------------------------------

<Po tym, jak Pahlawan przyjechał wraz z schwytanym Mr. G, który oczekiwał w naszej jednoosobowej celi (która mogła też praktycznie pomieścić spore grono studentów, którzy czasami potrafili pomylić trasę do akademika i w jakiś dziwny sposób tutaj trafić i jeszcze do tego rozkręcić małą balangę...), postanowiłem, że podziękuje grupie speców za to że spisali się na medal..

[Ja] <do szefa Ś.W.I.T.U.> - Dobra robota panowie, spisaliście się na medal

[szef Ś.W.I.T.U.] - Dziękuje Szefie! <odchrząknął> Cieszę się, że Szef powiedział że spisaliśmy się na medal! To nic takiego, jakoś specjalnie się nie zmęczyliśmy robotą. No i te ogórki pomogły...

[Ja] - Ogórki??? Aha... Te od Eustachego... Mam nadzieję, że były też smaczne...

[szef Ś.W.I.T.u.] - Tak! <bek!!!> Łups! Przepraszam... tak jakoś się mi wyr... <słychać było odgłos pierdnięcia..> Łuuhuuh... Może ja już zabiorę chopaków do bazy, co Szefie?

[Ja] <poczułem nagłą "świeżość" ogórków w powietrzu> Tak tak, spadajcie już. Nie chcemy przecież tutaj żeby nagle dookoła wszyscy poczuli sezon ogórkowy zbyt dosadnie, bo i tak już sezon trwa. Dobra robota i do następnego razu.

<Wszyscy specy z Ś.W.I.T.u wybiegi z komisariatu razem jak jeden mąż, lecz biegnąc równo obok siebie ale też ustawieni parami i gęsiego zachowując klucz żurawi... Po nich wdarło się do środka sporo świeżego powietrza z wyczuwalną nutką, że ktoś w niedalekim sąsiedztwie od komisariatu grilluje parówki...

[Ja] <zmierzam do celi> Ok, Wszyscy za mną - czas zakończyć ten bajzel. <Zwróciłem się do Papiera> Papier, weź zdejmij tą papierową torbę z głowy Mr. G

[Papier] - Się robi się...

[Ja] - I tak btw zapytam... Czy Ty zawsze musisz zakładać każdemu przestępcy papierową torbę na głowę? Ty chyba jesteś nieco "zboczony"...

[Papier] - W sumie nie wiem czemu tak robię... Takie "zboczenie" zawodowe Szefie...

[Ja] - <"w myślach: Tak sądziłem..."> Dobra Pahlawan. Ty go schwytałeś, to teraz zapytaj gdzie jest łom i potem ogólnie mi powiesz, jak cała akcja przebiegła tam na dachu Palsatu...

[Pahlawan] - <do Mr.G> Gadaj gałganie jeden gdzie schowałeś łom Wolnościowskiego!? Ale już!

[Mr. G] - Spokojnie man... Przecież ja go mieć under my plecy... Czyli że mam go w tylnej kieszeni w spodniach. Weźcie go stamtąd, bo mnie uwiera w tyłek, już tak prawie cały dzień...

[Pahlawan] - <ze zręcznością łasicy, sięga Mr. G do... do kieszeni...> Mam Szefie! Rzeczywiście. Musiał go uwierać jak nie wiem co...

[Ja] - Dobra, najważniejsze, że łom jest cały i można go odesłać Wolnościowskiemu z powrotem do rąk własnych - Papier, weź ładnie zapakuj go w papier i wyślij najbliższym kurierem do instytutu Biała Melasa - tam doktor na pewno się ucieszy, że ma ten łom z powrotem.

[Papier] - Aje, Szefie! <chwycił łom w dłoń i pobiegł na zaplecze by ładnie go zapakować> Proszę Szefie - nawet dodałem od siebie różową kokardkę...

<szef spojrzał na Papiera dość dziwnie, gdyż zauważył, że nie tylko kokardka jest różowa, jak pantera... papier też jest...>

[Ja] - Łoki Kehidupanie. Zdawaj teraz raport z tego co tam wyprawailiście w Palsacie...

<W tym momencie wysłuchiwałem długiego ględzenia Pahalawana ale także i Papiera, który stał dalej z tą różową przesyłką w której był łom. Dowiedziałem się, że spece idealnie zniszczyli swoimi linami z piłami antenę Palsatu, która została zrzucona gdzieś o rzut beretem a nawet dwoma od Siedziby Palsatu, na jakiś stary budynek obok, który był akurat do wyburzenia - przynajmniej miny robotników tam pracujących były bezcenne, gdy zobaczyli jak ktoś naciska przycisk do detonacji budynku, a okazuje się że jednak spada tam wielgachna antena i zamienia to wszystko w ładny i kilkupiętrowy parking dla samochodów wraz z darmowymi miejscami... (uroki budowlanki...). Od Szywariusa dowiedziałem się, że urządzenie sterujące Purtalem międzywmiarowym to był tak naprawdę zwykły joystick z dużym czerwonym przyciskiem, który miał też zastosowanie jako pad do tych konsoli nowszej generacji... Niestety, gdy Mr.G chciał go użyć, by otworzyć Purtal, wyczerpały się baterie i wszystko szlag trafił - ("i to właśnie było tym za-skoczeniem" pomyślałem sobie). Wtedy ten twór Kehidupana schwytał Mr. G przy okazji rozdeptując joystick i tylko wiatr dopełnił reszty - Eustachy mi powiedział, że reszta sobowtórów-agentów Mr. G to byli tak naprawdę zahipnotyzowani pracownicy Palsatu - w tym i pan Gienek od naprawiania windy - tak mu powiedział Papier, który to wraz z Wędrowyczem nakarmili ich parówkami Szywariusa... Gdy tylko agenci zjedli je, okazało się że parówki mają w sobie tyle wody, że w reakcji z zahipnotyzowaniem spowodowały, że to wszystko wyparowało w pył a małe słuchawki w uszach ludzi z Palsatu dostały spięcia i same wyparowały... -

Głośnej dyskusji nie było końca i słyszałem jak Wszyscy moi detektywi jednogłośnie się przekrzykiwali i mówili jeszcze o paru innych pierdołach, które bardziej lub mniej u przymilały im całą akcję... Po wszystkim, wszyscy wpakowali się to do speców do helikoptera, to do "Jeżdżącej Parówki" Marka, to do taksówki którą Marek przybył na akcję... - okazało się nawet że takiego kursu to tamten taksówkarz nie miał nigdy w życiu i był: "bardzio żadowlolony i powtarzał ciągle: Nasz klijjend, nasz pann!" (przy okazji poczęstował wszystkich parówkami w 5 smakach). Gdy już wszystko ucichło i mogłem wrócić do przestępcy - czyli do Mr. G, to postanowiłem...>

[Ja] - Ok, Super robota i dobrze się spisaliście. Pomimo drobnych błędów i pewnych kłopotów stojących na drodze <spoglądam lewym okiem na kartotekę Tomasza Gier, po czym ją wrzucam do niszczarki bzzt! bzzt!> ...o czym to ja? Aha. Mr. G... Podejdźcie Wszyscy teraz jeszcze raz do mnie i Mr. G

[Wszyscy] - Ale Szefie, przecież My tutaj cały czas stoimy...

[Ja] - To dobrze - znaczy się, że macie świetny czas reakcji by być gotowym do akcji. Nachylicie się bliżej, no dalej... <w tym momencie stanąłem za Mr. G i w napięciu czekałem aż wszyscy dojrzą, co chcę zrobić...>

<Zdziwienie Wszystkich było ogromne, gdy okazało się że Mr. G to tak naprawdę... Sam Krzysztoff Ibiaszewski! Tak! (Nie było żadnego Mr. G) To On wszystko sfingował i zmajstrował! Czemu? Bo... miał już dość bycia pięknym? <Nieee... - odezwali się Wszyscy> Bo mu za mało płacili? <Nieee...> Bo nikt go nie kochał? <Niee...> A więc dlaczego? A bo chciał po prostu przejść do konkurencji i mieć w nosie tych wszystkich z Palsatu... Wszystko tam dostał! "

... A czemu wykorzystał dr. Wolnościowskiego przy tym? Bo chciał być znany w całym wszechświecie! Ja rozumiem że na Polskę, na Europę... na świat cały... ale wszechświat? To już przesada! Dlatego dobrze, że go powstrzymaliśmy od tego, brawo koledzy! Teraz pozwolę sobie i Wam wszystkim wykopać go za drzwi śmiałym kopniakiem w tyłek - w tym momencie Ibiaszewski dostał kilkanaście solidnych kopniaków na rozpęd i wyleciał z krzykiem - "Jak śmiecie! Nie, nie pozwalam! Zabraniam! Zabraniam! Zabraniam takiego traktowania! Moją rodzimą stacją jest 1-dynka! Co tu się... co jest!? ...co to ma być!? <W tym momencie przyjeżdża taka biała furgonetka z panami z fartuchach i w czerwonych grubych rękawicach, którzy coś tam szprechują (i też szyprychują w Ibiaszewskiego czymś xD) po niemiecku, pakując go do środka i dojeżdżając w siną dal w akopaniamencie wycia syren a także wycia i wrzasków osoby, którą zabrali...

Zapytacie co się stało z Ibiaszewskim? Ano po dłuższej terapii wrócił do Palsatu... na zawsze. Praktycznie nic się nie zmienił... z wyjątkiem, że trochę teraz szprechuje i pracuje dla niemieckiego Palsatu (zwanego bodajże R-T-L - w skrócie Robimy-To-Lepiej). Dr. Wolnościowski otrzymał swój łom z powrotem i gdy też otrzymał swoją należytą kawę od Panny Alicji, mógł już spokojnie dalej zaspokoić swój czas przeznaczony na... na "prace" naukowe - nie wnikajmy w szczegóły, w końcu praca doktora objęta jest w większości przypadków... wiadomo czym. Bartosz Kretyński znalazł powołanie dla siebie - napisał poradnik "Jak być kretynem we współczesnym świecie i zarobić na tym 10 mln $", dzięki czemu nie musi się martwić o fakt, że ktoś go dalej nazwie kretynem - a jak nazwie, to On będzie z tego dumny... A prof. Krumczatka... - wyszła na jaw jego mroczna tajemnica... - On naprawdę się nie nazywa Krumczatka... Czyżby był on odpowiedzialny za tą całą maskaradę i przebieranki? Czy szykuje on coś w tajemnicy przed całym wszechświatem? Na pewno to nie będzie głupi plan zahipnotyzowania ludzi, który jako klasyczny przykład występku - zawsze nie wychodzi i wygrywa DOUBRO... ale nie! Teraz będzie tryumfowało ZUO! A tak dokładniej to... <famafary i trąby> prof. ZUO (który szaleńczo zgrzyta zębami) już niebawem ogłosi temu miastu swój jakże niecny plan... <gdzie my to słyszeliśmy i ile razy...? xD> Ale na razie prof. ZUO wywiesił swój bilboard reklamowy (każdy musi mieć teraz reklamę - nawet złoczyńca xD)...

KONIEC EPIZODU 1

(potem jeszcze są w planach ulotki z tym hasłem ale...)

----------------------------------------------------------------------------

Dobra. Koniec sprawy. Zamknięte i dopięte. :)Na kolejnego Kolamba wybieram... Sooko

Miłej zabawy życzę bycia Kolambem :) (A po drugie: CDAvsPlay - zrób nową postać, bo ta obecna, co ją zrobiłeś została wywalona z zabawy i tyle).

Dzięki za wspólną zabawę i myślę, że być może kolejne sprawy będą fajniejsze i jakoś lepiej i chętniej się będzie w to grało. Reaktywacja udała się (z małą przeszkodą) i w sumie jest OK. Czekam na Wasze opinie (możecie o tym skrobnąć parę słów tutaj ale lepiej w temacie do dyskusji to zrobić, bo muszę o coś tam zapytać). ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dwa krótkie ogłoszenia.

1. Wnoszę o ponowne wybranie Kolomba lub o ochotnika na to stanowisko.

2. W sobotę wyjeżdżam na dwa tygodnie i nie mam możliwości zaglądnięcia do tematu więc biorę urlop (Jackops też).

ODP. Temat leżał od 5 dni okładem .

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam wszystkich chętnych do nowej zabawy, ale jeszcze nie zastanawiałem się nad nowym epizodem CSBonesa.

Może czas zacząć (rozmyślania i przygotowania). Maksymalnie za tydzień zacznę nabór z gotowym już pomysłem i rozpoczęciem ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Epizod 2: "Strata"

Czas: 7:22

Miejsce: Ogród poszkodowanej osoby

Poszkodowany/Poszkodowani: Na razie jedna osoba (ale kto wie, może niedługo grono się powiększy), a mianowicie jest to Pani Ola Jabłuszko. A co mogło się stać miłej pani, mającej miłą rodzinę składającej się z: Tomka Jabłuszko (syn), Tadeusza Jabłuszko(mąż), Tolka Jabłuszko(drugi syn), Tomtoma Jabłuszko(trzeci syn, ma oryginalne imię, bez głupich docinek proszę, no), Oli Jabłuszko (poszkodowana), Iwony Jabłuszko (córka), Ireny Jabłuszko(druga córka), Ildazji Jabłuszko(trzecia córka, CICHO), dalej chce się wam słuchać jakże wielką rodzinę ma poszkodowana ? Dowiecie się przecież podczas śledztwa. Ach no poinformuje was jeszcze o jednym szczególiku, pani Ola ma trzech synów i pięć córek, wszyscy to bliźniaki, naprawdę podobne bliźniaki. Dobra przejdźmy do sprawy. Poszkodowana od czasu do czasu chodziła do ogródka nazbierać trochę jabłek. Mogła robić to już z zamkniętymi oczyma. Tak więc zrobiła, zasłoniła sobie oczy opaską. I tak się męczyła biedna przez 3 godziny szukając jabłek ( już macie odpowiedź na pytanie: ,,Czemu ona ma tyle poprzyklejanego tu i tam ?") To są plastry gamonie, a spróbujcie zadać pytanie czemu ona je ma jeszcze raz to przeżegnam was gazetą, jak to mój poprzednik zrobił raz komuś. Tak więc szukała, szukała i szukała, i dalej szukała, aż uwaga, nie znalazła. Zdjęła opaskę i poszukała z otwartymi oczami nie znalazła żadnego owocu jabłoni. Poszła do okulisty, po jakimś czasie kupiła okulary, i co ?. Dalej nie było tam żadnego jabłka. I jego tam naprawdę nie było. Przy jabłoni pani Ola znalazła kartkę z rysunkiem ,,MAHINY ZUAA !" jak to autor ją nazwał. Rysunek przedstawiał coś w czym jest stos jabłek i to jest bez sensu. A no jeszcze podpis, a podpis to, tak własnie PRUFESÓR ZUOO !. Ciekawe, jak sobie radził w podstawówce nawiasem mówiąc. Warto by było ostrzec pobliskie osoby posiadające jabłonie. Musicie zrobić to tylko w taki sposób by wam ktoś uwierzył, że profesor Zuo mógłby chcieć ukraść im ich jakbłka by zbudować machinę zua. Dacie sobie radę.

Muszę wam jeszcze coś oznajmić, na razie macie u mnie konto zerowe i od was zależy czy będę was postrzegał jako porządnych, super i w ogóle detektywów, czy za nieporządnych, nie super i nie w ogóle detektywów. Waszym zadaniem jest dowiedzieć się co to za jeden ten Zuo, czemu chce zrobić tę maszynę, czemu zabrał tej miłej pani jabłka, czemu to w ogóle muszą być jabłka i tak dalej. Mam nadzieję, że sądząc po rysunku i ilości jaka mogła znajdować się na tym biednym drzewku domyśliliście się, że chce on zajumać jeszcze więcej tego czerwonego prawie okrągłego. Nich ktoś przyjrzy się temu rysunkowi dokładniej, bo to technologia nie na moje nerwy. Coś w nim musi być, tylko nie wiem co i nie chcę wiedzieć, ale niestety moja praca wymaga tego, że muszę wiedzieć, ale wam zostawiam tę zagadkę, ja jestem od bicia, przekazywania informacji i rozkazywania. Liczę iż zauważyliście pierwsze co wymieniłem, a fajną packę na muchy mam w gabinecie. Mam nadzieję, że spodobam się wam jako nowy Kolambo. Jeszcze rozgrzeweczka dwadzieścia pompek i czterdzieści brzuszków powinno wystarczyć. Musicie mieć przecież kondycję i siłę, widzicie jak o was dbam. Jak komuś się nie chce pompować nie ma problemu, niech się zgłosi do mnie to każę mu zrobić sto pompek. Do roboty jedziemy z tym koksem ! A jakbyście zauważyli wielki plakat reklamujący naszego sprawcę, albo coś podobnego to dajcie znać. Kto wie może będzie chciał się promować chłopak.

Poza grą: Wielkie przepraszam za dłuuugi czas oczekiwania wszelkie uwagi piszcie na pw ewentualnie pod postem tutaj. Chcę być jak najlepszy w tej robocie (nie popełniać głupich błędów itp.) i miło by było jakbyście mi w tym pomagali, gdyż to mój pierwszy raz jako Kolambo :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

/Wędrowycz po wysłuchaniu przemowy nowego szefa poszedł przesłuchać Olę Jabłuszko./

[Ja] - Dzień dobry jak zdrówko?

[Ola] - A Pan jakby się czuł gdyby to Panu gwizdneli ulubione owoce?!

[Ja] - Spokojnie, nie lubię owoców (nie licząc nalewek) więc nie mam pojęcia jak Pani może się czuć.

[Ola] - Czuję się wprost genialnie, a Pan co myślał?!

[Ja] - Hy, dobry żart, a teraz przejdźmy do mioch pytań.

/Ola wzdycha i mówi jakieś obelgi pod nosem, niestety nie wiem kogo one dotyczą./

[Ola] - Dobrze niech Pan zadaje te swoje pytania, byle szybko bo nie mam nastroju do rozmowy.

[Ja] - A więc...

[Ola] - Nie zaczyna się zdania od a więc!

/W tym momencie Tomtom Jabłuszko włączył telewizor, akurat lecieli "Milionerzy", prowadzący mówił coś niezrozumiałego, postanowiłem przesunąć przesłuchanie Oli i obejrzeć program./

[Ja] - Dobrze, przesłuchanie dokończymy trochę później.

[Ola] - Dlaczego?

[Ja] - Bo lubię oglądać Huberta Urbańskiego, dowidzenia.

/Wchodzę do salonu Państwa Jabłuszko i przyłączam się do Tomtoma./

[Hubert Urbański - głos z telewizora] - Myślicie, że nas pokonaliście, nie Ibiaszewski był moją marionetką tak jak ja jestem marionetką prof. Zuo, ale wy się o tym nie dowiecie głupi detektywi bo to nie jest emitowane, buahahaha.

[Nieznany głos z telewizora] - Szefie właśnie to emitujemy, program się zaczął 5 minut temu.

[Hubert Urbański - głos z telewizora] - O ku***, czas na reklamy.

/W tej chwili wybiegłem z terenu Państwa Jabłuszków i odjechałem w stronę stacji TWN (po drodzę wstąpując do monopolu oczywiście)./

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czas: 08:08, Dom Kłapouchego:

[Ja] <- Wstałem z mego łóżka, dość mocno zdenerwowany jakimiś dziwnymi hałasami, które jak mi się wydawało, powinny dochodzić poza moim domem, gdzieś na ulicy albo w ciemnych zaułkach miasta... Odruchowo wyszedłem do okna i z oporem je otworzyłem, ponieważ rzadko je otwieram i tak z automatu wydarłem się na całego: "CICHO I ZAMKNĄĆ SIĘ, BO JAK MNIE ZARA WEZMIE TO KTOŚ TUTAJ POCZUJE SMAK MOICH PIĘŚCI!!!" - Odpowiedziała mi cisza, która została przerwana krótkim okrzykiem sąsiada z 3 piętra: "Te, sąsiad!!!! ZAMKNIJ RYJ i a potem okno!"... Po chwili pauzy, tak zrobiłem. Ale hałas dalej słyszałem... Okazało się, że to mój telewizor tak ryczy na całego, jak krowa z ADHD... Usiadłem wygodnie w fotelu i przetarłem oczy ze zdumienia, gdy widziałem dość znaną twarz, która mówiła tak jakby była czyimś pionkiem po kontrolą... Słowa brzmiały: >

[Hubert Ugandański] - [głos z tv]"[...] ja jestem marionetką prof. Zuo, ale wy się o tym nie dowiecie głupi detektywi bo to nie jest emitowane, buahahaha..."

[Ja] - Hmmm... Ciekawe. Pewnie nowa sprawa już ruszyła... To teraz w tą stronę będziemy ciągnąć druta, tak? - powiedziałem sam do siebie... "Ciągnąć druta..." Ciekawe kto teraz "pociągnął druta" temu całemu Ugandańskiemu, że gada inaczej niż przedtem?... Przedtem Hubert zawsze gadał i zachowywał się normalnie, jak to on... tzn. jak szaleniec ze złowieszczym uśmieszkiem i ciągle chichotał i radował się, gdy zawodnikom powinęła się ręka na konsoli do wciskania odpowiedzi i gdy tracili oni swoją kasę - (słowo "swoją" jest tutaj trafne, ponieważ stawką jest zawsze pensja jednego z szefów danej firmy vs. innego szefa z konkurencyjnej branży - i tak szefowie z tych większych lub mniejszych firm, rywalizują na całego - "do ostatniego grosza się tam tłuką" - jak przegra któryś z nich, to firma traci x-kasy (tyle ile jest stawka w "Milionerach" za te nr. pytań...) i kasa leci na konto tego szefa, który wygrał - np. widziałem jak raz piekarz z ciastkarzem się tam "masakrowali" na oczach publiki - ostatecznie piekarz wygrał, ponieważ ciastkarz nie wytrzymał presji ze strony piekarza, gdy ten wyjął świeżuteńki i gorący jak piekło "chlebek babuni", który akurat się wypiekł przy pytaniu nr. 11 - ciastkarzowi aż babeczki opadły z wrażenia, ha! xD To wszystko przez atmosferę w studio - ponieważ w tytule teleturnieju jest słowo "Mili..." - a przecież jak tu być "miłym" dla konkurencji i wytrzymać te 12 pytań, he!? xD Dlatego piekarz wygrał, bo wytrzymał tą "miłą" atmosferę, a dodatkowym atutem wygranej okazał się ten chlebek, który się "upiekł" od całej tej "gorącej i miłej" atmosfery... Jejku xD - nie rozumiem czasem ludzi, jak mogą brać w czymś takim udział... xD Ja rozumiem, że rywalizacja i takie tam - walka o klientelę czy bycie na rynku (sprzedaż w centrum miast xD) ale widok typu, że obaj na początku podają sobie ręce i mówią "dzień dobry", to przechodzi ludzkie granice... xD

<Gdy telewizor zgasł, poszedłem się przygotować do wyjścia, lecz przedtem otrzymałem faks od Szefa...: >

[faks od Szefa] - Kłapouchy, przyjeżdżaj natychmiast do biura - tam dam Ci wytyczne do sprawy o nazwie "Strata". Jakby co, to przesyłam faksem... tfu - mailem akta sprawy ("po co podwójnie? - pomyślałem")... Bez odbioru i widzimy się w biurze."

[Ja] - Podbiegłem do kompa i przeczytałem mail ze sprawą... Aha - powiedziałem do siebie... Okej. Trzeba będzie się tym zająć. <wziąłem mój plecak i wybiegłem z domu, kierując się w stronę taksówki, którą zamówiłem wcześniej - a że to tanio było, to musiałem jakieś 999 metrów przebyć, by wsiąść do niej, a potem przejechać 100m za skrzyżowaniem i dotarłem do komisariatu... (tyle kosztuje taksówka "za złotówkę" - ja te durne telefony... xD )

[Ja] - <Wchodzę do komisariatu> "Szefie, wróciłem"... tzn. jestem! Wiem, że Szef mi wysłał akta sprawy mejlem ale też dostałem faks, że muszę przyjechać i tutaj w biurze zapoznać się z aktami... Jakby co, to czekam w stołówce, Szefie - muszę coś przekąsić...

-----------------------------------------------------

[poza growy]: Widzę, że sprawa ruszyła i całkiem fajna jest, a zwłaszcza jak teraz pikaz wyleciał z tym Urbańskim :D (zmieńmy mu na nazwisko na jakieś śmieszniejsze, jak np. to które dałem albo jakieś takie inne... ;)). @Sooko - co do podpowiedzi, jak być Kolambem, to musisz mieć sporą wyobraźnię i kreatywność, ponieważ po każdym z postów graczy-detektywów, musisz poskładać do kupy - te Nasze działania w sprawie, którą Nam dałeś, a także to ładnie wpleść w fabułę całego przestępstwa a także ciągnąć historyjkę dalej - min. poczynania przestępców - co planują itd, pisać o różnych zadaniach dla każdego z detektywów - bo można też pisać ogólnikowo ale lepiej po przydzielać zadania dla każdego, ale finał sprawy może być wspólnym dokonaniem wszystkich (patrz na moje poprzednie sprawy... ;)) albo i nie - twój wybór. No i ważna rzecz: wszystko musi być w klimacie humorystycznym - jakimkolwiek - jak Tobie pasuje, bo Ty jesteś Kolambem. I tyle - teraz trzeba czekać na resztę osób, to Ci podpowiedzą, bo sporo też wiedzą (więcej niż ja, bo ja też na początku byłem zielony...). Nie mówię też, że twoje bycie Kolambem jest złe, lecz cieszę się, że wszytko może się toczyć bardzo fajnie i różnie (nieoczekiwane zwroty akcji, taje! :)), ponieważ jesteś nowy i po prostu w związku z tym będzie niezła frajda z gry... ;P Oby tak było... trzymam kciuki...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miejsce: Plac przed studiem telewizji TWN.

Czas: 8.00

/Podchodzę do goryla, który pilnuje drzwi do studia i nawiązuję rozmowę./

[Ja] - Dzień dobry pozwoli Pan, że się przedstawię. Jestem Geralt Wędrowycz i chcę porozmawiać z Hubertem Ugandańskim.

[Goryl] - A ja nazywam się Walenty Szympans i chcę kanapkę z ekstra zasmażką.

[Ja] - Czy ja sobie z Pana żartuję? Nie! Więc Pan też nie powinien.

[Walenty] - Sorrki szefunciu ale Hubert kazał mi nikogo nie wpuszczać bo podobno jakaś babka wygrała ten cały milion w jego programie a On przez to przeżywa jakieś załamanie nerwowe.

[Ja] - No a gdybym przyniósł kanapkę, o której Pan mówił i dorzucił Pepsi Colę?

[Walenty] - Niech będzie wpuszczę Pana za tą kanapkę z napojem ale chcę jeszcze maść na hemoroidy!

[Ja] - Niech będzie.

/W tym momencie odszedłem kawałek wytoczyłem salwę śmiechu, i postanowiłem zdobyć te rzeczy dla Szympansa./

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czas: 10:09

Miejsce: Gabinet szefa.

Czyli mamy duecik tak ? Dobra lepsza dwójka detektywów angażująca się w sprawę, niż brak detektywów angażujących się w akcję. - pomyślałem.

Zadzwonię do tych agentów, mam im parę spraw do przekazania.

Najpierw do Kubusia Puchatka, pfu znaczy się do Kłapouszka.

[Kłapouszek] Witam, co tam ?

[Ja] Dwadzieścia pompek !

[Kłapouszek] Ale za co ?

[Ja] Trzydzieści pompek !

[Kłapouszek] Dobra już robię.

[Ja] A spróbuj oszukiwać, ja cię widzę. No już pompuj.

Gdy Kłapouchy zrobił trzydzieści pompek i po chwili ciszy i zastanowienia postanowił odezwać się.

[Kłapouchy] Witam drogi szefie, ma szanowny szef jakieś informacje dotyczące sprawy dla mnie ?

[Ja] Jak skończysz to co robisz przyjeżdżaj czy tam przylatuj do mojego gabinetu.

[Kłapouchy] Dobrze, zrobię to najszybciej, a zarazem najlepiej jak się da i migiem śmigam do pana gabinetu.

[Ja]Wyrażasz się do mnie z małej litery ?! Powinno być Pana, a nie pana.

[Kłapouszek] Ale to rozmowa jest przecież. Tu nie ma małych i wielkich liter szefie. Proszę mnie nie karać pompkami.

[Ja] Dobra ulituję się. Do zobaczenia.

[Kłapouchy] Do zobaczenia.

A następnie do Geralta.

[Geralt] Witam szefa. Jakieś ma dla mnie informację, czy jakąś robotę ?

[Ja]Nie ale chyba dawno nie pompowałeś.

[Geralt]Eh... Ile ?

[Ja]Dwadzieścia.

Bez narzekań detektyw wypełnił swoją mini miszyn od szefa. Zresztą, nie miał wyboru.

[Geralt] Już.

[Ja] Żartowałem mam informacje dla ciebie i dla Kłapouchego.

[Geralt] Słucham.

[Ja] Nie przez telefon. Skończ co masz zrobić i bezzwłocznie udaj się do mojego pro gabinetu.

[Geralt] A czemu pro ?

[Ja] Bo to mój gabinet, może kiedyś będziesz miał swój pro, albo superultramegahiperekstrawypasionywkosmos gabinet, ale na razie nie masz. To do później.

[Geralt] Okej, do do później.

Po za grą.

Szkoda, że tylko dwie osoby biorą udział w zabawie :( Trudno, zawsze ktoś bierze, a to już fajnie :)

Ale dwie osoby nie mogą brać udziału w niej z różnych przyczyn, czy to gdzieś wyjechali czy coś, trudno.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miejsce: Apteka

Czas: 12.00

/Wracam właśnie z monopolu z kanapką dla Walentego, zajeżdzając przy okazji po jego maść, wysiadam z motoru i wchodzę do apteki./

[Ja] - Dzień dobry.

[Aptekarz] - Proszę się ustawić w kolejkę.

/Godzinę później./

[Ja] - To teraz moja kolej, poproszę maść na hemoroidy.

[Aptekarz] - Pan wybaczy ale...Buahahahahahahaha!

[Ja] - Czy to Pana bawi? - Zapytałem groźnie.

[Aptekarz] - Przepraszam ale nie mogłem się powstrzymać. Czekał Pan tu godzinę po głupią maść, a właśnie godzinę temu wysłaliśmy je hurtowo do stacji TWN i nie mamy już ani jednej.

[Ja] - Jeśli można wiedzieć to kto złożył zamówienie?

[Aptekarz] - Co prawda nie powinnienem tego mówić ale był to niejaki prof. Zuo.

[Ja] - Prof. Zuo, jabłka i maść na hemoroidy, hmmmm...

[Aptekarz] - Co Pan mówił?

[Ja] - Nic, nic, dowidzenia.

/W tym momencie postanowiłem pojechać do szefa, wysłuchać co On ma do powiedzenia i zdać mu raport, po drodze zajeżdzając do monopolu oczywiście (Walenty może poczekać)./

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Po otrzymaniu rozkazów od Szefa, postanowiłem, że pojadę do studia TWN-u i zrobię "In-filtrację"... czyli po ludzku mówiąc... przefiltruje to i owo tam...>

Godzina 13:13, studio TWN-u a dokładniej to zaplecza studia nagraniowego "Mili-Onerzy"....:

[Ja] <wchodzę do studia szybkim krokiem i moim oczom ukazuje się widok całego zaplecza programu "Mili-Onerzy...>

- Dzień dobry, nazywam się David Lazy, jestem detektywem z tutejszej policji, muszę natychmiast porozmawiać z... <wyjmuje notatnik> ...z niejakim Hubertem Ugandańskim, to ważne, gdyż....

<I w tym momencie przerwałem, ponieważ zauważyłem, że gadam do powietrza, które także mnie nie słucha, jak zresztą i cały personel zaplecza... którego... nie ma. No Fajnie - schowałem notatnik i postanowiłem, że sam znajdę tego Ugandańskiego...>

[Ja] - <rozglądam się> No no... Spore to studio, nie ma co. Rzeczywiście dzięki oglądalności, zarobiło na siebie... I nie tylko na siebie... bardziej na tego całego Ugandańskiego...

<Idę jednym z korytarzy i trafiam na dziwne rondo... które tak naprawdę jest okrągłym miejscem z wiszącymi pod sufitem 7 ekranami, które prawdopodobnie ogrywają tutaj rolę przewodników, żeby turyści się nie zgubili... xD A zatem: 1 ekran przede mną: "Do kawiarenki", drugi: "Do toalet", trzeci: "Do reżyserki", czwarty: "Do Robinsonów", piąty: "Do wyjścia", szósty "Do Mili-Onerów" i ostatni wyświetlał to o co ja prosiłem... czyli "Do Huberta". No dobra... więc idziemy...>

[Ja] - <podchodzę do drzwi i widzę napis "Hubert Ugandański", dyndającą gwiazdę oraz czuje piasek pod stopami...> ...Się teraz nie dziwię, czemu ma takie nazwisko... Chyba lubi klimaty afryki... <pukam do drzwi> Czy jest tam Pan, Panie Hubercie?

[głos zza drzwi] - A kto pytać? <słychać odgłos wuwuzeli>

[Ja] - Policja, mam ważną sprawę do nijakiego Huberta...

[głos zza drzwi] - Okej, możesz wejść. <słychać odgłos wuwuzeli>

[Ja] - <wchodzę> Dzień... <i w tym momencie ryk wuwuzeli mnie nieco zdezorientował> ...nieważne. Panie Hubercie...

[Hubert Ugandański] - Proszę mi mówić po prostu Hubert, tak będzie lepiej i w końcu Wszyscy mnie znacie... Do rzeczy, o co chodzi i... w czym mogę pomóc?

[Ja] - Nazywam się Lazy i jestem z policji, muszę z tobą Hubercie omówić parę rzeczy, ponieważ chodzą pogłoski po mieście, że możesz mieć powiązania z pewnym przestępcą, który ostatnio zareklamował na miejscowych bilboardach swoje usługi, a wiadomo, że przedtem to twój wizerunek Hubercie reklamował coś innego, więc...

[Hubert] - ...więc niby Pan, panie Lazy myśli, że ja mogę finansować tego przestępcę? A o Kim mowa, bo jakoś chyba nie zauważyłem tejże reklamy...

[Ja] - Chodzi o niejakiego Dr. ZUO, który reklamuje się tym, że w swojej ofercie ma "ZUO od złuotówki" dla każdego jego nowego klienta, a dla stałych bywalców, super-ZUE pakiety itd. itp...

Ja nie przyszedłem by tutaj robić komuś reklamę, tylko rozwiązać pewną sprawę, by był tu porządek i spokój... od tego jest policja...

[Hubert] - Tak tak, rozumiem. Teraz sobie przypomniałem, że przedtem kręcił się tutaj jakiś pański kolega i też wypytywał o mnie... jak mu było? Wędrowniś... Wędkowycz... ach, Wędrowych! Ale poleciłem ochronie, by go nie wpuszczać - po prostu nie lubię gdy ktoś z samego rana łazi mi po studio i czegoś chce...

[Ja] - Achh... przepraszam za kolegę, taka nasza praca - czasami jesteśmy jak ci paparazzi, co pojawiają się znikąd i wszędzie się pchają z buciorami... Ale... mniejsza o to... wróćmy do...

[Hubert] - ...dr. ZUO...

[Ja] - Yhy... Tak więc Hubercie - czy sponsorujesz reklamy dr. ZUO?

[Hubert] - Tak.

[Ja] - Czy masz jakiś szalony plan przygotowany z dr. ZUO by zapanować nad miastem?

[Hubert] - Tak.

[Ja] - Czy to Ty rano w TV nagrywałeś kolejny odcinek programu "Mili-Onerzy" i zaśmiałeś się: "BUAHAHAHAHAHA!"?

[Hubert] - Tak, dokładnie właśnie tak, BUAHAHAHAHAA!

[Ja] - Dobrze, tylko bez takich numerów. Ostatnie pytanie... czy jesteś marionetką w rękach dr. ZUO?

[Hubert] - Nie, choć przyznaję, palnąłem gafę w TV rano przy nagrywaniu ale to z nerwów... ten baran dzwonił do mnie w trakcie programu i pomyliłem swoje kwestie! - ktoś podrzucił kartkę z innym tekstem i Wszyscy widzowie słyszeli dokładnie co mówię! I Wie pan co?

[Ja] - Co w związku z tym?

[Hubert] - Ludziom się to spodobało ot co! Niech to diabli! Teraz nie chcą żebym witał się jak przedtem tylko chcą żebym walił jakieś teksty ZUEgo szaleńca, np <wyjmuje kartę z tekstem> "Witam Wszystkich państwa, Hubert Ugandański, blah blah a na zakończenie powiem, że chcę zjeść Wasze mózgi, zaczynamy grę..." i potem mam robić złowieszczo uchachaną minę! No to już przesada! Ja rozumiem to co wcześniej było ale... teraz?

[Ja] - Aha... czyli jesteś zły na dr.ZUO za to, że każe Ci gadać głupie i złe teksty, tak? Teraz wiem czemu on reklamuje "ZUO od złuotówki"... jeez!

[Hubert] - Dlatego teraz jestem w kropce, bo jeżeli nie będę gadał tych tekstów, to on powie Wszystkim moim fanom i ogólnie ludziom, że tak naprawdę... że tak naprawdę... jestem...

[Ja] - Że kim jesteś?

[Hubert] - Że... jestem... że naprawdę nie jestem... człowiekiem, tylko wampirem! Nie takim całkiem prawdziwym ale takim dość uspołecznionym, wykreowanym by się lansować i błyszczeć uśmiechem dookoła... Ty myślisz skąd i czemu ja mam taki zajefajny uśmieszek i taki ciągle jestem uśmiechnięty i radosny, co? A te włosy? Kolor szary i tak bajerancko obcięte... Może i jestem trochę człowiekiem ale w głębi siebie od zawsze czułem się wampirem... myślisz, że cały czas żywiłem się czyimiś porażkami i tylko to mnie rajcowało? Nie, chciałem być jak mój idol - Wojciech J. - On to jest gościówa! Ten imidż, ta klasa, to wszystko co robi, sprawia że chcę być taki jak on! On to jest dopiero zajefajnym wampirem i ludzie go kochają, bo się... publicznie przyznał do tego! Ta! Jeszcze robił potem z ludźmi wieczorki w TV i już w ogóle wszyscy się przyzwyczaili do tego i... Aaa... A ja!? Czuję się odrzucony i niechciany... teraz nawet jakbym się przyznał, że jestem wampirem, to ludzie nawet by na to nie zwrócili uwagi - "ło tam, kolejny głupi wampir, co tylko chce wszystkim dookoła wmówić jaki to on jest fajny i jakie to on tam ma swoje racje...phi... olać ich" ... - dlatego społeczność wampirów jest mniejszością, którą ludzie częściowo lubią... Ehhh <wzdycha> ...jestem w stanie depresji, więc chlip... skończmy chlip tą rozmowę, chlip okej...

[Ja] - Okej, tyle wystarczy, dziękuję za rozmowę panie Hubercie - tzn... Hubercie. Do widzenia i myślę, że uda mi się z kolegą załatwić tego dr. ZUO, by przestał Ciebie dręczyć...

[Hubert] - Zrobisz to? Dzięki! Będę wdzięczny jak to załatwicie! Tylko o jedną rzecz cię błagam! Nie mów nikomu, o tym wyznaniu.... proszę! Zwłaszcza Wędrowyczowi - dlatego go nie pozwoliłem wpuścić, bo jak bym go zobaczył, to był zbladł do reszty i dostał zawału na jego widok i zdemaskowałbym się a wtedy byłoby ze mną krucho... ja znam takich jak On... wiem, bo mój wujek czy dziadek kiedyś natrafili na kogoś z jego krewnych i jakoś trudno potem było żyć w takim sąsiedztwie... proszę, błagam! Jak on mnie zobaczy, to ja będę musiał emigrować za kraj, by dał mi spokój... obiecaj, że tego nikomu nie powiesz, obiecaj!

<widok błagającego i ryczącego w... tzn, Huberta, był na tyle nienormalny i żenujący, że powiedziałem>

[Ja] - Ok, nikomu nie powiem. Obiecuję a teraz do widzenia, bo spieszę się do biura... Do widzenia, panie Hubercie...

<z wolnego kroku najpierw wróciłem do okrągłego pomieszczenia z ekranami a potem sprintem wybiegłem ze studia TWNu... Po 30 min biegu, zatrzymałem się przed przejściem dla pieszych...>

[Ja] - Jeezz! A niech mnie! Kto by pomyślał... Naprawdę, jak to zacząłbym rozpowiadać dookoła, zrobiłoby się dość gorąco... Mniejsza o to. Dowiedziałem się kilku istotnych rzeczy i muszę je przekazać Wędrowyczowi dość szybko... albo może wolno nieco... po co się spieszyć... W pośpiechu palnę głupotę jakąś i hihihi... tylko spokój i bez żadnych śmiechów ("hahahaha" uśmiałem się w myślach... xD) xD...

-------

<Przychodzę do biura i wołam Wędrowycza do stołówki>

[Ja] - Siadaj, musimy pogadać bo mam info o tym całym dr. ZUO i... fuuu co to za zapach?

[Wędrowycz] - Byłem w aptece po jakieś pierdółki dla ochroniarza Ugandańskiego, bo nie chciał mnie ten jak mu tam... Szympans jakiś, wpuścić bo chciałem pogadać z jego szefem...

[Ja] - Wywal to do kubła, bo ja teraz wracam od Ugadańskiego bo gadałem z nim... jakoś nie zauważyłem ochrony i gładko mi poszła rozmowa z nim. Sporo wygadał...

[Wędrowycz] - Ale!? Jak to! Tak wszedłeś i wpuścili cię bez niczego? Ode mnie wymagali przepustki i innych pierdół...

[Ja] - Po prostu wszedłem a tam pusto i potem skierowałem się jednym z korytarzy do niego i wszedłem i tyle... może wuwuzela mnie nieco szokowała, bo do teraz słyszę smętne odgłosy trąbienia na niej w mej głowie...

[Wędrowycz] - Tzn. że przycisnąłeś Huberta tak, że się popłakał? No nieźle stary ale dobra, gadaj co ci powiedział...

[Ja] - No więc <wyjąłem notatnik a Wędrowycz zaczął coś tam popijać...> Hubert sponsoruje reklamy dr.ZUO "ZUO od złoutówki" i ogólnie panowie współpracują razem, lecz nie prawdą jest, że Ugandański jest marionetką w rękach dr.ZUO, ponieważ doktor zastrasza Huberta tym, że ujawni ludziom dookoła mroczną tajemnicę Huberta i ten straci i posadę prowadzącego program "Mili-Onerzy" i ogólnie szarga mu opinię, więc Hubert powiedział że ma dość pracy z dr. ZUO i że ten go wykorzystał i porzucił dla swych osobistych niecnych celów...

[Wędrowycz] - Aha... a wiesz może co to za tajemnicę chowa Ugandański, hę?

[Ja] - Nie, nie wiem... i nie pytań o to, bo spadniesz z krzesła jeśli... nie, Wędrowycz, nie powiem Ci!

[Wędrowycz] - Aha... a jednak wiesz, no dobra. Nie pytam ale już ja swoje wiem i swoje wyczuje... umiem takich gagatków rozpoznać na odległość...

[Ja] - Dobra, cicho bądź i teraz się zastanów na tym czy może to dr.ZUO nie chce jakiejś biologicznej broni stworzyć z tych jabłek i czegoś tam...

[Wędrowycz] - Obaj się zastanówmy okej?

[Ja] - Tak więc czekam na Twoje zdanie o tym... Później możemy o tym Szefowi coś chlapnąć do raportu i tyle...

<I tak w miłej atmosferze, czekałem aż Wędrowycz się w końcu odezwie... czekałem... czekam dalej...>

--------------------------------------------

Przepraszam że tak długo nie pisałem ale wenę mieć musiałem :P;) Szkoda, że są tylko dwie osoby ale cóż... tak myślałem, że tak będzie... :/ Może po wakacjach się to zmieni... Cóż trzeba czekać... ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miejsce: Stołówka na komendzie CSBones.

Czas: Zapomniałem zegarka.

/Po dość długim myśleniu postanowiłem podzielić się swoimi przemyśleniami z kolegą./

[Ja] - Być może wyciągnąłem trochę głupie wnioski, ale co tam zaraz ci powiem co wymyśliłem, ale przedtem chcę Cię spytać czy pamiętasz może poprzednią sprawę?

[Kłapouchy] - Jeśli masz na myśli tą z udziałem Ibiaszewskiego to tak.

[Ja] - No właśnie, mam wrażenie, że z tych jabłek i maści powstanie jakaś przerażająca broń, która zagrozi telewizji.

[Kłapouchy] - Dlaczego tak sądzisz "krótko myślący" kolego?

[Ja] - Pijesz do mnie?!

[Kłapouchy] - Nie, jem do ciebie! Może wrócimy do sprawy?

[Ja] - Oki, sądzę tak dlatego, że w naszych ostatnich sprawach mamy spory wkład w telewizję, no wiesz ten cały Krzysztof, Hubert.

[Kłapouchy] - No wiem i co z tego?

[Ja] - I to ty debeściaku, że Ibiaszewski co by nie mówić trochę sfiksował a Ugandański jest szantażowny i w tym wszystkim ma udział niejaki dr.Zuo.

[Kłapouchy] - Aaaaaaaa to dużo tłumaczy, zadzwoń do szefa i powiedz mu o naszych dokonaniach, On już nam powie co robić dalej.

[Ja] - Ok.

/Dzwonię do szefa, żeby zdać raport i usłyszeć nowe rozkazy./

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Ruskie kradną czołg, ruskie..." Wyłączyłem budzik.

- Aaale miło. Ciekawe która godzina. Hmm... - podnoszę komórkę

11:35

- Ło jerunie. - zerwałem się z łóżka - Szef mnie zabije, jestem trupem! Aaaa! - darłem sie tak przez kilka minut aż do czasu wizyty sąsiadki, która nalegała aby był ciszej. - iPhon? Jest! Pendrive? Jest! Mózg? Na wakacjach, aj nie dobrze.

Wyszedłem z domu, założyłem JetPack i poleciałem na komisariat.

/Na miejscu/

- Cześć! - ziewnąłem do Geralt i Kłapouchego. Geralt dowiedział się że wszyscy muszą iść do gabinetu Kolomba.

- Dawno gazety nie spotkałeś! - burknął Lazy

- No sorry chłopaki. Harcerstwo to nie przelewki.

- To my sobie tu flaki wypruwamy, a ty się uganiasz za harcerkami w kusych spódniczkach?! - wypalił poirytowany Geralt. W tej chwili obaj wstali od stołu.

- Spoko chłopaki... - trochę się przestraszyłem. Podeszli do mnie. - Nie bijcie!

- Spokojnie Papier. Zrobi to szef. Chodź idziemy do jego biura. - Kłapouchy wyprowadził nas ze stołówki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miejsce: Pro gabinet, pro Szefa

Czas: Gdzieś mniej więcej 12:30

Ponajadali się ? Dobra nie ważne. Mam dla was kilka ciekawych informacyjek. Ale zaczniemy od mini-pro-treningu, czyli... pompki ! Tak jest, go, go, go po dwa...dzieścia razy każdy.

Chłopcy widocznie nabrali wprawy i wyszło im to nadspodziewanie pro i szybko.

Okej teraz czas na wiadomości. Marka nie ma z nami, bo... (wyciągnąłem mini bębenek i zrobiłem napięcie) wyjechał gdzieś do muzeum pacek na muchy, na pokaz pacek na muchy najnowszej generacji i w ogóle pojechał oglądać packi, więc w tej sprawie go raczej nie zobaczycie.Co do naszego pseudo złego proseforka to mam dane, że chce on stworzyć z jabłek i maści na hemoroidy super zakłucacz sygnału telewizyjnego, przez który na telewizorze jego ofiary ma pojawiać się jabłko umazane w... no w tej maści oczywiście. Bez sensu. Nawet nie wiem jak on chce zrobić z jabłek i maści takie coś. Dziwne. Może potrzebuje czegoś jeszcze. Dobrze by było jakbyś Kłapouszku pogadał z Hubertem jeszcze raz. Tylko weź jakieś cukierki, czy coś, bo bidulek ma słabe nerwy najwyraźniej. Zapytaj się go czy trzeba do machiny zła czegoś jeszcze oprócz tych dwóch rzeczy. Papier ty przeanalizuj gazetkę wyprodukowaną przez profesora Zuo o tytule ,, Zuo dla każdego " z tego co wiem są tam różne opisy machin zua i jak je zrobić, co do tego potrzeba i takie tam, może znajdziesz tam coś ciekawego. Ale, żeby nie było tobie za łatwo zbierz mi dane na temat profesora Zuo. Geralt ty sprawdź czy jabłko i maść na hemoroidy firmy ,, Killer hemoroidów" po połączaniu, to znaczy po umazaniu jabłka tą maścią mają jakieś ciekawe właściwości. Możesz jeszcze skoczyć wieczorkiem po coś do jedzenia dla nas to obejrzymy sobie w telewizji film pod tytułem ,, Film" zagadkowy tytuł. No zobaczy się czy będzie fajny. Tak w ogóle to miło, że dos sprawy dołączył i trzeci detektyw. Wyglądasz na ogarniętego gościa.

[Geralt] A czemu nas tak szef męczy tymi pompkami ?

[Ja] Piętnaście pompek !

[Geralt] A dobra nie ważne. Przynajmniej muły sobie wyrobimy. - i zabrał się do ćwiczenia.

Macie tu jeszcze po batoniku i w drogę. Jakby co to dzwońcie. W końcu jestem waszym szefem.

Po tych słowach podopieczni zabrali się do swoich obowiązków, a szef wyjął z szafki ,,Ekstra Konsolę do pro gier 1234" i po podłączeniu jej do wyjętego z tej samej szafki telewizora popykiwał sobie w ,, The Detektyw 2".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Szefie oto wynik mojej pracy. Gazetka "Zuo dla każdego" została wydrukowana na chusteczkach do nosa firmy "Smark". Farba drukarska to zwykły toner z drukarki, więc podejrzewam że to domowa produkcja. Co do zawartości do, rysunki są niechlujne, a teksty pełne błędów. Jak już wcześniej Szef zauważył mamy do czynienia z dysortografią. Z ciekawości spróbowałem zbudować kilka maszyn na podstawie tej broszury. Konstrukcje są wadliwe, ale działają. Więc zagrożenie jest.

- Dobra, Papier mów normalnie. Nie sil się na powagę. - skarcił mnie Kolombo

- Uff... Dzięki szefie. Pan Zuo to maniak i wariata. Mieszka w domu na ul. Wariatkowej, a pracuje w swoim biurowcu jako prezes firmy "Zuo wszelakie". Mój informator podaje że ma bardzo wielu wpływowych znajomych, co może utrudnić sprawę. Włamałem się do komputerów firmy "Zuo wszelakie" i dowiedziałem się że profka nie było w pracy od miesiąca. Firma obecnie pracuje nad kwasem jabłkowym służącym do rozpuszczania betonu. To wszystko czego się dowiedziałem. - zakończyłem monolog

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miejsce: Laboratorium w komisariacie.

Czas: Kilka dni od telefonu szefa później, godzina nieznana.

/Wędrowycz odbiera telefon./

[szef] - Ty je*** de**** gdzie się ku*** podziewasz?

[Ja] - Chlip, chlip szefie przeżywan załamanie nerwowe zamkneli monopolowy i otworzyli supermarket.

[szef] - Ja ci dam monopolowy głąbie mamy tu poważną sprawę a tu chlipiesz jak dziecko. Zaraz Cię wyleczę z tego załamania!

[Ja] - To jest na to akiś sposób?!

[szef] - Tak pompki, za to jak się obijałeś masz zrobić 10 tysięcy i to już!

[Ja] - Ale...

[szef] - Dyskutujesz to niech będzie 100 tysięcy.

/Kilka godzin później./

[Ja] - Szefie wypompowane, teraz zrobię to doświadczenie z jabłkiem i maścią.

[szef] - Okej byle szybko bo znowu będziesz pompował.

/Po eksperymencie./

[Ja] - Szefie sensacyjne odkrycie, ten jabłka są zaje*** w smaku, ale śmierdzą tak, że kamery pękają.

[szef] - No to w końcu mamy jakieś wyniki, czekam jeszcze na raport od Kłapouchego, a potem jedziemy z tym koksem.

/Szef się rozłączył./

[Ja] - No to szef dostanie rachunek za rozmowę telefoniczną.

/Po chwili dociera do mnie sms, odczytuję go nagłos./

[Ja] - Rachunek przyślę ci pocztą - szef - uśmiechnięta buźka.

[poza grą.] - Sorry, że tak długo posta nie było ale pomysłu i chęci brak, ale teraz się poprawię :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<"No właśnie, mam wrażenie, że z tych jabłek i maści powstanie jakaś przerażająca broń, która zagrozi telewizji.... [...] obecnie pracuje nad kwasem jabłkowym służącym do rozpuszczania betonu... " - Te słowa dość długo i mocno biły się w mej głowie, by jakaś główna myśl wyłoniła się spośród całej burzy mózgowej, która panowała w moim mózgu... Wychodzi na to, że dr.ZUO ma jakiś kwas jabłkowy, który potrafi robić dziury w betonie, i może on sprawić, że... no właśnie, co ten kwas może zrobić? Dziury w ulicy, w chodniku? Nie... myślę, że...>

[Ja] - ...Myślę, że ten cały kwas jabłkowy dr.ZUO może sprawić, że ludzie po zjedzeniu jabłek oblanych tym kwaskiem, zaczną Wszystkim dookoła i bezustannie opowiadać dowcipy-betony w stylu: "Wchodzi McGywer do windy, a tam drzwi obrotowe!" (:laugh:)... Przecież to może prowadzić do katastrofy!

[szef] - Dobra, ruszaj się do TWN-u pogadać z Ugadańskim, jasne? A i tak btw... pompki... 50 na jednej ręce...

[Ja] - <zrobiłem pompki> Ok, to jadę.

<wychodzę z komisariatu i szukam radiowozu...>

[Ja] - Chyba poszły do podrasowania i podmalowania... no tak. Na szczęście mam swój motocykl... znaczy taki sobie skutereczek ale zawsze coś... (podrasowany ofc a co! xD).

<z piskiem opon i w kłębach dymu wystrzeliłem, jak rakieta pędząc do studia TWN-u...>

Godzina 15:55, przed budynkiem TWNu...

<wchodzę>

<dochodzę do apartamentu Ugandańskiego... już chwytam za klamkę, by wejść, lecz... drzwi są otwarte...>

[Ja] - Szlag! Ktoś mnie tutaj uprzedził! <wyjmuję szybkim ruchem swego GNATA 007 i z hukiem wpadam przez drzwi apartamentu, przy okazji rozwalając stolik do kawy, jakiś regał, kilka krzeseł oraz akwarium...> Argghh! No dobra! <rozglądam się i... nikogo nie ma... Nawet Ugandańskiego... W ferworze tego wszystkiego, wysypały mi się cukierki po całej podłodze i wtedy zauważyłem, że na lodówce Ugandańskiego jest przyczepiona kartka ciągnąca się aż do podłogi, na której pisze:

"To już koniec! Dłużej tego nie wytrzymam! Nienawidzę doktora ZUO i Wszystkich dookoła! Popadłem w skrajną depresję i nie mogę wytrzymać presji, która dookoła mnie zaczęła się kłębić jak dym z papierosów! Co ja mówię!? Nienawidzę... nie, tylko nie to...! Dopadł mnie stres... nie, robię się siny, blady... moje włosy, o boże! Tylko nie... tylko nie to! No nie no! Wszystko szlag trafił!!! Znowu stałem się wwa... wampirem! Stres mnie "zeżarł" i moja mhroczna tajemnica wyszła na jaw! Jak ja się teraz pokażę fanom!? Przecież oni mnie zlinczują i wygwizdają... buuuhuuu! Wywalą mnie z roboty, buuuhuhuu.... BUHAHAHAAAHA, nie! Nie pozwolę na to! Jakim prawem taki dr. ZUO ma zamiar sprzedawać ZUO każdemu!? Ja też taki mogę być, a nawet silniejszy, TAK! Sam zacznę sprzedawać ZUO i to takie, że "każdy będzie miał ZUO we krwi!", tak!, to będzie moje hasło: "Niech każdy z was ma ZUO we krwi! I to za pół ceny!" - zmiażdżę tym dr. ZUO i potem to on przyjdzie do mnie i padnie na ten swój głupi pysk! Nie ja, tak jak kiedyś to robiłem dla niego, poświęcałem się a on co? Tak mi się odwdzięczył! Wykorzystał i porzucił, nawet nie powiedział "dziękuję"... Ale teraz za późno dla niego i dla wszystkich! To się skończy bardzo źle dla dr.ZUO... ja to mówię! Czyli kto? Już nie Hubert Ugandański... moment, niech pomyślę... muszę wymyślić coś zjawiskowego, po czym mnie każdy rozpozna... tak... od teraz jestem... ...Lordem Hubertem Robinsonem! Tak... a teraz... czas wyjść na ulicę i pójść pić "Prawdziwą Krew"... moment, a firma? No tak... trzeba najpierw założyć stronę internetową i ogólnie zdobyć papier z urzędu... przeklęta biurokracja, z tym nawet w społeczny wampir musi mieć problemy... Co za krwiopijcy! (xD)...

Dzień później...

okej, nastałem się w tych kolejkach tak długo, jakbym żył wieczność, a nie te kilkadziesiąt lat na karku, które mam... Dobra. Papier mam, stronkę mam. Czas się wypromować... Najlepiej wrócę do studia nagraniowego i zrobię reklamówkę... czyli mowę promującą (kumacie? rekla i mówka? xD) moje wspaniałe produkty, które zmiażdżą te badziewia, które wciska ludziom ten głupi dr. ZUO....

BUHUAHAHAHAUHAHAUAHUAAAHA!!!"

[Ja] - Okej, przedzwonię do szefa i do Wędrowycza...

[Ja] - Szefie, okazało się, że Ugandański już nie jest sobą! Kompletnie się... zwampirzył!

[szef] - O czym Ty gadasz?

[Ja] - No o tym, że teraz będzie ten cały... Lord Hubert Robinson, będzie robił konkurencję dr. ZUO i jemu "ZŁU za złuotówkę", swoim "złukrwistym ZŁU za 5 zeta" i innym takim hasłem: "Każdy z Was będzie miał ZUO we krwi". Ja muszę kończyć, ponieważ potrzebuję pomocy od Wędrowycza...

[szef] - Dobrze. Przedzwoń do niego i zobaczymy do dalej się będzie dziać... <rozłączył się>

[Ja] - Taa... oj będzie gorąco... halo?

[Wędrowycz] - Czego!?

[Ja] - To, ja Kłapouch, weź pędź przed studio TWN-u, bo mam dla Ciebie niezły "prezent" z którego, będziesz baaardzoo zadowolony...

[Wędrowycz] - To będzie dożywotni karnet wstępu do wszystkich monopolowych całego świata?

[Ja] - Nie, coś znacznie lepszego...

[Wędrowycz] - Co?

[Ja] - Zgadnij? ...wampir! Taki społeczny pęłną gębą! I do tego wiesz kto nim jest? Ugandański...

[Wędrowycz] - Patrz no... jaki to świat mały... Już ja będę miał z nim niezłą zabawę, hehe... Dawno, bardzo dawno nie wlałem jakiemuś wampirowi po ryju... przypominają się stare dobre czasy... Zaraz się zjawię, czekaj tam na mnie...

[Ja] - Dobrze. Też nie mogę się tego doczekać... ale będą jaja... xD

<wybiegłem przed studio TWNu siadając na ławce... w oddali zauważyłem dziwnie biegnącego człowieka... oho... to pewnie nasz wampirek... hehe... Wyjąłem kanapkę, bo akurat zrobiło mi się głodno na samą myśl, co może się stać, jak Wędrowycz dorwie go w swe ręce... Jedząc zauważyłem, że Lord Hubert okrężną drogą okrąża budynek TWNu i wchodzi przez tylną furtkę ogródka pani Mai i wbiega do budynku...>

--------------------------------

Sorry, że tak długo ale tak jak pikaz, też weny nie miałem i nie chciało mi się... ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Papier!!! - usłyszałem krzyk Szefa, zerwałem się i pobiegłem do jego gabinetu

- Jestem. - sapnąłem trochę zdyszany. Pokonanie 1 piętra i stu metrowego korytarza to trochę męczące.

- Spóźniłeś się o 0,374s. 100 pompek i słuchaj.

- Tak jest. - zacząłem pimpać

- Słuchaj. Kłapouchy znalazł w TWNie jakąś kartkę od Huberta. Masz ją tu sprowadzić i zbadać. Czas... Hmm... Przynieś jak zrobisz, a ja zdecyduję czy zdążyłeś. - Dokończył z uśmiechem Szef.

Zakończyłem ćwiczenie i wróciłem do laboratorium. Dobyłem telefonu.

- Drryń! Drryń! Halo?

- Cześć tu Papier.

- No cześć. Z czym dzwonisz.

- Jesteś jeszcze w TWNie? Bo potrzebuję tę kartkę od Ugandańskiego.

- Spoko przywiozę Ci ja na komisariat.

- Wystarczy że przyniesiesz ją przed budynek, przylecę po nią.

- Skoro taka twoja wola.

- Zaraz tam będę. Cześć. - rozłączyłem się i pobiegłem do garażu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myśli, myśli i jeszcze raz myśli. Chyba się pomyliłem, a chłopaki mieli racje co do pomysłu na pseudo karierę Zuego doktorka. Dobre chłopaki znają się na rzeczy. Dobra jest jeden niezawodny sposób by się o tym przekonać.

Zadzwoniłe do Papiera.

[Ja] Papier !

I była cisza. Najwyraźniej Papier zaczął pompować.

Po chwili...

[Papier] Już 50 zrobione. Wystarczy ?

[Ja] Nie chciałem abyś robił pompki, ale jak zrobiłeś to dobrze.

[Papier] A o co chodzi ?

[Ja] Wędrowycz przylazł już z kartką ?

[Papier] Nie

[Ja] No to chodź do gabinetu. Ruchy, ruchy, ruchy !

W między czasie wysmarowałem jabłko maścią na hemoroidy. I zacząłem je szamać. A potem jeszcze dwa. I jeszcze z dziesięć. Razem trzynaście jabłuszek.

Gdy przyszedł Papier.

[Ja] No jesteś już, słuchaj. Przychodzi baba do lekarza, a lekarza nie ma, bo jest u lekarza.

Przychodzi baba do lekarza, a lekarz je zupę. Przychodzi baba do lekarza, a tam schody. Przychodzi baba do lekarza, a tam baba. Nie przychodzi baba do lekarza. Przychodzi baba do lekarza, a lekarz to baba. Przychodzi baba do lekarza, ale musi stać w kolejce...

Po dziesięciu twardych jak beton w polewie z suchara minutach Papier wycofał się z mojego gabinetu, a ja dalej nawijałem.

Zaniepokojony kolega po fachu zadzwonił do innych nic nie spodziewających się kolegów.

[Papier] Kłapouchy ?

[Kłapouchy] Nie, marsjanek...

[Papier] A sry pomyliłem numer.

[Kłapouchy] To ja, coś ty taki nie spokojny ?

[Papier] Szef, on... Nawija ciągle kawały, ale nie jakieś zwyczajne tylko takie betoniaste.

[Kłapouchy] Czyli miałem racje, ale o co może chodzić Zuemu. Co mu to da, że ludzie będą nawijali suchary. Chyba, że chce by był po prostu chaos. Ale w tym może być coś więcej...

[Papier] Długo tak będzie ?

[Kłapouchy] Pojęcia nie mam, a wiesz ile zjadł.

[Papier] Pojęcia nie mam.

[Kłapouchy] Dobra zadzwoń do Geralta.

[Papier] Wiem, wiem. - i odłożył słuchawkę.

Dryń, dryń.

[Papier] Geralt ?

[Geralt] Nie, Chrabąszcz Zenek

[Papier] A to przepraszam. Pomyliłem numer.

[Geralt] To ja. Co ty taki jakiś dziwny jesteś ?

[Papier] Szef nawcinał się jabłek.

[Geralt] No i ?

[Papier] Najwyraźniej były posmarowane maścią na hemoroidy.

[Geralt] Dobra i tak biegnę do ciebie. Spoglądaj tam na szefa czasem.

[Papier] Ok

Nawijałem te betony przez dobry kawałek czasu, a gdy skończyłem naszła mnie pewna myśl.

[Ja] Doktor Zuo może chcieć zrobić betonową armię ( w przenośni ofc. :D taką co betony sadzi na lewo i prawo), którą po rozsyła po domach w naszym mieście, może kraju, albo i na świecie. I zapewne te betoniarki będą spamować biednym ludziom betonami i innymi sucharami, a żeby przestały będzie trzeba zapłacić. A to cwaniak. Trzeba koniecznie znaleźć tego pajaca. Tylko jak. Może jest coś, czym można zlokalizować duże skupisko maści na hemoroidy w jednym miejscu. Hmm... Dobra niech chłopaki najpierw zrobią swoje znajdą tego Huberta pogadają z nim. Papier przeanalizuje wiadomość. Ok to dam im wszystkim znać.

Po wydzwaniał więc szef do wszystkich detektywów, by powiedzieć im to co mu w bańce zaświtało.

Dobra trzeba to zakończyć zanim będzie za późno (trochę znany tekst :D). - pomyślałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

- Przychodzi baba do lekarza... - nie przerywał Kolombo

- Aaaaa!!! - uderzyłem głową w ścianę - Nie zniosę tego!! - kolejny raz poczułem tynk na czole. Tym razem trochę za mocno zapoznałem się z ścianą

- Papier?! - usłyszałem przytłumiony głos, odwróciłem się przez mgłę dojrzałem Geralta - Co ty?! - spytał zdziwiony moim stanem

- Aaa... No... Bo... Prrryyy! Pacz tam! - machnąłem ręką w stronę Szefa po czym zataczając się ruszyłem w stronę piwnicy (mojego biura).

- Kolejnego wariata mi przybyło, ale do rzeczy. Szefie?! - Geralt skierował się do jego gabinetu. Z piwnicy dało się słyszeć krzyk i głuche uderzenie o posadzkę. Nim Geralt przekroczył próg biura dobiegł do niego Jackop.

- Pa...Pppanie komisarzu. Śledczy Papierowski spadł ze schodów i stracił przytomność. Co robić?

- Aaa... Zostaw go. Niech się wyśpi miał ciężkie chwile.

- Dobrze. - odbiegł

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...