Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Diex

Led Zeppelin

Polecane posty

EC_Page-Plant-02.jpg

Skład:
Robert Plant - wokal
Jimmy Page - gitara
John Bonham - perkusja
John Paul Jones - bas

Dyskografia:
Led Zeppelin (1969)
Led Zeppelin II (1969)
Led Zeppelin III (1970)
Led Zeppelin IV (1971)
Houses of the Holy (1973)
Physical Graffiti (1975)
Presence (1976)
In Through the Out Door (1979)
Coda (1982)

Opis:
Jedna z najbardziej wpływowych i kozackich kapel w historii powstała z inicjatywy Jimmy'ego Page'a, który zmęczony graniem z Jeffem Beckem w The Yardbirds, postanowił skompletować supergrupę. Pierwszym kandydatem Page'a na wokalistę był Terry Reid, który jednakże odmówił i polecił na to miejsce Roberta Planta. Plant z kolei zarekomendował bębniarza wraz z którym grał w swoim poprzednim zespole Band of Joy - Johna Bonhama. Jako ostatni do zespołu dołączył John Paul Johnes, który obsługiwał bas.
Jako Led Zeppelin swój pierwszy koncert dali 25 października 1968, po czym nastąpiła krótka trasa koncertowa. Wkrótce potem, to jest 12 stycznia 1969, ukazał się debiutancki album zespołu, który w muzyce namieszał wcale nie mniej, niż wielki meteoryt w świecie dinozaurów. A to dopiero początek owocnej kariery zespołu!
Jeszcze w tym samym roku w przerwach między licznymi koncertami nagrali swój drugi krążek, który akurat moim zdaniem jest najsłabszy z czterech klasycznych (takie 8+/10 ;)). Następne miesiące będą dla grupy niekończącym się pasmem koncertów pełnych kilkunastominutowych solówek perkusyjnych i gitarowych (Dazed and Confused potrafili rozimprowizować do ponad 30 minut, czego próbkę mamy na płycie koncertowej Song Remains the Same).
Przy nagrywaniu trzeciej płyty, załoga Led Zeppelin postanowiła odpocząć nieco od trudów trasy koncertowej i zaszyć się w walijskiej wiosce Bron-Yr-Aur. Efektem ich pracy jest płyta bardziej akustyczna (przez pewien czas moja ulubiona, do tej pory stawiam ją w ścisłej czołówce), inspirowana nieco folkiem, choć nie zabraknie również na niej rockowego uderzenia w rodzaju kultowego Immigrant Song, ani, pełnego charakterystycznej dla zespołu ekspresji, bluesowego grania w postaci Since I've Been Loving You.
Rok później ukazał się czwarty, najbardziej szanowany album grupy. Zaczyna się przepotężnym uderzeniem w postaci Black Dog i następującego zaraz po nim utworu o niezwykle wymownym tytule, tj. Rock'n'Roll. Potem wchodzi zwolnienie w postaci inspirowanego Władcą Pierścieni, folkowego The Battle of Evermore. Następnie mamy znany wszystkim nieśmiertelny przebój - Stairway to Heaven, który z łagodnej ballady rozwija się w prawdziwy rockowy killer. Potem zaczyna się Misty Mountain Hop - kapitalny, pełen życia utwór, w którym przy "So I'm packing my bags for the Misty Mountains" zawsze mam ciarki na plecach :) Dwa następne utwory to zwolnienie tempa - pokaz umiejętności perkusisty (swoją drogą kocham tę gęstą perkusję w Led Zeppelin, chyba w żadnym innym zespole nie przywiązuję do tego instrumentu takiej wagi) The Four Sticks oraz jedną z najpiękniejszych i najsmutniejszych ballad w historii rocka, czyli Going to California. Czwórka Zeppów kończy się "najintensywniejszym" kawałkiem na płycie, czyli When the Levee Breaks.
W tym momencie zaprzestanę wymieniania kolejnych albumów zespołu aby Was nie zanudzić, ale i dlatego, że pierwsze cztery są najlepsze. Nie myśleć mi tylko, że potem nagrali coś poniżej "genialne", heretycy! Każda kolejna płyta wypełniona jest po brzegi kapitalną muzyką.
Grupa zakończyła swoją działalność po śmierci perkusisty podkreślając swoją wielkość i legendarność po wsze czasy - Led Zeppelin jest zespołem, który raczej nie byłby już tym samym bez któregokolwiek z muzyków w nim grających. Zastąpić któregoś z nich, to tak jakby zastąpić Dave'a Mustaine'a z Megadeth. Roberta Smitha z The Cure. Trenta Reznora z NiN. Roberta Frippa z King Crimson. Slasha i Izzy'ego Stradlina z Guns N'Roses ;D

Jeśli ktoś z jakiegoś powodu nie zna jeszcze ich muzyki, to podaje kilka wybranych kawałków:
Dazed and Confused
Babe I'm Gonna Leave You

Since I've Been Loving You

Misty Mountain Hop
Stairway to Heaven
Goin to California

D'yer Mak'er
In My Time of Dying Live

Gorąco zachęcam do dyskusji :)
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obczajcie sobie facebookowy profil Zeppelinów... Ja w to po prostu nie wierzę i jestem pewien, że zwyczajnie strollują nas jakąś koncertówką, najpewniej z 2007 roku o której wydaniu gdzieś kiedyś czytałem.

Choć z drugiej strony wcale bym się nie obraził, gdyby pokazali panom z Black Sabbath jak się robi prawdziwy reunion, a nie jakiś kabaret.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No, to jest to! Najlepsza kapela świata, codziennie słucham. Co tu dużo mówić- wymiatają. Bonham to najlepszy perkusista jakiego słyszałem, nie mówiąc o duecie Plant i Page. Słuchać! Mój ulubiony kawałek to Dazed And Confused. Nawiasem mówiąc, nie sądzicie, że nadawał by się do intra jakiejś cyberpunkowej gry(tak, CDP, na was patrzę)?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No ja od początku mówiłem, że będzie koncertówka, ale na fb się zrobił szum o reaktywacji (no i ta "piątka" faktycznie mogła być bardzo myląca, bo sugerowała, że nagrywają "duchowego spadkobiercę" Led Zeppelin IV) ;D

Mi tam bardzo pasuje, fajna inicjatywa z tym koncertem sprzed czterech-pięciu lat. Setlista fajnie łączy stare z "nowym" (brakuje mi tylko Achilles Last Stand). Biorę wersję 2CD+DVD. I właśnie przed chwilą wydrukowałem bilet na seans 31 października w warszawskich Złotych Tarasach smile_prosty.gif

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Próbki które oglądałem prezentują się ciekawie. Brzmienie jest takie mało "zeppelinowe" - kojarzy mi się bardziej z Black Sabbath, w sumie zobaczę za miesiąc jak im wyszło. Że ognia takiego jak na How the West Was Won nie będzie to wiadomo, w końcu to już starsi panowie ;) Jak dla mnie mogliby się obracać w takiej stylistyce jak na obu płytach Page & Plant (najlepiej z Johnem Paulem Jonesem w składzie) - tam to pokazali jak się zestarzeć z klasą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak będę miał czas to z chęcią przesłucham Celebration Day. Teraz niech w moich słuchawkach zabrzmi ''trójeczka''.

Szkoda, że tak mało osób pisze tu na temat tak wielkiego zespołu.

Reunion? Nie wiem czy chciałbym to zobaczyć. Co prawda można się starzeć i grać w dobrym stylu jak np. The Who (Ci goście wciąż jeżdżą po trasach!), ale czy przy Zeppach to wyjdzie? Sądzę, że na kilka okazjonalnych koncertów, jak najbardziej ciekawe, ale nowa płyta? Bałbym się tego posłuchać. Poza tym skoro zakończyli działalność po śmierci Bonhama, to teraz by to nie przeszło. Jimmy coś napomknął pod nosem o trasie kocertowej, ale później dodał, że Robert nie ma czasu. ,,Gdybyśmy umieli śpiewać tak jak Robert, pojechalibyśmy w tę trasę sami, z Johnem".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Całkowicie rozumiem marzenia fanów na temat Reunionu. Sam wtedy z chęcią porwałbym się na taki koncert.

Celebration Day nie widziałem, ale mam nadzieje, że ktoś pomyśli o mnie w święta i dostanę go jako koncert. Byłaby to dla mnie świetna niespodzianka.

Poza tym fajne jest to, że podstarzali panowie udowodnili, że ta muzyka wciąż może budzić takie emocje w XXI wieku. To miłe..

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie po raz pierwszy włączyłem Celebration Day. Jestem zdziwiony, na prawdę. Podchodziłem jakoś tak krzywo i nieco wrogo do tego koncertu, ale słyszę, że bardzo się pomyliłem w swoich osądach. Kurde, to świetne wykonanie tak legendarnych utworów! Do tego te obniżone o ton brzmienie. Wow. Robi wrażenie. Głos Roberta nabrał kompletnie innej barwy niż za czasów Zeppelinów, przez co nagrania brzmią zupełnie inaczej, tak bardziej hmmm hipnotyzująco? Jestem pod wrażeniem...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

YJJE, mówisz o wokalu Planta - mnie się nie podoba. Niestety, wolałem go, gdy był młodszy. Szczególnie mi się nie podobało wykonanie Daze and Confused. Z drugiej strony - Kashmir brzmiał fantastycznie. Gdy tylko miał energię, było ok!

BTW: uwielbiam płytę, której okładkę masz w avie. Szczególnie numery "on the edge of" oraz "Broadway"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sobotę o 24:00 na TVP 2 będzie leciał Celebration Day!!! Wszystkim którzy nie oglądali, polecam.

@up: Ja nawet nie spodziewałem się po Plancie świetnego głosu jak ,,za dawnych lat". To było po prostu niemożliwe, żeby jako taki staruszek dalej tak śpiewać : ). Myślę jednak, że pomimo tego, że w Celebration Day często zdarzały mu się potknięcia (ładnie zatuszowane w studiu), to pomimo wszystko jego głos nabrał dobrego charakteru. Rozumiem, że inne wykonanie danych utworów przez niego było jedynie spowodowane tym, że nie był wstanie niektórych partii wyciągnąć, ale nagrania brzmią przez to bardziej świeżo i podoba mi się to.

PS. Low to fantastyczny zespół, szkoda jednak, że tak mało znany w Polsce. Naprawdę zdziwiłem się Twoim zdaniem na temat tej płyty. Uważałem siebie za jednego z ostatnich osobników w otoczeni słuchających właśnie tego zespołu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zastanawia mnie po co puszczono wyrośniętego do 11 minut Dazed and Confused gdy zamiast tego można byłoby zmieścić sie z dwoma utworami : /... No ale trudno. Trzeba będzie kupić DVD.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A już się zastanawiałem czemu tak krotko to trwało. :D Ktoś mógłby podać pełną playlistę tego koncertu? Zabrakło mi kilku wielkich rzeczy.

Ogólnie nie pasowało mi tylko samo granie Page'a. Za dużo rokendrola i nieumiejętnej improwizacji, za mało profesjonalnie zagranych dźwięków. Za to Jones - pierwsza klasa. Plant też super.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pomimo całej wirtuozerii Page'a, na Celebration Day często odnosiłem wrażenie, że Jimmy gubi się w tym co gra, zupełnie tak jakby nie za bardzo wiedział jak ma zabrzmieć jego gitara. Oczywiście jestem pełen podziwu dla jego gry, co do tego nie ma wątpliwości, lecz nie wolno pomijać faktu, że od czasu Zeppelinów minęło sporo czasu, a u Jimma można było zauważyć duży spadek formy. Dodać jeszcze mogę do tego jego problemy z barkiem, które z wiekiem zaczęły mu coraz bardziej dolegać...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie twierdzę, że koncert zabrzmiał źle - wręcz przeciwnie. Było super! Natomiast jak stwierdził YJJE, Page chyba nie do końca kontrolował swoje granie. Za dużo nieczytelnych sprzężeń (które są rockowe, ale nie zawsze pożądane), fałszywych nut, lekkiego zagubienia w momentach definitywnie improwizowanych. Oczywiście, nie robię z tego wyrzutu, bo wiek robi swoje, ALE.. mówcie co chcecie - dla mnie Jimmy jest/był bardzo dobrym (i pop-kulturowo legendarnym) gitarzystą studyjnym, natomiast już w latach 70tych, dość niekorzystnie zdarzało mu się wypadać na żywo. Pewnie alkohol i te sprawy, ale czy to musi być usprawiedliwieniem? Poza tym, pomijając zasługi i ponadczasowe solówki (studyjne!), Jimmy po prostu NIE jest na poziomie np. Ritchiego Blackmore'a którego koncerty z DP czy Rainbow były absolutnie genialne i pięknie rozbudowane jak na lata 70te przystało. A pod względem wieku i formy, to gdyby porównać LedZep do takiego np. Rush, to wręcz wstyd i porażka. Dlatego Jimmy Page to dla mnie wzór żywiołowego r'n'r/bluesowego grania, ale nic ponadto. Za improwizację to wolałbym żeby się nie brał. Być może jestem trochę rozbestwiony słuchaniem gitarzystów ze stylistyki jazzowej/fusion - z góry przepraszam za być może za duże krytykanctwo. Tak jak mówiłem - koncert bardzo dobry anyway, a Plant z Jonesem są dalej w świetnej formy. I bez maniery!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...