Skocz do zawartości

Vlauer

Forumowicze
  • Zawartość

    297
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wpisy blogu napisane przez Vlauer

  1. Vlauer
    Powiem szczerze, że kiedy kupowałem swojego DSi i myślałem o grach na ową konsolę, nie mogłem uwierzyć w pomysł, żeby przenieść ducha "Wielkiego Złodzieja Aut" na konsolę Nintendo. Byłem już przyzwyczajony do pełnego 3D podpartego świetną grafiką i do starego zestawu WSAD + myszka. Wątpiłem też w grywalność gry opartej w niemałej części na zabawach z dotykowym ekranem. Lecz, całe szczęście, myliłem się. GTA: Chinatown Wars to pełnoprawne GTA, jednak nie uważam, by jej miejsce było w czołówce gier na DSi. Bo należy conajmniej do pierwszej trójki.
    Boo fuckin hoo!
    Głównym bohaterem gry jest chińczyk imieniem Huang Lee, który przybywa z Hongkongu, by przekazać miecz zmarłego ojca do szefa Triady (chiński gang) w Liberty City. Lecz oczywiście, jak to zwykle bywa w GTA, rzeczy nie idą po myśli protagonisty i zostaje on napadnięty w mieście. Miecz zostaje skradziony, Huang ledwo uchodzi z życiem, a Triada zostaje zhańbiona. Ogólnie mówiąc, nic nowego, wygląda na to, że SNAFU (ang. skrót, zapraszam do Google) zawsze będzie miało miejsce na początku każdej części GTA. Anyway, mimo tego, że fabuła jest uzbrojona w świetne wątki, trochę brakuje im sklejenia do kupy, przez co czasami można się trochę pogubić w dalszej części gry. Jednym z atutów serii GTA od zawsze były rewelacyjne postacie, CW nie jest pod tym względem wyjątkiem. Będziemy pracować dla samolubnego wujaszka, zakompleksionego biseksualisty, stuprocentowego narcyza oraz uwalonego gliniarza (mogę to powiedzieć bez mrugnięcia oka, Wade Heston to NAJLEPSZA POSTAĆ GLINY w historii GTA) oraz innych ciekawych osobistości. I jak to zwykle bywa w GTA, wątek fabularny to tylko 50% tego, co ma się w grze do zrobienia, reszta to zabawa w robienie tatuaży, zniszczenie 100 kamer bezpieczeństwa rozsianych po całym mieście, i tak dalej..
    This looks bad?
    Jedną z bardziej kontrowersyjnych kwestii w CW jest grafika. Dużo ludzi przed premierą marudziło, że to powrót do 2D i inne takie pomyje... To prawda, co nie zmienia faktu, że w tej formie GTA wygląda dość innowacyjnie (mimo tego, że mamy widok 2D, to postacie i otoczenie są trójwymiarowe) i bardzo oryginalnie. Jeśli chodzi o technikę też nie można się przyczepić, gdyż gra chodzi wręcz perfekcyjnie płynnie, nawet podczas największych strzelanin. Jest też duża zmiana co do cut-scenek: ze względu na moc obligacyjną DS-a, cut-scenki są tutaj swoistym pokazem slajdów ze świetnymi rysunkami bohaterów. Naprawdę, jak nijak nie można się do nich przyczepić, dialogi oczywiście wciąż wymiatają, a żeby nie było cicho, to każdy zleceniodawca ma własny mini-utwór w trakcie cut-scenek (utwór Wade'a Hestona roxxord).
    Touch this shit!
    Jednym z bardziej promowanych feature'ów w CW są minigierki z dotykowym ekranem, które są jednym z największych plusów tej odsłony GTA. Jest ich mnóstwo, np. włamanie do zaparkowanego auta (są 3 minigierki, zależne od cenności auta), wyłamywanie kłódek, montowanie karabinu snajperskiego, przeszukiwanie koszów na śmieci [w których poukrywane są bronie], ucieczka z tonącego auta i wiele innych. Jestem pewien, że GTA jest jedną z gier, które najbardziej korzystają z dobrodziejstw dotykowego ekranu. Jedną z nieco nieprzemyślanych rzeczy jest sterowanie Wg. mnie dość chybionym pomysłem jest, żeby za pomocą dotykowego ekranu zmieniać broń (fakt, że wtedy gra się pauzuje) lub rzucać granaty. Jeśli chodzi o celowanie to działa ono na zasadzie autonamierzania, aczkolwiek trudno się do niego na początku przyzwyczaić. CW wprowadza też parę innowacji, np. rezygnuje z fast-foodów na rzecz prostych budek z żarciem, broń w Ammunation kupujemy przez sieć (dostarczają ją do safehouse'a, co już nie każdemu może się podobać), w pościgach gwiazdki traci się głównie przez niszczenie radiowozów, co ogólnie trochę utrudnia sprawę pościgów, itd.
    [Nawiasem mówiąc, rodzajów broni jest 8, a wszystkich broni ok. 25]
    I've got cheap coke, and two horny mammachitas.
    W GTA został też wprowadzony ficzer ekonomiczny, czyli handel dragami, który działa na starej zasadzie "taniej kupie, drożej sprzedam", choć czasami dilerzy piszą też do nas SMS-y o skupowaniu towaru po wysokiej cenie, lub sprzedaży po wyjątkowo taniej. Mimo tego, że handel to naprawdę fajna rzecz, to niestety nie da się bez niego żyć. Dosłownie, gdyż za misję w CW dostajemy grosze (największe pieniądze za misje, jakie dostałem, to 2500, a skończyłem wątek fabularny), podczas gdy po paru dobrych transakcjach na początku gry miałem już powyżej 100 tysięcy (!!!), co niespecjalnie mi się spodobało.
    Dude, just listen.
    Dźwięk w GTA:CW ogólnie trzyma poziom, odgłosy wydawane przez przechodniów na ulicach są w dobrej jakości, wybuchy i wystrzały brzmią świetnie, jak na DS-a, a odgłosy z mini-gierek też trzymają poziom. Oczywiście, czym byłoby jeżdzenie po Liberty City bez stacji radiowych. W CW jest ich 5, co może trochę rozczarowywać, ale cóż, cartridge'e DS-a nie mają dużej pojemności. Co nie zmienia faktu, że muzyka w CW jest świetna, a utwory w wersji wokalnej brzmią bardzo podobnie do MP3, za co oczywiście duży plus.
    So, deal?
    Podsumowując: jeśli nie jesteś graczem, który na pierwszym miejscu stawia grafikę i masz DS-a, bierz GTA w ciemno, a grywalność, muzyka i klimat powalą cię na glebę. Jest to naprawdę garść doświadczen rodem z GTA, które możemy zabrać ze sobą wszędzie!
    Plusy:
    +klimat GTA
    +grywalność!
    +oryginalna grafika i cut-scenki
    +minigierki!
    +handel narkotykami jest fajny...
    +muzyka
    Minusy:
    -..ale przesadzony
    -na początku trudno się przyzwyczaić do sterowania
    -dość krótka, jak na GTA
    -fabuła mogłaby być lepiej sklejona
    Ocena: 9

    Vlauer
  2. Vlauer
    Prekursor heavy metalu śpiewany przez Księcia Ciemności (aka Ozzy Osbourne) i jego bandą (aka Black Sabbath). W wersji z lat 70.
    http://www.youtube.com/watch?v=MII3ns2KTBc
    PS. Szykuje recenzję jednej ze sławniejszych gierek na DS, także trzymać się portek i pozamykać lodówki!
  3. Vlauer
    Coś, co biję na głowę każdego pirata i dziennikarską hienę w moim konkursie na najbardziej wkurzające persony: napinacze. Nie spotkałeś się z tym określeniem? Po krótce. Napinacz - prowokator, który pragnie zwrócić na siebie największą uwagę.
    Niegdyś nie było to jeszcze tak popularne zjawisko. Każdy komentował, to co naprawdę myślał, nikomu nie zależało nadać swojemu komentarzowi podwójnego dna w postaci: "patrzcie, jak jestem fajny, wk****am ludzi na masową skalę". Właściwie największymi wylęgarniami napinaczy, z jakimi się spotkałem, to oczywiście Filmweb i Onet. Na Onecie 75% albo i więcej komentarzy to albo napinacze, albo osoby piszące bez sensu, nie na temat, albo nawet objawienia religijne i modlitwy (?! Jakby Onet był do tego stworzony). Filmweb wcale nie jest wiele lepszy. Pod większością filmów można znaleźć choć jeden komentarz w stylu "lol, ale gufno, zanudziłem się na śmierdź, 1/10 to za dórzo, ale nie ma mniej, więc mogę wystawić tylko to XDDDDDDDDDDDDDDD". No oprócz tego na jakichś forach można się natknąć na przypadki właściwie bezsensownego gnojenia użytkowników, bo założyli jakiś temat, który napinaczowi wydał się oczywisty. Na YouTubie też paru by się znalazło, ale całe szczęście jest minusowanie, co pomaga wyciąć te odrosty z porządnych komentarzy (choć sfrustrowane Dzieci Neo I Kukurydzy czasem na złość minusują komentarze z sensem, lub riposty na ich publiczne zbłaźnienie się).
    I szczerze, jeśli ktoś potrafi mi odpowiedzieć na to pytanie, zapraszam do komentowania. Co to daje takim osobom, że zazwyczaj są błyskawicznie zripostowane lub zbluzgane (Onet)? Naprawdę, nie potrafię tego ogarnąć, to przerasta mój łeb. Personalnie nie lubię być bluzgany, lub besztany słownie, ale widać mam stare poglądy, wkurzanie innych coraz bardziej staje się modne. Jeszcze słowo do napinaczy: jak takie z was chojraki i kozaki (przed monitorem), to wybierzcie się na pielgrzymkę Radia Maryja z T-Shirtem TVN-u albo PO. Powodzenia.
    PS. Teraz tak zupełnie od czapy. Co sądzicie o tym democie? Wywołał małą burzę na demotywatorach.

  4. Vlauer
    Jestem człowiekiem tolerancyjnym. Nie przeszkadza mi, gdy ktoś ma inną orientację seksualną lub pogląd religijny niż ja. Ale tolerancja też ma swoje granice, których lepiej nie przekraczać.
    Wierzę w Boga i nie wstydzę się tego, ale nie mam nic przeciwko nim, szanuję ich poglądy... dopóki oni szanują moje. Przypowiem wam sytuację, którą niedawno zauważyłem na YT. Słuchając piosenki Kultu (nie jestem fanem, ale ten kawałek mogę słuchać godzinami, polecam), postanowiłem, jak to mam w zwyczaju, przejrzeć komentarze. Oprócz pisaniu o podziwie dla Kazika i o wspomnieniach, znalazłem jeden komentarz, który najzwyczajniej w świecie mnie wkurzył. Zacytuję: "Na prawdę są jeszcze ludzie, którzy wierzą w tą całą szopkę? z bogiem, jezusem itp.? " Zazwyczaj, jak dowiaduję się, że ktoś wierzy w coś innego niż ja, to po prostu mu mówię, że ja wierzę w Boga, itd., a nie go obrażam. Poza tym, chyba niektórzy zapominają, jak było kiedyś, i wskutek tego wyobrażają sobie za wiele.
    Kiedyś, jakby ktoś usłyszał, że ktoś jest ateistą, albo doniósł by na niego do parafii (zuo) i zlinczowali, albo najzwyczajniej w świecie unikali lub dyskryminowali. Dlatego denerwuje mnie, że skoro już tolerujemy różnicę zdać, to osoby takie jak ten typek obraża moją religię, bo nic mu za to nie grozi. Nie jestem oczywiście za tym, by nie tolerować ateistów, ale żeby nie galopowali się aż tak daleko i nie przekraczali tytułowej "chłodnej granicy".
    Do gejów też mam parę zastrzeżeń. Parę lat temu ich sytuacja też nie byłaby za wesoła, a teraz po prostu momentami się wręcz panoszą (nie mam tu na myśli samego ich istnienia, ale tego, że walczą z problemem, którego aktualnie nie ma.) W samej Polsce statystycznie połowa społeczeństwa akceptuje związki gejowskie, a geje cały czas często protestują, nawet kiedy na chwilę obecną nie ma powodu. Poza tym, pokaże wam filmik, który miał sytuacje podczas wyborów Miss USA i który wywołał duże kontrowersje swego czasu w sieci. Kontrowersyjne pytanie i odpowiedź Odpowiedź jurora na YT Jak widać, nawet w kraju, gdzie wiele stanów akceptuje małżeństwa homoseksualne i społeczeństwo akceptuje gejów, takie sytuacje się zdarzają. Przedstawię wam jeszcze wczorajszy wpis argomaxera, który opisał kontrowersyjną sytuację zaistniałą niedawno w Polsce (tumacie link). Bez komentarza.
    Także, czas na mój apel do wszystkich geji, ateistów i innowierców: Toleruję was i szanuje wasze inne poglądy, ale jeśli nie chcecie, żeby to się zmieniło, nie przekraczajcie granicy. Nie protestujcie tam, gdzie was akceptują, nie obrażajcie tych, co myślą inaczej. I tak żyjecie w zasadniczo tolerancyjnych czasach, jeśli chodzi o odmienność poglądów.
    Dzięki za przeczytanie wpisu, zapraszam do komentowania.
  5. Vlauer
    Kolejną piosenką na weekend jest The Eagles of Death Metal - Wannabe in LA, ale nie dajcie się zwieść. Ich nazwa nie ma NIC do muzyki, którą grają.
    http://www.youtube.com/watch?v=xj3kTdx1QBw
    I W GH5 JEST TA PIOSENKA, JA CHCE XBOXA! :<
  6. Vlauer
    Mając w pamięci tonący statek i atomówkę z pierwszego Modern Warfare, oczywistym jest, że sam niecierpliwie czekałem na kontynuację jednego z najlepszych FPS-ów ostatnich lat. Infinity Ward w tym czasie karmiło nas screenami, do sieci trafiały "wycieki" misji, a Prof. S. Jonaliści rwali włosy z głowy. Kiedy wreszcie doczekałem się premiery, od razu poleciałem do Saturna, zakupiłem, i powiem wam, że za takie doznania, jakie gwarantuję MW2, 130zł to taniocha.
    I've been waiting a long time for this..
    Zacznę od grubszego omówienia singla i zmian, których w nim zaszły. Jeśli chodzi o grafikę, Infinity Ward zamiast ją zmieniać, po prostu poprawiła szczegóły, za co duży plus. Nowinką w sprawie HUD-a są rozpryski krwi, gdy nie uchylimy się przed kulą. Dużo się o tym mówi w sieci, głównie krytykuje, ale po 2h grania oko się przyzwyczaja i wtedy się to docenia. Doszło wiele nowych broni, jak karabiny AUG HBAR, FAMAS, SCAR-H, pistolet maszynowy Glock 30 a nawet tzw. Riot Shield, czyli kuloodporna tarcza itp. (nie będe wymieniać, bo jest tego MNÓSTWO), jest też wiele nowych bajerów do broni, jak na przykład wykrywacz pulsu, celownik termiczny, akimbo (dwie bronie naraz), uff! Dodatków w nowym MW jest co niemiara. Dobra, przejdźmy do jednego z największych plusów gry: KLIMATU.
    Five years ago...
    Fabuła ma miejsce pięć lat po wydarzeniach z jedynki, kiedy akurat przychodzi nam do czynienia zmierzyć się z kolejnym terrorystą działającym na masową skalę: Makarovem. W grze przyjdzie nam się wcielić w 2 osoby: sierżanta oddziału Marines zwanego Rangers, oraz sierż. tzw. Task Force 141. I tu miła niespodzianka, o której już zresztą było dawno wiadomo: twoim kapitanem w TF141 jest sam "Soap" MacTavish, bohater pierwszej części MW! (Ci, co tęsknią za Price'em: cierpliwości..). Fajną rzeczą jest jeszcze to, że w MW2 pomiędzy misjami w cut-scenkach mamy prawdziwego dowódcę z krwi i kości, gen. Shepherda, a nie po prostu "dowództwo" czy "centrala". W końcu, miło wiedzieć, kto wysłał nas na ciężką misję, z której niekoniecznie wrócimy cało. [swoją drogą, cut-scenki absolutnie rządzą, w dodatku misje ładują się długo przed ich końcem.]
    Hoo-rah?
    Single Player MW2 ma tą samą, najważniejszą zaletę, co u poprzednika: jest BARDZO intensywny. Akcja praktycznie nie zatrzymuje się ani na chwilę: raz wspinamy się po lodowcach, innym razem z kolei pomagamy w ewakuacji płonącego Waszyngtonu (ten widok zapada w pamięć), a to ratujemy zakładników z platformy wiertniczej. Na pewno nie da się powiedzieć, że Singiel MW2 jest wtórny. Tego samego nie powiesz o widokach: raz biegniesz przez fawelę w Rio de Janeiro, raz wykradasz ważne urządzenie z rosyjskiej bazy, naprawdę, jeśli chodzi o oryginalność i trzymanie gracza w napięciu Infinity Ward nie wejdzie już chyba wyżej.
    Everything's Changin
    Teraz parę słów a multi, czyli jedna z bardziej dyskutowanych kwestii, jeśli chodzi o MW2. Od momentu pierwszych filmów z multi, hejterzy zaczeli wrzeszczeć "Przecież to prawie że to samo!!111". To ja mam pytanie do was, według starego powiedzenia: po co zmieniać coś, co jest dobre? Cóż, co do multi, moge wam powiedzieć podobna opinię, jak do singla: intensywny i różnorodny przez świetnie zrobione, różniące się od siebie wszystkim mapy (choć powiem szczerze, że nie wiem, czy doszły jakieś nowe tryby). Omówię teraz dwie najważniejsze chyba sprawy w multi: umiejętności (3 ważne wspomagacze, które można sobie ustawić, np. szybsze przeładowywanie, nieskończony sprint, itp.) i nagrody na killstreaki. Większość umiejętności jest nowych, np. Padlinożerca (zabieranie naboi i granatów od trupów), albo Gadżet (możliwość wzięcia 2 dodatków do głownej broni), każdą umiejętność można też wynieść na poziom PRO, robiąc jakieś wyzwanie z nią związane. Co do KS-ów, są stare, takie jak UAV (wykrywanie wroga na radarze), naloty i wsparcie helikoptera, ale są też nowe, jak np. rakieta Predator (zrzucana z nieba bomba, sterowana za pomocą myszki), działko strażnicze, albo impuls elektromagnetyczny. [Ważna uwaga: później można sobie odblokowywać nagrody na KS-y, ale aktywne mogą być i tak tylko 3.] IW dorzuciło też parę nowych pierdółek do wyposażenia np. noże do rzucania, sentex, owa Riot Shield. Ale jest jedna rzecz, która mi się w nim nie podoba: ten system awansów. Mogę się założyć, że gracze, którzy kupią MW2 za jakieś pół roku (albo nawet 3 miesiące) mogą mieć problemy z grą w multi, bo po prostu wszyscy inni będą już wymiatać na serwerach z najlepszymi odblokowanymi broniami i dodatkami do nich. Poza tym, nawet jeśli system awansów byłby inny, to MW2 multi jest raczej stworzone do wielogodzinnego ćwiczenia skilla, niż po prostu wejścia na parę minut i nabicia paru fragów. W kwestii technicznej Steam nie spisał się najlepiej. Limit graczy na serwer jest śmieszny (12?!), wyboru DOKŁADNEGO serwera nie ma, na dokładny serwer możesz tylko dojść przez kumpla na Steamie, jest funkcja Znajdź Serwer, aczkolwiek ona po prostu wyszukuje serwer z rodzajem gry, jaki sobie wybraliśmy. Steam zasadniczo zawiódł. I skoro już jesteśmy przy multi, nie mogę zapomnieć o swoistym co-opie czyli tzw. Special Ops, który również jest rewelacyjny. Jest wiele misji do wyboru o różnych rodzajach (bodajże Stealth, Wave Defence, Assault), które zrobione z kumplem naprawdę dają mocne wrażenia.
    This ends here
    Podsumowując: Modern Warfare 2 jest grą wybitną, która bez wątpienia przejdzie do historii gier komputerowych za niesamowity Single Player i intensywny multi z wieloma ulepszeniami. Ponieważ oba tryby zbyt mocno się różnią, ocenie je oddzielnie:
    [PS. Brawa dla Empiku za 2 błędy na pudełku: merytoryczny ("..strzelaniny FPP" a MW2 to FPS), oraz ortograficzny (napis nad CD-Keyem: "nie zgÓb go"). Wstyd.]
    Single Player
    Plusy:
    -klimat
    -intensywność
    -Soap!
    -różnorodność
    -ogromna grywalność
    -ulepszenia szczegółów graficznych
    Minusy:
    -krótka
    OCENA: 10/10
    Multi Player
    Plusy:
    -intensywność
    -grywalność
    -różnorodność
    -nowe umiejętności, nagrody, gadżety
    Minusy:
    -kiepski system awansów
    -często skaczące pingi
    -Steam spartolił sprawę
    -brak dedyków?!
    -z cyklu: "za pół roku sobie nie pograsz, bo wszyscy już będą pr0"
    OCENA: 8+/10

    Vlauer
    Mam nadzieję, że moja recenzja się wam spodobała, a jeśli mocno się z nią nie zgadzacie pod jakimś względem, zacznijcie argumentację, nie rzucajcie się na krześle i nie przeklinajcie na capslocku. Pozdrawiam. ^^
  7. Vlauer
    Ten cykl powtarza się co rok, pół roku, albo nawet paru miesięcy. Pixar wypuszcza do kin świetny film animowany, który zarabia na siebie i jego marka jest popularna przez kojelne parę miesięcy. Ale ten pod paroma względami jest
    unikatowy.

    Dom Rodzinny 747
    Mogę to powiedzieć z całą stanowczością: Odlot to najoryginalniejszy film Pixara, jaki widziałem. Poza tym, zauważyłem w nim, że Pixar zaczyna powoli wychodzić ze sztampy i Starego I Ogranego 100 Razy Schematu Fabuły (*), co bardzo mnie cieszy. W kwestiach technicznych. Osobiście uważam, że warto wydać tę parę złotych więcej i pójść na seans w 3D, po oprócz ogółem dobrych ujęć w 3D są też świetne zbliżenia i wtedy naprawdę czujemy się jak 3 osobnik w wyprawie (co do ekipy - świetny dubbing). O fabule. Carl Fredricksen (w pierwszych minutach filmu widzimy jego młodzieńcze lata, potem już tylko wiek emerytalny) postanawia spełnić marzenie swojej zmarłej żony (ŚMIERC w filmie Pixara!!!) i zamieszkać w domu na tzw. Bramie Raju w Ameryce Południowej (obaj jako dzieci byli wielkimi fanami przygód i podróży, toteż takie marzenie) . Dlatego też przywiązuje do swojego domku pierdyliard baloników napełnionych helem i wyrusza w podróż. Pewnie wszystko poszłoby z górki, gdyby przez przypadek nie zabrał ze sobą Russela, czyli małego pulchnego harcerza. I tu zaczyna się ich wielka przygoda.
    Mowiący pies?!
    Przede wszystkim duży plus za wyrazistość postaci, każdy z nich ma swój charakter, który potrafimy już ocenić po paru minutach obcowania z nimi. Wracając do fabuły. Do naszej dwójki towarzyszy dołącza jeszcze zwierzyniec w postaci niezidentyfikowanego gatunkiem ptaka (ambitnie nazwanego Stefan), oraz dzięki jednemu ustrojstwu mówiącego psa Asa (Cezary Pazura jest świetny w tej roli). I tu zaczynają się zmiany w sztampie Pixara, ponieważ jedną z największych zalet tego filmu są morały i.... smutne chwile. Osobiście mnie nie zakręciła się łezka w oku, ale wzruszyły mnie niektóre momenty z Fredricksenem, kiedy zawiódł się na kimś, kogo kiedyś bardzo szanował (Nuff said, nie chcę spoilerować), no i w pewnych momentach szkoda mi było też Russela, który podczas podróży wspominał, że jego tata nie przychodził nawet na uroczystości z okazji jego awansu rangi (po prostu: brak czasu dla własnego syna). Uważam, że oprócz całej reszty, warto pójść też na film właśnie z powodu tych chwil, które sprawiają, że mamy namiastki naprawdę ambitnego, rysunkowego kina. Oczywiście jednak 1/2 filmu to czysta komedia, z której niektóre gagi są naprawde świetne IMO (Pazura rocks) i dowcipne rozmowy między Carlem a Fredricksenem. Chociaż, bardzo ważny komunikat: Choć Odlot w większości momentów jest dowcipny, właśnie z powodu niektórych smutnych momentów i morałów nie zabrałbym na ten film przedszkolaka, bo po prostu niektórych mógłby nie pojąć. Ale od 7 lat wzwyż jak najbardziej.

    [bTW. Zdaje sobie sprawę, że moja recenzja jest krótka, ale IMO naprawdę trudno powiedzieć więcej na temat ,,Odlotu"]
    * = poznanie głównej postaci (skrót GP) - GP ma problem - postać poznaje kumpla/kumpelę (K) - K staje się miłością/naj-kumplem GP - GP kłóci się z K - godzą się - rozwiązują problem - HAPPY END
    Oceny:
    Plusy:
    -morały
    -smutne momenty
    -świetny polski dub
    -wyraziste postacie
    -Pixar odchodzi od sztampy!!!
    Minusy:
    -tym oceniającym za całokształt może aż tak nie podejść do gustu
    -jednak nie dla przedszkolaków
    OCENA: 8+

    Vlauer EDIT: Smutne chwile i morały to ZALETY, poważna literówa z mojej strony.
  8. Vlauer
    Coś z klasyków polskiego HH, kiedy jeszcze dobrego, ambitnego rapu, nie musiało szukać się w podziemiach, czyli Paktofonika - Priorytety. Enjoy.
    http://www.youtube.com/watch?v=Bs_pEIzY9IM
    "Lśnienie mistrzostwa kieruje moim bytem.."
  9. Vlauer
    Cóż, jak wiadomo, niedługo wychodzi może nie najbardziej oczekiwana gra tego roku, ale na pewno jedna z tych bardziej kontrowersyjnych - Left 4 Dead 2. Osobiście zostałem namówiony przez kumpli i otoczenie (pozdrawiam serwer Strefa Gier ^^) na ściągnięcie demka (3 GB - lol, 3 lata temu tyle nawet pełna gra nie zajmowała).
    I przyznam, że gierka zrobiła na mnie spore wrażenie, podoba mi się w niej m. in. ten nacisk na współpracę i właściwie nie tam tam opcji, że przechodzisz w tzw. Rambo Mode, że biegniesz przed siebie i strzelasz do wszystkiego, bo w mgnieniu oka zostaniesz otoczony i stracony przez hordę "sztywnych, ale ruchliwych". Amunicji do głównej broni, jeśli się choć trochę gospodaruje, zazwyczaj starcza do kolejnego safe-pointa, ale jeśli ci jej zabraknie - "consider yourself death", bo samym pistoletem (nieskończoność amunicji nic ci nie da w tej sytuacji) albo zamiast niego bronią reczną, nie odeprzesz ich długo. Zresztą, ogólnie w serii L4D podobało mi się podejście do granatów i apteczek: są to RARYTASY, trafiające się raz na jakiś czas, których umiejętne użycie może wykosić dziesiątki zombich naraz, albo np. Tanka. Na plus można też zaliczyć nowych Specjalnych Zombi, takich jak Spitter plujący jadowitą mazią, Jockey skaczący postaciom na twarz, Wandering Witch, czyli chodzącą pułapkę dla strzelających na oślep, czy przyrodniego brata Tanka, Chargera (choć on nie rzuca asfaltowymi płytami, dzięki Bogu!).
    Co do samego imidżu gry. Mimo tego, że nie grałem w jedynkę L4D, bardziej podobałyby mi się tamte klimaty. Drugi poważny zarzut, często spotykany, to nowe postacie. Co prawda, można się z nimi łatwo utożsamić i w ogóle, ale w L4D każda wręcz EMANOWAŁA charakterem i swoim własnym stylem bycia. Poza tym, szczerze, tak oni byli o 180 stopni różni od siebie, a tu np. Ellis i Nick nie różnią się IMO prawie wcale poza wyglądem. I szczerze, wolałem tamte klimaty ciemnych okolic, powiedzmy, Nowego Yorku, czy gdzie to tam było, niż świecące słońce przy kawiarenkach w środku miasta (ale kontrast niezły, nie powiem)
    Czas na konkluzję. L4D2 na pewno jest ciekawym i oryginalnym tytułem, który znajdzie sobie rzeszę fanów. Nie powiem, mi też się spodobał, ale jednak jeśli mówimy o imidżu, wybrałbym jedynkę.
    EDIT: LEFT 4 DEAD 2 MA U MNIE NAGRODĘ W KATEGORII "NAJLEPSZE TRAILERY 2009".
  10. Vlauer
    Ten wpis poniekąd będzie wyjątkowy. Po pierwsze, jest absolutnie spontaniczny, prawie w ogóle nie zastanawiam się nad tym, co piszę, a po drugie, będzie on o MOIM problemie, jaki mam już od dłuższego czasu.
    Na Wigilię, czyli 10 miesięcy temu, dostałem moją pierwszą gitarkę, klasyka. Pierwsze 2 miesiące: radocha nie z tej ziemi, ćwiczenie, chodzenie na lekcje, ogólnie "szał ciał". Później zapał powoli opadał, ćwiczyłem jeszcze rzadziej, no i coraz szybciej się zniechęcałem. Teraz, od czerwca mam nowy komputer (kupiony za własne, szpan) trudno mnie od niego oderwać, a na gitarze ćwiczę po parę minut jedną melodyjkę z Megamana 2, która i tak średnio mi wychodzi.
    Cała ta sytuacja, nie da się ukryć, smuci mnie coraz mocniej. Od bodajże 2 lat zacząłem poważnie interesować się muzyką "szarpaną", i wtedy posiadanie jakiejkolwiek gitary doprowadziło by mnie do niewyobrażalnej ekstazy, a teraz? Posiadam gitarę, parę akordów umiem, nawet barre coś mi wychodzi, ale głównego czynnika, motywacji nie ma.
    Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Czy ktoś z was przeżywał coś podobnego? Bardzo chciałbym wrócić do praktyki nad moim pudłem, a nie wiem przez co nie mogę. Lenistwo? Uzależnienie od kompa? Zniechęcanie się? To jest wpis, w którym najważniejsze będą chyba wasze komentarze, jeśli ktoś z was, niekoniecznie grający na gitarze, mógłby podzielić się ze mną swoim zdaniem. To tyle.
  11. Vlauer
    Tym wpisem chyba zapoczątkuje serię "Piosenki na weekend". ^^
    Kiedy dawno temu już oglądałem filmiki EvilDaedalusa (polecam każdemu fanowi TF2), w jednym jego filmiku usłyszałem kawałek Pendulum - Propane Nightmares, i można powiedzieć, że zakochałem się od pierwszego wejrzenia. W mojej personalnej opinii 9/10.
    Zapraszam do odsłuchiwania tego "masterpisa", i oceniania kawałka poprzez komentarza. Enjoy.
  12. Vlauer
    Dziś króciutko. Pragnę wszystkich zachęcić do obejrzenia dokumentu pt: "Nie sąd cie skaże pedofilu", który obrazuje poprzez historie więźniów i wspomnienia tych "bestii", jak traktowani są pedofile w więzieniach. Przez ten film trochę żałuję, że przez pewien okres czasu wrzucałem wszystkich łamaczy prawa do jednego wora. Ale nie. Jest podział. Na więźniów i bestie.
    http://www.youtube.com/watch?v=dG0HD982dnQ...feature=channel - cz1
    http://www.youtube.com/watch?v=rBD-frmNXvg...feature=channel - cz2
    http://www.youtube.com/watch?v=TDB_FmPmfUg...feature=channel - cz3
    Miłego oglądania.
  13. Vlauer
    Remake'i. Właściwie zastanawiam się kto ich nie lubi. Jeśli są tacy, co nie wiedzą, o czym mówię: remake'i to odnowione wersje starych gier (i nie tylko ich). Ostatnio zrobiła się na nie moda w świecie gier, co raduję mnie jak jasny gwint. Łaj?
    Niedawno zagrywałem się jeszcze na emulatorze w Punch Outa, i przypomniało mi się, że przecież wydali remake na Wii! Fanom przygódówek LucasArts (bodajże) ostatnio też zrobił tą frajdę, że odnowili The Secret of Monkey Island (o czym było w poprzednim numerze CDA). Bez wątpienia, nagłośniejszym i najlepszym remake'em jaki ostatnio pojawił się na rynku, jest Street Fighter IV, zbierający zewsząd wysokie noty za brak zmian w stosunku do oryginału, a jedynie ulepszenie całości i wypuszczenie jeszcze raz (elementarne zasady każdego dobrego remake'u). Ale to nie SF i TSoME spowodowały, że piszę ten wpis. Pokemony.
    Nintendo całkiem niedawno ogłosiło, że planują remake'i swoich dwóch sztandarowych produkcji z Gameboyów: Pokemon Gold i Silver, które będą na DS-a. Szczerze? Ucieszyłem się jak małe dziecko już na samą myśl! Ulepszony (broń Boże, nie zmieniony) podkład dźwiękowy, grafika 3D, więcej opcji... no i legendarne pokemony. Nie wiem, jak będzie z Suicunem, Enteiem i Raikou (Jezu, pamiętam, jak ganiałem za nimi po całym mieście..) ale Lugia i Ho-Oh powrócą. I to w wielkim stylu (znalazłem w internecie ich soundtrack z HeartGold i SoulSilver [nazwy remake'ów] i powiem tylko, że epika to mało). Już niecierpliwie zacieram łapska.
    Remake'i są praktycznie lubiane przez każdego gracza (bo kto chętnie nie wraca do miłych i odnowionych wspomnień i wrażeń?). I powiem szczerze: choćby Nintendo, LucasArts i Capcom zrobili te remake'i tylko dla kasy, mam to absolutnie gdzieś.
  14. Vlauer
    Nie da się ukryć, że kultura powoli wychodzi z mody (w niektórych kręgach już wyszła, co mnie przeraża). Ale coś, czego chyba nie zrozumiem przez jeszcze długi czas to brak szacunku DO WŁASNYCH RODZICÓW.
    Niedawno przeprowadziłem się w Niemczech, gdzie zasadniczo nikt nie "chwali" się, jaka to "jego stara" jest p..... (jest tylko nabijanie się z rodziców innych, ale to i tak na żarty i w granicach dobrego smaku). Ale cały czas pamiętam, jak czasami osoby w mojej klasie opowiadały historie w stylu: "Wracam wczoraj do domu, a stara od razu do mnie sratatata, jaka ona jest motyla-noga, ja pierniczem", które doprowadzały mnie do wzburzenia. Hej, baranie, nie wiem, czy jeszcze to pamiętasz, ale osoba, którą teraz nazywasz stary/stara, kiedyś cię wychowywała, tak? Karmiła, pracowała, opiekowała się tobą, a ty jej tak bezczelnie obrabiasz tyłek w szkole czy gdziekolwiek, pomimo tego wszystkiego, co dla ciebie robi (nie wspomnę o obrażaniu innych rodziców i to jeszcze w bardzo hardkorowy sposób, co ja osobiście uznaję już za elitarny poziom chamstwa). Nie mówiąc już o tym, że byli osobnicy, którzy żeby być fajni, obrażali nawet WŁASNYCH (!!!!) rodziców! (nie chcę cytować) Jeszcze zdarza się teraz, że ludzie często wstydzą się własnych rodziców, o co już nie jestem tak zły, ale po prostu mnie to dziwi.
    Nie wiem, ja osobiście kocham moich rodziców i ogólnie całą rodzinę (ale, jak już wiele razy mówiłem, mam stare poglądy) i jakoś nie wstydzę się przytulić czy pocałować mamę, bo sprawia mi to przyjemność. Możecie mnie uznać za jakiegoś maminsynka, mięczaka, czy arcywrażliwego frajera, ale mam to w nosie, taki już jestem. Tylko w takich chwilach właśnie współczuję takim matkom/ojcom, którzy po prostu chcieliby czasem z synem/córką pogadać jak z przyjacielem, podyskutować o czymś, lub po prostu spytać "jak leci", ale nie mogą, bo syn/córka barykadują się wtedy w pokoju, z daleka od tych wapniaków zwanych rodzicami, albo bulwersują się gdy rodzice zapytają/poproszą choćby o najmniejszą pierdołę. Bo po prostu ich już nie szanują. Ech.
  15. Vlauer
    Dzisiaj króciutko i spontanicznie, ale mam nadzieję, że nie będziecie zawiedzeni.
    Po maratonie oglądania przez parę dni prawie wszystkich odcinków AVGN-a, z ciekawości ściągnąłem emulator NES-a i zacząłem pykać w co popularniejsze gierki. I jak Boga kocham, powiedzenie "kiedyś bawiły nas MB, teraz nudzą nas GB" jak cholera pasuje do tego przypadku. Why?
    Z tego, co starsi użytkownicy forum na pewno wiedzą, NES jest arcydziełem, jednym z prekursorów konsol i kamieniem milowym, jeśli chodzi o gry wideo. Dzięki niemu właśnie miałem okazję zagrać w prawdziwie KULTOWE gry, takie jak The Legend Of Zelda (najpierwszą część serii), Super Mario Bros, Punch Out, Contra, Castlevania, pierwsze części Megamana. I mimo tego, że w paru owych grach nie mogę przejść nawet przerwszego levelu, to, o dziwo, nie frustruje mnie to, a sam level choćby w połowie daje radochę (fenomenalna rzecz). Ale zaparłem się. W Punch Oucie jestem już w połowie gry, a w Megamanie 2 mam już Zamek Dr Wily'ego (BTW. Uważam, że ta gra ma najlepszą muzykę z gier EVAR). I mówię wam teraz: przejście choćby jednego poziomu czy pokonanie jednego przeciwnika w kultowej grze na NES-a, daję większą satysfakcję niż przejście całej, przeciętnej gry z dzisiejszych czasów (wyjątkiem seria Ninja Gaiden, przejdziesz jakąkolwiek część, jesteś gość).
    Wreszcie miałem okazję zagrać w początki serii najpopularniejszych gier Nintendo, a moja przygoda z emulatorami na pewno jeszcze się nie skończy. Także takie podsumowanie na koniec: jeśli nudzisz się w domu, pies nie chcę iść na spacer, a gitara jest roztrojona? Ściągnij emulator. Zobacz, na czym kiedyś (prawdopodobnie) grali twoi starsi kuzyni, bracia etc. Jeśli grafika nie jest dla ciebie rzeczą najważniejszą w grach, i dasz sobie radę, by przechodzić NES-owe klasyki, będziesz wniebowzięty.
    PS. Jestem fanem emulacji, aczkolwiek nie emuluję nowoczesnych konsol, gdyż to już haczy o piractwo.
  16. Vlauer
    Miałeś kiedyś tak, że odkąd kupiłeś grę, wciągnęła cię ona jak odkurzacz i sprawiła, że grałeś w nią 3 godziny dziennie przez 3 tygodnie? Ja miałem. Owa gra to Team Fortress 2.
    Ci, którzy przeczytali mój pierwszy wpis wiedzą, że udało mi się wyhaczyć w Saturnie okazję i kupić Orange Boxa za 50zł. Kupiłem go głównie dla Portala i właśnie TF-a 2 (dzięki tej recenzji, polecam). Cóż, po obejrzeniu przed chwilą podanej recenzji nadzieje miałem wysokie. Zazwyczaj FPS-y nudziły mi się po 2-3 tygodniach, a i tak w tym czasie nie grałem w nie jakoś specjalnie dużo. Więc kupiłem Orange Boxa, udałem się do domu, zainstalowałem Team Fortress... i zostałem oczarowany.
    That was delicious! (*)
    Zacznijmy od podstaw. Już po pierwszej godzinie grania zorientowałem się, że TF2 nie jest grą nastawioną na klasyczne Deathmatch-e (Są wręcz trudne do znalezienia na liście serwerów), ale nie odbiega też od równie znanych trybów. Znajdziemy tam Capture The Flag (Pipeline), Control Point (Badlands), Payload (dopchaj swój wagonik do bazy wroga, np. Badwater), etc. Przejdźmy do omówienia grafiki. Duży plus należy się za mapy, które są spójne, różnorodne i po prostu miłe dla oka (wyjątkiem jest dla mnie Hydro). Jak widać na pudełku, gra ma bardzo ładną , bajkową grafikę [choć są też efekty gore!], w której na próżno szukać graficznych bugów (choć uparci mogliby przyczepić się do efektu płonięcia zwłok). Warto też zwrócić uwagę na efekty dźwiękowe w stylu, kiedy twój charakter sam coś komentuję bez twojej komendy, odgłosy broni, wybuchów... Dźwięk = sam cud i miód. Ok, czas na gwóźdź programu: ogólną mechanikę gry i klasy.
    Gentleman? (**)
    Jedną z rzeczy, która wręcz odbiera na samym początku mowę, są klasy. W grze masz do wyboru aż dziewięć (!!!) różnych klas, różniących się od siebie o 180 stopni. Jedno jest pewne: każdy znajdzie tu klasę dla siebie. Trochę mi to zajmie, ale opiszę każdą klasę, a uwierzcie mi, jest co opisywać. Scout jest najszybszą klasą w grze, dwa razy szybciej przejmuję punkty kontrolne, a jego główną bronią jest Scattergun, świetny na bliski dystans (dodatkowo pistolet i kij baseballowy). Drugą klasą jest Soldier, jedna z najwolniejszych klas, aczkolwiek nadrabia tym, iż posiada wyrzutnię rakiet. Trzecia klasa to Pyro, po czym można łatwo wywnioskować, że jego główną bronią jest działko wodne miotacz ognia. Następnie mamy Demomana, którego broniami są wyrzutnia granatów oraz oddzielnie bomb przylepnych, które może zdetonować. Dalej Heavy, druga najwolniejsza klasa w grze, ale dysponuje największą ilością życia z podanych wcześniej klas (tak, każda klasa ma inną liczbę HP) i minigunem. Engineer potrafi budować sojusznicze obiekty dla drużyny, takie jak teleporty, które może umieścić, gdzie tylko chce, dispensery, odradzające przebywającym blisko członkom drużyny życie i amunicję, a nawet działko strażnicze. Medyka opisywać właściwie nie muszę, powiem tylko, że leczy innych za pomocą niejakiego Mediguna (i potrafi uczynić jednego z członków teamu niezniszczalnym na chwilę). Snipera też raczej nikomu przedstawiać nie trzeba. No i zostaje nam Spy, który potrafi stać się niewidzialnym, zniszczyć konstrukcję Engiego tzw. elektrosaperami, przebierać się za wroga i zabijać poprzez wbicie noża w plecy. Wiem, że to wszystko wydaje się zagmatwane, ale wszystko przyswaja się z każdą minutą podczas gry (co do broni: każda ma dodatkowo jakieś 10% na krytyczny strzał, który zadaję wtedy potrójne obrażenia). Warto jeszcze wspomnieć, że podczas gry można znaleść alternatywne bronie i czapki dla klas, które można potem zmienić w menu. Jako jedną z rzeczy, którą też uważam za fenomen w internetowych shooterach, to to, że z każdą klasą można się identyfikować. Każda klasa podczas boju krzyczy inne komendy innym akcentem, inaczej wkurza (tzw. taunt) wrogów, po niedługim czasie gry można nawet zorientować się, jakiej narodowości jest dana klasa! Wielkim plusem jest dla mnie to, że cała gra jest z takim akcentem komediowym, przymrużeniem oka. Również serdecznie zachęcam do obejrzenia trailerów TF-a, z serii Meet The *nazwa klasy*, rewelacyjnie zrobione animacje piętnujące cechy poszczególnych klas.
    Shall we? (***)
    No cóż, ale nikt nie jest doskonały, choć TF2 jest bardzo blisko. W kwestii wad TF2 nie będę musiał się rozpisywać, wystarczy, że wspomnę o czasami niezbalansowanych drużynach, z którymi serwery nic nie robią i drugą małą niedoróbką są nieliczne techniczne babole np. problem z hitboxami w rewolwerze Spy'a, ale mówiąc szczerze, mam to gdzieś. Jak dotąd żyję, nie grałem w lepszą sieciową strzelankę, nawet porównując z Call of Duty 4. Końcowy cytat biorę z recenzji, dzięki której kupiłem TF2. "Jeśli szukasz dynamicznej gry MMO, TF2 mogę ci polecić z palcem w zadzie i stopą w pępku."
    -Plusy
    +grafika
    +grywalność
    +dźwięki
    +klasy
    +humor
    +klimat
    -Minusy
    - Bardzo rzadko występujące, bez większego znaczenia
    Ocena?
    A niech tam - 10/10
    (*) - Cytat z Heavy'ego, sekundę po zjedzeniu kanapki
    (**) i (***) - Okrzyki wojenne Spy'a.

    Vlauer
  17. Vlauer
    Ach, muzyka. Powiedzieć o niej tysiące słów, a wciąż będzie mało. Właściwie jestem człowiekiem, dla którego muzyka to jedna z największych przyjemności w życiu. W tym wpisie chciałbym wam zaprezentować parę polskich utworów (niewiele, bo tylko trzy, ale zawsze coś), których nie tylko się słucha. O nich się myśli, wnika się w ich tematykę i interpretuje. Enjoy!
    Kult - Krew Boga - Jak już pisałem w jednym wpisie, nie jestem fanem Kultu, ale ten kawałek mnie urzekł, choć przyznam, że nie wyłapałem za pierwszym razem, "o co chodzi" w piosence.
    Sztywny Pal Azji - Nie Gniewaj Się Na Mnie Polsko - W tej piosence raczej nie trzeba długo rozmyślać nad przesłaniem, co nie zmienia faktu, że jest to zacny utwór. (BTW, potrafię to zagrać na gitarze *kącik lansu OFF*)
    Paktofonika - Dla Pewnego Swego - Jest to piosenka z (IMO) Złotej Ery polskiego hip-hopu i mogę bez wątpienia stwierdzić, że jest to najbardziej motywująca piosenka, jaką słyszałem.
    Dzięki za przeczytanie wpisu, mam nadzieję, że sami przez chwilę zadumaliście się nad w/w utworami.
  18. Vlauer
    Każdy z nas, graczy, czasami to odczuwa. Uczucie, kiedy ze złości zaciskamy ręce, mamy drgawki, rzucamy joypadami, whanever. Czyli, w skrócie: co denerwuje nas w grach. W tym wpisie opiszę, co mnie doprowadza do wrzenia, jak będziecie mieli ochotę możecie również napisać własne spostrzeżenia w komentarzach.
    1.N00by.
    To chyba bez wyjątku rzecz, która denerwuje wszystkich graczy niezależnie od wszystkiego, kiedy wchodzi taki łoś na serwer, popisuje się, jaki to on nie jest pr0, nie mówiąc już o "wyczesanym" nicku, jaki zazwyczaj sobie wybiera (np. Rozpierdalator, KILER, itp.). Naprawdę, nie mam absolutnie nic do początkujących graczy, o ile nie zachowują się, jakby grali w tą grę 37 lat non-stop, i jakby potrafili strzelić "headshota w brzuch" (hasło mojego niegdyś kolegi nuba) z drugiego końca mapy.
    2.Brak kultury. Głównie ten zarzut też tyczy się n00bów, ale czasami nawet w miarę normalni gracze bez potrzeby rzucają mięsem. Na przykład: załóżmy, że grasz w Team Fortress 2 i widzisz, że rozwalają działko twojego inżyniera, na co on by zareagował: "kufa twoja mać wy chędożone nuby, nie gram z wami prostytutki wykrzywione, wasze mamy załatwiają nieczyste interesy pod latarnią po dobranocce, spadam stąd" (Oczywiście w bardziej mięsistej wersji [bTW. Przykład z TF2 akurat dlatego, że ostatnio gram często, a jest to akurat jedna z gier w której kultura jest na wysokim poziomie, baardzo rzadko zdarzają się niemiłe sytuacje]) Rozumiem jakieś rzucenie mięsem raz na rundkę, czy coś, bo nie wyszło, albo że zostało się "zraszowanym", ale bez przesady.
    3.Wylęgarnia przeciwników. Coś, czego naprawdę nie cierpię w grach (bo przypadki u góry da się zdzierżyć) to nadrabianie braku AI u komputera "shitloadem" respawnujących się przeciwników. Halo, ja tutaj robię tajną misję, a nie wywołuję III Wojnę Światową!
    4. Przegięty poziom trudności. Rozumiem, w tych czasach jest już trochę gier dla hardkorów, ale są gry, które idą jeszcze dalej. Ze względu na to, że często grasuję po YT i oglądam toplisty związane z grami, i niektóre etapy z gier przerastają mój łeb. Parę sposobów na utrudnienie gry: jedno życie na samą grę i brak kontynuacji (to akurat bardziej związane z przeszłością, bo teraz to już jest nie do pomyślenia), punkt 3, bossowie z Mountain Everestem HP i OHKO (One Hit Knock Out - cios/atak zabijający od razu), przegięte elementy platformowe (to głównie do starych gier, choć był jeden np. w Raymanie 3),czasowe limity.
    5.Bugi wszelkiej maści. Długo by opisywać, ale każdy chyba wie, o czym mówię.
    6.Banalna fabuła lub jej brak. Na przykład niesławne już pod tym względem Mirrors Egde, przewidywalne do granic.
    Cóż, to chyba wszystkie moje zarzuty co do niektórych gier. Teraz czas na małe ogłoszenie.
    Pierwsze, od momentu, kiedy zacząłem blog, straciłem już przygotowane pokłady mojej weny, także teraz wpisy będą zasadniczo rzadziej, niż co dzień czy dwa. Jedno jest pewne: niedługo zrobię wpis o najtrudniejszych bossach, o jakich słyszałem w grach, i być może recenzję Team Fortress 2.
    Dzięki za przeczytanie wpisu.
  19. Vlauer
    Co czyni poziom rewelacyjnym? Wg. mnie dwa czynniki: grywalność i muzyka. Dzisiaj przybliżę wam 5 kawałków z leveli z różnych gier, których prawdopodobnie nigdy nie zapomnę, i które tak zapadają w pamięć, że po jednym przesłuchaniu, można znać już nuta po nucie na pamięć. (BTW, jedno ograniczenie: jedna piosenka na tytuł. I jeszcze jedno: ja mam swój gust, ty swój, także nie burz się, że w liście nie będzie czegoś co ty znasz i lubisz.)
    Nr 5: Nutka z ostatniego poziomu gry Goldeneye na N64. Idealnie pasuję na ostatni poziom: nie dość, że gonisz zdrajcę po powierzchni anteny a jego ludzie co rusz pchają ci się (respawnują) pod nogi, to jeszcze musisz coś wyłączyć na czas. Pasuje do klimatu filmów z Bondem. LINK
    Nr 4: Utwór grany w poziomie Beach Ball w grze Crash Bash. Jedna z bardziej chwytliwych piosenek z gier, jakie znam, w dodatku z bardzo oryginalną nutką electro. LINK
    Nr 3: Trudno było mi wybrać utwór z tej gry, gdyż starzy wyjadacze dobrze wiedzą, że każdy kawałek z tej gry jest wybitny. Zdecydowałem się na tą jedną ze względu na to, że lubię taki funkowy styl. 8bit FTW! LINK
    Nr 2: Niezwykle głęboki i mroczny utwór z gry Sonic Riders. Zacytuję znajomego: "jakbym miał jechać na przejażdżkę do piekła, to wolałbym ten utwór, niż jakiś death metal". LINK
    Nr 1: No i dotarliśmy do numeru jeden. Wyjaśnię szybko, dlaczego akurat ten utwór znalazł się na tym miejscu. Po 1, rewelacyjny kawałek electro. Po 2, niesamowicie podnosi humor i tworzy banana na twarzy. No i na domiar dobrego, pochodzi ze świetnej platformówki! LINK
    Jeszcze mam tutaj takie 2 smaczki, które również warte są uwagi, ale nie załapały się na listę. Right Behind You oraz Hoovering the Hoverboard
    Mam nadzieję, że spodobała wam się moja lista, zapraszam do komentowania.
    EDIT: Ludzie, naprawdę, nie ugryzę was, jak skomentujecie. xP
  20. Vlauer
    Jako, iż wczoraj zrobiłem listę o poziomach, dziś czas na muzykę z bossów, ale z tego względu, że w tym temacie jestem bardziej obeznany, to będzie lista top 10, a nie 5. No, więc zaczynamy.
    Nr 10: Ten kawałek, szczególnie intro, od razu daje do zrozumienia, że walczymy z gościem, który rozerwałby nas na strzępy, jakby tylko miał zasięg. W sam raz dla Tiny'ego. Gdyby nie wkradająca się potem monotonia, byłoby wyżej na liście LINK (BTW, tu macie metalową wersję.
    Nr 9: Jeden z pierwszych świetnych kawałków, jakie słyszałem prosto z gry. Co jak co, ale klimacik toto ma. Żebyście go bardziej odczuli, wysyłam link prosto z walki z bossem, jak wyżej. LINK
    Nr 8: KAŻDY szanujący się gracz mniej-więcej w moim wieku powinien choćby kojarzyć tą dynamiczną, 8bitową nutkę z Gameboya. LINK
    Nr 7: Różnorodność FTW. Szczególnie przy walce z NIM. LINK
    Nr 6: Arena otoczona lawą, na niej wiele większy od ciebie stwór, któremu musisz stawić czoło, a w tle wyjątkowa muzyka i chóralne ryki. Wszystko w tym temacie. LINK
    Nr 5: Muzyka w każdym bicie dzika i niespodziewana, dokładnie jak ten boss. LINK
    Nr 4: Epickość w każdej sekundzie. Baaaardzo przyjemne wspomnienia, kiedy siedziało się godzinami i ratowało świat jako fioletowy smok... LINK
    Nr 3: ABSOLUTNY klasyk, jeśli chodzi o toplisty z muzyką. Mogę się założyć, że znalazł się na każdej liście z muzyką z bossów, jaka jest na YT. LINK
    Nr 2 i 1: Nie mogłem zadecydowań. Sami musicie dokonać wyboru, który utwór bardziej wam się podoba. Czy epika, której nie trzeba przedstawiać, czy dynamika urywająca ryja?
    Mam nadzieję, że podobała wam się moja lista, a muzyka umiliła dzień, lub przywołała wspomnienia. Serdecznie zapraszam do komentowania.
  21. Vlauer
    Pewnego dnia, nudząc się, zacząłem rozmyślania na pewien temat. Mianowicie: przeglądając CDA z ostatnich miesięcy znalazłem parę listów, w których były poruszane kwestie hardkorów i każuali. Że gracze coraz częściej określają się jednym z tych dwóch określeń. Zacząłem się zastanawiać: hm, kim ja jestem z tej dwójki?
    Hm, na pewno nie jestem każualem, bo nie gram w gry pokroju Mahjong, Tetris, Peggle, Pasjansa (tu dodaj inne każualowe gry), et cetera... Skoro nie jestem każualem, to powinienem być hardkorem, ale to też nie pasuję. Nigdy nie zaliczyłem żadnej piosenki na expercie w Frets on Fire, od Megamana na emulatorze dosłownie się "odbiłem", a już na pewno nie gram 12h dziennie w WoW (niegdyś 5h w GW się nie liczy... ). I doszedłem do wniosku.
    Wniosku, że przy naporze tematów i opinii związanych z każualami i hardkorami, zapominamy o najbardziej podstawowym rodzaju użytkownika, który posiada komputer głównie w celach rozrywkowych (nie chciałem pisać gracza, bo by się powtórzyło ), a jest nim... zwykły gracz.
    Gracz, który gra w FPS-y na normalnym poziomie trudności, ma problemy, by zaliczyć song z FoF załóżmy na Hardzie, nie ma w CeeSie statów 120/5, aczkolwiek nie skupia się też na grach w stylu Kulki i Simsy (z całym szacunkiem Hut . W czasach, gdy najczęściej podziały dokonywane są na najlepszych i najgorszych, zapominamy o średniakach, którzy mogą stanowić akurat większość owej społeczności. Także, mój apel: nie zapominajmy o zwykłych graczach, niech oni też dojdą do podziału. Nie zapominajmy, że świat nie dzieli się na najlepszych i najgorszych, na rajdowców i kierowców niedzielnych. To tyle w tym temacie.
    PS. Nie mówię, że w CDA w ogóle nie ma o nich wzmianek, ale są coraz rzadziej.
    Dzięki za przeczytanie wpisu, serdecznie zapraszam do komentowania.
  22. Vlauer
    Na wstępie powiem, że gardzę piratami. Mocno (Chociaż przyznam się, że nie jestem bez winy, ale przynajmniej nie mam czelności, by dorabiać sobie teorii) . Niektórzy z nich ostatnio argumentują, że muszą grać, a nie mają pieniędzy, by kupować gry po 100-120 zł. I tu moje pytanie: A reedycji kupić nie można?!
    Z roku na rok w reedycjach dostajemy coraz częściej, i to coraz atrakcyjniejsze rarytasy. Z Extra Klasyki możemy "wyłowić" np. dynamicznego F.E.A.R - a, nowatorskie Fable, stare, ale jare Kroniki Riddicka: Ucieczka z Butcher Bay. Z kolei w Kolekcji Klasyki możemy znaleść takie rarytasy, jak Antologię Deus Ex, Antologię Max Payne, Far Cry, czy Sid Meiers' Pirates!. Poza tym, są jeszcze reedycje nieprzyporządkowane do tych kolekcji. Ostatnio na przykład natrafiłem w Saturnie na Orange Box (Dla niezorientowanych: Half Life 2 + 2 epizody, Team Fortress 2 i Portal) za.... 50zł. Chyba najlepsza reedycja, na jaką w życiu jak dotąd natrafiłem (I jeden z lepszych "growych" zakupów). A na półce obok Oblivion: Shivering Isles za 40zł.
    Właśnie, żebym nie zapomniał: pamiętajmy też, że są pisma z grami komputerowymi, które można nabyć za cenę 5-15zł, a które czasami zawierają więcej niż jedną grę, a niektóre czasopisma nawet czasami zamieszczają całkiem świeże lub przemierowe pozycje (CDA ^^).
    Więc, podsumowując. Można w tym kraju kupić kultowe gry za ok. 20zł, do tego czasami są to gry zlokalizowane po polsku i z dodatkami. Tym oto wpisem obalam kolejny punkt obrony piratów w tezie "Piracę, bo muszę."
    PS. Cena tego Orange Box na pewno nie była obniżona przez Saturn, bo z ciekawości rozejrzałem się po internecie po zakupie. Cena Orange Boxa już teraz WSZĘDZIE jest w okolicach pięciu dyszek.
    Pozdrowienia dla tych, co przeczytali, zapraszam do komentowania.
  23. Vlauer
    Kto przeczytał ostatni wpis powinien wiedzieć, że nie darzę piratów ciepłymi uczuciami. Podobnymi uczuciami darzę dziennikarzy. Dlaczego?
    Nie mam wielu powodów, by ich nie lubić, ale one w zupełności mi wystarczą. Zacznę od takiego pomniejszego zarzutu, który tyczy się bardziej redaktorów czasopism, niż telewizyjnych dziennikarzy. Chodzi o blagę. Czasami w gazetach takich jak Fakt, czy inny Super Expres można znaleźć większe bzdury i absurdy, niż na Nonsensopedii. Przykład: Człowiek chcę zakupić w kiosku gazetę. Myśli chwilę nad wyborem tej jednej, w końcu jakiś-tam wybór jest. Po zastanowieniu się nad wyborem, postanawia zakupić Fakt, licząc, na garść rzetelnych informacji zarówno o wydarzeniach w Polsce i za granicą (Tja..). Otwiera w domu gazetę, a jego oczyma ukazują się albo historie, które autentycznością dorównują powieściom o Harrym Potterze, albo absurdy, których można by użyć w skeczach Monty Pythona (Bum! Bęc! Ciach! Bach! Łubudu!). Myślę, że więcej słów w tym temacie nie trzeba.
    Drugi zarzut jest już głównie dla dziennikarzy telewizyjnych. Mówię tutaj o oczywistej sprawie, jaką jest wchodzenie buciorami (rozmiar 47, kalosze, uwalone farbą, czy nie wiem czym) w czyjeś życie, nawet prywatne. Załóżmy, że jesteś celebrytem. Masz rozwód, płaczesz, jesteś załamany? Nazajutrz zapewne zobaczysz z 4 swoje zdjęcia w Fakcie z jakimś pseudo-smutnym podpisem o czcionce 130. Jesteś na wypadzie z przyjacielem, przyjaciółką? "Nowy romans!" W jeden wieczór idziesz gdzieś bez męża, żony? "Czyżby małżeńska kłótnia?". Najczęściej takie zjawisko można zaobserwować na Pudelku, gdzie są setki podpisów w tym stylu, do tego jakieś zdjęcie od czapy z "ofiarą".
    Na zakończenie powiem tylko, że mam nadzieję, że nigdy nie będę szczególnie sławny, bo baaardzo nie lubię "nachalnej ciekawości" wszelakich hien.
    Pozdrawiam tych, którzy przeczytali ten wpis, zapraszam do komentowania.
×
×
  • Utwórz nowe...