Skocz do zawartości
  • wpisy
    75
  • komentarzy
    8
  • wyświetleń
    18287

2 wpis...


Nicek

117 wyświetleń

?Godzina W? Warszawa, 1 sierpnia 1944.

Chociaż godzina policyjna trwała od kilku godzin, grupa uzbrojonych 15 osób przemykała uliczkami Starego Miasta. Mieli szczęście. Nikt ich nie zatrzymywał. Ale w razie czego i tak mieli fałszywe dokumenty pozwalające na swobodne poruszanie się po mieście po godzinie policyjnej.

-Potęga PPP. Pomyślała jeszcze raz kapral Lewicka, gdy spojrzała na swoje dokumenty.

Bardzo starannie zrobiony dowód oświadczał, iż posiadacz często wraca do domu w czasie trwania godziny policyjnej. Zrobił je jeden z Cichociemnych, który został zrzucony nad Polską wiosną 1941.

Lewicka była ubrana w długi, kremowy płaszcz, pod którym trzymała niemiecki MP-40 i niemiecki granat trzonkowy.

Bała się. Tak jak pozostałe 14 osób. Jednak była szczęśliwa. Wreszcie po tylu latach będzie mogła się zemścić. Za swoją siostrę i matkę, które zostały wywiezione do obozu zagłady na początku ?43 roku.

-Okay, to tutaj. Możemy chwilkę odsapnąć. Syknął dowódca grupy.

Cała piętnastka znalazła się w ciemnej alejce. Zważywszy na egipskie ciemności, które panowały na ulicy, byli niewidoczni. Dla każdego.

-Hej. Nie bój się! Wszystko będzie dobrze. Mruknęła najlepsza przyjaciółka Zosi Lewickiej.

-Wiem. Po prostu ciężko mi opanować emocje.

-Już niedługo. Jeszcze kilka minut i się wszystko zacznie. Damy Frycom tak popalić, że hej.

-Cicho tam! Słychać was w całej zachodniej Warszawie.

Przyjaciółka, Beata, uroczo się uśmiechnęła. Wyciągnęła z plecaka Lugera P08, założyła biało-czerwoną opaskę na ramię i oparła się o ścianę.

-58 miesięcy.

-Co?

-Zaczęło się to wszystko 58 miesięcy temu. Okupacja. Września nie liczę.

-Liczysz ilość miesięcy?

-Mhm. Zaczęłam na początku października 1939.

-Wariatka. Odparła Zosia.

Obie dziewczyny uśmiechnęły się do siebie.

-Po wojnie otworzę kwiaciarnie.

-Sama?

-Nie wiem. Może mój ojciec i bracia wrócą?

-A gdzie teraz są?

-Nie wiem. Ostatni raz widziałam ich 2 dni przed wybuchem wojny. Ojciec zabrał ich do Paryża. W jakąś tam delegacje. Pewnie walczyli z Francuzami w 1940. A teraz?

Sama nie wiem.

Cisza, która po chwili nastąpiła, była przerywana tylko przez szczęk odbezpieczanych karabinów i pistoletów.

-Już czas. Jest sygnał.

-58 miesięcy.

-58 miesięcy!

Grupa ruszyła w kierunku budynku, który stał naprzeciwko alejki. Na ulicy nikogo nie było.

Gdy dobiegli do ściany, dowódca zakomunikował:

-Na razie nie brać jeńców. To zbędny balast. Pamiętajcie, by brać wszystko, co możecie. Najważniejsza jest amunicja do karabinów i pistoletów. Potem brać broń przeciwpancerną.

-Tak jest. Odpowiedział oddział.

Po krótkiej chwili jeden z szeregowców otworzył zamek w drzwiach.

Na klatce schodowej były schody prowadzące do piwnicy oraz drzwi do zbrojowni.

Zosia i dowódca grupy stanęli obok drzwi. Z pomieszczenia słychać było radio i gwizd niemieckiego żołnierza, który podśpiewywał sobie.

-1:00. Rozpoczęło się. Powiedział dowódca.

Zgrabnym kopnięciem wyważył drzwi. Pierwsza do pomieszczenia wpadła Zosia. Krótką seryjką ścięła gwiżdżącego Niemca oraz jego towarzyszy, którzy spali pod ścianą.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...