2 wpis...
?Godzina W? Warszawa, 1 sierpnia 1944.
Chociaż godzina policyjna trwała od kilku godzin, grupa uzbrojonych 15 osób przemykała uliczkami Starego Miasta. Mieli szczęście. Nikt ich nie zatrzymywał. Ale w razie czego i tak mieli fałszywe dokumenty pozwalające na swobodne poruszanie się po mieście po godzinie policyjnej.
-Potęga PPP. Pomyślała jeszcze raz kapral Lewicka, gdy spojrzała na swoje dokumenty.
Bardzo starannie zrobiony dowód oświadczał, iż posiadacz często wraca do domu w czasie trwania godziny policyjnej. Zrobił je jeden z Cichociemnych, który został zrzucony nad Polską wiosną 1941.
Lewicka była ubrana w długi, kremowy płaszcz, pod którym trzymała niemiecki MP-40 i niemiecki granat trzonkowy.
Bała się. Tak jak pozostałe 14 osób. Jednak była szczęśliwa. Wreszcie po tylu latach będzie mogła się zemścić. Za swoją siostrę i matkę, które zostały wywiezione do obozu zagłady na początku ?43 roku.
-Okay, to tutaj. Możemy chwilkę odsapnąć. Syknął dowódca grupy.
Cała piętnastka znalazła się w ciemnej alejce. Zważywszy na egipskie ciemności, które panowały na ulicy, byli niewidoczni. Dla każdego.
-Hej. Nie bój się! Wszystko będzie dobrze. Mruknęła najlepsza przyjaciółka Zosi Lewickiej.
-Wiem. Po prostu ciężko mi opanować emocje.
-Już niedługo. Jeszcze kilka minut i się wszystko zacznie. Damy Frycom tak popalić, że hej.
-Cicho tam! Słychać was w całej zachodniej Warszawie.
Przyjaciółka, Beata, uroczo się uśmiechnęła. Wyciągnęła z plecaka Lugera P08, założyła biało-czerwoną opaskę na ramię i oparła się o ścianę.
-58 miesięcy.
-Co?
-Zaczęło się to wszystko 58 miesięcy temu. Okupacja. Września nie liczę.
-Liczysz ilość miesięcy?
-Mhm. Zaczęłam na początku października 1939.
-Wariatka. Odparła Zosia.
Obie dziewczyny uśmiechnęły się do siebie.
-Po wojnie otworzę kwiaciarnie.
-Sama?
-Nie wiem. Może mój ojciec i bracia wrócą?
-A gdzie teraz są?
-Nie wiem. Ostatni raz widziałam ich 2 dni przed wybuchem wojny. Ojciec zabrał ich do Paryża. W jakąś tam delegacje. Pewnie walczyli z Francuzami w 1940. A teraz?
Sama nie wiem.
Cisza, która po chwili nastąpiła, była przerywana tylko przez szczęk odbezpieczanych karabinów i pistoletów.
-Już czas. Jest sygnał.
-58 miesięcy.
-58 miesięcy!
Grupa ruszyła w kierunku budynku, który stał naprzeciwko alejki. Na ulicy nikogo nie było.
Gdy dobiegli do ściany, dowódca zakomunikował:
-Na razie nie brać jeńców. To zbędny balast. Pamiętajcie, by brać wszystko, co możecie. Najważniejsza jest amunicja do karabinów i pistoletów. Potem brać broń przeciwpancerną.
-Tak jest. Odpowiedział oddział.
Po krótkiej chwili jeden z szeregowców otworzył zamek w drzwiach.
Na klatce schodowej były schody prowadzące do piwnicy oraz drzwi do zbrojowni.
Zosia i dowódca grupy stanęli obok drzwi. Z pomieszczenia słychać było radio i gwizd niemieckiego żołnierza, który podśpiewywał sobie.
-1:00. Rozpoczęło się. Powiedział dowódca.
Zgrabnym kopnięciem wyważył drzwi. Pierwsza do pomieszczenia wpadła Zosia. Krótką seryjką ścięła gwiżdżącego Niemca oraz jego towarzyszy, którzy spali pod ścianą.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia.