Skocz do zawartości
  • wpisy
    75
  • komentarzy
    8
  • wyświetleń
    18287

...


Nicek

165 wyświetleń

Gdańsk. Najwspanialsze, najstarsze i naj naj miasto na północy Polski. Nie trzeba mówić, że od razu chciałem jechać do Wolnego miasta.

Klasa w końcu pojechała na zieloną szkołę. Co prawda był kwiecień, jednak pogoda była naprawdę świetna. W 1 klasie się nie udało, ale teraz pomysł nie tylko się spodobał dyrekcji, ale jeszcze umożliwiał wzięcie udziału w jakimś tam spotkaniu naukowym.

Oczywiście nikt się nie przejmował jakimiś badaniami naukowymi. Wszyscy wiedzieli, że będą przez tydzień pić, palić i jeszcze raz pić.

Pojechaliśmy na 7 dni. Wycieczka kosztowała 500 złotych. Całe szczęście dla mnie nie było to większym problemem. W sumie nikt nie miał problemu z tą kwotą.

Co prawda Doniu musiał sprzedać połowę swojego gospodarstwa, ale sam mówił, że i tak woli jechać na wycieczkę niż paść krowy na jakimś zadupiu.

Jako że Lechia Gdańsk to najstarsza zgoda Śląska, Krzychu i ja uparliśmy się, by pojechać na stadion. Przynajmniej będę mógł pochwalić się swojej siostrze, że też byłem na stadionie przy ulicy Traugutta.

Siostra była kilka razy. Ja przyznam, że nie byłem ani razu. Chociaż to nie był mój pierwszy raz w Gdańsku.

Oczywiście zwiedziliśmy też Westerplatte. Bo czym by była wycieczka nad polskie morze bez zwiedzenia składnicy tranzytowej?

Najlepiej jednak będę wspominać nasz ośrodek. Na Stogach. Byliśmy zakwaterowani w sympatycznym hoteliku, z którego bezpośrednio wychodził widok na morze. Po lewej była stocznia. Za stocznią było Westerplatte.

Generalnie lepiej trafić nie mogliśmy.

Ostatniego dnia poszedłem sobie wieczorkiem na plaże. Jako mały brzdąc, zawsze chciałem być marynarzem i pływać w łodzi podwodnej. Pewnie to wina tego, że od dziecka zawsze grałem w Silent Huntera. Usiadłem sobie na prawie pustej plaży. Reszta klasy balowała w ośrodku, a ja z puszką Pepsi siedziałem tuż przy wodzie. Było naprawdę fantastycznie.

Z radością wpatrywałem się w statki, które można było zobaczyć na horyzoncie. Gapiłem się kilkadziesiąt minut.

-Co Cię gryzie, Pawełku? Spytała Viśnia.

-Odpowiedziałbym, że zombie, ale zostałbym posądzony o plagiat.

-Że co?

-Nieważne.

-No więc, czemu tak sam siedzisz?

-Myślę.

-O czymś konkretnym?

-Nie. O niczym szczególnym.

Ale mam do Ciebie pytanko:

Nigdy się Ciebie nie spytałem-Co ty sądzisz o tej mojej całej sytuacji?

-Masz na myśli to, że jesteś policjantem?

-Mhm.

Karolina się trochę zamyśliła, jednak po chwili odpowiedziała:

-Cóż, trochę nas tym wszystkim zaskoczyłeś. W końcu nie masz jeszcze 18 lat, a już jesteś oficerem policji.

-Ta, ta, ta. Jasne. Bo to Ciebie najbardziej przejmuje. To, że jestem oficerem policji.

-A co chcesz wiedzieć?

-Nie wiem. Jaki masz do tego stosunek? Co sądzisz o policji?

-Wiesz, nie pałam jakąś wielką miłością do policji, ale daleka jestem od wypisywania JP na 100% i CHWDP na ścianach.

-Ta? Po tym, co widziałem na urodzinach u Donia, spodziewałem się innej odpowiedzi.

-A tam. Wtedy byłam lekko pijana. A teraz jestem trzeźwa. Jeszcze.

Robisz dobrą robotę. Narkotyki to syf. Ale czasami się zastanawiam czemu poszedłeś wtedy. Na ten nabór.

-Cupryś wam nie powiedział? O mojej matce?

-A co miałby powiedzieć?

-Moja matka pracowała w wydziale do spraw narkotyków. Ma teraz status, jak to Amerykanie mówią, KIA.

-KIA?

-Zabita na akcji. Została zastrzelona na akcji policyjnej. Niedługo potem wstąpiłem do policji.

-Sorki. Nie wiedziałam.

-To nic. Przyzwyczaiłem się. W sumie i tak nie miałem wyboru. Nie chciałem iść do bidula?

-A rodzina?

-Powiem Ci, że mało kto by chciał się mną zaopiekować. Moją siostrą-owszem. Ale nie mną. Po prostu byłem?mało popularny w rodzinie.

-To tak jak z Aruną.

-Tylko że Aruna jest gwałcicielem. A ja nie.

-Heh. Jasne. No! Dosyć marudzenia! To nasz ostatni dzień w Gdańsku. Idziemy do sklepu po piwo!

-Ta jest. W końcu ty jesteś starsza. A starszych trzeba się słuchać.

Ruszyliśmy do sklepu. Najpierw musieliśmy wyjść z plaży i przejść chodnikiem dobre 100 metrów. Po drodze spotkaliśmy Krzyśka i Wojtka, którzy również szli do sklepu.

Tak oto w czwórkę ruszyliśmy do pobliskiego nocnego, by zaopatrzyć się w Pepsi dla mnie, piwo dla Krzyśka i fajki dla Viśni.

-A jak tam twoje sprawy sercowe, Pawełku? Spytał Krzychu.

-Sprawy sercowe? Co masz na myśli?

-Już nie udawaj, że ty nie wiesz.

-Rany?Heh. Myślałem, że już wam przeszło. Że już sobie odpuścicie. A wy nadal gadacie o?

-Żanecie? Spytał Wojtek.

-Ta?o Żanecie. Odpowiedziałem.

-No co? Jako twój kumpel, chcę wiedzieć co i jak. Mam się szykować na ślub?

-Nie.

-Czemu?

-Ślubu nie będzie.

-Czemu? Czyżbyś ją zaprosił do kina, a ona odmówiła?

Zatrzymałem się. W pierwszej chwili chciałem Cajmera uderzyć, ale ten był silniejszy, a ja nie miałem przy sobie broni, więc postanowiłem powiedzieć:

-Jest kiepska w łóżku?

-Co?! Spytali jednocześnie Wojtek z Viśnią.

-Po prostu jest kiepska w łóżku. Wiecie- Zaprosiłem ją do kina, ale gdy się spotkaliśmy, powiedziałem:

:Ej, Yumiś. Odpuśćmy sobie kino. Od razu chodźmy do łóżka?

Dziewczyna się zgodziła i tak poszliśmy do mnie do domu.

-I?

-Że niby mam opowiedzieć szczegóły? No way, kolego. Mimo wszystko powtórki nie będzie.

-A to niby czemu?

-Nie chcę Cię zgorszyć. Odpowiedziałem.

-No weź?

-Jakby to powiedzieć?jest za głośna w pewnym momencie. Wiesz, co mam na myśli?

-Ta?Chyba wiem. Odpowiedział Krzychu.

-Pawełku. Mruknęła Viśnia. Mówisz poważnie?

-Nie! Robię sobie jaja. To się nazywa akt desperacji. Nie wyszedł mi. Ale mam nadzieję, że przestaniecie w końcu mówić o tej dziewczynie!!

-Ale przecież Ci się podoba.

-Rany, Wojtek! Viśnia też mi się podoba. I co z tego? Czy to oznacza, że planuję z nią ślub?

-Planujesz? Spytała dziewczyna.

-Tak. Mamy zarezerwowany termin w przyszłą sobotę. Tylko się nie spóźnij.

Widzisz, Krzychu? Nie mogę być z Yumi-Kalifornia?

-Kolorado. Poprawił Wojtek.

-Jak zwał tak zwał. Nie mogę z nią być skoro jestem z Viśnią. Nie wiedziałeś o tym?

Krzychu spojrzał na mnie tylko z litościwą miną.

-Zmieńmy może temat?

-Dobra. Niech ktoś zaproponuje.

-Paweł. Jesteś gotowy umrzeć na służbie?

-Że co? Spytałem. Wojtek, dobrze się czujesz?

-No wiesz, jesteś policjantem. Nie raz byłeś na jakieś akcji, więc sam wiesz.

-Ta rozumiem. Czy jestem gotowy umrzeć na akcji. Albo, jak kto woli, czy jestem gotowy umrzeć na służbie? Nie, nie jestem. Nikt nie jest gotowy. Nie myślałem sobie, gdy zgłaszałem się do naboru, że ?A, będę se gliniarzem. Przeżyję-okay. Zginę-To ku chwale ojczyzny?.

Nikt nie jest gotowy, by umrzeć. To, czy ktoś ginie na służbie zależy od przypadku. Ten świat to jeden wielki przypadek.

Mało kto sobie zdaje, że jest w wieży, w którą zaraz wleci samolot. Albo że jest w metrze, w którym zaraz eksploduje bomba. Tak samo ja, na akcji, myślę sobie; ?Nikt nie zginie. A nawet jeśli ktoś, to na pewno nie ja. Mi się to nie zdarzy. Takie rzeczy są tylko w TV?. I na tym zakończmy tą rozmowę.

Doszliśmy do sklepu kilka sekund po zakończeniu rozmowy.

-Ale przemówienie. Pierwsza klasa.

-Viśnia, zajmij się kupnem fajek.

-Paweł, chcesz piwo? Krzyknął Krzychu z końca sklepu.

-Nie.

-A coś do żarcia?

-Milkę orzechową.

-Co?

-Milkę orzechową!

-Poważnie?

-Tak!

-Jak chcesz.

Stanąłem sobie z Viśnią przy wyjściu ze sklepu a Krzychu i Wojtas stali w kolejce, gdy do sklepu wpadło 4 zamaskowane osoby.

-To napad! Krzyknął pierwszy, machając mi przed nosem AK-47.

W pierwszej chwili się przestraszyłem. W drugiej zauważyłem, że cała czwórka ma najwyżej 14 lat.

W trzeciej poczułem przystawioną lufę do mojego brzucha.

-Chcesz umrzeć? Spytał jeden z napastników.

-Nie powinieneś być w domu, maleństwo? Spytałem.

Żeby było śmieszniej, zauważyłem, że jeden z kolesi nagrywa wszystko telefonem.

Z początku chciałem wyrwać karabinek dzieciakowi, jednak ubiegł mnie bohater narodowy czyli Cajmer.

Zgrabnym kopnięciem w żebra, spowodował, że dzieciak z AK upuścił broń. Wtedy ja kopnąłem następnego napastnika w jaja. Chciałem zająć się trzecim, jednak znów ubiegł mnie Krzychu. Podbiegł do kolesia i z całej siły uderzył go w twarz. To był nokaut w pierwszej rundzie. Czwartym nikt się nie musiał zajmować. Zamiast nagrywać, zaczął uciekać, jednak został powstrzymany przez Wojtka.

-Tyś zgłupiał! Co by było, gdyby strzelił mi w twarz! Krzyknąłem do Krzyśka.

-Spokojnie. Ty naprawdę sądzisz, że to prawdziwa broń?

Podszedłem do AK, który leżał na podłodze. Kilka razy w swoim życiu strzelałem z tej broni, więc od razu zauważyłem, że coś z nią jest nie tak. Przede wszystkim była plastikowa i ważyła 4 razy mniej niż powinna.

Gdy wyciągnąłem magazynek, mało nie padłem z wrażenia.

-ASG?!

-Ano. Dziwne, że nie poznałeś od razu.

-Sorry, ale byłem zajęty miażdżeniem krocza kolesia z drugim kałachem. Odpowiedziałem.

Podszedłem do czwartego kolesia, który nagrywał całe zdarzenie.

-Ile macie lat?

-Po 15. Odpowiedział.

-Ile??

-15.

-Was powaliło? Napad?

-Nie chcieliśmy okradać sklepu. Chcieliśmy zrobić taki napad na niby?i wrzucić filmik do sieci. Na youtuba.

-Na youtuba??Jasny gwint?Mruknąłem.

Viśnia. Dzwoń na policje.

-Przecież nic nie zrobiliśmy! Odpowiedział chłopak.

-A napad z bronią?

-Przecież to repliki ASG.

-Które są traktowane jak prawdziwa broń. Poczytaj sobie odpowiednie paragrafy.

Podszedłem do Krzyśka.

-Gdzie ty się tak nauczyłeś bić?

-A wiesz, chodziło się parę lat na jujitsu, boks, boks tajski?

-Uroczo. Jeśli Ci kiedyś podpadnę, to wiedz, że niechcący. Naprawdę niechcący.

PS. Scena napadu została wymyślona zaraz po tym, jak mój ojciec opowiedział mi, co go spotkało w sklepie kilka dni temu :)

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...