Skocz do zawartości

Fanboj i Życie

  • wpisy
    331
  • komentarzy
    500
  • wyświetleń
    138784

Starcraft II: Legacy of the Void ? recenzja:


muszonik

702 wyświetleń

Krótki tekst o tym, jak słowo ?Blizzard? przestało być synonimem dla ?Jakość?.

Dwa słowa o poprzednikach:

Starcraft II budził kontrowersje wśród recenzentów od samego momentu swego wydania. Ci już w 2010 roku, gdy ukazało się Wings of Liberty podzielili się na zwolenników tej gry oraz jej przeciwników. Ci pierwsi wydawali się rozwścieczeni faktem, że jest ona po prostu Starcraftem z lepszą grafiką, drudzy byli tym ukontentowani.

Ja osobiście należałem raczej do zwolenników gry. Pod nowego Starcrafta de facto kupiłem komputer, a mimo, że w sprawach multiplayer jestem raczej jaroszem gra dostarczyła mi dużo radości. Kampanię Terran przeszedłem kilka razy, uważam ją za jedną z lepszych w RTS-ach, tym bardziej, że Blizzard osiągnął szczyty kreatywności w tworzeniu poziomów.

Pograłem też sobie trochę na multiplayer, ale nie osiągając tam zbyt wiele, bo czym jest wejście do Złotej Ligii, skoro można wejść do Diamentowej? Mimo to czasu tego nie uznaję za stracony. Przeciwnie, wysadzanie baz i zrzucanie desantów piechoty na robotników było niemal równie przyjemne, jak słuchanie niemieckich dzieciaków grożących, że ?przyjadę do tej twojej filchy Poland i wpierdolę ci osobiście you fucking banshee abuser?.

Kilka lat później wyszedł kolejny dodatek, tym razem przeznaczony dla Zergów. Zawierał on kampanię do Single Player, która była niezła, choć nosiła ślady niedopracowania oraz oczywiście tryb multiplayer. Heart of the Swarm stawiał też ważne pytanie o przyszłość serii. Pytanie to zawarte było w kampanii właśnie, w której niestety wyraźnie widać było, że nie wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Problemów było wiele: pusty Lewiatan Zergów, który wyglądał jak parodia Hyperiona z Wings of Liberty, totalnie zmarnowany pomysł misji specjalnych, pozwalających na zdobycie próbek genów do rozwoju jednostek, czy poziomy z których duża część kanibalizowała pomysły z Wings of Liberty.

Z drugiej strony część innych, jak np. idea larwy infekującej statek Protossów niczym w ?Obcym? czy misje przeciwko Pierwotnym Zergom ratowały całość. Wszystko to kazało się jednak zastanowić, w którą stronę w przyszłości pójdzie Blizzard. Dziś znamy już odpowiedź na to pytanie.

I nie jest dobrze.

Kampania:

2a.jpg?w=640

Akcja rozpoczyna się mniej-więcej w tym samym momencie, w którym skończyła się fabuła Heart of the Swarm. Korzystający ze spokoju zarówno z Rojem jak i Terranami Prosi szykują się do inwazji na Aiur i odbicia swojej planety. Ta niestety okazuje się pułapką zastawioną przez Amona, mroczną istotę z przeszłości uniwersum i cała rasa dostaje się do niewoli. Jedynym ocalałym jest Artanis, który na pokładzie muzealnego super-mega okrętu Włócznia Aduna, wraz z grupą wiernych sojuszników rusza w wszechświat walczyć ze złem w czystej postaci.

Fabułę bardziej szczegółowo omówię później. Na razie powiem tylko, że rozczarowuje.

Niemniej jednak to nie ona jest największą wadą Legacy of the Void. Największą wadą tej gry jest właśnie kampania. Ta na pierwszy rzut oka wydaje się rozbudowana. Otrzymujemy więc 24 misje, czyli liczbę całkiem porządną. I prawdopodobnie nie byłbym tą grą rozczarowany, gdyby te prezentowały poziom pomysłowości tych z Wings of Liberty. Niestety: nie prezentują. Przeciwnie: wiele z nich z pierwszej części gry zrzyna.

Pamiętacie więc misję, gdy Zeratul ucieka z walącej się świątyni i coś go tam goni? Będziecie mieli takie dwie! Pamiętacie ostatnią misje Protów, gdy bronią się w nieznanym świecie, przed nawałami wrogów, aż im się licznik naładuje? Też dostaniecie takie dwie. Ostatnią misję Terran, z nadchodzącą Kerrigan? Teraz po mapie będzie hasać super-mega Hybryda! Misję z nadchodzącymi w nocy Zombie? Też będzie, tylko tym razem będą to Istoty Z Otchłani. Będzie też powtórka z falą ognia (przy czym tym razem przybierze ona postać jakiś piekielnych wyziewów) oraz atak na obiekty chronione przez Pole Rozrywające (przy czym ten ostatni aż dwa razy). Będzie też wreszcie też misja z obroną Wiertła Laserowego, przy czym tym razem zamiast Wiertła bronić będziemy Kerrigan.

Chyba największą parodią była jednak ostatnia misja, którą przeszedłem z marszu, a potem ze zdziwieniem patrzyłem na napisy końcowe... Bowiem jak to? Zero dramatyzmu! Zero wyzwania! Tylko takie pitu pitu, nie do porównania z atakiem na stolicę Mengska czy inwazją planetarną na Char.

Innymi słowy otrzymujemy powtórkę z rozrywki, tylko w gorszym wykonaniu. Misje są dość nudne, dzieje się niewiele, po prostu z drugiej strony mapy idą przeciwko nam coraz większe fale wrogów. O ile w WoL i HotS mapy były z jakimś pomysłem: z pod ziemi wyłaziły Roache, co chwila otwierały się Czerwie Nydusowe, nadlatywały niewidzialne myśliwce, o planetę rozbijały się kapsuły desantowe, tak tutaj mamy do czynienia wyłącznie z kolejnymi falami wrogów. Misje wydają się niedopracowane oraz nieprzemyślane.

Przez to LotV wygląda nie jak pełnoprawny dodatek, ale raczej jak amatorski mod, albo jakaś chińska podróbka prawdziwego Starcrafta. Jak jakiś Dokemon albo inny Sailor Ball. Aż szkoda o tym opowiadać...

Diablo tkwi w szczegółach:

f7c79a79a966b86d2d16d905a39b62ea.jpg?w=640

Przykładem stopnia niedopracowania tej gry mogą być dodatkowe jednostki. Tak jak w WoL i HotS także i Protosi korzystać mogą w trybie Single ze specjalnych zdolności jednostek niedostępnych w kampanii multiplayer. Na początku wydawać może się, że jednostek tych jest bardzo dużo. Każda z nich otrzymuje aż trzy warianty, między którymi możemy się przełączać. Otrzymujemy więc żołnierzy wojsk Khaalitów, Mrocznych Protosów, Tal?darimów oraz Czyścicieli, różniących się od siebie subtelnie.

Faktycznie na pierwszych poziomach to się sprawdza. Możemy więc produkować Sentinele z dwójki lub Dragoony z Jedynki, używać Zealotów zwykłych lub Mroczno-Protoskich z innymi specjalnymi cechami, trzech rodzajów Mrocznych Templariuszy oraz dwóch typów High Templarów z różnymi czarami oraz morfować ich w Zwykłego oraz mrocznego Archona.

Z czasem jednak wychodzi na to, że twórcy poszli jednak na łatwiznę, w rezultacie czego faktycznie w kampanii nie będziemy w stanie pobawić się nawet wszystkimi wojskami dostępnymi w wersji multiplayer, bowiem stawiani będziemy przed pytaniami ?Lotniskowiec, Tempest lub Statek-Matka? albo ?Tripody czy Chrząszcze z jedynki??.

Także Włócznia Aduna, statek do którego mamy dostęp jest pomysłem fajnym, ale nie wykorzystanym. Pozwala ona nam rzucać strategiczne ?czary? na mapie: prowadzić orbitalne bombardowania, przyzywać pylony etc. Czary te możemy zmieniać między misjami przez całą grę, co akurat jest fajne. Szkoda, że w trakcie poruszania się po niej otrzymujemy tak naprawdę uboższą wersję Hyperiona z WoL.

Żeby było śmieszniej Blizzard tym razem oszczędzał na elementach zupełnie bezsensownych. Bo co to jest zaimplementować jedno menu, dorobić cztery okienka w innym, zaprojektować nowe poziomy, czy pomalować model w kolorze złotym na czarno-srebrny i czarno-czerwony, w chwili, gdy już stworzyło się engine i edytor tychże poziomów?

Ciąg dalszy na Blogu Zewnętrznym.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...