...
W marcu nasza klasa wygrała jakieś zawody sportowe, na których mnie nie było. Ze sportu lubię tylko piłkę nożną i siatkę, a na zawodach trzeba było grać w kosza, więc ja serdecznie podziękowałem za propozycję w udziale w turnieju.
Niemniej, z samej nagrody skorzystałem bardzo chętnie, a to było nic innego, jak 2-dniowy wyjazd na paintball. W akademii policyjnej były różne namiastki kilkudniowych wyjazdów na poligon, więc nie trzeba dodawać, że poczułem się bardzo, ale to bardzo szczęśliwy na myśli, że będę mógł za darmo postrzelać paintballem. A że organizatorzy paintballu byli?Hmm?nowoczesną firmą więc, sprzęt, który dostaliśmy, był pierwszorzędny.
-Widzicie! Opłaca się grać w kosza! Krzyknął Darek.
-Ta?Powiedział, ten, co spędził na ławce prawie cały turniej. Mruknąłem.
-Wybiłem sobie palec w pierwszym meczu, głupku. Odparł Daro.
-Ta?Usprawiedliwiaj się, usprawiedliwiaj się.
-Mówię poważnie.
-Jasne, jasne..
-On mówi poważnie, Pawełku. Powiedziała Viśnia. I nie kłóćcie się.
-Widzisz? Hę? Hę?
-Dobra. Wybiłeś palec. I co z tego?
-Nie mogłem przez to grać!
-Właśnie. Nie mogłeś grać.
-Ty w ogóle nie grałeś.
-Ja nie lubię kosza!.
-Ale?
-Dobra?Nieważne. Zapomnij.
Wyciągnąłem z kieszeni telefon i włączyłem sobie Linkinów. Słuchałem już tak dobre 30 sekund, gdy Stefan, który siedział obok mnie, spytał się:
-Kto to był? No wiesz, ten menel.
-Stefciu, nie chcę być niegrzeczny, ale nie o wszystkim muszę Ci mówić.
Ale nie martw się. To nie jest mój ojciec.
-Jasne. A w ogóle, to chyba dojeżdżamy.
Spojrzałem na okno autokaru, który wiózł nas do lasku, w którym mieliśmy spędzić najbliższe 2 dni. Na zewnątrz było mokro i pochmurno. Idealna pora na zabawę w takie podchody.
-Kopałeś kiedyś okop?
-Nie, a ty?
-Nie. A przecież będziemy musieli gdzieś spać, prawda?
-Spokojnie, przecież nic nam nie będzie.
-O ile nie zacznie w nas napierdzielać artyleria.
-Tak jak w Kompani Braci?
-Ta. Dokładnie tak.
-Nigdy nie kopałem okopu, ale kiedyś w górach musiałem spędzić noc. Wyobrażasz sobie? Ja! Taka chudzina musi spędzić noc w Tatrach.
-Co się stało?
-A wiesz, zgubiłem się. Komórka w górach zasięgu nie ma, więc spędziłem noc w jaskini.
-W jaskini? A w której?
-Jak to w której? Spytałem.
-No wiesz, niewiele w Tatrach jest jaskiń. Większość jest dobrze znana i oznaczona.
-Nie dowiadywałem się, która to była jaskinia. Nie widziałem takiej potrzeby. Niemniej to było jedno z najfajniejszych przeżyć w moim życiu.
Znalazłem trochę gałęzi. Jakieś siano-nie siano. Dobrze, że miałem własny śpiwór.
I tak koło 3 w nocy budzę się. I słyszę, że coś się rusza. Myślę sobie: ?O cholera, pewnie jakiś niedźwiedź albo inna bestia.? Taki totalnie przerażony wstaję, idę w kierunku hałasu a tam?
E?Gosia. Czemu tak się gapisz?
-Opowiadaj! Co to było?
Zaśmiałem się lekko, wspominając swoje przeżycia. Patrząc przez pryzmat miesięcy, które minęły od tego momentu, teraz to jest zabawne. Wtedy nie było ani trochę.
-To była jakaś przerażona wiewiórka, która przebudziła się ze snu zimowego.
-Pfff?Nie no, ja myślałam, że stoczyłeś jakąś walkę z niedźwiedziem i obroniłeś się tylko dzięki temu, że miałeś swój pistolet.
-Pistolet? Spytał Stefciu.
W pierwszej chwili myślałem, że zdzielę dziewczynę łopatą po jej pustej głowie, jednak ta zauważyła, że zrobiła głupstwo, więc szybko dopowiedziała:
-No wiesz?Nigdy nic nie wiadomo, co ma taki Paweł w plecaku. Prawda, Pawełku?
-Racja, Gosiu. Ale następnym razem bierz mniej tego, co bierzesz.
Dziewczyna się zaczerwieniła i odwróciła.
Stefan spojrzał tylko na mnie z pytającą miną.
Chciałem powiedzieć, żeby nie zwracał na nią uwagi, jednak powiedziałem:
-Dojechaliśmy!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia.