...
Viśnia miała rację. Krzychu zaraz po powrocie z ferii przeprosił mnie. Ja go również przeprosiłem, gdyż przez prawie 6 miesięcy go okłamywałem. Po szkole poszliśmy sobie na Tymbarka pomarańczowego, by przypieczętować nasz rozejm.
Podczas ferii, dostałem niespodziewanie płatny, tygodniowy urlop, który wykorzystałem na nartach z siostrą. Pojechaliśmy na 4 dni do Zawoi.
Fajnie było znowu pojeździć na nartach z własną bliźniaczką. Po raz pierwszy od kilkunastu miesięcy mogliśmy ze sobą spędzić trochę czasu.
Po powrocie do szkoły, dostałem od Sebastiana narkotyki, które miały zostać rozprowadzone w kilka dni.
Większość moich klientów była uczniami pobliskich szkół, jednak zdarzało się od czasu do czasu, że moimi klientami byli studenci, prostytutki lub zwykli ludzie, którzy szukali rozrywki.
Nie było z takimi ludźmi zwykle problemu. Gdy tylko się spotykaliśmy, ja dawałem im towar, oni dawali mi pieniądze. To wszystko. Takie proste, można nawet powiedzieć, że niewinne, a tu połowa wrocławskiego wydziału do spraw narkotyków zajmowała się sprawą jednego Piga.
Sprzedaż narkotyków nie przeszkadzała mi bardzo jeśli chodzi o relacje z klasą.
O ile Viśnia, Krzychu, Gośka i Wojtek wiedzieli o wszystkim i rozumieli wszystko, tak Doniu po prostu powiedział, że ma to gdzieś, bylebym sam tego świństwa nie brał. Pozostali prawdopodobnie nie wiedzieli o moim dorabianiu do kieszonkowego.
Seba, z jasnych przyczyn, w ogóle nie podejmował przy mnie tematu narkotyków. Co mi pasowało bardzo dobrze.
Praca była łatwa, a klienci byli zwykłymi ludźmi. Z wyjątkiem jednej sytuacji.
Wracałem do domu ze Stefanem i Żanetą. Szliśmy sobie w trójkę, obgadując nauczycielkę od matematyki, gdy zatrzymał mnie typowy menel:
Miał pobrudzoną koszulę, podarte jeansy. Wyglądał jak przeciętny mieszkaniec wrocławskiego dworca.
-Ty jesteś Werner?
Z początku olałem kolesia, gdyż nie chciałem, by Stefan albo Żaneta się dowiedzieli o tym, że sprzedaję.
-Ty jesteś Werner?
-Paweł, ojca nie poznajesz? Spytał Stefciu.
-Hahaha. Nie. Nie poznaje. Zresztą, sądziłem, że to twój brat bliźniak.
-Ty jesteś Werner? Spytał po raz trzeci menel.
-Tak! Czego chcesz?
-Jestem od Maćka Piga.
Z lekkim zakłopotaniem spojrzałem na Stefcia i Żanetę.
-E?ten, no?Muszę tu załatwić jedną sprawę.
-E?kto to jest? Spytała dziewczyna.
-Powiedzmy, że to naprawdę mój ojciec.
Gdy zostałem sam na sam z facetem, spytałem o co chodzi.
-Kokaina. Odparł tamten.
-Bosko?A zamiast narkotyków to nie lepiej się narżnąć jakimś tanim jabolem?
-Pig nie będzie zadowolony, gdy się dowie, że tak odmawiasz sprzedaży.
Tu mnie koleś miał. Nie mogłem mu tak po prostu odmówić.
-Ile chcesz tej kokainy?
-Jedną?
-Dobra?wiesz, jaka jest cena. Wyskakuj z kasy.
-Masz przy sobie?
-Tak. Jeden koleś dzisiaj miał kupić, ale nie było go w szkole. Dawaj kasę.
-W tym problem-odparł menel. Nie mam kasy. Oddam Ci w piątek.
-Takiego wała!
-Mówię poważnie. Oddam Ci w piątek.
-Wiesz? Coś od początku mi to nie pasowało. Jakim cudem taki menel, jak ty, może znać Piga? Hm??
-Nie twój biznes. Daj mi kokainę.
-Wal się. Odparłem, odwróciłem się i ruszyłem w kierunku przystanku.
Facet nie dawał za wygraną. Złapał mnie za ramię.
-Puść mnie.
-Daj mi!
-Wal się.
-Dawaj!
Tego było za wiele. Odepchnąłem kolesia, wykręciłem mu rękę i spojrzałem czy wokół nikogo nie ma. Nikogo nie było?No, nie licząc oddalającą się taksówkę.
-Nie wiem, kim jesteś, ale średnio mnie to obchodzi. Zaczepisz mnie jeszcze raz, to załatwię Ci szybką kurację odwykową.
Następnie uderzyłem z kolanka w głowę kolesia. Ten się przewrócił i znieruchomiał.
-Ścierwo cholerne. Mruknąłem do siebie, ruszając w kierunku przystanku.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia.